POŹZnan
Patronat Honorowy
Prezydenta Miasta Poznania
Patronat honorowy
Przewodniczący Rady Miasta Poznania
Grzegorz Ganowicz
KRoniKa Miasta Poznania 2018/1
Szlachta w mieście
redaktor prowadzący
tomasz Jurek
Wydawnictwo
Miejskie
Posnania
Wydawca:
Wydawnictwo Miejskie Posnania
ul. F Ratajczaka 44, 61-728 Poznań
tel. 61 854 07 62, www.wmposnania.pl
Kwartalnik wydawany pod patronatem Rady Miasta Poznania
Kolegium redakcyjne:
Przemysław Matusik (przewodniczący i redaktor naczelny),
Magdalena Mrugalska-Banaszak (zastępca redaktora naczelnego),
Jerzy Borowczyk, Tomasz Jurek, Piotr Korduba, Piotr Marciniak,
Maria Teresa Michałowska-Barłóg, Krzysztof Podemski, Jan Skuratowicz,
Bogdan Walczak
Przedstawiciel Rady Miasta:
Antoni Szczuciński
Sekretarz redakcji:
Piotr Grzelczak
piotr.grzelczakQwm.poznan.pl
Redaktor prowadzący:
Tomasz Jurek
Redakcja:
Piotr Grzelczak
Korekta:
Anna Nowotnik
Projekt okładki: Joanna Pakuła, fot. Marta Stachowska, Studio Graficzne Wydawnictwa
Miejskiego Posnania
Skład i przygotowanie do druku:
Wojciech Szybisty, Studio Graficzne Wydawnictwa Miejskiego Posnania
ISSN 0137-3552
uwM POŹZnan
spis treści
od redakcji ............................................................................................................................. 7
Poznań staropolski
tomasz Jurek
Szlachta w mieście i pod miastem w średniowieczu .................................................. 11
Paweł Dembiński
Wojtek Bogaty i jego rodzina. Na styku miasta i wsi
w późnośredniowiecznym Poznaniu ........................................................................... 33
tomasz Jurek
Chybski, Suski, Regnolt i inni. Szlachta-rozbójnicy
przed miejskim sądem (1497) ...................................................................................... 47
Magdalena Mrugalska-Banaszak
Szlachecki napad na poznański ratusz Anno Domini 1692 ...................................... 69
Michał zwierzykowski
Szlachcic w osiemnastowiecznym Poznaniu.
Uwarunkowania obecności wielkopolskiej szlachty w obrębie miasta ..................... 80
Pod pruskim zaborem
Przemysław Matusik
Ziemiaństwo w XIX-wiecznym Poznaniu ................................................................105
Joanna Lubierska
Dziewiętnastowieczne sprawy małżeńskie szlachty
przed poznańskim Konsystorzem Arcybiskupim ......................................................125
Michał Mencfel
Poznań słynny z umiejętności i sztuk pięknych.
Edwarda i Atanazego Raczyńskich pragnienie „Nowych Aten” ..............................139
agata Łysakowska
Wielmożna hrabino dobrodziejko! Akcja charytatywna
Celestyny Działyńskiej z 1848 roku ...........................................................................157
Michał Boksa
Chłapowscy w Poznaniu .............................................................................................169
Dobrosława Gucia
Szlachcianki w Zakładzie dla Siedmiu Wdów i Pięciu Panien ...............................185
W wieku XX
andrzej Krzysztof Bucholz
Poznańskie korporacje akademickie w latach 1920–1939 ......................................195
Ewa Leszczyńska
Roger Adam Raczyński (1889–1945) ........................................................................213
tadeusz W. Lange
„Malta” w międzywojennym Poznaniu i Wielkopolsce ...........................................229
tomasz zuzek
Włodzimierz Dworzaczek (1905–1989). Poznański genealog szlachty .................249
Takie rzeczy się robiło. z olgierdem Baehrem, byłym prezesem
Klubu inteligencji Katolickiej w Poznaniu i członkiem Prymasowskiej
Rady społecznej, rozmawia Konrad Białecki .........................................................268
Szczególne obowiązki społeczne. z Wandą niegolewską,
Danutą Prus-Głowacką i Marią Heydel z oddziału Wielkopolskiego
Polskiego towarzystwa ziemiańskiego, rozmawia Grażyna Wrońska................279
Kronika
andrzej Król
Przegląd wydarzeń (listopad 2017–styczeń 2018) ...................................................291
od redakcji
szlachta i miasto to różne światy, patrzące na siebie wrogo. nawet tak światły
człowiek jak hetman Jan zamoyski stwierdzał: „nie podług rękodzielnych wyrobów,
nie podług murów i obszernych budowli sądzi się o szczęściu ludzi, ale podług ich
wolności, cnót i dobrych obyczajów” – w tych pierwszych widząc atrybuty miast,
w ostatnich zaś przymioty szlacheckie. W dawnej Polsce szlachcicowi nie wolno było
parać się miejskimi zajęciami. a jednak szlachta była zawsze obecna w życiu mia-
sta, a miasto – w życiu szlachty. Wymuszały to liczne role, jakie pełnił Poznań jako
niekwestionowana stolica regionu w wymiarze politycznym, administracyjnym,
ekonomicznym, kulturalnym czy nawet komunikacyjnym. Każdy wielkopolski wła-
ściciel ziemski musiał bywać w Poznaniu na sądach, targach i jarmarkach, odwie-
dzał katedrę i inne kościoły, niekiedy dawał się tam pochować, w miejskich szkołach
edukował swe dzieci, niekiedy się w mieście bawił, niekiedy awanturował, czasami
wreszcie zawisał na miejskiej szubienicy. Choć ideałem szlacheckiego życia pozosta-
wała przez wieki autarkia w ramach wiejskiej gospodarki, bez kontaktu z miastem
żyć się po prostu nie dawało. Przychodziło też i przeprowadzać się na stałe do miasta
lub przynajmniej na jego przedpola, choć przeważnie bywała to decyzja wymuszona
przykrą koniecznością opuszczenia rodowego majątku na wsi. tak szlachta stawała
się częścią miejskiej społeczności i miejskiej różnorodności, starając się zresztą prze-
ważnie zachowywać i eksponować swą odrębność. W Poznaniu miało to szczególne
znaczenie, bo do tradycyjnych przeciwieństw społecznych i mentalnych (mieszczań-
ski kult pieniądza versus szlachecka skłonność do ostentacji, „postaw się, choć zastaw
się”) dochodziły w naszym przypadku drażliwe kwestie narodowe: znaczny odsetek
mieszczan stanowili zawsze obcy przybysze, głównie niemcy, nieufnie traktowani
przez przywiązaną do swej polskości szlachtę. schludny, pracowity i oszczędny
mieszczanin-niemiec oraz żyjący szeroko, rozrzutny i zawadiacki szlachcic-Polak
to postacie archetypiczne.
okazują się to wątki ponadczasowe, snujące się przez całość dziejów Poznania.
staramy się je śledzić od najdawniejszych epok. i podobne sprawy odkrywamy w XV,
XViii, XiX czy również XX wieku, choć z różnym natężeniem. z biegiem stuleci
przepływ szlachty do miast narastał. W czasach nowszych szlachectwo jako pewien
koncept organizacji życia społecznego zaczęło się przeżywać, choć także nowoczesne
ziemiaństwo – nie oparte już na kryterium krwi i pochodzenia – chętnie kultywo-
wało staroszlacheckie tradycje. Burze dziejowe wieku XX zmiotły szlachtę jako war-
stwę społeczną. tracąc oparcie w majątkach ziemskich, migrowała z musu do miast.
odnajdywanie się w tym nowym środowisku to pasjonujący problem, który wymaga
jednak dopiero dokładnego zbadania. Losy wielu osób ziemiańskiego pochodzenia,
ich kariery i wkład w życie i rozwój miasta, aktywność towarzystwa ziemiańskiego
dowodzą, że szlachta, której formalnie wszak już dawno (przynajmniej od czasu
Konstytucji marcowej z 1921 r., stwierdzającej w art. 96, że „Rzeczpospolita Polska
nie uznaje przywilejów rodowych ani stanowych”) nie ma, wciąż jest w Poznaniu
obecna i ma się chyba dobrze.
staramy się sięgać do wszystkich epok, dotrzeć do różnych dziedzin życia –
z różnym oczywiście skutkiem, zależnym od stanu wiedzy o pewnych zagadnie-
niach, od podaży i sił autorów, niekiedy od przypadkowych uwarunkowań. nie zdo-
łaliśmy napisać o wszystkim, o czym napisać chcieliśmy i o czym napisać było warto.
Prezentowany zestaw tekstów pozostaje selektywny i nie każdego pewnie zadowoli.
są artykuły przekrojowe, starające się pokazać całość zagadnienia w danej epoce,
i liczne inkrustacje, ilustrujące rozmaite zjawiska na przykładach osób, rodzin, zda-
rzeń, epizodów, instytucji. Przesunie się przed naszymi oczami korowód postaci
w zbrojach, kontuszach, frakach czy eleganckich cylindrach. Jedni zasłużeni, inni
szkodliwi, wszyscy „urodzeni” – i przeważnie nieco z góry patrzący na sąsiadów,
w których żyłach nie płynęła błękitna krew. Razem tworzyli jednak to miasto.
Tomasz Jurek
= EWY
Eee WIET ŁA U „a
4: sł WAW. Ga 7
% 131.3 i] WW IA =
r ANT z, £. 5
LIG sę
POZNAŃ STAROPOLSKI
Na poprzedniej stronie:
oblężenie Poznania przez wojska saskie w 1704 r.
[w:] stragona abo. stołeczne Miasto Poznań oraz tabula accuratissima tam per totam Maiorem Poloniam
quam Extra Regnvm iák wiele Do Cudzoziemskich Miast mil ráchowáć się ma Wystawiona w Roku Páńskim 1707
11
tomasz Jurek
szlachta w mieście
i pod miastem w średniowieczu
Średniowieczna i staropolska szlachta to warstwa na wskroś rustykalna,
związana z wiejskim środowiskiem, wiejską gospodarką i wiejskim stylem życia.
Pierwsza i obowiązująca potem przez wieki definicja szlachectwa, jaką dał
w swych konstytucjach sejm radomski z 1505 roku, podkreślała, że warunkiem
szlachectwa jest urodzenie z dwojga szlachetnych rodziców, żyjących w swych
dobrach ziemskich podług ojczystych obyczajów, praw i zasad swego stanu oraz
nieparających się pracami właściwymi dla ludzi, którzy żyją w miastach1. Już na
poziomie samych pojęć szlachta i miasto rysują się jako antytezy. szlachcic w mie-
ście wydaje się więc figurą zgoła niestosowną i niepotrzebną. naturalna była też
niechęć szlachecka wobec miasta i mieszczan, odwzajemniana zresztą przez tych
ostatnich. z jednej strony mamy wszak kultywujących rycerski etos wojowników,
ludzi miecza, wierzących w wagę cnót wynikających z dobrego urodzenia, z dru-
giej zaś – zarabiających własnym przemysłem i sprytem kupców i rzemieślników,
doceniających wartość pokoju i spokoju, wagę zaś człowieka mierzących miarą
jego powodzenia i dochodu. a jednak szlachta w życiu miasta, i to również tak
dużego jak Poznań, była stale obecna2.
Paradoksalnie stwierdzić nawet można, że szlachta była w mieście już wtedy,
kiedy nie było jeszcze samego miasta. najstarszy Poznań to wszak gród zbudowany
jeszcze w epoce przedpaństwowej, na ostrowie tumskim. nazwa ma charakter nie-
wątpliwie dzierżawczy – Poznań to gród Poznana – a ów eponim, twórca i pierwszy
gospodarz, musiał najpewniej należeć do polańskiej elity plemiennej lub wczesno-
państwowej. na bok odłóżmy rozważania, wysoce niepewne, nad jego ewentualnym
wielkomorawskim pochodzeniem3. Potem gród stał się ważnym ośrodkiem władzy
pierwszych Piastów. nieprzypadkowo to tu Mieszko postawił sobie reprezentacyjne
1 Volumina constitutionum, t. i, cz. 1, wyd. s. Grodziski, i. Dwornicka, W. Uruszczak, Warszawa 1996, s. 140.
2 Podstawowe znaczenie zachowuje wciąż studium J. Wiesiołowskiego, Szlachta w mieście. Przemieszczenia
i migracje szlachty między wsią a miastem w Polsce XV wieku, „studia i Materiały do Dziejów Wielko-
polski i Pomorza” 14, 1980, z. 1 (27), s. 47–75, oparte w dużym stopniu na materiale poznańskim; zob.
też tenże, Socjotopografia późnośredniowiecznego Poznania, Warszawa–Poznań 1982, s. 122–124; a. Gąsio-
rowski [w:] Dzieje Poznania, t. i, cz. 1, Warszawa–Poznań 1988, s. 264–266. o napięciach między szlachtą
i mieszczaństwem pisałem ostatnio w artykule: Mieszczańskość poznańska (i nie tylko) w wiekach średnich,
„Kronika Miasta Poznania” 2017/4, s. 22–36.
3 z. Kurnatowska, M. Kara, Na tropie Poznana – eponima naszego miasta [w:] Civitas Posnaniensis. Studia
z dziejów średniowiecznego Poznania, Poznań 2005, s. 9–26.
tomasz Jurek
12
palacjum i umieścił siedzibę pierwszego biskupa. tego typu ośrodek skupiać musiał
przede wszystkim otoczenie książąt, ich drużynę i wywodzących się z niej dostojni-
ków. to przecież ówczesna szlachta (choć sami siebie tak na pewno nie nazywali).
z biegiem czasu wokół grodów – będących przede wszystkim obiektami militarno-
-rezydencjonalnymi – rozrastały się coraz szerzej otwarte osady rzemieślnicze czy
kupieckie. Poznań Xii-wieczny to rozległa aglomeracja osadnicza, której zasięg
wyznaczają orientacyjnie kościoły św. Michała na prawym oraz św. Marcina
i św. Wojciecha na lewym brzegu Warty. Komponent arystokratyczny odgrywał jed-
nak nadal istotną rolę. W owym konglomeracie osad znajdowały się bowiem naj-
pewniej także dwory możnych panów. zjawisko to najlepiej znamy ze stołecznego
Krakowa (gdzie śladem siedziby wielkiego rodu toporów jest ufundowany przez
wojewodę sieciecha romański kościół św. andrzeja przy dzisiejszej ul. Grodzkiej)
oraz z Wrocławia, ale podobnie było też w innych naczelnych grodach monar-
chii piastowskiej (np. w Łęczycy)4. Podobnie musiało też być w Poznaniu – choć
w naszym przypadku rzecz nie jest poświadczona żadnymi źródłami. Jedyny ślad
stanowić może fakt, że w czasie, kiedy przygotowywano lokację miasta lewo-
brzeżnego, książę Przemysł i dokonał hojnego nadania na rzecz swego wojewody
Beniamina zaremby5; domyślać się można, że było to zadośćuczynienie za jakieś
grunty, które zarembowie oddali wtedy władcy w samym Poznaniu. Lokacja mia-
sta całkowicie przeorała stosunki własnościowe, likwidując wcześniejsze chaotyczne
układy na rzecz uporządkowanej przestrzeni miejskiej, z czworobocznym pla-
cem targowym (rynkiem), regularną siecią prostopadłych ulic i wyraźną granicą
w postaci umocnień. akt lokacyjny oznaczał uformowanie miasta we właściwym
sensie tego pojęcia – jako bytu wyodrębnionego nie tylko przestrzennie i ekono-
micznie, ale także społecznie i prawnie, bo cieszącego się własnym samorządem.
W Poznaniu dokonanie lokacji potwierdza przywilej wydany mieszczanom przez
książąt Przemysła i i Bolesława Pobożnego w 1253 roku, choć faktycznie miasto zor-
ganizowano, wytyczono i zasiedlono zapewne już kilka lat wcześniej6.
nowo lokowane miasto zapełniło się obcymi osadnikami, głównie niemcami
przybywającymi z turyngii, Łużyc (pierwszym naczelnikiem gminy został, jako
wójt, tomasz z Gubina) czy Śląska7. Choć w następnych dziesięcioleciach narastał
dopływ ludności z najbliższego, wielkopolskiego zaplecza, stale pojawiali się też
nowi przybysze z dalekich stron. Miasto ulegało na pewno polonizacji – także
imigranci uczyli się przecież polskiego – ale bardzo długo zachowywało nie-
miecki polor. ton nadawały warstwy kierownicze, najbogatsze, przede wszystkim
kupcy i zamożni rzemieślnicy, były to zaś sfery prowadzące swe interesy w skali
4 a. Wędzki, Ze studiów nad rezydencjami możnowładczymi i rycerskimi na ziemiach polskich
w XI–XII wieku, „slavia antiqua” 25, 1978, s. 173–188; H. Manikowska, L’aristocrazia nelle sedes regni prin-
cipales della Polonia del secolo XII [w:] Studie sulle societá e le culture del Medioevo per Girolamo Arnaldi,
Roma 2002, s. 341–358.
5 Kodeks dyplomatyczny Wielkopolski, t. Vi, wyd. a. Gąsiorowski, H. Kowalewicz, Warszawa–Poznań 1982,
nr 9.
6 t. Jurek, Przebieg lokacji Poznania [w:] Civitas Posnaniensis. Studia z dziejów średniowiecznego Poznania,
Poznań 2005, s. 173–191.
7 tenże, Poznań i jego mieszkańcy w XIII i XIV wieku [w:] Miasto w perspektywie onomastyki i historii,
Poznań 2010, s. 527–545.
SZLACHTA W MIEŚCIE I POD MIASTEM W ŚREDNIOWIECZU
1. Podgórcze pod poznańskim zamkiem, 1617 r., sztych z dzieła Georga Brauna i Fransa Hogenberga,
Givitates orbis terrarum [w:] Plany Poznania, oprac. D. Książkiewicz-Bartkowiak, Poznań 2010
międzynarodowej, posługujące się w związku z tym językiem niemieckim oraz
przyznające się do niemieckiej kultury i obyczaju. Ten obcy językowo i etnicznie
charakter miasta (właściwy zresztą dla większości dużych miast na ziemiach pol-
skich) pogłębiał jeszcze poczucie wyalienowania i niechęci ze strony miejscowego
otoczenia. Napięcia te rozładowały się wprawdzie w postaci gwałtownych kon-
fliktów między miastami a lokalnym rycerstwem w początkach XIV wieku, ale
wzajemne urazy pozostały trwałe. Naznaczyły one późniejsze dzieje, sprawiając
że w staropolskiej kulturze miasto traktowane było jako świat obcy i wrogi. Mimo
to jednak świat ten — i jako skupisko ludzkie (co zawsze miało siłę przyciągającą),
i jako centrum życia gospodarczego, w którym skupiały się nici handlu, bogac-
twa i wszelkich interesów finansowych, i jako ośrodek rozmaitych władz (świec-
kich i kościelnych)* — nieustannie przyciągał i wsysał w orbitę swych wpływów
wszystkich, w tym także nieufne i niechętne rycerstwo czy szlachtę.
Wzajemne kontakty zaczęły się bardzo wcześnie. Z jednej strony nowa miej-
ska elita, przynajmniej rodzina wójtowska, sięgała po kolejne oznaki społecz-
nego prestiżu — nabywała dobra ziemskie, wystawiła sobie przy rynku murowaną
wieżę mieszkalną na wzór siedzib możnowładczych, dokonywała reprezentacyj-
nych fundacji w katedrze”. Zwieńczeniem tych ambicji była próba dokonywa-
nia samodzielnych wyborów politycznych, gdy wójt Przemek (ochrzczony tak
80 funkcjach centralnych Poznania zob. J. Wiesiołowski, Miasto w przestrzeni społecznej późnego średnio-
wiecza [w:] Społeczeństwo Polski średniowiecznej, t. III, Warszawa 1985, s. 314-347.
? M. Szymańska, Wójtostwo poznańskie 1253-1386. Od lokacji miasta do wykupu wójtostwa przez miasto,
„Przegląd Zachodni” 1953, nr 6-8, s. 183-190; W. Gałka, O architekturze i plastyce dawnego Poznania do
końca epoki baroku, Poznań 2001, s. 78-82.
13
'TOMASZ JUREK
2. Pałac Górków (obecnie Muzeum Archeologiczne), 1968 r., ze zb. Archiwum KMP
na cześć miejscowych książąt) wbrew stanowisku rycerstwa próbował opierać
się wyborowi Władysława Łokietka — co miasto przypłaciło szturmem i złupie-
niem przez przeciwników (1313/1314). Z drugiej strony mamy ciekawy przykład
braci Tylona, Jaśka, Jakuba, Mikołaja i Stefana, którzy byli pracownikami kan-
celarii książęcej i kanonikami katedralnymi. To synowie Jakuba z Krerowa, ale
charakterystyczne imię Tylo, jak i posiadanie podpoznańskiego młyna wskazują
na ich bliskie związki z miastem. Domyślać się można, że to rodzina rycerska,
przez matkę skoligacona z mieszczaństwem. Innego przykładu dostarcza mistrz
Mikołaj, pochodzący z podpoznańskiego rycerstwa lekarz kolejnych książąt wiel-
kopolskich, który z racji wykonywanego zawodu osiadł w mieście. Wiemy o nim,
że podczas „nieszczęsnego spustoszenia miasta” stracił majątek i opuścił Poznań
(acz po kilku latach doń powrócił)". Przykładów nie mamy wiele, ale widać
w nich i rosnące ambicje mieszczan, i migracje synów rycerskich do miasta, i mie-
szane małżeństwa. Widać też znaczenie politycznej katastrofy z 1313/1314 roku,
która pociągnęła za sobą na pewno wymianę miejskich elit. Ze względu na wiel-
kie ubóstwo źródeł niewiele jednak wiemy o sytuacji w następnych dekadach.
Odnotować możemy wtedy napływ nowych rodzin z Niemiec, Śląska, Prus czy
też z miast wielkopolskich, ale słabo widać synów szlacheckich. Można się ich
domyślać w rodzinie Bogatych (Piotr Dives, 1352), Bartku i Hanku Cieszymirach
(od 1383) czy w Jakubie Siekierce (1382, pewnie pochodzącym z drobnoszlachec-
kiej wsi Siekierki k. Kostrzyna), ale żaden z tych przykładów nie jest absolutnie
10-T. Jurek, Poznań i jego mieszkańcy..., s. 536.
14
SZLACHTA W MIEŚCIE I POD MIASTEM W ŚREDNIOWIECZU
|
3. Szesnastowieczny portal Pałacu Górków, 1930 r., fot. R.S. Ulatowski, ze zb. MKZ w Poznaniu/CYRYL
pewny. Lepszego rozeznania nabywamy dopiero u schyłku XIV wieku. Dla miasta
zaczynała się wtedy nowa epoka prosperity. Unia polsko-litewska (1386) otwierała
nowe możliwości handlu wschodniego, z których korzystać miał także Poznań,
położony na nabierającym teraz znaczenia szlaku z Niemiec ku Litwie i Rusi.
Zdecydowanie poprawia się też od tego czasu dokumentacja źródłowa, a zacho-
wanie się ksiąg sądów miejskich (od 1398), a także sądów szlacheckich i kościel-
nych, pozwala na kompletniejsze uchwycenie miejskiej populacji i dokładniejszą
obserwację jej życia.
W XV-wiecznym materiale poznańskim widać bogactwo rozmaitych relacji
między szlachtą a miastem. Sferę niesłychanie ważną stanowiły kontakty gospo-
darcze. To u poznańskich rzemieślników trzeba było — niezależnie od żywionych
wobec nich uczuć — kupować lub zamawiać rozmaite towary, to przez kupców
sprowadzać bardziej wyszukane przedmioty z dalszych stron, to u nich trzeba
było zbywać nadwyżki własnej produkcji rolniczej czy leśnej. Tego rodzaju
codzienne kontakty, nieutrwalane przeważnie na piśmie, rodziły zobowiązania
finansowe. Przeważnie to szlachcice pozostawali dłużnikami kupców, pewnie
w związku z jakimiś nierozliczonymi na czas zamówieniami towarów. Po przy-
kłady sięgnijmy do źródeł z początku XV wieku. Oto w 1402 roku mieszczanin
15
tomasz Jurek
16
Maciej słodki z Poznania pozywał Wolframa z Bucza o niezapłacone 9 grzywien
i 7 skojców „za sukno i za pracę”11 – chodziło najwyraźniej o jakieś większe
usługi krawieckie i zakupiony na te potrzeby towar. Dwa lata później Dobrogost
z szamotuł, wielki pan, miał proces z mieszczaninem andirkiem Ponieckim
o 3 grzywny za łyżki i 2 grzywny za pancerz, do tego zaś o 12 grzywien długu12,
a nieco później został pozwany przez Wojtka Bogatego o 12 grzywien ojcow-
skiego długu za sukno13. Ów Wojtek to człowiek wyjątkowy obrotny w intere-
sach ze szlachtą (sam był rycerskiego pochodzenia) – o należności za sukno
procesował się też z Mikołajem Pniewskim (20 grzywien), sędziwojem Psarskim
(46 grzywien, do tego 24 grzywny długu), Jankiem Mosińskim (niewątpliwie
szlacheckiej kondycji), a z Janem i Mikołajem Glińskimi z Moraska o 12 grzy-
wien za sukno i pieprz14. z lat późniejszych wspomnijmy jeszcze powtarzające się
procesy mieszczan ze szlachtą o niewielkie, kilkugrzywnowe długi za „kramne
rzeczy”, długi „funtem odważone i łokciem odmierzone”, przy czym imiennie
wymienia się sukno, pieprz, szafran, barchan i figi (te egzotyczne towary nabył
od kramarki Katarzyny skromny szlachcic nikel z turowa k. Lwówka)15. Choć
to tylko parę przykładów, widać złożoność problemu. Paleta wymienionych pro-
duktów jest dość bogata i pokazuje szerokość oferty miejskiej wobec szlachty
(która w mieście się ubierała, zbroiła, wyposażała dom i kupowała też luksusową
żywność), a dominacja sukna jest zrozumiała, bo to masowo sprzedawany towar
pierwszej potrzeby. o znaczeniu szlachty wśród klientów miejskiego rzemiosła
świadczy chociażby fakt, że statuty krawców poznańskich za sprawdzian umie-
jętności mistrzowskich uznawały sprawne wykonanie szat liturgicznych lub
kapy na szlacheckiego konia16.
W zestawionych procesach stają reprezentanci wszystkich warstw szlachec-
kich (od magnatów szamotulskich po Mosińskiego, być może z rodziny wójtów
Mosiny). zastanawiające są wysokie sumy, jakich dochodził Wojtek Bogaty.
nie mogą to być nieuregulowane należności nawet za towar sprowadzany
z zagranicy. Chodzi tu raczej o rozliczenia z tytułu wspólnych przedsięwzięć
handlowych, co wskazuje na powiązania kapitałowe. nieprzypadkowo wcho-
dzi w nie właśnie Wojtek Bogaty, sam pochodzący ze szlachty i traktowany
przez nią pewnie nadal jako swój. Pozytywnym aspektem współpracy z kup-
cami było wykorzystywanie ich możliwości lokalowych – dysponowali wszak
murowanymi piwnicami, co zachęcało do oddawania im na przechowanie cen-
nych przedmiotów, w tym najważniejszych dokumentów zawierających tytuły
prawne do dóbr. z tego samego środka korzystała też wspólnota szlachecka,
składając w razie potrzeby na ratuszu swe księgi sądowe, stanowiące źrenicę
11 Księga ziemska poznańska 1400–1407, wyd. K. Kaczmarczyk, K. Rzyski, Poznań 1960, nr 850.
12 tamże, nr 2043, 2063.
13 tamże, nr 2149; Wielkopolskie roty sądowe XIV–XV wieku, wyd. H. Kowalewicz, W. Kuraszkiewicz, t. i,
Poznań 1959, nr 767.
14 Księga ziemska poznańska, nr 96, 527, 987, 1002, 2214.
15 Wielkopolskie roty, t. i, nr 826, 1032, 1090, 1262, 1327, 1428, 1563, 1571. Jako znakomity przewodnik
służy M. trawińska, Indeks do Wielkopolskich rot sądowych z XIV i XV wieku, Warszawa 2009.
16 Akta radzieckie poznańskie, wyd. K. Kaczmarczyk, t. ii, Poznań 1931, nr 1721.
szlachta w mieście i pod miastem w średniowieczu
17
całego porządku prawnego17. tego rodzaju depozyty świadczą o fundamental-
nym zaufaniu wobec mieszczan.
W wymienionych procesach rozróżnia się należności za towar od zwykłych
długów. Widać więc, że szlachta szukała też w mieście pożyczek. z gotówką było
zawsze krucho. Możliwości mieszczan też nie były nieograniczone. Podstawowym
źródłem kredytu byli Żydzi, żyjący z udzielania pożyczek na lichwiarski procent –
zwyczajową normą było naliczanie tygodniowo 1 grosza od każdej grzywny, co
w skali roku daje ponad 100 proc. Księgi sądów szlacheckich pełne są procesów
o niespłacone długi u Żydów, które niektórych ziemian doprowadzały do ruiny
i skutkować mogły nawet przejęciem ich dóbr przez żydowskich lichwiarzy, którzy
zresztą nie byli nimi zainteresowani i szybko się ich pozbywali. W czasach nie-
doboru gotówki kredyt żydowski był, mimo straszliwych niekiedy skutków, sta-
łym i niezbędnym elementem szlacheckiej gospodarki. „szlachta wielkopolska
siedziała w kieszeni u Żydów”18. to też nić wiążąca ją z miastem i kolejny ele-
ment umacniający szlachecką odrazę wobec miejskiego świata. Później, gdy od
XVi wieku Żydzi odeszli od lichwy i zaczęli zajmować się handlem – wchodząc
tym samym w ostrą walkę konkurencyjną z mieszczańskim otoczeniem – utwo-
rzył się specyficzny wspólny, żydowsko-szlachecki front przeciwko kupcom chrze-
ścijańskim19.
Mimo powszechnej niechęci zdarzały się migracje szlachty do miast20.
Przeważnie dotyczyły albo młodzieży, zwłaszcza młodszych z rodzeństwa, którzy
nie widzieli już dla siebie nadziei na szczupłej ojcowiźnie, albo też ludzi dojrzałych,
których kłopoty ekonomiczne zmusiły do sprzedaży majątku ziemskiego. obie
kategorie próbowały ułożyć sobie w mieście nowe życie i dla obu był to przymus
twardej konieczności, a nie swobodny wybór. nie wchodziła tu na pewno w grę
znana ze średniowiecznego przysłowia nadzieja, że „miejskie powietrze czyni wol-
nym”. najczęściej wybierano przenosiny do najbliższego miasta średniej wielko-
ści, na tyle dużego, że oferowało pewne możliwości, a zarazem na tyle małego, że
mógł się w nim przebić przybysz. Unikano na pewno miasteczek najmniejszych,
gdzie trudno było o pracę i zarobek. niezbyt też chętnie decydowano się na prze-
prowadzkę do Poznania – możliwości były tu na pewno największe, ale trudno
też było wniknąć w istniejące i ustalone hierarchie prestiżu i wpływów. nawet
w Kaliszu, jednym z większych miast wielkopolskich, drobna szlachta z okolicy
potrafiła stosunkowo łatwo przebijać się w szeregi władz miejskich21. W Poznaniu
o awans było już dużo trudniej. Udawało się to jednak niektórym. szlacheckiego
17 t. Jurek, Stanowisko dokumentu w średniowiecznej Polsce, „studia Źródłoznawcze” 40, 2002, s. 15
(przyp. 133); Opisy i lustracje Poznania z XVI–XVIII wieku, oprac. M.J. Mika, Poznań 1960, s. 12–13.
18 L. Koczy, Studia nad dziejami gospodarczemi Żydów poznańskich przed połową wieku XVII, cz. 1,
KMP, 1934/12, s. 257–299 (cytat ze s. 287); J. Heyde, Transkulturelle Kommunikation und Verflechtung.
Die jüdischen Wirtschaftseliten in Polen vom 14. bis zum 16. Jahrhundert, Wiesbaden 2014.
19 R. Rexheuser, Juden im öffentlichen Raum einer christlichen Stadt. Posen im 16.–18. Jahrhundert, Wies-
baden 2017.
20 zob. zwłaszcza J. Wiesiołowski, Szlachta w mieście…, s. 47 i n.
21 a. Gąsiorowski, Członkowie władz Kalisza w pierwszej połowie XV wieku, „Rocznik Kaliski” 18, 1985,
s. 27–56.
'TOMASZ JUREK
pochodzenia była najpewniej rodzina
wspomnianego już Wojtka Bogatego,
ale jej początki w Poznaniu giną
w mrokach słabo oświetlonego źró-
dłami XIV wieku. Nie wiemy, czy
przodkiem Wojtka był rzeczywiście
Piotr Bogaty (występujący w 1352 r.),
przydomek mógł być wszak powta-
rzalny (acz imię Piotr pojawiło się
potem wśród synów Wojtka).
Sama skala wielkości stolicy
Wielkopolski powodowała jednak,
że przyciągała ona sporo herbo-
wych migrantów. W aktach sądo-
wych daje się ich łatwo wyłuskać,
bo pisarze używali wobec nich typo-
wych dla szlachty określeń nobilis
(szlachetny) czy generosus (uro-
dzony), albo też kombinacji nobilis
et providus (szlachetny i opatrzny).
Kazimierz Tymieniecki na podsta-
wie rozległych poszukiwań w mate-
riale z pierwszych trzech ćwierci
XV wieku zestawił dość długą listę
PiE
mi
|
46
"A= FF
j-B
"JĄ
4. Płyta nagrobna Feliksa Paniewskiego nazwisk szlachty żyjącej wówczas
w kaplicy Matki Boskiej Różańcowej w Poznaniu”. Są na niej: Przecław
przy kościele podominikańskim, Chwalikowski krawiec (1398-1430),
fot. ze zb. Instytutu Historii Sztuki UAM Stanisław Borzujewski (1399-1427),
Piotr Jaworski (Zaworski[?], 1400),
Mikołaj Pałuka (1401-1430),
Wierzbięta (1404-1441) i jego brat Andrzej (1419-1432), Kiełcz Lubowski (1411),
Adam Kowalski (1412-1414), Jan Grzymała krawiec (1413-1443), Święszek
Jaszewski (1414), Wojciech Wąsowski (1416-1434), Bieniak (1417), Maciej
Struś (1421-1423), Mikołaj Zaleski (1424-1447), Krzczon (1428-1434), Bogusz
(1429-1443), Mikołaj Szlachta (1431-1437), Wojciech Jaszewski (1432), Stanisław
(1435), Mikołaj Tur Turowski (1436-1437), Mikołaj Puchała krawiec (1443), Jan
Przecławski (1443-1448), Mikołaj Pęcik z Chorzępowa (1443-1464), Wojciech
Ligęza (1446-1473), Janusz Pacierz (1444-1447), Mikołaj Laswicz (1447),
Stanisław Paruszewski (1447-1452), Jan Lubicki krojownik sukna (1453-1494),
Mirosław Skrzetuski (1459-1466), Piotr Kikowski (1469), Maciej Sierosławski
(1471). Zdawać sobie trzeba sprawę, że zestawienie nie jest na pewno pełne.
22 K. Tymieniecki, Szlachta — mieszczanie w Wielkopolsce XV wieku (1400-1475), „Miesięcznik Heral-
dyczny” 15, 1936 (osobna odbitka: Warszawa 1937), przedruk w: tegoż, Z dziejów miast i mieszczaństwa
w późnośredniowiecznej Wielkopolsce, Poznań 2007, s. 102-109. Niektóre z podanych tam dat uściślone
zostały na podstawie informacji o sprawowanych urzędach (zob. przyp. 34).
18
szlachta w mieście i pod miastem w średniowieczu
19
K. tymieniecki przeglądał głównie księgi sądów szlacheckich, słabiej nato-
miast akta miejskie (zwłaszcza ławnicze23). sięgnięcie do nich ujawnia w tym
samym czasie kolejne szlacheckie nazwiska: Marcin Kaczliński (1440), Wojciech
zdzieszewski (1442), Mirosław nowowiejski (1442), Michał Wyszyński (1442),
Mikołaj Karczewski (1443), Jan słupowski (1445), Piotr Bieczyński (1448–1459),
Janusz z żoną anną (1450), Hektor (1452–1460)24 – co poszerza wyniki poszuki-
wań tymienieckiego o prawie jedną trzecią. i to oczywiście nie wszyscy szlach-
cice lądujący na miejskim bruku. trzeba mieć świadomość, że w źródłach nie
dostrzeżemy z zasady tych, którzy trafili wprawdzie do miasta, ale nie zdołali
zapewnić sobie w nim stabilnej egzystencji. zauważyć ich możemy tylko wyjąt-
kowo, jak w przypadku szlachetnego Pawła „mieszkającego u dominikanów”,
który w 1440 roku za resztę posiadanych pieniędzy zakupił niewielki czynsz i zapi-
sał go po swej śmierci klasztorowi, odwdzięczając się w ten sposób za otrzymane
schronienie25. Choć zebrane dane o kilkudziesięciu szlacheckich osobach (w ciągu
75 lat) mogą robić wrażenie, zdawać sobie trzeba sprawę, że w ogólnym bilansie
demograficznym miasta grupa ta stanowiła absolutny margines ilościowy (roczny
dopływ mieszkańców wynosił co najmniej ok. 50 głów rodzin)26, choć mimo
wszystko wyróżniała się pewnie zasobnością i możliwościami.
Wielu osobistości z przedstawionej listy nie potrafimy bliżej zidentyfikować
(zwłaszcza wtedy, gdy znane są tylko z imienia lub mało charakterystycznego
przydomka). i to jest jednak wymownym świadectwem, że ich pochodzenie nie
było zbyt świetne. Przeważają zdecydowanie przedstawiciele drobnej szlachty
z całej prawie Wielkopolski, w tym drobiazg ze skrzetusza. zdarzają się też jednak
potomkowie znacznych niegdyś, ale podupadłych już rodzin – przodek Macieja
strusia był bratankiem Wierzbięty z Palowic, wybitnego starosty wielkopolskiego
czasów Kazimierza Wielkiego27. nie znamy przeważnie losów tych ludzi. Mikołaj
Laswicz wywodził się ze śląskiego pochodzenia rodziny szlacheckiej osiadłej pod
Wschową i to w tym mieście zaczął swą mieszczańską karierę, do Poznania zaś
przybył już jako kupiec wschowski28. Chorzępowski wydaje się byłym dziedzi-
cem, który musiał stracić swe Chorzępowo (k. sierakowa), gdzie już od 1438 roku
widać innych, możniejszych właścicieli29. Ciekawie rysują się koleje losu Jana
Lubickiego. ten syn Chwalęty z Lubicza (zaginionej wsi na terenie dzisiejszego
23 archiwum Państwowe w Poznaniu, akta miasta Poznania (dalej: amP), sygn. i 296–299. Korzystałem
z wypisów wykonanych przez śp. prof. Jacka Wiesiołowskiego, przechowywanych w Bibliotece PtPn,
sygn. 1545, sprawdzając jednak wiele ważniejszych zapisek w oryginale.
24 amP i 291, k. 64v (Kaczliński), 90 (zdzieszewski), 92v (nowowiejski), 99v (Wyszyński); i 292, k. 5, 20
(Karczewski), 76v (słupowski); i 293, k. 79v (Bieczyński), 108v (Janusz); i 294, k. 90v, 151 (Bieczyński),
129, 149, 171 (Hektor). Dodać tu pewnie można część szlacheckich posiadaczy nieruchomości (zob. niżej,
przyp. 40).
25 amP i 291, k. 52v: nobilis Paulus apud fratres predicatores manens.
26 zob. niżej, przyp. 35.
27 t. Jurek, Krąg rodzinny starosty wielkopolskiego Wierzbięty (1352–1369), czyli początki rodu Niesobiów,
„Genealogia – studia i Materiały Historyczne” 1, 1991, s. 16–20.
28 J. Wiesiołowski, Szlachta…, s. 59–60; Słownik historyczno-geograficzny województwa poznańskiego
w średniowieczu, cz. i–V, Wrocław 1982–Poznań 2016 (dalej: sHGPozn.), tu cz. ii, s. 577.
29 sHGPozn. i, s. 214.
tomasz Jurek
20
poligonu w Biedrusku) próbował najpierw kariery duchownej, kształcił się (choć
nie ma go w metryce studentów Uniwersytetu Krakowskiego), został notariuszem
publicznym i pisarzem w konsystorzu poznańskim (1443–1448), po czym jed-
nak porzucił te ścieżki, ożenił się (nie znamy niestety pochodzenia żony Doroty)
i osiadł w mieście, stając się krojownikiem sukna, a więc jednym z udziałowców
miejskiego monopolu na handel detaliczny suknem, stanowiących najzamożniej-
szą w mieście grupę. Wielokrotnie wybierany bywał na ławnika i wójta. stosownie
do tego zamieszkał przy rynku, aczkolwiek dom ten sprzedał i przeniósł się na
podmiejskie Piaski30. Jest bardzo charakterystyczne, że walczył o prawa do swej
ojcowizny w Lubiczu, a także brał w dzierżawę różne dobra ziemskie (m.in. miej-
ski Luboń) – widać, że ten szlachecki syn, choć robił pieniądze w mieście, wciąż
przywiązany pozostawał do ziemiańskiego stylu życia31. Przywiązanie to i wyni-
kające zeń dążenie do powrotu na ziemię (choćby w skromnym wymiarze, jak
w przypadku szlachetnego Hektora, który nabył sołectwo w Winiarach) było na
pewno cechą właściwą wszystkim rzuconym do miasta szlachcicom32. stąd niejed-
nego odnajdujemy, tak jak Lubickiego, na podmiejskich Piaskach33, gdzie atmos-
fera miejska była na pewno mniej dokuczliwa.
Lubicki nie był jedynym szlachcicem-obywatelem, który wszedł w skład władz
miejskich. Udało się to osiągnąć prawie co czwartemu z wyliczonych na naszej
liście – ławnikami, wójtami, rajcami lub burmistrzami zostawali (niekiedy wie-
lokrotnie) Wierzbięta, Cieszymirowie (Bartek i Piotr), Przecław Chwalikowski,
stanisław Borzujewski, Mikołaj Pałuka, Jan Grzymała, Wojciech Wąsowski, Mikołaj
zaleski, Janusz Pacierz, stanisław Paruszewski, Wojciech Ligęza i Jan Lubicki34.
Grono wydaje się spore, ale w całym tłumie miejskich urzędników ludzie ci stano-
wili jednak nieznaczny margines, który w dodatku z czasem stawał się coraz węższy.
Większość szlacheckich imigrantów nie robiła tak spektakularnych karier, a w miej-
skie środowisko wrastała powoli. nie garnęli się do przyjmowania prawa miejskiego
(co nie było obowiązkiem przybysza). zachowane fragmentarycznie wykazy nowo
przyjętych mieszczan (z lat 1443–1445) prawie nie wymieniają szlachty, choć być
może nie zawsze potrafimy ją po prostu rozpoznać35. Charakterystyczne jest, że nasi
bohaterowie długo zachowywali typowo szlacheckie predykaty stanowe (nobilis,
30 amP i 294, k. 99v (17 i 1455, kupno domu w rynku), 160v (31 Viii 1459, sprzedaż tego domu); i 295,
k. 8v (1460, ogród na Piaskach), 14v (1461, dom na Piaskach).
31 sHGPozn. ii, s. 625.
32 Przypomina to zachowania chłopskich imigrantów do miast z czasów PRL, którzy długo kultywowali
wyniesione ze wsi zwyczaje, żyli głównie w kuchni, oszczędzali zaś pokój „gościnny”, hodowali drób (nawet
w blokach!) i z zapałem pielęgnowali ogródki działkowe – zob. D. Jarosz, Rzeczy, ludzie, zjawiska. Studia
z historii społecznej stalinizmu w Polsce, Warszawa 2017, s. 219–239.
33 zob. niżej, przyp. 40.
34 Władze miasta Poznania, oprac. J. Wiesiołowski, z. Wojciechowska, Poznań 2003, t. i (wykazy), t. ii
(indeks).
35 amP i 292, k. 4–7, 74–77; zob. a. Gąsiorowski, Ludność napływowa w strukturze społecznej późnośrednio-
wiecznego Poznania, „studia i Materiały do Dziejów Wielkopolski i Pomorza” 11, 1975, z. 2 (22), s. 11–25,
gdzie (s. 24–25) częściowe wydanie. Wśród 149 wpisanych osób jednoznacznie jako szlachcic określony
został tylko nobilis Johannes Slupowsky (k. 76v), ale szlachcicem był również Mikołaj Karczewski (k. 5),
a być może też Petrus Schyrkowsky (k. 5v).
SZLACHTA W MIEŚCIE I POD MIASTEM W ŚREDNIOWIECZU
mA,
5. Szczyt wschodni piętnastowiecznego kościoła Katarzynek, 1930 r., fot. R.S. Ulatowski,
ze zb. MKZ w Poznaniu/CYRYL
często z dodatkiem: nobilis et providus), po których zresztą potrafimy ich wyróż-
nić w źródłach. Wiemy, że w miarę możności starali się zachować prawo do dóbr
pozostawionych w rodzinnych wsiach. Niekiedy pewnie tam w końcu wracali, tak
jak zdarzało się to w innych miastach. Istotnym czynnikiem było jednak zapewne
odrzucenie ze strony społeczności szlacheckiej. Szlachcic żyjący w mieście spotykał
się ze wzgardą współbraci”, a ustawodawstwo groziło mu odebraniem przywile-
jów stanowych; cytowane konstytucje radomskie jednoznacznie stwierdzają już,
36 W 1423 r. pewien szlachcic oświadczył Piotrowi Bońkowi z Piotrkowa (Trybunalskiego), że jest od
niego „lepszy”, a gdy Piotr pytał: „W czym to jesteś lepszy?”, wyjaśnił: „Dlatego, że ja mam dobra ziemskie
i służę królowi z kopią, a ty siedzisz w mieście i płacisz podatki, ale twojemu urodzeniu nic nie zarzucam”
(A. Gieysztor, Fragmenty zapisek herbowych piotrkowskich i radomskich województwa sieradzkiego XIV
i XV w., „Przegląd Historyczny” 37, 1948, s. 390, nr 60).
21
'TOMASZ JUREK
że szlachectwa nie da się pogodzić
z miejskimi zajęciami. Nie potrafimy
nic powiedzieć o kluczowej z punktu
widzenia asymilacji w nowym otocze-
niu sprawie doboru żon. Pozostaje ona
całkowicie niezbadana. Odrębne zja-
wisko to oczywiście wydawanie córek
szlacheckich za mieszczan. Znamy
szereg przykładów takich związków”,
dokładna kwerenda zaś na pewno by
je pomnożyła, ale wszystkie przykłady
wymagałyby dopiero wnikliwej ana-
lizy. Zdaje się, że mariaże takie doty-
czyły córek drobnoszlacheckich — ich
rodziny chętnie oszczędzały w ten
sposób na posagu, a dziewczyny zyski-
wały mężów bogatszych, niż mogły się
spodziewać w wiejskim sąsiedztwie**.
To także był kanał dopływu szlachec-
kiej krwi do miejskiego organizmu
społecznego.
6. Brązowa płyta nagrobna wojewody Była i druga strona medalu -
poznańskiego Łukasza Górki, 1919-1932, czyli mieszczanie, najbogatsi patry-
fot. R.S. Ulatowski, ze zb. MKZ w Poznaniu/CYRYL _ cjusze, których ambicją było wejście
w szeregi szlachty. Drogą do tego
było przede wszystkim nabywanie
dóbr ziemskich. I w Poznaniu mamy nieco przykładów rodzin realizujących tego
typu strategię, ale większość z nich spotkał ostatecznie zawód. Sukces odnie-
Śli tylko Zetowie (zapewne przybysze z Zeitz), którzy nabywszy podpoznańskie
Naramowice, stali się w końcu Naramowskimi herbu Łodzia”. Poznań nie miał
jednak w szerszym wymiarze „rycersko żyjącego patrycjatu, jaki występował
w wielu miastach niemieckich, śląskich, pruskich, a także w Krakowie. Brak ten to
miara skromnego mimo wszystko statusu ekonomicznego naszego miasta.
Osobno omówić wypadnie spotykane w źródłach informacje o szlacheckich
właścicielach nieruchomości w mieście, którzy nie byli jednak określani jako miesz-
czanie. Oto Stanisław Słap z Palędzia kupił dom przy ul. Żydowskiej naprzeciwko
domu wojewody Sędziwoja Ostroroga (1427); domy mieli też Szamotulscy przy
ul. Sukienniczej [czyli Żydowskiej] (1430), Abraham ze Zbąszynia (1434), Krystyn
[z Dalabuszek?] (1435); szlachetna Prądzyńska miała dom na ul. Żydowskiej
(1439), Kleszczewski — dom na Żydowskiej (1443), Mikołaj Pigłowski — dom
na Wodnej (1444), Adam Ruchocki - ogród przed Bramą Wroniecką (1444),
Stanisław Rogaliński (1444-1445) i Jan Grodzieński (1444) — domy na Wodnej,
37K. Tymieniecki, Szlachta-mieszczanie..., s. 106-107.
38, Wiesiołowski, Szlachta..., s. 60-61.
* K. Tymieniecki, Szlachta-mieszczanie..., s. 107-112; T. Jurek, Mieszczańskość..., s. 35.
22
szlachta w mieście i pod miastem w średniowieczu
23
Jan słupski – dom na Żydowskiej (1444), Wawrzyniec wójt z ostroroga – dom
na Wodnej (1448), Piotr niegdyś studzieński – działkę przy dominikanach obok
domu panów z ostroroga (1450), Piotr Przebędowski – dom na Kunsztacie
(1452), Bartosz Chomęcki – jatkę w nowych Jatkach (1452), ostrorogowie –
ogród przed Bramą Wroniecką (1453), Krąpiewski – dom na Piaskach (1453),
Jakub i Jan zakrzewscy – dom na Wronieckiej (1457), Dorota Wybranowska
– dom (1457), stanisław Świnka – dom na Górce pod zamkiem (1459), adam
Margoński – dom przy nowym Cmentarzu (1460), andrzej i Jan Rogalińscy oraz
andrzej zaworski – dom na Wodnej (1461), trzebawski – dom na Wronieckiej
(1464), Mleczko [zborowski] – dom na Górce pod zamkiem (1436–1465), Mikołaj
stęszewski – dom na Wodnej (1465–1473), Potencjan słap – dom na Wrocławskiej
(1466), Mikołaj Budziszewski – dom na Garbarach (1466–1477), Borkowie
[z Gostynia] – dom na Wodnej (1466–1473), Prądzyński – dom na Żydowskiej
(1468), skórowie z Gaju – dom przy Żydowskiej (1470), Piotr z szamotuł – kamie-
nicę w rynku wraz z prawem wyszynku (1472) i działkę na Piaskach (1473), jego
syn andrzej z szamotuł – dom na Wodnej (1473–1478), Jan sepieński – działkę
przy Żydowskiej (1478), Baranowski – dom na Piaskach (1479), Jan trębacki –
dom na Wodnej (1481), Dobrogost z ostroroga – dom na Wielkiej (1481),
Jan Świdwa szamotulski – dom na sukienniczej [Żydowskiej] (1479)40.
Przedstawiona lista pokazuje grono o zupełnie innej charakterystyce niż
zestawiani wcześniej migranci. są tu ludzie wielkiego formatu (szamotulscy,
ostrorogowie) i wiele zacnej, bogatej szlachty (Borkowie, Margoński, sepieński,
skórowie, słap, stęszewski, trzebawski, Kleszczewski). Przynajmniej ci wielcy
ludzie na pewno nie osiadali w mieście na stałe (część innych natomiast stawała się
prawdopodobnie mieszczanami). Większość przytoczonych informacji pochodzi
z miejskich ksiąg ławniczych, najstarsze transakcje jednak (a sporadycznie także
i późniejsze) załatwiane były przed starostą i wpisywane do ksiąg sądów szlachec-
kich. odbija to walkę o podległość prawną tych nieruchomości. szlacheccy nabywcy
woleli, by podlegały one prawu ziemskiemu, władze miasta wymagały z kolei pod-
dania ich prawu miejskiemu (co miało wymiar jurysdykcyjny, ale i finansowy –
chodziło wszak o opłacanie z tych domów podatków miejskich). Wykupywanie
przez szlachtę miejskich nieruchomości stawało się tendencją narastającą i z cza-
sem zaczęło niepokoić władze miasta. Gdy Jan trębacki kupował swój dom w 1481
roku, zastrzeżono, że musi albo w ciągu najbliższego roku przyjąć prawo miejskie,
albo też sprzedać tę nieruchomość, ale koniecznie jakiemuś mieszczaninowi – czego
40 a. Gąsiorowski, Urzędnicy zarządu lokalnego w późnośredniowiecznej Wielkopolsce, Poznań 1970, s. 323;
tenże [w:] Dzieje Poznań, t. i, cz. 1, s. 265; amP i 291, k. 50v (Prądzyńska); i 292, k. 10 (Kleszczewski),
29 (Pigłowski), 31 (Ruchocki), 35 (Grodzieński i Rogaliński), 37 (słupski), 63 (Rogaliński); i 293, k. 69
(Wawrzyniec z ostroroga); i 294, k. 3v (studzieński, ostrorogowie), 50 (Przebędowski), 52v (Chomęcki),
81 (ostrorogowie), 83 (Krąpiewski), 130 (zakrzewscy, Wybranowska), 157 (Świnka); i 295, k. 16 (Roga-
lińscy i zaworski); i 296, k. 29 (trzebawski), 42v (Margoński), 50 (Mleczko), 59 (stęszewski), 79 (słap),
92v (Budziszewski), 95v, 101 (Borkowie), 105 (słap), 133 (Prądzyński), 137 (stęszewski), 148 (Piotr z sza-
motuł), 241 (Piotr z szamotuł, Borkowie), 249 (stęszewski); i 297, k. 40v (Budziszewski), 59v (andrzej
szamotulski), 63 (sepieński), 71v (Jan Świdwa szamotulski), 80v (Baranowski), 110 (trębacki, andrzej
szamotulski), 115 (ostroróg). tych, dla których istnieje poświadczenie, że byli mieszczanami, uwzględni-
łem na liście przedstawionej powyżej.
tomasz Jurek
24
rzeczywiście dokonał po zaledwie czterech miesiącach41. Podobnych zastrzeżeń nie
odważano się oczywiście stawiać panom szamotulskim czy ostrorogom. Po cóż
zatem szlachta kupowała swe miejskie domy? zauważmy, że niektórzy, co zamoż-
niejsi, posiadali zarówno dom w mieście, jak i drugą posiadłość podmiejską, chyba
o charakterze dworku – znamienne, że w XVi wieku jakąś część południowych
przedmieść określano nawet nazwą własną Dworki42. ich funkcja nie przedsta-
wia się zbyt jasno. Może służyły jako rezydencja podczas przyjazdów do Poznania
(dom miejski – samemu panu, dworek – służbie, koniom itp.)43. Może też jednak
domy w mieście (których utrzymywanie dla okazjonalnych pobytów wydaje się
nierozsądne) służyły tylko na wynajem, a właściwą rezydencję zapewniały, w iście
szlacheckim stylu, dworki podmiejskie. Przeznaczanie domów na wynajem było
powszechne w czasach późniejszych. zauważmy wreszcie ciekawe skupienie
owych szlacheckich domów przy ul. Żydowskiej, także Wodnej czy obok klasz-
toru Dominikanów, co być może odpowiadało potrzebom rynku najmu. zupełnie
nowe i wyjątkowe w skali krajowej zjawisko stanowiła inwestycja niezwykle boga-
tego magnata Łukasza Górki, który w początku XVi wieku, odziedziczywszy po
teściu, andrzeju szamotulskim, dom przy ul. Wodnej44, wykupił cały przyległy
kwartał zabudowy i stworzył z niego prawdziwy zamek (Pałac Górków, dzisiej-
sze Muzeum archeologiczne), służący jako reprezentacyjna rezydencja, która swą
wspaniałością dorównywała podobno siedzibom monarszym45. Rozmachem nie
dorównywały jej już późniejsze „pałace” magnackie (Działyńskich, Mielżyńskich),
pojawiające się przy rynku w XViii wieku.
skłonność do organizowania przez zamożniejszą szlachtę wielkopolską miej-
skich czy podmiejskich siedzib wiązała się z koniecznymi wizytami w Poznaniu,
pełniącym wszak rolę niekwestionowanej stolicy regionu. okazji do wizyt było
wiele. Przyciągały targi i jarmarki, gromadzące nie tylko kupców, ale także szlachtę,
ubijającą przy okazji rozmaite interesy – sprzedającą płody swej wiejskiej gospo-
darki, dokonującą niezbędnych zakupów, zawierającą kontrakty, zaciągającą długi.
szlachtę ściągały też stale sądy, zwłaszcza sesje sądu ziemskiego (zwanego jeszcze
wtedy królewskim), zbierającego się okazjonalnie z udziałem starosty i czoło-
wych dygnitarzy, a niekiedy i samego króla, na swych „rokach wielkich”, regu-
larnie zaś zasiadającego na odbywanych co dwa tygodnie we wtorki „roczkach”
w składzie powoływanych do tego zastępców. szczególnie roki wielkie groma-
dziły szerokie grono ludzi zjeżdżających dla załatwienia swych sporów, ale także
41 amP i 297, k. 110 (9 ii 1481, kupno sub hac condicione, quod ipse dominus Johannes Trambaczsky infra
unum annum debet ius civile suscipere aut domum uni civium et nulli alteri resignare), k. 121v (14 V 1481,
sprzedaż Janowi Walkerowi).
42 sHGPozn. V, s. 164, 194.
43 tak sugerował J. Wiesiołowski, Szlachta w mieście…, s. 68.
44 Warto zauważyć, że kamienicę tę andrzej kupił (1473) od Mikołaja Borka Gostyńskiego, a zwano ją
Borzujewską (sHGPozn. iV, s. 794) – był to więc dawny dom stanisława Borzujewskiego. Przez dziesięcio-
lecia widać zatem ciągłość posiadania w ręku szlacheckim. Charakterystyczne zresztą, że zakup przez
andrzeja zatwierdził starosta, a nie miejski sąd ławniczy.
45 t. Jakimowicz, Pałac Górków w Poznaniu, Poznań 1971, s. 13–18; zob. Chronik der Stadtschreiber von
Posen, wyd. a. Warschauer, Posen 1888, s. 47 (fuit domus exornata, ut etiam cuivis principum non facile
omni ornatu ac splendore cederet).
szlachta w mieście i pod miastem w średniowieczu
25
dla zasięgnięcia nowin i rozważenia spraw publicznych. na najstarszych poświad-
czonych zachowanymi protokołami roczkach z przełomu XiV i XV wieku roz-
patrywano przeważnie po kilkanaście spraw, na rokach wielkich liczba ta rośnie
do stu lub więcej46 – co przekłada się na obecność co najmniej kilkuset osób. sąd
ziemski nabierał wprawdzie coraz wyraźniej stanowo-szlacheckiego charakteru,
ale jego areną było miasto. zasiadał w różnych miejscach – często na zamku lub
pod zamkiem, przed stojącym tam domem Jana łucznika, w refektarzu klasztoru
Dominikanów, ale także na ratuszu, przed domami mieszczańskimi albo w tych
domach, a raz nawet w domu żydowskim47. sesja sądowa, odbywana często na
świeżym powietrzu, stanowiła z pewnością szczególny spektakl, obserwowany
z ciekawością także przez postronną, mieszczańską widownię. z sesji tych gene-
tycznie wywodziły się zjazdy poświęcone ważnym decyzjom politycznym – jak
ten w 1432 roku, kiedy to w Poznaniu zebrała się cała „ziemia”, biskup, dygni-
tarze, dziesiątki szlachty i przedstawicieli miast z województwa, by złożyć hołd
synowi Władysława Jagiełły jako przyszłemu królowi48. Miasto wypełniało się
w takie dni szlacheckimi przybyszami, którzy musieli też gdzieś jeść i pić, a często
pewnie nocować. Jeszcze w pierwszych dziesięcioleciach XV wieku sądy ziemskie
funkcjonowały regularnie, potem zbierały się coraz rzadziej, kilka razy do roku,
w końcu zaś nawet raz na kilka lat. Bieżący wymiar sprawiedliwości przejmował
w coraz szerszym zakresie sąd starościński (grodzki), dostępny nawet codziennie.
Choć załatwiał nie mniej spraw od sądu ziemskiego, powszednia częstotliwość
jego aktywności sprawiała, że gromadził dużo mniejsze grono.
splendoru szczególnego przydawała sądowym zjazdom obecność monar-
chy. Przyjazdy królewskie do Poznania zdarzały się regularnie, niemal co roku,
bo władca powinien objeżdżać swe kraje i pokazywać się poddanym. Jeździł
Władysław Łokietek (1320–1333), Kazimierz Wielki (1333–1370), a potem jesz-
cze Władysław Jagiełło (1386–1434), praktykę tę zmieniał dopiero Kazimierz
Jagiellończyk (1447–1492), a jego synowie przemieszczali się wprawdzie, ale
rezydowali po wiele miesięcy w jednym miejscu. zdarzyło się, że Jan olbracht
mieszkał przez trzy ćwierci roku 1493, od marca do grudnia, w Poznaniu –
tu przyjmował hołd wielkiego mistrza krzyżackiego (ostatni, jaki zdarzył się
w historii), udzielał audiencji obcym posłom, odbywał ważne narady, załatwiał
sprawy poddanych. Przyjazdy króla, którego świta liczyła nawet kilkaset osób,
powodowały, że miasto zapełniało się obcymi, dworzanami i ściągającą szlachtą,
co pociągało za sobą znaczne uciążliwości. Goście pili i wszczynali burdy, mało
też chyba dbali o bezpieczeństwo. Pierwsza wizyta Kazimierza Jagiellończyka
w Poznaniu 1 sierpnia 1447 roku zakończyła się złowróżbnie wielkim pożarem,
46 obliczenia na podstawie: Die ältesten großpolnischen Grodbücher, wyd. J. Lekszycki, t. i, Leipzig 1887;
Księga ziemska poznańska 1400–1407; przykłady roków wielkich zob. tamże, nr 1–99 (23–27 i 1400), 325–
446 (21–25 X 1400).
47 na podstawie Księgi ziemskiej poznańskiej z lat 1400–1402 – na zamku (nr 406, 551, 820, 840, 856, 869,
1073, 1092), przed zamkiem (nr 229, 242, 253, 651, 672, 685, 692, 723, 969, 980, 999, 1017, 1023, 1037,
1042), przed domem łucznika pod zamkiem (nr 138, 276, 289, 306, 447, 490, 532, 546, 560, 565, 588, 739,
800), na ratuszu (nr 144, 333), w klasztorze (nr 123, 890, 918), w domach mieszczan (nr 158, 478, 553, 633,
775, 793, 760), przed domami mieszczan (nr 216, 601), u Żyda (nr 100).
48 Kodeks dyplomatyczny Wielkopolski, t. iX, wyd. a. Gąsiorowski, t. Jasiński, Poznań 1989, nr 1289.
tomasz Jurek
26
który strawił „całe” miasto, wraz z kościołem farnym i przedmieściami, a kró-
lewscy dworzanie, wśród których byli nie tylko Polacy, ale Litwini i tatarzy,
zaczęli wśród tego nieszczęścia rabować, co doprowadziło do krwawych starć
z mieszkańcami49.
zasięg jurysdykcji władz miasta wyznaczała zasadniczo linia murów miej-
skich. na tej granicy leżał zamek, stanowiący specyficznie szlachecką enklawę.
zbudowany przez książąt dzielnicowych, miał potem charakter rezydencji kró-
lewskiej, ale służył też jako siedziba starosty generalnego. starosta w imieniu
monarchy rządził całą Wielkopolską i sprawował też kontrolę nad miastem, m.in.
zatwierdzając wybory władz miejskich. Ponieważ jednak i starosta był przeważ-
nie nieobecny, w zamku na co dzień urzędował przede wszystkim zastępujący
go burgrabia50. nie tylko strzegł on zamku, sprawował w nim sądy grodzkie,
z czym wiązało się prowadzenie kancelarii, ale dysponując odpowiednim apara-
tem policyjnym (pachołkami), dbał też w razie potrzeby o porządek w mieście
– to straż burgrabiowska interweniowała zazwyczaj w razie jakichkolwiek rozru-
chów, w tym tumultów antyżydowskich. Burgrabiowie wywodzili się zasadniczo
ze średniej lub drobniejszej szlachty, jako klienci (niekiedy sąsiedzi, krewni lub
powinowaci) starostów. Wyjątkowo zdarzali się jednak burgrabiowie wywodzący
się z miasta – funkcję tę sprawował najpierw przez wiele lat (mianowany przez
Małopolanina tomka z Węgleszyna) mieszczanin Piotr Kliza (1400–1409), potem
zaś krótko, przez kilka miesięcy (z nominacji starosty Mikołaja Kucieńskiego)
Jerzy zet naramowski (1484–1485), ze wspomnianej rodziny mieszczańsko-szla-
checkiej, który równolegle był rajcą, a wcześniej i później bywał też burmistrzem.
Częściej zdarzało się, że szlacheccy burgrabiowie nabywali domy w mieście, jak
np. Potencjan słap ze skórzewa (burgrabia 1448). Charakterystyczne też, że Jan
Mleczko ze zborowa (burgrabia 1459) i stanisław Świnka (burgrabia 1447) dyspo-
nowali domami na tzw. Górce pod zamkiem, postawionymi zapewne przez nich
samych na gruntach o niejasnej przynależności, później jednak uznawanymi za
podległe prawu miejskiemu51. Środowisko burgrabiów – i ich aparatu – stanowiło
sui generis łącznik między światem ziemiańskim a miejskim. Dotyczyło to także
innych szlacheckich urzędników i ich zastępców (zasiadających na roczkach ziem-
skich, a więc regularnie obecnych w Poznaniu). najważniejszy był wojewoda, naj-
wyższy dygnitarz, który w imieniu całej wspólnoty ziemskiej sprawował kontrolę
nad miejskim handlem, miarami, wagami, ustalał ceny na podstawowe produkty
(statut warcki z 1423 r. wyjaśniał, że trzeba w ten sposób ukrócić oszustwa, popeł-
niane stale przez kupców i rzemieślników52), a także wykonywał opiekę, nadzór
49 Joannis Dlugossii Annales seu cronicae incliti Regni Poloniae, lib. Xii, Kraków 2003, s. 50; Scriptores rerum
Silesiacarum, t. Xii, Breslau 1883, s. 60.
50 a. Gąsiorowski, Wójt i starosta, Ramię monarsze w polskim mieście średniowiecznym [w:] Ars historica.
Prace z dziejów powszechnych i Polski, Poznań 1976, s. 437–444; tenże, Urzędnicy zarządu lokalnego…,
s. 39–40 (wojewoda), 186–191 (starosta), 266–287 (burgrabia), 292–293 (wojewodzi); wykazy burgrabiów
i wicewojewodów zestawił tenże, Urzędnicy wielkopolscy 1385–1500. Spisy, Poznań 1968, s. 150–154.
51 amP i 294, k. 157; i 296, k. 50.
52 Polskie statuty ziemskie w redakcji najstarszych druków (Syntagmata), opr. L. Łysiak i s. Roman, Wrocław
1958, s. 128–129.
SZLACHTA W MIEŚCIE I POD MIASTEM W ŚREDNIOWIECZU
7. Grobowiec rodziny Górków w kaplicy Najświętszego Sakramentu w poznańskiej katedrze, 1930 r.,
fot. R.S. Ulatowski, ze zb. MKZ w Poznaniu/CYRYL
i sądownictwo nad Żydami. Na co dzień zastępował go „wojewodzi”, który najpew-
niej - podobnie jak burgrabia — musiał w związku z tym stale mieszkać w Poznaniu.
I na tym stanowisku widzimy Jerzego Naramowskiego (1485-1486, 1489), mia-
nowanego tym razem przez wojewodę Macieja Mosińskiego. Wiceurzędnicza
kariera Naramowskiego miała duże znaczenie w awansie społecznym tej rodziny.
Kiedy synowi Jerzego, kanonikowi poznańskiemu Adamowi, zarzucono plebejskie
pochodzenie, postawieni świadkowie oświadczyli, że jego ojciec był „cnotliwym,
dobrym i zacnym człowiekiem z rodu Łodziów”, a pochodzący z tego samego rodu
wojewoda Maciej (Mosiński) osadzał go w swoim zastępstwie w sądach — co sta-
nowiło najlepszy dowód, że uznawał jego szlachectwo”.
53 Wywody szlachectwa w Polsce XIV-XVII w., wyd. W. Semkowicz, „Rocznik Towarzystwa Heraldycznego
we Lwowie” 3, 1911-1912 (wyd. 1913), s. 45-47.
27
tomasz Jurek
28
Własność szlachecka stale ekspandowała zarówno w samym mieście w obrębie
murów, jak i na przedmieściach. o ile w XV wieku, jak można wnioskować z poczy-
nionych wyżej zestawień, w grę wchodziło kilkanaście szlacheckich nieruchomości,
o tyle później liczba ta szybko rosła: w 1564 roku było już 36 szlacheckich posesji
w mieście i 47 na przedmieściach, a w roku 1613 – 68 w mieście i 73 na przedmie-
ściach54. stanowiły zatem coraz większy udział w całości zabudowy (wobec ok. 500
domów w murach), rozkładając się teraz po całym mieście (ze szczególnym sku-
pieniem na Podgórczu pod zamkiem). sprawa zaczynała być groźna, bo szlacheccy
właściciele nie byli skorzy, by poddawać się jakimkolwiek miejskim rygorom,
w związku z czym uchylali się gremialnie od płacenia miejskich podatków – czego
zakazywały im już w XV wieku edykty monarsze, stale potem ponawiane, ale widać
bezskutecznie, skoro w 1564 roku mieszczanie skarżyli się komisarzom królewskim
na szlacheckich właścicieli domów, „aby JKM [Jego Królewska Mość] tak to opa-
trzyć raczył, żeby jednostajne brzemię jako insi obywatele miasta tego społecznie
z nimi nieśli”55. nie tylko uszczuplało to dochody kasy miejskiej, ale uderzało też
w indywidualne interesy mieszczan, dla których koszty utrzymania domu wliczone
były w ogólny rachunek ekonomiczny; oszczędzający na podatkach szlachcic zaniżał
koszty własne i wprowadzał tym samym element nieuczciwej konkurencji. Bliskie
sąsiedztwo otwierało nowe pole do międzystanowej niechęci.
Własność szlachecka zagnieżdżała się także coraz mocniej w sferze przed-
miejskiej. Była już mowa o lokowaniu tam dworków szlacheckich. ziemia pod-
miejska, na pewno droższa niż na wsi, była też dobrą lokatą kapitału, a zor-
ganizowanie w takim miejscu gospodarstwa rolnego zapewniało znakomite
funkcjonowanie dzięki łatwemu zbytowi na miejskim targu. stąd szlachta naby-
wała nie tylko domy i dworki, ale i większe płaty roli, by tworzyć całe folwarki.
W połowie XV wieku Mikołaj zaleski miał taki folwark przed Bramą Wrocławską,
a zborowscy (bodaj krewni wspomnianego Jana Mleczki) – na Półwsiu (osada
wzdłuż dzisiejszej ul. Półwiejskiej)56. Charakterystyczne są losy gruntów możnej
rodziny ostrorogów przed Bramą Wroniecką. najpierw słyszymy tam o ogrodzie,
następnie także o winnicy, folwarku, potem o kilku kolejnych ogrodach i działkach,
najwidoczniej sukcesywnie dokupywanych. W 1564 roku Jakub ostroróg uzyskał
od króla zygmunta augusta dla swych czterech działek leżących na lewo od drogi
do Św. Wojciecha (a więc między wylotem ul. Wronieckiej, pl. Wielkopolskim
a kościołem Karmelitów pw. św. Józefa) zwolnienie od wszelkiej zwierzchno-
ści miejskiej. oznaczało to ustanowienie z tej posiadłości samodzielnej, wyod-
rębnionej osady będącej własnością szlachecką57. tworzenie takich „jurydyk”
54 Lustracja województw wielkopolskich i kujawskich 1564–1565, cz. 1, wyd. a. tomczak, Cz. ohryzko-Wło-
darska, J. Włodarczyk, Bydgoszcz 1961, s. 128–129; Opisy i lustracje…, s. 51–55.
55 Kodeks dyplomatyczny Wielkopolski, t. V, wyd. F. Piekosiński, Poznań 1908, nr 385; Akta radzieckie,
t. ii, nr 1633; Lustracja, cz. 1, s. 128 (stąd cytat); zob. W. Maisel, Sądownictwo miasta Poznania do końca
XVI wieku, Poznań 1961, s. 54–56.
56 amP i 292, k. 57v; i 293, k. 14.
57 sHGPozn. V, s. 242, 248; o jurydykach zob. z. Kulejewska-topolska, Struktura prawna aglomeracji osad-
niczej miasta Poznania od XV do końca XVIII wieku, Poznań 1969; taż [w:] Dzieje Poznania, t. i, cz. 1,
Warszawa–Poznań 1988, s. 398–408.
szlachta w mieście i pod miastem w średniowieczu
29
stanowiło kolejną odsłonę wspominanej już wyżej walki szlachty (biorącej teraz
wyraźnie górę) z władzami miejskimi. Problem nie był jednostkowy. Wiemy,
że w sąsiedztwie znajdowały się inne grunty szlacheckie. Wiemy też o powsta-
waniu w XVi wieku innych jurydyk w strefie podmiejskiej. Kiedy ostrorogowie
(z linii na Lwówku) nabyli w 1448 roku grunty na nowych ogrodach (osada na osi
dzisiejszej ul. ogrodowej), zobowiązali się płacić lojalnie należne miastu podatki –
sto lat później stworzyli tam jednak jurydykę, w której osadzili nie tylko ponad
30 drobnych rolników, ale także 7 rzemieślników i uruchomili produkcję gorzałki,
co stanowiło konkurencję dla gospodarki miejskiej. tuż obok istniał w XVi wieku
dwór możnej rodziny Potulickich, którzy przejęli z czasem jurydykę ostrorogów
Lwowskich i to oni nadali jej ostateczny kształt osobnego „miasteczka” zwanego
Wenetowem58. Prawdziwe miasto założył sobie w 1562 roku na prawym brzegu
Warty, w okolicy dzisiejszej ul. św. Rocha, stanisław Górka, nazywając je na własną
cześć stanisławowem59. Lokacja ta wywołała stanowczą reakcję władz Poznania,
które w tworze tym widziały nieznośną konkurencję. odwołując się do króla, rajcy
poznańscy uzyskiwali wprawdzie stosowne wyroki, ale z ich wykonaniem czekać
trzeba było do śmierci złośliwego magnata i wymarcia na nim rodziny Górków
(1592). ostatecznie stanisławowo zniknęło jako odrębny byt prawny, zamienione
w niesamodzielne przedmieście o nazwie Łacina (od nazwiska mieszczanina
mającego w pobliżu swe grunty). Wytrwałość okazana przez rajców poznańskich
w tej wlokącej się przez ponad 30 lat sprawie pokazuje, jak wielki problem dla mia-
sta stanowiły konkurencyjne inicjatywy szlacheckie. Jurydyki istniały jednak, tak
w Poznaniu, jak i w innych miastach Rzeczypospolitej, aż do schyłku XViii wieku.
infiltracja szlachty w przestrzeń miejską następowała także w sferze stosunków
kościelnych. obszar specyficzny stanowił ostrów tumski, będący już w późnym
średniowieczu wyłączną domeną Kościoła. silny był tam wpływ elementu szlachec-
kiego. szlachecki w dużej mierze charakter miał dwór biskupi, a kapituła katedralna
zawsze składała się przeważnie z synów szlacheckich, przy czym w XV wieku zasadę
tę podniesiono do rangi ustawowej. Konstytucje sejmowe wyjaśniały, że kanonii kate-
dralnych nie godzi się powierzać synom plebejuszy, którzy nie uczestniczą w obro-
nie ojczyzny i nie nadają się do rady. Jan Długosz odsunięcie synów mieszczańskich
od dostępu do kanonii w przypadku Poznania wiązał z rzekomą karą, jaka spaść
miała jakoby na miasto za wiarołomny opór wobec Władysława Łokietka; narracja
taka daje świadectwo powszechnym nastrojom antymieszczańskim60. Pamiętać jed-
nak trzeba, że biskup znajdował się stale w podróży i w Poznaniu zjawiał się rzadko
(kilka razy do roku), podobnie jak większość kapituły – zaledwie kilku prałatów
i kanoników siedziało w Poznaniu na stałe. Właściwy trzon kleru katedralnego sta-
nowili w tej sytuacji wikariusze (obsługujący też większość fundacji ołtarzowych),
zobowiązani zasadniczo do regularnej rezydencji – a byli to niemal wyłącznie
ludzie pochodzenia mieszczańskiego bądź chłopskiego. Katedra zachowywała
58 sHGPozn. V, s. 170–171 (gdzie jurydyki ostrorogów i Potulickich uznane błędnie za odrębne byty),
542–544.
59 tamże iV, s. 634.
60 P. Dembiński, Poznańska kapituła katedralna schyłku wieków średnich. Studium prozopograficzne 1428–
1500, Poznań 2012, s. 128–132.
tomasz Jurek
30
jednak charakter świątyni szlacheckiej za sprawą licznych fundacji, kaplic i ołta-
rzy, związanych z poszczególnymi rodzinami wielkopolskiej szlachty. Mieli swe
kaplice Górkowie, ostrorogowie, Rydzyńscy, Wyskotowie, Wygonowscy (rodzina
kanoników), Gwiazdowscy (też po pewnym kanoniku), ołtarze zaś – Doliwowie
(reprezentacyjny ołtarz przy grobie króla Bolesława Chrobrego), szamotulscy,
Rokossowscy, sepieńscy, Korzbokowie, trzebawscy, a także mniej znane rodziny
Luboskich, Miaskowskich, siekowskich, Świekockich, Uzarzewskich, Wargowskich,
Wojnowskich61. Jak wielkie znaczenie przypisywano pochówkom w tych zacnych
murach, pokazuje głośna burda z 1573 roku, kiedy to Górkowie próbowali wbrew
zakazowi kapituły wtargnąć tam siłą, by pogrzebać swego brata Łukasza, który jaw-
nie już porzucił katolicyzm. Katedra stanowiła miejsce pamięci zamożnej szlachty
wielkopolskiej i na pewno musiała być z tego powodu pilnie odwiedzana przez jej
przedstawicieli. niekiedy wizyty wymuszała konieczność stawienia się przed urzędu-
jącym tu sądem biskupim (konsystorzem), ale szlachta bardzo niechętnie korzystała
z tego forum. ostrów był jednak miejscem wyjątkowym. Prawdziwą zagadkę
stanowi szlachecki patronat kościoła św. Małgorzaty na Śródce, sprawowany
w XV wieku przez przedstawicieli wielu rodzin szlacheckich, niewątpliwie w drodze
dziedziczenia po nieznanych nam przodkach, którzy musieli być w zamierzchłych
czasach fundatorami tej świątyni (poświadczonej po raz pierwszy już w 1231 r.). to
przykład przyciągania szlachty przez wczesnomiejskie centrum, jakim była Xiii-
-wieczna Śródka. Kościół parafialny miasta lewobrzeżnego, nieistniejąca już dziś
kolegiata św. Marii Magdaleny, stanowił już jednak wyłączną domenę mieszczań-
stwa. obecność szlachty była tam nikła. spośród 58 znanych altarii w farze zaled-
wie kilka miało szlacheckich patronów, a więc zostało najpewniej ufundowanych
przez szlachtę; prawo patronatu nad inną bankrutujący patron mieszczański sprze-
dał (1444) Janowi Wedlowi (Wedelskiemu) z niemieckiego pochodzenia rodziny
szlacheckiej spod Wałcza – wybór ten nie był zresztą z pewnością przypadkowy, bo
pochodzący z daleka i mówiący po niemiecku Wedel musiał się mieszczanom wyda-
wać bliższy niż każdy inny szlachcic wielkopolski62. szlacheckiego patronatu było
też kilka kanonii w ufundowanej przy farze kolegiacie, ale była to, jak się zdaje, cena,
jaką trzeba było zapłacić za przełamanie oporu ze strony niechętnej temu awansowi
miejskiego kościoła szlacheckiej kapituły katedralnej. zdarzali się w farze plebani
szlacheckiego pochodzenia, ale przeważnie beneficjum to obejmowali jednak syno-
wie mieszczańscy z Poznania, choć miasto długo (aż do 1555) nie miało formalnego
wpływu na jego obsadę – jeżeli mimo to przeważają mieszczańscy plebani, widać,
jak bardzo kościół ten kojarzony był ze środowiskiem miejskim63. Przybywająca do
Poznania szlachta unikała na co dzień miejskiej fary – gdzie „musiałaby podczas
mszy stać wśród rzemieślniczej ciżby, bo istniejące ławki kolatorskie zajęte były
przez rodziny patrycjuszy”64. Korzystała więc z innych kościołów, przede wszystkim
61 J. nowacki, Dzieje archidiecezji poznańskiej, t. i, Poznań 1959, s. 232–455.
62 zob. szerzej w artykule P. Dembińskiego w niniejszym tomie.
63 P. Dembiński, Środowisko duchownych w średniowiecznym Poznaniu [w:] Civitas Posnaniensis. Studia
z dziejów średniowiecznego Poznania, Poznań 2005, s. 334–337; t. Jurek, Wokół zagadek najdawniejszych
dziejów poznańskiej fary, KMP, 2003/3, s. 57–62.
64 P. Dembiński, Środowisko…, s. 341.
szlachta w mieście i pod miastem w średniowieczu
31
Dominikanów (dziś Jezuitów na ul. szewskiej), którym przysługiwało zresztą prawo
udzielania posługi religijnej wszystkim wiernym bez względu na przynależność
parafialną. o wzajemnych związkach świadczą zapisy dokonywane przez szlachtę
na dominikański klasztor. Przypomnijmy też przykład szlachcica mieszkającego
w klasztorze, a wymowny jest wreszcie fakt, że zmarły przypadkiem w Poznaniu
(1488) kasztelan lwowski i hetman wojsk koronnych Feliks Paniewski pochowany
został właśnie u dominikanów (gdzie wystawiono mu z czasem nagrobek przykryty
piękną metalową płytą). Ciekawe jednak, że braćmi konwentu zostawali niemal
wyłącznie synowie mieszczańscy, a szlachta się do niego nie garnęła65. niedaleko
od klasztoru Dominikanów stał kościół i klasztor żeńskiej gałęzi tego zakonu pod
wezwaniem św. Katarzyny (stąd „katarzynki”). Była to Xiii-wieczna fundacja synów
wojewody Przedpełka z rodu Łodziów, uposażona hojnie w dobra ziemskie – i tym
samym słabo związana z miastem. także i potem klasztor ten łączyły bliskie związki
z wielkopolską szlachtą. Dokonywała ona zapisów na rzecz dominikanek, a przede
wszystkim do tego konwentu (wymagającego od kandydatek sporego posagu) tra-
fiały często szlacheckie córki z całej Wielkopolski, a niekiedy nawet spoza jej gra-
nic. Ubocznym efektem tych związków były zaniedbania w trosce o majątki klasz-
torne, które częściowo zostały potracone, zapewne na rzecz szlacheckich sąsiadów
lub krewniaków, z którymi mniszkom trudno było walczyć66. Wspomnieć wreszcie
trzeba o domach beginek, czyli pobożnych samotnych kobiet, żyjących wspólnie na
wzór klasztorny, choć nieskładających właściwych ślubów zakonnych. takich begi-
naży było w XV-wiecznym Poznaniu kilka. Pierwszy, związany z bernardynami,
znajdował się na Garbarach, a zorganizowany został (od 1458 r.) z domów przekaza-
nych przez Katarzynę Pniewską, annę Kubacką, „urodzoną” Barbarę Żylicką i „szla-
chetną” Elżbietą Grabską – przynajmniej dwie ostatnie, jeśli nie wszystkie cztery,
były z urodzenia szlachciankami. Drugi, związany z farą, miał siedzibę na starym
cmentarzu farnym, ale wiązać z nim trzeba także dom na Piaskach kupiony w 1469
roku przez parafię, w którym dożywotnio mieszkać miały „szlachetne panny” Beata
Gliniecka i Beata Wojnowska. trzeci istniał przy klasztorze Dominikanów, a pierw-
szą znaną pensjonariuszką była tam „szlachetna” Helena Konotopska67. We wszyst-
kich przypadkach widać więc znaczący udział szlacheckich pań. Jest całkowicie zro-
zumiałe, że tego typu instytucje przyciągały pobożne kobiety różnych stanów, także
szlachcianki, z całego regionu. nie było natomiast jeszcze w średniowieczu w zwy-
czaju tak częste później wysyłanie synów szlacheckich do szkół w Poznaniu, kate-
dralnej na ostrowie i farnej w mieście. szlachta uczyła wtedy swe dzieci w domu.
Była wreszcie jeszcze jedna sfera kontaktów szlachty z miastem – szlachet-
nie urodzonym zdarzało się stawać przed miejskim sądem, także w charakterze
65 J. Wiesiołowski, Dominikanie w miastach wielkopolskich w okresie średniowiecza [w:] Studia nad historią
dominikanów w Polsce 1222–1972, Warszawa 1975, t. i, s. 236–239, 242–245; J. Jarzewicz, a. Karłowska-
-Kamzowa, B. trelińska, Gotyckie spiżowe płyty nagrobne w Polsce. Studia o formie i treściach ideowych,
Poznań 1997, s. 114–115, il. XXXV; a. Gąsiorowski, Krąg fundatorów wielkopolskich płyt brązowych schyłku
wieków średnich, KMP, 1991/3–4, s. 22–25.
66 J. Wiesiołowski, Dominikanie…, s. 258–260; sHGPozn. i, s. 719, iii, s. 240, 775, V, s. 450.
67 J. nowacki, Dzieje archidiecezji poznańskiej, t. ii, Poznań 1964, s. 776–777; J. Wiesiołowski, Dominikanie…,
s. 265–267; t. Jurek, Smród, garbusy, dewotki i szubienica. Najdawniejsze Garbary, KMP, 2017/3, s. 26–28;
amP i 296, k. 148 (1469).
tomasz Jurek
32
oskarżonych o przestępstwa kryminalne, w tym rozboje drogowe, co w pewnym
sensie było specjalnością tej warstwy społecznej. także i te smutne przypadki
potwierdzają, że dla szlachcica, urodzonego i wychowanego na wsi, na wsi żyją-
cego, a gardzącego miejskim stylem życia, miejskimi zajęciami i miejskim powie-
trzem, od miasta nie było w gruncie rzeczy ucieczki. szlachta, choć programowo
starała się od niego separować, też współtworzyła zatem skomplikowaną tkankę
miejskiego życia.
abstract
Nobility in and around towns in the Middle Ages
as a social stratum in Medieval Poland, the nobility was fundamentally fore-
ign to towns and burghers. nevertheless, it was deeply engaged in the life of the
urban community, forming an integral part of it. The article relies mainly on 15th-
century records. at the time, the nobility’s business dealings, such as the sale of
agricultural products, purchasing craft goods, especially fabrics, trading and bor-
rowing money, especially from the Jews, flourished widely. Despite their dislike of
all things urban, many noblemen who lost their fortunes and had no future in their
home villages, would move to towns. sources only refer to those who attained sta-
bility. some even managed to carve out successful careers and/or become part of
the town authorities. it is not known to whom such immigrants got married. The
marrying of the daughters of the nobility to burghers was a whole separate trend.
some urban properties were bought by noblemen who had no intention of settling
down in a town. They most likely rented their urban buildings, while using their
suburban manors as residences during visits to the town. a particularly eminent
example of such edifices is Górka Palace in Poznań, constructed in the early 16th
century in its centre by a magnate family and covering an entire city block. noble
home owners evaded the levies imposed by city law, which led them into con-
flict with city authorities. The 16th-century nobility gave their properties a whole
separate legal status of jurydyki. Part of the reason why the nobility were drawn
to towns was that they were the location for trials, political rallies and royal visits.
The large scale influx of the nobility was often a strain on towns. as for relations
with the church, the nobility had links to the cathedral (which in Poznań stood
outside of the city) as well as Dominican monasteries and convents. Their ties with
Poznań’s Parish Church (dominated by burghers) were significantly less pronoun-
ced. noblewomen contributed considerably to the establishment of Beguinages.
translated by Krzysztof Kotkowski
33
Paweł Dembiński
Wojtek Bogaty i jego rodzina
Na styku miasta i wsi w późnośredniowiecznym Poznaniu
Wybitny poznański historyk Kazimierz tymieniecki wskazał już przed
laty na istnienie w wielu miastach Wielkopolski późnego średniowiecza spe-
cyficznej grupy społecznej: szlachty-mieszczan1. zainicjowane przez niego
badania dotyczyły całej tej kategorii, obejmując zebrane przezeń przykłady
osób migrujących z miast na wieś i usiłujących przeniknąć w szeregi szlachty,
jak również i tych, którzy rezygnując ze szlacheckiego sposobu życia, szukali
szczęścia w mieście, imając się typowo miejskich profesji2. Badania te miały, co
zrozumiałe, charakter syntetyczny, bez zagłębiania się w życie poszczególnych
rodzin funkcjonujących na pograniczu wsi i miasta. Dlatego interesujące wydaje
się bliższe przyjrzenie się jednej z mieszczańsko-szlacheckich familii Poznania
schyłku wieków średnich. K. tymieniecki podał egzempla szlacheckich karier
w tym mieście. Były one chyba niełatwe dla szlachty obracającej się w środo-
wisku zdominowanym przez korporacje rzemieślniczo-kupieckie najbogat-
szego wielkopolskiego mieszczaństwa3. Wśród wymienionych przez uczonego
przedstawicieli stanu szlacheckiego, którzy wybili się, wchodząc w szeregi patry-
cjatu, znajdziemy wielokrotnego rajcę poznańskiego stanisława Borzewskiego
(z Borzewa, obecnie Borzujewa k. Środy Wlkp.), Jana Pałukę, Mikołaja
zaleskiego (z zalesia) czy krojownika sukna Jana Lubickiego (z nieistniejącego
już dziś Lubicza k. Biedruska), ławnika i wójta poznańskiego4. W tym gronie
jest także wielokrotny rajca poznański Wojtek zwany Bogatym (Dives, Reiche)5.
Kazimierz tymieniecki nietrafnie jednak uznał go za mieszczanina, którego syn
1 K. tymieniecki, Szlachta mieszczanie w Wielkopolsce XV w. (1400–1475), Warszawa 1937, nadbitka
z „Miesięcznika Heraldycznego” 1936–1937, nr 15–16.
2 o szlachcie migrującej do miast por. zwłaszcza J. Wiesiołowski, Szlachta w mieście. Przemieszczenia
i migracje szlachty między wsią a miastem w Polsce XV wieku, „studia i Materiały do Dziejów Wielkopolski
i Pomorza” 1980, t. 13, z. 1 (27), s. 47–75, szczególnie s. 54–58.
3 zwraca na to uwagę J. Wiesiołowski, Szlachta w mieście…, s. 63.
4 K. tymieniecki, Szlachta mieszczanie…, s. 29 (Bożewski!), 31–32; tenże (s. 28–29) nietrafnie uznał za
szlachtę także patrycjuszy Jana i andrzeja Ponieckich; por. Słownik historyczno-geograficzny województwa
poznańskiego w średniowieczu, cz. 1, z. 1–3, Wrocław 1982–1986, red. J. Wiśniewski, cz. 1, z. 4 –cz. 4, z. 2,
Wrocław–Poznań 1987–2003, red. a. Gąsiorowski, cz. 4, z. 3 – cz. 5, z. 3 Poznań 2005–2016, red. t. Jurek
(dalej: sHGPozn.), tu cz. ii, s. 622–625 (o Lubickich), cz. iii, s. 751.
5 Wojtek był rajcą w latach 1397–1399, 1401–1402, 1403 (?), 1404–1407 – a. Warschauer, Stadtbuch von
Posen, Posen 1892 (dalej: sBP), s. 6–8; Kodeks dyplomatyczny Wielkopolski, t. i–iV, wyd. i. zakrzewski,
Poznań 1877–1881, t. V, wyd. F. Piekosiński, Poznań 1908, t. Vi–Xi, wyd. a. Gąsiorowski i in., Warszawa–
Poznań 1982–1999 (dalej: KDW), tu: t. Vi, nr 358, t. Vii, nr 483 (falsyfikat), 518, 557, 574.
Paweł Dembiński
34
zamierzał przeniknąć w szeregi szlachty6. analiza wzmianek źródłowych doty-
czących Wojtka i jego rodziny świadczy o odwrotnej sytuacji i pokazuje, jak
funkcjonowali w mieście przedstawiciele stanu szlacheckiego.
Pierwsze informacje dotyczące Wojtka pochodzą z końca XiV wieku. W źró-
dłach – głównie księgach sądowych szlacheckich i miejskich – określany jest po
prostu jako Wojtek mieszczanin poznański, niekiedy z dodatkiem przydomka
Bogaty (Dives, Reiche). nie są niestety znane przekazy dotyczące początków jego
działalności. U schyłku XiV wieku był już człowiekiem zamożnym. W jaki spo-
sób dorobił się majątku, można się jedynie domyślać. z pewnością jednym ze
środków wzbogacenia było pożyczanie pieniędzy na procent. Lichwa była trak-
towana przez Kościół jako poważne wykroczenie, stąd też zezwolenie i monopol
na lichwę mieli Żydzi, którzy udzielali pożyczek obciążonych odsetkami docho-
dzącymi nawet do ponad 100 proc. rocznie7. Wiadomo jednak, że chęć szybkiego
zysku brała górę nad skrupułami moralnymi8. Przepisy dotyczące lichwy starano
się obchodzić w rozmaity sposób. najpopularniejszym było pożyczanie pieniędzy
w zamian za zapis czynszu rocznego na nieruchomości (z możliwością wykupu
takiego czynszu, czyli na tzw. wyderkaf) lub prawo do czerpania z niej docho-
dów (zatem zastaw). ten rodzaj operacji finansowych był społecznie tolerowany
jako godziwy, dając w praktyce zysk w granicach 5–12 proc. rocznie, w zależ-
ności od wielkości udzielonej pożyczki i sytuacji, w jakiej znalazł się kredyto-
biorca. Jak zobaczymy niżej, Wojtek korzystał z tego sposobu lokowania pienię-
dzy. Wydaje się też, że surowe przepisy o lichwie starał się obchodzić w jeszcze
inny sposób: pożyczając niewielkie kwoty wielkopolskiej szlachcie. Już pierwszy
znany zapis o Wojtku z 1390 roku rodzi pewne sugestie dotyczące uprawianego
przezeń procederu. niejaki Rybojewski (zapewne szlachcic z Rybojedzka pod
stęszewem)9 oświadczył wówczas przed sądem ziemskim, że jest winien Wojtkowi
sumę 2 grzywien, którą zobowiązał się oddać w ciągu dwóch tygodni pod karą
ciążenia. to, co budzi podejrzenia w tym zapisie, to bardzo szybki termin odda-
nia pieniędzy (zazwyczaj dawano dłużnikowi kilka miesięcy lub rok) oraz sankcja
w wypadku braku ich zwrotu. Wspomniane ciążenie było bowiem prawem wie-
rzyciela do wybrania z dóbr dłużnika ruchomości w celu pokrycia kwoty długu.
Była to bardzo uciążliwa kara (stąd chyba nazwa), w praktyce zabierano bowiem
w sposób rabunkowy plony rolne, inwentarz i sprzęty domowe10, które następ-
nie, jak można przypuszczać, odsprzedawano z zyskiem. tego typu pożyczki
mogły przynosić zysk większy niż ten uzyskany z renty gruntowej. operacja taka,
wobec słabości aparatu administracyjnego państwa, możliwa była chyba jed-
nak do przeprowadzenia tylko przy pomocy grupy towarzyszy, którzy wsparliby
6 K. tymieniecki, Szlachta mieszczanie…, s. 26–27. inaczej J. Wiesiołowski, Szlachta w mieście…, s. 63.
7 zob. przyp. nr 56.
8 o lichwiarzach por. J. Le Goff, Sakiewka i życie. Gospodarka i religia w średniowieczu, tłum. H. zaremska,
Gdańsk 1995.
9 Die ältesten grosspolnischen Grodbücher, wyd. J. Lekszycki, t. i–ii, Leipzig 1887–1889 (dalej: Lekszycki),
tu t. i, nr 881; por. też sHGPozn. iV, s. 235, gdzie uwagi o pochodzeniu Janusza Rybowskiego (identycznego
z naszym Rybojewskim?) z Rybowa w dawnym powiecie kcyńskim.
10 J. Bardach, Historia państwa i prawa Polski, t. i, wyd. 2, Warszawa 1964, s. 358, 555–557.
Wojtek Bogaty i jego rodzina
35
zbrojnym ramieniem i zabezpieczyli woźnego wyznaczonego przez sąd dla doko-
nania ciążenia11. Wydaje się też, że wobec narastających antagonizmów między
szlachtą a mieszczaństwem12 mieszkaniec miasta nierozpoznawalny w środowi-
sku szlacheckim jako „swój” miał mniejsze szanse na skuteczne egzekwowanie
należności w drodze ciążenia niż Wojtek, wywodzący się ze szlachty, posiadający
rozległe kontakty oraz zapewne pewien autorytet w tej warstwie13. nie powinny
zatem dziwić liczne sprawy sądowe toczone przez Wojtka ze szlachtą na forum
sądu ziemskiego (mającego już wtedy charakter szlachecki). tylko w 1397 roku
Wojtek toczył procesy m.in. z Dobrogostem ze sławna (k. Czarnkowa), Januszem
Wróblewskim (z Wróblewa k. Wronek) i Pietraszem ze słomowa (k. Rogoźna)14.
Przedmiot konfliktu nie jest w tych przypadkach podany, jednak zbierając liczne
inne informacje o sporach sądowych Wojtka, można się pokusić o naszkicowa-
nie pewnego obrazu. Pierwsza kategoria spraw dotyczyła zatem wspomnianych
już procesów o niezbyt znaczne kwoty. i tak dla przykładu w lutym 1400 roku
Wojtek procesował się z Mikołajem Wargowskim z Wargowa (20 km na północ od
Poznania) o 4,5 grzywny, w sierpniu tegoż roku miał sprawę z Janem Daszewskim
(z Daszewic, 12 km na południe od Poznania) o 1 kopę groszy, wreszcie w lutym
1401 roku wygrał proces z wójtami obornickimi (najpewniej szlacheckiego pocho-
dzenia) o 3 grzywny, wtedy też Piotrek Czepurski z podpoznańskich Czapur zobo-
wiązał się do przekazania Wojtkowi 2 grzywien pod karą ciążenia dóbr15. Wśród
innych przeciwników Wojtka widać Przecława z Gułtów (27 km na południowy
wschód od Poznania), Klarę Łukowską (z Łukowa, 26 km na północ od Poznania),
Święchnę – żonę jednego z właścicieli Rogalina, wywodzącego się z tej samej wsi
Miczka nowinę, Mościca ze stęszewa, panią Popowską, Małgorzatę z iwna (22 km
na wschód od Poznania), stolnika poznańskiego Mikosza szczebiota z sokolnik
Wielkich (k. szamotuł) oraz bliżej niezidentyfikowanego Pietrasza Wronieckiego16.
szlachetni adwersarze Wojtka w sprawach o sumy do kilku grzywien to zatem
w większości przedstawiciele rycerskiej middle class, mieszkający wystarczająco
blisko, by w ciągu jednego dnia dotrzeć do Poznania i pozałatwiać swoje sprawy –
pożyczyć niezbyt wysoką sumę pieniędzy albo kupić towar, najpewniej na kredyt.
Druga kategoria spraw dotyczy długów, gdzie wyraźnie określa się,
że powstały w wyniku rozliczeń za sprzedane płótno lub sukno. i tak na przy-
kład w maju 1403 roku Wojtek toczył proces z Janem Czepurskim (późniejszym
11 zob. przyp. nr 10.
12 zob. t. Jurek, Geneza szlachty polskiej [w:] Šlechta, moc a reprezentace ve středovéku, Praha 2007 („Collo-
quia mediaevalia Pragensia” 9), s. 121, 127–128.
13 o szacunku, jakim cieszył się Wojtek wśród szlachty, świadczy fakt, że w 1398 r. wymieniony został
jako jeden z sędziów polubownych w sprawie o podział majątku w szlacheckiej rodzinie Gowarzewskich
(z Gowarzewa k. swarzędza) – Lekszycki i, nr 2774; por. sHGPozn. i, s. 596.
14 Lekszycki i, nr 2530, 2533, 2542; sHGPozn. iV, s. 527, 536. Miejscowości i ich położenie identyfikuję tu
i niżej na podstawie sHGPozn. oraz Kartoteki Pracowni słownika Historyczno-Geograficznego Wielko-
polski w Średniowieczu instytutu Historii Pan w Poznaniu.
15 Księga ziemska poznańska, wyd. K. Kaczmarczyk i K. Rzyski, Poznań 1960 (dalej: KP), nr 122, 262, 525,
529; por. sHGPozn. i, s. 282, 331, iii, s. 379, V, s. 503–504.
16 KP nr 528, 791, 792, 813, 904, 1639, 1659, 2097, 2543, 2804; sHGPozn. ii, s. 8, iii, s. 63, 803–804, iV,
s. 94, 591, 665.
Paweł Dembiński
36
wicepodkomorzym) o 1,5 grzywny długu za sukno17. natomiast w latach 1404–
1405 procesował się z Wyszotą z Łęgu (k. Śremu) o 6, a następnie o 7 grzywien
szerokich groszy za płótno18. stosunkowo niewielkie sumy wskazują, że chodziło
o zakupy na własny użytek dłużników. zdarzały się jednak transakcje na dużo
większą skalę. interesujący jest przykład Mikołaja, dziedzica w Pniewach, który
w 1401 roku przegrał z Wojtkiem proces o 17 oraz 11 grzywien za sukno19. Być
może Pniewski kupił sukno, by je odsprzedać z zyskiem. Jeszcze bardziej wymowny
jest tu przykład procesów Wojtka z sędziwojem Psarskim i jego żoną Walpurgą
o 46 grzywien za sukno i inne należności z tytułu długów20. Warto odnotować, że
wśród kontrahentów Wojtka znajdowała się także można szlachta – starosta gene-
ralny tomek z Węgleszyna (1400)21, wojewoda kaliski sędziwój z szubina i jego
żona22 albo Dobrogost Świdwa z szamotuł (1405). z tenoru przysięgi złożonej
przez Wojtka w ostatnim z tych procesów wnosić zresztą można, że transakcje
handlowe z szamotulskimi zawierał już jego ojciec23.
Przedstawione tu przykłady działalności handlowej Wojtka dotyczyły
szlachty, jest jednak oczywiste, że mieszkając w mieście, większość interesów
prowadził z mieszkańcami Poznania i jego przedmieść. Były to najpewniej, tak
jak w wypadku szlachty, sprzedaż sukna i kredyt udzielany na zakup tego towaru
(a zapewne i innych) oraz pożyczki. tych ostatnich Wojtek udzielał, jak można
przypuszczać, wykupując czynsze na nieruchomościach, zarówno w obrębie mia-
sta w murach, jak i na terenie jego przedmieść. Można też sądzić, że uczestniczył
w handlu dalekosiężnym, co dowodnie czynił jego syn i następca w interesach,
także Wojtek24.
Wojtek starszy łączył zatem działalność czysto handlową z usługami finanso-
wymi. Może najlepszym przykładem tego typu aktywności jest sprawa z 1406 roku
dotycząca procesu z Maciejem plebanem w Gołańczy (w dawnym powiecie kcyń-
skim). z zapisów dotyczących tego procesu wynika, że Wojtek odkupił od ple-
bana należne mu daniny (dziesięciny) i uzyskał prawo do ich poboru25. ten rodzaj
działalności także mógł przynosić znaczne dochody, zwłaszcza gdy duchowny
17 KP nr 1354; sHGPozn. i, s. 282.
18 KP nr 2066, 2243; o Wyszocie por. sHGPozn. iii, s. 22. W 1403 r. Wojtek toczył proces z podstolim
kaliskim Przybkiem ze skokowa (i Grabowa) o 7 grzywien długu za sukno (KP nr 1243) oraz z panią Mal-
czewską (z Malczewa k. Wrześni) o 3 grzywny bez 6 gr z tytułu długu za sukno (KP nr 1244).
19 KP nr 96, 527.
20 KP nr 987 (46 grzywien za sukno), 1002 (38 grzywien), 1065 (46 grzywien); sHGPozn. iii, s. 903.
21 zapis trudno interpretować. Dotyczy on procesu z Wygłoszem i Piotrem Wronczyńskimi o niewielką
zresztą kwotę 2 kóp groszy oraz o sukno pana starosty generalnego Wielkopolski (KP nr 73). sugeruje to,
że Wojtek sam być może także kupował sukno od możnej szlachty.
22 Wojtek toczył z nimi proces o 20 grzywien szerokich groszy (KP nr 2229, 2234).
23 Proces dotyczył długu 12,5 grzywien za sukno (KP nr 2149, 2259; Wielkopolskie roty sądowe XIV–
XV wieku, wyd. H. Kowalewicz, W. Kuraszkiewicz, t. i, Poznań–Wrocław 1959, nr 767; sHGPozn. iV,
s. 787). zapis o procesie z pewnością nie dotyczy syna Wojtka, zresztą także Wojtka zwanego Bogatym
(tu nazywać go będę Wojtkiem Młodszym), który zaczął samodzielnie występować dopiero od 1413 r.,
a częściej od 1417 r. (zob. niżej).
24 Pobyt Wojtka Młodszego na jarmarku w Rzeszowie poświadczony jest w 1438 r. (sBP, s. 326–327, nr 26).
25 archiwum archidiecezjalne w Poznaniu (dalej: aaP), sygn. aC 2, k. 25v, 29v, 31v, 57v.
Wojtek Bogaty i jego rodzina
37
posiadający liczne prebendy kościelne nie był w stanie samodzielnie doglądać
swoich spraw związanych z uposażeniem tychże prebend, a potrzebował szybko
gotówki. Wtedy często odsprzedawał dochody za cenę niższą, niż wynosiła ich
realna wartość.
Źródła dotyczące Wojtka świadczą o jego dużej rzutkości i ruchliwości, pro-
wadzących w efekcie do chyba znacznego bogactwa. Wojtek nieprzypadkowo uzy-
skał swój przydomek. Wiadomo bowiem, że dysponował pieniędzmi umożliwiają-
cymi mu udzielanie pożyczek pod zastaw folwarków czy całych wsi. ze wzmianki
z 1396 roku wynika, że już wtedy Wojtek wszedł jako zastawnik w czasowe posia-
danie wsi siekierki Wielkie (k. Kostrzyna)26. zastawu tego nie utrzymał. Przed
1398 rokiem Wojtek nabył podpoznańskie Krzesiny. Wsi tej szybko się jednak
pozbył (ok. 1403)27. natomiast w roku 1400 wojewoda poznański sędziwój Świdwa
z szamotuł przejął sprawę sądową Wojtka z Wacławem (Warcisławem), synem
Jana Gołaskiego, o dużą kwotę 200 grzywien za wieś Gołaszyn koło obornik28.
transakcja związana z Gołaszynem nie jest do końca jasna, nie wiadomo, czy
była to zakończona niepowodzeniem próba wejścia w posiadanie wsi. W każdym
razie Wojtek uznał, że korzystniejsze będzie nabywanie dóbr ziemskich w bezpo-
średnim sąsiedztwie miasta, stanowiącym dobry rynek zbytu produktów rolnych.
Grunty w podmiejskiej wsi stanowiły też chyba znakomite zaplecze w wypadku
handlu bydłem (i to zarówno tranzytowego, jak i lokalnego). z kolei w 1403 roku
Wojtek poświadczony został jako sołtys w podpoznańskiej wsi Winiary29. sołectwo
nabył najpewniej od miasta, i to chyba za sporą kwotę, skoro kilka lat wcześniej
wojewoda kaliski sędziwój z szubina sprzedał Poznaniowi owe dobra za 340 grzy-
wien30. W 1403 roku Wojtek kupił też od mieszczanina poznańskiego Mikołaja
Kietlicza folwark położony koło miejskiej szubienicy31. Chodzi tu o posiadłość
znajdującą się na terenie podmiejskiej wsi Wierzbica, folwark ten w późniejszych
latach znany był jako Wilda, a z czasem dał nazwę dzielnicy Poznania32. Rok póź-
niej Wojtek przystąpił do powiększenia majątku w Winiarach. transakcja zawarta
ze szlachetnym adamem Kowalskim, który sprzedał Wojtkowi znajdujący się tam
folwark i ogród za Wzgórzem Świętego Wojciecha, zakończyła się kilkuletnimi
procesami, bo grunty obciążone były czynszami dla osób prywatnych i instytucji,
a adam początkowo nie chciał wykupić tych zapisów33.
Przy względnej obfitości przekazów źródłowych dotyczących Wojtka, nie wia-
domo jednak, gdzie mieszkał w Poznaniu, a że miał tu dom, to rzecz nieulegająca
26 Lekszycki i, nr 2215; sHGPozn. iV, s. 376.
27 KDW iii, nr 1396, Vii, nr 488; por. sHGPozn. ii, s. 479.
28 KP nr 39; sHGPozn. iV, s. 786.
29 KDW Vii, nr 488.
30 KDW iV, nr 2072.
31 sBP, s. 49.
32 sHGPozn. V, s. 609.
33 Procesy te ciągnęły się do stycznia 1407 r. (sBP, s. 53, nr 65, s. 54, nr 66, 67; KP nr 2230, 2240, 2505, 2534,
2541, 2611, 2652, 2759; sHGPozn. iV, s. 813; aaP, sygn. aC 2, k. 54v – tu proces z przeoryszą poznań-
skich dominikanek o czynsz z ogrodu w Winiarach, sprzedanego Wojtkowi przez adama. adam Kowalski
pochodził z wsi Kowalskie w dawnym powiecie pyzdrskim.
Paweł Dembiński
38
wątpliwości. Była to może nieruchomość przy rynku, należąca w 1426 roku do
jego syna Wojtka Młodszego34. innym wyznacznikiem prestiżu i społecznego sta-
tusu Wojtka było ufundowanie przezeń altarii w farze miejskiej. Jest to fakt w pew-
nym sensie zaskakujący, zważywszy, że poznański kościół parafialny był świątynią
par excellence mieszczańską, a Wojtek bez wątpienia pochodził z rodziny szla-
checkiej (o czym niżej). W farze realizował swe praktyki religijne miejski patry-
cjat i pospólstwo, co wynikało nie tylko z przymusu parafialnego. W kościele
św. Marii Magdaleny najbogatsze rodziny mieszczańskie miały własne rodzinne
fundacje altaryjne i własne miejsca pochówku w powstających tu kaplicach, tu
znajdowały się też kaplice i altarie cechowe. szlachta odwiedzająca miasto modliła
się w kościele ojców Dominikanów, natomiast miejscem szlacheckich fundacji
w mieście była głównie katedra (gdzie swoje fundacje mieli skądinąd także miesz-
czanie)35.
Dokument erekcyjny altarii pw. najświętszej Maryi Panny, Wszystkich
Świętych, świętych Mikołaja, Jerzego, Wojciecha i Doroty wystawił 25 kwietnia
1398 roku biskup poznański Mikołaj Kurowski36. Wojtek wraz ze swoją żoną nelą
oraz synami Piotrem i Mikołajem obciążyli swe dobra w Krzesinach znaczną sumą
10 grzywien rocznego czynszu (płatnego w dniu św. Marcina) na utrzymanie altary-
sty. Kapłan ten miał odprawić w każdym tygodniu roku wyznaczone msze święte –
o najświętszej Maryi Pannie z kolektą (modlitwą) za grzeszników, o św. Mikołaju
z kolektą św. Doroty oraz trzecią mszę o św. Jerzym i Wojciechu za dusze zmarłych
(rodziców Wojtka i neli?). Dokument wspomina, że sam ołtarz położony był, idąc
od głównego wejścia, po prawej stronie kościoła przy ścianie, a zatem po południo-
wej stronie gmachu. akt biskupi pomija milczeniem kwestie związane z pokryciem
kosztów budowy samego ołtarza (a także jego retabulum), nabycia paramentów –
kielicha, pateny, ampułek, obrusów na mensę ołtarzową, antepediów i szat litur-
gicznych. Były one z pewnością bardzo znaczne i mogły (w zależności od jakości
wykonania oraz użytego materiału) sięgać kwoty kilkudziesięciu grzywien srebra.
niewątpliwie fundacja taka dawała szansę na zupełnie indywidualne realizowanie
praktyk religijnych we „własnej przestrzeni” publicznie dostępnego kościoła para-
fialnego. Być może dla Wojtka była także swego rodzaju próbą zadośćuczynienia
za winy popełnione w życiu. Jednocześnie była wyrazem pewnego rodzaju nobi-
litacji, podkreślenia własnego statusu materialnego, w praktyce niejednokrotnie
sposobem na zapewnienie utrzymania krewnym, którzy zdecydowaliby się na
przyjęcie święceń kapłańskich. zazwyczaj bowiem fundator zachowywał prawo
do prezentowania biskupowi kandydata na ufundowane beneficjum. tak też było
w wypadku Wojtka i neli, którym ordynariusz pozwolił prezentować kandydatów,
choć prawo to ograniczył do trzech pokoleń (zatem do Wojtka, jego dzieci i wnu-
ków). Pierwszym altarystą został kapłan Jan ze szczerkowa.
34 KDW V, nr 447 (regest); pełen tekst: a. Kozak, Dokumenty biskupa poznańskiego Andrzeja Łaskarza.
Katalog, Poznań 2015, s. 51 i nn. (mps pracy magisterskiej obronionej na Wydziale Historycznym UaM).
35 J. Wiesiołowski, Kultura i społeczeństwo w późnym średniowieczu [w:] Dzieje Poznania, t. i, Warszawa–
Poznań 1988, s. 314–320, 325, 330–331; i. skierska, Obowiązek mszalny w średniowiecznej Polsce,
Warszawa 2003, s. 69–80, 146, 243–244.
36 KDW iii, nr 1986.
Wojtek Bogaty i jego rodzina
39
Pora w tym miejscu na wyjaśnienie powiązań rodzinnych Wojtka, który
zmarł między lipcem a październikiem 1408 roku37. z przytoczonego dokumentu
fundacyjnego wynika, że żoną Wojtka była nieznana bliżej nela, a synami Piotr
i Mikołaj. Wiemy jednak, że Wojtek miał jeszcze jednego syna, swego imiennika,
który pojawia się w źródłach późno, bo dopiero w 1413 roku. Jest zatem prawdo-
podobne, że Wojtek Młodszy w momencie gdy ojciec fundował altarię, był jeszcze
małym dzieckiem, wobec czego został pominięty w dokumencie biskupim. Dość
dobrze udokumentowane życie Wojtka Młodszego wnosi interesujące informa-
cje także o jego rodzicach. otóż wiadomo, że Wojtek Młodszy posiadał prawo
patronatu do jeszcze innej fundacji altaryjnej w kościele św. Marii Magdaleny
w Poznaniu. Chodziło tu o altarię pod wezwaniem św. Michała archanioła fundo-
waną w 1399 roku przez poznańskiego wójta Piotra Cieszymira jako wykonawcę
testamentu swego brata Hanka38. Wnosić stąd można, że nela (matka Wojtka
Młodszego) wywodziła się z rodziny poznańskich patrycjuszy Cieszymirów39.
z trzech wzmiankowanych wyżej synów Wojtka starszego niewiele wiadomo
o Mikołaju. znany jest on z jednej tylko wzmianki z 1403 roku40. Również Piotr
pozostaje postacią dość enigmatyczną, a dotyczących go przekazów źródłowych jest
niewiele. Żył najpewniej do roku 141941. trudno jednoznacznie stwierdzić, czy pro-
wadził spokojne życie, czy też był chorowity i przez to niezdolny do objęcia schedy
po ojcu. Wydaje się bowiem, że całość spraw związanych z ojcowskimi interesami
przeszła w ręce Wojtka Młodszego, podobnie jak ojciec bardzo aktywnego, prowa-
dzącego intensywną działalność gospodarczą i finansową. z notatki w poznańskich
księgach ławniczych sporządzonej wiele lat po śmierci Piotra wynika jednak, że za
życia był on sołtysem w Winiarach42. objął zatem część majątku ziemskiego (oraz
37 Jeszcze w lipcu 1408 r. Wojtek toczył w konsystorzu poznańskim proces z Wojciechem, plebanem
w Dąbrowie – zapewne chodzi o Dąbrówkę Kościelną (aaP, sygn. aC 2, k. 107), zaś 20 X 1408 r. wspo-
mniany został już jako zmarły (sBP, s. 65, nr 109).
38 KDW iii, nr 2003.
39 nie należy przypuszczać, by Wojtek Młodszy był synem pochodzącym z ewentualnego kolejnego mał-
żeństwa Wojtka starszego, zawartego po 1398 r. W 1413 r. Wojtek Młodszy zawarł dość poważną transakcję
handlową, kupując od Folkera stowe folwark w Winiarach (KDW Vii, nr 705). zakładając, że urodził się
w 1400 r., musiałby mieć 13 lat, co wydaje się niemożliwe (bo transakcję zawarliby jego opiekunowie). Raczej też
nie należy brać pod uwagę możliwości, że Wojtek Młodszy nabył prawa patrona w stosunku do altarii Cieszymi-
rów poprzez swe małżeństwa, kolejno z Małgorzatą (1433–1438) pochodzącą najpewniej z Głębockich, a następ-
nie Dorotą ze zborowskich (1441) i wreszcie nieznaną bliżej Jadwigą (1442). o małżeństwach tych zob. niżej.
40 KDW Vii, nr 488. Jest to dokument biskupa poznańskiego Wojciecha Jastrzębca, publikujący postano-
wienie jego poprzednika Mikołaja Kurowskiego dotyczące erekcji altarii fundowanej przez Wojtka, jego
żonę i synów (stąd wystąpienie Mikołaja) i zezwalający na przeniesienie uposażenia altarii ze wsi Krzesiny
na inne dobra, m.in. sołectwo winiarskie.
41 KDW V, nr 308, Viii, nr 865; sHGPozn. V (hasło Winiary – w druku).
42 W czerwcu (między 19 a 26 Vi) 1444 r. Piotr, syn tego Piotra, zapisał dzieciom zmarłego sołtysa w Winia-
rach czynsz 10 grzywien od sumy 100 grzywien na swoim sołectwie w Winiarach. zmarłym sołtysem był
niewątpliwie Piotr, syn Wojtka Bogatego starszego (Ekscerpty i regesty z ksiąg rezygnacji miasta Poznania,
oprac. J. Wiesiołowski przy współpracy K. Rodowskiej-Wiesiołowskiej, Biblioteka PtPn w Poznaniu, rkps
1545 [dalej: MPń], tu: i 292, k. 42v–43). Kilka tygodni później (10 Vii) ponowiono ten zapis, przy czym
wyraźnie wspomniano, że dziećmi tymi były Frona i Katarzyna (MPń i 292, k. 46). Co ciekawe, w pierwszej
z cytowanych zapisek jako opiekun dzieci zmarłego sołtysa wystąpił mieszczanin poznański Jan Fafko. Jeśli
przyjąć, że opiekunem winien być krewny, to matka Frony i Katarzyny mogła pochodzić z rodziny Fafków,
Paweł Dembiński
40
zapewne część innych nieruchomości położonych w mieście) i prawdopodobnie
poprzestał na ziemiańskim życiu. 28 kwietnia 1419 roku Wojtek Młodszy zobowią-
zał się do wypłacenia Małgorzacie ze strosbergów sumy 50 grzywien z tytułu wiana
(morgengabe) za swego niewymienionego z imienia bratanka43. z zapiski
z 1429 roku wynika, że bratankiem tym był nieletni jeszcze syn zmarłego Piotra.
W jego imieniu (jako opiekunowie) Wojtek Młodszy i Mikołaj strosberg senior
wydzierżawili Wojciechowi Kuli młyn na Warcie za 13 grzywien na dwa lata44.
imię tego bratanka zdradza przekaz z 1431 roku; wspomniano wtedy, że Piotr
sołtys w Winiarach sprzedał Janowi zetowi łąkę, a mieszczaninowi Przecławowi
połowę kramu sukiennego w Poznaniu45. znamienne jednak, że w obu wypadkach
jako pełnomocnik Piotra wystąpił jego stryj Wojtek Młodszy. sugeruje to, że Piotr,
choć był sołtysem winiarskim, wciąż pozostawał nieletni. opieka stryja nie ustała
jeszcze w 1432 roku, kiedy Wojtek Młodszy wystąpił jako sołtys winiarski w oto-
czeniu tamtejszych ławników46. Młodszy Piotr, zwany też scholtis (czyli sołtys)
lub Pióro, objął samodzielne rządy w swej części majątku ok. 1439 roku, kiedy
sprzedał Mikołajowi juniorowi strosbergowi 2 grzywny czynszu na sołectwie za
20 grzywien, a rok później zaczął też występować samodzielnie na posiedzeniach
sądu w Winiarach jako sołtys47. W 1444 roku spłacił swe siostry Fronę i Katarzynę,
zapisując im (łącznie?) znaczną sumę 10 grzywien czynszu na swym sołectwie48.
Po swym dziadku odziedziczył zamiłowanie do ryzyka, o ile jednak u Wojtka
starszego przejawiało się ono w prowadzeniu kupieckich operacji handlowych,
o tyle u Piotra Młodszego zamiłowaniem do hazardu. W 1448 roku Piotr zobowią-
zał się przed radą miejską, że nie będzie grać w kości na pieniądze, a jeśli zostanie
mu to udowodnione, to za każdym razem zapłaci 10 grzywien miastu49. Grzech
ten chyba mu wybaczono, skoro zaczął sprawować w mieście funkcje urzędowe –
w 1451 roku został ławnikiem, ale rok później już nie żył, pozostawiając wdowę
Barbarę (z poznańskich patrycjuszy Koperszmidów) i córkę Łucję50.
a młodszy Piotr był bratem przyrodnim tych sióstr, bo matką jego była niewątpliwie Małgorzata strosber-
gówna (zob. przyp. nr 43), albo też, że po śmierci starszego Piotra Małgorzata strosbergówna wyszła za
mąż za Fafkę. ta druga możliwość wydaje się jednak mniej prawdopodobna, bo w takim wypadku Frona
i Katarzyna znalazłyby opiekuna w rozrodzonej rodzinie strosbergów. M.J. Mika, Studia nad patrycjatem
poznańskim w wiekach średnich, wyd. 2, Poznań 2006, s. 53 (przyp. 155), podaje omyłkowo, że Małgorzata
strosbergówna była „poślubiona jednemu z Wojtków Bogaczy”.
43 sBP s. 108–109 nr 298. Chodziło tu o wypłatę Małgorzacie posagu po śmierci jej męża Piotra, do czego
był zobowiązany formalnie jej nieletni syn. zobowiązanie to przejął jego opiekun, czyli Wojtek Młodszy.
44 sBP, s. 178–179, nr 502.
45 sBP, s. 255, nr 220, s. 254, nr 210.
46 sBP, s. 269, nr 329.
47 MPń i 291, 83v; KDW X, nr 1517.
48 Por. przyp. nr 42.
49 Akta radzieckie poznańskie, t. i–iii, wyd. K. Kaczmarczyk, Poznań 1925–1948 (dalej: aR), tu t. i, nr 404.
50 aR i, nr 471; MPń i 294, k. 31. o tym, że Łucja była jego córką, zob. przyp. nr 70. Dziedziczyła część
sołectwa winiarskiego. Barbara po śmierci Piotra poślubiła szlachcica i zarazem mieszczanina poznańskiego
Hektora, z którym gospodarowała w Winiarach. natomiast mężem jej córki Łucji został Jakub sternberg
zwany po zmarłym teściu Pióro. Losy tej rodziny przedstawia J. Wiesiołowski, Rodzina Benedykta Stern-
berga z Poznania, „Roczniki Historyczne” 1991, t. 57, s. 117–146, zwłaszcza 128 i nn.
Wojtek Bogaty i jego rodzina
41
skłonność do ryzyka po ojcu odziedziczył także Wojtek Młodszy. i on był
niezwykle aktywny zawodowo. Jego kontrahentami była szlachta, której naj-
pewniej, tak jak Wojtek starszy, pożyczał pieniądze i sprzedawał towary na
kredyt51, a także mieszczanie i mieszkańcy podpoznańskich przedmieść i wsi,
u których kupował czynsze52. zdaje się przy tym, że i on nie stronił od lichwy53.
Wspomniałem już, że brał udział w dalekosiężnym handlu kupców poznań-
skich54. W wypadku Wojtka Młodszego ryzyko jego działalności ujawnia się
w szeregu zapisów dotyczących pobierania przezeń kredytu u mieszczan,
szlachty i Żydów oraz poręczania spłaty takich pożyczek55. Wyjaśniałem już
wyżej, że żydowski kredyt był bardzo drogi, zatem korzystanie z niego gro-
ziło poważnymi kłopotami, jeśli transakcja handlowa nie powiodła się i nie
przyniosła zysku wystarczającego na spłacenie zaciągniętych zobowiązań56.
Podobnie było z poręczaniem długów zaciągniętych u Żydów, co nieostrożnego
51 Przewodnikiem w rozpoznaniu działalności handlowej Wojtka Młodszego wśród szlachty były dla mnie
materiały po prof. K. tymienieckim, przechowane w archiwum Pan w Poznaniu (sygn. P iii 40), a kon-
kretnie znajdująca się pod nr. 409 karteczka z wykazem sygnatur archiwalnych odnoszących się do Wojtka.
Dotyczą one procesów o rozmaite należności, tak egzekwowane przez Wojtka, jak i wobec niego. Mamy
tu zatem np. procesy ze szlachetnym andrzejem Krupką ze skórzewa i niczkiem Gądkowskim o ich długi
z tytułu poręczenia; w ich wyniku Wojtek otrzymał w 1419 r. wiązanie w 2 łany w skórzewie (archiwum
Państwowe w Poznaniu [dalej: aPP], Poznań, z. 5, k. 132v, 137). W 1421 r. Wojtek toczył proces z Janem
Goliaszem z Międzychodu, który winien mu był 10 grzywien (aPP, Poznań, z. 6, k. 126v). W 1443 r. toczył
proces ze stanisławem Glińskim o 12 grzywien za pieprz i sukno oraz 20 grzywien strawnego (sHGPozn.
iii, s. 193).
52 np. w 1419 r. mieszczanin poznański opecz oświadczył, że winien jest Wojtkowi 4,5 grzywny (sBP,
s. 110, nr 303), natomiast w 1420 r. inny mieszczanin, Mikołaj Janchin, oznajmił, że winien jest Wojtkowi
20 grzywien szerokich groszy, które zobowiązał się oddać do dnia oczyszczenia nMP [2 ii] wraz z 2 grzyw-
nami obiegowej monety [z tytułu odsetek] (sBP, s. 116, nr 336). Por. też przyp. nr 59.
53 Wymowna jest tu zapiska z 28 Vi 1436 r., kiedy to Wojtek Bogaty zeznał, że zastawił u Żydów pewne rze-
czy, które szlachetny Włodek, sługa zmarłego starosty generalnego Wielkopolski andrzeja Ciołka z Żele-
chowa, dał mu na przechowanie; Wojtek zobowiązał się oddać mu je do dnia św. Michała [29 iX], nie brać
lichwy [podkr. – P.D.] oraz pokryć ewentualne szkody (aR i, nr 79). Wojtek nie składałby takich zobowią-
zań, gdyby w swej działalności nie parał się lichwą.
54 zob. przyp. nr 24.
55 analiza zapisów prowadzi do wniosku, że mniej więcej od 1425 r. Wojtek zaczął stopniowo wyprzeda-
wać posiadane nieruchomości i zaciągać kredyty. np. w 1425 r. sprzedał dom (jeden z kilku posiadanych)
w Poznaniu (sBP, s. 147–148), a prawdopodobnie także młyn w swarzędzu, skoro zobowiązał się do spłaty
dokonanych na nim zapisów (sBP, s. 153, nr 443–444; sHGPozn. iV, s. 752); w 1428 r. zobowiązał się
do oddania mieszczaninowi poznańskiemu Piotrowi aue 50 grzywien i 15 skojców (sBP, s. 169, nr 482),
a w 1432 r. sprzedał kram sukienny w Poznaniu (sBP, s. 273, nr 363). Wiadomo też, że przed 1434 r. poży-
czał od kasztelana śremskiego Wojciecha z Pakości 50 grzywien (aR i, nr 138), a w 1443 r. od Jana Pniew-
skiego 43 floreny (aR i, nr 175).
56 np. 27 X 1419 r. Wojtek Młodszy zobowiązał się do oddania poznańskiemu Żydowi Manlinowi dużej
sumy 50 grzywien szerokich groszy praskich [2400 groszy] do dnia św. Marcina [11 Xi], a jeśli nie oddałby
w terminie, to miał płacić z tytułu odsetek 1 grosz tygodniowo od każdej grzywny [a więc w skali roku 2600
groszy]; dług ten poręczył mieszczanin Jan Kliza (sBP, s. 112, nr 317–318). obie zapiski zostały przekreś-
lone, a więc dług został spłacony, trudno jednak określić, czy w terminie. z kolei 24 i 1431 r. Wojtek Młod-
szy zobowiązał się do zapłacenia Żydowi Pesakowi i jego żonie Jochnie 13 grzywien do święta zesłania
Ducha Świętego [20 V] (sBP, s. 194, nr 538, s. 199–200, nr 554 [gdzie kolejne zobowiązanie z 8 Vi 1431 r.
do płacenia lichwy od tej pożyczki], s. 205, nr 572). Por. aR i, nr 91, 120.
Paweł Dembiński
42
poręczyciela mogło doprowadzić do bankructwa57. Przypuszczam, że to właśnie
nadmierna skłonność do ryzyka, szukanie kolejnych okazji do zarobienia pie-
niędzy, była najpewniej główną przyczyną ostatecznego niepowodzenia Wojtka
Młodszego w interesach. W 1443 roku miał on sprawę przed sądem Rady Miejskiej
o uznanie wydanego przez siebie zobowiązania do zapłaty 9 grzywien rocznego
czynszu mieszczaninowi poznańskiemu Janowi Czeuchnerowi, który kupił ten-
czynsz za znaczną sumę 120 grzywien. Wojtek zaprzeczał prawdziwości wystawio-
nego dokumentu i twierdził, że faktyczne zobowiązanie opiewało na niższą kwotę.
ostatecznie przywołani świadkowie zeznali, że dokument nie został sfałszowany58.
tym samym Wojtek Młodszy, potrzebujący zapewne wcześniej gotówki na kolejną
transakcję, postawiony został przed niewygodną koniecznością spłaty tego zobo-
wiązania, na co najpewniej nie miał środków z nieudanej operacji. zobowiązanie
wobec Jana Czeuchnera zostało prawdopodobnie pokryte z innych „aktywów”.
nader interesująca jest w tym kontekście sprawa altarii św. Michała archanioła
w poznańskiej farze. Jak wspomniałem wyżej, Wojtek (najpewniej po swej matce)
odziedziczył uprawnienia patrona związane z tą prebendą. 19 kwietnia 1444 roku
w poznańskim konsystorzu (sądzie kościelnym) Wojtek Młodszy, pozwany
przez altarystę Mikołaja Wedelskiego, oświadczył, że zbył pewne czynsze nale-
żące do uposażenia tej altarii, następnie zaś przekazał na rzecz altarysty posia-
dane przez siebie czynsze płacone przez zagrodników i kmieci z podpoznańskich
wsi Kokundorf, Gaj, Jeżyce i Winiary oraz przedmieść Glinki, Półwsie i Piaski.
Przekazał też miecznikowi poznańskiemu Janowi Wedelskiemu (bratu altarysty)
prawo patronatu altarii59. Wojtek rozdysponował zatem uposażenie rodzinnej fun-
dacji, którego użył jako części składowej swego majątku, najpewniej po to, by spła-
cić Czeuchnera60. Warto przy tym zwrócić uwagę, że podobne traktowanie mienia
własnej fundacji widać u średniowiecznej szlachty osiadłej na wsi61. nie wiemy, na
ile przypadek Wojtka był wyjątkowy na tle poznańskich realiów.
57 W 1419 r. Wojtek Młodszy pozwany został przez poznańskiego Żyda Manlina o poręczenie za pana
Żydowskiego (chodzi tu najpewniej o Mikołaja Żydowskiego, burgrabiego poznańskiego, następnie kaszte-
lana santockiego, właściciela wsi Żydowo niedaleko obornik). natomiast w 1424 r. Wojtek Młodszy wraz
z mieszczaninem poznańskim Folkerem stowe poręczał zobowiązania stanisława Borzewskiego wobec
krakowskich Żydów Kawiana i Michała (aPP, Poznań, z. 5, k. 139; sBP, s. 138–139, nr 404).
58 aR i, nr 262. sprawa ta jest o tyle interesująca, że sugeruje, iż pożyczki pieniędzy w zamian za czynsz
mogły być udzielane w rzeczywistości na kwotę niższą niż ta, o której mówiło zobowiązanie dłużnika, co
byłoby ukrytą formą lichwy.
59 Acta capitulorum nec non iudiciorum ecclesiasticorum selecta, wyd. B. Ulanowski, t. ii, Kraków 1902,
nr 1189; KDW V, nr 708; zobowiązanie to uzupełnione zostało następnie przez szereg zapisów przed sądem
poznańskiej rady i ławy (KDW V, nr 730; MPń i 292, k. 46). o pokrewieństwie Mikołaja i Jana Wedelskich
por. aaP, sygn. aE i, k. 141.
60 sprawa rozliczeń z rodziną Czeuchnerów ciągnęła się do 1447 r., kiedy to Wojtek zobowiązał się do zapła-
cenia dzieciom Jana Czeuchnera 75 grzywien albo oddania im 5 łanów folwarku w Winiarach z łąkami
(aR i, nr 340).
61 szeroko o tym J. Wroniszewski, Szlachta ziemi sandomierskiej. Zagadnienia społeczne i gospodarcze,
Poznań–Wrocław 2001, s. 148–156. sobór trydencki przewidywał karę ekskomuniki za przejmowanie
uposażenia przez kolatora oraz sprzedaż prawa patronatu (B. szady, Prawo patronatu w Rzeczypospolitej
w czasach nowożytnych. Podstawy i struktura, Lublin 2003, s. 18), co miało niewątpliwie związek z licznymi
przypadkami zawłaszczania mienia beneficjalnego w dobie reformacji.
Wojtek Bogaty i jego rodzina
43
sprawa altarii interesująca jest jeszcze z innego powodu. Mamy tu próbę wej-
ścia szlachty na teren zdominowanego przez mieszczan poznańskiego kościoła
farnego. Wprawdzie (jak już podkreślałem) sam Wojtek i jego ojciec wywodzili
się ze szlachty, ale żyli w mieście i prowadzili tu interesy. natomiast Jan Wedelski
(Wedel) pochodził z niemieckiej rodziny szlacheckiej z okolic Wałcza na pogra-
niczu nowej Marchii62. Pochodzenie to było zapewne okolicznością sprzyjającą
wejściu do grona głównie niemieckojęzycznych kolatorów beneficjów farnych. Jak
wynika z późniejszych zapisów, prawo patronatu altarii św. Michała kupił on „za
pewną sumę pieniędzy” od Wojtka Młodszego, który zresztą nie przekazał mu
wszystkich dokumentów związanych z tym beneficjum. Gdyby Jan Wedelski znał
te dokumenty, zapewne byłby ostrożniejszy i nie naraziłby się na późniejsze nie-
przyjemności. okazało się bowiem, że po śmierci swego brata Mikołaja (1446) nie
mógł skutecznie prezentować na tę prebendę własnego kandydata – odmówiono
mu tego prawa63. Dokument erekcyjny z 1399 roku przewidywał, że prawo patro-
natu rodziny fundatora ograniczone zostanie do wskazania czterech kolejnych
altarystów64, i najpewniej wygasało z chwilą śmierci Mikołaja Wedelskiego.
niepowodzenie finansowe Wojtka Młodszego z lat 1443–1444 wyraźnie ogra-
niczyło jego działalność. Występował odtąd głównie jako opiekun (tutor) stron
zatwierdzających swe transakcje przed poznańskim sądem ławniczym65. zachował
zapewne część majątku, pozwalającą na spokojne życie, raczej wyzbywając się
tego, co zostało, niż gromadząc nowe dobra66. nie pozbył się jednak praw patrona
do ojcowskiej fundacji w kościele parafialnym, która przed 1442 rokiem została
udotowana i przebudowana w osobną kaplicę67. W roku 1450 razem z Piotrem
Młodszym (jako kolatorzy), wraz z altarystą (to znamienny szczegół transakcji)
Janem twardowskim, zbyli należącą do uposażenia tej prebendy działkę na pod-
miejskich Piaskach68.
Losy rodzinnej fundacji Bogatych są zresztą ważne z innego powodu. Pozwalają
mianowicie po raz kolejny uściślić związki rodzinne Wojtka. Wiadomo bowiem, że
62 o Janie, staroście drahimskim i wałeckim, zob. a. Gąsiorowski, Starostowie wielkopolskich miast królews-
kich w dobie jagiellońskiej, Warszawa–Poznań 1981, s. 39, 67, a ostatnio E. Rymar, Historia polityczna
i społeczna Nowej Marchii w średniowieczu (do roku 1535), Gorzów Wielkopolski 2015, s. 727, 729.
63 aaP, sygn. aE i, k. 138, 141, 145 – tu wzmianka, że prezentowany przez Jana Wedelskiego kandydat –
Marcin ze słupcy rezygnuje z ubiegania się o altarię.
64 Poza wymienionym w dokumencie erekcyjnym Jerzym, plebanem w skórzewie (KDW iii, nr 2003).
65 MPń i 293, k. 71v, 80v, 93, 100v, 106v, 115; MPń i 294, k. 12, 25v, 28, 42, 81av, 83, 99v, 101, 102v, 104, 105,
114, 119, 125, 134v, 138v, 140v; aR i, nr 735, 756.
66 W 1445 r. sprzedał Kunegundzie, żonie Mikołaja Fettera, wszystkie ogrody posiadane za Bramą Wroniecką
(MPń i 292, k. 72v), w 1446 r. dzieciom mistrza Mikołaja strosberga sprzedał trzy ogrody położone
między Bramą Wroniecką a Wartą (MPń i 293, k. 25v), w 1452 r. kupił kram rzeźniczy w nowych Jatkach,
ale w 1456 r. go sprzedał (MPń i 294, k. 52v, 113), natomiast w 1453 r. kupił cztery domki z ogrodami
i sadzawką na Piaskach od Gertrudy Fafkówny, wdowy po pisarzu miejskim Marcinie niczu z Koźmina
(MPń i 294, k. 85; o Gertrudzie zob. M.J. Mika, Studia, s. 30–31).
67 Przy okazji podziału majątku między Wojtkiem Młodszym a jego bratankiem Piotrem Młodszym 12 V
1442 r. wspomniano m.in. o 1 grzywnie czynszu dla altarii w kaplicy Wojtka Bogatego (MPń i 291, k. 94).
68 MPń i 293, k. 110. o Janie twardowskim, kanoniku poznańskim, altaryście farnym i plebanie w Dolsku:
P. Dembiński, Poznańska kapituła katedralna schyłku wieków średnich. Studium prozopograficzne 1428–
1500, Poznań 2012, s. 480–481.
Paweł Dembiński
44
Wojtek Młodszy zawarł trzy związki małżeńskie. Pierwszą jego żoną była Małgorzata
(1433–1438), kolejną – Dorota zborowska (1441), wreszcie trzecią – Jadwiga
(1442)69. Personalia pierwszej z tych pań rozpoznać można dzięki zapisom powsta-
łym już po śmierci Wojtka (ok. 1458), a dotyczącym dziejów rodzinnej fundacji
dziedziczonej przez dzieci Wojtka Młodszego. Dziećmi tymi byli kanonik poznań-
ski Władysław, Prokop i anna. oni to wraz z Łucją, córką Piotra Pióra (scholtisa,
czyli Piotra Młodszego), reprezentowani przez poznańskiego archidiakona Mikołaja
Głębockiego, wskazali w 1467 roku biskupowi jako kandydata na rodzinną altarię
kustosza katedry poznańskiej Mikołaja z soboty70. Pierwszy z wymienionych synów
to prałat, dobrze znany jako Władysław z Poznania lub też Głębocki. Przy przy-
jęciu do kapituły zmuszony był udowodnić szlacheckie pochodzenie i wywiódł
je z herbu Bylina71, który odziedziczył niewątpliwie po ojcu Wojtku. nazwisko
Głębocki dobrał sobie natomiast po matce, pochodzącej z używającej herbu Łodzia
rodziny dziedziców Głęboczka (k. Murowanej Gośliny). Władysław został zresztą
przy innej okazji wspomniany jako nepos (młodszy krewny) wymienionego przed
chwilą archidiakona Mikołaja Głębockiego72. Matką tą mogła być niewątpliwie tylko
Małgorzata, najpewniej siostra archidiakona73. Rzadkie, królewskie imię Władysław
zostało naszemu bohaterowi nadane najpewniej za sprawą wuja – archidiakona
Mikołaja Głębockiego, który w imieniu papieża Marcina V pełnił w 1425 roku funk-
cję ojca chrzestnego pierworodnego syna króla Władysława Jagiełły, późniejszego
Władysława iii74. znamienne jest przy tym, że ojciec kanonika, Wojtek Młodszy,
nieczęsto przedstawiany jest w źródłach ze szlacheckim predykatem nobilis75. nie
posiadał też urobionego nazwiska, a jedynie przydomek Dives. szlacheckiego nazwi-
ska urobionego od nazwy rodowej wsi nie używali też brat Wojtka Młodszego, Piotr,
i jego syn Piotr Młodszy. Prawdopodobnie jednak żaden z Piotrów nie miał za żonę
szlachcianki. inna sprawa, że pozycja społeczna wymienionych osób była widać na
tyle znaczna, że tego typu wyróżniki nie były konieczne, a im samym potrzebne.
Wymowny jest tu przykład Wojtka starszego, wobec którego w 1398 roku użyto
predykatu „pan” (dominus), jednoznacznie podkreślającego jego wysoki status76.
69 o Małgorzacie: sBP, s. 217, nr 603; aR i, nr 107, 108. Dnia 9 Vi 1441 r. Wojtek zapisał swej żonie Dorocie
zborowskiej 120 grzywien wiana (MPń i 291, k. 60v), w listopadzie 1442 r. wspomniana jest zaś Jadwiga
(MPń i 292, k. 1v).
70 aaP, sygn. aE ii, k. 178v–179.
71 aaP, sygn. CP 29, k. 237.
72 P. Dembiński, Poznańska kapituła…, s. 701–703.
73 archidiakon był synem Bogufała z Głęboczka (Bullarium Poloniae, t. iV, wyd. i. sułkowska-Kuraś,
s. Kuraś i H. Wajs, Rzym–Lublin 1992, nr 29). o przypuszczeniu, że córką Bogufała była też Małgorzata,
zob. sHGPozn. i, s. 486. Wojtek Młodszy związał się z Głębocką zapewne przed 26 Vi 1428 r., kiedy to wraz
z niewymienioną z imienia żoną toczył proces z Piotrem Głębockim (to brat Małgorzaty); strony odroczyły
termin w nadziei zawarcia ugody polubownej (aPP, Poznań, z. 10, k. 69v). Pokrewieństwo z Głębockimi
wyjaśnia też kilkakrotne przypadki poręczania długów Wojtka Młodszego przez wspomnianego Piotra
Głębockiego (np. aR i, nr 107, 175, 340).
74 Joannis Dlugossii Annales seu cronicae incliti Regni Poloniae, lib. Xi, Varsaviae 2000, s. 209, 394.
75 Przykłady zestawia K. tymieniecki, Szlachta mieszczanie…, s. 27.
76 Lekszycki i, nr 2667. Poza tym znam jeszcze jeden zapis dotyczący Wojtka starszego, w którym podaje się
za szlachcica (aaP, sygn. aCC 1, k. 44a).
Wojtek Bogaty i jego rodzina
45
Konieczność zwrócenia uwagi na szlacheckie pochodzenie i przybrania szlacheckiego
nazwiska pojawiła się przy okazji przyjęcia Władysława, syna Wojtka Młodszego, do
zdominowanej przez szlachtę kapituły katedralnej w czasie, gdy podziały stanowe
zdecydowanie pogłębiły się w drugiej połowie XV wieku77. nie znamy natomiast
przekazów wskazujących na nawiązywanie do szlacheckiej tradycji przez drugiego
z synów Wojtka Młodszego o nieczęstym imieniu – Prokop. Jest on najpewniej
identyczny z poznańskim kuśnierzem, a w latach 1472–1476, 1478–1479 przysięż-
nym cechu kuśnierskiego78. Prokop miał dom na narożniku obecnych ulic Wielkiej
i Ślusarskiej, a dorobił się też innych nieruchomości: kramu sukiennego, domów na
Podgórczu (obecne okolice ul. Paderewskiego i Franciszkańskiej, sprzedany przez
Prokopa za czynsz), nowej Grobli, Garbarach (kupiony, a następnie sprzedany
przez Prokopa) i obecnej ul. Ślusarskiej79. Po śmierci Prokopa w 1480 roku jego mają-
tek dziedziczyła wdowa po nim Katarzyna oraz dzieci: Prokop, Mikołaj, Jakub, inny
Prokop (Młodszy) i Katarzyna80. Losy tego rodzeństwa nie są jasne. Prawdopodobnie
podział schedy między wdowę i liczne potomstwo obniżył znacznie ich status mate-
rialny. Przypuszczam, że w jednym z wymienionych tu Prokopów upatrywać należy
znanego poznańskiego stelmacha (kołodzieja), wielokrotnego przysiężnego cechu
stelmachów (1501–1504, 1506, 1508–1510, 1517–1518, 1521–1524), w XV wieku
mieszkającego już jednak na przedmieściu, a nie w tak prestiżowym miejscu jak
kamienica przyrynkowa czy dom przy ul. Wielkiej81. ta część rodziny związała się
zatem na trwałe z miastem i zapewne wskutek pauperyzacji, a może też utraty wię-
zów rodzinnych ze szlacheckimi krewnymi, na wiele lat (pokoleń?) utraciła możli-
wość powrotu w szeregi nobilów.
Kończąc dywagacje o losach rodziny Bogatych, czy może raczej Bylinów, osiad-
łych w średniowiecznym mieście, nie sposób nie pokusić się o pewną refleksję
dotyczącą roli związków rodzinnych w utrzymaniu miejsca w kręgu szlachty –
mieszczan. zauważmy, że Wojtek starszy sam był bardzo silnie związany ze środo-
wiskiem szlacheckim, prawdopodobnie dlatego, że to on sam przeniósł się ze wsi
do miasta. W utrzymaniu tych związków nie przeszkodził mu ślub z mieszczką.
Jego syn Wojtek Młodszy utrzymał również silne związki ze szlachtą, zapewne
dziedzicząc ojcowskie kontakty i pojmując za żony kolejno dwie szlachcianki.
inaczej niż jego brat Piotr (prowadzący co prawda de facto ziemiańskie życie),
który ożenił się z patrycjuszką strosbergówną. W kolejnych pokoleniach zabra-
kło szlacheckich mariaży, co też zbiega się z wyborem środowiska miejskiego jako
miejsca życia i pracy. Kontakty ze szlachtą ożywiły się znowu za sprawą kościelnej
77 Podobnie było w wypadku poznańskich mieszczan Grodzickich, o czym J. Wiesiołowski, Szlachta w mieś-
cie…, s. 65–66, który nie wiąże jednak powrotu Jakuba Grodzickiego do tradycji szlacheckiej z karierą jego
synów w kapitułach katedralnych, lecz po prostu ze wzbogaceniem się.
78 aR ii, nr 1209, 1228, 1238, 1249, 1270, 1297, 1325.
79 MPń i 295, k. 20, 32; MPń i 296, k. 30, 64, 100, 116, 143, 151, 164v, 233, 242, 289; MPń i 297, k. 3v.
80 Katarzyna wymieniona jest jako żona Prokopa już w 1464 r. (MPń i 296, k. 28v), następnie w 1473 r.
(MPń i 296, k. 242), w 1480 r. była już wdową (MPń i 297, k. 103 – podział spadku).
81 o tym Prokopie zob. MPń i 298, k. 48 (zapis 14 grzywien wiana żonie Katarzynie), 126, 167v; MPń i 299,
k. 37, 37v; aR ii, nr 1808, iii, nr 1896, 1990, 2083, 2265; sHGPozn. V, s. 191; Władze miasta Poznania,
t. i, oprac. J. Wiesiołowski, z. Wojciechowska, Poznań 2003, s. 67, 68, 69, 72, 73, 77, 78, 83, 84, 86, 87, 88.
Paweł Dembiński
46
kariery Władysława Głębockiego. Jest bardzo prawdopodobne, że jego protekto-
rem był archidiakon Mikołaj Głębocki, szwagier Wojtka Młodszego. archidiakon
zrobił karierę na dworze papieża Marcina V, był posiadaczem licznych prebend82.
Pochodził z rodziny średnioszlacheckiej, dla której odpowiednie wykształcenie
syna, wysłanie do kurii i zapewnienie mu tam utrzymania przez dłuższy czas było
z pewnością sporym wysiłkiem. Prawdopodobnie Wojtek Młodszy, jeśli nie par-
tycypował w pokryciu kosztów szwagrowskich wojaży, to przynajmniej pożyczał
na to pieniądze. archidiakon za to czynnie wsparł po latach karierę kościelną sio-
strzeńca wywodzącego się z zajmującej się mieszczańskimi zajęciami rodziny. nie
wiadomo, czy opieka archidiakona (i innych Głębockich?) dotyczyła też pozosta-
łych dzieci Wojtka Młodszego. Problem podobnych stosunków, nie tylko rodzin-
nych, ale także towarzyskich czy klientarnych, na styku społeczności wiejskiej
i miejskiej czeka w każdym razie na dalsze badania, także w odniesieniu do boga-
tego społecznego życia Poznania schyłku wieków średnich i epoki renesansu.
82 o jego karierze: P. Dembiński, Poznańska kapituła…, s. 537–542.
47
tomasz Jurek
Chybski, suski, Regnolt i inni
Szlachta-rozbójnicy przed miejskim sądem (1497)
Wszyscy wiemy, jak powinni wyglądać zbóje: „Brody ich długie, kręcone wąsi-
ska, wzrok dziki, suknia plugawa”, jak pisał Mickiewicz. Romantyczni poeci, od
schillera począwszy, utrwalili też wizerunek zbója jako zacnego w istocie człeka
prostego, którego bieda zmusiła do pójścia do lasu. to wizja poetycka. W rzeczy-
wistości byli też rozbójnicy innego, bardzo szlachetnego sortu. Postacią typową dla
średniowiecza, nie tylko niemieckiego, jest rycerz-rabuś, Raubritter – choć samo
to pojęcie też ukute zostało dopiero w dobie romantyzmu1. to człowiek, który swą
siłę i wojenne zdolności wykorzystywał wobec kupców na drogach, reperując też
przy okazji swój domowy budżet. Postawa taka wynikała z głębokiego przeko-
nania ludzi rycerskich o przyrodzonej wyższości nad kupcami, których działal-
ność sprowadza się wszak do zwykłego oszustwa (kupić taniej, sprzedać drożej).
Łupienie ich oznaczało zatem tylko odzyskanie części ich niesłusznych zysków,
a więc przywracało w pewnym sensie naturalny porządek rzeczy. Rozbój bywał też
manifestacją własnej pozycji, a nawet władzy, bo przybierać mógł formę wymusza-
nia na przejeżdżających haraczu (niczym innym nie było zresztą wybieranie przez
władzę państwową ceł w zamian za gwarancję miru monarszego). Przekonanie,
że tylko władza publiczna ma monopol na stosowanie przemocy, dopiero się
kształtowało. Proceder uprawiania rozboju przez rycerzy, szlachtę i wielkich
panów rozpowszechniony był w całej Europie. Również w Polsce rozbój rycerski
miał starą tradycję. Już Xiii-wieczna Księga henrykowska wspomina wielokrotnie
o drobnych rycerzykach, którzy rabowali na drogach, a kończyli pojmani i straceni
w najbliższym mieście. Przykłady znaleźć można i z Wielkopolski. W 1298 roku
rządzący tu książę Władysław Łokietek nadał mieszczanom Poznania, Gniezna,
Pyzdr i Kalisza „wszelką władzę” ścigania i karania, także na gardle, „złodziei,
łotrów i innych złoczyńców, jakiegokolwiek byliby rodzaju lub stanu” – a więc
także tych rycerskiej kondycji. o stałej, ale też widocznie nieskutecznej walce
z rozbójniczą plagą świadczą potem konfederacje tych samych miast zapowiada-
jące połączenie wysiłków w tej sprawie (1302, 1350)2. Dopiero jednak sam schyłek
średniowiecza przynosi źródła, które opisują dokładnie to przykre zjawisko.
W Poznaniu od końca XV wieku zachowały się akta miejskich sądów kry-
minalnych, wśród nich zaś szczególnie interesujące protokoły przesłuchań
1 zob. stosowne hasło w Lexikon des Mittelalters, t. Vii, zürich 1999, kol. 474–475.
2 Liber fundationis claustri Sancte Marie Virginis in Heinrichow, czyli Księga henrykowska, Wrocław 1991,
s. 118, 124, 161, 165, 186; Kodeks dyplomatyczny Wielkopolski, t. ii, Poznań 1878, nr 777, 858, t. iii, Poznań
1879, nr 1302; Przywileje miasta Poznania XIII–XVIII wieku, wyd. W. Maisel, Poznań 1993, nr 12, 15, 16.
tomasz Jurek
48
oskarżonych3. są to właściwie nie tyle zeznania, co wyznania, składane przez ludzi
podejrzanych o najcięższe zbrodnie – rozboje, morderstwa, kradzieże, fałszer-
stwa. Celem „wydobywczego” śledztwa było nie tylko uzyskanie przyznania się do
zarzucanych win, ale także informacji o okolicznościach przestępstw, głównie pod
kątem ujawnienia wspólników. najstarszy fragment tych akt wydał przed ponad stu
laty adolf Warschauer4. Już na samym początku znajdujemy serię wyznań kilku-
nastu rabusiów drogowych: niedzieli, Grzegorza, tomka z Kościana, Jana Baryki
z Krzyżowic (Krzeszowic?), Macieja Błażejowica nowaka z Kremnicy, andrzeja
Goślickiego, Jana suskiego, Piotra Regnoltowskiego, Piotra Czeszka Piotrowskiego,
Chwała Chybskiego, stanisława Goszczyckiego, Franciszka z otmuchowa i Janka
Bzowskiego. Wszyscy oni przesłuchiwani byli, jak wolno sądzić, w związku z jedną,
rozgałęzioną sprawą – wspominają wszak te same zbójeckie epizody, wymieniają
wzajemnie swe nazwiska i podają tych samych wspólników. ich zeznania trzeba
traktować jako pewną całość. odrębny charakter miały natomiast zapisywane
między nimi sprawy złodziejki Barbary, fałszerza pieniędzy stanisława, niemiec-
kich rozbójników Jerzego Queisa i tomasza schweitzera oraz złodziejki agnieszki
ze Śródki, a także wnoszone potem w ciągu dalszym sprawy złodzieja Michała
z obornik, Ślązaka szymona Lederera z zielonej Góry i Piotra Dąbrowskiego5.
ich wypowiedziami nie będziemy się tu zajmować. interesują nas tylko łączące się
ze sobą zeznania grupy rozbójników6. składane były przez ludzi, którzy być może
schwytani zostali przez miejskich pachołków i sądzeni w mieście na podstawie
wspomnianego przed chwilą przywileju Łokietkowego. Mogli też zostać pojmani
przez aparat starościński i postawieni najpierw przed sądem grodzkim – wła-
ściwym w sprawach o rozboje (stanowiących, obok najścia na dom, podpalenia
i gwałtu na kobiecie, jeden z czterech „artykułów” starościńskich), a stąd odesłani
do jurysdykcji miejskiej7. Bywało tak, gdyż sąd grodzki nie dysponował własnym
instrumentarium dla przeprowadzenia rzetelnego śledztwa, polegającego na ogół
na poddaniu przesłuchiwanego torturom – co wymagało odpowiedniego sprzętu
i fachowego personelu katowskiego.
najstarsze wpisy w interesującej nas księdze zeznań pozbawione są formula-
rzowej oprawy (późniejsze podają, że przesłuchanie odbyło się przed wójtem i ław-
nikami, a kończą się smutną frazą, że zeznający potwierdził swe słowa śmiercią),
3 archiwum Państwowe w Poznaniu (dalej: aPP), akta miasta Poznania i 638. zob. W. Maisel, Sądownic-
two miasta Poznania do końca XVI wieku, Poznań 1961, s. 54–56, 86–88.
4 Stadtbuch von Posen, wyd. a. Warschauer, Posen 1892, s. 329–344. Porównanie wydania z oryginalną
księgą pokazuje, że tekst odczytany został przez Warschauera bardzo starannie i wymaga zaledwie kilku
drobnych poprawek.
5 Wszystkie zeznania aż do agnieszki (k. 2r–8r) wpisane zostały do księgi jedną ręką (według
a. Warschauera jest to ręka pisarza miejskiego Mikołaja Goczałka), następne trzy natomiast (k. 8v–11r) –
inną, niezidentyfikowaną ręką.
6 tekst zeznań podaję na końcu artykułu, podzielony na numerowane akapity. odwołując się do nich,
przytaczać będę dalej numer akapitu ujęty w nawias kwadratowy.
7 taką właśnie ewentualność może sugerować fakt, że wśród świadków złorzeczeń ujętego już Jana suskiego
wspomniany jest także człowiek z zamku [56] – aczkolwiek to słaby dowód, bo jego obecność mogła być
zwyczajowa przy sądzeniu szlachty. z kolei słowa: „gdy pojmaliśmy tomka” [11] wskazują, że tomek
z Kościana schwytany został przez ludzi miejskich.
Chybski, suski, Regnolt i inni
49
nie są też datowane. ich umieszczenie w czasie sprawiało kłopot, ale kojarzyły
się z rokiem 1501 lub 15028 – pierwsze zapisane nieco dalej w księdze daty (przy
zeznaniach Lederera i Dąbrowskiego) odnoszą się bowiem do 13 lipca i 20 grudnia
1502 roku. założenie, że poprzednie wpisy muszą być niewiele starsze, było jednak
pochopne. sprawę wyjaśnia bowiem zapiska znaleziona w poznańskich księgach
grodzkich. Czytamy tam, że we wtorek przed św. św. szymonem i Judą (24 X)
1497 roku „stanąwszy wobec sądu pana starosty, Mikołaj woźny poznański zeznał,
że idący na szubienicę złodzieje, mianowicie suski, Babiński, Matys i Piotrowski,
odwołali i oświadczyli wobec wspomnianego Mikołaja woźnego, że nie wiedzą
nic złego, lecz tylko dobro, o Żydzie słomie salomonie, synu Daniela z Pyzdr, któ-
rego wcześniej, gdy byli torturowani, nazwali złodziejem i że miałby wraz z nimi
kraść, teraz jednak powodowani skruchą, idąc już na śmierć, oczyścili go, mówiąc,
że cokolwiek o nim mówili, wszystko to mówili na mękach”9. Rozpoznajemy tu
oczywiście osoby zeznające na początku naszej księgi (Matys to Maciej z Kremnicy,
a Babiński to Regnoltowski10), a rozpoznać można też nawet ich słowa – jak zoba-
czymy bowiem dalej, opowiadali rzeczywiście sporo o wyczynach Żyda słomy
[39, 55, 69, 81, 85]. Dowiadujemy się więc, że zeznania odbywały się na torturach,
że oskarżeni skończyli na miejskiej szubienicy (co można z pewnością uogólnić
na wszystkich składających wtedy swe wyznania), a przede wszystkim, że sprawa
pochodzi z jesieni 1497 roku. Liczyć się oczywiście trzeba z tym, że nie wszystkie
zeznania musiały być składane jednocześnie, a ich porządek w księdze może być
pomieszany11.
8 a. Warschauer, wstęp [w:] Stadtbuch…, s. 167*–168*, którego pogląd jest niekonsekwentny: raz pisze
bowiem, że księgę założono w 1501 r., innym razem zaś, że wpisy ręki Mikołaj Goczałka wnoszone były
jeszcze w 1502 r., co zresztą dziwiło autora, skoro Goczałk przestał był pisarzem już w 1501 r.; niekon-
sekwentny był również J. Wiesiołowski, Ambroży Pampowski – starosta Jagiellonów. Z dziejów awansu
społecznego na przełomie średniowiecza i odrodzenia, Wrocław 1976, s. 71, który pisze o „niedatowanych
zeznaniach pochodzących z lat 1498–1500”, w innym miejscu zaś (s. 85) umieszcza je w kontekście anarchii
narastającej w kraju po śmierci Jana olbrachta (1501–1502); do 1502 r. odniósł zapisy t. nożyński, Żydzi
poznańscy w XV wieku, „Kronika Miasta Poznania” (dalej: KMP) 10, 1932, s. 263, przeinaczając zresztą
gruntownie ich sens (uznał w nich bowiem zapis procesu przeciwko Żydowi słomie i świadectwo „złego
wpływu żydostwa na strony moralne i etyczne życia”).
9 aPP, Poznań Gr. 59, k. 287v: Actum Poznanie feria tercia ante festum bb. Simonis et Jude apostolorum
proxima anno Domini millesimo quadringentesimo nonagesimo septimo. Sloma. Constitutus coram iudicio
domini capitanei Nicolaus ministerialis Pozn. sponte et libere recognovit, quia fures euntes ad patibulum,
videlicet Sussky, Babynsky, Mathis et Pyotrowsky, reclamaverunt et recognoverunt coram prefato Nicolao min-
isteriali, quia nichil mali de Judeo Sloma Salomon filio Danielis de Pysdri sciunt, sed omne bonum, quem ante
ea, dum tormentati fuerant, nominaverant esse furem et quod cum ipsis debuisset furari, penitencia tamen
ducti, iam ad mortem transeuntes, mundaverunt ipsum dicentes, quod quicquid de ipso dixerunt, totum in
penis dixerunt, et super hoc prefatus Judeus Sloma adiudicatum solvit. opłacenie przysądnego przez słomę
wskazuje, że to on krył się za tym aktem „oczyszczenia” i to on zadbał o zapisanie go w księdze. zapiskę
cytuje J. Rudzińska, Żydzi w późnośredniowiecznym Poznaniu [w:] Civitas Posnaniensis. Studia z dziejów
średniowiecznego Poznania, Poznań 2005, s. 354 (przyp. 78), ale w innym kontekście.
10 zob. niżej, przyp. 15.
11 W jednym z pierwszych zeznań (andrzeja Goślickiego), poprzedzającym zeznanie suskiego, znajdu-
jemy wzmiankę o powrocie z Wołoszy, co odnieść trzeba do wyprawy bukowińskiej, po której wojsko
zostało rozwiązane dopiero w początku listopada, a więc samo zeznanie składane było w Poznaniu pewnie
najwcześniej w grudniu.
'TOMASZ JUREK
Pó wy „ie a głarenm ma nien a a pre Z ap
= A aTerwizzżzyii nią Toki wala mntjca Z oarzrh
wf apo m ec PNE uk. dwa
Rak seEnfim mariać! mie 5
pet rer = an Pe |
s płtapaniw ij mai STaŻyze wat „ray Olena ikon
z
+ posmlae zr TFipajiwmi=
m A= Rurze pm iłimai azóc gut wici, Tsai
<= asy pr sz” pony sai sr dzy e Anaszr=f tego
„m Tdi Tt amać faze = eko fhaeiw rh kadm
[Erna zenje pola pa pórzóny Bir Petite mana Tama”
et nią ppn wf ipn Tank fee
aga NYSA c „przreę Pearce APA APE reajnrerrań HR Ta! rfea,
aiz Fiodiory m tyławamia Piła są o
= rPórażcranii uj pra Pera spzaąci a foch. 4 „ilu „pi ika
aa =) Pub = Praia w alarm majace ie jREystW
wsz per = = "ną omni in
oma
int ietżmieet F ferii zp z arp nh me. me a zawade
atm Pralki mieemizpiawyz nam fa zza zenia as ga he jalapyfywai
Żywa pp A na i ak jaj z rt zma
m often otinznai” = Fr p"
<a | hanórpeó="r sa pra Fe fin = ADWARE ARRSE Tw py Zaw |
= pił Gaju aTitaónŻy wiponj sA awe "=, sent DEM R =
=Pmi Ta girajóżni w deakeetą w fażał m RE „Fudżi * pp pda
pęsiem mani 07
a aaa HT SaukLęk Diszói ss węże sa zawiei pa” z
R NC Lacki nalani
erowyiieyo free: Kognaleowiij
ni sapisańeożanie sf waregee Dpi: Ogon erb oi ii ponoc ATi rw
ska Mapam s Tiere zanik! + = Dak nieee ja PE Sys „= fi
I = i Wary”
1. Zeznania Suskiego i Regnolta, Akta Miasta Poznania I 638,
ze zb. Archiwum Państwowego w Poznaniu (dalej: APP)
To ważne ustalenie. Podważa bowiem podejmowane dotychczas próby
umieszczenia historii naszych rozbójników w szerszym kontekście sytuacyjnym,
dopasowywanym dotąd oczywiście do 1502 roku”, Rzecz okazuje się jednak o 5 lat
wcześniejsza, co odbija się nawet na identyfikacji ważnych osób określanych pia-
stowanymi urzędami. Starosta to mianowicie nie Ambroży Pampowski (jak dotąd
sądzono), ale jeszcze Jan Ostroróg, urzędujący od 1493 do października 1498 roku.
Nie można więc dopatrywać się w opisywanych ekscesach anarchii narastającej
w obliczu konfliktu między Pampowskim a nieznoszącym go wojewodą poznań-
skim (od 1501) Andrzejem Szamotulskim. Ten ostatni kryje się w naszych zezna-
niach pod godnością „pana (czyli kasztelana) kaliskiego”, którą piastował w latach
1487-1500. Datowanie sprawy na rok 1497 przenosi nas w trudny czas — najpierw
była ciężka zima, do tego szalała zaraza, a potem przyszła nieszczęsna wyprawa
12], Wiesiołowski, Ambroży Pampowski..., s. 71, 85 (zob. przyp. 8).
50
Chybski, suski, Regnolt i inni
51
mołdawska, rozpoczęta latem, a zakończona jesienią klęską w lasach Bukowiny
(to wtedy „za króla olbrachta wygubiona szlachta”). nie trzeba uciekać się do wyja-
śnienia, że wielomiesięczna nieobecność szlachty, która poszła na wojnę, ułatwiała
działalność naszych rozbójników – wręcz przeciwnie, zauważyć można, że właśnie
podczas tej nieobecności udało się ich wreszcie wyłapać. na miejscu pozostawał
cały czas starosta ostroróg, rezydujący późnym latem i jesienią w Poznaniu13. nie
ma zresztą, jak sądzę, potrzeby szukania szczególnego kontekstu opisywanych roz-
bojów. nie chodziło bowiem o jakiś stan nadzwyczajny, wywołany konkretnymi
wydarzeniami, ale raczej o zwyczajną codzienność. zdawać sobie trzeba sprawę
z tego, że wyznania naszych zbójów nie mają ścisłej chronologii (raz tylko pewne
zdarzenie umieszcza się w Wielkim Poście [35]), a sam ich charakter sprzyjał, by
w sposób nieuporządkowany wspominali rozmaite epizody z bliżej nieokreślonej
i niekoniecznie najświeższej przeszłości14.
Mamy w każdym razie kilkunastu rozbójników, a w zeznaniach padają liczne
imiona i nazwiska dalszych „towarzyszy”. nie o wszystkich zeznających potrafimy
cokolwiek powiedzieć. Część z nich to jednak niewątpliwa szlachta. „Urodzonych”
łatwo zasadniczo rozpoznać po szlacheckim nazwisku kończącym się na -ski, ale
kryterium to może być zawodne. Regnoltowski to właściwie Regnolt – ale to także
szlachcic: imię Regnolt (czyli Reinold) spotykamy u dziedziców Babina, wymie-
nianego jako rozbójniczy matecznik [58, 60]. Regnolt vel Regnoltowski to więc
na pewno Babiński (tak określony w zapisce o idących na szubienicę)15. Piotr
Czeszek (a więc chyba syn Czecha) zwany był Piotrowskim być może raczej od
imienia niż miejsca pochodzenia. innym przykładem służy wspominany w dwóch
zeznaniach Piotr Uher [128] vel Piotr Węgierski [4]. zapisy wskazują na obcego,
chyba Węgra przybyłego via Czechy, który w Polsce stał się Węgierskim. Widać,
że w środowisku tym ludzie urabiali sobie chętnie nazwiska ze szlachecką koń-
cówką, co było widocznie w modzie i odpowiadało ich ambicjom. za szlachciców
uznać trzeba w tym gronie Chybskiego, Regnoltowskiego, suskiego, Bzowskiego,
Goślickiego i Goszczyckiego (ostatni dwaj z Mazowsza), a do tego również wielu
spośród wymienianych w zeznaniach wspólników. są wśród nich mianowicie:
Jakub sulewski [13, 15, 30, 90], Jan Wolicki [39, 54, 61, 68, 71, 76, 82, 85, 87],
Maciejek (brat Chwała Chybskiego) [17, 30, 93], Pigłowski [13, 30], stary stęgoski
z synami stryjcem i andrzejem [14, 16, 17, 28, 30, 35, 90, 92], Budziszowski [50],
bracia Jarogniewscy (Jan i Wincenty lub Jan i Piotr) [44, 64, 70, 80], stanisław
Lenartowski [58, 70, 71, 79], Wacław samszycki (z Kujaw) [80], Jakub nadrowski
(z ziemi dobrzyńskiej) [85, 88], Kalinowski [130]. Bardziej okazjonalnie, jak się
zdaje, brali udział w rozbojach także Jan sepieński, Jan zwanowski, Jan tarnowski,
Jan Młynkowski i Piotr Rogaczewski (pilnowali koni przy pewnym napadzie,
13 Pobyty starosty w Poznaniu poświadczone mamy 27 Vi, 6 Vii, 13 Viii, 26 iX, 17 X i 20 X, po czym dop-
iero 20 Xii w ostrorogu, dokąd pojechał na święta (aPP, Poznań Gr. 11, k. 188v–191).
14 Przesłuchiwany 20 Xii 1502 r. Piotr Dąbrowski opowiadał o swych złodziejskich dokonaniach podczas
koronacji w Krakowie (chodzi o koronację króla aleksandra odbytą 12 Xii 1501 r.).
15 Wyraźny dowód na identyfikację daje porównanie zeznania suskiego [58], który mówił, że w Babinie
schodzili się Chybski, Czech, szwab i Lenartowski, oraz zeznania Regnaltowskiego [71], wymieniającego
tych samych ludzi jako schodzących się u niego w domu.
tomasz Jurek
52
a więc sami w nim nie uczestniczyli [11, 22]). Jest szlachta obca: obok Mazurów
i Kujawian, bracia Weissdorfowie (z załogi Dybowa, pochodzący pewnie z Prus)
[45, 51,64, 75, 81, 83], Lobil [12] czy Kalkreut (ze Śląska) [19]. zdarzają się oso-
bistości szczególne, jak bakałarz stanisław (maximus fur) [9], może identyczny
z pisarzem starościńskim stanisławem, który – jak enigmatycznie wyraził się
jeden ze świadków – wiele mógłby opowiedzieć o pewnych faktach i osobach
[29–30]. Choć trudno o jakąkolwiek statystykę, szlachta stanowi orientacyjnie
około połowy całego zbójeckiego grona. obok niej wspominani są ludzie gorszej
kondycji, nieraz mieszczanie (jakiś czapnik ze słupcy [75]), przeważnie zaś bli-
żej nieokreśleni, znani pod przydomkami, niekiedy niepokojącymi (trefny Janek
[37, 92], Czarny Janek [120], Mały Mikulaszek [34, 35, 92, 99, 101, 103, 119],
Jan Dzieweczka [2–4], Jan sowa [100, 103, 119, 126], Jan Gołek [103], Burza [61,
71, 82], Pohan [2–4], Ptaczek [119, 126], Żyła/Żyłka [64, 73, 74, 78, 82]), w dużej
mierze obcy, nie tylko ze Śląska (stefan ze starego Miasta pod namysłowem
[34]) czy Mazowsza (Jan [35], andrzej [41]), ale też z Prus (Jakub [39]), Czech
(Jach, Jurga, stanisław, Wacław zwani Czechami [30, 58, 64, 65, 79, 86, 95, 102],
zapewne także Piotr Czeszek [77], do tego zaś również Jirzik [100, 103, 128],
Janek spywaczek [103] i chyba zygmunt stiepan [32, 36]), Moraw (Jan Worf [99,
101, 103, 119]), Węgier (Maciej z Kremnicy [63], Piotr Uher, czyli Węgierski
[4, 128]), a również niemcy (Jurga szwab [63, 71, 74, 79, 102], może też Knap [79]).
zwłaszcza ci słabo określeni nazwiskiem i obcy wydają się stanowić profesjonalny
element przestępczy, aktywny w szerokim wymiarze przestrzennym. zasadniczo
mamy tu chyba dwa kręgi: z jednej strony owi zawodowcy, z drugiej zaś dołącza-
jący się do nich miejscowi, w przeważającej mierze szlachta. Choć wszyscy dzielili
wspólne losy (aż do końca na szubienicy), kręgi te oddzielała społeczna przepaść
– szlacheccy zbóje nie przestawali jednak pozostawać członkami swego stanu, żyli
w swych dobrach i korzystali z właściwych sobie przywilejów, wędrowni zawo-
dowcy stanowili zaś społeczny margines wyrzutków, funkcjonujących poza sta-
nową strukturą. Wbrew tym wewnętrznym podziałom złodziejski fach wydaje
się niezwykle demokratyczny, a nawet wielokulturowy. Ramię w ramię działają
szlachetnie urodzeni i plebejusze, swoi i obcy. nie widać między nimi żadnych
animozji narodowych, choć samo stosowanie przydomków etnicznych świad-
czy o dostrzeganiu związanych z tym różnic, a podkreślić też trzeba, że mamy tu
przeważnie ludzi z kręgu słowiańskiego, nie widać zaś stosunków z niemieckimi
rozbójnikami ze Śląska czy Brandenburgii16. stałymi wspólnikami naszych band
są natomiast Żydzi. najgłośniejszy z nich to często wspominany w zeznaniach
słoma, czyli salomon, syn Daniela z Pyzdr, ale mieszkający już w Poznaniu [39, 55,
69, 81, 85] – w literaturze niesłusznie mylony z imiennikiem, potomkiem wielkiej
rodziny bankierskiej i uznawany w związku z tym za jej wyrodną latorośl17. Byli też
jednak inni (Krzywonos, jakiś Żyd z Wrześni itd. [69, 70, 81]). zapewniali nie tylko
szeroko pojętą logistykę (o czym niżej). ich główną rolą był, jak się zdaje, wywiad,
śledzenie jadących kupców i „wystawianie” ich rabusiom – co dotyczyło także
16 zob. niżej, przyp. 21.
17 L. Koczy, Studia nad dziejami gospodarczemi Żydów poznańskich przed połową wieku XVII, cz. 1, KMP 12,
1934, s. 279–280; t. nożyński, Żydzi…, s. 98; J. Rudzińska, Żydzi…, s. 354.
Chybski, suski, Regnolt i inni
53
(a może przede wszystkim) własnych współwyznawców [39, 55, 69, 70]. niekiedy
uczestniczyli też jednak wprost w „łupieniu” [81, 83, 94]. ich udział w rozbójni-
czych bandach stanowi intrygujący, a rzadko uświadamiany aspekt wzajemnych
stosunków z chrześcijańskim otoczeniem. Gwałtowny wybuch aresztowanego już
Jana suskiego przeciwko słomie („ty zły i niewierny Żydzie...”) [56] zdaje się jed-
nak świadczyć, że ta kategoria wspólników nie cieszyła się wielkim poważaniem.
szlacheccy rozbójnicy reprezentują z zasady szlachtę uboższą, ale raczej nie
najniższe jej warstwy – są przeważnie z rodzin posesjonatów, niekiedy nawet dość
szacownych (np. Jan sepieński, który wśród krewnych miał urzędników ziemskich
i zaufanych dyplomatów królewskich); jest trochę drobiazgu (także przybyszów
z Mazowsza), nie ma natomiast ludzi naprawdę zamożnych – o ich pośrednim
udziale w zbójeckim procederze powiemy za chwilę. Jest zastanawiające, że nawet
szlacheccy uczestnicy rozbojów są dość słabo uchwytni w innych źródłach.
W Tekach Dworzaczka, stanowiących podstawowe narzędzie do wszelkich poszu-
kiwań w staropolskich źródłach z Wielkopolski, przeważnie nie są notowani, choć
pełniejsza lektura ksiąg sądowych z tego czasu na pewno ujawniłaby informacje
o wielu z nich. Ubóstwo danych nie wydaje się jednak bynajmniej przypadkowe.
Chodziło wszak na pewno o ludzi młodych, osiągających dopiero pełnoletność.
tylko okazjonalnie w naszej panoramie zbójeckiego półświatka pojawia się „stary”
stęgoski, nieprzypadkowo zresztą w towarzystwie synów, którzy wydają się tu
czynnikiem najważniejszym. ta młodzież nie dokonywała jeszcze wielu transakcji
majątkowych czy innych czynności urzędowych, a więc nie miała raczej okazji
występować w źródłach, niespokojny tryb życia powodował natomiast, że wielu
szybko je kończyło – co dotyczy choćby wszystkich zeznających. instruktywnie
wygląda przykład dwóch braci Chybskich: Chwała i Maciejka. Pierwszy (składa-
jący zeznania, a więc pojmany) nie jest znany skądinąd, bo szybko zawisł pewnie na
miejskiej szubienicy, drugi natomiast (wspominany tylko w cudzych zeznaniach,
a więc wtedy nieschwytany) jest z pewnością identyczny z Maciejem Chybskim,
występującym potem w latach 1503–1528. interesujące wydaje się, że krótko przed
interesującą nas sprawą, 12 maja 1497 roku, Maciej zapisał spory dług 50 grzy-
wien swej żonie apolonii18. Wygląda na to, że żona pomogła mu wtedy w wyjściu
z jakichś życiowych kłopotów – może to być ślad powrotu niesfornego Maciejka
na drogę cnoty i uczciwego życia.
Wyznania, składane na mękach, zachowują walor żywego słowa, są nieco
chaotyczne, gubi się niekiedy związek logiczny, przesłuchiwani mówią często
bezładnie wszystko, co wiedzą, wspominają różne starsze zaszłości; szczególnie
wiele jest imion i nazwisk – bo właśnie wyjawienie wspólników najbardziej inte-
resowało śledczych. zeznania pokazują nam jednak barwny i żywy obraz całego
rozbójniczego procederu19. Widać, że nasi złoczyńcy działali z zasady w gru-
pach. Choć mówi się o „spółkach” łączących pewne osoby, grupy te były raczej,
jak się wydaje, skrzykiwane ad hoc w różnym składzie, zależnie od pojawiających
się zadań. Bywały też luźniejsze umowy o podziale sfer wpływów i „przemien-
nym” rabowaniu w określonych miejscach [8]. Mały Mikulaszek miał podobno
18 aPP, Poznań Gr. 59, k. 274v.
19 szerokie tło zagadnienia kreśli M. Kamler, Świat przestępczy w Polsce XVI i XVII stulecia, Warszawa 1991.
'TOMASZ JUREK
Wo Chieaf <fy(6
TS wiepą ez = Dak jiki" NA RE wÓE wera poja zain ey
srapar Piówanećh midi olo
= zyeą = Moni up sm zimeżęwyca zę” rmaił
wPęE kk Rin An Ak pzyroner pa sej en te jaj”
EU pe nr EA rfi r
<Gj wpejaak + fpriarr =? oeiam, A Piny came pea wóz yw T
Tak mint . | pI AZS wy wloze m e "nisytniij if
R ea fa Tem ra Tawajii=ć ge aiwy! ma Pmówij es ==
Sj wania ij rę zrani waj cm męydu mkw Fa» Z eel
| aowawij tz pazat bm i
Só węże” qe pi rz dzyj Fig ya Dam e m! wz”
ró pat» m En" pO zporrech
Sj wy ai A I w
mobidgc en) Op E pa zn
Gai rów wyja CaradaaniE i: ię
pipe R pad”
wieiiiyarł AŻ pijaym se wieżhikwic
popek m am aj Str tesai Bofsiteżeń nd a 4
GET PO nasąc m bwa ine pia e
joe F " spestrej Saber kaj
m 4 wy” wsie walkę fe EPE ięje= sr anejera pad
Fi NA ck ray -3 Peszek Z adieweea | sim Fr aa JE”
et jm pie WZ
= mną s ukejtmjik jw GŹ Fibeip a wę
q FE WOD O wę amy m0 EZ Enz jęz.
jhorami gałki —jle rel lncać Fm TsjA© m iydiyjiiani
PT pre awójje e af pre "=" r „I ę
fi fe Zayć Zm qić R m fo” Aa
rj Awopyć rapiażi akiówe mwsh gray dając ję wiz 5
| [asi Pomtówt i Sywtje woj wife ag tepaznidł piec
2. Zeznania Chybskiego, Akta Miasta Poznania I 638, ze zb. APP
w swej grupie 12 koni i dysponował nawet własnym pisarzem [34], co nadaje tej
bandzie zorganizowany charakter”. Słyszymy o wyprawie na kupców w 14 koni
[64, 103], ale do naprawdę wielkich spraw (jak planowane porwanie starosty) szy-
kowano się w 60 koni (a była to już wielkość przypominająca chorągiew wojska).
Jedni bezpośrednio atakowali, inni stali w tym czasie na czatach [2] lub pilnowali
koni (przypomnijmy oddelegowaną do tego grupę lepszej szlachty, przypuszcza|-
nie niechcącej plamić się mokrą robotą [11]). Wielkie znaczenie miał wywiad.
Okazuje się, że zbójcy zawczasu dobrze wiedzieli o nadjeżdżających karawanach
kupieckich, a napady były dobrze planowane [43]. Rolę zwiadowców, śledzących
2 Przykład użycia pisma przez zbójników karpackich omawiają M. Biesaga, S.A. Sroka, List zbójników
z 1493 roku i jego język, „Studia Źródłoznawcze” 45, 2007, s. 49-57.
54
Chybski, suski, Regnolt i inni
55
przemieszczających się kupców, czy wręcz podprowadzających ich specjalnie
w odpowiednie miejsce, pełnili często Żydzi [39, 55, 69, 70]. zwiadowcami była też
rodzina stęgoskich (ojciec z synami) [14], a śledzili na drogach także mieszczanie
[27]. ich wynagrodzeniem był udział w łupie [14]. zakres geograficzny aktywności
naszych ludzi jest imponujący. W zeznaniach pada oczywiście wiele nazw miejsco-
wości z Wielkopolski (działali w Gnieźnie [3, 63], pod Borkiem [112], Kościanem
[37], Kaliszem [37] i słupcą [78, 101, 103, 119], w borach pod Pobiedziskami [54],
Pyzdrami [37, 42], Ślesinem [64, 80], Gryżyną [12] lub Baranowem [29]), ale nasi
zeznający w Poznaniu rabusie łupili też pod Bydgoszczą [47], na Kujawach [62,
74, 88, 95], na drodze z Piotrkowa do Krakowa [2], pod Radomiem i iłżą [8], na
Mazowszu [40], pod turobinem (na ówczesnej Rusi) [120], w Prusach [41], pod-
czas powrotu z Litwy [61] czy z Wołoszy [50]. Byli niezwykle mobilni i odnieść
można wrażenie, że gdziekolwiek się pojawiali, wszędzie ulegali pokusie wykorzy-
stania okazji do jakiegoś mniejszego czy większego rabunku. to wyraźnie ludzie
nawykli do łatwego korzystania z przemocy. na tak kreślonym horyzoncie słabo
rysuje się pobliski Śląsk (choć i o nim mamy wzmianki: [5, 19–21]). zdaje się, że to
sprawa konkurencji. na Śląsku i w Brandenburgii grasowały tamtejsze, niemiecko-
języczne bandy rozbójnicze, z którymi nasi ani nie utrzymywali kontaktów, ani nie
wchodzili sobie wzajemnie w drogę21.
spektrum przestępstw było zresztą dużo szersze niż typowy rozbój dro-
gowy. nie gardzono zwykłą, drobną kradzieżą, uprawianą zarówno na drogach,
jak i na jarmarkach (ściągających zawsze mnóstwo ludzi, a wśród nich i zło-
dziei) [3], były pobicia [115, 124], napady na dom [128] i porwania dla okupu
[42, 62, 86] lub na zlecenie [108, 110, 113, 129]. same napady łączyły się często
z zabójstwem (chodziło może o pozbycie się świadków) [2, 15, 61, 65, 74, 80, 82,
96, 112, 127], zdarzały się przy tym akty szczególniejszego okrucieństwa (okra-
dzionemu wozakowi wyłupiono oczy [76]). ofiarą mógł zostać właściwie każdy.
najchętniej zasadzano się oczywiście na kupców, zwłaszcza gdy wiadomo było, że
jadą z bogatym ładunkiem. Gdy jednak pewnego razu nie pojawiła się spodzie-
wana karawana, zrabowano chociaż mieszczanina, który przypadkowo znalazł się
w miejscu przygotowywanej zasadzki [59]. Rabowano każdego, komu można było
cokolwiek zabrać – konwisarza wiozącego na targ swe garnki [89, 91], Wołochów
jadących z solą [50], mnicha (wzięto mu księgi i pacyfikał) [49], plebana [67],
sługi możnych panów [42, 54], pisarza królewskiego [37], rybaka [96], ruskich
niedźwiedników [27] itd. stosownie do tej różnorodności także spektrum łupów
było odpowiednio bogate. oprócz wspomnianych garnków, soli czy ksiąg sły-
szymy też o biżuterii [51], kielichach [100], szatach [103], suknie [4, 63], płótnie
[3, 24], bydle [23, 78], pieprzu, szafranie [21, 25], lazurycie (minerale lub wyra-
bianej z niego farbie) [36], ale najczęściej o żywej gotówce oraz o koniach [5, 16,
19, 22, 23, 26, 33, 41, 52, 59, 67, 73, 76, 78, 79, 83, 87, 98] – był to towar szcze-
gólnie wśród zbójów popularny, zawsze przydatny i łatwo znajdujący zbyt (tak
jak dzisiaj kradzione samochody). Wyobraźnię rabusiów żywo pobudzała wizja
21 zob. charakterystyczne zeznania tomasza schweitzera (z Brandenburgii) i szymona Lederera (ze Śląska)
– Stadtbuch…, s. 339–342. tomasz twierdził, że namawiano go, aby stał się nieprzyjacielem Polaków
(das er solde der Polen findt werden), ale on nie chciał na to przystać.
tomasz Jurek
56
wielkiego transportu srebra, prowadzonego przez Żydów, których naprowadzić
miał słoma. to właśnie zawiedzione nadzieje związane z tym napadem wywołały
wściekłość suskiego, który ze swymi wspólnikami liczył, że tym razem łup będzie
tak wielki, że „staną się panami”. W rzeczywistości na głowę wypadło zaledwie po
9 florenów [56]. Wszystko było rzeczą względną, inny bowiem, andrzej Goślicki,
mówił tonem satysfakcji, że z pewnego napadu przypadły mu w udziale 4 floreny
[51]. Przy zamordowanym Żydzie zabójcy znaleźli tylko 1 florena [120], ale na
ogół podawane w zeznaniach sumy pieniężne oscylują wokół kilku lub kilkunastu
florenów [32, 41, 42, 48, 52, 61, 85, 98]. Wobec znacznej częstotliwości napadów
mogło to jednak dawać całkiem niezły dochód. sprawa ta pokazuje, że za zbójecką
działalnością kryły się określone problemy materialne, ale nie wyczerpywały one
z pewnością motywacji tych ludzi. Widać, że to jednostki mające trudności z przy-
stosowaniem się do unormowanego życia i na każdym kroku chętnie sięgające po
przemoc.
Prowadzenie rozboju wymagało rozbudowanego zaplecza, które również
poznajemy w zeznaniach. Padają nazwy kryjówek, melin (w których się zbierano
na akcję i zaszywano po robocie) i dziupli (gdzie składowano i dzielono łupy),
przy czym funkcje te pełniły te same miejsca. W Babinie (u Regnolta) schodzili
się i składali łupy [58, 60], w Czeszewie przechował ich sołtys [15], łupy ukry-
wali też w Pigłowicach [100] lub u Święcha Komornickiego [57], w Gryżynie
(u pana Gryżyńskiego) mieli „skład”, dzielili tam łupy i szyli koszule z kradzio-
nego płótna, a więc stworzyli prawdziwą bazę [17, 23–25]. Babino i Pigłowice to
własne wsie zbójeckich towarzyszy, przeważnie jednak chodzi o dobra innych
osób, które musiały być zresztą wtajemniczone. Po dokonanym napadzie uczest-
nicy „zalegali” (iacuerunt) na kilka nocy w rozproszeniu, na Śródce, Chwaliszewie
i u słomy, albo też na wsi, w Dąbrówce [39, 84, 85]. Jako bazy wypadowe traktować
trzeba chyba też „gospody” (hospicia), jakie ludzie Chybskiego mieli w Jarocinie,
Kowalewie czy nawet kujawskim Włocławku [104–106]; w prywatnych dobrach
odbywało się to na pewno nie bez zgody miejscowego dziedzica (który w Jarocinie
pokrywał im nawet koszty pobytu). Łupy spieniężano, najpewniej możliwie
szybko (i w związku z tym niedrogo). Funkcje paserów, stałych odbiorców kra-
dzionego towaru, pełnili Żydzi, co było wówczas zjawiskiem powszechnym.
Wspomina się w tej roli salomona z Wrześni, który zresztą bywał też osobiście
na rozbojach [94]. Widać, jak w przypadku żydowskich wspólników splatają się
różne funkcje – zapewniają oni zbyt, kryjówkę, informację, niekiedy dołączają
się do akcji, a niekiedy są jej mózgiem (jak chyba w przypadku skoku, do któ-
rego namówić miał suskiego słoma [56]). to Żydzi zapewniali rozbojom ramy
logistyczne. sprzedawano też jednak różnym odbiorcom (stałymi byli Wiktor
z Brześcia [89] i Jagosz [18], przygodnym raczej piekarz ze Świebodzina, który
nabył kradzionego konia [5]), także w dobrych domach – ruską szubę z popielic
kupiła pani Kośmidrowa Gruszczyńska [103]. to chyba jednak odbiorcy przy-
padkowi. Generalnie widać rozbudowany system zabezpieczenia logistycznego,
wymagający współpracy, a przynajmniej wtajemniczenia, wielu ludzi – przede
wszystkim dziedziców wykorzystywanych miejsc. nawiązywanie takiej współ-
pracy umożliwiał szlachecki status wielu rozbójników i ich kontakty towarzy-
skie czy rodzinne. Rabusie wciągali do współpracy, ale zależność była też chyba
Chybski, suski, Regnolt i inni
57
odwrotna. Różni dziedzice, a nawet znaczni panowie, sami zabiegali z pewnością
o przychylność zbójów, których warto było mieć obłaskawionych, a którzy mogli
też okazywać się przydatni. to dlatego pan Milaj opłacał im „gospodę” w Jarocinie,
a andrzej oporowski (chyba starosta kruszwicki) czy Gryżyński tolerowali ich
w swych dobrach [91, 104]. niekiedy możni panowie sami inspirowali rozboje.
zastanawiają historie o wyczynach ludzi z załogi królewskiego Dybowa pod
toruniem [44–45]. Czyżby tamtejszy starosta o niczym nie wiedział? zeznający
kilka lat później w Poznaniu Piotr Dąbrowski opowiadał, że gdy służył w załodze
królewskiego zamku w Krzepicach (nad granicą śląską), sam starosta – a był to
stanisław Kurozwęcki, syn wojewody sandomierskiego Dobiesława – posyłał go
z innymi ludźmi na rozbój. Dąbrowski wiedział też, że Piotr szafraniec (staro-
sta malborski) dorobił się na rozbojach 900 florenów – skądinąd wiemy zaś, że
brat tego szafrańca, Krzysztof, został ścięty za uprawianie rozbojów22. szersze, ale
i bardziej zagadkowe, uwarunkowania miała sprawa, o której dość szeroko opo-
wiadał Chwał Chybski [107–115]. otóż pan kaliski (andrzej szamotulski) wyna-
jąć miał z wojska pewnego Unruha (chodziło chyba o zaciężnych gromadzonych
na wyprawę mołdawską)23 wielki, sześćdziesięciokonny oddział pod dowództwem
nieznanego nam bliżej odachowskiego, aby ludzie ci porwali starostę generalnego
Wielkopolski (Jana ostroroga). Do oddziału tego należał też Chwał i wielu innych
naszych zbójów, w sprawę zamieszany był udzielający im schronienia (Maciej)
Gostyński, a rzecz stawała się powszechnie znana, skoro Chybskiego zagadywali
o nią podobno postronni ludzie. szamotulski zlecać też miał inne porwania [129],
przedsięwzięcie wymierzone było również w miasto Poznań, chciano schwytać
rajców i podpalać przedmieścia. na ogólnej naradzie hersztów band mówiło się
podobno nie tylko o porwaniu starosty, ale w następnej kolejności także kasztelana
kaliskiego [92]. zdaje się więc, że wynajętym rozbójnikom marzyło się załatwienie
przy okazji także swego zleceniodawcy. z zamiarów tych nic nie wyszło, bo staro-
sta okazał się nieosiągalny (miał się na baczności i jeździł z potężnym orszakiem),
nie wiemy, czy żołnierze od Unruha przyszli, a własnych zbójów wkrótce wyła-
pano – do czego na pewno przyczyniła się współpraca aparatu starościńskiego
i miasta. Los rozbójników stał się przesądzony, gdy zaczęli zagrażać osobiście sta-
roście i rajcom. Rzecz cała pozostaje wszakże nie do końca jasna i wymagałaby
zbadania na tle ówczesnej sytuacji politycznej i nastrojów w Wielkopolsce.
niech przemówią jednak sami zeznający. ich wypowiedzi są nieco chaotyczne,
nawet pod względem gramatycznym, co oddaje chyba ściśle tok narracji wymu-
szanych wyznań. Choć wszystko spisane zostało urzędową łaciną (ciekawe, że
zeznania wspomnianych zbójów ze Śląska czy Brandenburgii utrwalone są po
niemiecku), jest ona bardzo prosta, a wyziera spoza niej wyraźnie polska mowa
przesłuchiwanych. Język jest toporny, miejscami wręcz prostacki. oddajmy głos
zbójom.
22 Stadtbuch…, s. 343–344; zob. J. sperka, Szafrańcowie herbu Starykoń. Z dziejów kariery i awansu
w późnośredniowiecznej Polsce, Katowice 2001, s. 398–406.
23 o obecności zaciężnych rot w oddziałach wielkopolskich zob. t. Grabarczyk, Jazda zaciężna Królestwa
Polskiego w XV wieku, Łódź 2015, s. 221.
tomasz Jurek
58
Publikuję poniżej tłumaczenie przygotowane na podstawie edycji a. Warschauera
(z drobnymi korektami). Przekład stara się być możliwie dokładny, nawet za cenę
pewnej chropowatości stylu. Poszczególne akapity opatrzyłem numerami, do któ-
rych odwoływałem się wyżej. Dla ułatwienia kontroli podaję także paginację edy-
cji. Przypisami opatrzone zostały miejscowości (z pominięciem tych najbardziej
znanych), osoby (dające się zidentyfikować), wydarzenia, wątpliwości odczytu.
Miejscowości lokalizowane są w odniesieniu do najbliższego miasta. z zasady przy-
pis daję tylko raz, nie powtarzam go przy ponownym wystąpieniu osoby lub miejsco-
wości. Dla odciążenia przypisów nie podaję w nich zasadniczo dokumentacji przy-
woływanych informacji, ograniczając ją do wyjątkowych sytuacji24.
***
[1] Zeznanie Niedzieli [s. 329]
[2] Również zeznał, że z Janem Dzieweczką, z jego bratem i z Pohanem zabili
jednego kupca jadącego z Piotrkowa25 w stronę Krakowa, i że on stał na straży.
[3] Ponownie zeznał, że on z Dzieweczką i Pohanem nocą na jarmarku
w Gnieźnie zabrali Ulrykowi Heltowi26 płótno i inne rzeczy.
[4] Również, że Pohan i Piotr Węgierski z Janem Dzieweczką razem zabrali
w Łubowie27 sukno jednemu wozakowi jadącemu z Gdańska, gdzie też miał swego
sługę Żegota, a sukno zabrali do Kostrzyna28 i podzielili.
[5] Również zeznał o koniach zabranych Janowi Grodzickiemu29, że jednego
z nich sprzedali jednemu piekarzowi w Świebodzinie30.
[6] Zeznanie Grzegorza
[7] Również zeznał o starym Janie z Moraw, swym towarzyszu.
[8] Również Maciej zeznał o Grzegorzu, że razem mieli zmowę, że będą na
przemian łupić na drodze pod Radomiem obok iłży31.
24 Dane o ludziach kondycji szlacheckiej czerpane są zasadniczo ze Słownika historyczno-geograficznego
województwa poznańskiego w średniowieczu, cz. i–V, Wrocław 1982–Poznań 2016 (przeszukiwalna edycja
elektroniczna: http://www.slownik.ihpan.edu.pl/index.php), kartotek tegoż słownika przechowywanych
w instytucie Historii Pan w Poznaniu, Tek Dworzaczka z wypisami z ksiąg sądów szlacheckich (http://
teki.bkpan.poznan.pl/), spisów urzędników (Urzędnicy dawnej Rzeczypospolitej), a także opracowań
genealogicznych. Przy identyfikacji miejscowości pomocą służyła przestrzenna baza danych: Ziemie
polskie Korony w XVI w., w ramach Atlas fontium (http://hgisb.kul.lublin.pl/azm/pmapper-4.2.0/map_
default.phtml?resetsession=aLL&config=korona&language=pl). informacje o mieszczanach czerpałem
z wykazu urzędników (Władze miasta Poznania, t. i–ii, Poznań 2003) oraz Akt radzieckich poznańskich
(wyd. K. Kaczmarczyk, t. i–iii, Poznań 1925–1948).
25 Późniejszy Piotrków trybunalski, miasto w ziemi sieradzkiej; droga z Piotrkowa do Krakowa biegła przez
Radomsko lub Przedbórz.
26 Ulryk Helt, patrycjusz poznański, krojownik sukna, wielokrotny ławnik, rajca i burmistrz 1479–1503.
27 Wieś na drodze z Poznania do Gniezna.
28 Miasto na wschód od Poznania.
29 Jan Grodzicki, mieszczanin poznański, krojownik sukna, wielokrotny ławnik, rajca i burmistrz 1490–1559.
30 Miasto na Śląsku, tuż za granicą Wielkopolski, jeszcze w diecezji poznańskiej.
31 Miasto w ziemi sandomierskiej, na drodze z Radomia na południe, w stronę sandomierza i Krakowa.
Chybski, suski, Regnolt i inni
59
[9] Również, że bakałarz stanisław32 był ich towarzyszem i najgorszym zło-
dziejem. [s. 330]
[10] Zeznanie Tomka w Kościanie
[11] Również Jan sepieński z sepna Małego33, Jan zwanowski34, Jan tarnowski35,
Jan Młynkowski36 i Piotr Rogaczewski37 strzegli swych koni38, gdy pojmaliśmy
tomka.
[12] Również Chybski39, Magnus Lobil40, Baryczka41 ukradli 12 koni w borze
pod Gryżyną42.
[13] Również Jakub sulewski43 i Pigłowski44 złupili mieszczan kościańskich na
publicznej drodze królewskiej.
[14] Również stary stęgoski45, ojciec stryjca i andrzeja, zwiadowcy, utrzymy-
wali ich Piotr i Jan i mieli udział w ich łupach.
[15] Również Jakub sulewski ze swym sługą zabili aleksego z Poznania i zna-
leźli schronienie w Czeszewie u sędziego46.
[16] Również Magnus zagarnął dla siebie 5 koni, a stary stryjec wziął sobie
szubę podbitą kunami, gdy złupili Kleofasa47.
32 zapewne tożsamy z pisarzem starosty [29–30].
33 sepno Małe (dziś sepienko) na północny zachód od Kościana; Jan sepieński herbu nowina, syn Macieja,
występuje 1498–1549.
34 Jan zwanowski (ze zwanowa, dziś Dzwonowo, na północny zachód od Pobiedzisk), czyli sokolnicki,
występuje 1503–1530.
35 trudny do identyfikacji wobec istnienia wielu wsi tarnowo.
36 Występuje w Wielkopolsce 1493–1515, ale nie wiemy, z jakiego Młynkowa pochodził; mąż anny Gry-
żyńskiej (jej siostra apolonia została żoną jego brata Mikołaja).
37 Piotr Rogaczewski (także Lubiatowski, Błociszewski), herbu ostoja, mąż Barbary z Rogaczewa (Wiel-
kiego, na północny wschód od Krzywinia), występuje 1482–1511.
38 W oryginale: defenderunt equos suos, co jest wieloznaczne, można też rozumieć, że „bronili swych koni”
(przed łotrzykami); po której stronie stał Młynkowski, dowiadujemy się jednak niżej, gdzie mowa o jego
kradzieżach [22].
39 Chwał zob. niżej, przyp. 119.
40 Rodzina szlachecka osiadła na Śląsku (von Löben), występowało w niej imię Magnus; posiadali Konotop
nad polską granicą.
41 Przydomek Baryczka był popularny. nosili go dziedzice z Jaraczewa (miasto k. Książa i Jarocina): sędzi-
wój (1471–1473) i Łukasz (1512–1553), ale też liczni mieszczanie: Prokop B. rajca we Lwówku (1505),
B. w Poniecu (1508), B. w obornikach (1515).
42 Gryżyna na południowy zachód od Kościana.
43 nie wiemy, czy pochodził z sulewa koło osiecznej, czy koło Śremu (dziś obie wsie zwą się sulejewo).
44 z Pigłowic, wsi na południe od Środy Wielkopolskiej; znamy tam wielu dziedziców. zapewne tożsamy
z Gołym czy Gołkiem [100, 103].
45 ze wsi stęgosz na północ od Jarocina; stęgoscy herbu Doliwa; andrzej s. występuje 1497–1509 (wiemy,
że nie był na wojnie mołdawskiej), jego ojcem był zapewne Bartosz s. występujący 1450–1493; Jan stryjec
występuje w 1490 r. Bratem Bartosza był Jan s., wikariusz katedralny poznański. Wincenty Pasek s., bra-
tanek Bartosza, był mężem Beaty Jarogniewskiej, której siostra anna wyszła za Jana Wolickiego.
46 Czeszewo (nad Wartą, na zachód od Pyzdr); sędzia to chyba sołtys.
47 zapewne pochodzący z Grodziska K. pleban w Grodzisku (1499–1533), altarysta w Poznaniu (1502),
pleban w zbąszyniu (1517), a może K. z Lulina pleban w Mieścisku (1515).
tomasz Jurek
60
[17] Również Wiktoryn, tomek, Ptaszek, Maciejek48 mieli skład
u Gryżyńskiego49 i u starego stęgoskiego.
[18] Również Jagosz, którego mamy50, wspierał ich i kupował od nich łupy.
[19] Również Kalkreiter51 koło Świebodzina [ukradł] 2 białe konie Kleofasowi
i panu stanisławowi, pisarzowi pana starosty52.
[20] Również ojciec53 Magnus i Czrenowski łupili na Śląsku i w Polsce.
[21] Również we wsi Coppen o milę od Świebodzina54 złożonych zostało wiele
łupów w pieprzu, szafranie i innych zrabowanych rzeczach.
[22] Również Młynkowski i Chybski ukradli panu Radlińskiemu55 3 konie.
[23] Również u włodarza w Gryżynie znalezionych zostało 7 koni i 2 uprowa-
dzone krowy.
[24] Również w Gryżynie mieli skład i [tam] ich wspierali i szyli im koszule
z kradzionego płótna. [s. 331]
[25] Również w Gryżynie Błażej i ostojka wraz ze swym panem mieli udział
w pieprzu i szafranie i tak jest aż dotąd.
[26] Również spławski56 ukradł 3 konie panu Łuszkowskiemu57.
[27] Również Mikołaj Drab z Waliszewa58 śledził Rusinów z niedźwiedziami.
[28] Również u starego stęgoskiego, ojca stryjca i andrzeja, wszyscy wymie-
niani mieli skład i u niego 6 zabranych futer kunich zastrzegł sobie i zagarnął.
[29] Również w lesie koło Baranowa59 znaczna część srebra, o którym może
powiedzieć pan stanisław, pisarz wojewody łęczyckiego i starosty Wielkopolski60.
[30] Również tomek, siedząc przy nas61, ujawnił wszystkich swych wspól-
ników: po pierwsze stryjec, stanisław Czech, Ptaszek, Jach Czech, Baryczka,
Maciejek Chybski62, Pigłowski z Piotrem, sługą Raszkiem, Jakubem sulewskim
z sługą, stanisław, o których stanisław, pisarz pana starosty, jaśniej opowie.
48 Brat Chwała Chybskiego, zob. niżej, przyp. 62.
49 zapewne andrzej Gryżyński herbu Wilki, występujący 1487–1513.
50 tzn. został pojmany?
51 Kalkreut, niemiecka rodzina osiadła na Śląsku.
52 zapewne tożsamy z bakałarzem [9]. starostą generalnym był 1493–1498 Jan ostroróg.
53 W wydaniu: Peter, ale w oryginale jest: pater.
54 Koppen, dziś Kupienino, na Śląsku, na wschód od Świebodzina.
55 Dziedzicem Radlina (na północ od Jarocina) był wtedy andrzej.
56 trudny do identyfikacji ze względu na istnienie w Wielkopolsce kilku wsi spławie.
57 Łuszkowo (na północny wschód od Krzywinia) było wsią opactwa w Lubiniu. nazwisko Łuszkowski
nosiła rodzina mieszczan z Krzywinia.
58 Chwaliszewo, wówczas odrębne miasteczko koło Poznania; występuje tam niemiecki murarz Hanus
Drab 1503–1505, oskarżony o zamordowanie kapłana.
59 Jest kilka wsi Baranowo (na zachód od Pleszewa, na południowy wschód od Mosiny lub na północny
zachód od Poznania, na południowy zachód od Gniezna), może zaś chodzi o Baranów na południe od
ostrzeszowa na śląskiej granicy.
60 Chodzi o Mikołaja z Kutna, wojewodę łęczyckiego (od 1467) i starostę generalnego Wielkopolski
(od 1484), zm. 1493.
61 W oryginale: circa nos sedens, co można rozumieć też: „siedząc u nas” (w więzieniu).
62 Brat Chwała Chybskiego, a syn Jana, występuje 1497–1528.
Chybski, suski, Regnolt i inni
61
[31] Zeznanie Jana Baryki
[32] Również zeznał wspomniany Jan Baryka z Krzyżowic63, że ze stiepanem
zabrali jednemu kupcowi 18 florenów węgierskich.
[33] Również jednemu kapłanowi [zabrali] małego konia, którego sprzedali za
półtora florena węgierskiego.
[34] Również zeznał, że Jan Grzyba niedawno był samotrzeć w Miłosławiu64,
mianowicie z Małym Mikolaszkiem, który sam ma 12 koni i własnego pisarza,
i ze stefanem z Miasta (de Miesscie) za namysłowem65; byli tam również Jarosław
i 2 słudzy, jeden stefana, a drugi sarbin. Był on sługą wspomnianego Baryki.
[35] Również w środku Wielkiego Postu stryjec był samoczwart w Baranowie, mia-
nowicie Jan Mazowszanin z 2 końmi, Mały Mikulaszek samoczwart, Paszek i Jarosław.
[36] Również Jakub Wójcik z Baranowa z pewnym Chmielem, swym towarzyszem,
koło Poznania wraz z zygmuntem stiepanem łupili na drodze i zabrali jeden lazuryt.
[37] Również Janek trefny z Peszkiem zabrali pieniądze pisarzowi królew-
skiemu koło Pyzdr i łupili na drodze koło Kalisza i Kościana oraz w okolicznych
miastach i czatowali na jednego bogatego mieszczanina z Kościana.
[38] Zeznanie Macieja Błażejowica Nowaka z Kremnicy66
[39] zeznał, że był z Wolickim67, suskim68, Piotrowskim69 i Jakubem z Prus
i okradli Żydów, których śledził Żyd słoma70, u którego mieli dwa noclegi. [s. 332]
[40] Również zeznał, że Mikołaj skrzypek z nim zabrał 5 wozów na Mazowszu.
[41] Również zeznał, że z owym andrzejem z Mazowsza71 zabrali jednemu
świeckiemu 4 grzywny w Prusach, a sam zabrał 1 konia.
[42] Również zeznał, że andrzej zabrał słudze (familiaris) pana kaliskiego72
8 florenów węgierskich i 1 konia w borach pyzdrskich.
[43] Również zeznał, że zmawiali się z andrzejem, aby przyjechać tu do
Poznania i wyśledzić, czy mogliby kogoś porwać, a były to 2 konie tego andrzeja,
na których jechaliśmy.
63 Krzysschowycze, miejscowość nieznana; może Kreisewitz (dziś Krzyżowice) k. Brzegu na Śląsku, może
Krzeszowice w Małopolsce (na północny zachód od Krakowa), ale może zaś Krzyżowniki w Wielkopolsce
(na północny zachód od Poznania, na północny wschód od Kórnika) lub Krzyżanowo (na zachód od Śremu).
64 Miasto między Środą a Pyzdrami.
65 stare Miasto (altstadt) koło namysłowa na Śląsku.
66 Miasto na słowacji.
67 Jan Wolicki, często wspominany dalej (jako Wuolicki), z Wolicy Koziej na wschód od nowego Miasta
nad Wartą, syn Mikołaja, występuje w 1495 r. jako młodszy brat andrzeja, Piotra i Wojciecha; różny na
pewno od zm. 1495 imiennika, który był mężem anny Jarogniewskiej.
68 Jan suski, zeznający niżej: [53], ze wsi sucha na wschód od Jarocina; wśród jej dziedziców znamy
tylko Jana zmarłego przed 1491 r.; jego brat Wojciech miał wtedy odstąpić Bartoszowi stęgoskiemu
(zob. przyp. 45) łany w osieku, ale nie dopełnił tego.
69 zapewne Piotr Czeszek, zeznający niżej [77].
70 słoma (salomon), Żyd z Poznania, syn Daniela z Pyzdr, a więc na pewno różny od imiennika, syna abra-
hama i wnuka słomy, z wielkiej rodziny bankierów poznańskich (zob. wyżej, przyp. 17).
71 Może andrzej Goślicki, zeznający niżej [46].
72 Kasztelanem kaliskim był w latach 1487–1500 andrzej szamotulski.
tomasz Jurek
62
[44] Również zeznał, że dwaj bracia Jarogniewscy, Wincenty i Jan73, służący
u pana starosty w Dybowie74, złupili wozaków lubelskich, a byli z nimi Gąska
i Gądek w nieszawie.
[45] Również dwaj bracia Weissdorfowie75, z których jeden to Krzysztof, a jako
trzeci był ich sługa Marcin, wyruszyli konno w drogę i łupili. Jeden z nich ma żonę
w toruniu.
[46] Zeznanie Andrzeja Goślickiego76
[47] Również zeznał, że wraz z Wężem zabrali pod Bydgoszczą 5 grzywien
ludziom z Prus, którzy sprzedawali zboże.
[48] Również Wąż zabrał jednemu kupcowi 8 florenów węgierskich.
[49] Również zabrał jednemu mnichowi księgi, pacyfikał i inne rzeczy.
[50] Również zeznał, że wracając samoośm z Wołoszy77, okradli Wołochów
wiozących sól na 15 wozach, a był z nimi Budziszowski mieszkający pod nowym
Miastem78.
[51] Również zeznał, że Krzysztof79 Weissdorf zabrał jednej kobiecie z Kalisza
pierścienie srebrne, pieniądze i inne rzeczy na znaczącą sumę, z którego to łupu
tylko jemu samemu przypadły w udziale 4 floreny.
[52] Również zeznał, że zabrał słudze pana kaliskiego 1 konia, 5 grzywien
i 2 floreny. [s. 334]
[53] Zeznanie Jana Suskiego80
[54] Również zeznał, że z Janem Wolickim81, Piotrem Czeszkiem Piotrowskim82
i Jakubem od pani kaliskiej83 złupili Żydów w borach przed Pobiedziskami84.
[55] Również zeznał, że Żyd słoma wydał tych Żydów i że osobiście z nimi
jechał do boru i wskazał ich.
73 Jarogniewscy (z Jarogniewic na północny zachód od Czempinia) herbu szaszor siedzieli wówczas we wsi
Bardo (na południowy zachód od Wrześni); Jan występuje 1489–1504, Wincenty nie jest znany, podobnie
jak Piotr [98]. Krewnymi Jarogniewskich były żony stęgoskiego i Wolickiego (zob. przyp. 45 i 67).
74 Dybów – zamek królewski nad Wisłą, naprzeciw torunia; istniało przy nim miasto nieszawa, przenie-
sione w 1460 r. kilkadziesiąt kilometrów w górę Wisły.
75 Rodzina nieznana.
76 Goślice na północny wschód od Płocka; w przyległych G. Małych występuje w 1531 r. dziedzic andrzej
trybuła.
77 Chodzi najpewniej o powrót z nieudanej wyprawy na Bukowinę (1498).
78 zapewne z Budziszewa na południowy wschód od Rogoźna; może jednak chodzić o Budziejowo, leżące
na południowy zachód od Mieściska (nazywanego też nowym Miastem), miasteczka nad Wełną (na połu-
dniowy wschód od Wągrowca).
79 Pierwotnie było w oryginale: Stinssay [?] Creczeszkego [?] filius cum Cristoffero, co starannie skreślono
(stąd niepewność odczytu), a Cristoffero poprawiono na: Crisfofferus.
80 zob. wyżej, przyp. 68.
81 tu i dalej zapisywany jako Wuolicki, co w wydaniu oddawano jako: Wnolicki.
82 zob. przyp. 100.
83 zapewne żona andrzeja szamotulskiego, Katarzyna oleśnicka.
84 Miasto między Poznaniem a Gnieznem.
Chybski, suski, Regnolt i inni
63
[56] to Jan suski powiedział w twarz słomie Żydowi z Poznania w obecności
Jana Lubickiego, Jana Kani, stanisława z zamku poznańskiego, Klausa Materny
kramarza, mieszczan poznańskich85 i innych bardzo licznych dobrych ludzi w te
słowa: „ty zły i niewierny Żydzie, pozbawisz mnie życia i zaprowadzisz mnie na
śmierć swymi złymi obietnicami. obiecałeś nam i powiedziałeś, że znajdziecie
u tych Żydów wielkie mnóstwo połamanego srebra, także we florenach i pienią-
dzu, i w innych rzeczach, tak że staniecie się panami. inaczej nigdy nie miałbym
zamiaru tego uczynić, jeśli ty byś nas nie uwiódł, bo z mojego udziału przypadło
mi zaledwie 9 florenów”.
[57] Również zeznał, że te rzeczy zabrane Żydom wszystkie złożyli u Święcha
Komornickiego86.
[58] Również zeznał, że zwykli się schodzić w Babinie87. tam też Chwał Chybski
z Czechem, Jurgą szwabem88 i stanisławem Lenartowskim89 zwykli bywać.
[59] Również zeznał, że ostatnio około jarmarku na św. Michała [29 iX]
zasadzili się na drodze, pragnąc złupić Rusinów, ale nie zdołali tego uczynić, a że
nadjechał syn Czerwa, mieszczanina z Poznania90, to go złupili i zabrali 2 konie.
[s. 335]
[60] Również zeznał, że Piotrowi Rognoltowi91, u którego zwykli mieszkać,
dali część z łupu od Żydów, a to w Babinie.
[61] Również zeznał, że potem, jak na powrót wracali z Litwy, ten Jan suski,
Jan Wolicki z Czeszkiem i z Burzą zabili jednego Żyda i zabrali mu tylko jednego
florena w monecie.
[62] Również zeznał, że wymienieni wraz z nim pojechali do ziemi kujaw-
skiej i chcieli zatrzymać i pojmać jednego bogatego sołtysa, czego jednak nie
zdołali.
[63] Również zeznał, że wraz z Jurgą szwabem ukradł teraz w Gnieźnie trzy
postawy pospolitego sukna.
[64] Również zeznał, że koło Ślesina92 w borze zasadzili się dwaj bracia
Jarogniewscy z tymi Czeszkiem, Wacławem Czechem, Marcinem, Żyłką i również
dwaj Weissdorfowie z nieszawy i mieli razem 14 koni, i chcieli złupić warszawia-
ków.
[65] Również zeznał, że Babiński, Czech i Czeszek zabili jednego kramarza
z Gębic93.
85 Jan Lubicki (szlachcic z Lubicza na północny zachód od Poznania), krojownik sukna, wielokrotny ławnik
i wójt, występuje do 1494 r.; Jan Kania kupiec, rajca 1492–1494, burmistrz 1494, miał syna-imiennika;
Klaus Materna, mieszczanin, występuje 1494–1505.
86 Komorniki na południowy zachód od Poznania były własnością biskupią; wsią szlachecką były Komorniki
na południowy zachód od Kostrzyna, ale nie jest tam znany dziedzic Święch; może chodzi o chłopa.
87 Babin na północ od słupcy.
88 W oryginale zawsze jako Almanus.
89 z Lenartowa na północ od Ślesina; stanisław występuje tam 1498.
90 Czerw, krojownik sukna, jego synem był zapewne Jan Czerw występujący 1499–1506.
91 tożsamy z zeznającym niżej Regnoltowskim [66].
92 Miasto na północ od Konina, na pograniczu Wielkopolski i Kujaw.
93 Gębice na południowy wschód od Mogilna.
tomasz Jurek
64
[66] Zeznanie Piotra Regnoltowskiego94
[67] Również zeznał, że zabrał 2 konie jednemu plebanowi mieszkającemu
koło Koła95.
[68] Również zeznał, że Jan Wolicki i suski z innymi towarzyszami dali mu
dział łupu zabranego Żydom.
[69] Również zeznał, że jeden Żyd z Wrześni i inny Żyd z Pyzdr, syn Daniela96,
śledzili i wydawali rabusiom jadących ludzi.
[70] Również zeznał, że wspomniani Żydzi z jednym sługą, Chybski ze
stanisławem Lenartowskim i Jarogniewskim mieli spółkę i robili interesy97.
[71] Również zeznał, że u Piotra zwykli gościć Czeszek, Jurga szwab i Chybski,
a również Wolicki, suski i Burza i razem łupić wraz ze stanisławem Lenartowskim.
[72] Również zeznał, że uczestniczył we wszystkich uczynionych rozbojach
i był przy nich obecny.
[73] Również zeznał, że z Żyłką zabrali 2 konie jednemu z słupcy98.
[74] Również zeznał, że wspomniany Żyłka z Jurgą szwabem zabili jednego
wozaka z Gniewkowa99 pod toruniem.
[75] Również zeznał, że pewien czapnik ze słupcy z Krzysztofem Weissdorfem
zwykli łupić i tu czy ówdzie zasadzać się na drodze. [s. 336]
[76] Również Jan suski zeznał, że Wolicki tego człowieka, wozaka z Gniezna,
złupił, zabrał mu 2 konie i inne rzeczy, a potem wyłupił mu oczy.
[77] Zeznanie Piotra Czeszka zwanego inaczej Piotrowskim100
[78] Również, że z Żyłą koło słupcy zabrali 6 skopów i kilka koni.
[79] Również on z Marciszem, Jurgą szwabem, Knapem i Czechem wraz
z Chwałem Chybskim i stanisławem Lenartowskim złupili syna Czerwa z Poznania
i zabrali mu również jednego białego konia.
[80] Również, że on z Janem i Piotrem Jarogniewskimi101 oraz z Wacławem
samszyckim102, który ma żonę we Włocławku, zabili jednego w borze koło
Ślesina.
[81] Również, że on z Weissdorfem Krzysztofem i z trzema Żydami złupili
człowieka z inowrocławia, jeden Żyd to słoma, drugi to Krzywonos.
94 Piotr Regnoltowski, wymieniany wyżej jako Regnolt, a więc nazwisko nie miało na pewno charakteru
odmiejscowego; imienia i przydomka Regnolt (czyli Reinold) używali dziedzice Babina (zob. przyp. 87),
Jan Regnolt występował tam w latach 1462–1473 i jego synem mógł być zeznający (s. Kozierowski, Obce
rycerstwo w Wielkopolsce w XIII–XVI wieku, Poznań 1929, s. 156).
95 Miasto królewskie nad Wartą.
96 Września i Pyzdry, miasta w Wielkopolsce. synem Daniela z Pyzdr był wymieniany często słoma.
97 W tekście: traditamenta faciunt.
98 Miasto biskupie na północny wschód od Pyzdr.
99 Miasto na Kujawach, na północny wschód od inowrocławia.
100 Czeszek to zdrobnienie od określenia etnicznego: Czech; nie wiemy, skąd pochodził, może zresztą
nazwisko urobione miał nie od żadnej miejscowości, lecz od imienia.
101 zob. wyżej, przyp. 73.
102 Sumschiczsky, z samszyc (s. Wielki i Małe), na zachód od Brześcia Kujawskiego.
Chybski, suski, Regnolt i inni
65
[82] Również, że on z Wolickim, suskim i Burzą, Jurgą i Żyłą zabili człowieka
z Gniewkowa.
[83] Również, że z dwoma braćmi Weissdorfami i wspomnianymi Żydami
złupili człowieka, któremu zabrali dzbany i noże, a także jednego konia.
[84] Również zeznał, że zalegli w Dąbrówce103 przez kilka nocy i stamtąd jeź-
dzili do Buckiego koło szamotuł104.
[85] Również zeznał, że on z Wolickim i Jakubem, synem nadrowskiego
z ziemi dobrzyńskiej105, ze słomą Żydem, z suskim i Maciejem złupili Żydów, a on
przez noc zalegał u sierakowskiego w Waliszewie106, a dwóch z nich na Śródce107,
każdemu [przypadło] po 10 florenów, a Wolickiemu 70 florenów, dwóch z nich
zaległo u Żyda słomy w Poznaniu.
[86] Również Chybski i Jan Czech wraz z suskim pojmali Jurkowskiego108.
[87] Również on i Wolicki zabrali jednego konia w objezierzu109.
[88] Również w Bronowie110 zeszli się z Jakubem nadrowskim, gdy chcieli
łupić Żydów.
[89] Również złupił koło Włocławka jednego konwisarza z torunia, któremu
zabrał 9 naczyń, 7 dzbanów, a także 2 grzywny, a wszystko to zastawił u Wiktora
w Brześciu111 za 14 groszy.
[90] Również stryjec, tomek i sulewski złupili Kleofasa. [s. 337]
[91] Również u pana andrzeja oporowskiego w Konarzewie112 zszedł się
z Chybskim i z tego miejsca, z Konarzewa, wyszedł złupić konwisarza.
[92] Również zeznał, że trefny Janek, stryjec, Mały Mikolaszek z Jarosławem
w 60 koni urządzili naradę, jak pojmać pana starostę Wielkopolski113, a potem
pana kaliskiego114. to Chybski zeznał w Wargowie115, że mieli mu dać 100 florenów
i mieli się zejść w Baranowie.
103 zapewne Dąbrówka na zachód od Poznania, skąd łatwo można było jeździć w okolice szamotuł.
104 Miasto na północny zachód od Poznania; Bucki (Budzki?) niezidentyfikowany.
105 ze wsi nadróż w ziemi dobrzyńskiej (na południowy zachód od Rypina); Jakub nieznany.
106 Dom na Chwaliszewie miała poznańska rodzina mieszczańska sierakowskich (Jan występuje 1471–1508).
107 Wówczas odrębne miasteczko kapituły katedralnej.
108 z Jurkowa na południowy zachód od Krzywinia; 1515 działów dokonywali Jan i andrzej Jurkowscy,
synowie Mikołaja.
109 Wieś na południowy zachód od obornik.
110 zapewne Bronowo na południe od Pleszewa, ale może Broniewo na Kujawach albo też inna wieś
o podobnej nazwie.
111 Brześć Kujawski.
112 Chodzi o andrzeja oporowskiego, starostę kruszwickiego (potem wojewodę inowrocławskiego,
brzeskiego i łęczyckiego, zm. 1542), lub o jego starszego brata stryjecznego o tym samym imieniu,
duchownego, dziekana kruszwickiego (zm. 1522). Konarzewa nie potrafię zidentyfikować. Może
to K. na południe od Piątku, w ziemi łęczyckiej. Może to błędny zapis, zamiast Kowalewo (zob.
przyp. 124).
113 Jana ostroroga.
114 andrzeja szamotulskiego.
115 Wargowo na południowy wschód od szamotuł.
tomasz Jurek
66
[93]
Również
zeznał,
że
Maciejek,
brat
rodzony
Chybskiego116,
u Dąbrowskiego117 dał mu konia, aby łupić na drodze.
[94] Również salomon, Żyd z Wrześni, zwykł im dawać pieniądze za skra-
dzione rzeczy i bywał z nimi dla łupów.
[95] Również zeznał, że on z Jurgą Czechem i innymi towarzyszami złupili
Rykosza koło nakonowa118 i podzielili się, każdemu po 8 grzywien.
[96] Również zeznał, że on z Chybskim zabili jednego rybaka, któremu zabrali
półtrzecia [czyli 2,5] grzywny.
[97] Zeznanie Chwała Chybskiego119.
[98] Również zeznał, że w sobiesierniu120 zabrał jednemu konia i sakwę,
a w niej zabrał pewnemu kupcowi szwabowi pędzącemu woły 7 florenów.
[99] Również zeznał, że z Mikolaszkiem, z Worfem z Moraw, a także z Małym
Mikulaszkiem i z ich służebnikami złupili albrechtową z Poznania i zabrali jej
wtedy pieniądze ze skrzyneczki.
[100] Również zeznał, że złupił Jakuba, złotnika z Poznania, któremu zabrał
2 kielichy, które złożył na przechowanie u Gołego w Pigłowicach121, a byli z nim
Jan sowa, Jarosław i Jirzik z dwoma sługami.
[101] Również zeznał, że z Worfem, Małym Mikolaszkiem i Jarosławem złu-
pili Łukasza koło słupcy.
[102] Również zeznał, że z Marciszem, Jurgą szwabem i Czechem, także koło
słupcy, złupili syna Czerwa.
[103] Również zeznał, że Jan sowa z Jirzikiem, Jarosławem, Worfem,
Mikulaszkiem, Jankiem spywaczkiem, Janem Gołkiem122 i innymi wyszli
z Grabowa123 i Baranowa z 14 końmi i złupili wtedy Rusinów koło słupcy i sprze-
dali pani Kośmidrowej124 szubę z popielic, a resztę podzielili między siebie.
[104] Również mieli gospodę u pana andrzeja oporowskiego w Kowalewie125.
[s. 338]
116 W wydaniu błędny odczyt: Manegcek (recte: Maciegiek).
117 Dąbrowski, być może chodzi o któregoś z dziedziców Dąbrówki (na zachód od Poznania), w sąsiedztwie
skórzewa Chybskich.
118 nakonowo na Kujawach, na południowy wschód od Brześcia, na drodze z Brześcia do Płocka, siedziba
andrzeja oporowskiego (świeckiego).
119 Jeden z głównych bohaterów zeznań, nie wstępuje w innych źródłach, ale imię pojawia się w poprzed-
nich pokoleniach rodziny dziedziców Chyb (na północny zachód od Poznania) herbu Jastrzębiec. Jako brat
Macieja był zapewne synem Jana (występującego 1436–1476).
120 Wieś na zachód od Poznania.
121 zob. wyżej, przyp. 44.
122 W oryginale: Golek, w wydaniu: Goleb.
123 zapewne Grabowo na północny zachód od Pyzdr (ze względu na bliskość słupcy), aczkolwiek Baranowo
niezidentyfikowane (zob. przyp. 59).
124 zapewne Magdalena, żona Jana Kośmidra Gruszczyńskiego (z Gruszczyc na południowy wschód od
Kalisza), ale może jego matka anna (wdowa po zm. 1476 Mikołaju Kośmidrze) lub bratowa (wdowa po
zm. po 1492 Wawrzyńcu Kośmidrze).
125 Kowalewo niezidentyfikowane (zob. przyp. 112).
Chybski, suski, Regnolt i inni
67
[105] Również w Jarocinie u Milaja126 podobnie mieli gospodę i zwykł im [on]
pokrywać wydatki.
[106] Również we Włocławku u Kamieńca mieli gospodę i stąd zwykli wyru-
szać na rozbój.
[107] Również zeznał, że Gostyński127 posłał pismo swemu burgrabiemu zwa-
nemu Kozielski128, aby pomógł mu i pozwolił zalec mu z odachowskim129 i jego
towarzystwem, którym posłał 10 florenów na wydatki w Gostyninie130.
[108] Również pan kaliski posłał, jak zeznał, swoje pieniądze przez swego
sługę Bernarda do wojska do Unruha131, aby ten dał mu 60 koni przeciwko pozna-
niakom, aby oni mieli pojmać ich [poznaniaków] na drodze do Gniezna i spalić
przedmieścia, a odachowski miał być ich dowódcą (capitaneus).
[109] Również zeznał, że Gostyński wiedział o tym i że tych 60 jeźdźców miało
mówić, jakoby byli z czeladzi (familia) pana arcybiskupa132.
[110] Również zeznał, że wzięli od pana kaliskiego pieniądze i mieli pojmać
Piotra adama i Ulryka Helta133 i prowadzać ich pojmanych po grodach.
[111] Również zeznał, że sobocki koło Kalisza134 powiedział do niego:
„Dlaczego nie pojmałeś pana starosty Wielkopolski?”, a oni mieli mu odpowiedzieć:
„Ponieważ dotąd się nie zebraliśmy, a on ciągnie z wielką czeladzią (familia)”.
[112] Również zeznał, że zabił sługę kościanian wracającego z Krakowa
i że jechał z Borku135 z trzema towarzyszami.
[113] Również zeznał, że zasadzali się na tych panów rajców, którzy zostali
posłani do Piotrkowa136, aby ich pojmać w drodze powrotnej.
[114] Również zeznał, że tych 60 jeźdźców najętych przez pana kaliskiego
miało odgrażać się poznaniakom u Dziersława zielątkowskiego137 i że Unruh miał
ich dać ze swojego oddziału (comitiva), a odachowski miał być ich dowódcą.
126 Dziedzicami miasta Jarocina byli wówczas Jan i tomasz Milajowie.
127 Maciej Borek Gostyński (występujący od 1489, kasztelan śremski od 1501, zm. 1535) lub jego brat Jan
Borek (1489–1530).
128 W wydaniu: Krzelsky, w oryginale: Kozelsky. Kozielski ze wsi Kozielsko na wschód od Wągrowca.
129 nieznany; odachowscy pochodzili z odechowa na północny zachód od Łęczycy; nasz może tożsamy
z odachowskim, wojskim łęczyckim zm. 1532; wcześniej pozostawał w służbie miasta Poznania (Stadt-
buch…, s. 361–364).
130 Chodzi niewątpliwie o Gostyń (miasto w Wielkopolsce), a nie Gostynin na Mazowszu (na południe
od Płocka).
131 Unruh, śląska rodzina, osiadła także w Wielkopolsce; może chodzi o Ernesta, znanego potem jako
zasłużony dworzanin królewski 1503–1519.
132 arcybiskupem gnieźnieńskim był w latach 1493–1503 kardynał Fryderyk, brat królewski.
133 Piotr adam, krojownik sukna, wielokrotny ławnik, rajca i burmistrz 1483–1499; Helt zob. przyp. 26.
W kadencji rozpoczętej we wrześniu 1496 r. Piotr adam był burmistrzem, a Helt rajcą.
134 Można też rozumieć: sobocki spod Kalisza. Chodzi o wieś sobótka (Wielka i Mała) na północny zachód
od Kalisza; w s. Wielkiej dziedzicem był Wojciech (występujący od 1481, kasztelan biechowski od 1502,
zm. 1507/09), w Małej – stanisław Duszka (1499–1506).
135 Miasto na północny wschód od Gostynia.
136 Podróż do Piotrkowa musiała wiązać się z sejmem, który odbywał się tam od marca do maja 1496 r.
(W. Konopczyński, Chronologia sejmów polskich 1493–1793, Kraków 1948, s. 6).
137 Dziersław w tym czasie nieznany, ale imię występowało wcześniej w rodzinie dziedziców zielątkowa
tomasz Jurek
68
[115] Również zeznał, że pan kaliski wynajął jego oraz odachowskiego i zlecił,
aby pobić, czyli „osiekać”, Marcina szykutę i Jana Dudka138.
[116] Zeznanie Stanisława Goszczyckiego139
[117] Również zeznał, że był z Chybskim, kiedy złupili albrechtową, a także
Jakuba złotnika z Poznania.
[118] Również zeznał, że był z Chybskim, kiedy poranili sługę kościanian. [s. 339]
[119] Również zeznał, że był z Chybskim, Ptaczkiem, sową, Janem Worfem,
Małym Mikolaszkiem, Ramszem i innymi, kiedy złupili owych Rusinów koło słupcy.
[120] Również zeznał, że z pewnym Jankiem Czarnym zabrali jednemu koło
turobina140 7 florenów węgierskich.
[121] Zeznanie Franciszka z Otmuchowa141
[122] Również zeznał, że również był z Jarosławem, kiedy zabrali jednemu
kupcowi 5 szub kunich i inne rzeczy, mianowicie tkaniny jedwabne.
[123] Również zeznał, że był przy napadzie na tego sługę kościanian
z Chybskim. Również, że z Jarosławem złupił w Polsce tu i ówdzie.
[124] Również zeznał, że Chybski powiedział mu, że chce pobić i poobcinać
ręce i nogi owym poznaniakom, gdziekolwiek zdoła ich dopaść.
[125] Zeznanie Janka Bzowskiego142
[126] Również zeznał, że z Chybskim, Janem sową, Ptaczkiem, stanisławem
sługą i z innym jeszcze sługą był przy napadzie na poznaniaków.
[127] Również, że podobnie był przy złupieniu Rusinów i przy zabiciu sługi
kościanian i że w Baranowie dzielili zabrane rzeczy.
[128] Również zeznał, że z Jirzikiem i Piotrem Uher143 zabrali jednego szlach-
cica i złupili jego dom.
[129] Również zeznał, że pan kaliski chciał pojmać sadowskiego144, a także
skórzewskiego145.
[130] Również zeznał, że Kalinowski146 podobnie z nimi łupił.
(na południe od obornik) i orzeszkowa (na południe od sierakowa), herbu Bylina, spowinowaconych
z Chybskimi. W latach 1467–1525 występuje Maciej, syn Dziersława.
138 szykuta i Dudek (złotnik) byli mieszczanami poznańskimi.
139 Goszczyccy (pisani też jako Gościccy) herbu Lubicz byli drobną szlachtą z Goszczyc w ziemi płockiej;
w 1531 r. występują tam jacyś stanisławowie.
140 Miasto w ziemi chełmskiej (na Rusi).
141 Miasto na Śląsku.
142 ze wsi Bzowo na południowy zachód od Czarnkowa.
143 Chyba tożsamy z Piotrem Węgierskim [4].
144 z sadów, wsi na zachód od Poznania; dziedzicem był tam 1462–1519 sędziwój, wicechorąży poznański.
145 ze skórzewa, wsi na zachód od Poznania; część tej wsi mieli Chybscy.
146 trudny do identyfikacji, ze względu na istnienie wielu miejscowości o nazwie Kalinowa itp.
69
Magdalena Mrugalska-Banaszak
szlachecki napad na poznański ratusz
anno Domini 1692
W dniu św. Bartłomieja, w czwartek 21 sierpnia 1692 roku, słońce wzeszło nad
Poznaniem bardzo wcześnie, kwadrans przed piątą rano. na wieży ratuszowej, tak
jak każdego dnia, wartę pełnił strażnik miejski zwany także stróżem ogniowym
i bacznie obserwował, co dzieje się dookoła i czy nie daj Boże nie wybuchł gdzieś
pożar. Już od wczesnych godzin porannych w mieście panowało spore ożywie-
nie. W warsztatach rzemieślniczych praca trwała od świtu. Uczniowie i czeladnicy
pilnie wykonywali swoje obowiązki pod bacznym okiem mistrza. Przeróżnymi
towarami wypełniały się kramy i rynkowe stragany. swoje jatki otwierali rzeźnicy,
a przy jatkach chlebowych roztaczał się wspaniały zapach, zdecydowanie gorszy
był przy śledziowych budach. Poznań budził się z letniego snu, rozpoczynał się
nowy dzień.
Wstali już także mieszkańcy kamienicy przy starym Rynku 51. Kim był jej
właściciel? to Piotr Cerps (jego nazwisko pisano też Cerbs albo zerbs), jeden
z najważniejszych obywateli ówczesnego Poznania, należący do elity miasta,
nie tylko z racji wykonywanej profesji (był kupcem i krojownikiem sukna), ale
i z powodu pełnionych funkcji. Poza tym stał się jednym z głównych „bohaterów”
tumultu w ratuszu. ale o tym za chwilę.
Krojownicy sukna, czyli kupcy handlujący zarówno suknem, jak i wyrobami
wełnianymi, to wówczas najbogatsza grupa zawodowa w mieście1. szczególnie
w XVi wieku, ale również i później Wielkopolska słynęła z najlepszej jakości sukna,
które poznańscy krojownicy wysyłali przede wszystkim przez toruń i Gdańsk do
miast hanzeatyckich. inny szlak handlowy prowadził do Moskwy, a niektórzy
historycy uważają, że miejscowe sukno trafiało nawet do Chin2. Choć wiek XVii
to trudny okres w dziejach miasta, czas wojen i klęsk żywiołowych, to krojownicy
nadal mieli się dobrze, a Piotr Cerps nie miał specjalnych powodów do narzekań.
Funkcji pełnił wiele, zarówno we władzach miejskich, jak i w Bractwie
Kupieckim. zacznijmy od miejskich. Cerps swoją karierę publiczną rozpoczął
w 1683 roku jako rajca, ponownie został nim w roku następnym i był nim jeszcze
wielokrotnie, w latach 1687, 1689–1690 i 1713–1714. Kiedy po raz pierwszy pia-
stował stanowisko rajcy, jednocześnie pełnił też funkcję pieczętarza, czyli osoby
odpowiedzialnej za pieczęć miejską – prawny znak Poznania; pieczętarzem był
1 J. Wiesiołowski, Socjotopografia późnośredniowiecznego Poznania, Poznań 1997, s. 33–34.
2 J. Leitgeber, Z dziejów handlu i kupiectwa poznańskiego, Poznań 1929, s. 40.
Magdalena Mrugalska-Banaszak
70
ponownie w 1687 roku. Kiedy pierwszy raz trzymał w dłoni pieczęć, nie zdawał
sobie zapewne sprawy, że ma ona blisko 300 lat, mosiężna i ciężka, z herbem mia-
sta, wykonana została na początku XiV wieku. niewątpliwie Cerps był dumny
z powierzenia mu tak ważnego stanowiska, zarezerwowanego dla najlepszych.
oznaczało to, że był godny zaufania i odpowiedzialny. Dalsza kariera potwier-
dziła te przypuszczenia. W 1688 roku wybrano go wraz z piwowarem stanisławem
Lochoczem na najważniejszy urząd w mieście. Burmistrzem Poznania został
ponownie, wspólnie z Wojciechem Grabowskim, w interesującym nas roku 1692.
ich wybór zatwierdził król Jan iii sobieski w przywileju wydanym 26 stycznia tegoż
roku3. zatrzymajmy się na chwilę przy tej godności. Każdy z burmistrzów spra-
wował swój urząd po pół roku4. obaj składali w obecności starosty generalnego
przysięgę, w której zobowiązywali się dochować wierności królowi, dbać o dobro
Poznania i przyczyniać się do jego rozwoju, utrzymywać porządek i pilnować
pokoju w mieście, nie wyjawiać tajemnic urzędowych, obywateli traktować spra-
wiedliwie, sądzić ich według prawa magdeburskiego i w zgodzie z przywilejami
miejskimi. Burmistrz niemal każdego dnia pojawiał się w ratuszu i rozpoczynał
codzienne urzędowanie. zazwyczaj wszyscy kolejni włodarze Poznania mieszkali
w przyrynkowych kamienicach i na dojście do pracy wystarczało im kilka minut.
Dotyczyło to także Piotra Cerpsa, który z okien swojego domu widział ratusz. Jako
burmistrz wchodził do niego nie tylko w 1688 roku i cztery lata później; piasto-
wał tę funkcję jeszcze w latach 1703–1704 i 1715. W międzyczasie zajmował też
inne stanowiska, w latach 1689–1690 był szafarzem – urzędnikiem zarządzają-
cym majątkiem miejskim, było to wielce odpowiedzialne zajęcie. z kolei w latach
1698–1702 Cerps występuje w aktach miejskich jako ławnik, czyli członek sądu
miejskiego. to jeszcze nie koniec: dwukrotnie (w 1693 i 1698) należał do kolegium
„20 mężów” tworzących tzw. trzeci porządek władz miejskich5. Pierwszy to bur-
mistrz i rajcy, drugi – ława sądowa, do trzeciego wybierano dożywotnio starszych
cechowych oraz innych obywateli cieszących się powszechnym poważaniem. te
zmiany i trzy porządki wprowadzono już po 1692 roku, dokładnie rok później. nie
ma wątpliwości, że Cerps aktywnie uczestniczył w zarządzaniu miastem, a kilku-
krotny wybór na różne stanowiska dowodzi, że był on szanowanym obywatelem
Poznania.
a jego udział w życiu brackim? na pewno był intensywny, skoro Cerpsa trzy-
krotnie mianowano starszym Bractwa Kupieckiego: po raz pierwszy w 1685 roku,
potem w roku następnym i jeszcze w 1698. aż do początków XiX wieku przy-
należność do organizacji zawodowych – cechów i bractw – była obowiązkowa.
skupiały one rzemieślników i kupców trudniących się takim samym, pokrewnym
lub uzupełniającym się zawodem, monopolizowały produkcję i zbyt, regulując jej
wielkość i jakość, broniły gospodarczych i prawnych interesów swoich członków,
3 Przywileje miasta Poznania XIII–XVIII wieku, wyd. W. Maisel, Poznań 1994, s. 278–279.
4 W. Maisel, Władze miasta Poznania w XIII–XVI wieku, „Kronika Miasta Poznania” (dalej: KMP), 1999/1,
s. 26.
5 W. Maisel, Ustrój władz i prawo miejskie [w:] Dzieje Poznania, red. J. topolski, L. trzeciakowski, t. i**,
Warszawa–Poznań 1988, s. 633–638; Władze miasta Poznania 1253–1793, red. J. Wiesiołowski, t. i, Poznań
2003, s. 272–273; Władze miasta Poznania 1793–2003, red. J. Wiesiołowski, t. ii, Poznań 2003, s. 184.
SZLACHECKI NAPAD NA POZNAŃSKI RATUSZ ANNO DOMINI 1692
pełniły funkcje polityczne, społeczne,
religijne i towarzyskie. Podstawę
prawną działalności cechów i bractw
stanowiły statuty, W czasach Cerpsa
obowiązywały dwa dokumenty doty-
czące Bractwa Kupieckiego: pierw-
szy z 7 stycznia 1633 roku, w którym
Rada Miejska Poznania zatwierdziła
ustawy cechu krojowników sukna,
i drugi Jana III Sobieskiego wydany
w Krakowie 20 maja 1676 roku,
potwierdzający obowiązujące dotych-
czas ustawy poznańskiego Bractwa
Kupieckiego; oba pergaminowe,
pisane po łacinie z ozdobnymi inicja-
łami, przy poznańskim dokumencie
wisi pieczęć wielka Poznania z czer-
wonego laku* [il. 1].
Pierwszymi w cechu czy brac-
twie byli starsi, wybierani przez
członków na jednoroczną kadencję.
Do obowiązków starszego należało
przestrzeganie przywilej ów i praw 1. Inicjał z dokumentu Bractwa Poznańskiego,
organizacji, reprezentowanie jej na w którym Rada Miejska Poznania zatwierdziła
zewnątrz, przede wszystkim w Radzie ustawy cechu krojowników sukna, 7 I 1633 r.,
Miejskiej, rozstrzyganie sporów, ze zb. Muzeum Historii Miasta Poznania
zarządzanie finansami, kontrolowa- (dalej: MHMP), depozyt Prywatnego Zrzeszenia
nie pozostałych współbraci, zwoły- Handlu i Usług w Poznaniu (dalej: PZHiU)
wanie zebrań zwanych schadzkami.
Gdzie spotykali się poznańscy kupcy
— niestety nie wiadomo. Może w ratuszu, jak to czynili kupcy krakowscy, a może
w domu starszego Bractwa, jak było w konfraterni warszawskiej. Niewykluczone,
że poznańscy kupcy zbierali się w budynku Wagi Miejskiej, która służyła handlowi,
znajdowała się w nim waga do ważenia towarów kupowanych i sprzedawanych hur-
towo”. Urzędował tutaj „pan ważnik” pobierający opłaty i zarządzający budynkiem.
Wiadomo, że do 1880 roku w Wadze odbywały się posiedzenia poznańskiej Izby
Przemysłowo-Handlowej. Może więc w ten sposób nawiązywano do wcześniejszych
„Schadzek” Bractwa Kupieckiego w tym miejscu. Waga, obok ratusza, była najważ-
niejszym gmachem miejskim, odbywanie w niej zebrań podnosiło ich rangę i nobi-
litowało kupców, członków poznańskiego patrycjatu. Mogli oni również spotykać
się w domu starszego, zazwyczaj każdy z nich dysponował obszerną kamienicą,
6M. Mrugalska-Banaszak, Materiały do dziejów Bractwa Kupieckiego w Muzeum Historii Miasta Poznania
[w:] „Studia Muzealne” 1992, z. XV, s. 200-201.
7]. Łukaszewicz, Obraz historyczno-statystyczny miasta Poznania w dawniejszych czasach, Poznań1998,
t. II, s. 61.
71
MAGDALENA MRUGALSKA-BANASZAK
a liczba członków umożliwiała takie
zebrania (np. w 1713 r. poznańskie
Bractwo liczyło 48 osób)*. Spotkania
bywały zwyczajne i nadzwyczajne. Być
może te pierwsze odbywano w domu
starszego, a tylko te drugie w Wadze.
Bez względu na to, jaki miały charak-
ter, członkowie zasiadali za długim
stołem, a na honorowym miejscu,
w środku albo u szczytu, zajmowali
miejsca starsi Bractwa. Leżały przed
nimi brackie dokumenty, przybory
do pisania potrzebne pisarzowi, no
i oczywiście żelazny tłok pieczętny
— insygnium władzy”. Bez wątpienia
wielokrotnie trafiał on do rąk Cerpsa,
wówczas był stosunkowo nowy, wyko-
nano go bowiem w drugiej połowie
XVII wieku. Opatrzony był napi-
sem: SIGILLUM FRATERNITATIS
MERCATORUM 'POSNANIENSIS,
służył poznańskim kupcom przez
2. Dzwonek żelazny Bractwa Kupieckiego, następne stulecia. Cerps wielokrotnie
2. poł. XVII w., ze zb. MHMP, depozyt PZHiU dzierżył w dłoniach nie tylko pieczęć,
ale także dzwonek [il. 2]. Po wielekroć
musiał uciszać swoich towarzyszy, któ-
rzy rozochoceni piwem, zwyczajowo pitym podczas schadzek, zachowywali się gło-
śno i przeszkadzali starszemu w prowadzeniu zebrania.
W końcu XVII wieku bogate poznańskie Bractwo Kupieckie zamówiło
u miejscowego złotnika Pawła Raabe srebrną kasetkę na przybory do pisania
[il. 3]. Niewykluczone, że inicjatorem tego przedsięwzięcia był Piotr Cerps,
zbieżne są bowiem daty jego urzędowania jako starszego z latami działalności
złotnika, który w 1695 roku został mistrzem w swoim fachu. Pracował przez
następne czternaście lat, aż do śmierci w 1709 roku". Bez względu na to, czy
Cerps był zleceniodawcą czy też nie, ta wyjątkowo piękna kasetka, staran-
nie wykonana i bogato zdobiona, jest kolejnym przedmiotem łączącym nas
z osobą poznańskiego burmistrza.
Cóż więc wiadomo o Piotrze Cerpsie? W drugiej połowie XVII wieku nale-
żał do najzacniejszych obywateli Poznania, piastował wiele funkcji we wła-
dzach miejskich, intensywnie udzielał się w Bractwie Kupieckim. W 1678 roku
kupił od doktora filozofii i medycyny Jana Krzysztofa Erba z Brzegu kamienicę
8]. Leitgeber, dz. cyt., s. 234.
? M. Mrugalska-Banaszak, dz. cyt., s. 206-207 (noty katalogowe tłoku pieczętnego, dzwonka i kasetki).
M Spis złotników poznańskich od XV do XVIII wieku według Tadeusza Nożyńskiego. Materiały do dziejów
złotnictwa poznańskiego, oprac. Z. Dolczewski, KMP, 2000/1, s. 22.
72
SZLACHECKI NAPAD NA POZNAŃSKI RATUSZ ANNO DOMINI 1692
3. Kasetka srebrna Bractwa Kupieckiego, złotnik Paweł Raabe, 1695-1709,
ze zb. MHMP depozyt PZHiU
przy Starym Rynku 51 i należała ona do rodziny Cerpsów aż do 1760 roku".
Współwłaścicielką domu była żona Piotra — Elżbieta Malchrowiczówna, zmarła
przed 1714 rokiem. Kiedy Cerps nabywał kamienicę, był zapewne młodym czło-
wiekiem i rozpoczynał dopiero karierę. W kontrakcie sprzedaży występuje jako
winiarz, być może więc zaczynał od handlu winem. Cerpsowie mieli co najmniej
czworo dzieci: córkę Małgorzatę i synów: Leonarda, Stanisława i Tomasza, rajcę
miejskiego. Kilkakrotnie pojawiają się oni w materiałach archiwalnych doty-
czących ich rodzinnej kamienicy. Z zapisu poczynionego 15 października 1723
roku wynika, iż Małgorzata Cerpsówna, córka nieżyjącego Piotra, żona ław-
nika Stanisława Szczygiewicza, sprzedała kamienicę pod nr. 49 introligatorowi
Stanisławowi Woluskiemu”, niewykluczone, że dostała ją w posagu. Stąd też
dowiadujemy się, że Piotr Cerps już w tym czasie nie żył. Nie wiadomo, kiedy
dokładnie zmarł. Pewne jest natomiast, że dożył sędziwego wieku. Jeszcze w 1715
roku był burmistrzem, a miał wtedy ponad 60 lat, czyli jak na ówczesne czasy
całkiem sporo. Gdzie został pochowany? Można snuć tylko przypuszczenia. Do
północnej ściany nieistniejącej kolegiaty św. Marii Magdaleny przylegała okazała,
najprawdopodobniej dwukondygnacyjna kaplica Kupiecka, nad którą opiekę
sprawowali kolejni burmistrzowie i władze miejskie. Kaplica była niezwykle
bogato wyposażona. W 1602 roku znajdowało się w niej aż dziewięć rzeźbionych,
polichromowanych i złoconych ołtarzy”. Odprawiano w niej msze św. w różnych
1 Kartoteka mieszkańców Poznania do końca XVIII wieku, oprac. M. Mika, ze zb. Muzeum Historii Miasta
Poznania (dalej3 MHMP); M. Wicherkiewiczowa, Rynek poznański i jego patrycjat, Poznań 1998, s. 150.
12 Kartoteka mieszkańców Poznania do końca XVIII wieku, oprac. M. Mika, ze zb. MHMP.
13.'W. Gałka, O architekturze i plastyce dawnego Poznania do końca epoki baroku, Poznań 2001, s. 132-134.
73
MAGDALENA MRUGALSKA-BANASZAK
| pn aa ZYO
4. Rysunek inwentaryzatorski kamienic przy Starym Rynku nr 49, 50, 51 Ferdinanda Quasta z 1841 r.,
ze zb. MHMP
brackich intencjach, a także pogrzebowe egzekwia. Po zakończeniu uroczysto-
ści pogrzebowych trumnę zamurowywano najczęściej w podziemnych kryptach,
które zarezerwowane były dla duchowieństwa i elity miasta. Natomiast tablice
z nagrobnymi epitafiami umieszczano we wnętrzu świątyni. Może była wśród
nich w kaplicy Kupieckiej także tablica Cerpsa?
Wiadomo, jak wyglądała kamienica pod nr. 51 w 1841 roku, i zapewne nie-
wiele zmieniła się od czasów, kiedy mieszkała w niej rodzina Cerpsów [il. 4].
Przed nimi najsłynniejszym właścicielem tego domu był Filip Buonaccorsi zwany
Kallimachem, wybitny włoski humanista, nauczyciel synów królewskich i doradca
króla Jana Olbrachta. Otrzymał ją z nadania królewskiego w 1496 roku i prawdo-
podobnie nawet jej nie widział, bo w ciągu kilku tygodni została z jego upoważnie-
nia sprzedana”. Kiedy zajmowali ją Cerpsowie, była dwupiętrowa, „smelcowana;
czyli obłożona glazurowaną cegłą, zwieńczona późnogotyckim szczytem w formie
czteroosiowej attyki z ostrołukowatymi oknami. W tym czasie kamienice miesz-
czańskie łączyły zazwyczaj funkcje mieszkania oraz miejsca pracy — tutaj spano,
jedzono i handlowano. Nic więc dziwnego, że kiedy 21 sierpnia 1692 roku przed
siódmą rano szlachcic Chwaliszewski herbu Trąby z Rękawczyna na Kujawach
(tego samego, w którym kilkaset lat później mieszkać będzie Jerzy Waldorf)
14], Wiesiołowski, Dom Kallimacha i tajemnicza córka gliniarza, KMP, 1998/4, s. 264-278.
74
szlachecki napad na poznański ratusz anno Domini 1692
75
wszedł do kamienicy, to zastał burmistrza Cerpsa w domu15. Chwaliszewski nie był
sam, towarzyszył mu Żyd – kim był, nie wiadomo. Może kupcem, który doradzał
szlachcicowi? Po wejściu do środka Chwaliszewski „kazał [Cerpsowi] sobie sukna
ukazać”, a kiedy stargował cenę, zapewne przy pomocy towarzysza, „kazał odkroić”
kilka łokci materii. W międzyczasie w kantorze kupca pojawił się drugi Żyd, okre-
ślany w opisie całego zdarzenia jako factor, czyli pełnomocnik szlachcica. Widząc
leżące sukno, natychmiast zaczął je krytykować, mówiąc, iż jest niewiele warte, nie-
dobre gatunkowo i za drogie. na takie dictum Chwaliszewski oddał sukno i zażą-
dał zwrotu pieniędzy. Cerps nie chciał ich oddać, tłumacząc, że materiał został już
odkrojony i nie ma co z nim zrobić. atmosfera robiła się coraz bardziej gorąca,
nikt nie chciał ustąpić. W pewnym momencie szlachcic twardym i zdecydowa-
nym tonem powiedział: „Weź, jeśli nie chcesz mieć przylepku na gębie”. Cerps na
to: „i ty go będziesz miał wnet, jeśli chcesz”. Ledwie skończył mówić, dostał od
Chwaliszewskiego „dwa razy pięścią w gębę”. Cerps nie pozostał dłużny, oddał cios –
panowie zaczęli się bić. Przed kamienicę wypadł wściekły szlachcic i na progu nie-
mal zderzył się z burmistrzem Wojciechem Grabowskim, którego powiadomiono
już o bójce. Do Chwaliszewskiego przemówił w te słowa: „Jeżeli się Waszmości
cokolwiek stało, prosim na ratusz, tam się sprawiedliwość stanie”. Panowie udali się
więc do siedziby władz miejskich [il. 5]. Weszli po schodach na loggię pierwszego
piętra (pamiętajmy, że klatka schodowa wewnątrz budynku to efekt powojennej
przebudowy), a z niej do sieni Wielkiej, dalej przez sklepioną izbę w pionie wieży
do sali sądowej, gdzie akurat kilkunastu mieszczan nad czymś radziło. Dobrze już
wiedzieli, co działo się w domu Cerpsa, odległość od niego była niewielka, a wieści
rozchodzą się szybko, szczególnie wtedy, kiedy szlachcic znieważa kupca – burmi-
strza miasta. aby od razu załatwić sprawę, Wojciech Grabowski zarządził zwołanie
rajców i miejskich ławników. Wchodząc do sali sądowej, powiedział: „otom wam
go przyprowadził”. Chwaliszewski przestraszył się tych słów i zaczął uciekać. nie
miał żadnych szans, został schwytany. nie poddawał się, sięgnął po szablę, ale mu
ją wyrwano. na to wszystko wszedł Cerps i dwukrotnie uderzył szlachcica w twarz.
Chwaliszewski dopadł okna i zaczął krzyczeć, że „gwałt mu się dzieje”.
teraz wszystko potoczyło się szybko. o zajściu powiadomiony został już także
starosta generalny Wielkopolski, a był nim od 1687 roku Rafał Leszczyński. Do
ratusza próbowała wejść żona Chwaliszewskiego, ale nie dość, że jej nie wpusz-
czono, to jeszcze wartownik skaleczył ją halabardą w rękę, „czy też się sama dla
chytrości białogłowskiej sama obraziła, nie wiedzieć”. W takiej sytuacji kobieta
udała się na wzgórze zamkowe do panów sędziów i surogatora, czyli zastępcy sta-
rosty odpowiedzialnego za sądownictwo, by opowiedzieć im o krzywdzie męża.
surogator uspokajał ją: „Jeśliby oni mieli go sądzić, bez nas nie mogą”. Dlaczego?
Bo zgodnie z ówczesnym prawem szlachcic pochwycony w mieście na popełnie-
niu przestępstwa nie mógł być osądzony przez sąd miejski bez udziału starosty lub
jego przedstawiciela.
a przed ratuszem było już gorąco. Coraz więcej szlachty gromadziło się przed
nim i wszyscy chcieli wejść do środka. Rej wodzili przyjaciele Chwaliszewskiego:
15 Napad szlachty wielkopolskiej na ratusz poznański (1692), przygotował do druku W. Maisel, KMP,
1991/1–2, s. 163–168; poniższe cytaty tamże.
Magdalena Mrugalska-Banaszak
76
Biernacki ze wsi Chutki (obecnie Grab k. podkaliskich Błaszek), Grabowski,
Roszczyc i Krajczyński16. szlachty przybywało z każdą minutą, ponoć było ich aż
pięciuset. zaczęła się regularna bójka, panowie szlachta chwycili za szable, a war-
townicy za halabardy i udało im się odeprzeć atak. Wspomagali ich mieszczanie,
którzy z okien ratusza rzucali w szlachtę dachówkami. „i tak odpędzono szlachtę,
że ani jednego nie było widać przed ratuszem”. na krótko. Po jakimś czasie wró-
cili, a wraz z nimi tabuny „hołoty” żądnej mocnych wrażeń. to ona właśnie
chwyciła za kamienie i zaczęła rzucać w wartowników i mieszczan zgromadzo-
nych w oknach i na loggiach. Posypał się ich taki grad, że nie było nikogo, „który
by od kamieni szwanku nie miał”. Jeden z mieszczan odważył się wyjść na loggię
i zaczął bić w bęben, drugi puścił w ruch dzwony. zapewne wzywali pomocy, ale
„to bezrozumnie uczynili”, bo skutek był taki, że pod ratusz przybywało coraz
więcej szlachty, ponoć było ich pięć tysięcy, albo i więcej. Czy to możliwe, aby
w mieście liczącym wówczas około czternastu do szesnastu tysięcy mieszkańców17
znalazło się nagle aż tylu przedstawicieli stanu szlacheckiego, nawet jeżeli część
z nich stanowić mieliby przyjezdni? najprawdopodobniej liczba ta odnosi się do
wszystkich zgromadzonych przed ratuszem: szlachty i „hołoty”, a i tak jest chyba
przesadzona18. Jakkolwiek by na to patrzeć, to prawie jedna trzecia mieszkańców
Poznania znaleźć się miała przed ratuszem! „Było tak wielu szlachty, że począw-
szy od Żydowskiej ulicy aż do Świętosławskiej, przed ratuszem z gołymi szablami
stali tak gęsto, że drugi schować, drugi wyjąć korda nie mógł, a jeszcze się ich
więcej zbiegło”. starosta generalny wysłał żołnierzy piechoty na stary Rynek, ale
bojąc się, że rozjuszony tłum ruszy na zamek, zawrócił ich i kazał chronić wzgó-
rza. tymczasem szlachta coraz bardziej agresywnie napierała na siedzibę władz
miejskich, a miejscy strażnicy pomimo dobrego uzbrojenia z trudem odpierali
kolejne ataki. na ratunek ruszył z zamku świeżo powołany wojewoda Wojciech
Konstanty Breza (został nim w 1692 roku), a wraz z nim sędziowie i ubrany
z francuska, w peruce ciągle zsuwającej się z głowy, starosta Leszczyński, do któ-
rego tłum obraźliwie wykrzykiwał: „Panfilu [postać komiczna] być tak peruka
po ręsztokach nie latała”, a że był niewielkiego wzrostu, to jeszcze słyszał: „Byś
w ręsztokach się nie nurzał”. Próba interwencji na niewiele się zdała, dziki tłum
wdarł się do ratusza. Co tam się działo! Jedni gonili strażników, drudzy wzięli się
do rabunku. Wyłamali drzwi do szafarni, czyli izby mieszczącej kasę miejską19,
a w niej rozbili wielką skrzynię żelazną, w której przechowywano depozyty miesz-
kańców Poznania, i wszystko wynieśli. a było tego sporo, aż czterdzieści siedem
tysięcy złotych. następnie wdarli się do sierocego sklepu, czyli do izdebki, w której
przechowywano depozyty sierot. i znów zrabowali wszystko, klejnoty i pieniądze,
tak „że ani jeden szeląg nie został”. Mieszczanie, widząc, co się dzieje, próbowali
uciekać. normalna droga loggiami była niemożliwa, pozostawały okna. Udało
się doktorowi medycyny Wojciechowi Będkowskiemu, piastującemu wówczas
16 J. Łukaszewicz, dz. cyt., s. 286.
17 s. abt, Ludność [w:] Dzieje Poznania, dz. cyt., t. i**, s. 655.
18 J. Łukaszewicz, dz. cyt., s. 286 – podaje, że szlachta „zebrała 3000 »hołoty« i uzbroiła ją w różne kije,
siekiery, piki i drągi”.
19 Dzisiaj to tzw. sala Krat, w której znajduje się ekspozycja poznańskiego i wielkopolskiego rzemiosła.
SZLACHECKI NAPAD NA POZNAŃSKI RATUSZ ANNO DOMINI 1692
funkcję zastępcy wójta sądowego.
Uciekł przez okno w Sali Sądowej,
czyli z pierwszego piętra, i pewnie by
się zabił, skacząc na bruk, ale pomógł
mu Adam Naramowski, starosta pil-
ski, ujski i kościański. Natychmiast
też zabrał Będkowskiego do swojej
kamienicy, bo goniła go szlachta.
A _ napastnicy dalej szaleli
w ratuszu. Jedni zdobyte skarby
wynosili, a inni biegli loggiami na
pierwsze piętro. Wpadli do Sali
Wielkiej i za pomocą drabiny wybili
drzwi prowadzące do Sali Królewskiej
— i tutaj niszczyli wszystko, co się
dało. Obrazy królewskie cięli sza-
blami i wyrzucali przez okno, cztery
posągi fundatorów Poznania wyko-
nane z drewna gwajakowego (niskie
drzewo z Ameryki Środkowej, jedno
z najtwardszych) także podzieliły los
obrazów. Przebywający w pomiesz-
czeniu żołnierze i wartownicy, którzy
schronili się tutaj przed nacierają-
cym tłumem, próbowali się bronić,
ale z marnym skutkiem. Byli zabici
i ranni, także „mąż wojenny” Szwarc,
„który kilkadziesiąt lat w wojsku
strawił [...] kilkanaście ran dostał
i drugiego dnia umarł”. Teraz przy-
szła kolej na Salę Sądową, w której
zabarykadowali się mieszczanie. Po
wyważeniu drzwi grupa szlachciców
wpadła do środka i rozpoczęła się
rzeź. Poszły w ruch szable, „jednych
z okien powyrzucano, drugich na
kawałki rozniesiono'. Napastnicy ran- 5. Fragment obrazu Stefana Ratajskiego
nym padającym na podłogę odcinali Św. Antoni z Dzieciątkiem, 1658 r. Po lewej ratusz,
złote guzy z sukien, zdzierali czepki _ wgłębi kolegiata farna pw. św. Marii Magdaleny,
z głów, zdejmowali pierścienie z pal- obraz z kościoła pobernardyńskiego w Kaliszu
ców. Nie gardzili niczym. Wyrywali
zamki z szuflad przy stołach, zabiera-
jąc z nich złoto i pieniądze. Cenne księgi i dokumenty miejskie wyrzucano przez
okno. Druga grupa napastników pokonała kręte schodki umieszczone w połu-
dniowo-zachodnim narożniku Wielkiej Sieni i wpadła na drugie piętro. Tam po
77
Magdalena Mrugalska-Banaszak
78
wyważeniu drzwi do „Marsowego pokoju”, czyli miejskiej zbrojowni, niszczyli
pancerze, halabardy i wszystko, co im wpadło w ręce.
na pomoc mieszczanom przyszli z krzyżem księża z kolegiaty farnej i „nieco
uskromili swawolę”, ale szlachcie się to nie spodobało. Dały się słyszeć obelżywe
komentarze: „Wody na księdza, bo pies i ksiądz to to samo”. Dlaczego
obelżywe? Ponieważ wtedy szlachta za psa powszechnie uważała chłopa i plebe-
jusza, a przecież niższe duchowieństwo wywodziło się właśnie z plebsu. Pomimo
to księża odważnie weszli do ratusza. Przybyli także ojcowie franciszkanie i zaczęli
śpiewać donośnym głosem. Przerażeni napastnicy uciekli. Jednak dalej było groź-
nie. nie bacząc na niebezpieczeństwo, księża niektórych mieszczan „w kaptury
poprzebierawszy” bezpiecznie „do domów swych powyprowadzali, drudzy drzwi
pozamykali, aby nie brano, co jeszcze nie wzięto”.
Piotr Cerps przeżył ten tumult. Jak mu się udało? Może dzielnie walczył,
a może się dobrze ukrył, a może wreszcie uszedł w grupie mieszczan wyprowa-
dzonych przez księży i zakonników? Chwaliszewskiemu włos z głowy nie spadł.
zapewne uciekł z ratusza, zaraz kiedy jego współtowarzysze wyłamali drzwi do sali
sądowej. Władze miejskie pozwały do sądu sejmowego Chwaliszewskiego i jego
kompanów. nie wiadomo, czy sprawa miała swój dalszy ciąg. niewykluczone,
że szlachcie wszystko uszło płazem, bo, jak przypuszczał Józef Łukaszewicz, dzięki
koneksjom i majątkom oskarżonych sprawa „nigdy na stół nie przyszła”20.
Po tumulcie Poznań pogrążył się w chaosie. Przez kilka tygodni bramy do
miasta stały otworem. Kupcy nie handlowali, warsztaty były zamknięte, podob-
nie kramy. Kupienie chleba graniczyło z cudem. Liczono straty. Poza ławnikiem
miejskim, krawcem Kazimierzem Kojczewskim (pisanym także skojczewski)
i „mężem wojennym” szwarcem, od szabli szlacheckiej padł kapitan milicji miej-
skiej andrzej Kulczyński oraz chorąży, dwóch żołnierzy i kilka innych osób, któ-
rych nazwisk nie znamy21.
Ratusz przedstawiał obraz nędzy i rozpaczy. Dwa tygodnie po tumulcie, w środę
3 września, woźny grodzki stanisław Gorkowski i przedstawiciele szlachty, samuel
Mańkowski, stanisław Gądkowski i Piotr Dunin, dokonali wizji wnętrz siedziby
władz miejskich i dokładnie opisali to, co zobaczyli22. zanim weszli do środka, zauwa-
żyli, że żelazne kraty znajdujące się niegdyś przy ostatnim stopniu schodów zostały
„wycięte, wyrąbane i wzięte”. z loggii parteru zniknęły stojące tutaj cepy żelazne,
halabardy, muszkiety i „inne oręża” wartowników miejskich. nie było też „wymbor-
ków”, czyli wiader do gaszenia pożaru. Lustratorzy weszli do izdebki hutmańskiej
(gdzie urzędował dowódca straży miejskiej), znajdującej się zaraz przy wejściu, po
prawej stronie23. okno w niej wyrwano, bo właśnie tędy tłum wpadł do środka.
W pomieszczeniu wszystko było zrujnowane: piec potłuczony, rzeczy dowódcy
andrzeja Kulczyńskiego wyrzucone zostały na rynek, „jako to łóżko, pościel i inne”.
Włamano się również do izby położonej naprzeciw, w której przechowywane były
20 J. Łukaszewicz, dz. cyt., s. 287.
21 tamże, s. 286.
22 Opisy i lustracje Poznania z XVI–XVIII wieku, przygotował do druku M. Mika, Poznań 1960,
s. 115–117; poniższe cytaty tamże.
23 Dzisiaj to pomieszczenie socjalne i magazyn muzealiów.
szlachecki napad na poznański ratusz anno Domini 1692
79
księgi ziemskie, które podzieliły los dobytku kapitana Kulczyńskiego. Dalej lustrato-
rzy weszli do szafarni, przy której drzwiach powyrywano podwójne kłódki i znisz-
czono zamki. z dwóch stojących tutaj kamiennych stołów jeden potłuczono, drugi
został uszkodzony, zydle porąbano, ocalał tylko jeden. Dziesięć skrzyń z pieniędzmi
i depozytami złupiono. Podobnie nie było wiszących tutaj niegdyś pałaszy, szabli,
pistoletów i „innych rynsztunków do obrony miasta”. „W sierocym sklepie skrzyń
wielkich 24 złupionych” – relacjonowali lustratorzy. a cóż zobaczyli na pierwszym
piętrze? W Wielkiej sieni „wszystkie okna wycięte”. Dalej przeszli do sklepionej izby
w pionie wieży, a z niej do sali sądowej, gdzie rozegrały się najbardziej dramatyczne
wydarzenia. na stołach i podłodze ciągle widoczne były krwawe ślady z resztkami
włosów. Wszystkie meble: stoły, ławy, szafy, katedrę pisarską, zydle i siedziska porą-
bano, szyby w oknach wybito. Pozrywano i zniszczono obrazy wiszące na ścianach:
króla stefana Batorego, Jana opalińskiego, kanclerza Jana Leszczyńskiego, gene-
rałów. Figura Chrystusa z krucyfiksu stojącego na stole radzieckim miała liczne
głębokie rysy od szabel, brakowało jej też rąk. zapewne któryś z mieszczan użył
krzyża jako obronnej tarczy. zrabowano wszystkie przechowywane tutaj pienią-
dze i cenniejsze przedmioty, jak choćby dwa piękne kobierce, a z szaf powyrzu-
cano dokumenty. Wnętrze sąsiedniej sali Królewskiej nie prezentowało się lepiej.
„okna, których jest 8 na tejże sali we 4 kwatery, wszystkie porujnowane, wniwecz
obrócone, także i kraty w tych oknach”. na posadzce leżał pocięty w wielu miej-
scach pełnopostaciowy portret króla zygmunta (nie wiadomo którego). okazało
się, że rzeźba przedstawiająca trzech fundatorów Poznania – Lecha, Czecha i Rusa –
i „ojca ich” nie została wyrzucona przez okno, ciągle tutaj była ze śladami szabel
i siekier. zniszczono również wszystkie meble i złupiono co cenniejsze przedmioty.
ile agresji i morderczych instynktów było w tłumie napierającym na ratusz, skoro
agresorzy, aby dostać się do mieszczan zabarykadowanych w sali sądowej, wyrwali
kamienny filar, który podpierał (i podpiera) sklepienie w sali Królewskiej, i użyli go
do wyważenia drzwi. oznacza to, że atak na poznańskich mieszczan odbywał się
z dwóch stron, jedna grupa nacierała od strony izdebki ulokowanej w pionie wieży,
druga od sali Królewskiej. Wiadomo, co się wydarzyło, kiedy sforsowane zostały
okute blachą, ciężkie żelazne drzwi. Kiedy szlachta wdarła się na drugie piętro, do
zbrojowni, która zajmowała całą przestrzeń kondygnacji, to złupiła i zniszczyła
większość uzbrojenia. zostały tylko 93 muszkiety, a dotychczas stały gęsto „dwiema
rzędami wzdłuż i poprzek i na trzecią stronę”. z kolei z 59 hakownic, podobnie jak
muszkiety, ręcznej broni palnej, ocalały tylko dwie. Poza tym wyniesiono albo znisz-
czono zbroje, szyszaki i piki. na tym nie koniec. Kilku barbarzyńców wdarło się na
wieżę i tam poodcinali wagi od zegarów, zabrali „instrumenta” od ich nakręcania
i tak poważnie je uszkodzili, że „dotychczas bić nie mogą” – odnotowali lustratorzy.
W czasach, kiedy ratuszowe zegary wyznaczały rytm dnia, ich brak niewątpliwie
przyczyniał się do chaosu panującego wówczas w mieście.
to paradoks historii – gdyby Piotr Cerps nie pobił się ze szlachcicem
Chwaliszewskim, nie powstałby precyzyjny opis stanu ratusza po krwawych
wydarzeniach z 21 sierpnia 1692 roku, a tak posłużył on do odtworzenia siedem-
nastowiecznych wnętrz gmachu podczas prac prowadzonych w czasie powojennej
odbudowy siedziby władz miejskich.
80
Michał zwierzykowski
szlachcic w osiemnastowiecznym
Poznaniu
Uwarunkowania obecności wielkopolskiej szlachty w obrębie miasta
Epoka staropolska to czas, w którym jednym z fundamentów funkcjonowania
społeczeństwa był podział na stany. W Rzeczypospolitej oprócz dominującego,
stosunkowo licznego jak na warunki europejskie stanu szlacheckiego funkcjo-
nowały jeszcze stany mieszczański i chłopski, autonomiczne wspólnoty etniczne
(Żydzi, ormianie) oraz stan duchowny, rekrutujący swoich członków z trzech
pozostałych stanów – oczywiście niemal wszystkie najważniejsze i najbardziej
dochodowe funkcje kościelne zastrzeżone były dla elity szlacheckiej. społeczność
mieszczańska, wyodrębniona prawnie dzięki pozyskiwanym przez wieki przywi-
lejom określającym zakres władzy i samorządności miejskiej, starała się bronić
przed ingerencją i konkurencją pozostałych stanów. z uwagi na niezwykle silną
w państwie polsko-litewskim pozycję szlachty i duchowieństwa okazywało się to
najczęściej nieskuteczne. z tej przyczyny na teren miast, szczególnie tych więk-
szych i zamożniejszych, napływali przedstawiciele szlachty oraz duchowieństwa,
często bardzo poważnie zmieniając codzienną rzeczywistość. Również Poznań nie
uniknął tego zjawiska. W niniejszym tekście zajmiemy się analizą jedynie kilku
wybranych jego aspektów – a mianowicie najważniejszymi przyczynami, specyfiką
i konsekwencjami obecności szlachty w mieście w XViii stuleciu. Chodzić będzie
jednak tylko o obecność samej szlachty – pominięte zostaną wątki związane ze
szlachtą-duchownymi, licznie reprezentowanymi w miejscowym duchowieństwie,
oraz zjawisko przenikania drobniejszej szlachty do grona mieszczan poznańskich,
co czasem mogło wiązać się z utratą przywilejów i pozycji szlacheckiej, choć zbyt
często, pomimo rygorystycznych przepisów, do tego nie dochodziło. Wiele suro-
wych zakazów i praw pozostawało wyłącznie na papierze. Dla XViii-wiecznego
Poznania zagadnienia te wciąż czekają na swoje opracowanie1.
1 s. Gierszewski, Obywatele miast Polski przedrozbiorowej, Warszawa 1974; L.C. Belzyt, Szlachta w mie-
ście rezydencjalnym. Szlacheccy obywatele Krakowa i Warszawy około 1600 r. (Analiza porównawcza struk-
tury), zielona Góra 2011 – tam obszerna literatura dotycząca zagadnienia. Dla Wielkopolski badania
prowadzone były, niestety, jedynie dla okresów wcześniejszych, zob. K. tymieniecki, Szlachta – mieszcza-
nie w Wielkopolsce XV w., „Miesięcznik Heraldyczny” 15 (1936), nr 10, s. 145–152, nr 11, s. 161–165,
nr 12, s. 182–184, 16 (1937), nr 1, s. 1–6, nr 2, s. 19–27; W. Dworzaczek, Przenikanie szlachty do stanu
mieszczańskiego w Wielkopolsce w XVI i XVII w., „Przegląd Historyczny” 47 (1956), s. 656–684. W nieco
innym ujęciu ruchem ludnościowym i strukturą społeczno-gospodarczą w Poznaniu, w odniesieniu
głównie do osób spoza stanu szlacheckiego, w XViii w. zajmowali się m.in.: M. Wojciechowski, Struktura
społeczno-gospodarcza Poznania w pierwszej połowie XVIII w., „Przegląd zachodni” 7 (1951), nr 11/12,
SZLACHCIC W OSIEMNASTOWIECZNYM POZNANIU...
1. Jan Bronisz (1738-1803), ostatni podwojewodzi poznański,
portret pędzla I.T. Schreibera, 1779 r., ze zb. Muzeum Narodowego w Warszawie,
domena publiczna, http://cyfrowe.mnw.art.pl/dmuseion/docmetadata?id=22698
Wiek XVIII w dziejach Poznania nie należy do okresów najszczęśliwszych.
W porównaniu z okresem znaczącej prosperity i sukcesów w wieku XVI, względ-
nej koniunktury do połowy następnego stulecia, jest to raczej czas kontynuacji
kryzysu i przejściowego upadku zapoczątkowanego przez tragiczne wydarze-
nia potopu szwedzkiego i dziesięcioleci późniejszych wojen toczonych przez
Rzeczpospolitą. Pierwsze kilkanaście lat XVIII wieku to wielka wojna północna,
której działania tragicznie dotknęły Wielkopolskę. Poznań zajęty został przez
wojska szwedzkie, był oblegany przez Sasów i Rosjan, zrujnowany w znacznym
s. 341-395; M. Kędelski, Ruch naturalny i dynamika ludności miasta Poznania w XVIII w. w świetle reje-
stracji metrykalnej, „Studia i Materiały do Dziejów Wielkopolski i Pomorza” 17 (1990), z. 2, s. 5-29; tegoż,
Dynamika i struktura ludności chrześcijańskiej miasta Poznania w XVIII wieku, w świetle rejestracji podat-
kowej, „Roczniki Dziejów Społecznych i Gospodarczych” 51/52 (1990/1991), s. 57-89; tegoż, Rozwój demo-
graficzny Poznania w XVIII i na początku XIX w., Poznań 1992. W solidnym, ale jedynie wycinkowym arty-
kule J. Kujawiński, Przyjęcia do prawa miejskiego w Poznaniu w latach 1716-1730, Nasze Historie, 8 (2007),
s. 45-63, wśród 174 przyjętych nie był w stanie, z uwagi na brak odpowiednich danych, stwierdzić osób
szlacheckiego pochodzenia.
81
MICHAŁ ZWIERZYKOWSKI
2. Jerzy August Mniszech (1715-1778), marszałek nadworny koronny i starosta generalny
Wielkopolski, akwaforta Domenico Cunego, 1784 r., ze zb. POLONA
stopniu, później wyludniony przez panoszącą się przez kilka lat zarazę. Po wycofa-
niu się Szwedów i ponownym zajęciu miasta przez saskie wojska Augusta II, pod-
czas działań konfederacji tarnogrodzkiej miasto zostało zdobyte przez oddziały
wojska koronnego i szlacheckie pospolite ruszenie oraz solidnie złupione. Dopiero
sejm „niemy” 1717 roku i wycofanie z Rzeczypospolitej Sasów, a nieco później
„Sojuszniczych” wojsk rosyjskich, w 1719 roku przyniosło powolny proces odbu-
dowy z ruin i ponowne zaludnienie miasta oraz należących do niego wsi”.
Spokój nie trwał jednak długo. Okres lat 1733-1736, czyli tzw. wojny o sukce-
sję polską, toczonej na terenie Rzeczypospolitej przez wojska i szlachtę wierną elek-
towi Stanisławowi Leszczyńskiemu z nielicznymi stronnikami elektora saskiego
Fryderyka Augusta II (króla Polski Augusta III), wspieranymi przez wojsko saskie
i rosyjskie, to ponowne zajęcie Poznania przez Sasów i walki podjazdowe toczone
2 Dzieje Poznania, t. 1, cz. 2, red. J. Topolski, Warszawa-Poznań 1988, s. 621-624.
82
SZLACHCIC W OSIEMNASTOWIECZNYM POZNANIU...
ze 2
|
3. Manifestacja grupy szlachty pod przewodem poznańskiego wojewody i kasztelana, spisana
i oblatowana w Poznaniu w 1776 r., przeciwko nielegalnemu sejmikowaniu w Żernikach,
Gr. Poznań 1141, ze zb. Archiwum Państwowego w Poznaniu (dalej: APP)
w Wielkopolsce”. Po ostatecznym zwycięstwie Wettyna i pacyfikacji kraju na mia-
sto spadł kataklizm w postaci niespotykanej wcześniej powodzi w 1736 roku,
a w kolejnym roku huraganu, które ponownie zrujnowały znaczną część tkanki
miejskiej. W kolejnych dziesięcioleciach również bywały okresy niespokojne,
kiedy przez Wielkopolskę przemaszerowywały wojska rosyjskie (1745), a zwłaszcza
3Tamże, s. 625; zob. też G. Glabisz, Województwa poznańskie i kaliskie w bezkrólewiu 1733 r. [w:] W podróży
przez wiek osiemnasty... Studia i szkice z epoki nowożytnej, red. A. Perłakowski, M. Wyszomirska, M. Zwie-
rzykowski, Kraków 2013, s. 51-69; tenże, Konfederacja partykularna województw poznańskiego i kaliskiego
przy majestacie Stanisława Leszczyńskiego w latach 1733-1735, „Klio” 37 (2016), nr 2, s. 61-85.
4 Opis zniszczeń zob. w: Lustracje i opisy miasta Poznania z XVI-XVIII w., oprac. M. Mika, Poznań 1960,
s. 191-201; J. Łukaszewicz, Obraz historyczno-statystyczny miasta Poznania w dawniejszych czasach, t. 2,
Poznań 1998, s. 308 i n.
83
MICHAŁ ZWIERZYKOWSKI
Talki Fm wia
A
4. Manifestacja grupy szlachty pod przewodem poznańskiego wojewody i kasztelana, spisana
i oblatowana w Poznaniu w 1776 r., przeciwko nielegalnemu sejmikowaniu w Żernikach,
Gr. Poznań 1141, ze zb. APP
podczas wojny siedmioletniej (1756-1763). Choć Rzeczpospolita nie brała w niej
udziału, stała się zapleczem, w którym gospodarowały bezceremonialnie rosyj-
skie i pruskie wojska. Poznań był przez nie zajmowany, zakładano tu magazyny,
a ludność bezustannie łupiono i zmuszano do wyrzeczeń”. Opóźnioną reakcją
na te gwałty były długotrwałe działania konfederacji barskiej w Wielkopolsce
w latach 1768-17729, których smutną konsekwencją był z kolei pierwszy rozbiór
5"T. Ciesielski, Pogranicze polsko-pruskie w dobie wojny siedmioletniej, „Komunikaty Warmińsko-Mazur-
skie” 2008, nr 1, s. 4in.; Dzieje Poznania, t. 1, cz. 2, s. 776 i n.; szereg informacji o gwałtach i rabunkach
w Wielkopolsce w dobie wojny siedmioletniej, w tym również dotyczących Poznania, podają Akta sej-
mikowe województw poznańskiego i kaliskiego. Lata 1733-1763, wyd. M. Zwierzykowski, Warszawa 2015,
s. 604—609.
6'W. Szczygielski, Konfederacja barska w Wielkopolsce 1768-1770, Warszawa 1970; Dzieje Poznania, t. 1,
cz. 2, s. 781 in.
84
SZLACHCIC W OSIEMNASTOWIECZNYM POZNANIU...
=" Ha ymi
pca + k
ŻE, cez pili BRE gą!
I, zt i =PepóŹ >
i: "
kimiku s (ZĄB tóuig
ZZ
grą ch
5. Manifestacja grupy szlachty pod przewodem poznańskiego wojewody i kasztelana, spisana
i oblatowana w Poznaniu w 1776 r., przeciwko nielegalnemu sejmikowaniu w Żernikach,
Gr. Poznań 1141, ze zb. APP
Polski. Do Poznania wkroczyli najpierw Prusacy, a po ich odejściu Rosjanie, któ-
rzy wymaszerowali dopiero w 1775 roku. Schyłek stulecia zapoczątkował jednak
krótki okres spokoju i odbudowy, tym razem w sposób istotny wspierany przez
króla i władze Rzeczypospolitej, które dostrzegły konieczność poprawy sytuacji
miast królewskich i mieszczaństwa”.
Osiemnastowieczny Poznań, nawet pomimo kataklizmów i zniszczeń, które
nań spadały, nadal zaliczany był do najznamienitszych miast Rzeczypospolitej.
Najważniejszy dla jego rozwoju i pozycji pośród innych miast był fakt, że był
miastem królewskim, w odróżnieniu od ośrodków prywatnych, należących do
instytucji kościelnych lub szlachty. Dzięki temu znajdował się po opieką króla
(państwa) i bezpośrednim nadzorem namiestnika królewskiego w terenie, jakim
7B. Tyszkiewicz, Komisja Dobrego Porządku w Poznaniu 1780-1784, Poznań 2005, s. 11-12; Dzieje Pozna-
nia, t. 1, cz. 2, s. 799 i n.
85
MICHAŁ ZWIERZYKOWSKI
u: „iran,
osa: ak IE gR= "w
diz gda m
„ = > „ PARE
ei = al Rody Gg”
głwdóe tę winy
6. Manifestacja grupy szlachty pod przewodem poznańskiego wojewody i kasztelana, spisana
i oblatowana w Poznaniu w 1776 r., przeciwko nielegalnemu sejmikowaniu w Żernikach,
Gr. Poznań 1141, ze zb. APP
był starosta generalny Wielkopolski. Poznań, obok Krakowa, Warszawy i Lublina,
określano zawsze jako civitas, w odróżnieniu od określenia oppidum, zarezerwo-
wanego dla mniejszych osad miejskich i miasteczek. W języku polskim stosowano
najczęściej określenia „miasto główniejsze, „celniejsze', „większe, a w uniwer-
sałach i innych dokumentach podkreślano czasem stołeczność w ramach woje-
wództwa poznańskiego, zestawiając często z najważniejszymi miastami Korony
i Wielkiego Księstwa, również z tymi o specyfice stołeczno-rezydencjalnej (jak
Warszawa, Wilno czy w pewnym stopniu nadal Kraków — w XVIII w. w zasadzie
jedynym miastem rezydencjalnym, w którym, przynajmniej formalnie, przeby-
wał na stałe władca z dworem, była już Warszawa, w Krakowie nadal jednak prze-
chowywano klejnoty koronne i koronowano królów, a Wilno było stolicą Litwy).
Na potrzeby podatkowe dzielono miasta najczęściej na kilka kategorii, Poznań
zawsze lokowano w pierwszej z nich, określanej jako civitates maiores, „miasta
86
Szlachcic w osiemnastowiecznym Poznaniu…
87
większe”8. te określenia, spotykane w źródłach najczęściej, mogą potwierdzać
atrakcyjność ośrodka miejskiego dla szlachty – nie wszędzie była ona jednak taka
sama.
Dość istotne dla potencjalnego zwiększenia atrakcyjności danego miasta
było to, czy miało ono charakter ośrodka rezydencjalnego, to znaczy czy było
stałą siedzibą władcy, dworu, ewentualnie miejscem jego częstych odwiedzin9.
W przypadku Poznania w XViii stuleciu czynnik ten nie odgrywał już żadnej roli.
W tym okresie, pomimo iż miasto było królewskie i że znajdował się tu zamek
królewski, pod opieką miejscowego starosty generalnego, monarchowie poja-
wiali się tylko wyjątkowo. august ii odwiedził Poznań dwukrotnie, nieco dłuższy
pobyt miał miejsce na przełomie 1715 i 1716 roku, kiedy król chyba po raz ostatni
zamieszkał w obrębie murów, w kamienicy burmistrza Pleśniewicza przy rynku –
witało go wówczas wielu zgromadzonych w mieście senatorów i szlachciców10.
zamek był już wówczas zasadniczo w kiepskim stanie, ledwie mieścił część gar-
nizonu saskiego i nie nadawał się w żaden sposób na rezydencję (nawet chwi-
lową) monarchy11. Podczas drugiej wizyty król bawił już tylko przejazdem, z 3 na
4 marca 1732 roku, a zamieszkał w nowo przebudowanym przez wybitnego archi-
tekta Pompeo Ferrariego pałacu biskupów poznańskich na ostrowie tumskim12
(choć w mieście przygotowano wszystko na jego przywitanie i nocleg)13. Podobnie
uczynił jego syn, august iii, który odwiedził stolicę Wielkopolski dwukrotnie:
19 czerwca 1754 i 26 kwietnia 1762 roku. za pierwszym razem – jadąc na sejm
do Warszawy, za drugim zaś w drodze do saksonii, kiedy opuszczał Polskę po
raz ostatni, po długiej, przymusowej rezydencji w Warszawie (saksonia była wów-
czas okupowana przez Prusaków podczas działań wojny siedmioletniej). także te,
jedynie noclegowe, wizyty przyciągnęły do Poznania tłumy szlachty14. Wettynowie
zdecydowanie woleli przybywać do Polski jedynie na krótko i omijać podupadłe
miasta – august iii wielokrotnie przyjeżdżał do pogranicznej Wschowy, gdzie
8 z. Kulejewska-topolska, Oznaczenia i klasyfikacja miast w dawnej Polsce (XVI–XVIII w.), „Czasopismo
Prawno-Historyczne” 8 (1956), z. 2, s. 257–263.
9 L.C. Belzyt, Szlachta w mieście rezydencjalnym, s. 19 – Warszawa była miejscem obrad sejmu, a od 1611 r.
stała się siedzibą władców, Kraków spełniał funkcję siedziby do 1609 r., był też miejscem przechowywania
insygniów koronnych oraz odbywania koronacji i pochówków królewskich (miejscem koronacji oficjalnie
stała się Warszawa od 1764 r.), Wilno było stolicą Litwy, choć władcy w XViii w. nie zaglądali tam już niemal
wcale. Funkcje rezydencjalne od 1611 r. w pełnym wymiarze można jednak przypisać wyłącznie Warszawie.
10 J. Łukaszewicz, Obraz historyczno-statystyczny…, t. 2, s. 299.
11 E. Linette, Zamek w Poznaniu, Warszawa 1981; z. Pilarczyk, Obronność Poznania w latach 1253–1793,
Warszawa 1988, s. 193 – pomimo znacznych prac fortyfikacyjnych w mieście sasi nie zajęli się niemal wcale
wewnętrznym pierścieniem murów ani remontem zamku.
12 Prace trwały w latach 1724–1732, zob. Katalog zabytków sztuki. Seria nowa, t. 7, cz. 1: Miasto Poznań,
cz. 1, red. E. Linette, z. Kurzawa, Warszawa 1983, s. 68 i n.
13 zob. „Kuryer Polski” nr 116 z 1732 r. Wracając do saksonii po kolejnym zerwanym sejmie, z 6 na
7 października 1732 r. król nocował już tylko pod Poznaniem nad Wartą, w specjalnie wybudowanym do
tego celu budynku pocztowym, który miał umożliwić omijanie miasta i szybki przejazd („Kuryer Polski”
nr 146 i 149 z 1732 r.) – nawet tak przelotne wizyty królewskie przyciągały senatorów i urzędników, którzy
pragnęli pokłonić się monarsze („Kuryer Polski” nr 150 z 1732 r.).
14 W dawnym Poznaniu…, s. 191, 198, 201.
Michał zwierzykowski
88
załatwiał najpilniejsze sprawy, po czym wracał do saksonii15. ostatni władca
Rzeczypospolitej, stanisław august, nie przyjechał do Poznania już ani razu. siłą
rzeczy, jako Wielkopolanin, w Poznaniu był kilka razy stanisław Leszczyński
i członkowie jego rodziny w pierwszym okresie panowania (1704–1709). Pojawił
się tu również z wizytą król szwecji Karol Xii16. z uwagi na specyfikę panowania
Leszczyńskiego pod „opieką” wojsk szwedzkich i toczącą się wojnę w żaden spo-
sób nie podniosło to atrakcyjności Poznania.
zdecydowanie ważniejszy okazał się fakt, że Poznań pozostawał stolicą roz-
ległego, zamożnego i dobrze zaludnionego województwa, a co więcej, był też nie-
formalną stolicą całej tzw. Wielkopolski właściwej, do której zaliczało się jeszcze
województwo kaliskie. Co prawda najważniejszy organ łączący oba województwa
pod względem politycznym, to znaczy wspólny sejmik, większość swych obrad
odbywał w zwyczajowym miejscu, czyli w Środzie, jednak od czasu do czasu rów-
nież Poznań gościł politykującą szlachtę. W czasach saskich (1696–1763) działo
się to nadzwyczaj wyjątkowo – w styczniu i lutym 1698 roku odbyto tu dwa nad-
zwyczajne zjazdy podczas wojny domowej po rozdwojonej elekcji 1697 roku,
podobnie w okresie panowania augusta iii niezwykle rzadko zgromadzenia
sejmikowe odbywały się poza Środą. Do Poznania szlachta zjechała się dopiero
w obliczu tragicznych konsekwencji działań obcych wojsk podczas wojny sied-
mioletniej. 26 czerwca 1760 roku obradowano w Poznaniu, aby zareagować na uni-
wersał w sprawie wydawania prowiantów, wystawiony przez rosyjskiego generała
Wasilija iwanowicza suworowa17. z podobnych powodów zebrano się w Poznaniu
w grudniu 1761 roku18. Kontrybucje nakładane z kolei przez pruskiego pułkow-
nika Daniela Friedricha von Lossow i jego huzarów zmusiły wielkopolską szlachtę
do dwóch kolejnych zjazdów w Poznaniu 29 kwietnia19 i 28 maja 1763 roku20.
Pierwsza próba poważnej zmiany w tym zakresie miała miejsce dopiero pod-
czas sejmu delegacyjnego w 1768 roku. Wraz z utworzeniem nowego województwa
gnieźnieńskiego postanowiono, że generalny sejmik przedsejmowy trzech woje-
wództw odbywać się będzie od tej pory w Poznaniu, a poprzedzony będzie przez
15 M. Markiewicz, Rady senatu za Augusta III, „zeszyty naukowe UJ, Prace Historyczne” 77 (1985),
s. 69–89.
16 na przykład we wrześniu 1704 r. Leszczyński przysłał do Poznania swoją rodzinę, pod opiekę szwedz-
kiego garnizonu, a sam udał się za Wisłę. Karol Xii odwiedził Poznań w dniach 6–14 Xi 1704 r. i ponownie
w 1707 r. Król stanisław ostatni raz był w Poznaniu tuż przed ucieczką z Rzeczypospolitej na Pomorze
szwedzkie w 1709 r., po klęsce połtawskiej (W dawnym Poznaniu…, s. 187, 189).
17 ordynans Wasilija iwanowicza suworowa, generała porucznika wojsk rosyjskich, komendanta poznań-
skiego w sprawie prowiantów, Poznań, 1 Vi 1760 (Akta sejmikowe 1733–1763…, s. 613); Punkta spisane
podczas zjazdu senatorów i urzędników, Poznań, 26 Vi 1760 (Akta sejmikowe 1733–1763…, s. 617 i n).
18 Uniwersał Kaspra Rogalińskiego, starosty obornickiego, do województw poznańskiego i kaliskiego
z informacją o decyzjach zjazdu senatorów i urzędników w Poznaniu w sprawie aprowizacji wojsk rosyj-
skich, Poznań, Xii 1761 (Akta sejmikowe 1733–1763…, s. 722).
19 List senatorów województw poznańskiego i kaliskiego do prymasa Władysława Łubieńskiego, Poznań,
29 iV 1763 (Akta sejmikowe 1733–1763…, s. 783).
20 instrukcja i dezyderaty województwa poznańskiego, spisane dla Józefa Mycielskiego, starosty koniń-
skiego, posła do prymasa Władysława Łubieńskiego, Poznań, 28 V 1763 (Akta sejmikowe 1733–1763…,
s. 788).
SZLACHCIC W OSIEMNASTOWIECZNYM POZNANIU...
V I T/E
llufirium | irorum
LUDOWVICI
Magrni Senatoris per Gradus Honorum
ultimo Palatini Pąfnanienfis. .
Pareńtiś,
ke
VYLADISLATI
Palatini JUNIV LADISL AVIENSIS
Majoris Poloni» Generals, Rofoznemz
Budzynen: Sie: Capitanel, Filit.
a Jzośdry
5SZOLDRSKICH,
Aquile Albe Equitum,
Scripte, 8z ad Typum tradite
Per
LUDOVICUM de Nagłowice
NAGŁOWSKI,
Regentęm Cafirenfem Coflenfem Annś
"Nite fnrarńatr 1
Aja
7. Karta tytułowa z panegiryku ku czci Szołdrskich, autorstwa Ludwika Nagłowskiego, wydana przez
drukarnię kolegium jezuickiego w Poznaniu, 1760 r., ze zb. Biblioteki Kórnickiej PAN
10 sejmików powiatowych (jeden z nich również gromadzić miał się w tym mie-
towych oraz senatorowie i układać wspólny tekst instrukcji na sejm. W Środzie
miały się odbywać nadal jedynie sejmiki dla wybrania deputatów trybunalskich
(rozbicie tej elekcji w 1773 r. na trzy odrębne sejmiki, w tym jeden w Poznaniu,
zakończyło się fiaskiem)”'. Próba zmiany tradycyjnego miejsca obrad okazała
się słabsza od siły zwyczaju i już sejm 1776 roku uchwalił specjalną konstytucję
21 Konstytucja „Przepis sejmikom województw wielkopolskich” z 1768 (Volumina legum, wyd. J. Ohryz-
ko, t. 7, Petersburg 1860, s. 349-350); W. Filipczak, Życie sejmikowe prowincji wielkopolskiej w latach
1780-1786, Łódź 2012, s. 188.
89
Michał zwierzykowski
90
przywracającą wspólny sejmik przedsejmowy w Środzie oraz likwidującą odrębne
sejmiki powiatowe22. ożywienie życia politycznego w Poznaniu przyniosła przej-
ściowo konfederacja barska – odbyło się tu kilka zjazdów konfederackich. nie
mogło stać się to jednak bardziej regularną praktyką, ponieważ miasto przez więk-
szość czasu znajdowało się pod okupacją rosyjską.
znacznie głębsze zmiany w wielkopolskim mechanizmie sejmikowym wpro-
wadził sejm Wielki. W maju 1791 roku uchwalono obszerne prawo o sejmikach.
W pierwszym jego artykule zapisano: „na każdy sejmik jedno miasto, a w mie-
ście jedno miejsce do sejmikowania raz na zawsze naznaczamy”23. Rozkład sejmi-
ków uchwalono jednak dopiero w odrębnej konstytucji z 2 listopada 1791 roku.
Dawne terytorium sejmikowe Wielkopolski właściwej podzielono na mniejsze
okręgi, utrzymując podział na trzy województwa. obywatele powiatu poznań-
skiego mieli gromadzić się na sejmiku w Poznaniu, w kościele pojezuickim (dzi-
siejszej farze). Podział ten dotyczył jedynie sejmików poselskich i relacyjnych.
sejmiki komisarskie, deputackie, gospodarskie oraz dawne elekcyjne na urzędy
wojewódzkie odbywać się miały odrębnie dla trzech województw, w ich stolicach,
czyli dla całego województwa poznańskiego również w Poznaniu24. Decyzje sejmu
Wielkiego miały na zawsze zerwać z tradycją wielkopolskiej wspólnoty sejmiko-
wej, a także podnieść polityczne znaczenie Poznania. Przeszkodził temu drugi
rozbiór, który w 1793 roku poddał całą Wielkopolskę pod pruskie panowanie25.
Przez ponad sześćdziesiąt lat w XViii wieku kolejnym ważnym magnesem
przyciągającym do Poznania spore, czasem nawet bardzo liczne, grono szlachty
był organ wykonawczy sejmiku – Komisja skarbowa Poznańska, działająca
w latach 1685–1766. sejmik powołał ją i rozbudowywał w celu realizacji szeregu
zadań związanych z administracją i sądownictwem skarbowym w zakresie kom-
petencji samorządu sejmikowego. W skład Komisji wchodzili z urzędu wszyscy
senatorowie wielkopolscy w liczbie 15 oraz urzędnicy sądów grodzkich i ziem-
skich z terenu obu województw. Dodatkowo sejmik wybierał od kilkunastu do
nawet kilkudziesięciu komisarzy na określone kadencje. Komisja zbierała się
w Poznaniu jako centrum obu województw kilka razy do roku. oprócz komisarzy
przybywali na nie poborcy, ludzie związani z wybieraniem i rozliczaniem podat-
ków, żupnicy zajmujący się dystrybucją soli, liczni petenci szlacheccy, pragnący
załatwić ulgę podatkową lub dotację, ale także liczni czasem reprezentanci wielko-
polskich miast i miasteczek rozliczający się z podatków czopowego i szelężnego od
produkcji i wyszynku napojów alkoholowych w miastach, stanowiących podstawę
budżetu sejmikowego aż do początku czasów stanisławowskich26.
22 Konstytucja „Powrócenie obrad województw poznańskiego, kaliskiego i gnieźnieńskiego na dawne miejsce
do miasta Środy” z 1776 (Volumina legum, t. 8, Petersburg 1860, s. 558); M. zwierzykowski, E. tacka, Miejsca
obrad sejmików województw Wielkopolski właściwej od XVI do XVIII w., „Res Historica” 42 (2016), s. 79–80.
23 Prawo o sejmikach z 28 V 1791 (Volumina legum, t. 9, Kraków 1889, s. 233).
24 Konstytucja „Rozkład województw, ziem i powiatów z oznaczeniem miast, a w nich miejsc konstytucyj-
nych dla sejmików w prowincyjach koronnych i W. Ks.L.” z 2 Xi 1791 (Volumina legum, t. 9, s. 334–335).
25 M. zwierzykowski, E. tacka, Miejsca obrad…, s. 83.
26 M. zwierzykowski, Komisja Skarbowa Poznańska. Z dziejów sejmikowej administracji i sądownictwa skar-
bowego w Wielkopolsce w XVII i XVIII w., Poznań 2003.
Szlachcic w osiemnastowiecznym Poznaniu…
91
Poznań jako stolica województwa skupiał, przynajmniej formalnie i tytu-
larnie, również grupę szlacheckich urzędników ziemskich – dwóch senatorów
(wojewodę i kasztelana poznańskich) oraz liczące kilkanaście osób grono niższych
urzędników. Większość z nich nie posiadała już żadnych rzeczywistych kompe-
tencji – utracili je przeważnie już w wiekach średnich. Dwaj zachowali jednak
dość istotne, również z punktu widzenia funkcjonowania miasta, kompetencje,
które są dla nas ważne, gdy rozważamy okoliczności przyciągające szlachtę wiel-
kopolską do Poznania.
Formalnie najwyższy rangą senator wielkopolski, wojewoda poznań-
ski, posiadał, oprócz przywilejów płynących z rangi senatorskiej, kompetencje
w zakresie kontroli miar i wag w województwie, ustalania cen maksymalnych
na poszczególne kategorie towarów (tak zwane taksy wojewodzińskie), jak rów-
nież sprawowanie sądownictwa w przypadku sporów między Żydami a chrze-
ścijanami w miastach królewskich. Wojewodami byli z reguły przedstawiciele
najmożniejszych rodzin wielkopolskich lub posiadających dobra ziemskie na
terenie województwa. W XViii wieku byli to: stanisław Leszczyński – przyszły
król, kolejno trzech braci Radomickich – aleksander, Maciej i Władysław, dwóch
przedstawicieli rodu Potockich – Józef i stanisław, poza tym Franciszek z. Gałecki,
Michał K. Raczyński, antoni Poniński, Ludwik szołdrski, stefan Garczyński,
Florian Łubieński, antoni Jabłonowski oraz august sułkowski. ostatnim woje-
wodą był Józef Klemens Mielżyński, zmarły niedługo przed przejęciem Poznania
przez Prusy27. Wykonywali te kompetencje poprzez mianowanych przez siebie
i odwoływanych wedle uznania podwojewodzich28, rekrutujących się zazwyczaj
z miejscowej, średniej szlachty (w XViii w. byli to m.in. Kazimierz Broniewski,
Ludwik Chłapowski, Bonawentura Kurnatowski, Wojciech Bieńkowski, ignacy
skórzewski, Witalis Bogucki i Jan Bronisz29). to podwojewodzi przybywali regu-
larnie na poznański ratusz i wraz z wyznaczonym przez wojewodę pisarzem
ustalali taksy lub wydawali dyspozycje w innych sprawach, a także sądzili Żydów
(odwołania od ich decyzji można było kierować do wojewody)30.
znacznie ważniejszą rolę odgrywali inni urzędnicy – starostowie gene-
ralni (czyli generałowie) Wielkopolski, którzy byli nie tylko opiekunami
(z ramienia królewskiego) miasta Poznania (m.in. zatwierdzali wybory władz,
kontrolowali rachunki miejskie), ale również stali na czele sądów i urzędów
grodzkich niemal w całej Wielkopolsce, co zapewniało faktycznie pierw-
szoplanową rolę polityczną. W omawianym okresie pełnili ów urząd niemal
wyłącznie najznamienitsi wielkopolscy magnaci: Rafał Leszczyński, Maciej
27 Urzędnicy wielkopolscy XVI–XVIII w. Spisy, oprac. a. Bieniaszewski, Wrocław 1987, s. 146–148.
28 Konstytucje „o podwojewodzych” z 1631 i 1633 r. (Volumina constitutionum, t. 3, cz. 2, Warszawa 2013,
s. 119 i 213).
29 Teki Dworzaczka. Materiały historyczno-genealogiczne do dziejów szlachty wielkopolskiej XV–XX wieku,
Kórnik–Poznań 2004, http://teki.bkpan.poznan.pl/
30 szerzej o kompetencjach wojewodów i podwojewodzich poznańskich zob. J. Bielecka, Inwentarze ksiąg
i archiwów grodzkich i ziemskich Wielkopolski XIV–XVIII w., Poznań 1965, s. 111–115; tam też wykaz
zachowanych ksiąg wojewodzińskich poznańskich; zob. też Urząd wojewody w Poznaniu. Od X wieku do
współczesności, red. s. sierpowski, Poznań 1997, s. 18–19.
Michał zwierzykowski
92
Radomicki i jego bratanek Jan antoni Radomicki, Ludwik szołdrski, jego syn
Władysław oraz – jako ostatni ze starostów – Kazimierz Raczyński. z powodu
stopniowego upadku politycznego znaczenia prowincji pojawiali się również
ludzie wywodzący się spoza Wielkopolski (choć posiadali wymaganą prawem
majętność ziemską), jak Jan Jerzy Przebendowski oraz Jerzy august Mniszech,
którzy piastowali wysokie urzędy ministerialne i byli ludźmi wpływowymi na
dworze, co dodatkowo podnosiło ich rangę31.
o wadze urzędów wojewody i starosty generalnego oraz ich znaczeniu dla
miasta świadczyć może to, że ich oficjalnemu obejmowaniu towarzyszyły niezwy-
kle uroczyste i barwne wjazdy, współorganizowane przez magistrat, który z miej-
skiego budżetu finansował niejednokrotnie budowę uroczystych bram triumfal-
nych, iluminację ratusza, fajerwerki, występy muzyczne, uczty, a nawet prezenty.
Relacje z tych wydarzeń, stanowiących niebywałą rozrywkę i atrakcję dla miesz-
czan, i oczywiście okazję do wizyty w Poznaniu tłumów szlachty wraz z rodzi-
nami, były często kolportowane po kraju i publikowane w prasie. We fragmencie
jednej z takich relacji, poświęconym uroczystemu wjazdowi starosty generalnego
Wielkopolski i marszałka nadwornego koronnego Jerzego augusta Wandalina
Mniszcha z 23 października 1757 roku, czytamy:
„odprawił się tu dnia wczorajszego solenny wjazd na generalstwo przeświet-
nych województw wielkopolskich, poznańskiego i kaliskiego, jw. jm. pana Mniszcha
marszałka nadwornego koronnego, generała wielkopolskiego, lubaczewskiego, bia-
łocerkiewskiego etc. starosty. Który [...] przybywszy tu wczoraj wieczorem samym
do wielebnych oo. reformatów tutejszych, przyjmowany był obviam [naprzeciw]
od wielu ichm. senatorów, urzędników, prałatów i szlachty. Dzisiaj zaś rano, po
wysłuchanej Mszy Św. w kościele tychże oo. Reformatów, przy licznym zjacha-
niu się ichm. concivium [współobywateli] obydwóch prześwietnych województw,
witany był [...]. Potym, przy dawaniu z armat ognia, o godzinie dziesiątej ruszył
się od wielebnych oo. reformatów in numerosissimo comitatu [w niezliczonej asy-
ście] tym porządkiem. najprzód szła infanteryja milicyi miejskiej, z cechów miasta
tutejszego Poznania z chorągwiami wyprawiona, za tą jazda niemiecka w unifor-
mach zielonych z sztandarami i trębaczami z kupców zebrana, a po tej chorągiew
miejska polska w mondurze zielonym, ze znakiem swoim, z mieszczanów poznań-
skich złożona, ciągnęła. Po tych milicyjach miejskich szła chorągiew województw
wielkopolskich, a po niej następowały chorągwie komputowe pancerna i husarska,
w zwyczajnych zbrojach swoich wojennych. za temi jachali na koniach dzielnych
i bogato przybranych licznie na ten akt zgromadzeni ichm. szlachta, starosto-
wie, urzędnicy i senatorowie otaczający j.w. generała także na koniu jadącego [...]
i innych wielu bardzo urzędników, starostów i dystyngowanych osób niezmierna
liczba. Po której to poprzedzającej i wspaniale otaczającej asystencyi j.w. generała
szły konie jego podwodne, a za temi komenda dragonii. [...]
Dalej przy moście na zwodzie była wystawiona pierwsza brama tryumfalna,
na której kapitelu był odmalowany orzeł polski z inskrypcyją [...]. Druga brama
tryumfalna wystawiona była, wjeżdżając w ulicę nazywającą się Wielka, na której
kapitelu był odmalowany herb j.w. generała [...]. trzecia brama wielka, wchodząc
31 Urzędnicy wielkopolscy…, s. 166–167.
SZLACHCIC W OSIEMNASTOWIECZNYM POZNANIU...
z ulicy Wielkiej w Rynek, o dwóch
facyjatach, przed którą bramą szla-
chetny magistrat miasta Poznania
witał j.w. generała na koniu siedzą-
cego, protekcyi jego z całym miastem
polecając się. [...].
Wjeżdżając w sam Rynek, który
jako i wszystkie miejsca po ulicach
i oknach niezmiernym ludu gminem
napełnione były, milicyje miejskie,
infanteryja i jazdy otaczały w Rynku
trzy strony Ratusza, którego facyjata
szpalerami tureckiemi adornowana
była, dalej zaś ku zamkowi stała
w paradzie infanteryja nadworna j.w.
wojewody smoleńskiego”, tudzież
dalszą paradę regiment garnizo-
nowy wyciągał w ulicę Zamkową,
gdzie była także brama triumfalna
z inskrypcyjami do wjazdu i herbu
jw. generała akomodowanemi
wystawiona. Za którą bramą, przed
zamkiem samym chorągwie kom-
putowe husarska z jednej, a pan- g. Józef Wybicki, szlachcic i mieszczanin poznański,
cerna z drugiej strony uszykowane, wybrany na plenipotenta miasta na Sejm Wielki,
chorągiew zaś wojewódzka na boku 10 VIII 1791 r., ze zb. POLONA
stojąca, przejeżdżającemu j.w. gene-
rałowi honory wojskowe i witania
czyniły, oraz kapele po różnych miejscach osadzone ogromną wydawały rezo-
nancyją. In aditu [na podejściu do] samego zamku była także brama triumfalna
ozdobnie wystawiona, przed którą j.w. generał, zsiadłszy z konia, z całą asy-
stencyją wprowadzony na dziedziniec zamkowy, gdzie że sale tak górne, jako
i dolne tak wielkiego ichm. concivium [współobywateli] obydwóch przeświet-
nych województw kongresu objąć by nie mogły, więc na dziedzińcu zamkowym
consulte [umyślnie] wystawione Capitolium [Kapitol — tu zapewne drewniany,
tymczasowy budynek lub jedynie zadaszenie], do którego wszedłszy z j.w. gene-
rałem, senat, urzędnicy et nobilitas numerosissima [i niezliczona szlachta], mię-
dzy któremi primus in ordine [najwyższy rangą] znajdujący się j.w. wojewoda
kaliski** winszował disserto ore [wymowną przemową] wjazdu j.w. generałowi
i przysięgę dyktował, j.w. zaś generał tak jako i na pierwsze wszystkie mowy,
powitania miane odpowiedział z podziękowaniem. [...] po przewołanych kilku
sprawach i zalimitowanych do jutra sądach ruszył się spod Capitolium z ichm.
32 Piotr Paweł Sapieha — wojewoda smoleński, jeden z najważniejszych polityków wielkopolskich czasów
panowania Augusta III, po matce potomek i spadkobierca wielkopolskiego rodu Opalińskich.
33 Augustyn Działyński, wojewoda kaliski.
93
Michał zwierzykowski
94
senatorami, urzędnikami i licznym szlachty konkursem na salę do traktamentu
przygotowaną w mieście, gdzie prócz innych stołów kilkunastu po różnych miej-
scach rozporządzonych, w tej sali i na galeryi stoły na kilkaset osób zastawiane,
przytomnym ichm. licznie zgromadzonym zupełne ad satietatem [do syta] czy-
niły ukontentowanie. zdrowia, distinctim [kolejno] począwszy od najjaśniej-
szych Królestwa ichm. i najjaśniejszej familii, tudzież senatu et equestris ordinis
[i stanu rycerskiego], przy rezonancyi kapeli i hucznym z armat dawaniu ognia
spełniano. ichm. zaś wojskowi za miastem, pod namiotami przez jm. pana puł-
kownika skórzewskiego traktowani byli; i wszędzie nacisk wielki i niezmierna
ciżba znajdowała się. W czasie traktamentu tego na czterech rogach Rynku woły
pieczone dla pospólstwa rozbierano i z czterech fontann, na tychże rogach ryn-
kowych wino puszczano. Wieczorem wieża ratuszna przy fajerwerkach i pusz-
czaniu rac iluminowana była”34.
Dość specyficzną formą zjazdów szlacheckich w Poznaniu, o charakterze
wyborczym, więc po części i politycznym, były wzorowane na sejmikach elek-
cje kandydatów na cztery urzędy sądownictwa ziemskiego w okręgu ziemskim
poznańskim (województwo poznańskie bez ziemi wschowskiej, która posia-
dała odrębny sąd ziemski) – sędziego, podsędka i pisarza oraz podkomorzego
poznańskiego. Województwo poznańskie spotykało się w kościele farnym
w Poznaniu, a po jego popadnięciu w ruinę – w kościele pojezuickim35. Elekcje
zwoływał miejscowy wojewoda lub kasztelan po śmierci lub awansie poprzed-
niego urzędnika. W XViii wieku, a szczególnie w pierwszej połowie tego stule-
cia, z uwagi na dość powszechne spory wokół uzgadniania kandydatów często
dochodziło do zrywania elekcji, a sądownictwo ziemskie przez dziesięciolecia
było zablokowane – bez pełnego składu sądu nie można było procedować. Jak
obliczył ostatnio K. Mikulski, sąd ziemski poznański, pomimo często zwoływa-
nych zgromadzeń elekcyjnych, nie mógł funkcjonować w XViii wieku w sumie
aż przez 47 lat (1701–1724, 1736–1738, 1740–1750, 1752–1754, 1760–1762)36.
Problem zrywania elekcji znikł jak ręką odjął po reformach pierwszych lat
panowania stanisława augusta, kiedy to zlikwidowano możliwość stosowania
weta na sejmikach.
zdecydowanie najważniejszą dla losów i dalszego rozwoju miasta była krótka,
ale niezwykle istotna działalność Komisji Dobrego Porządku (Boni Ordinis),
powołanej na mocy reskryptu królewskiego w 1778 roku i złożonej wyłącznie
z przedstawicieli wielkopolskich senatorów i szlachty. W okresie od listopada
1779 do sierpnia 1780 roku, i krótko w sierpniu roku 1784, komisja podjęła trud
uporządkowania funkcjonowania ustroju miejskiego i finansów. zebrano i spi-
sano wszystkie prawa i przywileje miejskie, przygotowano szczegółową mapę,
34 „Kuryer Polski” nr 45 z 1757 r. inną, wcześniejszą relację wydała W. Karkucińska, Wjazd Władysława
Szołdrskiego, „Kronika Miasta Poznania” (dalej: KMP), 2004/4, s. 268–278.
35 M. zwierzykowski, Sejmik województw poznańskiego i kaliskiego w latach 1696–1702 [w:] Scripta minora,
t. 4, red. B. Lapis, Poznań 2006, s. 427–428; tenże, Samorząd sejmikowy…, s. 87.
36 K. Mikulski, Kryzys sądownictwa ziemskiego i podkomorskiego w Koronie w XVII–XVIII w. – analiza
topograficzna i chronologiczna [w:] Rzeczpospolita w czasach nowożytnych. Sic erat in votis. Studia i szkice
ofiarowane Profesorowi Zbigniewowi Anusikowi, red. M. Karkocha, P. Robak, Łódź 2017, s. 258.
Szlachcic w osiemnastowiecznym Poznaniu…
95
zlustrowano nieruchomości należące do Poznania oraz przywrócono wiele docho-
dów zagarniętych wcześniej przez przedstawicieli patrycjatu, uporządkowano
ulice i rozpoczęto dzieło odbudowy i remontów. skali dokonań nie sposób nie
docenić – dzieło poznańskiej komisji było na tyle wzorowe, że uznano, iż należy
je upowszechnić w postaci druku, jako wzór dla innych tego typu instytucji37.
nie bez znaczenia były zapewne doświadczenia zdobywane przez wielkopolską
szlachtę w relacjach z miastami podczas prac Komisji skarbowej Poznańskiej38.
oczywiście w źródłach odnajdziemy niezliczone informacje o odbywaniu
w Poznaniu nieformalnych spotkań grup senatorów i urzędników, często przed
sejmikami lub po sejmikach w Środzie. spotykano się w celu uzgodnienia sta-
nowisk lub wcielenia w życie podejmowanych uchwał bądź wpisania w grodzie
manifestacji politycznej, podpisywanej niejednokrotnie przez ponad setkę i więcej
szlachciców. narady te były zatem dość poważnym powodem obecności w mie-
ście wielu ważnych przedstawicieli elity szlacheckiej całej Wielkopolski39. nie
polityka jednak była tym najważniejszym czynnikiem przyciągającym szlachtę do
Poznania w XViii wieku.
Przez cały wiek XViii ważnym celem licznych i długotrwałych odwiedzin
w mieście, podobnie jak wcześniej, były funkcjonujące tu sądy szlacheckie40.
W okresach, kiedy udawało się zebrać pełny skład sądu ziemskiego, w Poznaniu
odbywały się kilka razy w roku, najczęściej wiosną i jesienią, tzw. roki sądowe
ziemskie dla terenu powiatu poznańskiego (osobno roki odbywały się dla
powiatu kościańskiego w Kościanie)41. zdecydowanie częściej przybywano do
regularnie odbywającego się sądu grodzkiego, sprawowanego niezwykle rzadko
osobiście przez starostę generalnego, a najczęściej przez mianowanych prze-
zeń urzędników grodzkich, sędziego surogatora lub subdelegata i pisarza, przy
wsparciu urzędu grodzkiego pod kierunkiem regenta i sporej grupy pracujących
w nim drobnoszlacheckich urzędników. sądy grodzkie, zarówno starościńskie,
jak i urzędu grodzkiego, odbywały się wielokrotnie w ciągu roku, limitowano je
z uwagi na ważne święta, wydarzenia polityczne lub nadzwyczajne. Poza tym wiele
ważnych dla szlachty spraw można było załatwić w urzędzie grodzkim, czynnym
niemal codziennie. Rozpatrywał on szereg kwestii o charakterze niespornym, ale
przede wszystkim prowadził księgi, do których wpisywano tysiące szlacheckich
dokumentów, testamentów, obdukcji, inwentarzy i lustracji, kontraktów, doku-
mentów o charakterze politycznym, zeznań i manifestacji, plenipotencji, skryp-
tów dłużnych i pokwitowań z wypłaconych pieniędzy (dla tych kategorii spraw
istotne były serie ksiąg relationum i inscriptionum). Również tutaj dokonywał
się obrót nieruchomościami, a każda transakcja dotycząca majątków ziemskich
z terenu podległego staroście powinna zostać dokonana przed jego księgami
37 szeroką analizę oraz publikację ustaw komisarskich z 1781 r. zob. B. tyszkiewicz, Komisja Dobrego
Porządku.
38 M. zwierzykowski, Komisja Skarbowa Poznańska…, s. 275–278.
39 zob. np. Akta sejmikowe. Lata 1733–1763, s. 452–457, 528–530, 543.
40 M. zwierzykowski, Szlacheckie instytucje sądowe i samorządowe na Starym Rynku od XVI do XVIII w.
KMP, 2003/2, s. 238–246.
41 J. Bielecka, Inwentarze ksiąg..., s. 131.
Michał zwierzykowski
96
(prowadzono dla tych spraw specjalną serię, nazywaną libri resignationum).
zasięg spraw zdecydowanie wykraczał poza teren powiatu poznańskiego, w księ-
gach odnaleźć można wpisy dokonywane przez szlachtę z całej Wielkopolski42.
odnotować wypada również nieudaną, choć znamionującą rangę poznańskich
sądów szlacheckich, próbę umieszczenia w 1764 roku w Poznaniu (na zmianę
z Bydgoszczą) jednej z sesji corocznie odbywającego się trybunału Koronnego –
na poznańskim ratuszu odbyły się jedynie sesje trybunalskie w roku 1765 i 1767.
Reformę skasował już sejm 1768 roku, przywracając trybunał do Piotrkowa
i Lublina – siła przyzwyczajeń szlacheckich była przemożna43.
Dla załatwienia spraw handlowych, a przede wszystkim spisania kontrak-
tów, zawarcia umów na pożyczki, dzierżawy i spłacania należnych prowizji, od
XVi wieku odbywały się w Poznaniu, zwyczajowo corocznie na św. Jana (w okre-
sie jarmarku świętojańskiego), tak zwane zjazdy kontraktowe – połączone
także z transakcjami wełną, jednym z ważnych produktów folwarcznych, której
Poznań był głównym miejscem składowym, a także obrotem na rynku zbożo-
wym. W XViii wieku zjeżdżano się już raczej w terminie późniejszym, lipcowym,
w okolicy święta św. Małgorzaty. zjazdy te zwano zwyczajowo „kontraktami” lub
„transakcjami”, trwały wiele tygodni, przeciągając się do sierpnia, a nawet wrześ-
nia. Przybywały wówczas do miasta liczne rzesze szlachty wielkopolskiej, tak
z pobliskich terenów, jak i szerzej, z obu województw poznańskiego i kaliskiego,
a liczba wpisów dokonywanych w księgach w krótkim terminie rosła wielokrotnie.
Wydarzenia te, szczególnie tłumne, stawiały stolicę Wielkopolski w szeregu cen-
trów gospodarczych dla szlachty zamieszkującej rozległy i bogaty region. Podczas
kontraktów z rąk do rąk, z dóbr na dobra przenoszono ogromne nieraz kwoty pie-
niędzy, a roczna wartość transakcji liczona była w setkach tysięcy czy nawet milio-
nach złotych. o największych transakcjach informowano często nawet w prasie.
Podobne zjawiska na taką skalę miały miejsce tylko we Lwowie i do pewnego stop-
nia w Krakowie, mniej popularne kontrakty odbywały się też w innych miastach –
tam jednak dominował termin styczniowy44.
nie mniej atrakcyjne niż sprawy polityczne, urzędowe czy ekonomiczne były
dla szlachty możliwości oferowane przez Poznań w dziedzinie edukacji. W XViii
stuleciu w samym mieście w murach znajdowała się najlepsza w Wielkopolsce
szkoła jezuicka – kolegium kształcące licznych synów szlacheckich. od 1756 roku,
stosunkowo późno w porównaniu do innych ziem Rzeczypospolitej, jezuici posze-
rzyli swoją ofertę, powołując do istnienia specjalny, dedykowany dla przedstawicieli
najznamienitszych rodów wielkopolskich konwikt, zwany też czasem poznańskim
Collegium Nobilium, który oprócz nowoczesnego programu nauczania, w tym
szczególnie języków nowożytnych – francuskiego i niemieckiego, zapewniał także
zakwaterowanie w placówce. Właśnie dlatego utworzeniu konwiktu w Poznaniu
42 tamże, s. 32–35.
43 Konstytucja sejmu z 1764 r. „Rozdzielenie trybunałów Koronnych” (Volumina legum, t. 7, Petersburg
1860, s. 30) i konstytucja sejmu z 1768 r. „złączenie trybunału Koronnego” (tamże, s. 317). zob. też:
M. zwierzykowski, Szlacheckie instytucje sądowe..., s. 245.
44 szerzej: J. Bielecka, O zjazdach kontraktowych w Polsce, „Roczniki Dziejów społecznych i Gospo-
darczych” 16 (1954), s. 152–169.
Szlachcic w osiemnastowiecznym Poznaniu…
97
mocno sprzeciwiało się miasto, obawiając się utraty dochodów ze stancji, które
zwyczajowo dla młodzi szlacheckiej wynajmowano w kamienicach zamożnych
mieszczan. Początkowo uczniów (konwiktorów) było dziesięciu, ale niedługo
później – już dwudziestu. Poza szkołami jezuickimi szlachta mogła korzystać
również z wciąż działającej w XViii wieku na ostrowie tumskim akademii
Lubrańskiego, będącej już wówczas kolonią Uniwersytetu Jagiellońskiego. Po
kasacie zakonu jezuitów i likwidacji kolegium oraz konwiktu w 1773 roku część
zamożniejszych uczniów przeniosła się do szkół warszawskich, pozostali korzy-
stać musieli z nieco gorszej szkoły wydziałowej stworzonej przez Komisję Edukacji
narodowej w 1781 roku na bazie zlikwidowanych szkół jezuickich oraz akademii
Lubrańskiego45.
Licznie zgromadzeni w mieście szlacheccy uczniowie w burzliwych czasach
wojennych, których nie brakowało w XViii wieku, spotykali się z poważnymi
zagrożeniami i utrudnieniami. na przykład w 1716 roku dowodzący saskim
garnizonem poznańskim gen. Kaspar von seidlitz miał podobno zagrozić uczy-
nieniem krzywdy młodzieńcom, jeśli ich ojcowie odważą się przystąpić do
rozwijającej się antysaskiej konfederacji tarnogrodzkiej. Jak można się było
domyślić, skutek był odwrotny – oburzone tymi groźbami pospolite ruszenie
wielkopolskie zdobyło niedługo potem Poznań szturmem46. Uczniów nakazał
wypędzić również rosyjski komendant Poznania podczas konfederacji barskiej
w 1771 roku47. obecność dzieci szlacheckich pobierających naukę była jed-
nak także okazją do bardziej pokojowych wydarzeń i odwiedzin ich rodziców
w mieście. W drukowanej gazecie „Kuryer Polski” w 1759 roku donoszono
z Poznania, że 29 maja „odprawiła się tu przez ichm. panów kawalerów w kon-
wikcie tutejszym pod dozorem księży jezuitów zostających, akademia geo-
graficzna, historyczna o Królestwie Polskim i Wielkim Księstwie Litewskim.
zaszczycali ten akt przytomnością swoją i zupełnym ukontentowaniem ichm.
księża Pawłowski biskup niocheński [...], z wielą tutejszej kapituły prałatami,
jejm. panie szołdrska inowrocławska, Działyńska malborska wojewodzina,
Cielecka starościna powidzka, Korytowska łowczyna poznańska, Poklatecka
z innemi dystyngowanemi damami, kawalerami i obywatelami województwa
tutejszego”48. temperament uczniów prowadził także do zatargów i konfliktów
w mieście, udziału w zamieszkach, a nawet do bójek między konkurującymi ze
sobą uczniami jezuickimi i tymi, którzy uczęszczali do akademii – na tym polu
jednak dominowali uczniowie kolegium jezuickiego49.
45 szerzej na temat poznańskiej edukacji młodzieży szlacheckiej zob. m.in. K. Puchowski, Jezuickie kole-
gia szlacheckie Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Studium z dziejów edukacji elit, Gdańsk 2007, s. 259 i n.;
D. Żołądź-strzelczyk, Szkoły w Wielkopolsce od średniowiecznych początków do reform Komisji Edukacji
Narodowej, Poznań 2010, s. 112 i n.; M. nowicki, Akademia Lubrańskiego. Organizacja szkoły i działalność
wychowawcza, Warszawa 2015, s. 179–190.
46 M. zwierzykowski, Samorząd sejmikowy, s. 277; K. Jarochowski, Wzięcie Poznania przez konfedera-
tów tarnogrodzkich w dniu 24 lipca 1716 r. [w:] tegoż, Zdobywcy i okupanci staropolskiego Poznania,
Poznań 2007, s. 122–135.
47 J. Łukaszewicz, Obraz historyczno-statystyczny, s. 185.
48 „Kuryer Polski” nr 24 z 1759 r., addytament 24 do Gazet.
49 M. nowicki, Akademia Lubrańskiego…, s. 159.
Michał zwierzykowski
98
nieodłączne od poznańskiego szkolnictwa, w szczególności w XViii wieku,
było funkcjonowanie drukarni, które obok prac zgodnych z profilem działalności
oraz zapotrzebowaniem profesorów i uczniów publikowały również mowy, kalen-
darze polityczne, a przede wszystkim kazania oraz panegiryki poświęcone i dedy-
kowane wybitnym przedstawicielom szlacheckiej elity. na tym ostatnim polu
prym wiodła drukarnia akademii Lubrańskiego. znacznie rzadsze były pisma
polityczne o charakterze świeckim50.
osiemnastowieczny Poznań to największe w Wielkopolsce skupisko
kościołów i klasztorów, z katedrą poznańską na czele. Liczne uroczystości reli-
gijne stawały się dla wielkopolskiej szlachty bardzo często powodem odwiedzin
i dłuższych pobytów w mieście. Wiele kościołów klasztornych powstało dzięki
hojnym szlacheckim fundacjom i regularnym zapisom finansowym. siłą rzeczy
bardziej miejski charakter miał główny kościół miasta w murach – poznańska
fara, jednak już kościoły klasztorne oo. jezuitów (który po upadku prastarej fary
i kasacie zakonu przejął funkcje głównego kościoła miejskiego), bernardynów,
franciszkanów konwentualnych, w nieco mniejszym stopniu dominikanów, ale
także kościoły na przedmieściach – św. Wojciecha, klasztorne karmelitów trze-
wiczkowych, karmelitów bosych i reformatów, także sama katedra i kościółek św.
Jana bywały w XViii wieku miejscem odbywania ceremonii szlacheckich, przede
wszystkim uroczystych i tłumnych pogrzebów. nieliczne, ocalałe po wiekach
ślady w postaci epitafiów czy portretów trumiennych możemy oglądać po dziś
dzień, znajdujące się zaś pod ziemią, w kryptach, szczątki dawnych szlacheckich
obywateli Wielkopolski są przedmiotem badań archeologów51. o śmierci przed-
stawicieli elity szlacheckiej, nawet jeśli następowała poza miastem, obwieszczały
często dzwony poznańskich świątyń, suto obdarowywanych zapisami testamento-
wymi – był to nieodłączny element codzienności miejskiej52.
Jak znaczącymi uroczystościami były pogrzeby szlacheckie w mieście, ilu-
struje opis jednego z nich opublikowany 20 listopada 1731 roku w „Kuryerze
Polskim”, kiedy u oo. jezuitów chowano zmarłą Ludwikę z Mielżyńskich Ponińską,
wdowę po kasztelanie poznańskim adamie Ponińskim: „odprawił się tu pogrzeb
śp. jejm. pani kasztelanowej poznańskiej, przy licznym zjeździe ichm. senatorów
i urzędników, w kościele ks. jezuitów, różnemi iluminacyjami z kilku tysięcy lamp
oliwnych adornowanym. Mszą wielką przy licznych głosach śpiewano, celebrował
jm. ks. opat trzemeszyński53, syn śp. jejm. pani kasztelanowej. Po odprawionym
50 zob. m.in. J. sójka, Drukarnia kolegium Towarzystwa Jezusowego w Poznaniu 1677–1773, KMP, 1997/4,
s. 135–158; W. Karkucińska, Katalog drukarni jezuitów poznańskich według Centralnego Katalogu Druków
Wielkopolskich, tamże, s. 159–203; J. sójka, Drukarnia akademicka w Poznaniu 1689–1780, KMP, 1999/2,
s. 236–251.
51 Katalog zabytków sztuki, t. 7, cz. 2: Śródmieście, kościoły i klasztory, red. z. Kurzawa, a. Kusztelski – tam
szereg reprodukcji epitafiów i portretów trumiennych, Warszawa 1998; z. Kurzawa, a. Kusztelski, Histo-
ryczne kościoły Poznania. Przewodnik, Poznań 2006.
52 zob. np. informację w: „Kuryer Polski” nr 55 z 1731 r.: „W sobotę zaś przeszłą cessit fatis [zmarł] w tumie
jm. pan [antoni] Dąmbrowski synowiec jm. pana kawalera maltańskiego o godzinie 11. w nocy, na malignę
w młodym wieku, bo w 16 roku, którego immatura fata [przedwczesną śmierć] przez kilka dni dzwony po
wszystkich kościołach ogłaszały”.
53 Franciszek Ksawery Poniński, opat trzemeszeński.
Szlachcic w osiemnastowiecznym Poznaniu…
99
nabożeństwie częstował jm. pan kasztelan54 przez trzy dni lautissime [najokaza-
lej] wszystkich ichm. przytomnych. Egzekwie przez trzy dni przy ustawicznych
mszach św. odprawiły się w kościele księży jezuitów i po innych kościołach”. Już
nazajutrz odbywał się w kościele św. Wojciecha za murami pogrzeb stanisława
naramowskiego starosty ujskiego55.
Wskazane powyżej najważniejsze przyczyny obecności szlachty w Poznaniu
w XViii wieku z pewnością nie wyczerpują wszystkich okoliczności i możliwo-
ści. trzeba by oczywiście wspomnieć i o drobnej, ubogiej czasem szlachcie, która
korzystając z licznej obecności zamożnych współbraci i funkcjonowania w mie-
ście szlacheckich instytucji, przybywała tu dla poprawienia swojej sytuacji, czasem
nawet pracując zarobkowo. spotykamy ich w charakterze sług szlacheckich, chęt-
nych do podpisywania manifestów lub wspierania czynności prawnych, asysten-
tów woźnych, którzy zgodnie z prawem, jako nieszlachta, działali zawsze w asyście
dwóch szlachciców. Drobna szlachta często zasilała szeregi kancelistów grodzkich,
ale również parała się handlem alkoholem56 czy wręcz szukała jałmużny i zapo-
mogi – na przykład w archiwum pozostałym po działalności Komisji skarbowej
Poznańskiej odnaleźć można całkiem sporo petycji kierowanych do komisarzy czy
samego sejmiku o wsparcie finansowe57.
z uwagi na słaby stan badań, a przede wszystkim brak precyzyjnych źródeł,
trudno przytoczyć dokładne dane statystyczne i liczby opisujące zjawisko obec-
ności szlachty w Poznaniu. Większość ziemian przybywała do miasta na krótko,
czasem jedynie przejazdem, ale zdarzały się pobyty częste i trwające nawet tygo-
dniami. W 1728 roku tylko na przedmieściach podległych jurysdykcji miejskiej
mieszkało 30 osób stanu szlacheckiego, zapewne ubogich i bez posesji. Pierwszą,
poważniejszą próbę ustalenia liczby ludności miasta, w tym również przedstawi-
cieli innych stanów, zawdzięczamy działalności wspomnianej już Komisji Boni
Ordinis, na której zlecenie w 1780 roku została sporządzona tabela. Choć zagi-
nęła ona podczas ii wojny światowej, jej dane znamy dzięki analizie wykonanej
w 1911 roku przez M. Jabczyńskiego. Według niego w Poznaniu zamieszkiwało
wówczas – w mieście w murach oraz należących do niego przedmieściach – łącz-
nie 53 gospodarzy pochodzenia szlacheckiego. oczywiście po uwzględnieniu żon
i dzieci należałoby tę liczbę zwiększyć – szacunki Jabczyńskiego i wcześniejsze
jeszcze, czynione przez J. Łukaszewicza, korygował M. Wojciechowski; według
niego szlachty wraz z rodzinami mogło być nie więcej niż 200 osób. z pewnością
liczba ta nie przekraczała kilku procent ogółu mieszkańców58. oczywiście poza
54 adam Poniński, kasztelan poznański.
55 „Kuryer Polski” nr 101 z 1731 r.
56 zob. na przykład obszerne materiały ze sporu prowadzonego przed Komisją skarbu Koronnego w 1785 r.,
między grupą kilkunastu szlachciców i szlachcianek zajmujących się szynkiem piwa i gorzałki w Poznaniu
a administratorem podatku czopowego, aPP, Gr. Poznań 1177, s. 498 i n.
57 zajmował się tym zagadnieniem ostatnio G. Glabisz, Opieka społeczna w działalności samorządu sejmi-
kowego województw poznańskiego i kaliskiego w XVIII wieku [w:] Społeczeństwo staropolskie. Seria nowa,
t. 5 (w przygotowaniu).
58 M. Jabczyński, Statystyka miasta Poznania w 1780 r., ułożona na podstawie opisu dokonanego przez
Poznańską Komisję Dobrego Porządku, Lwów 1911; B. tyszkiewicz, Komisja Dobrego Porządku, s. 28–29;
M. Wojciechowski, Struktura społeczno-gospodarcza…, s. 357.
Michał zwierzykowski
100
szlachtą osiadłą w Poznaniu, znajdującą tu utrzymanie, okresowo liczba przedsta-
wicieli narodu politycznego w mieście mogła wzrastać nawet kilkakrotnie. Kwestia
ta wymaga jednak dalszych badań.
M. Wojciechowski, podsumowując swe analizy na temat struktury spo-
łeczno-gospodarczej Poznania, potwierdził, że w XViii wieku miasto było
w znaczniejszym stopniu, niż to bywało wcześniej, uzależnione ekonomicznie
od stanu szlacheckiego, a w dużej mierze również i duchownego. Przejawiało
się to m.in. w znaczącym, procentowym udziale w posiadaniu własności grun-
tów i domostw w obrębie murów oraz na przedmieściach (nie wspominając
o odrębnych miasteczkach kościelnych). Według obliczeń dla lat 1728–1737
w Poznaniu znajdowało się 66 domów szlacheckich, podczas gdy w 1780 roku
już 72, jednocześnie spadła liczba domów we władaniu Kościoła – z 89 do 53.
Łącznie oba te stany posiadały w pierwszym okresie 20,5 proc., ale w 1780 roku
już tylko 13,9 proc. domostw. Jak wynika z badań z. Kulejewskiej-topolskiej
oraz t. zielińskiej, posiadanie szlacheckie w Poznaniu i na podległych wła-
dzom miejskim przedmieściach, w przeciwieństwie do własności kościelnej,
nie przeobraziło się w poważniejsze skupiska i powstawanie jurydyk. szlachta
z reguły posiadała place niezabudowane oraz zabudowane przy rynku i odcho-
dzących od niego ulicach, ale także liczne dworki, nierzadko z ogrodami, na
niektórych przedmieściach, m.in. świętomarcińskim czy Kundorfie59. W dru-
giej połowie XViii wieku obserwujemy pewne ożywienie inwestycyjne, któ-
rego efektem były przebudowy i remonty szlacheckich kamienic – najszerzej
zakrojone były inwestycje w Pałacu Działyńskich (Gurowskiego) oraz Pałacu
Mielżyńskich. Pierwszy był przede wszystkim okazałą, miejską rezydencją
magnacką, podczas gdy drugi miał już wiele cech nieruchomości z lokalami
na wynajem, zapowiadającej XiX-wieczne pałace czynszowe60. Podobnie,
choć na mniejszą skalę, organizowano zapewne również inne nieruchomości
szlacheckie, wynajmując kwatery licznie przybywającej do miasta szlachcie, ale
również i mieszczanom61. Przybywający okazjonalnie szlachcice korzystali też
z dostępnych gościńców oraz najmu prywatnego w kamienicach mieszczań-
skich. Być może obecne tu było zjawisko, odnotowane w przypadku sejmikowej
Środy, udzielania przez szlachtę mieszczanom pożyczek na remonty ich pose-
sji w zamian za przyszłą gościnę dla pożyczkodawcy, jego rodziny i służby62.
W odnajdywanych niejednokrotnie w księgach grodzkich rachunkach szla-
checkich pojawiają się czasem rozliczenia prowadzonych procesów, w których
znaczną kwotę stanowią koszty dłuższego utrzymania w mieście.
59 M. Wicherkiewiczowa, Dawne dwory w Poznaniu, „zapiski Muzealne” 1918, z. 2-3, s. 37–39.
60 P. Korduba, O kamienicach przyrynkowych, KMP, 2003/2, s. 108 i n.; z. ostrowska-Kębłowska, Dom
Mielżyńskich przy poznańskim Starym Rynku, tamże, s. 201 i n. Przykładem znacznie mniejszej szlacheckiej
kamienicy poznańskiej jest przyrynkowa kamienica Raczyńskich, zob. E. Leszczyńska, O Raczyńskich, wła-
ścicielach kamienicy przy Rynku 62, tamże, s. 249–256.
61 z. Kulejewska-topolska, Struktura prawna aglomeracji osadniczej miasta Poznania od XV do końca
XVIII w., Poznań 1969; t. zielińska, Szlacheccy właściciele nieruchomości w miastach XVIII w., Warszawa–
–Łódź 1987.
62 M. zwierzykowski, Samorząd sejmikowy…, s. 34.
Szlachcic w osiemnastowiecznym Poznaniu…
101
znacznie mniej korzystnie dla miasta wyglądała sprawa zadłużenia – przy-
tłaczająca większość pożyczek pochodziła od szlachty i instytucji kościelnych, co
dowodzi przede wszystkim słabości wewnętrznego kapitału miejskiego w tym
stuleciu, przy jednoczesnej nadwyżce pieniędzy w rękach stanu dominującego
w państwie63. Jeśli zestawić ten fakt z odnotowywanym często zjawiskiem unika-
nia przez szlacheckich posiadaczy nieruchomości w mieście ponoszenia obciążeń
podatkowych na rzecz magistratu, obraz wzajemnych relacji będzie dość nieko-
rzystny dla miasta.
Pamiętać trzeba jednak i o jaśniejszych stronach oraz konsekwencjach obec-
ności szlachty w Poznaniu. szlacheckie stroje, dokonywane zakupy, realizacja
inwestycji architektonicznych z pewnością oddziaływały również na kształtowa-
nie kultury materialnej, trendów i mód wśród mieszczan. Pieniądze przekazywane
na liczne poznańskie kościoły przez możne wielkopolskie rody szlacheckie wpły-
wały istotnie na ich wygląd, przebudowę, wyposażenie wnętrz, podnosząc walory
życia religijnego. Huczne i barwne wydarzenia inicjowane przez szlachtę nadawały
dodatkowy koloryt monotonnej codzienności. W drugiej połowie XViii wieku
obserwować możemy stopniową odbudowę miasta, pojawiają się bardziej luksu-
sowe i elitarne rozrywki, kawiarnie, klub bilardowy, a na krótko nawet profesjo-
nalny teatr publiczny64.
zdecydowana zmiana w relacjach między elitą polityczną państwa – szlachtą
a najaktywniejszymi przedstawicielami stanu mieszczańskiego miała nastąpić na
skutek reform prowadzonych przez sejm Wielki. Miały one między innymi otwo-
rzyć szeroko stan szlachecki na elity mieszczańskie, przy jednoczesnym pozbawie-
niu praw politycznych sporych rzesz szlachty nieposiadającej majątku. Reformy
wewnętrzne miast królewskich, realizowana wreszcie konsekwentnie polityka sca-
lania obszarów miejskich, podporządkowania magistratom wydzielonych dotąd
jurydyk i libertacji, przy jednoczesnym potwierdzeniu praw własności, a wreszcie
uporządkowanie spraw podległości prawnej ludności osiadłej w mieście nieza-
leżnie od przynależności stanowej mogły zagwarantować modernizację i stwo-
rzyć nowe formy współżycia międzystanowego. Do rangi symbolu można pod-
nieść, że w 1790 roku szlachcic, który wcześniej przyjął prawo miejskie Poznania,
Józef Wybicki, został wybrany na plenipotenta przez mieszczan z poznańskiego
wydziału, skupiającego szereg miast wielkopolskich, które miał reprezentować
podczas obrad sejmu. zupełnie inaczej wyglądały, teraz już wspólne szlachec-
ko-mieszczańskie uroczystości i obchody świąt państwowych organizowane
w Poznaniu w dobie sejmu Wielkiego65. niestety, proces ten został brutalnie prze-
rwany przez zaborców w 1793 roku. Będzie kontynuowany już pod pruskim pano-
waniem, w kolejnym stuleciu.
63 M. Wojciechowski, Struktura społeczno-gospodarcza…, s. 378.
64 Dzieje Poznania…, s. 906; F. Pohorecki, O początkach sceny polskiej w Poznaniu, KMP, 1931/1, s. 52–58.
65 M. Forycki, Rynek odświętny, rynek polityczny, KMP, 2003/2, s. 281–286.
Michał zwierzykowski
102
abstract
A nobleman in eighteenth-century Poznań.
What drove Wielkopolska’s nobility into the city
The early-modern period in the history of Poznań was one of a highly stratified
society with the nobility holding a dominant position. This had serious consequ-
ences for the bourgeois and the cities themselves, especially the larger and weal-
thier metropolises. in the 18th century, Poznań experienced a long-lasting crisis,
which began as early as the 17th century. Despite that, the city remained at the heart
of the prosperous and politically important region of Wielkopolska. The primary
goal of this article is to identify and explore the key factors that sustained the city’s
attractiveness to the nobility, who visited it often and in great numbers, leaving
a permanent mark. For centuries, Poznań was home to a host of institutions of
the nobility, most prominently the land court, the municipal court, the municipal
office, and in various periods of that century, local governing institutions such as
local assemblies and the bodies and electoral assemblies they established. Poznań
was managed and supervised by the starost General of Wielkopolska, appointed
by the king, who played a key role in many areas of the city’s operations. Equally
significant were the judicial and supervisory controls over weights, measurements
and prices that were granted to Poznań’s regional governors. The city’s appeal for
the nobility was also religious in nature: many of its numerous churches received
funding from noble foundations and became their burial places, while Poznań’s
reputable clergy-run schools educated the sons of the local noble elite. Finally,
Poznań was also a venue where a huge number of annual transactions and finan-
cial and commercial contracts were concluded. The presence in the city of an afflu-
ent, but also less wealthy nobility provided many benefits, but also certain harmful
consequences. The article makes a preliminary attempt to assess such impacts,
while recognising that further studies are required in view of the current state of
research and the scale of the issue. in the late 18th century, the extensive reforms
of the Great sejm launched positive changes in the mutual relations between the
nobility and the bourgeois, also in Poznań. These, however, were brutally interrup-
ted by the second Partition of Poland.
translated by Krzysztof Kotkowski
SEWERYN HR. MIELŻYŃSKI
POD PRUSKIM ZABOREM
Na poprzedniej stronie:
J. Styfi, seweryn hr. Mielżyński, „Kłosy” 1873, nr 432
105
Przemysław Matusik
ziemiaństwo w XiX-wiecznym Poznaniu
Mało kto chyba zauważa, że pierwsze nazwiska, jakie w swej miejskiej epopei
wymienia piewca XiX-wiecznego Poznania, Marceli Motty, nie należą bynajmniej
ani do burmistrzów, ani do kupców, rzemieślników, lekarzy czy adwokatów, lecz
do dwóch wybitnych ziemiańskich rodzin – Działyńskich i Mielżyńskich1. Już to
wskazuje na rolę, jaką w ówczesnym mieście odgrywali przedstawiciele zmieniają-
cej się wewnętrznie nobilitas, żyjący z wiejskich majątków, lecz bez miasta niemo-
gący się obejść, to ono bowiem zaspokajało ich rozmaite gospodarcze, społeczne,
polityczne czy kulturalne potrzeby i interesy, samo zaś korzystało i z wiejskich
produktów, i z transferu wypracowywanych w majątkach ziemskich dochodów.
Kwestia ta pojawia się na kartach dość licznych w ostatnim ćwierćwieczu publi-
kacji poświęconych wielkopolskiemu ziemiaństwu, zarówno stricte naukowych,
wśród których prym wiodą prace Witolda Molika2, jak i tych bardziej popularnych
i na poły wspomnieniowych (w warstwie odnoszącej się do okresu dwudziestolecia
międzywojennego), czego przykładem jest cykl wydawnictw autorstwa andrzeja
Kwileckiego czy sławomira Leitgebera3. Jednak wątek obecności ziemian w życiu
XiX-wiecznego Poznania nie doczekał się dotąd osobnego monograficznego opra-
cowania, poniższe uwagi zaś należy traktować jako próbę zarysowania konturów
tego istotnego tematu.
Problem ziemiaństwa w XiX-wiecznym mieście widzieć trzeba w kontekście
zachodzącej w tym stuleciu wielkiej zmiany krajobrazu społecznego, która łamiąc
stanowe bariery, powodowała dezintegrację dotychczasowej zbiorowości szla-
checkiej. W polskim przypadku nakładała się na to polityka państw zaborczych,
które widząc w szlachcie nosiciela polskiej tożsamości narodowej, starały się ją
albo przeciągnąć na swoją stronę, albo osłabić jej pozycję. W wyniku zachodzą-
cych procesów społecznych część przedstawicieli szlachty, zwłaszcza tej drobnej,
1 zob. M. Motty, Przechadzki po mieście, t. 1, oprac. z. Grot, przypisy przeredagował i uzupełnił W. Molik,
Poznań 1999, s. 6.
2 Prócz licznych artykułów zob. przede wszystkim W. Molik, Życie codzienne ziemiaństwa w Wielkopolsce
w XIX i na początku XX wieku. Kultura materialna, Poznań 1999; ostatnio podsumowanie historiografii
„ziemiańskiej” w odniesieniu do zaboru pruskiego zob. sz. Wierzchosławski, Bilans badań nad dziejami
ziemiaństwa na ziemiach polskich pod zaborem pruskim w XIX wieku [w:] Od Zjazdu w Łodzi do Zjazdu
w Szczecinie. Bilans badań nad dziejami szlachty i ziemiaństwa na ziemiach polskich w XIX wieku, pod red.
K.a. Makowskiego i K. Karolczaka, Warszawa 2017, s. 117–131.
3 zob. np. a. Kwilecki, Ziemiaństwo wielkopolskie. Między wsią a miastem, Poznań 2001; tegoż, Ziemiaństwo
wielkopolskie. W kręgu arystokracji, Poznań 2004; tegoż, Wielkopolskie rody ziemiańskie, Poznań 2010;
s. Leitgeber, O życiu towarzyskim w Wielkopolsce w XIX wieku – jak je pamiętam, Poznań 2001.
Przemysław Matusik
106
licznej na ziemiach centralnej i wschodniej Polski, uległa pauperyzacji i wtopiła
się w szeroką zbiorowość ludności rolniczej albo też zasiliła nowe, miejskie grupy
społeczne, od robotników po inteligencję. natomiast jakaś część silniejszej ekono-
micznie średniej szlachty i arystokracji potrafiła zaadaptować się do nowej sytuacji,
włączając swe majątki ziemskie w ramy gospodarki kapitalistycznej, co pozwoliło
jej na zachowanie dominującej pozycji społecznej i (na długo) politycznego przy-
wództwa. istotnym czynnikiem społecznej dystynkcji tak uformowanej warstwy
ziemiańskiej było odwoływanie się do staropolskich tradycji szlacheckich, czemu
nie zaprzeczało zasilanie jej przez przedstawicieli bogacącego się mieszczaństwa
czy inteligencji, dla których ziemiański styl życia (i dochody) były atrakcyjnym
sposobem na podniesienie społecznej rangi. Marceli Motty wspomina o przed-
stawicielach poznańskiego mieszczaństwa, którzy utopili swe kapitały w mająt-
kach ziemskich4. Lepiej powiodło się wybitnemu filozofowi, pochodzącemu
z drobnomieszczańskiej rodziny Karolowi Libeltowi, który po okresie bujnej
aktywności politycznej i pisarskiej osiadł w latach 50. XiX wieku w majątku ziem-
skim w Czeszewie, czy jednemu z wybitniejszych polskich posłów, Kazimierzowi
Kantakowi, który w tym samym czasie nabył majątek Dobieszewko.
istotny jest tu charakter wielkopolskiej zbiorowości szlacheckiej w począt-
kach XiX wieku, mniej licznej niż w innych częściach Rzeczpospolitej, bo sta-
nowiącej tu w 1810 roku jedynie 1,2 proc. całości społeczeństwa. Wynikało to
w dużej mierze z dominacji średniej szlachty, jedno- czy kilkuwioskowej, przy
jednoczesnym braku owego „drobiazgu szlacheckiego”, znanego nam z obrazu
zaścianka Dobrzyńskich w Panu Tadeuszu. najbardziej chyba znanym przedsta-
wicielem tej kategorii był w naszych warunkach Hipolit Cegielski, syn drobnego
dzierżawcy, który zapewnił sobie awans społeczny najpierw dzięki wykształce-
niu, następnie – co już mniej typowe – dzięki znakomitemu talentowi kupca
i przemysłowca. z drugiej strony – mimo Raczyńskich, Działyńskich czy
sułkowskich – brakowało tu wielkich rodów magnackich, trzęsących wcześniej
całą Rzeczpospolitą, owych Potockich, Lubomirskich, Branickich czy sapiehów,
których posiadłości były większe od wielu państw wchodzących w skład sta-
rej Rzeszy niemieckiej5. Gdy w 1866 roku arcybiskupem gnieźnieńskim
i poznańskim został Mieczysław Halka Ledóchowski, arystokrata europejskiego
wymiaru, były nuncjusz apostolski przy królewskim dworze belgijskim, dobrze
czujący się na berlińskich salonach króla Wilhelma i, niespecjalnie znajdował
partnerów w wielkopolskim ziemiaństwie, które z jego perspektywy wydawać
się musiało dość zaściankowe6.
Jednak w agrarnej prowincji, jaką było Poznańskie, ziemiaństwo wraz ze
swą górną arystokratyczną warstwą i tak było grupą ekonomicznie najsilniejszą,
z którą nie mogło konkurować mieszczaństwo stolicy Księstwa, będącej w dużej
mierze miastem urzędniczym i drobnomieszczańskim. Miało to także swój
wyraźny wymiar narodowy, w wielkopolskich miastach dominowała bowiem
4 zob. np. M. Motty, dz. cyt., t. 1, s. 70; t. 2, s. 57.
5 zob. W. Molik, Życie codzienne…, s. 67–71.
6 Ks. Witold Klimkiewicz, Kardynał Ledóchowski na tle swej epoki 1822–1902, t. iii, oprac. ks. z. zieliński,
Poznań 1987, s. 42–43.
ZIEMIAŃSTWO W XIX-WIECZNYM POZNANIU
i mj p a Lr
| = „mili. --. 6 7 „ "|--Mam — |
1. Pałac Mielżyńskich wzniesiony w latach 1796-1798 wg projektu Henryka Ittara,
fot. z końca XIX w., ze zb. Miejskiego Konserwatora Zabytków w Poznaniu (dalej: MKZ w Poznaniu)
ludność niemiecka i żydowska, co dotyczyło także Poznania, gdzie górowała ona
nad polską swym gospodarczym potencjałem, a od połowy lat 40. po lata 70. także
liczebnością, przekraczając w tym czasie 50 proc. ludności miasta. Tymczasem
wśród poznańskiego ziemiaństwa aż do lat 70. XIX wieku dominowali Polacy,
w latach 40. jeszcze ok. 70 proc. majątków ziemskich znajdowało się w polskich
rękach, choć w końcu wieku już tylko ok. 30 proc.” Typowe bowiem dla tego stu-
lecia były zmiany zachodzące w składzie warstwy ziemiańskiej, w której szlachtę,
niedającą sobie rady w nowych, kapitalistycznych warunkach, zastępowali przed-
stawiciele mieszczaństwa, co w warunkach poznańskich, przy słabości ekonomicz-
nej polskich klas miejskich, oznaczało rozwój własności niemieckiej. Początkowo
wiązało się to z ekspansją pruskiej szlachty (junkierstwa), z czasem coraz bardziej
znaczący był udział nabywających majątki ziemskie osób pochodzenia mieszczań-
skiego, co sprawiało, że niemiecka wielka własność ziemska w Poznańskiem miała
dość wyraźnie inny profil społeczno-kulturowy w porównaniu ze środowiskiem
polskim. Inną kwestią była obecność przedstawicieli junkierstwa w szeregach
pruskiej kadry urzędniczej i wojskowej, chyba dość wyraźnie zaznaczającego swą
7W. Molik, Życie codzienne..., s. 71-82.
107
Przemysław Matusik
108
odrębność, by nie powiedzieć wyższość, w stosunku do swych rodaków miesz-
czańskiego pochodzenia, zwłaszcza wywodzących się z rodzimego poznańskiego
środowiska niemieckiego8. ta kwestia, słabo rozpoznana badawczo, wymaga-
łaby osobnych studiów. Można jednak stwierdzić, że w społeczności niemiec-
kiej w Poznańskiem, choć miała ona swój segment wiejski – chłopski i ziemiań-
ski, dominowała jednak ludność miejska, której górną warstwę tworzyło bogate
mieszczaństwo, a przede wszystkim kadra urzędnicza. tymczasem w przypadku
społeczności polskiej dominowała zdecydowanie ludność chłopska, w miastach
drobnomieszczaństwo z formującymi się zwłaszcza na początku XX wieku zaląż-
kami klasy przemysłowej i kupieckiej, jej elitę zaś stanowiło ziemiaństwo i rodząca
się powoli, niezbyt liczna inteligencja. tym samym ziemiaństwo przez większą
część tego stulecia stanowiło naturalną grupę przywódczą polskiej zbiorowości,
bez której trudno było sobie wyobrazić jakiekolwiek polskie przedsięwzięcia naro-
dowe, nawet jeśli były one inicjowane i animowane przez przedstawicieli nowej
elity – inteligencji.
z tego też wynikało znaczenie polskiego ziemiaństwa w życiu Poznania,
zwłaszcza w pierwszej połowie stulecia, w czym odróżniało się ono od swego
niemieckiego odpowiednika, trudno bowiem zauważyć jakieś specyficzne przed-
sięwzięcia niemieckiego ziemiaństwa czy arystokracji w poznańskiej przestrzeni
miejskiej. Powodem była tu z pewnością silna, staropolska tradycja wiążąca polską
szlachtę z Poznaniem. tymczasem niemieccy właściciele ziemscy, choć oczywiście
zaspokajali swe rozmaite potrzeby w stolicy prowincji, jednak siłą rzeczy ciążyli
bardziej ku Berlinowi, centrum pruskiego państwa i dworowi Hohenzollernów,
stanowiącemu absolutny punkt odniesienia dla każdego rodowitego junkra, nie
mówiąc już o powiązanych z dworem arystokratach, mających w Poznańskiem
swe posiadłości9. nie zmienił tego stosunkowo krótki, piętnastoletni okres (1815–
1830) rezydowania w Poznaniu namiestnika Wielkiego Księstwa Poznańskiego
ks. antoniego Radziwiłła, który ożenił się z księżniczką Luizą Hohenzollern, brata-
nicą Fryderyka Wielkiego i kuzynką króla Fryderyka Wilhelma iii. Radziwiłłowie,
bardzo szanowani przez poznaniaków, zamieszkali w gmachu pojezuickim przy
nowym Rynku (czyli dzisiejszym pl. Kolegiackim), a ich rezydencja stała się miej-
scem spotkania polskiej i niemieckiej arystokracji i ziemiaństwa. odwołanie jed-
nak namiestnika w 1830 roku i likwidacja tego urzędu nie pozwoliły na wykrystali-
zowanie się w Poznaniu silnego kulturotwórczego centrum związanego z urzędem
namiestnikowskim, porównywalnego z rolą obsadzanego przez polskich arysto-
kratów namiestnictwa we Lwowie w drugiej połowie XiX wieku.
siedziba namiestnika Radziwiłła dobrze zresztą wpisywała się w ówczesną
„szlachecką” topografię Poznania, w której główną rolę odgrywał rynek i otacza-
jące go ulice. Co prawda w okresie staropolskim wielu przedstawicieli polskiej
szlachty ulokowało swe siedziby w wygodnym, bezpośrednim sąsiedztwie miasta,
na Garbarach (Mielżyńscy), Kundorfie czy w okolicy dzisiejszej ul. ogrodowej,
8 zob. np. uwagi z. ostrowskiej-Kębłowskiej, Architektura i budownictwo w Poznaniu w latach 1780–1880,
Poznań 2009, s. 350; szerzej o junkrach wśród pruskiej kadry urzędniczej Ch. Myschor, Wyżsi urzędnicy
pruskiej administracji prowincjonalnej w Poznańskiem 1871–1918, Poznań 2014, s. 47–59, 81–82, 223–226.
9 W. Molik, Życie codzienne…, s. 90–96.
ZIEMIAŃSTWO W XIX-WIECZNYM POZNANIU
2. Ziemstwo Kredytowe, litografia wg rysunku Juliusa von Minutolego, 1838 r.,
ze zb. Muzeum Historii Miasta Poznania
do których zjeżdżali zwłaszcza na miesiące zimowe. Ostatni tego rodzaju szla-
checki relikt — dwór Mycielskich na terenie dzisiejszego parku Jana Henryka
Dąbrowskiego — rozebrano w... 1971 roku, w związku z nieszczęsnymi planami
poprowadzenia tędy trasy średnicowej północ-południe. Jednak w samym mie-
ście największym szlacheckim skupiskiem był właśnie rynek z przyległościami.
I choć Marceli Motty przesadził, mówiąc, iż przy rynku wszystkie domy „nale-
żały do szlachty”, to istotnie szereg posesji było własnością jej najznaczniejszych
przedstawicieli, by wymienić Raczyńskich, Mielżyńskich czy Działyńskich, któ-
rych wzniesiony w latach 80. XVIII wieku pałac długo był najbardziej reprezenta-
cyjną budowlą w mieście. Dotyczyło to także lepszych przyrynkowych ulic, jak np.
Wrocławskiej, gdzie młody Marceli Motty widywał w drugiej od rynku kamienicy
„siedzącą przy jednym z dolnych jej okien starą panią Kwilecką”", uczestniczącą,
jak widać, bez skrępowania w odwiecznym procederze miejskich pań, z lubością
monitorujących życie najbliższego otoczenia. Przy Wrocławskiej znajdowała się
także siedziba założonego w 1821 roku Ziemstwa Kredytowego, podstawowej
dla ziemiańskiej gospodarki instytucji, udzielającej kredytów na podreperowanie
i rozwój wielkiej własności ziemskiej. Kapitał założycielski pochodził tu od pań-
stwa, lecz kierowana była przez polskich ziemian. Z kolei nieodległy Hotel Saski
był przez niemal półwiecze centrum ziemiańskiego życia towarzyskiego. Jednym
z ostatnich przejawów jego publicznej roli były huczne zapusty w 1839 roku, gdy
w atmosferze napięcia spowodowanego konfliktem władz pruskich z arcybisku-
pem Marcinem Duninem ok. 200 polskiej młodzieży szlacheckiej bawiło się przy
10M. Motty, dz. cyt., t. II, s. 8.
109
Przemysław Matusik
110
wtórze narodowych pieśni, co budziło obawy Prusaków, że skończy się wybuchem
powstania11.
Już wtedy jednak rynek, Wrocławska i w ogóle stare Miasto wyraźnie traciły
na znaczeniu jako ośrodek ziemiańskiego życia w Poznaniu. Po pruskim powięk-
szeniu granic miasta i wytyczeniu nowego reprezentacyjnego centrum wokół alei
Wilhelmowskich i pl. Wilhelmowskiego, co było możliwe dzięki zakupowi terenów
tzw. Muszej Góry, należących do szlachcica, „niejakiego pana Dobrzyckiego”12, tam
właśnie zaczęły się przenosić mieszkające w mieście rodziny ziemiańskie, sprze-
dając swe przyrynkowe posesje mieszczaństwu niemieckiemu i żydowskiemu.
teraz bowiem tzw. górne miasto stało się najbardziej prestiżową częścią Poznania,
istotnym względem była też możliwość zamieszkania w nowych, wygodniejszych
rezydencjach. na starym miejscu pozostali tylko Działyńscy, choć, co warto pod-
kreślić, to ich właśnie pałac pozostać miał jednym z najważniejszych ośrodków
różnorodnych polskich aktywności w XiX wieku13.
Wbrew intencjom władz pruskich to właśnie inwestycje polskiego ziemiaństwa
i arystokracji w latach 30. i 40. odcisnęły najsilniejsze piętno na obrazie „górnego
miasta”. zainicjował to kontynuujący tradycję swego stryja, starosty wielkopol-
skiego Kazimierza Raczyńskiego, hr. Edward Raczyński, który sprzedał należącą od
stu lat do rodziny kamienicę w południowej pierzei rynku (nr 62) wybudował przy
pl. Wilhelmowskim wspaniały gmach biblioteki i w 1829 roku ofiarował ją miastu14.
nie było to jedyne dobrodziejstwo właściciela Rogalina, który w latach 30. ufundował
nowe wodociągi, miał swój udział w zabiegach o przebicie ul. nowej, wreszcie przyczy-
nił się walnie do wzniesienia kaplicy Królewskiej w poznańskiej katedrze. Wszystko
to czyni postać Edwarda Raczyńskiego wyjątkową w historii XiX-wiecznego miasta.
a przecież na Bibliotece Raczyńskich się nie skończyło. W latach 1836–1839
na rogu alei Wilhelmowskich i ul. Fryderykowskiej powstał monumentalny
(w ówczesnych poznańskich warunkach) gmach, do którego z ul. Wrocławskiej
przeniosła się siedziba ziemstwa Kredytowego, co, jak słusznie zauważała zofia
ostrowska-Kębłowska, było świadectwem „siły ekonomicznej i roszczeń spo-
łeczno-politycznych” polskiego ziemiaństwa15. Jeszcze nie zakończono budowy
ziemstwa, a już w 1838 roku u zbiegu alei Wilhelmowskich i nowej rozpoczęto
następną, z perspektywy czasu bardziej doniosłą – hotelu Bazar, która była moż-
liwa dzięki ziemiańskim kapitałom, choć jej inicjatorem był plebejski syn przed-
mieścia Św. Wojciecha, dr Karol Marcinkowski16. otwarty w grudniu 1841 roku
okazały, trzypiętrowy gmach od początku stał się centrum polskiego ruchu naro-
dowego. Czysto komercyjny charakter miał natomiast wzniesiony w tym samym
11 F. Paprocki, Wielkie Księstwo Poznańskie w okresie rządów Flottwella 1830–1841, Poznań 1994, s. 186.
12 M. Jaffe, Poznań pod panowaniem pruskim, red. i przygotowanie do druku P. Matusik, Poznań 2012, s. 114.
13 zob. W. Molik, O mieszkańcach i życiu codziennym w pałacu Działyńskich do początku XX wieku,
„Kronika Miasta Poznania” (dalej: KMP), 2003/2, s. 301–319.
14 E. Leszczyńska, O Raczyńskich, właścicielach kamienicy przy Rynku 62, KMP, 2003/2, s. 254; W. Molik, Edward
Raczyński 1786–1945, Poznań 1999, s. 118, zob. także artykuł M. Mencfela w niniejszym numerze KMP.
15 z. ostrowska-Kębłowska, dz. cyt., s. 331.
16 Cyt. za: W. Jakóbczyk, Karol Marcinkowski 1800–1846, Warszawa–Poznań 1981, s. 79; szerzej a. skał-
kowski, Bazar Poznański. Zarys stuletnich dziejów (1838–1938), Poznań 1938, a także KMP, 2008/2: Bazar.
ZIEMIAŃSTWO W XIX-WIECZNYM POZNANIU
3. Hotel Bazar, skrzyżowanie ul. Nowej (ob. Paderewskiego) z Al. Wilhelmowską
(AI. Marcinkowskiego), początek XX w., pocztówka ze zb. R. Trojanowicza/CYRYL
czasie (1837-1840) naprzeciw Bazaru (po drugiej stronie Alei Wilhelmowskich)
Hotel Rzymski, niemal równie obszerny, choć nie aż tak reprezentacyjny jak
inwestycja Marcinkowskiego. Wybudował go jubiler August Krause za pieniądze
rodziny Kwileckich'”. Tak czy inaczej, od przełomu lat 30. i 40. XIX wieku aż po
lata 70. nad zdominowanym przez zamożnych niemieckich urzędników poznań-
skim „Westendem” górowały trzy polskie budowle — Biblioteka Raczyńskich,
Bazar i Ziemstwo Kredytowe, dając wyraz pozycji gospodarczej polskiego ziemiań-
stwa i stając się symbolem narodowych aspiracji, czemu Prusacy jeszcze długo
nie mogli przeciwstawić nic równej rangi. Dla dopełnienia tego obrazu wspo-
mnieć trzeba o późniejszym o czterdzieści lat gmachu Poznańskiego Towarzystwa
Przyjaciół Nauk przy ówczesnej ul. Młyńskiej, ufundowanym przez hr. Seweryna
Mielżyńskiego; znalazło tam swe miejsce pierwsze w Poznaniu muzeum, będące
również zasługą właściciela Miłosławia *.
Ten wkład polskiego ziemiaństwa w kształtowanie nowoczesnej przestrzeni
miejskiej Poznania w pierwszej połowie XIX wieku godny jest podkreślenia, tutej-
sze mieszczaństwo było wtedy zbyt słabe ekonomicznie, pruskie państwo zaś zain-
teresowane było inną inwestycją: budową twierdzy, która na całe dziesięciolecia
miała zaciążyć nad rozwojem miasta. A jednak nie sposób nie zauważyć, że — poza
Pałacem Działyńskich — brakowało zupełnie w Poznaniu wielkich rezydencji ary-
stokratycznych, w jakie obfitowały Warszawa, Lwów czy Kraków, budowanych
177. Ostrowska-Kębłowska, dz. cyt., s. 383-384.
18'T. Grabski, A. Murawska, E. Siejkowska-Askutja, Seweryn Mielżyński. Prezes honorowy Poznańskiego
Towarzystwa Przyjaciół Nauk, KMP, 2017/1, s. 71-83, także materiały źródłowe, tamże, s. 84-95.
111
PRZEMYSŁAW MATUSIK
czy — chyba częściej — przebudowy-
wanych w odpowiadającym ówcze-
snym aspiracjom smaku w drugiej
połowie XIX wieku. Wynikało to
chyba z mniejszych możliwości
wielkopolskiej arystokracji, a w dru-
giej połowie stulecia także z samego
charakteru miasta, które zamknięte
w ciasnym pierścieniu umocnień
pruskiej twierdzy, silnie naznaczone
niemieckim charakterem, zaczęło
tracić atrakcyjność dla rodzin zie-
miańskich czy arystokratycznych.
Ciekawe jest w tej mierze świadec-
two Kajetana Morawskiego, który
pisał o swoistym odwróceniu się od
Poznania jego kręgu rodzinnego,
czego wyrazem było wysłanie go wraz
z bliskim przyjacielem, Rogerem
Raczyńskim, nie do poznańskiego
Gimnazjum św. Marii Magdaleny,
lecz do szkół krakowskich”. Kraków
bowiem, niekorzystający wprawdzie
4. Leon Kapliński, Jan Kanty Działyński, 1864r, __ Z waloru stołeczności — jak Lwów czy
fot. Wikipedia Warszawa, ale doskonale eksploatu-
jący swój historyczny potencjał, stał
się ulubionym miejscem, w którym
w drugiej połowie XIX wieku osiedliło się ok. 200 ziemiańskich rodzin (nie tylko
galicyjskich)”. Oczywiście i w Poznaniu zawsze obecni byli ziemiańscy rezydenci,
oddający prowadzenie swych majątków następcom, także żyjące z kapitałów
wdowy, nabywające czy to wygodne apartamenty, czy to kamienice, przynoszące
im dodatkowy dochód. Już pobieżny rzut oka na którąkolwiek z poznańskich
ksiąg adresowych wskazuje na kilkudziesięcioosobową grupę osób o nazwiskach
zaopatrzonych w szlachecki predykat „von', wśród których sporą część stanowiły
wdowy zamieszkujące z reguły okolice pl. Wilhelmowskiego i ul. Święty Marcin.
W 1885 roku obszerna kamienica przy pl. Piotra, zajmująca cały kwartał między
Świętym Marcinem a ul. Wiedeńską (obecnie Szymańskiego), wcześniej własność
dr. Józefa Koszutskiego, należała do wdowy Antoniny (von) Bronikowskiej, wśród
jej lokatorów zaś obok hr. Wawrzyńca Benzelstjerny Engestróma znajdujemy
także hr. Alfonsa Sierakowskiego i kolejne ziemiańskie wdowy — Julię Borzewską
©. K. Morawski, Wspólna droga z Rogerem Raczyńskim. Wspomnienia, Poznań 1998, s. 30.
20.Zob. rozdział pt. „Tusculum szlacheckie”. Rola ziemiaństwa w rozwoju Krakowa na przełomie wieków [w:]
J. Purchla, Matecznik polski. Pozaekonomiczne czynniki rozwoju Krakowa w okresie autonomii galicyjskiej,
Kraków 1992, s. 43-69; K. Kłudkiewicz, Wybór i konieczność. Kolekcje polskiej arystokracji w Wielkopolsce
na przełomie XIX i XX wieku, Poznań 2017, s. 195.
112
ZIEMIAŃSTWO W XIX-WIECZNYM POZNANIU
5. Pałac Działyńskich, 1930 r., fot. R.S. Ulatowski, ze zb. MKZ w Poznaniu/CYRYL
i Marię Chłapowską”'. Nawet hr. August Cieszkowski, trzykrotny prezes PTPN,
przez większą część życia raczej stroniący od Poznania, ostatnie swe lata spę-
dził w mieszkaniu przy pl. Królewskim, podobnie jak patron Kółek Rolniczych,
Maksymilian Jackowski, który złożywszy swoją funkcję, osiadł już na stałe przy
ul. Berlińskiej 7 (obecnie 27 Grudnia). Jackowski zresztą już wcześniej zamieszkał
w Poznaniu, skąd łatwiej mu było pełnić absorbującą funkcję patrona. Dotyczyło
to także innych zaangażowanych politycznie czy społecznie ziemian, by wymienić
choćby wybitnego posła Władysława Niegolewskiego. Inną kategorię stanowiły
osoby ziemiańskiego pochodzenia, które nie zrywając bynajmniej ze swym śro-
dowiskiem, poświęciły się „miejskim” zawodom — lekarz Franciszek Chłapowski
czy czynni w wielu polskich przedsięwzięciach adwokaci, jak przyszły prezydent
2 Adress- und Geschdfis-Handbuch der Stadt Posen 1885, Posen 1885 (cz. 2), s. 46-47; o tych i innych miesz-
kańcach domu zob. P. Cegielska, Z moich wspomnień. Przechadzki po mieście, Poznań 1997, s. 131-134.
113
Przemysław Matusik
114
miasta Jarogniew Drwęski i przyszły marszałek sejmu ii Rzeczpospolitej Wojciech
trąmpczyński.
Co jednak oczywiste, większość ziemian bywała w stolicy Księstwa okazjonal-
nie, zatrzymując się na dłużej czy krócej w tutejszych hotelach. W epoce „przed-
bazarowej” był to przede wszystkim – obok Hotelu saskiego – Hotel Berliński
Kacpra Kramarkiewicza na rogu alei i ul. Fryderykowskiej, następnie także
inne, zlokalizowane przy alejach i pl. Wilhelmowskim, w tym popularny Hotel
Francuski teodora Luzińskiego na rogu alei i Świętego Marcina22. informacje
o przybywających do miasta przedstawicielach nobilitas, istotne z towarzyskiego
punktu widzenia, zamieszczano w gazetach – i tak np. 1 kwietnia 1890 roku
„Dziennik Poznański” w rubryce Przybyli do Poznania informował, że w Hotelu
Francuskim zatrzymali się m.in. „Żółtowski z Czacza. sczaniecki z Międzychodu.
zakrzewski z osieka. Kossowski z Gajewa. Pani Ponińska z Komornik”, natomiast
hrabia Potocki z Galicji wolał Hotel Berliński Kamieńskiego23. Poznańskie gazety
już zresztą od początku XiX wieku stały się dla ziemian istotnym elementem
wewnątrzśrodowiskowej komunikacji, zamieszczano w nich bowiem informa-
cje giełdowe, ogłoszenia o licytacjach majątków ziemskich, reklamy potrzebnych
w majątku produktów, zawiadomienia o poszukiwaniu wykwalifikowanych kadr
(lub o poszukiwaniu pracy przez fachowych ogrodników, ekonomów etc.), wresz-
cie – nekrologi.
W ziemiańskiej topografii Poznania szczególna pozycja przypadała Bazarowi,
jednemu z pierwszych w mieście hoteli o nowoczesnym europejskim pokroju. Jak
słusznie zwrócił uwagę W. Molik, różnorodność funkcji pełnionych przez Bazar,
centrum polskiego życia organizacyjnego, kulturalnego i politycznego, pozwala
wręcz uznać go za „środkowoeuropejski fenomen”24. Bazar był zarazem, choćby
za sprawą zarządzającej nim i zdominowanej przez ziemian spółki akcyjnej, szcze-
gólnie silnie związany z tym środowiskiem, jak bowiem w 1937 roku ujął to zna-
jący się na rzeczy Wojciech Kossak, „Kochany stary Bazar” należał „do tych ognisk
w naszej porozbiorowej historii, gdzie ziemiaństwo wielkopolskie tak samo jak ze
wszystkich dzielnic Rzeczypospolitej czuło się poza trującymi gazami zachodnich
i wschodnich sąsiadów”. Komentując tę wypowiedź, adam skałkowski słusznie
zauważał, że zachowała się tu „jakby atmosfera starego dworu polskiego, mimo
wszystkich urządzeń nowoczesnych”25. nic dziwnego, że prócz różnych przedsię-
wzięć towarzyskich, intensywnych zwłaszcza w okresie karnawału i jarmarków
świętojańskich, urządzano w Bazarze także huczne wesela ziemiańskie, na które
zapraszano nie tylko świat „obywatelski”, ale i znaczniejsze osobistości życia miej-
skiego.
Wspomniane tu coroczne jarmarki świętojańskie, od wieków najbar-
dziej emblematyczny element szlacheckiej i ziemiańskiej obecności w mieście,
także w wieku XiX zachowywały długo swą istotną rolę w życiu gospodarczym
22 K. Kłudkiewicz, dz. cyt., s. 195.
23 Przybyli do Poznania dnia 30 marca, „Dziennik Poznański” (dalej: DP), nr 75 z 1 iV 1890.
24 W. Molik, Jak pod pruskim mundurem biło polskie serce. Środkowoeuropejski fenomen Bazaru, KMP,
2015/4, s. 124.
25 a. skałkowski, dz. cyt., s. 250–251.
ZIEMIAŃSTWO W XIX-WIECZNYM POZNANIU
6. Maksymilian Jackowski z rodziną, od lewej: Maria Jackowska, Mieczysław Jackowski, Maksymilian
Jackowski, Józefa Jackowska, 1861 r., ze zb. Archiwum Państwowego w Poznaniu
prowincji oraz oczywiście samego miasta, przysparzając mu cyklicznych i chyba
niemałych dochodów. Rozkwitające w latach Prus Południowych”, przyga-
sły wyraźnie w okresie Księstwa Warszawskiego, by zyskać znów na znaczeniu
w latach 20. i 30., gdy, jak pisał Marceli Motty: „Zjeżdżała się niemal cała szlachta
z prowincji, wówczas jeszcze bardzo liczna [...], zjeżdżała się czwórkami, a nawet
piątkami, z ogromnymi tłumokami za powozem, na których huśtali się lokaje,
a nieraz i panny służące. [...] Odbywały się tedy kupna, sprzedaże, opłaty, umowy
dzierżawne, tysięczne inne sprawy, które w ogóle z całego roku do terminu świę-
tojańskiego odkładano; załatwiały się sprawunki w sklepach i u rzemieślników,
przy czym panny i panie gorączkową rozwijały czynność. Były to złote żniwa dla
Żydów, zwłaszcza że każdy z przyjezdnych miał swego faktora lub faktorkę, rodzaj
adiutantów hebrajskich, którzy chodzili wszędzie, pośredniczyli we wszystkim,
załatwiali wszystko [...], naturalnie za odpowiednią monetę”. Jarmarki przygasły
w burzliwych latach 40., by odrodzić się na kilka lat w następnym dziesięcioleciu,
gdy według wyrażonej w 1854 roku opinii korespondenta „Gazety Warszawskiej”,
„jeżeli nie przewyższyły, to wyrównały bez wszelkiej wątpliwości owym sławnym
26 Zob. J.L. Szwarc, O dniu Śgo Jana w Poznaniu y o systemie pożyczki maiacym bydź ustanowionym dla
Pruss Południowych, Poznań 1802.
27M. Motty, dz. cyt., t. I, s. 8-9.
115
Przemysław Matusik
116
z lat dawniejszych świętym Janom poznańskim”28. teodor Żychliński wspomi-
nał, iż ówczesne „świętojańskie kontrakty połączone z targiem na wełnę, wyści-
gami konnymi, piknikami w Dębinie, korsami do szeląga i balami w Bazarze
szły w zawody z karnawałami tak hucznymi, jakich już nie widujemy dzisiaj.
Krzyżowały się po ulicach wspaniałe karety i lekkie kawalerskie faetony; liberie
strzelców kapały złotem, a więcej jeszcze dostarczanego przez usłużnych żydków
przelewało się nocami z rąk do rąk na zielonych stolikach; szampan lał się stru-
mieniami u Kaatza. Młodą wyobraźnię łechtały te obrazy wykwintu i zbytku”29.
Jednak był to już łabędzi śpiew odwiecznych poznańskich jarmarków święto-
jańskich, centralnego wydarzenia w rocznym cyklu gospodarczym, gdyż od roku
1860 wyraźnie straciły na znaczeniu, przekształcając się z „imprezy handlowej
organizowanej dla elit społecznych w jarmarki dla biedniejszych warstw ludno-
ści”30. znaczenie sezonowych jarmarków podcinał bowiem z jednej strony rozwój
handlu sklepowego, dostarczającego w sposób ciągły wszelkich potrzebnych pro-
duktów, z drugiej zaś – rozwój takich instytucji jak giełda zbożowa i banki, ofe-
rujących nowoczesne narzędzia obrotu gospodarczego. W Poznaniu gwoździem
do trumny jarmarków na św. Jana były także organizowane od 1837 roku i dosko-
nale się rozwijające specjalistyczne targi na wełnę, otwierane zwykle 11 czerwca;
w latach 60. pod względem wysokości dokonywanych na nich obrotów towaro-
wych zyskały rangę trzecich targów tego surowca w Prusach31. Jak w 1868 roku
zauważył komentator „Dziennika Poznańskiego”, ziemiańska klientela, załatwiw-
szy w ich trakcie wszystkie „swe interesy”, nie miała już potrzeby przyjeżdżać na
późniejsze o dziesięć dni kontrakty świętojańskie32. Jednak rosnąca w latach 70.
konkurencja taniej wełny „kolonialnej”, głównie australijskiej, spowodowała, że
w następnym dziesięcioleciu poznańskie targi straciły swe międzynarodowe zna-
czenie, a w początku XX wieku nie odgrywały już większej roli33. targi na wełnę
przedłużyły przynajmniej o kilkanaście lat kulturowe funkcje zjazdów świętojań-
skich, z obowiązkowymi i tłumnie obleganymi spektaklami teatralnymi i balami
w Bazarze, które – jak pisano – sprowadzały „kwiat płci pięknej ze wsi do miasta”34.
Wydaje się, że kres targów na wełnę w latach 80. oznaczał w ogóle słabnię-
cie roli ziemian w życiu rozwijającej się szybko poznańskiej społeczności, choć
przecież nie tylko z nimi wiązać należy obecność w mieście wiejskiego „obywa-
telstwa”. ziemianie zjeżdżali do Poznania w rozmaitych sprawach, w końcu w sto-
licy prowincji zawsze było coś do załatwienia w tutejszych urzędach czy sądach,
u adwokatów i rejentów, a także u lekarzy i stomatologów. Do miasta przyciągały
28 Poznań dnia 6 lipca 1854 r., „Gazeta Warszawska”, nr 179 z 1 Vii 1854. Cyt. za: K. Kurek, Teatry polskie
w Poznaniu w latach 1850–1875. Repertuary, artystyczne idee, polityczne konteksty, Poznań 2013, s. 149.
29 t. Żychliński, Gawęda z Poznania – o Poznaniu (1845–1883), DP, nr 1 z 1 i 1884, zob. także s. Karwowski,
Historya Wielkiego Księstwa Poznańskiego, t. ii, Poznań 1919, s. 44–45.
30 Cz. Łuczak, Dzieje gospodarcze Wielkopolski w okresie zaborów (1815–1918), Poznań 2001, s. 372.
31 tamże, s. 372–373; zob. także Wełna. Poznań 11 czerwca, DP, nr 131 z 12 Vi 1869; Wełna. Poznań
14 czerwca, DP, nr 133 z 15 Vi 1869; Wełna. Poznań 11 czerwca, DP, nr 134 z 14 Vi 1870.
32 Poznań, 24 czerwca, DP, nr 144 z 25 Vi 1868.
33 Cz. Łuczak, dz. cyt., s. 373.
34 Wiadomości miejscowe i potoczne, DP, nr 131 z 12 Vi 1869.
ziemiaństwo w XiX-wiecznym Poznaniu
117
usługi świadczone przez tutejsze krawcowe i innych reprezentantów rzemiosła,
w tym specyficznego – fotografii; to właśnie ziemiańscy odbiorcy, przyzwycza-
jeni do uwieczniania swych postaci, pozostawali zwłaszcza w początkowym okre-
sie główną klientelą poznańskich salonów fotograficznych. oczywiście wielkim
walorem miasta były sklepy oferujące najlepsze produkty wprost z Berlina czy
Hamburga, a nawet samego Paryża i (w latach 50.) adresujące swą ofertę „Do
Wysokiej szlachty i Prześwietnej Publiczności”35. to właśnie „wysoka szlachta”
była odbiorcą owych zachwalanych w reklamach poznańskich składów luksuso-
wych wiktuałów, jak ostrygi wprost z ostendy czy astrachański kawior, którymi
następnie raczono gości licznie zjeżdżających do ziemiańskich dworów i rezyden-
cji. nie ograniczano się oczywiście jedynie do tego rodzaju produktów, na odtwa-
rzanej przez Janinę Fedorowicz i Joannę Konopińską liście zakupów Marianny
Jasieckiej z pobytu w Poznaniu w kwietniu 1892 roku znajdujemy „letni materiał
granatowy w białe groszki, białą pikę na mankiety i kołnierzyki, różowy batyst na
fartuszki, […] materiały na pościel, trochę ręczników”, a do tego „świece woskowe
i stearynowe, froter na posadzki, duże pudło mydła do prania i drugie mniejsze
z migdałowym mydłem toaletowym, […] puder ryżowy, wodę kolońską i […]
flakon z francuskimi perfumami”, a także eleganckie koszule dla męża „z mocno
krochmalonymi przodkami i wysokostojącymi kołnierzykami”36. Męża, Michała
Jasieckiego, z pewnością bardziej interesowały oferowane w poznańskich hurtow-
niach nasiona, nawozy sztuczne czy rozmaite narzędzia, urządzenia i maszyny rol-
nicze, w końcu – powozy, zaś od lat 90. XiX wieku – samochody, źródło prestiżu,
ale i nader praktyczny środek wspomagający mobilność tak istotną w zarządzaniu
dużymi zwłaszcza majątkami.
Warto tu może zauważyć znamienny dla wielkopolskiego ziemiaństwa prak-
tyczny rys jego codziennych zachowań, odbiegający od szerokiego gestu jego
odpowiedników z innych dzielnic, co z właściwą sobie złośliwością zauważała
już po odzyskaniu niepodległości wywodząca się z kresowej szlachty Janina
z Puttkamerów Żółtowska37. nigdy oczywiście nie brakowało w Poznaniu zie-
miańskich dandysów, ubranych jak z paryskiego żurnala i wożących się po uli-
cach miasta luksusowymi powozami, a następnie samochodami. Dla sporej części
poznańskich ziemian była jednak znamienna nawet dość ostentacyjna skromność,
czego przykładem byli Działyńscy: jak wspominał Motty, w chodzącym w czar-
nym surduciku lub „wytartej burce krakowskiej” młodym Janie Działyńskim
nikt nie domyśliłby się przyszłego spadkobiercy dóbr kórnickich, podobnie jak
można było nie rozpoznać „wielkiego pana” w Macieju Mielżyńskim, ubranym
zawsze w skromną kapotę i przyjeżdżającym do miasta wyłącznie w bryczce,
nigdy w powozie38. Już w końcu XViii wieku zanikł w Poznańskiem niechętnie
widziany przez pruskie władze strój staropolski, noszony jedynie przez najbardziej
35 W. Molik, Życie codzienne…, s. 250.
36 J. Fedorowicz, J. Konopińska, Marianna i róże. Życie codzienne w Wielkopolsce w latach 1889–1914 w tra-
dycji rodzinnej, Poznań 1995, s. 30–32.
37 zob. np. J. z Puttkamerów Żółtowska, Dziennik. Fragmenty wielkopolskie 1919–1933, oprac. B. Wysocka,
Poznań 2003, s. 86.
38 M. Motty, dz. cyt., t. i, s. 27, 104.
Przemysław Matusik
118
konserwatywnych przedstawicieli starszego pokolenia, jak ów wspominany przez
Mottego pan Józef sokolnicki z Pigłowic, chodzący „zawsze w kontuszu, z kon-
federatką na siwej głowie”39. W następnych dziesięcioleciach strój taki pojawiał
się niekiedy w charakterze narodowej demonstracji, i to raczej w wykonaniu zie-
miańskiej młodzieży. Dopiero w końcu XiX i na początku XX wieku – wzorem
Galicji – także wielkopolskie ziemiaństwo zaczęło niekiedy przywdziewać kon-
tusze i żupany, co jednak dotyczyło wyłącznie uroczystości prywatnych, takich jak
śluby, nigdy jednak oficjalnych wystąpień40, co różniło się od warunków zaboru
austriackiego, gdzie tradycyjny strój szlachecki był nieledwie stałym atrybutem
publicznych wystąpień, tak w Krakowie i Lwowie, jak w Wiedniu.
Czynnikiem ściągającym ziemian do miasta była tradycyjnie edukacja, słynne
bowiem poznańskie szkoły jezuickie zastąpiły w XiX wieku gimnazja, zwłaszcza
katolickie Gimnazjum św. Marii Magdaleny, dokąd chętnie posyłano obywatel-
skich synów. ziemiańskie powozy częściej widziane więc były w mieście przy oka-
zji rozpoczęcia i zakończenia roku szkolnego oraz ferii, gdy zabierano z powro-
tem na wieś nie tylko wymęczonych łacińskimi deklinacjami synów, ale także
ich mieszczańskich czy inteligenckich kolegów ze szkolnej ławy. Marceli Motty
wakacje spędzał więc w Granówku koło Grodziska, w majątku swego amicusa
Włodzimierza Wilczyńskiego, nabywając dobrego rozeznania w środowisku wiel-
kopolskiego ziemiaństwa41. Wizyty te były także okazją do zatrudnienia korepety-
torów czy prywatnych nauczycieli z grona zdolniejszych gimnazjastów, co budo-
wało przekraczające stanowe podziały więzi. Połączyły one np. młodego Hipolita
Cegielskiego z rodziną suchorzewskich z tarnowa, których synami opiekował się
w gimnazjum, a wakacje spędzał w ich majątku, tam także odbywał rekonwale-
scencję po ciężkiej chorobie, która dotknęła go w czasie studiów42. Jak wiadomo,
bez ziemiańskich pożyczek nie udałoby się Cegielskiemu otworzyć swego składu
wyrobów żelaznych jesienią 1846 roku. oczywiście integracyjną społecznie rolę
odgrywała sama szkoła oraz prowadzone często przez profesorów gimnazjalnych
stancje, dokąd przynajmniej raz w tygodniu przybywali wysłannicy z rodzinnego
majątku z przysłanymi przez rodziców wiktuałami. to samo dotyczyło dziewcząt,
umieszczanych w stojących na bardzo dobrym poziomie żeńskich pensjach, od
końca lat 50. zaś w szkole prowadzonej przez siostry sacré Cœur, których protek-
torem był gen. Dezydery Chłapowski, jego córka bowiem wstąpiła do tego zakonu.
Ufundowany przez niego klasztor i konwikt sacré Cœur na Wildzie, położonej
jeszcze wtedy poza granicami miasta, był cierniem w oku liberalnych kręgów,
widzących w nim rozsadnik ultramontanizmu i konserwatywnego arystokraty-
zmu. Drugim był działający w latach 1860–1872 konwikt ks. Jana Koźmiana miesz-
czący się w zakupionym specjalnie w tym celu budynku Hotelu Wiedeńskiego przy
pl. Piotra43. obu instytucjom kres położył kulturkampf, w efekcie czego w klasz-
torze sacré Cœur umieścił się zakład Garczyńskich, niemiecki dom starców dla
39 tamże, t. ii, s. 60.
40 W. Molik, Życie codzienne…, s. 221–222.
41 M. Motty, dz. cyt., t. ii, s. 20.
42 z. Grot, Hipolit Cegielski 1813–1868, Warszawa–Poznań 1980, s. 18, 33.
43 P. Matusik, Religia i naród. Życie i myśl Jana Koźmiana 1814–1877, Poznań 1998, s. 191–196, 253.
ZIEMIAŃSTWO W XIX-WIECZNYM POZNANIU
lepszego towarzystwa. Pochodzący
z Lubelszczyzny Koźmian, czołowa
postać środowiska konserwatywno-
katolickiego, powiązany rodzinnie
z Chłapowskimi, podobnie jak jego
brat, Stanisław Egbert, późniejszy
prezes PTPN, utrzymywał żywe kon-
takty rodzinno-towarzyskie, a także
polityczne ze środowiskiem ziemiań-
skim Królestwa Polskiego i Galicji
oraz z emigracją, co wzbogacało
obraz ogniskujących się w Poznaniu
ziemiańskich kontaktów i aktywno-
ści. Ich ultramontanizm spotykał się
jednak z oporem kręgów liberalnych,
co dobrze ilustruje pewną ambiwa-
lencję ziemiańskiej obecności w mie-
ście, po części sprzyjającej integracji
z miejskim środowiskiem, po części
jednak naznaczonej pewnym dystan-
sem, mającym charakter zarówno
środowiskowo-kulturowy, jak i poli-
tyczny.
Istotnym względem ściągającym
„obywatelstwo wiejskie” do stolicy 7. Dezydery Chłapowski (1788-1879),
Wielkopolski były interesy gospo- fot. ze zb. POLONA
darcze, jak bowiem pisał Tadeusz
Szułdrzyński: „Poznań był [dla zie-
mian] przede wszystkim warsztatem pracy — więcej niż ośrodkiem towarzyskim,
kulturalnym czy uciech kulinarnych”*. Nie kończyły się one bynajmniej na owych
cyklicznych imprezach targowych, lecz znajdowały swój wyraz w instytucjonal-
nej przestrzeni wiążącej środowisko ziemiańskie ze stolicą Księstwa. Jej pierw-
szym przejawem było wspomniane już wyżej powstałe w roku 1821 i zlikwidowane
ostatecznie w 1878 roku Towarzystwo Ziemskie Kredytowe, zarządzane przez pol-
skich ziemian i będące przez całe lata główną instytucją wspomagającą ziemiańską
gospodarkę, zastąpioną ostatecznie przez Prusaków podporządkowanym w dużej
mierze administracji państwowej tzw. nowym ziemstwem. W 1862 roku powstał
Bank Bniński, Chłapowski i Plater „Tellus którego spektakularna plajta jedenaście
lat później mocno wstrząsnęła funduszami wielkopolskich właścicieli ziemskich.
Zdecydowanie lepiej powiodło się innej inicjatywie, powstałemu w 1870 roku
Bankowi Rolniczo-Przemysłowemu Kwilecki, Potocki i Sp. (od 1912 r. po prostu
Kwilecki, Potocki i Sp.), atakże następnym: Bankowi Włościańskiemu (1872), który
w końcu lat 90. wybudował sobie efektowną siedzibę przy pl. Wilhelmowskim,
oraz powstałemu w 1886 roku Bankowi Ziemskiemu, obsługującemu parcelacje
*4T. Szułdrzyński, Wspomnienia wielkopolskie, Londyn 1977, s. 27.
119
Przemysław Matusik
120
i obrót gruntami. Parcelacjami zajmował się także powstały w 1900 roku związek
ziemian45. Główną organizacją mającą dbać o gospodarcze interesy ziemiańskie
było powstałe w lutym 1861 roku Centralne towarzystwo Gospodarcze, skupia-
jące większość polskich właścicieli ziemskich w Księstwie, którego zjazd założy-
cielski odbył się oczywiście w Bazarze, podobnie jak następnie coroczne walne
zebrania.
Co warto podkreślić, bez zaangażowania ziemiańskiego – tak osobistego, jak
tym bardziej finansowego – trudno sobie wyobrazić szerszą aktywność narodową
polską. Przedstawicieli ziemiaństwa widzimy w szeregu organizacji, począwszy od
założonego przez Karola Marcinkowskiego w 1841 roku towarzystwa naukowej
Pomocy, poprzez zainicjowaną w 1848 roku przez hr. augusta Cieszkowskiego
Ligę Polską, Poznańskie towarzystwo Przyjaciół nauk, po powstałe w 1905 roku
towarzystwo „straż”, na którego czele stanął Józef Kościelski. Często zresztą wpraw-
dzie organizacji przewodniczył wybitny właściciel ziemski, lecz faktycznie większa
część pracy spadała na mieszkającego w Poznaniu jego zastępcę. Po Marcinkowskim
prezesem tnP został jego przyjaciel, Maciej Mielżyński, jednak ciężar prowadze-
nia towarzystwa spoczywał na barkach ks. antoniego Brzezińskiego i Hipolita
Cegielskiego46. Pewnym ewenementem było powierzenie temu ostatniemu pre-
zesury ziemiańskiego Centralnego towarzystwa Gospodarczego, którą dzierżył
w latach 1865–1868. tak czy inaczej rozmaite formy działalności organizacyjnej,
zwłaszcza walne zebrania, ściągały cyklicznie do Poznania liczne grono najbar-
dziej aktywnych przedstawicieli środowiska ziemiańskiego. z kolei wysoko uro-
dzone damy angażowały się w działalność charytatywną w mieście, by wspomnieć
Gryzeldę Celestynę Działyńską, założycielkę towarzystwa Dobroczynności Dam
Polskich, a następnie towarzystwa Pań Miłosierdzia św. Wincentego à Paulo. inną
istotną instytucją było towarzystwo naukowej Pomocy dla Dziewcząt Polskich,
w którym – obok Bibianny Moraczewskiej – główną rolę odgrywała Emilia
szczaniecka, mieszkająca przy ul. Berlińskiej 1447.
inną domeną aktywności ziemiańskiej była polityka, zarówno ta prowadzona
w oficjalnych ramach, na forum poznańskiego sejmu Prowincjonalnego, jak
i zaangażowanie w rozmaite formy zogniskowanej w stolicy Księstwa w okresie
międzypowstaniowym polskiej działalności spiskowej, począwszy od Centralizacji
Poznańskiej w latach 40., po działające w dobie powstania styczniowego komitety,
w tym zwłaszcza komitet Jana Działyńskiego z siedzibą w jego przyrynkowym
pałacu, naprzeciw siedziby pruskiej żandarmerii wojskowej w odwachu. Począwszy
od 1848 roku, ziemiaństwo odgrywało główną rolę w polskiej reprezentacji w sej-
mie pruskim, a od roku 1871 także w parlamencie Rzeszy, oraz w związanych
z tym polskich strukturach wyborczych, których centrum pozostawał Poznań.
Przez całe dziesięciolecia jego przedstawiciele znajdowali się po obu stronach
45 zob. a. Bitner-nowak, Wielkie i małe pieniądze. Bankowość w Poznaniu w XIX i na początku XX wieku,
KMP, 1997/2, s. 15–16, 23–26, 30–34; R. Macyra, Tellus – szlachetne cele, smutny koniec, tamże, s. 52–61.
46 W. Jakóbczyk, Towarzystwo Naukowej Pomocy w Wielkopolsce 1841–1939, Poznań 1985, s. 33.
47 a. Baszko, Towarzystwo Pomocy Naukowej dla Dziewcząt Polskich w Wielkim Księstwie Poznańskim
w latach 1871–1918, „studia Historica slavo-Germanica” 2004–2005, t. 26, s. 99–141; zob. także
artykuł a. Łysakowskiej w tym numerze KMP.
ZIEMIAŃSTWO W XIX-WIECZNYM POZNANIU
8. Pawilon Związku Ziemian, Powszechna Wystawa Krajowa, 1929 r., fot. ze zb. POLONA
głównego politycznego podziału, zarówno po stronie konserwatywnej, jak demo-
kratycznej/liberalnej, gdzie współpracowali z przedstawicielami środowisk miesz-
czańskich i inteligenckich. Od lat 70. coraz silniej zaczęła się jednak zaznaczać
aktywność tzw. ruchu ludowego, wyrażającego aspiracje polskiego mieszczań-
stwa i zwalczającego polityczną dominację sfer ziemiańskich. Antyziemiańskie
nastawienie znalazło swój wyraz zwłaszcza po powstaniu Komisji Kolonizacyjnej,
gdy sprzedający jej swe majątki polscy właściciele ziemscy spotkali się z ostracy-
zmem opinii publicznej. W początkach XX wieku większość polskich środowisk
mieszczańskich i inteligenckich Poznania skupiła się w szeregach nowej siły poli-
tycznej — narodowej demokracji, którą wsparła część tzw. postępowej szlachty.
Jednak spora część środowiska ziemiańskiego dystansowała się wobec miejskich
„populistów”, zarówno ze względów stricte politycznych, jak też — by tak powie-
dzieć — estetycznych, szukając innych dróg politycznej aktywności. Przejawem
tego był choćby powstały w 1910 roku Związek Narodowy, z którym związany był
Jarogniew Drwęski*. Prezentował on nowy typ wywodzącego się z ziemiaństwa
polityka, dobrze wykształconego i praktykującego adwokata, mieszkającego na
stałe w Poznaniu, angażującego się nie tylko w rozmaite przedsięwzięcia społeczne
(np. w ruch muzyczny), ale i reprezentującego społeczność polską na forum rady
miejskiej. W tym kontekście najbardziej jaskrawym przejawem rosnącej opozycji
między ziemiaństwem a „miastem? było powstanie obozu lojalistycznego, szukają-
cego jakiejś formy porozumienia z pruską władzą. Ujawnił się on w latach 90., gdy
zdołał przyciągnąć także niektórych przedstawicieli elity miejskiej, by wspomnieć
Stefana Cegielskiego. Wyraźniej ziemiańskiego charakteru nabrał on w począt-
kach XX wieku, zwłaszcza w kontekście działania Komisji Kolonizacyjnej, a przede
38 R. Łysoń, Polskie ugrupowania ugodowe w Wielkim Księstwie Poznańskim w latach 1894-1918, Warszawa
2013, s. 122-125.
121
Przemysław Matusik
122
wszystkim uchwalonej w 1908 roku ustawy wywłaszczeniowej, pozwalającej pań-
stwu na przymusowy wykup majątków pozostających w złej kondycji finansowej49.
Do ostrego spięcia doszło przy okazji iii Dni Cesarskich, czyli uroczystej wizyty
cesarza Wilhelma ii w Poznaniu w dniach 26–28 sierpnia 1913 roku, gdy wbrew
dominującej opinii część przedstawicieli środowiska ziemiańskiego podjęła decy-
zję o przyjęciu zaproszenia na cesarski raut na zamku. Udających się na tę uro-
czystość ziemian powitał przed Bazarem kilkusetosobowy tłum, z którego w ich
stronę poleciały nie tylko „obelgi, ale i rozmaite przedmioty, tak że niemiecka
baronowa Helena von ziethen stała się ofiarą rzutu konewką”50. ziemiańscy loja-
liści pozostali wąskim i pozbawionym szerszego wpływu gronem, także z powodu
braku jakiegokolwiek odzewu ze strony pruskiej. Jednak ich postawa była próbą
artykulacji odrębnych interesów ziemiańskich, nie zawsze tożsamych z celami
dominujących w polskim ruchu narodowym klas miejskich z inteligencją na
czele. Było to chyba w ogóle przejawem zmian zachodzących w drugiej połowie
XiX wieku w środowisku ziemiańskim, wyraźnie tracącym swe społeczne znacze-
nie, a zarazem coraz bardziej zamkniętym i ekskluzywnym. W pierwszej połowie
stulecia czołowi przedstawiciele społeczności ziemiańskiej – seweryn i Maciej
Mielżyńscy czy tytus Działyński – aktywnie działali na rzecz podniesienia wszyst-
kich stanów i ich zjednoczenia na podstawie narodowej, czego przejawem było
także ich zaangażowanie w rozmaite demokratyczne przedsięwzięcia polityczne,
ale i nie stronili od integracji (w pewnych oczywiście granicach) na płaszczyź-
nie społeczno-towarzyskiej. W drugiej połowie XiX wieku częściej przejawiały się
postawy elitarne, politycznie konserwatywne, a towarzysko symbolizowane przez
powstałą w 1867 roku i działającą w Bazarze Resursę obywatelską, ograniczoną do
środowiska ziemiańskiego i strzegącą mocno swej „stanowej” odrębności51. innym
wskaźnikiem nowej ziemiańskiej subkultury stały się powstające w początkach
XX wieku związki rodzinne zrzeszające przedstawicieli poszczególnych rodów:
Chłapowskich, Żółtowskich, Moszczeńskich i szumanów52. owo pojawiające się
teraz okazjonalne używanie stroju szlacheckiego nie było już – jak wcześniej –
demonstracją polskiej tożsamości, lecz przejawem środowiskowego ekskluzywi-
zmu. ziemiaństwo, w pierwszej połowie stulecia ważny czynnik rozwoju miasta,
stało się teraz jedynie jednym z elementów nowoczesnej, wielobarwnej i żyjącej
własnym rytmem miejskiej zbiorowości.
***
nową kartę w dziejach ziemiańskiej obecności w Poznaniu otwarła polska
niepodległość, choć atmosfera socjalnych przemian i wojny światowej i kończą-
cych ją rewolucji nie sprzyjała bynajmniej ujawnianiu postaw konserwatywnych
49 szerzej o działalności ugodowców zob. tamże, s. 74–163.
50 Ch. Myschor, Dni Cesarskie w Poznaniu. Różne aspekty uroczystych wizyt Wilhelma II w mieście w latach
1902–1913, Poznań 2010, s. 201.
51 zob. krytyczne uwagi M. Mottego, dz. cyt., t. 1, s. 92, także komentarz W. Molika, s. 490; J. Moryson,
Książę Olgierd Czartoryski (1888–1977). Życie i działalność społeczno-polityczna, Kraków 2012, s. 171–174.
52 K. szafer, Ziemiaństwo jako elita społeczeństwa polskiego w Wielkopolsce na przełomie XIX i XX wieku,
zielona Góra 2005, s. 154–162.
ziemiaństwo w XiX-wiecznym Poznaniu
123
i społecznego elitaryzmu. Wybuch powstania wielkopolskiego 27 grudnia
1918 roku zakłócił przygotowywany na cześć ignacego Paderewskiego wieczorny
bankiet w Bazarze, w którym mieli wziąć udział także przedstawiciele ziemiań-
skiej elity. Władze powstańczej Wielkopolski zdominowane były przez polityków
wywodzących się ze środowisk miejskich, związanych z narodową i chrześcijań-
ską demokracją. Gdy jednak w dniach 1–19 marca 1919 roku zawitała do miasta
Komisja Międzysojusznicza, w jej uroczystym podjęciu istotną rolę odegrali przed-
stawiciele środowiska ziemiańskiego, górujący nad bojowymi reprezentantami
„miasta” swym towarzyskim obyciem i… znajomością języków obcych. szybko
też się okazało, że w zdominowanym przez endecję Poznaniu nieoczekiwanymi
sojusznikami naczelnika Państwa, Józefa Piłsudskiego, stali się z jednej strony
zadzierzyści działacze narodowej Partii Robotniczej, z drugiej – konserwatywni
ziemianie, w tym i owi zwalczeni wcześniej lojaliści, potrafiący teraz sprzedać swą
postawę jako wyraz tępionej przez endecję w czasie wojny postawy aktywistycznej,
starającej się znaleźć jakieś polityczne rozwiązanie w oparciu o państwa centralne.
W 1919 roku pojawił się istotny czynnik społeczny, związany z masowym
odpływem z Poznania ludności niemieckiej i żydowskiej. Ceny mieszkań i domów
spadały, z czego skorzystali wzbogaceni na dostawach wojskowych w czasie wojny
ziemianie, znów kupujący w Poznaniu mieszkania i domy, tym razem już nieko-
niecznie w XiX-wiecznym „górnym mieście”, lecz w nowo wybudowanych przez
Prusaków w początku XX wieku kwartałach, w tym w rezydencyjnych częściach
dzielnicy cesarskiej. Do ziemiaństwa wielkopolskiego dołączyli także przedstawi-
ciele tej sfery z innych części kraju, w tym z Kresów, skąd wygnała ich bolszewicka
ekspansja. tu wspomnieć trzeba o księżnej Marii ze skórzewskich Michałowej
ogińskiej, właścicielce zajętego przez bolszewików pałacu w Petersburgu, w któ-
rej apartamencie przy ul. Rzeczypospolitej (dziś nowowiejskiego) „rozlegało
się jeszcze” – jak pisze zbigniew Dworecki – „echo świata z okresu panowania
aleksandra iii, Mikołaja ii i Wilhelma ii”53. niemal sąsiadką księżnej ogińskiej
była inna księżna, Maria z zaleskich zdzisławowa Czartoryska, zwana popularnie
„księżną Manieczką”, która z kamienicy przy ul. Rycerskiej przeniosła się teraz
do willi przy ul. Wesołej (dziś nowowiejskiego 2), której – jak pisał Władysław
tatarkiewicz – „centralny […] dom towarzyski” – gościł bodaj wszystkie ofi-
cjalne osobistości odwiedzające Poznań54. W ocenie Jerzego Waldorffa ziemiań-
stwo dodawało „blasku najparadniejszym ulicom w śródmieściu” Poznania.
także rodzice Waldorffa kupili kamienicę przy ul. Grottgera, skuszeni miejskimi
wygodami i atrakcjami: „Poznań nie Paryż, ale zawsze: opera, teatr”55. a do tego –
dodajmy – szkoły i uniwersytet, stwarzające dobre perspektywy dla edukacji syna.
Mieszkająca w zakupionej jesienią 1919 roku kamienicy przy ul. ogrodowej nader
towarzysko wybredna Janina z Puttkamerów Żółtowska, której mąż adam objął
53 z. Dworecki, Poznań i poznaniacy w II Rzeczpospolitej 1918–1939, Poznań 1994, s. 191; zob. także a. Kwi-
lecki, Ziemiaństwo wielkopolskie. Między…, 2001, s. 36–43.
54 W. tatarkiewicz, Zapiski do autobiografii [w:] t. i W. tatarkiewiczowie, Wspomnienia, Warszawa 1979,
s. 149. o arystokratycznych salonach zob. J. Leitgeber, Dyskretny urok salonów. Życie towarzyskie w między-
wojennym Poznaniu, Poznań 2006, s. 19–34.
55 J. Waldorff, Fidrek, Warszawa 1989, s. 53.
Przemysław Matusik
124
katedrę filozofii na Uniwersytecie Poznańskim, notowała 4 grudnia 1920 roku:
„Czasem wyjdę przed obiadem i wtedy na pl. Wolności albo na ul. Rycerskiej
[Ratajczaka] natrafiam, jako to zwykle w małych miastach bywa, na wszystkich
znajomych”56.
osiedlające się w mieście ziemiaństwo wprowadzało nowy ton w jego życie,
budowało nowe hierarchie towarzyskie, odnawiało kulturę salonów, dodawało
barw śródmiejskim kawiarniom i teatralnym lożom. a także obyczajom, co
wzmacniał szlachecki esprit kadry oficerskiej – w jednej czwartej ziemiańskiego
pochodzenia57 – i elitarnych studenckich korporacji. zachodnioeuropejsko-
-mieszczański Poznań znów więc zaczął oglądać pojedynki, urzędowo zakazany,
ale w praktyce tolerowany relikt pielęgnowanego w ii Rzeczpospolitej szlachec-
kiego ducha58. Miało to także swoje polityczne konsekwencje, w 1920 roku wiel-
kopolskie ziemiaństwo powołało do życia Chrześcijańsko-narodowe stronnictwo
Rolnicze, które okazało się jedną z najbardziej dynamicznych konserwatywnych
partii lat 20., a kres przyniósł mu – pomijając zachodzące po drodze przekształce-
nia – dopiero zamach majowy i sanacyjny walec Bezpartyjnego Bloku Współpracy
z Rządem, pochłaniający większość ugrupowań i środowisk konserwatywnych.
Co warte zauważenia, obdarzone szerokimi prerogatywami stanowisko wojewody
poznańskiego pełnili w latach 1923–1934 panowie hrabiowie: adolf Bniński, Piotr
Dunin Borkowski i dziedzic Rogalina, Roger Raczyński. Po Poznaniu krążyło więc
żartobliwe powiedzenie, że jest w Rzeczpospolitej szesnaście województw i jedno –
poznańskie – hrabstwo59. Dunin Borkowski, a zwłaszcza Raczyński, osoby zaufa-
nia sanacyjnej władzy, dobrze sobie radzili w utrudnianiu życia władz Poznania
z prezydentem Cyrylem Ratajskim na czele, a w końcu Raczyński doprowadził
do skutecznego zablokowania jego ponownego wyboru na prezydenta miasta.
obecności ziemiańskiej w stolicy Wielkopolski mocno zaszkodził wielki kryzys,
który w ogóle wstrząsnął pozycją wielkiej własności ziemskiej. ta kwestia jednak,
podobnie jak w ogóle szerszy temat ziemiańskiej obecności w Poznaniu lat dwu-
dziestolecia międzywojennego, godna jest osobnych badań.
56 J. z Puttkamerów Żółtowska, Dziennik. Fragmenty wielkopolskie 1919–1933, wybór, oprac. i wstęp
B. Wysocka, Poznań 2003, s. 87.
57 J. Karwat, Oficerowie i podoficerowie poznańskiego garnizonu, KMP, 2005/1, s. 66.
58 o pojedynkach pisze J. Leitgeber, Dyskretny urok…, s. 225–236.
59 tamże, s. 43; z. Dworecki, dz. cyt., s. 190.
125
Joanna Lubierska
Dziewiętnastowieczne sprawy małżeńskie
szlachty przed poznańskim
Konsystorzem arcybiskupim
Przed poznańskim Konsystorzem arcybiskupim, dziś znanym jako
Metropolitalny sąd Duchowny, toczyły się w XiX wieku rozmaite procesy mał-
żeńskie. Przede wszystkim były to sprawy dotyczące stwierdzenia nieważności
małżeństwa, separacji lub uznania jednego ze współmałżonków za zmarłego
celem uzyskania pozwolenia na zawarcie powtórnego małżeństwa. zachowane
w archiwum archidiecezjalnym w Poznaniu akta procesów małżeńskich wcho-
dzą w skład zespołu: Konsystorz i Kuria arcybiskupia (dalej: Ka). opracowano
prawie 1400 teczek, które pochodzą z lat 1791–1912. Każdą teczkę opisano imio-
nami i nazwiskami stron (kto przeciw komu występuje), a ich zawartość jest bar-
dzo zróżnicowana. znaleźć w nich można m.in. pozwy osób wnoszących o sepa-
rację lub stwierdzenie nieważności małżeństwa, odpisy aktów ślubów, zeznania
świadków, odpowiedzi pozwanych na zarzuty powodów, strony z gazet w przy-
padku poszukiwania jednego ze współmałżonków (w celu uznania go za zmar-
łego), odpisy z ksiąg ziemskich czy grodzkich, wyroki sądów wraz z uzasadnie-
niem oraz specyfikacje kosztów. akta spisane są w języku polskim, łacińskim oraz
niemieckim.
Chcąc uzyskać stwierdzenie nieważności małżeństwa bądź separację, strona
powodowa wnosiła skargę do miejscowego sądu konsystorskiego. W omawianych
przypadkach sądem i instancji był sąd w Poznaniu, który po przyjęciu skargi wzy-
wał obie strony oraz obrońcę węzła małżeńskiego (łac. defensor matrimonii) w celu
pojednania. Jeżeli postępowanie pojednawcze kończyło się fiaskiem, pozwany
małżonek powinien był odpowiedzieć na skargę, na którą stronie skarżącej przy-
sługiwało prawo repliki. Po wezwaniu stron, wysłuchaniu świadków i przedsta-
wieniu opinii obrońcy węzła sąd konsystorski wydawał wyrok. Każda strona miała
potem sześć tygodni na złożenie apelacji. Rozpatrywał ją stanowiący ii instancję
sąd metropolitalny w Gnieźnie. Jeżeli któraś ze stron chciała uzyskać zmianę i tego
werdyktu, po jego ogłoszeniu mogła w terminie kolejnych sześciu tygodni odwo-
łać się do stanowiącego ostatnią instancję sądu prosynodalnego w Poznaniu1.
sprawy wnoszone były przez osoby należące do wszystkich stanów, tj. chło-
pów, mieszczan i szlachtę. stanowią one doskonały przykład relacji panujących
w XiX-wiecznej rodzinie, ukazują ówczesne zasady społeczne i kwestie obyczajowe
1 K. Makowski, Rodzina poznańska w I połowie XIX wieku, Poznań 1992, s. 190.
Joanna Lubierska
126
cechujące wszystkie trzy warstwy. zawarte w niektórych teczkach przykłady koja-
rzenia małżeństw czy późniejszego życia małżeńskiego mogą być uzupełniającym
i cennym źródłem poznawczym dla historyków, bibliotekarzy, archiwistów, regio-
nalistów oraz genealogów. sprawy dotyczące stwierdzenia nieważności bądź sepa-
racji wynikały głównie z niedopasowania charakterów małżonków. Jako główne
powody rozłączenia podawano: przymus rodziców, ukrywaną przed ślubem cho-
robę jednego z małżonków i niezdolność do posiadania dzieci, ślub zawarty poza
parafią nowożeńców, notoryczne łamanie przysięgi wierności małżeńskiej czy
opuszczenie współmałżonka.
Wyjątkowo ciekawe są procesy małżeńskie szlachty. Byli to zarówno bogaci
przedstawiciele rodów magnackich, jak i dzierżawcy folwarków, którzy nie miesz-
kali w Poznaniu, tylko w swoich majątkach. Do miasta przyjeżdżali, by złożyć
zeznania przed sądem czy zawrzeć ugodę przed notariuszem. W opisywanych
poniżej sprawach stroną powodową były głównie kobiety, które – jeżeli nie ułożyły
sobie później życia – osiadały w Poznaniu.
Jedna z bardziej interesujących spraw dotyczyła sposobu zawarcia małżeń-
stwa pomiędzy baronówną Matyldą de Bruce a Maksymilianem Prusimskim.
Maksymilian (ur. ok. 1800) był synem Wincentego Prusimskiego, dziedzica
Wierzbna i Brzeźna koło skwierzyny oraz Katarzyny z Chłapowskich, a siostrzeń-
cem Rozalii z Chłapowskich hrabiny Engeström. Jego żona Matylda urodziła się
w sztokholmie w 1812 roku jako córka szambelana królewskiego adama de Bruce
i jego żony Karoliny. Ponieważ rodzina miała kłopoty finansowe i niewystarcza-
jące dochody, Matylda jako 10-letnia dziewczynka została oddana na wychowa-
nie Rozalii Engeström do pałacu w podpoznańskich Jankowicach. tam poznał
ją i zapragnął poślubić siostrzeniec hrabiny Maksymilian. Matylda od samego
początku czuła ogromną niechęć do przyszłego męża, który darzył ją chyba
autentycznym i szczerym uczuciem. swoje ówczesne życie opisała następująco:
„W domu mojej dobrodziejki poznał mnie jej siostrzeniec Wielmożny Maksymilian
Prusimski, dzisiaj dziedzic wsi sarbii i Kunowa w Powiecie szamotulskim położo-
nych, i od pierwszego mnie poznania postanowił tylko mnie, a nie inną pojąć sobie
za żonę i oświadczenia swoje miłosne mi czynił, gdy ja lat 13 dopiero liczyłam; lecz
od pierwszego momentu ku niemu czułam niechęć, która się nigdy nie zmieniła”2.
związek z siostrzeńcem bardzo popierała hrabina Rozalia. zaręczyny 16-let-
niej Matyldy i 28-letniego Maksymiliana, jak zeznała powódka, miały następu-
jący przebieg: „Było to w miesiącu lutym 1828 r. kiedy Dobrodziejka moja na
prośbę Wielmożnego Prusimskiego, zdjąwszy z palca dwa pierścionki, jeden jemu,
a mnie drugi gwałtem włożyła, używając nawet do tego pomocy przytomnych tu
Wielmożnych Karola i antoniny d’oppenów3, małżonków z sędzin. od tej chwili
tym większą miałam do Wielmożnego Prusimskiego niechęć i starałam mu się
zawsze jaką nieprzyjemność i przykrość wyrządzić, ile go tylko razy widziałam”.
Jak widać, panna miała spore wątpliwości i po zaręczynach dała jasno narzeczo-
nemu do zrozumienia, że nie ma nadziei na jakiekolwiek uczucie z jej strony.
nastąpiło zerwanie, a Prusimski przestał bywać w pałacu. Hrabina Rozalia nie
2 archiwum archidiecezjalne w Poznaniu (dalej: aaP), akta Konsystorza, sygn. Ka 2260.
3 antonina z Prusimskich oppen (ok. 1796–1866), siostra Maksymiliana Prusimskiego.
Dziewiętnastowieczne sprawy małżeńskie szlachty…
127
odstąpiła jednak od zamierzonego planu. nakazała Matyldzie napisać pojednaw-
czy list, czego konsekwencją były powtórne zaręczyny: „Uległam wtenczas woli
mojej dobrodziejki, bojąc się jej gniewu i nie chcąc utracić jej dobrodziejstw, lecz
też myślałam tylko o tym, jakby J.W. Engestroemową odwieść od jej postanowie-
nia, i tego byłam przekonania, że małżeństwo pomiędzy nami do skutku nigdy nie
przyjdzie lub że przynajmniej do lat kilku odłożonym będzie; lecz P. Prusimski,
widząc wzmagający się ku niemu wstręt z mej strony i doznając ode mnie coraz
większych nieprzyjemności, zaczął nalegać na Ciotkę swoją, a moją Dobrodziejkę,
aby tylko najspieszniej nasze małżeństwo do skutku przyprowadzić”4.
ogłoszono zapowiedzi. Jeden ze świadków tak zapamiętał ów dzień: „Gdy była
zapowiedź powódki, ja, przyjechawszy do kościoła, na cmentarzu usłyszałam i spo-
strzegłam powódkę ręce załamującą i bardzo rzewnie płaczącą. zainteresowało
mnie to […]. Przystąpiłam więc do niej i pytałam, dlaczego tak rzewnie płacze.
ona mi na to odpowiedziała: »a jakżesz nie mam płakać, kiedy mam iść za tak
strasznego człowieka?«. Jam jej na to rzekła: »to go Pani porzuć, wszak się Ksiądz
będzie pytał, czy masz wolę nieprzymuszoną?«. ona mi na to znowu z srogim łka-
niem odpowiedziała: »Cóż mam czynić? Jestem pomiędzy młotem a kowadłem!
Gdybym obraziła ciotkę pana Prusimskiego – hrabinę Engeström – na siebie,
gdzieżbym się biedna podziała? ale lepiej, żeby się ten grób przede mną będący
otworzył, a ja w niego wpadła, nim mam temu Prusimskiemu rękę mą oddać!«”5.
Mijały dni. W nadziei, że ktoś odwiedzie hrabinę od powziętego zamiaru, młoda
baronówna zaczęła opowiadać znajomym o swym nieszczęściu. Wprawiła tym
swoją dostojną opiekunkę w gniew, gdyż ta oświadczyła jej, schodząc któregoś
razu ze schodów jankowickiego pałacu, że oddali ją z domu i zostawi niepew-
nemu losowi. ze strachu Matylda rozchorowała się. Ślub, odłożony z powodu
przedłużającej się choroby, odbył się ostatecznie 4 czerwca 1829 roku w Ceradzu
Kościelnym. „W sam zaś dzień ślubu powódka bardzo rozpaczała, uszła do ogrodu
i tam jak szalona biegała, nie chcąc żadną miarą siadać do powozu, nareszcie przy-
prowadzona z ogrodu, prawie zemdlona, zawleczoną została do powozu; wstręt jej
do Prusimskiego tak był wielki, iż wszystkim nie tylko domowym, ale i całej wsi
był powszechnie znanym”6.
zdesperowana małżonka rozważała nawet potajemną ucieczkę do rodzi-
ców mieszkających w szwecji, jednak nie miała na tę podróż żadnych funduszy.
nieszczęśliwe małżeństwo trwało dwa lata. z tegoż związku przyszło na świat
dwoje dzieci: syn Edmund Ksawery (1830) i córka Kunegunda (1831–1831). nie
zmienia to faktu, że Matylda zdecydowała się wystąpić do poznańskiego sądu
Konsystorskiego o stwierdzenie nieważności małżeństwa. W związku z tą sprawą
Prusimscy bywali w Poznaniu, nie tylko aby złożyć zeznania. Częścią postępowa-
nia była również próba pogodzenia małżonków, która miała miejsce przed nota-
riuszem nazwiskiem Giersz, zamieszkałym w Poznaniu przy starym Rynku 56.
nie przyniosło to wszakże żadnego rezultatu, Matylda nie chciała ugody.
4 aaP, sygn. Ka 2260.
5 tamże.
6 tamże.
Joanna Lubierska
128
W 1835 roku na mocy wyroku i instancji małżeństwo uznano za niebyłe
z powodu zawarcia go pod przymusem, a stronom dozwolono wstąpić w inne
związki małżeńskie. nie zgodził się z tym stojący na straży praw Kościoła obrońca
węzła małżeńskiego, który złożył apelację do Gniezna. sąd metropolitalny podtrzy-
mał jednak wyrok i instancji. Jeszcze tego samego roku Matylda wyszła ponownie
za mąż, tym razem poślubiła w Ceradzu Kościelnym augusta (augustyna) Herzoga,
36-letniego poznańskiego doktora medycyny i chirurga, z którym zamiesz-
kała w Poznaniu, m.in. przy Friedrichstrasse 19 (ob. ul. por. J. Lewandowskiej)7,
Wilhelmstrasse (ob. aleje Karola Marcinkowskiego), Berlinerstrasse 32
(ob. ul. 27 Grudnia)8 oraz Lindenstrasse 4b (ob. ul. Feliksa nowowiejskiego)9.
Jak pisał Marceli Motty: „Była to bardzo piękna pani, wysmukła, z twarzą bladą,
pełną powabu, dużym smętnym okiem i ciemnym włosem; dla wątłego zdrowia,
jak się zdaje, wiodła potem żywot bardzo domowy i rzadko ją można było spo-
tkać w towarzystwach lub na ulicy”10. Matylda urodziła augustowi kilkoro dzieci,
m.in. Franciszka augusta adolfa (1836), Gustawa adama alfreda (1838–1839),
teodora (1841–1842), Mariannę Ewę Karolinę Rozalię (1845), Wandę Dorotę
Ewę Walerię (1850). stosunki Matyldy Herzog i jej dawnej opiekunki ułożyły się
chyba poprawnie, sędziwa hrabina Engeström przyjeżdżała bowiem z Jankowic
do Poznania, gdzie w kościele pw. św. Wojciecha trzymała do chrztu dzieci swojej
wychowanki. Herzogowie ok. 1860 roku opuścili Poznań i przenieśli się na Śląsk do
Cieplic (Bad Warmbrunn, dziś część Jeleniej Góry), gdzie oboje zmarli11.
Maksymilian natomiast przed 1837 rokiem ożenił się z teresą Brodnicką (zm.
1873), córką Karola, dziedzica Wilkowa, i Franciszki z Kierskich. ze związku ze
szwedzką baronówną miał wspomnianego już syna (nie wiemy, z kim pozostał
po rozstaniu się rodziców), z drugą zaś żoną m.in. Franciszka Witolda (1837),
Henryka (1838–1882), Emilię Dorotę (1842–1852), Klaudynę Franciszkę (1842)
oraz Weronikę aleksandrę (1843–1852). zmarł przed 1873 rokiem w Marienbadzie
(Mariánské Lázně)12.
Równie nieszczęśliwa w małżeństwie była siostra Maksymiliana, Urszula
teresa turno z domu Prusimska. Urodziła się na zamku w Goraju w 1787 roku.
Życie jej rodziców koncentrowało się w owej posiadłości, a także w sędzinach
pod Bukiem oraz w Poznaniu, gdzie chrzcili swoje dzieci. Ciekawą charakte-
rystykę Katarzyny Prusimskiej, matki Urszuli, nakreślił Franciszek Gajewski
z Błociszewa: „Jakżebym mógł zapomnieć o pani Prusimskiej i o jej bracie
rodzonym kanoniku Chłapowskim13. Już wyginął całkowicie typ oryginałów
7 Wohnungs-Anzeiger für die Provinzial-Hauptstadt Posen auf das Jahr 1845, s. 56.
8 W domu doktorostwa Herzogów przy ul. Berlińskiej mieszkał przybyły w 1840 r. do Poznania Jędrzej
Moraczewski wraz ze swoją siostrą Bibianną, pisarką. ich salon kulturalny był jednym z najbardziej zna-
nych w Poznaniu. zob. J. Łoś, Na paryskim i poznańskim bruku, Kórnik 1993, s. 71.
9 Adress-Kalender für die Stadt Posen auf das Jahr 1848, s. 30.
10 M. Motty, Przechadzki po mieście, t. 1, Poznań 1999, s. 243.
11 tamże.
12 aaP, akta parafii Bytyń, sygn. PM 33/19, s. 67, nr aktu 26.
13 Chodzi o ks. Feliksa (Felicjana) Chłapowskiego (ok. 1766–1828), syna Jana i Franciszki z zakrzewskich,
od 1786 r. kanonika poznańskiego, brata Rozalii hr. Engeström oraz Katarzyny Prusimskiej.
Dziewiętnastowieczne sprawy małżeńskie szlachty…
129
tego rodzaju. oboje słynęli z oryginalności. Ksiądz kanonik z kuchni i piw-
nicy, jego siostra z praktycznego rozumu i wesołej rubaszności. nienawidziła
francuszczyzny, chociaż się sadziła na rozmowę z Francuzami. Dom jej był
schadzką całej młodzieży, tam bowiem panowało sans gene w najobszerniej-
szym znaczeniu słowa, hulano, piło się, w karty grano, hałasowano, tańcowano,
co kto chciał. Pani Prusimska mogła liczyć około 45 lat życia, gdym został w jej
dom wprowadzony, zażywała tabakę, piła poncz i wino, grała w mariasza z pro-
boszczem, a z nami w faraona”14. Wesoła i towarzyska dla gości, dla swojego
potomstwa pani Prusimska bywała surowa i zasadnicza. Przykłady niektórych
zachowań nakreśliła w 1808 roku w piśmie do Konsystorza jej córka Urszula.
Przytoczyła w nim kilka przykładów z życia, ukazujących wychowanie szla-
checkich córek na przełomie XViii i XiX wieku. Dziewczynki były chowane
twardą ręką, karcone, nawet bite, nie mogły decydować o własnej przyszłości
i nie miały nic do powiedzenia w kwestii małżeństwa, które bez ich wiedzy
bywały układane. o ile brat Urszuli, Maksymilian, miał możliwość wyboru
małżonki ze swojej sfery i mógł ożenić się z kobietą, którą kochał, o tyle jego
siostra takiego szczęścia już nie miała. Jej mężem wbrew jej woli został adam
turno (1775–1851), syn generała majora wojsk koronnych Jana Kazimierza
i Korduli z Gorzeńskich. „W roku 1802 dnia 20 stycznia15 – pisała w swym
powództwie z 1808 roku Urszula – zawarłam z urodzonym adamem turno
teraźniejsze nader dla mnie nieszczęśliwe zamęście moje. nieprzezwyciężony
wstręt do męża mego i zmartwienia moje ustawiczne stąd wynikające znie-
walają mnie teraz do rozpoczęcia procesu rozwodowego. skargę moją o ogło-
szenie nieważności ślubu gruntuję na tym, iż ja do zamęścia tego przez matkę
moją urodzoną Katarzynę z Chłapowskich przymuszoną zostałam. nie mając
jeszcze lat 15 zupełnych, kiedym się w adiutancie króla holenderskiego p. Flau16
pokochała, który starał się o mnie i nalegał mocno na matkę moją o wydanie
mnie za mąż. Ja życzyłam sobie bardzo mieć p. Flau za męża, lecz matka moja
wybrała sobie teraźniejszego za męża mojego i tak przymuszoną byłam do ślu-
bowania Jemu”17.
Małżeństwo zostało zaaranżowane przynajmniej sześć lat wcześniej. Wiedzieli
o tym zamyśle wszyscy, łącznie z służbą. Urszula wspomniała bowiem: „Kiedy kto
do guwernantki mojej powiedział: panna Urszula może pójść szczęśliwiej za mąż,
to pani Victor zawsze odpowiedziała na to: choćby i miliony miał, wszelako panna
Urszula nikogo innego mieć mężem nie będzie jak tylko pana turna”18. Ceremonia
14 D. Chłapowski, Chłapowscy. Kronika rodzinna, Warszawa 1998, s. 48; Pamiętniki Franciszka z Błociszewa
Gajewskiego pułkownika wojsk polskich (1802–1831), t. i, Poznań 1913, s. 131 i n.
15 Ślub został zawarty w 1803 r. (nie w 1802 r. – jak podają to oboje małżonkowie) w kaplicy w sędzinach
i wpisany do księgi ślubów parafii Buk.
16 Król holenderski to Ludwik Bonaparte, który panował w Holandii w latach 1806–1810. „Pan Flau” to być
może jego adiutant w latach 1801–1803 – Charles Joseph Flahaut (1785–1870), nieślubny syn talleyranda,
wsławiony licznymi romansami, m.in. z Karoliną Murat (siostrą napoleona), anną Potocką (podczas kampa-
nii w Polsce 1806–1807), potem zaś z królową holenderską Hortensją (żoną Ludwika), z którą miał syna; pod-
czas wojen napoleońskich dosłużył się stopnia generała, w czasach ii Cesarstwa Francuskiego był dyplomatą.
17 aaP, sygn. Ka 2563.
18 tamże.
Joanna Lubierska
130
zaślubin nie była dla młodej narzeczonej radosnym wydarzeniem. W tym dniu
matka dziewczyny, zapewne wierząc, że po ślubie wszystko się ułoży: „Prowadziła
mnie do kaplicy sędzińskiej, powtarzając mi swoją nieodmienną wolę, abym ślub
wzięła z panem turnem, ja płakałam i błagałam Boga o uwolnienie mnie od tako-
wego nieszczęścia”19. Panna młoda przepłakała ceremonię w kościele. Później było
niewiele lepiej. Małżeństwo nie układało się dobrze, jednak Urszula, nauczona od
dziecka posłuszeństwa, bała się podjąć jakąkolwiek decyzję. „Ja chciałam odjechać
od męża, widząc humory nasze coraz niezgodniejsze, lecz 2 mile od nas miesz-
kała matka moja, bałam się przeto do takich kroków przystąpić, aż na ostatek mąż
mój sam mnie oświadczył, jeżeli ja jego nie odjadę, to mnie odeśle. Poznawszy
w ciągu tego nieszczęśliwego małżeństwa, że i mąż często ode mnie odjeżdżał,
bojąc się, aby zdrowie na zgryzotach podobnych nie cierpiało, odjechałam w dzień
1go kwietnia od męża mojego”20.
Dodajmy, że adam turno nie był dobrym gospodarzem. Posiadał wpraw-
dzie liczne dobra, m.in. oporowo, Więckowice pod Poznaniem i Lubonię pod
Lesznem. nazywany był jednak „szlachcicem bez ziemi”, gdyż tak nieszczęśli-
wie gospodarował swoimi majątkami, nabywając je, sprzedając i dzierżawiąc, że
w konsekwencji wszystkie stracił. Brał udział w kampaniach napoleońskich, był
kapitanem gwardii, odznaczonym Legią Honorową21. Urszula i adam turnowie
mieli troje dzieci: Wincentego Henryka Jana (1803), aleksandrę (aleksandrynę)
Katarzynę (1805)22 oraz Pelagię Donatę (1806). Po stwierdzeniu nieważności ich
małżeństwa Urszula poślubiła gen. aleksandra Jana d’alfonce’a23, z którym miała
przynajmniej sześcioro dzieci urodzonych już w Warszawie. Byli to: aleksander
aleksy adolf (1810), tadeusz Włodzimierz (1812), artur (1815), Jan Kazimierz
stanisław (1820), Felicjan aleksander (1820) oraz antoni stanisław (1823–1823).
adam turno drugiej rodziny nie założył. zmarł w objezierzu u syna Wincentego
w 1851 roku.
na przełomie XViii i XiX wieku we wspomnianych już podpoznańskich
Jankowicach mieszkał hrabia Lars von Engeström, szwedzki polityk, dyplo-
mata i ambasador. Był życzliwy Polsce, którą wybrał na swoją drugą ojczyznę,
i popierał wszelkie próby uniezależnienia się od Rosji. W 1790 roku po róż-
nych przeszkodach ożenił się z wielkopolską szlachcianką Rozalią Chłapowską,
która w 1791 roku obdarzyła go pierworodnym synem: „Dnia 28 Lipca pani
Engeström powiła mi syna; ochrzczono go w domu pani krakowskiej, siostry
19 tamże.
20 tamże.
21 a. Kwilecki, Wielkopolskie rody ziemiańskie, Poznań 2010, s. 344 i n.
22 nazywaną adyną i znaną z wieloletniej bliskiej relacji z Pawłem Edmundem strzeleckim, podróżnikiem
oraz odkrywcą.
23 Rodzina pochodzenia francuskiego, osiadła w Polsce w połowie XViii w. Gen. aleksander Jan d’alfonce
(1779–1857) był wojskowym. służył w wojsku Księstwa Warszawskiego (za kampanię 1807 r. otrzymał
krzyż Virtuti Militari) i Królestwa Polskiego, po upadku powstania listopadowego w służbie rosyjskiej.
W 1840 r. otrzymał od cara szlachectwo i herb „sentomierski” (od rodowego gniazda saint-omer we Fran-
cji). Dokumentacja tej nobilitacji (wraz ze wzorem herbu) spłonęła w aktach Heroldii Królestwa Polskiego,
http://herbarzpojezierza.pl/rodziny-ziemianskie/dalfonce-de-saint-omer-herbu-sentomerski/ [dostęp:
24 X 2017].
Dziewiętnastowieczne sprawy małżeńskie szlachty…
131
królewskiej24. Król polski do chrztu go trzymał. Dano mu imiona Gustawa
stanisława. Było to pierwsze dziecię protestanckie, którego król polski został
chrzestnym ojcem, nasz pastor luterański niezmiernie był tem rozradowany”25.
syn Larsa i Rozalii, Gustaw stanisław Engeström, nie tylko nie poszedł w ślady
ojca, ale wyrzekł się polskości i wybrał służbę na rzecz Rosji. służył w królew-
skiej gwardii szwedzkiej, armii pruskiej, wojsku polskim (po utworzeniu tzw.
Królestwa Kongresowego w 1815 r.), wreszcie w armii carskiej. zmarł w 1850
roku jako komendant twierdzy Baku nad Morzem Kaspijskim26. Miał dwie żony.
Pierwszą z nich była córka pruskiego generała, ewangeliczka augusta Wilhelmina
von Bardeleben, z którą miał syna Edmunda (1819)27.
Po cywilnym rozwodzie z augustą, który nastąpił w 1824 roku w sądzie zie-
miańskim we Wschowie, w 1828 roku ożenił się z Leokadią Gajewską, córką sta-
rosty ośnickiego Bonawentury, która urodziła mu syna Wawrzyńca (1829–1910).
Po sześciu latach związku druga żona wniosła sprawę o stwierdzenie nieważności
małżeństwa. Leokadia z czasem nabyła pewności, że jej związek z mężem nie powi-
nien w ogóle zostać zawarty, gdyż pierwsze małżeństwo zostało rozwiązane tylko
w sposób cywilny, pierwsza żona zaś nadal żyła i miała się dobrze. Dodatkowo
hrabia porzucił drugą żonę, która do Konsystorza pisała m.in.: „Bo pozwany jest
z urodzenia szwedem, a chociaż tu po ożenieniu się ze mną u matki swej J.W.
Ministrowej Engestroem w Jankowicach zamieszkał, jednakowoż tenże po zawar-
tym małżeństwie mi zataił, że tu w kraju zostać się nie zamyśla, jako też zaiste
przed więcej jak 4 laty za granicę się udał, nawet i nie wiadomo, gdzie się znajduje,
gdy w Petersburgu już go nie ma”28. Ponieważ miejsce pobytu hrabiego pozosta-
wało nieznane, w prasie zaczęły pojawiać się anonse informujące o kolejnych ter-
minach postępowania29. sąd podzielił wątpliwości hrabiny i w i instancji zapadł
w Poznaniu wyrok uznający małżeństwo za nieważne. Jednakże obrońca węzła
małżeńskiego złożył apelację i sprawa trafiła przed sąd gnieźnieński. Postępowanie
nieco się skomplikowało, gdyż doszły do sądu wieści, że może być to już trzecie
małżeństwo hrabiego zakończone rozwodem i że przed Wilhelminą był już żonaty.
Powstawało więc pytanie, które z poprzednich małżeństw było ważne, a które nie.
Po pochyleniu się i nad tą kwestią w 1837 roku ostatecznie uznano małżeństwo za
nieważne i Leokadii pozwolono wstąpić w inny związek małżeński. Pamiętnikarz
Józef Łoś spotkał ją w 1855 roku i scharakteryzował w następujący sposób: „Ciekawa
to i dość charakterystyczna ta pani Engeström. Wdowa po owym generale rosyj-
skim, którego w czasie rewolucji o mało nie powieszono […], dochowała się z nim
24 izabela Elżbieta Poniatowska (1730–1808) – córka stanisława Poniatowskiego i Konstancji z Czarto-
ryskich, siostra króla stanisława augusta Poniatowskiego, żona Jana Klemensa Branickiego, kasztelana
krakowskiego (stąd „pani krakowska”), hetmana wielkiego koronnego, potem zaś gen. andrzeja Mokro-
nowskiego, starosty ciechanowskiego.
25 W. Engeström, Pamiętniki Wawrzyńca hr. Engeströma, Poznań 1875 (Pamiętniki z ośmnastego wieku,
t. XV), s. 138.
26 a. Kwilecki, dz. cyt., s. 100.
27 tamże.
28 aaP, akta Konsystorza, sygn. Ka 1463.
29 „Gazeta Wielkiego Xięstwa Poznańskiego” 1835, nr 127, s. 652.
Joanna Lubierska
132
syna i ożeniła go, jak mówią majętnie30. sama osiadła w Poznaniu. Dochody tej
pani osobiste są nader podobno szczupłe, stąd zawsze jest w potrzebie pieniędzy
i ciągle zajęta jest zaciąganiem pożyczek. […] W chęci zarobienia mniej na sławę
jak na talary, chwyciła za pióro, a idąc za przysłowiem, że kto z Bogiem, z tym
Bóg, zaczęła od książki do nabożeństwa”31. Hrabina osiadła w Poznaniu, gdzie
poświęciła się wychowywaniu jedynego syna. Rodziny już nie założyła. zmarła
w 1863 roku w mieszkaniu przy ul. nowe ogrody (ob. ogrodowa) 5.
Kolejny przykład to małżeństwo zawarte w 1805 roku w Wytomyślu mię-
dzy Brygidą sczaniecką, starościanką średzką, córką sylwestra i anastazji
ze skórzewskich, a hrabią Mikołajem Mielżyńskim (1780–1842), synem
Maksymiliana i Konstancji z Hutten-Czapskich. także w ich przypadku poży-
cie nie układało się pomyślnie. ojciec Mikołaja był właścicielem olbrzymiej for-
tuny, którą po jego śmierci w 1799 roku odziedziczyli trzej synowie. stanisław
dostał w spadku Pawłowice, Poniec, Łaszczyn i Gołańcz. Jego bratu Mikołajowi
przypadły w udziale m.in. Żytowiecko, Łęka Mała, Karczewo, klucz zduński
z Baszkowem i kamienica w Poznaniu. najmłodszy z braci tomasz (wówczas
jeszcze niepełnoletni) zmarł cztery lata później. trzej bracia oraz ich siostra
Katarzyna byli także współwłaścicielami Rąbinia, który został później sprzedany
Józefowi Chłapowskiemu z turwi32. nie wiadomo, czy małżeństwo Mielżyńskich
było wynikiem układów rodzinnych, czy jednak uczucia. Faktem jest, że po pra-
wie 30 latach wspólnego pożycia hrabina Mielżyńska zdecydowała się wystąpić
o separację. Jak zeznała, mąż od początku małżeństwa źle ją traktował, krzyw-
dził słowami, obrzucał wyzwiskami (z których „szelma” i „bestia” można zaliczyć
do łagodniejszych), i to nie tylko w domu, ale także w miejscach publicznych.
Upokorzenia dotykały ją także w obecności służących, którzy widząc brak sza-
cunku ze strony męża, sami również pozwalali sobie na niestosowne zachowa-
nia względem hrabiny. Powodem złego humoru i prowokowanych kłótni mogło
być dosłownie wszystko: „W miesiącu maju rb. przewiózłszy różne nasze effekta
i meble z Baszkowa do Gnina pod Grodziskiem, trudniłam się wypakowywaniem
tych efektów. Przy tej okazji spostrzegł mój małżonek, że u jednej filiżanki uszko
było złamane, a przez to wpadłszy w największą pasję, nie tylko mnie i poma-
gające mi osoby wyzywał słowami »szelmy«, »głupie« itp., lecz też ową filiżankę
taką mocą i z takim hałasem o ziemię rzucił, żem ja, stojąc na krzesełku i szkło
na szafie układając, od przelęknienia ledwie z krzesełka nie spadła”33. Były to kłót-
nie o drobiazgi, ale rozstanie Mielżyńskich przypieczętował zdaje się wyjazd do
Cieplic. oboje udali się tam dla poratowania zdrowia; hrabia był dotknięty para-
liżem, hrabina cierpiała zaś na „kurcze żołądka”. Po kłótni z mężowskim kamer-
dynerem Mikołaj zarządził natychmiastowy powrót Brygidy do domu, każąc służ-
bie przenieść ją do powozu. Kiedy osłabiona chorobą i podróżą przyjechała do
Gnina, zamknęła się w swoich pokojach, do których dostęp miała tylko zaufana
30 Żoną hrabiego Wawrzyńca Engeströma (1829–1910) została Jadwiga Borzewska (1831–1908) z turzna
pod toruniem, córka antoniego Grzegorza Feliksa z Ugoszcza i Julii z Piwnickich.
31 J. Łoś, dz. cyt., s. 259.
32 http://www.krzemieniewo.net/viewpage.php?page_id=431 [dostęp: 12 Xii 2017].
33 aaP, akta Konsystorza, sygn. Ka 2049.
Dziewiętnastowieczne sprawy małżeńskie szlachty…
133
służąca. nikogo nie przyjmowała i nigdzie nie bywała. Po kilku dniach zjechał
poirytowany małżonek, który nie chcąc rozmawiać przez zamknięte drzwi, próbo-
wał dostać się do jej pokojów. Hrabina nie przyjęła męża, więc ten, rozsierdzony,
kazał jej wynosić się z domu. Jeden ze służących zeznał: „Hrabia nie mówił, aby
nazajutrz najpóźniej do 10-tej godziny z Gnina wyjeżdżała, lecz aby na drugi dzień
do 10-tej były mu wszystkie pokoje pootwierane, inaczej odgrażał jej, że jeżeli tego
nie uczyni, każe sześciu chłopom przyjść, fornalowi zajechać i ją do Poznania do
szaretek34 jako wariatkę odesłać lub do matki odwieźć”35. nakazał jej też oddać
uprzednio wszelkie „effekta, klucze i dokumenta”. na odprawienie kamerdynera,
który był Brygidzie nieprzychylny i donosił na nią, Mikołaj nie chciał przystać, ale
jednocześnie nakazał służbie, by żonie na niczym nie zbywało, tak w kuchni, jak
i w pieniądzach. Jeden ze świadków mówił, że „charakter pozwanego jest bardzo
dobry i łagodny, tylko w momencie gniewu jest nader prędkim”36.
Brygida, zmuszona do opuszczenia domu, udała się do Poznania, gdzie leczyła
się kilka miesięcy u doktorów Wolffa i Marcinkowskiego. Mikołaj zamieszkał zaś
w Karczewie. Próbowano pogodzić małżonków, ale raz nie stawiła się Brygida, raz
Mikołaj i do ugody nie doszło. sprawa toczyła się trzy lata w dwóch instancjach, aż
w końcu w 1837 roku sąd prosynodalny przyznał hrabinie rację i orzekł separację.
Mikołaj zmarł pięć lat po ogłoszeniu wyroku w 1842 roku w Karczewie, natomiast
Brygida w 1859 roku w Poznaniu, w domu przy ul. Garbary 52. Pochowana została
w krypcie rodowej w Pawłowicach. Pozostawiła dwoje dzieci: teodozję (1807–
1878), dwukrotną wdowę po braciach Dzieduszyckich: ignacym sewerynie oraz
Henryku sewerynie ignacym, oraz syna aleksandra Mielżyńskiego (ok. 1813–
1885), męża Katarzyny Potulickiej.
W drugiej poł. XiX wieku osiadła w Poznaniu bratanica Brygidy, Laura
Hutten-Czapska (1815–1875) – właściwie Eleonora Brygida Elżbieta z hrabiów
Mielżyńskich, 1o voto Czarnecka, 2o voto Czapska, córka generała stanisława
Kostki Mielżyńskiego (1778–1827) i jego żony Prowidencji z zarembów. Matka
Laury po przedwczesnej śmierci męża przekazała zarząd majątkiem innym oso-
bom, zrzekła się notarialnie opieki nad dziećmi i osiadła w Poznaniu w domu przy
ul. Wrocławskiej. Dziećmi się nie zajmowała, córki wysłała na pensję, a następnie
szybko wydała za mąż. „Do Berlina wysłała ją matka, gdy miała zaledwie jede-
naście lat i pewnie ciężko jej było rozstawać się z rodzinnym domem. Jej matka,
generałowa Mielżyńska, nie znosiła jednak sprzeciwu, uchodziła powszech-
nie za osobę niezwykle stanowczą i surową. owa energiczna dama, która jak
wiele innych polskich pań wolała po śmierci męża, zamiast na wsi, mieszkać
w Poznaniu, trzymała czworo swoich dzieci w ryzach i ostrym domowym rygo-
rze. najmłodsza z nich, Laura, była za młodu wątła i chorowita. Już wówczas
odznaczała się dużą urodą, tak w rodzinie Mielżyńskich powszechną”37. W 1833
roku hrabianka Laura zawarła w poznańskiej parafii św. Marii Magdaleny zwią-
zek małżeński z pochodzącym z Wołynia Karolem Czarneckim (ok. 1804),
34 Chodzi o szarytki, czyli zgromadzenie sióstr Miłosierdzia św. Wincentego à Paulo.
35 aaP, akta Konsystorza, sygn. Ka 2049.
36 tamże.
37 s. Leitgeber, O życiu towarzyskim w Wielkopolsce w XIX i XX wieku, jak je pamiętam, Poznań 2001, s. 72.
Joanna Lubierska
134
synem Floriana, kasztelanica bracławskiego i anny ze skarżyńskich. Przybył on
do Wielkiego Księstwa Poznańskiego z wojskami polskimi jesienią 1831 roku, po
wojnie z Rosją. Jako powstaniec został pozbawiony majątku i musiał opuścić zie-
mie cesarstwa rosyjskiego. zatrzymał się w Błociszewie u tamtejszego dziedzica,
swojego stryja antoniego Czarneckiego, krajczego koronnego38. Jak to się stało, że
dziedziczka takiej fortuny poślubiła wygnańca bez grosza przy duszy, trudno dziś
dociec. Laura i Karol po ślubie osiedli w smogulcu, który wraz z kluczem goła-
nieckim był częścią jej dóbr posagowych. W 1834 roku przyszła na świat jedyna
córka tej pary, Maria Eleonora anna Czarnecka.
Po niespełna piętnastu latach małżeństwa do Konsystorza wpłynęło pismo od
prawnika pani Czarneckiej z pozwem przeciwko mężowi. Główną kwestią, na której
się w nim skoncentrowano, było domicilium originis i domicilium habitationis, czyli
kwestia stosunku miejsca pochodzenia i miejsca zamieszkania małżonków przed
ślubem a miejsce zawarcia związku małżeńskiego. narzeczony mieszkał wszak
w Błociszewie, panna młoda była z Pawłowic, ślub zaś miał miejsce w Poznaniu.
na tej podstawie próbowano uznać małżeństwo za nieważne. adwokat hrabianki
podnosił również kwestię roztrwonienia większej części majątku żony przez
oskarżonego, a także jej złe traktowanie (wyzwiska, bicie i poniżanie). na końcu
znalazło się też najcięższe oskarżenie, a mianowicie, że Karol Czarnecki „dopuścił
się zbrodni kalającej przyrodzenie i pociągającej za sobą ohydną i kalającą karę
wedle § 1069 seg. tyt. 20 cz. ii Prawa Powszechnego Krajowego Pruskiego”39.
napisano wprost, że chodzi o „pederastię” i podano nazwiska siedmiu świadków,
którzy częściowo byli ofiarami, a częściowo świadkami zachowań Czarneckiego.
na początku procesu mąż Laury mieszkał w wynajętym na kilka lat mieszkaniu
w Poznaniu przy Grobli 8/9, a następnie został osadzony w więzieniu sądu ziem-
skiego w Wągrowcu. Być może miało to związek z wydanymi w 1847 roku przez
władze pruskie listami gończymi za Czarneckim, w których oskarżano go o nie-
obyczajne zachowanie40.
Chcąc wyjaśnić kwestię miejsca zamieszkania małżonków przed ślu-
bem, na świadków wezwano do Poznania proboszczów z Błociszewa
i Pawłowic, księdza z poznańskiej fary oraz dwie służące, pracujące niegdyś
w Pawłowicach, a obecnie mieszkające w Poznaniu. Jedna z nich zeznała, że
hrabianka Mielżyńska prawie w ogóle w Poznaniu nie bywała. Przebywała
gównie w Łaszczynie u pani sczanieckiej41 lub w Poniecu u pani Mycielskiej42,
następnie zaś została oddana na pensję do Berlina, a do Poznania do miesz-
kania matki przy ul. Wrocławskiej przyjechała na kilka tygodni przed ślubem,
głównie w celu skompletowania wyprawy. Wyrok sądu i instancji zapadł po
myśli Laury, lecz mąż nie zgadzał się z zarzutami i skierował do sądu bardzo
38 tamże.
39 Przywołany paragraf 1069 głosił: „sodomia i inne grzechy nienaturalne, które dla ich bezecności
nie mogą tu być wymienione; wymagają całkowitego pamięci onych wytępienia” (Prawo krajowe, t. iV,
Rozdział 20 – O występkach i karach, Poznań 1826, s. 657).
40 s. Leitgeber, dz. cyt., s. 71.
41 Filipina z hr. Mielżyńskich sczaniecka (1807–1857), żona ignacego, starsza siostra Laury.
42 Elżbieta z hr. Mielżyńskich Mycielska (ok. 1801–1857), żona Ludwika, najstarsza siostra Laury.
Dziewiętnastowieczne sprawy małżeńskie szlachty…
135
obszerne, kilkunastostronicowe i szczegółowe wyjaśnienia. sąd ii instancji
oddalił skargę powódki i uznał ją za bezzasadną, wreszcie wyrokiem sądu pro-
synodalnego przywrócono moc obowiązującą wyrokowi i instancji. Całość
postępowania trwała ponad dwa lata.
W 1850 roku w Pawłowicach hrabianka Laura wyszła za mąż za administra-
tora jej rozległych dóbr, Józefa napoleona Hutten-Czapskiego (1797–1852). z tego
związku na świat przyszedł Bogdan Franciszek serwacy Hutten-Czapski (1851–
1937), późniejszy polityk pruski, burgrabia Cesarskiego zamku Poznańskiego
i prezydent związku Polskich Kawalerów Maltańskich. Drugie małżeństwo Laury,
choć szczęśliwsze, trwało niespełna trzy lata. Jej mąż zaraził się cholerą i niespo-
dziewanie zmarł w smogulcu. Po jego śmierci pani Czapska zamieszkała z dwoj-
giem dzieci w Poznaniu, w kamienicy Jędrzeja i Bibianny Moraczewskich, a po jej
sprzedaży w 1855 roku przeniosła się na ul. Bismarcka (ob. Kazimierza Kantaka).
nabyła tam obszerny dom otoczony od frontu dużym ogrodem, pełnym rzad-
kich krzewów i ozdobnych roślin, z rozciągającym się za domem dużym sadem.
Poznański salon Laury Hutten-Czapskiej słynął z gościnności. Bywali w nim
przedstawiciele rodzin Mielżyńskich, Mycielskich, Bnińskich i najwybitniejsi
ludzie w Wielkim Księstwie Poznańskim, jak arcybiskup Leon Przyłuski, august
Cieszkowski czy tytus Działyński, a także urzędnicy pruskiej administracji z rodzi-
nami. W jej ogrodach odbywały się liczne koncerty z płatnymi biletami wstępu,
podwieczorki i loterie fantowe, z których dochód przeznaczany był na cele chary-
tatywne. Kiedy syn Bogdan zaczął podrastać (córka Marianna była już wówczas
żoną Kazimierza Koczorowskiego), Laura zamieszkała z nim w szwajcarii, a także
w Paryżu, gdzie się kształcił. ostatecznie osiadła w Berlinie, gdzie w 1875 roku
zmarła43.
Kolejna sprawa nie wynikała z błędów formalnych czy też niedopasowania
charakterów. seweryn trąmpczyński (ok. 1801–1868), syn Wojciecha i Urszuli
Korytowskiej, nie powinien był bowiem nigdy stawać na ślubnym kobiercu. Jego
przyszła żona zofia nepomucena Czachórska (1805–1891) była córką Rocha
i Barbary, dawnych posesorów wsi Garby w podpoznańskiej parafii spławie.
Przed ślubem mieszkała w Radolinie w powiecie konińskim u swej ciotki zuzanny
z Czachórskich, wdowy po Michale Kalksteinie, i nie wiedziała o kłopotach zdro-
wotnych swojego przyszłego małżonka: „z sewerynem trąmpczyńskim zawar-
łam ślub małżeński w Myśliborzu w Królestwie Polskim dnia 13 lutego 1828 roku
[…]. Żyjąc z nim wspólnie lat sześć, żadnych dzieci ze mną nie spłodził, albowiem
mając rupturę w dolnych częściach, społeczności małżeńskiej dopełnić nie był
w stanie. Ja jestem tak usposobiona, iż wielką chęć mam do uzyskania własnego
dziecka i poczytałabym się za najszczęśliwszą, gdybym miała potomka, z tym
wszystkim, widząc obecnego małżonka wcale do tego nieusposobionego, nie ina-
czej jak znienawidzieć go musiałam, długo byłam cierpliwa i wszystkiego, co było
potrzebnym, użyłam, oczekiwałam tego przez lat 6, lecz wszystko było nadarem-
nym, ile że choroba jego jest nieuleczoną. Chorobę tę miał już przed zawarciem
ślubu, o której ja nie wiedziałam”44. Wezwany na konsultację poznański lekarz,
43 s. Leitgeber, dz. cyt., s. 75.
44 aaP, akta Konsystorza, sygn. Ka 2582.
Joanna Lubierska
136
dr Ludwik Gąsiorowski, zapisał w swej opinii: „Bo chociaż ma bardzo znaczną
przepuklinę, to takowa, jak doświadczenie uczy, może się tylko stać niejaką
zawadą, lecz nie zupełną przeszkodą”45. Po takiej opinii Konsystorz oddalił skargę
powódki. zofia trąmpczyńska nie zgodziła się z tym i podkreślała: „Pożycie
z mężem, którego nienawidzę, było grzeczne i polityczne, wiele niedogodności
znosiłam wskutek zasad, które mi dali przy wychowaniu religijnym od dzieciń-
stwa. Czy to taka jest nagroda kobiety, która sobie dobrze postępuje, aby w ten
czas, kiedy potrzebuje opieki prawa religijnego, Prześwietny Konsystorz odrzucił
całkiem jej sprawiedliwe prośby. Proszę bardzo Prześwietnego Konsystorza, aby
się chciał przekonać o prawdziwym stanie mego położenia i nie odmawiał mi
opieki i pomocy. W przeciwnym zaś razie za nic nie ręczę, do czego mnie teraź-
niejsze położenie doprowadzić może”46.
obawiając się kolejnego, niepomyślnego wyroku, zofia wynajęła poznań-
skiego prawnika Krauthofera47, który w jej imieniu napisał kolejną skargę. z jej
treści można się jedynie domyślać, jak bardzo była to dla niej przykra sprawa.
Wzywano na konsultacje kolejnych lekarzy, w tym również akuszerkę, która
świadczyć miała o „panieńskim stanie” powódki. okazało się, że małżeństwo
nigdy nie zostało skonsumowane. Po kolei nad problemem pochylali się lekarze:
dr arnold i dr Leviseur, na końcu wezwano dra Herzoga48, męża wspomnianej
wyżej Matyldy de Bruce, 1o voto Prusimskiej. Upokarzające badania ginekolo-
giczne przyniosły jednak zamierzony efekt. Wyrokiem sądu ii instancji w Gnieźnie
z 1846 roku uznano małżeństwo za niebyłe i nieobowiązujące. zofii dozwolono
wstąpić w kolejny związek małżeński, sewerynowi tego zabroniono. Cała sprawa
trwała osiem lat49. seweryn trąmpczyński rodziny nie założył i zmarł na podagrę
w 1868 roku w Rusiborzu. zofia z Czachórskich trąmpczyńska, która wiele lat
walczyła o macierzyństwo, jak na ironię zmarła samotnie w ostatni dzień 1891
roku w zakładzie Garczyńskiego w Poznaniu50. Drugi raz za mąż już nie wyszła.
W 1860 roku w Mietzelchen (ob. Mycielin w gminie Dźwierzuty) w Prusach
Wschodnich hrabia napoleon Juliusz Dąmbski rodem z Kaczkowa w powiecie
inowrocławskim zawarł związek małżeński z Berthą baronówną von Restorff. Po
jakimś czasie trafiła do poznańskiego Konsystorza jako ii instancji prośba o stwier-
dzenie nieważności małżeństwa. Jak zeznał małżonek w swoim piśmie, jego
dziadek Cezar hrabia Wartensleben miał dwie córki. Pierwsza z nich, Fryderyka
Wilhelmina Charlotta Julianna augusta Bernhardina Ernestyna izabella hra-
bianka Wartensleben (1810–1885), znana jako Bernardyna, w 1828 roku poślubiła
45 tamże.
46 tamże.
47 zapewne chodzi o Jakuba Krotoskiego-Krauthofera (1806–1852), działacza politycznego i prawnika,
prowadzącego w latach 30. XiX w. kancelarię prawną w Poznaniu.
48 Męża Matyldy de Bruce 1o voto Prusimskiej.
49 aaP, akta Konsystorza, sygn. Ka 2557.
50 Budynek zakładu Dobroczynności Garczyńskiego został nabyty z funduszy tadeusza Rautenberg-Gar-
czyńskiego, właściciela dóbr zbąszyńskich. Powstał w 1873 r. i działał do końca i wojny światowej, przezna-
czony był dla ludzi samotnych i starszych. zob. http://www.orsk.ump.edu.pl/pl/szpital/historia_ szpitala/
historia_szpitala.htmlp [dostęp: 12 Xii 2017].
Dziewiętnastowieczne sprawy małżeńskie szlachty…
137
apolinarego hrabiego Dąmbskiego (1802–1866), z którym miała m.in. napoleona
Juliusza (1838–1892). Druga z nich, Emilia Fryderyka Julianna Karolina
Leopoldyna Henryka Maria hrabianka Wartensleben, wyszła w 1812 roku za
Ludwika barona Restorff. z tego związku przyszła na świat Bertha Bernhardina
Maria Emilia (1835–1917), późniejsza żona napoleona. Małżeństwo więc zostało
zawarte między kuzynami i stopnia, w dodatku bez wymaganej dyspensy. trudno
sobie wyobrazić, aby małżonkowie nie wiedzieli w chwili ślubu o swoim bliskim
pokrewieństwie. ten powód podano jako jedyny, choć może chodziło też o inne
kwestie, nieujawnione w pozwie. W 1872 roku małżonkowie uzyskali cywilny
rozwód w inowrocławiu. Rok później hrabia opuścił Wielkopolskę i przeniósł się
do Galicji, natomiast hrabina Dąmbska mieszkała w tym czasie w Krzepicach na
Śląsku. Dąmbscy uzyskali kościelne stwierdzenie nieważności małżeństwa w 1873
roku wyrokiem sądu ii instancji w Poznaniu. Proces kosztował hrabiego 31 tala-
rów i 25 srebrnych groszy. Kwoty tej nie był w stanie uiścić z powodu swego ubó-
stwa – jak uzasadnił w jednym z pism. W 1874 roku poślubił Jadwigę Laskowską51.
zmarł w 1892 roku w Krakowie52.
Dużo rzadszą sprawą, którą również zajął się poznański Konsystorz, była
rewalidacja (czyli przywrócenie) małżeństwa. Pismo w tej sprawie wystosował
w 1870 roku Feliks Matecki urodzony w 1840 roku w Dubinie, syn adama i anny
Łaszczewskiej, posesorów dóbr Dubinek, Domaradzice, szymanki, Góreczki
i innych. Jego żoną została Wanda Chłapowska, urodzona ok. 1851 roku, córka
ignacego, właściciela Bagrowa, i prawdopodobnie jego trzeciej żony Emilii
z Rożnowskich. Po śmierci męża, która nastąpiła w 1863 roku, Emilia Chłapowska
zamieszkała w Poznaniu przy ul. Długiej 853. Przebieg narzeczeństwa, jak i sposób
zawarcia małżeństwa tej pary był dość nietypowy, głównie z uwagi na podwójny
raptus puellae (porwanie dziewczyny), choć nie tylko. „W roku przeszłym [1869]
poznałem Pannę Wandę Chłapowską, pokochałem ją i w miesiącu lutym oświad-
czyłem to i jej matce w Poznaniu mieszkającej. zostałem przyjęty, nastąpiły
zaręczyny i wymiana pierścieni. nagle bez wiadomej mi przyczyny zrywa ten sto-
sunek matka, a nie mogąc u niej dobrocią nic wyjednać, odważyłem się na uprowa-
dzenie córki. W konińskim powiecie w Polsce po upływie kilku dni zostałem przez
władze tamtejsze przytrzymany, a uprowadzona córka matce wydana. Jeżeli sto-
sunek po wykradzeniu panny był drażliwy, to po odebraniu jej stał się nieznośny,
upór matki był nie do przełamania, przyszłość panny zaaranżowana, a we mnie
musiał się zrodzić obowiązek i choćby nawet tylko przez wdzięczność ratowania
panny porozumieliśmy się znowu, uprowadzenie nastąpiło powtórne, ale zaraz
potem ślub małżeński z sobą zawarliśmy”54. Ślub Feliksa i Wandy, być może z uwagi
na chęć uniknięcia nadmiernego zainteresowania, odbył się 5 czerwca 1869 roku
w parafii brata pana młodego, w której i on był zameldowany, tj. w Lubstówku
(k. Konina). Ksiądz udzielił spowiedzi, poświęcił obrączki, odprawił ceremonię,
51 http://www.sejm-wielki.pl/b/4.285.692 [dostęp: 10 Xii 2017].
52 „Dziennik Poznański” 1892, nr 88.
53 W księgach adresowych miasta Poznania z 1868, jak i 1872 roku Emilia Chłapowska nie figuruje. adres
zamieszkania wynika z pisma Feliksa Mateckiego do Konsystorza.
54 aaP, sygn. Ka 2018.
Joanna Lubierska
138
jednak wzbraniał się udzielić nowożeńcom błogosławieństwa. Młodzi małżonko-
wie pojechali więc do pobliskiej parafii w Lubotyniu. tam wysłuchali mszy, złożyli
przysięgę małżeńską i otrzymali błogosławieństwo. Po powrocie do Poznania pań-
stwo Mateccy zamieszkali u pani Chłapowskiej, teściowej Feliksa, w kamienicy
przy ul. Długiej 8. Ponieważ Wanda spodziewała się pierwszego dziecka, u mło-
dych małżonków pojawiły się wątpliwości, czy ich małżeństwo jest ważne. sąd po
rozpoznaniu nakazał małżonkom powtórzenie ślubu we właściwej parafii, jednak
w celu uniknięcia niepotrzebnego rozgłosu udzielił Mateckim indultu55 od wszyst-
kich trzech zapowiedzi, tak że „ślub ten może nastąpić w chwili, w której nikogo
więcej w kościele nie będzie, krom nowożeńców, właściwego proboszcza i dwóch
świadków”56. Wanda i Feliks Mateccy krótko po narodzinach pierworodnego
Lucjana (1870) pobrali się ponownie w poznańskiej parafii św. Marcina, a następ-
nie wyprowadzili do Recza w powiecie żnińskim, którego Feliks był posesorem.
tam też na świat przyszły kolejne dzieci: izabela (1871) i Felicja (1875). szczęście
rodzinne nie trwało długo. W 1884 roku w Królestwie Polskim zmarł Feliks57, nie-
spełna rok później, po długiej i ciężkiej chorobie, odeszła Wanda Matecka58.
Mimo nieszczęśliwego pożycia małżeńskiego i niepewnej przyszłości niektóre
kobiety decydowały się porzucić dotychczasowe, zazwyczaj wygodne ziemiańskie
życie, by uzyskać stwierdzenie nieważności małżeństwa. z pewnością nie była to
dla nich łatwa decyzja. Warunki życiowe kobiet rozwiedzionych (podobnie jak
i wdów), i to bez względu na przynależność stanową, ulegały wówczas diametral-
nej zmianie. niewiele z nich było w stanie udźwignąć administrowanie własnym
majątkiem, nie wszystkie zresztą taki posiadały, dlatego przeprowadzały się do
miasta. Było to korzystne rozwiązanie, zwłaszcza jeśli miały dzieci, którym trzeba
było zapewnić wykształcenie. opisane przykłady spraw małżeńskich toczących
się przed poznańskim Konsystorzem arcybiskupim ukazują życie XiX-wiecznej
szlachty przez pryzmat rodziny. Materiały te, niezwykle ciekawe i bogate w szcze-
góły obyczajowe, mogą być wykorzystywane do dalszych badań historycznych czy
socjologicznych. Powinny również stanowić interesujące uzupełnienie biografii
zasłużonych postaci historycznych.
55 indult – inaczej zezwolenie wydawane przez przedstawiciela władzy duchownej (np. papieża, biskupa) na
odstąpienie od przepisów obowiązujących w prawie kanonicznym.
56 aaP, sygn. Ka 2018.
57 „Dziennik Poznański” 1884, nr 262.
58 „Dziennik Poznański” 1885, nr 220.
139
Michał Mencfel
Poznań słynny z umiejętności
i sztuk pięknych
Edwarda i Atanazego Raczyńskich pragnienie „Nowych Aten”
I. Projekt
5 maja 1829 roku nastąpiła oficjalna inauguracja dostępnej publicznie biblioteki
w nowo wzniesionym pałacu Edwarda Raczyńskiego przy placu Wilhelmowskim
w Poznaniu. Jej przeznaczeniem było, jak czytamy w wydanym w lutym tegoż roku
statucie fundacyjnym, „aby w czytelni, która w tejże będzie urządzoną, każdy bez
różnicy osób w dniach i godzinach oznaczonych miał prawo z niej korzystać”. na
położonej po sąsiedzku działce trwały wówczas rozpoczęte rok wcześniej prace
nad budynkiem galerii, w której znaleźć się miały przede wszystkim, także ku
pożytkowi publicznemu, obrazy z niewielkiej jeszcze, ale już spektakularnie się
zapowiadającej kolekcji młodszego z braci Raczyńskich, atanazego. Galeria miała
służyć nie tylko zainteresowanej publiczności, ale także artystom – jako namiastka
akademii sztuki, o której powołanie daremnie wnioskował atanazy na sejmie pro-
wincjonalnym w 1830 roku. Żona Edwarda, Konstancja z Potockich, zamyślała
stworzyć w pałacu szeroko otwarty salon towarzyski, jedno z kulturotwórczych
centrów miasta. Projekt był więc bardzo ambitny, wymagał ogromnych nakładów
środków i sił, ale spodziewane korzyści – tak dla Poznania i jego mieszkańców, jak
i dla fundatorów – rekompensować miały wszelkie niedogodności: „twoja biblio-
teka i moja galeria będą nieśmiertelnymi tytułami do chwały”, pisał atanazy do
brata, świadom ogromnego potencjału symbolicznego założenia1.
a przecież biblioteka z galerią miała być dopiero pierwszą z wielkich inicja-
tyw podejmowanych przez braci Raczyńskich, zwłaszcza Edwarda, w Poznaniu.
„Ruszam – pisał Edward do atanazego, zapewne wiosną 1830 roku – pełen zapału
i ochoty, wielkie i zaszczytne zajęcie staje przede mną. skończyłem bibliotekę,
rozpoczynam wielkie przedsięwzięcie finansowe”2. z niedatowanego i zachowa-
nego tylko fragmentarycznie listu trudno wnioskować, jaką to inicjatywę Edward
zamierzał, ale istotny jest bijący z jego słów entuzjazm, wola działania. obszarów
jego aktywności, nawet w samym tylko Poznaniu, miało być bardzo wiele; na reali-
zację czekały wszak przykatedralna kaplica pierwszych władców Polski, wodo-
ciągi, studnia z posągiem Hygei – Konstancji Raczyńskiej…
1 z listu atanazego Raczyńskiego do brata Edwarda z 22 Xi 1824 r., archiwum Państwowe w Poznaniu
(dalej: aPP), Majątek Rogalin, sygn. 76, k. 142.
2 z listu Edwarda Raczyńskiego do brata atanazego, bd. [V 1830 r.?], aPP, Majątek Rogalin, sygn. 78, k. 102.
Michał Mencfel
140
tymczasem wielkie zamierzenie Raczyńskich udało się zrealizować tylko
w części. Biblioteka, mocą statutu fundacyjnego oddana przez założyciela mia-
stu, znakomicie, choć ze zmienną dynamiką, służyła – i służy – mieszkańcom
Poznania. sale galerii pozostały jednak puste, kolekcja atanazego nigdy do nich
nie trafiła. tym samym nie spełnił się zamiar ustanowienia w galerii nieformalnej
szkoły dla poznańskich, czy szerzej nawet: polskich, artystów. sprawy potoczyły się
szybko. Jeszcze w początkach 1832 roku pisał Edward motywująco do – widocz-
nie wahającego się nieco przed asygnacją kolejnych środków, bo snującego już
nowe życiowe plany – brata, powołując się na legendę wielkich florenckich mece-
nasów: „Jak ty, również i ja biorę pod rozwagę w pierwszym rzędzie koszta, ale
pamięć o Medyceuszach zachowała się do naszych czasów tylko za sprawą tego, co
uczynili dla sztuk, czas pochłonął resztę”3. tymczasem już dwa i pół roku później,
21 czerwca 1834 roku, żona Edwarda, Konstancja z Potockich, notowała ze smut-
kiem w znanym, wielokrotnie cytowanym liście do atanazego: „zatrzymałam
się w Poznaniu i spostrzegłam z żalem, że poznańscy Medyceusze zatrzymali się
w drodze i że nie będzie galerii”4. ale i Konstancji nie powiódł się plan uczynienia
z pałacu ważnego w przestrzeni miasta ośrodka życia towarzyskiego i kulturalnego:
„Pusto bywało – możemy chyba wierzyć felietoniście „Kuriera Poznańskiego” –
w salonach biblioteki Raczyńskich”5. także kolejne inicjatywy Edwarda przynosiły
mu więcej rozgoryczenia niż satysfakcji, aż do fatalnej sprawy posągów do kaplicy
Pierwszych Piastów na ostrowie tumskim, która – na ile możemy sądzić – była
główną przyczyną decyzji o samobójstwie w 1845 roku.
Dlaczego ambitny i fascynujący projekt braci Raczyńskich nadania impetu
życiu kulturalnemu Poznania, przekształcenia go w „nowe ateny”, uczynienia
słynnym „w całej Polsce, w całej Europie z umiejętności i sztuk pięknych”6, poniósł
fiasko? spróbujemy szerzej odpowiedzieć na to pytanie pod koniec naszego eseju.
tymczasem powiedzmy tylko tyle: w istotnym stopniu na przeszkodzie stanęła
sytuacja w kraju i Europie, bieg wydarzeń politycznych, także osobiste plany
i ambicje atanazego. ale i w samym zamierzeniu tkwił może od początku zalą-
żek niepowodzenia. Wyrastało ono bowiem z przekonania o aktualności pewnej
specyficznej formy kulturalnego mecenatu, nazwijmy go mecenatem możnowład-
czym – formy, która w ciągu wieku XiX stawała się coraz bardziej problematyczna
i mniej akceptowalna społecznie.
II. Fundatorzy
Bracia Edward i atanazy Raczyńscy urodzili się w Poznaniu, pierwszy –
2 kwietnia roku 1786, drugi – 2 maja 1788, jako dzieci Filipa Raczyńskiego
3 z listu Edwarda Raczyńskiego do brata atanazego, bd. [i 1832 r.?], aPP, Majątek Rogalin, sygn. 78, k. 322.
4 z listu Konstancji Raczyńskiej do atanazego z 21 Vi 1834 r.; archiwum Muzeum narodowego w Pozna-
niu, MnPa-1414-48, k. 12.
5 I z bliska, i z daleka. Poczet stu felietonów umieszczonych w Kuryerze Poznańskim od października 1878 do
września 1880, Poznań 1881, s. 326.
6 tymi słowami charakteryzowała zamiar zmarłego męża wdowa po Edwardzie Raczyńskim, Konstancja
z Potockich [w:] Obrona hrabiego Edwarda Raczyńskiego wydana ze wstępem przez żonę, Poznań 1845,
s. XXi.
Poznań słynny z umiejętności i sztuk pięknych
141
i Michaliny z Raczyńskich7. Pochodzili z rodu starego wprawdzie, ale niedawno
dopiero doszłego do dużego majątku i znaczenia; zaledwie ich dziad Kazimierz,
jako pierwszy z rodziny, zdobył istotny wpływ na sprawy ogólnokrajowe.
najwcześniejsze dzieciństwo spędzili u boku rodziców w pałacu w Rogalinie,
po wczesnej śmierci matki w 1790 roku zostali jednak odesłani do Chobienic,
do majątku babki Wirydianny z Bnińskich Mielżyńskiej, primo voto Leonowej
Raczyńskiej. Do rodzinnego Rogalina, pod opiekę wymagającego i despotycznego
ojca, powrócili w 1797 roku. Pod jego okiem, z pomocą metrów, odebrali pierw-
sze, wszechstronnie zakrojone nauki. Po śmierci Filipa w 1804 roku chłopcami
zajął się ich dziad Kazimierz Raczyński, którego silna osobowość w decydują-
cym stopniu wpłynęła na ich umysłową i charakterologiczną formację. W tymże
1804 roku obaj wyjechali dla dalszej nauki do Frankfurtu nad odrą i Berlina. Po
dwóch latach Edward wrócił do Rogalina, by objąć zarząd majątku, atanazy zaś,
przygotowywany przez dziada do służby publicznej, wyruszył kontynuować edu-
kację do Drezna. nastąpiły burzliwe lata napoleońskich wojen, kampanii 1807
i 1809 roku, w których bracia wzięli udział, a następnie okres stopniowej stabiliza-
cji, poszukiwania dla siebie miejsca i roli w społeczno-politycznej rzeczywistości.
Majątkowe działy pomiędzy braćmi, dokonane ostatecznie w 1810 roku,
silniej związały z Wielkopolską Edwarda niż atanazego. Wprawdzie i ten drugi
odziedziczył w prowincji, w okolicach szamotuł i obrzycka oraz Wyszyn, znaczne
dobra ziemskie (w 1825 roku utworzył z nich ordynację, rozszerzoną następnie
dwukrotnie w połowie lat 50.), odkupił także od brata pałacyk w wielkopolskim
Gaju Małym, jednak to Edward, korzystając z przywileju starszeństwa, wziął
w posiadanie główną siedzibę rodu, to jest pałac w Rogalinie. W drugiej dekadzie
XiX wieku, gdy Edward silnie wżywał się w lokalne środowisko wielkopolskie,
gdy podejmował pierwsze inicjatywy budowlane w swoim majątku, atanazy szu-
kał dla siebie miejsca najpierw w Warszawie, następnie Dreźnie i Paryżu, wresz-
cie w galicyjskiej zawadzie, którą wniosła mu w posagu żona, poślubiona w 1816
roku anna (anetta) z Radziwiłłów. Właśnie z zawadą aż do końca lat 20. wiązał
swój los atanazy, wskazując tamtejszy pałac jako główne miejsce zamieszkania.
Dopiero uzyskana w 1830 roku posada w pruskiej służbie dyplomatycznej, miano-
wicie funkcja nadzwyczajnego posła i pełnomocnego ministra przy duńskim dwo-
rze w Kopenhadze, a potem bieg wydarzeń politycznych, w tym zwłaszcza wybuch
powstania listopadowego, przesądziły o opuszczeniu przez młodszego z braci ziem
polskich. na miejsce stałego pobytu wybrał Berlin, w którym, z dłuższymi prze-
rwami na służbowe i prywatne podróże, mieszkał do końca długiego życia i gdzie
zmarł 21 sierpnia 1874 roku. z rodzimą Wielkopolską do końca łączyły go jednak
ścisłe, choć problematyczne więzi: do 1845 żył tu bardzo mu drogi brat, wielko-
polskie majątki były podstawą jego znacznej fortuny, zasiadał w sejmie prowincjo-
nalnym, pałacyk w Gaju stał się w dojrzałym okresie życia jednym z najmilszych
mu miejsc wytchnienia.
7 na temat biografii Edwarda zob. a. Wojtkowski, Edward Raczyński i jego dzieło, Poznań 1929; B. Kosma-
nowa, Edward Raczyński. Człowiek i dzieło, Bydgoszcz 1997; W. Molik, Edward Raczyński 1786–
1845, Poznań 1999. o życiu i dziele atanazego: M. Mencfel, Atanazy Raczyński (1788–1874). Biografia,
Poznań 2016.
MICHAŁ MENCFEL
1. Carl Adolph Henning, Portret rodzinny Raczyńskich, 1839 r.,
Fundacja im. Raczyńskich przy Muzeum Narodowym w Poznaniu, MNP FR 635
Począwszy zatem od 1806 roku, życiowe ścieżki braci, dotąd najściślej ze sobą
splecione, zaczęły się rozchodzić, by po roku 1830 biec już zupełnie indywidual-
nymi torami. Słów tych nie należy jednak rozumieć opacznie. „Rozejście się braci,
podkreślane chętnie do dziś, oznacza tyle tylko, że odtąd gdzie indziej i na innych
polach realizowali oni swe zawodowe i prywatne ambicje. W żadnym stopniu nie
osłabiło ono jednak łączącej ich bardzo silnej więzi, do końca opartej na wzajem-
nym zaufaniu, szacunku dla indywidualnych decyzji, pasji i narowów, wreszcie
głębokiej i bezwarunkowej miłości; zachowane obficie listy Raczyńskich, wymie-
niane intensywnie od wczesnej młodości do śmierci Edwarda, są tego najwymow-
niejszym świadectwem”.
8 Zob. zwłaszcza liczącą kilka tysięcy listów korespondencję między braćmi pochodzącą z archiwum
rodzinnego i zachowaną w: APP, Majątek Rogalin, sygn. 74-79.
142
Poznań słynny z umiejętności i sztuk pięknych
143
W czasach, o których tu mowa, to jest w latach 20. i początku 30., sytuacja
braci dopiero się klarowała, decyzje, które miały okazać się rozstrzygające dla ich
biografii w dojrzałym okresie życia (zwłaszcza atanazego o opuszczeniu ziem pol-
skich), jeszcze nie zapadły. Jest to zarazem okres intensywnej współpracy między
Edwardem i atanazym – bracia nawzajem radzą się i wspierają w sprawach mająt-
kowych, wydawniczych, budowlanych, artystycznych, wreszcie codziennych kwe-
stiach życiowych. snują też plany odnośnie do Poznania. oczywiście od początku
motorem tych ostatnich jest Edward, ale zaangażowanie jest obopólne: biblioteka
wraz z galerią, pierwsza instytucja w „nowych atenach”, była dziełem w pełnym
tego słowa znaczeniu wspólnym.
III. Biblioteka
zapewne w 1816 roku, w wyniku rozliczeń z rodziną Radolińskich, Edward
Raczyński odsprzedał kamienicę przy Rynku 62, swoją dotychczasową siedzibę
w Poznaniu. Posiadanie domu w mieście było dla arystokraty tak prestiżową, jak
i praktyczną potrzebą, toteż natychmiast rozpoczął zabiegi na rzecz wzniesienia
nowego – wystawnego i pięknego, jak zapewniał w słanych krótko potem listach
do regencji poznańskiej – pałacu. Może od samego początku, a z pewnością od
wczesnych etapów planowania inwestycji, zamyślał nad tym, by nadać budowli
szczególną funkcję: mianowicie by część pomieszczeń przeznaczyć na publicznie
dostępną bibliotekę. W prywatnych listach Edwarda, gdy mowa jest o planowa-
nym, a potem budowanym pałacu, nazywa się go zawsze tak – biblioteką.
oryginalna dokumentacja dotycząca dziejów budowy biblioteki nie zacho-
wała się; jedynie kilka istotnych dokumentów znamy dzięki przekazowi andrzeja
Wojtkowskiego, który w okresie międzywojennym dysponował jeszcze pełnym
materiałem źródłowym. Jemu również zawdzięczamy kronikę działań podejmo-
wanych przez Raczyńskiego na rzecz wzniesienia gmachu i powołania instytucji9.
Przypomnijmy najważniejsze etapy tego procesu.
Pod koniec 1816 roku Edward Raczyński zwrócił się po raz pierwszy do regen-
cji poznańskiej z propozycją wykupu całości lub części placu Wilhelmowskiego,
obszernego terenu w zachodniej części miasta, niezbudowanego właściwie po
wielkim pożarze 1803 roku, celem wystawienia tam domu. teren ten wykupiony
został wcześniej przez miasto w ramach tzw. Retablissement-Baufond, inicjatywy,
której celem było sparcelowanie i przygotowanie pod zabudowę niezagospodaro-
wanych dotąd obszarów w mieście10. Prośbę swą, tymczasem odrzuconą, pono-
wił Raczyński w roku kolejnym, wnioskując o czwartą część placu, położoną od
9 a. Wojtkowski, dz. cyt., Poznań 1929, s. 316–352 i XCiV–XCVi. zob. także: z. ostrowska-Kębłowska,
Architektura i budownictwo w Poznaniu w latach 1780–1880, Poznań 2009, s. 192–203; a. Baszko, „Gmach,
który zna każde dziecko polskie, podobnie jak Wawel, jak Stare Miasto w Warszawie”. Biblioteka Raczyń-
skich, „Kronika Miasta Poznania”, 2014/4, s. 127–146; t.J. Żuchowski, Biblioteka w Poznaniu – funda-
cja i forma architektoniczna [w:] Edward i Atanazy Raczyńscy. Dzieła – osobowości –wybory – epoka,
red. a. Labuda, M. Mencfel, W. suchocki, Poznań 2010, s. 162–179.
10 zob. t.J. Żuchowski, Wpływ pruskiej urbanistyki na rozwój urbanistyczny Poznania [w:] Retablisse-
ment. Preussische Stadtbaukunst in Polen und Deutschland / Urbanistyka pruska w Polsce i Niemczech,
hg. v. Ch. Baier, a. Bischoff, J. Drejer, U. Reinisch, t.J. Żuchowski, Berlin 2016, s. 282–296, zwłaszcza s. 288–290.
MICHAŁ MENCFEL
nt Imi
pp Daab p
= erę Hah EB
2. Julius Minutoli, Biblioteka Raczyńskich, litografia, ok. 1836 r., własność Poznańskiego Towarzystwa
Przyjaciół Nauk, depozyt w Muzeum Narodowym w Poznaniu, TPN 2272
strony Alei Wilhelmowskich. Władze tym razem były przychylne, obwarowały
jednak swą zgodę szeregiem warunków, których hrabia nie mógł lub nie chciał
spełnić; szło m.in. o kwestie finansowe oraz krótkie terminy rozpoczęcia i zakoń-
czenia prac budowlanych. Sprawy te dyskutowano także w toku dalszych nego-
cjacji, które przeciągnęły się aż do roku 1821. Wówczas dopiero zgodzono się
co do ceny zakupu (wyniosła ona 1200 talarów) oraz przyznano Raczyńskiemu
sześcioletni okres na wzniesienie gmachu. Kontrakt kupna-sprzedaży podpisano
wreszcie 27 października tegoż roku. Budowa pałacu, który w myśl złożonej teraz
publicznie deklaracji fundatora mieścić miał również bibliotekę, ruszyła wkrótce
potem, ponoć według planów — tak w liście do regencji pisał sam Raczyński —
przygotowanych w Rzymie. Prowadził ją konduktor budowlany Abicht, współpra-
cujący z Raczyńskim także przy innych inicjatywach architektonicznych. W ciągu
kilku lat gmach został wystawiony i wyposażony; jego oficjalna inauguracja nastą-
piła 5 maja 1829 roku. Jeszcze w lutym tego roku wydał Edward cytowany na wstę-
pie statut fundacyjny biblioteki, który został zatwierdzony przez pruskiego króla
24 stycznia 1830 roku".
Gmach wystawiony przez Raczyńskiego charakteryzował się monumentalno-
ścią, a zarazem, ze względu na dobrane proporcje oraz trafny zestaw dość prostego,
U Statut Biblioteki Raczyńskich w Poznaniu z 1829 roku, wstęp K. Ewicz, Poznań 1979.
144
POZNAŃ SŁYNNY Z UMIEJĘTNOŚCI I SZTUK PIĘKNYCH
3. Biblioteka Raczyńskich, schody, fot. sprzed 1939 r., Zbiory specjalne Biblioteki Raczyńskich
w Poznaniu
ale wyrafinowanego detalu architektonicznego, wdziękiem i finezją. Jego główny
akcent stanowiła zwrócona ku placowi Wilhelmowskiemu fasada z dominantą
w postaci galerii kolumnowej w drugiej kondygnacji. W sposób wyraźny i dekla-
rowany przez Raczyńskiego nawiązywała ona do wschodniej fasady paryskiego
Luwru, zaprojektowanej przez Claude'a Perraulta w 1665 roku. Wewnątrz akcent
po wejściu do gmachu stanowiła monumentalna klatka schodowa. Po obu jej stro-
nach, na parterze, zaaranżowano dwa apartamenty mieszkalne; pokoje mieszkalne
zajmowały również zachodnią część pierwszego piętra. Były one przeznaczone dla
fundatora (który w statucie zobligował się do uiszczania czynszu za ich najem od
miasta) i jego syna Rogera oraz dla bratanka, syna Atanazego, Karola. W czte-
rech pomieszczeniach piętra usytuowanych od wschodu umieszczono bibliotekę:
w dużej sali w trakcie frontowym -— czytelnię, w pozostałych trzech — księgozbiór.
Na drugim piętrze przewidziano nadto skromniejsze mieszkania dla bibliotekarza,
zarządcy budynku (tzw. kasztelana) oraz woźnego.
Kto mógł być twórcą pałacu-biblioteki* Nazwisko autora projektu nie poja-
wia się w żadnym ze znanych dokumentów. Ze wzmiankowanego wyżej listu
Raczyńskiego wynika jedynie, że plany miały powstać w Rzymie. Informacja ta
145
MICHAŁ MENCFEL
4. Biblioteka Raczyńskich, sala biblioteczna, fot. sprzed 1939 r.,
Zbiory specjalne Biblioteki Raczyńskich w Poznaniu
skłoniła Zofię Ostrowską-Kębłowską do przypuszczenia, że plany dać mógł któryś
z osiadłych w Wiecznym Mieście architektów francuskich, może z kręgu znanego
wówczas artystycznego tandemu Charlesa Perciera i Pierrea-Frangois-Leonarda
Fontainea'*. Mogło być jednak i tak — jest to wręcz bardzo prawdopodobne — jak
przypuszcza Tadeusz J. Żuchowski: informacja o rzymskim rodowodzie projektu
miała być tylko kartą przetargową w sporach Raczyńskiego z regencją poznańską,
plany budynku zaś przygotował sam zleceniodawca (generalny zamysł) wespół
z Abichem (szczegółowe rysunki techniczne; jeden z takich rysunków autorstwa
Abicha jest zresztą zachowany w archiwum Muzeum Narodowego w Poznaniu)”.
Hipoteza ta jest tym bardziej wiarygodna, że układ budowli bynajmniej nie
127. Ostrowska-Kębłowska, Architektura i budownictwo..., s. 193.
13T.J. Żuchowski, Biblioteka w Poznaniu..., s. 173-174.
146
Poznań słynny z umiejętności i sztuk pięknych
147
zdradza wpływów rzymskich czy francuskich, a odwołuje się raczej do rodzi-
mego wzorca pałacu miejskiego ze schyłku XViii i pierwszej połowy XiX stulecia,
w typie np. warszawskich pałaców tyszkiewiczów czy Potockich14. Bo też i z pała-
cem mamy zasadniczo do czynienia; gmach nie nawiązuje do typu architektury
bibliotecznej, czy w ogóle: architektury użyteczności publicznej. Forma budowli
– zarówno jej bryła, zakomponowanie elewacji, jak i układ wnętrz – ma charak-
ter wyraźnie pałacowy. szczególny wątek stanowi przy tym ów cytat z paryskiego
Luwru, któremu należy poświęcić nieco uwagi.
Edward Raczyński był fundatorem bardzo świadomym; wystarczy wspo-
mnieć, jak wyrafinowana formalnie i zarazem bogata w treści była jego wcześniej-
sza realizacja architektoniczna, kościół w Rogalinie15. za wskazaniem elewacji
Luwru jako wzoru dla fasady biblioteki musiały stać więc poważne racje, zapewne
nie tylko estetycznej, ale także, może wręcz przede wszystkim, ideowej natury.
oczywiście elegancka, dostojna kompozycja Perraulta, z charakterystyczną
kolumnadą, będąca jednym z najdoskonalszych świadectw klasycyzujących ten-
dencji w sztuce baroku, znakomicie mieściła się w estetycznym horyzoncie hra-
biego. Jak się wydaje, kluczowa była jednak ranga i funkcja paryskiej budowli.
zwróćmy najpierw uwagę na kwestię zasadniczą, zresztą oczywistą: niezależnie
od szeregu innych pełnionych przez siebie funkcji Luwr był przez wieki, i także
w czasie gdy Raczyński budował bibliotekę, przede wszystkim rezydencją wład-
ców Francji, królewskim pałacem. zarazem u schyłku XViii wieku prestiżowa
część tego pałacu – tzw. Wielka Galeria, a wkrótce kilka kolejnych pomieszczeń –
została przeznaczona na publicznie dostępne muzeum sztuki. ta druga okolicz-
ność jest z punktu widzenia poznańskiej fundacji szczególnie istotna.
Plany powołania muzeum sztuki w Luwrze są datowane na połowę wieku
XViii; w trzeciej ćwierci stulecia, głównie za sprawą starań Charles’a-Claude’a de
Flahaut, hrabiego d’angiviller, były już dość zaawansowane, do ich urzeczywist-
nienia do końca ancien regime’u jednak nie doszło. Muzeum w Luwrze otwarto
dopiero w 1793 roku, inauguracja miała miejsce 10 sierpnia, w rocznicę szturmu
na tuileries, przełomowego wydarzenia rewolucji, decydującego dla zniesienia
monarchii we Francji16. Powstałe w następstwie rewolucji muzeum było w swej
istocie instytucją dalece różną od tej, którą projektowano za Ludwika XVi. tamta
miała być w pierwszym rzędzie świadectwem chwały królów Francji, elementem
monarszego splendoru, ta – stała się symbolem triumfu wolności nad królewską
tyranią17. oto w dawnym królewskim pałacu prezentuje się pochodzące z królew-
skich kolekcji dzieła, które teraz zyskują nowy status dobra narodowego, przejęte
14 tamże, s. 170–171.
15 Wyczerpująco na jego temat: J. Jarzewicz, Świątynia pamięci. O kościele – mauzoleum Raczyńskich
w Rogalinie, Poznań 2005.
16 zob. a. McClellan, Inventing the Louvre: Art, Politics, and the Origins of the Modern Museum in Eigh-
teenth-Century Paris, Berkeley 1999; tenże, Musée du Louvre, Paris: Palace of the People, Art for All
[w:] C. Paul (ed.), The First Modern Museums of Art. The Birth of an Institution in 18th- and Early- 19th-Cen-
tury Europe, Los angeles 2012, s. 213–233.
17 a. Desvallées, Konvergenzen und Divergenzen am Ursprung der französischen Museen [w:] Die Erfind-
ung des Museums. Anfänge der bürgerlichen Museumsidee in der Französischen Revolution, hg. v. G. Fiedl,
Wien 1996, s. 65–130, tu: s. 71–82.
Michał Mencfel
148
wreszcie przez swego prawowitego właściciela, wolny lud francuski. Przecież, jak
pisał w 1792 roku, Pierre Vergniaud, „uprawiający sztuki zawsze byli wolni, także
w czasach despotyzmu”. W ten sposób dzieła sztuki miały świadczyć przeciwko
ich niedawnemu posiadaczowi. Ustanowieniu muzeum, zwanemu we wczesnym
okresie istnienia Muséum français albo Muséum national des arts (potem, od
1797 r., oficjalnie Musée central des arts), towarzyszyła więc od początku inten-
sywna praca ideologiczna: muzeum w Luwrze było od narodzin instytucją par
exellence polityczną.
okoliczności powstania paryskiego muzeum oraz towarzyszący mu wywro-
towy, antykrólewski, czasem rzeczywiście agresywny, dyskurs byłyby z pewnością
w oczach Raczyńskiego dyskredytujące, gdyby nie dalsze losy instytucji. W roku
1803 przyjęła ona nazwę Musée napoléon i stała się istotnym elementem pro-
pagandy władzy pierwszego konsula, a wkrótce cesarza Francuzów, niespecjal-
nie wrażliwego na sprawy sztuki, ale doskonale rozumiejącego jej propagandowy
i prestiżowy potencjał18. Po upadku napoleona i przywróceniu monarchii po raz
kolejny zmienił się status, a wraz z nim i nazwa muzeum: od 1816 roku nazywało
się ono królewskim, Musée Royal du Louvre. Dnia 22 lipca Ludwik XViii wydał
w tej sprawie dokument, w którym pisał: „Pragnąc wzorem naszych poprzedni-
ków doprowadzić do rozkwitu sztuk pięknych, które są chwałą narodów, zwłasz-
cza zaś malarstwa i rzeźby, które jaśniały takim blaskiem we Francji, postano-
wiliśmy zachować instytucję Muzeum Królewskiego stworzonego w naszym
pałacu Luwrze”. Dzieła sztuki służyć miały pożytkowi publicznemu, ale działo się
to wskutek autonomicznej woli prawowitego monarchy. Jego władczy i zarazem
w pełni prawomocny gest nadawał muzeum rangę i ostatecznie legitymizował jego
istnienie. Wydaje się, że z punktu widzenia fundacji Raczyńskiego, zdeklarowa-
nego i konsekwentnego monarchisty i legalisty, jest to kluczowy moment, który
czyni wzór Luwru tak ponętnym i semantycznie nośnym. odniesienia do funkcji
muzealnej pełnionej przez Luwr stały się niebawem jeszcze bardziej bezpośrednie,
gdy do pałacu-biblioteki dobudowane zostało nowe skrzydło mieszczące galerię
obrazów atanazego Raczyńskiego.
Referencji było zresztą więcej. Model biblioteki zintegrowanej z kolekcją
miał bowiem bardzo odległą, antyczną jeszcze, tradycję; dominował też w ciągu
całej epoki nowożytnej, gdy począwszy od połowy XVi wieku, Europę ogarnęła
kolekcjonerska gorączka19. Punktem odniesienia, może też inspiracją, dla braci
Raczyńskich były wszakże zapewne realizacje bliższe czasowo i terytorialnie,
może także polskie, jak oświeceniowy projekt Michała Jerzego Mniszcha założenia
Musaeum Polonicum, to jest finansowanego z budżetu państwa instytutu badaw-
czego z obszerną biblioteką i kompleksem gabinetów ze zbiorami przyrodniczymi,
18 zob. B. savoy, The looting of art: the museum as a place of legitimization [w:] Napoleon’s Legacy: The Rise of
National Museum in Europe 1794–1830, hg. v. E. Bergvelt, D.J. Meijers, L. tibbe, E. van Wezel, Berlin 2009,
s. 29–39; por. także inne artykuły w tym tomie; B. savoy, Kunstraub. Napoleons Konfiszierungen in Deutsch-
land und die europäischen Folgen, aus dem Französischen von tom Heithoff, Wien – Köln – Weimar 2010.
19 zob. J.-U. Fechner, Die Einheit von Bibliothek und Kunstkammer im 17. und 18. Jahrhundert, darge-
stellt an Hand zeitgenössischer Berichte [w:] Öffentliche und Private Bibliotheken im 17. und 18. Jahr-
hundert. Raritätenkammern, Forschungsinstitute oder Bildungsstätten?, Wolfenbütteler Forschungen,
Band 2, hg. v. P. Raabe, Bremen und Wolfenbüttel 1977, s. 11–31.
Poznań słynny z umiejętności i sztuk pięknych
149
technicznymi i artystycznymi20. Projekt ten nie został zrealizowany, ale pobrzmie-
wał w inicjatywach podejmowanych od początku wieku XiX przez osoby pry-
watne dążące do powołania bibliotek rozbudowanych o dział kolekcjonerski,
w tym inicjatywach Józefa Maksymiliana ossolińskiego we Lwowie (dokument
fundacyjny „biblioteki publicznej pod imieniem ossolińskich” został wydany
w 1816 roku), Wincentego hrabiego Krasińskiego w warszawskim pałacu przy
Krakowskim Przedmieściu (publiczny charakter instytucja zyskała jako Biblioteka
ordynacji Krasińskich w 1860 roku) czy stanisława Kostki hrabiego zamoyskiego
(powołana w 1811 roku, upubliczniona w pawilonie przy Pałacu Błękitnym jako
Biblioteka ordynacji zamojskiej w 1868 roku)21. specyfiką realizacji poznańskiej
było na ich tle to, że dla ekspozycji obrazów wystawiono osobny, specjalnie do tego
celu zaprojektowany gmach.
IV. Galeria
W 1827 roku zakupił Edward w imieniu brata sąsiadującą z pałacem parcelę
z zamiarem wzniesienia na niej budynku galerii. Początkowo zabiegał o działkę
od zachodu, tak by fasada galerii zwracała się, podobnie jak fasada pałacu-bi-
blioteki, ku placowi Wilhelmowskiemu. Gdy okazało się to wskutek trudności
administracyjnych niemożliwe, nabyto działkę sąsiadującą wprawdzie bezpo-
średnio z pałacową, ale ułożoną względem niej prostopadle, zwróconą ku alejom
Wilhelmowskim (dzisiejszym alejom Karola Marcinkowskiego). W ten sposób
kompleks braci Raczyńskich zagospodarował północno-wschodni narożnik
placu.
Pomysł rozbudowy pałacu-biblioteki o skrzydło przeznaczone dla galerii
obrazów, być może dyskutowany w rozmowach między braćmi nieco wcześniej,
wykrystalizował się w połowie lat 20.; z tego czasu pochodzą pierwsze wzmianki
o nim w korespondencji atanazego i Edwarda. z pewnością nie zrodził się on
przed 1821, a pewnie również nie przed rokiem 1824. W czasie włoskiej podróży
1820–1821 roku w atanazym dojrzewa dopiero pasja kolekcjonerska: „W tym roku
[1820] – pisał z perspektywy lat, więc wiarygodnie – poczyniłem pierwsze zakupy
do mojej galerii obrazów”22. Pozyskuje podczas niej m.in. Madonnę z Dzieciątkiem
i barankiem Quentina Massysa, Portret Kosmy Medyceusza Bronzina, Madonny
Francesco Francii, Domenichina i Bernarda Luiniego; zamawia także dzieła
współczesne, w tym Sen Rafaela braci Johannesa i Franza Riepenhausenów.
Wkrótce potem, pod datą 26 lutego 1822 roku, zapisał w dzienniku znamienną
deklarację: „Mogę i muszę żyć za tysiąc écu miesięcznie. Pozostaje zatem znaczna
nadwyżka. tę chcę w całości poświęcić na jeden cel, a tym jest stworzenie kolek-
cji obrazów klasycznych, która byłaby tytułem do chwały mojej rodziny”. Drugim
20 M.J. Mniszech, Myśli względem założenia Musaeum Polonicum, „zabawy Przyjemne i Pożyteczne” 1775,
t. 11, cz. 2, s. 211–226.
21 zob. K. ajewski, Zbiory artystyczne i galeria muzealna Ordynacji Zamojskiej w Warszawie, Kozłówka
1997; tenże, Zbiory artystyczne Biblioteki i Muzeum Ordynacji Krasińskich w Warszawie, Warszawa 2004;
tenże, Trzy ordynackie kolekcje artystyczne w Warszawie [w:] 200 lat muzealnictwa warszawskiego. Dzieje
i perspektywy, red. a. Rottermund, Warszawa 2006, s. 193–217.
22 a. Raczyński, Geschichtliche Forschungen, Bd. 1, Berlin 1860, s. 474.
MICHAŁ MENCFEL
D ' h, U 7 [PELE „ii .m EM
| a | = m mjf= |
5. Biblioteka Edwarda i skrzydło galerii Atanazego Raczyńskiego w Poznaniu,
ryc. we Wspomnieniach Wielkopolski Edwarda Raczyńskiego, 1843
ważnym wydarzeniem we wczesnym okresie działalności zbierackiej był pobyt
w Paryżu w latach 1823-1824, także obfity w znakomite nabytki (w tym Madonnę
wśród aniołów Sandro Botticellego oraz Grę w szachy Sofonisby Anguissoli), któ-
rych perspektywą entuzjazmował się w listach do Edwarda”. Zatem w tym czasie
dopiero, gdy Atanazy był już świadomym swych pasji i celów miłośnikiem i ambit-
nym kolekcjonerem malarstwa dawnego i współczesnego oraz posiadał pewną
liczbę znakomitych jego przykładów, mogła zrodzić się w nim czy utwierdzić myśl
o stworzeniu przestrzeni dla publicznej prezentacji swego zbioru.
Ale i Edward miał istotne powody, by myśleć o stworzeniu przy bibliotece
publicznej ekspozycji obrazów. On też mógł być pomysłodawcą jej projektu.
W każdym razie to on, sądząc po zachowanej korespondencji, od początku zachę-
cał brata do finansowego i organizacyjnego wysiłku na rzecz jej ustanowienia, to
on czuwał następnie nad realizacją zamierzenia, konsultował szczegóły, nabywał
materiały, umawiał budowniczych. Z listów Edwarda więcej dowiadujemy się
o galerii niż z korespondencji Atanazego. Kierowały przy tym Edwardem z pew-
nością różnorakie względy. Może najważniejszym z nich było zobowiązanie wobec
zmarłego przyjaciela.
Otóż 26 lutego 1823 roku w Warszawie zmarł, raniony w pojedynku, młody
Edward Lubomirski, kuzyn i jeden z najbliższych przyjaciół braci Raczyńskich.
23 Zob. np. list Atanazego Raczyńskiego do brata Edwarda z 25 I 1825 r., APP, Majątek Rogalin, sygn. 76,
k. 164-165. Na temat rozwoju kolekcji Atanazego zob. zwłaszcza: M.P. Michałowski i in., Galeria Atana-
zego Raczyńskiego, Katalog zbiorów Muzeum Narodowego w Poznaniu, t. 9, Poznań 2005.
150
Poznań słynny z umiejętności i sztuk pięknych
151
Jego śmierć była dla nich ogromnym przeżyciem; wzruszający fragment poświę-
cił jej w swym dzienniku atanazy. tym bardziej poruszony musiał być Edward,
którego z Lubomirskim łączyła jeszcze ściślejsza, intymniejsza więź. Właśnie star-
szego z braci Raczyńskich wskazał umierający Lubomirski w liście z 24 stycznia
jako wykonawcę testamentu. Jako „najlepszemu przyjacielowi” powierzył mu m.in.
egzekucję zamierzonych przez siebie dzieł, to jest wydanie drukiem przygotowa-
nej książki o anglii oraz założenie z przeznaczonych na ten cel pieniędzy szpitala.
ofiarował mu również szczególną część swego mienia: „Wszystkie moię książki,
moię papiery które się w Warszawie, Radzyminie i Dubnie znayduią, są twoie, moy
Kochany Edwardzie […] niemniey i moię obrazy”24. nałożone na siebie zobowią-
zania Raczyński potraktował z wielką powagą: książka Lubomirskiego ukazała się
z jego inicjatywy i z jego przedmową pod tytułem Rys statystyczny i polityczny Anglii
(dzieło pogrobowe) w 1829 roku, kilkanaście miesięcy później został uruchomiony
w Warszawie instytut oftalmiczny, czyli instytut Chorób ocznych imienia Księcia
Edwarda Lubomirskiego25. Przedmiotem troski Raczyńskiego były także odzie-
dziczone po Lubomirskim książki i dzieła sztuki. Umieścić je w pomieszczeniach
rogalińskiego pałacu oznaczałoby sprowadzić je do roli intymnej pamiątki po
zmarłym przyjacielu, a tymczasem miały one budować i podtrzymywać zbiorową
pamięć o Lubomirskim. takie zadanie mogły pełnić jedynie w dostępnej publicz-
nie galerii. nie ma wątpliwości, że Edward tam właśnie zamierzał je umieścić,
traktując jako wyróżnioną grupę dzieł opatrzonych stosowną, upamiętniającą ich
pierwszego właściciela inskrypcją. Ułożona przez Edwarda inskrypcja wzbudziła
zresztą przez swój nazbyt podniosły ton zastrzeżenia atanazego. W liście z grud-
nia 1827 roku, a więc z czasu gdy konkretyzowała się forma galerii, pisał do brata:
„Czy nie znajdujesz, że napis na obrazach »ze zbioru etc.« byłby zbyt pompatyczny,
gdyż zbiór, collection, zakłada coś więcej. Ja bym proponował »po xięciu Edwardzie
Lubomirskim«, a na dole ramy, nie na pozłocie, lecz na tej stronie: »przez Xcia
Edw. Lubomirskiego w Roku 1823 testamentem zapisany Hr. Edw. Raczyńskiemu,
który wcielił ten obraz do Galerii ordynacji Raczyńskich w R 1827«”26.
niezależnie od tego, który z braci zainicjował tworzenie przypałacowej galerii,
niezależnie też od przypisywanych jej przez każdego z nich specyficznych, dodat-
kowych niejako funkcji i znaczeń, powstawała ona w wyniku ścisłego współdzia-
łania obu Raczyńskich. atanazy pokrywał koszty inwestycji, od niego pochodził
zasadniczy zamysł budowli, on wreszcie zatroszczył się o jej projekt; Edward,
jak wspomniano, czuwał nad przebiegiem prac budowlanych, a gdy było trzeba,
umacniał brata w przekonaniu o słuszności podjętej inicjatywy.
Po plany gmachu zwrócił się atanazy do znakomitego architekta berlińskiego,
wielce przez siebie honorowanego Karla Friedricha schinkla. sam jednak pozosta-
wał stroną aktywną, uzgadniając z schinklem drobniejsze nawet rozwiązania. Pisał
więc w cytowanym już liście do Edwarda z końca 1827 roku: „schinkel przyjdzie
24 Kopia nieurzędowa testamentu Xięcia Edwarda Lubomirskiego po polsku, aPP, Majątek Rogalin, sygn. 68,
k. 3–6.
25 Dokumentacja dotycząca prowadzonego przez Edwarda Raczyńskiego postępowania spadkowego
po ks. Edwardzie Lubomirskim w: aPP, Majątek Rogalin, sygn. 68.
26 z listu atanazego Raczyńskiego do Edwarda z 30 Xii 1827 r.; aPP, Majątek Rogalin, sygn. 76, k. 206.
Michał Mencfel
152
do mnie we czwartek. Ustalimy formę sali, jej elewację i oświetlenie”27. Powstała
galeria, niższa nieco od pałacu, była dwukondygnacyjną budowlą z dużymi, wyso-
kimi oknami na piętrze28. Pewną surowość i oszczędność form – jedyną dekorację
stanowiły dwie rzeźby ustawione w niszach na skrajach drugiego piętra – rekom-
pensowały wysmakowane proporcje. Budynek mieścił na parterze pomieszczenia
pomocnicze, zapewne przeznaczone częściowo na pracownie artystów, na wyższej
kondygnacji zaś – obszerne sale ekspozycyjne.
o przeznaczeniu galerii pisał atanazy w liście do brata datowanym z Drezna
5 lipca 1829 roku: „Pytasz mię, Kochany Edwardzie, wiele wyznaczam funduszów
na kontynuacją budynku w Poznaniu, w którym zamyślam umieścić obrazy. […]
Wyznaczam na tę budowlę 10 000 talarów, z których utrącić trzeba to, co już na
ten obiekt wybrane zostało. Dalej więc co śty Jan i co nowy Rok będzie Ci płacić
Kananowski po 1000 Rthl [talarów] aż do extinkcyi [tj. wyczerpania] summy wyżej
wymienionej. obiecałem oberpräsidentowi [tj. Theodorowi von Baumannowi],
iż do października 1831 budynek ten zewnętrznie będzie ukończony, i pragnę, aby
ta obietnica dotrzymaną została. […] Przy tej okazji wyjawię Ci cel, jaki sobie
zamierzam względem tej galerii obrazów. Liczbę ich i sposób umieszczenia wska-
zuje ten plan, który Ci pokazałem w Berlinie. obrazy te mają być przyłączone wraz
z budynkiem do majoratu. Pierwsza i druga klasa są niezbywalne, trzecia i czwarta
może być wymieniona przez ordynata, lecz nigdy żaden obraz zdjęty, jeżeli nie
[zostanie] zastąpiony przez inny, i proszę moich sukcesorów, żeby miejsce ścią-
gniętych lepsze obrazy zajmowały. Pragnę, aby ta Galeria była otwarta publiczną,
nie wkładam jednak tego obowiązku na ordynata. W czasie wojny mogłyby te
obrazy przez ordynata lub opiekę być umieszczone z dala od Poznania, lecz wrócić
muszą podczas pokoju do tychże galerii w Poznaniu. obrazy i rzeźby kosztują mię
blisko 20 000 Rthl, budynek 10 000”29.
zamiar, „aby Galeria była otwarta publiczną”, był oczywiście w pierwszym rzę-
dzie odpowiedzią na gest Edwarda upublicznienia biblioteki. W ogóle dzieło star-
szego brata, nie tylko biblioteczne, było dla atanazego często punktem odniesienia
dla własnych przedsięwzięć. Półżartem pisał o tym wprost w liście do Edwarda,
tym samym, w którym wypowiadał się o planowanych bibliotece i galerii jako
źródłach nieprzemijającej chwały: „Lubię współzawodniczyć z tobą i iść śladem,
który twój przykład mi wskazuje”30. Rolę grały jednak również bardziej zasad-
nicze względy, ogólniejsze trendy w europejskim kolekcjonerstwie. najkrócej
można by je przedstawić tak: począwszy od połowy XViii wieku – m.in. wsku-
tek presji usamodzielniającej się jako podmiot polityczny opinii publicznej oraz
zmian społecznych, w tym zwłaszcza finansowego i społecznego awansu miesz-
czaństwa – następuje proces stopniowego udostępniania zbiorów sztuki, dotąd
przeznaczonych dla wąskiej grupy przedstawicieli elity społecznej i intelektualnej,
27 tamże.
28 na temat architektury galerii zob. E. Börsch-Supan unter Mitwirkung von Z. Ostrowska-Kębłowska,
Karl Friedrich Schinkel. Die Provinzen Ost- und Westpreußen und Großherzogtum Posen, München–
Berlin 2003, s. 143–145; z. ostrowska-Kębłowska, dz. cyt., s. 203–207.
29 z listu atanazego Raczyńskiego do brata Edwarda z 5 Vii 1829 r., aPP, Majątek Rogalin, sygn. 78, k. 45.
30 z listu atanazego Raczyńskiego do brata Edwarda z 22 Xi 1824 r., aPP, Majątek Rogalin, sygn. 76, k. 142.
Poznań słynny z umiejętności i sztuk pięknych
153
mających dostęp do rezydencji możnych i gabinetów uczonych. Była już mowa
o zabiegach na rzecz upublicznienia w Luwrze, choćby i w ograniczonym zakre-
sie, zbiorów królów francuskich; podobne tendencje obserwujemy we wszystkich
właściwie krajach europejskich. U schyłku XViii i w XiX wieku kolekcja, jeśli
miała w pełni na to miano zasługiwać i w pełni wykorzystywać swój potencjał
prestiżowy (a przecież kolekcja atanazego wedle jego własnych słów miała być
„tytułem do chwały mojej rodziny”), powinna być otwarta dla publiczności: nie
wystarczało posiadać, trzeba było udostępniać. nie dotyczyło to wyłącznie zbio-
rów monarszych, ale także, szczególnie dla nas interesujących, arystokratycznych,
które coraz częściej przenoszone były z rodowych rezydencji do miast i tam udo-
stępniane szerokiej publiczności31. Działo się tak również, choć w dość skromnej
skali, na ziemiach polskich, by wspomnieć kolekcje malarstwa upublicznione we
wczesnym wieku XiX przez ignacego hrabiego Miączyńskiego we Lwowie, Józefa
Kajetana hrabiego ossolińskiego w Warszawie czy stanisława Kostkę hrabiego
Potockiego w Wilanowie32.
W przypadku atanazego Raczyńskiego znaczenie miał zapewne jeszcze jeden
wzgląd skłaniający do otwarcia galerii dla publiczności – jego przekonanie o umo-
ralniającej potędze sztuki33. Raczyński przyznawał bowiem sztuce zdolność uszla-
chetniania wrażliwego odbiorcy: wierzył, że piękno prowadzi do dobra (cnoty).
Widziana w takiej perspektywie galeria artystyczna była instytucją w pełnym tego
słowa znaczeniu formacyjną, kształtującą postawy jednostek, a pośrednio – także
postawy społeczne. By mogła tę misję pełnić, musiała być publiczna.
termin zakończenia prac budowlanych wskazany w liście do Edwarda został
dotrzymany, na początku lat 30. galeria była właściwie gotowa na przyjęcie obra-
zów, przechowywanych tymczasem przez atanazego w pałacu w zawadzie. Jest
to okres, gdy bracia – zaangażowany jest także Edward – zabiegają o pozyska-
nie nowych dzieł do kolekcji. np. na jesieni 1832 roku dyskutują zakupy obrazu
Canaletta Elekcja Stanisława Augusta na Woli oraz dwóch gwaszy aleksandra
orłowskiego; wszystkie trzy dzieła rzeczywiście trafiają wkrótce w ręce atanazego.
zamyślają także bracia nad uczynieniem z galerii istotnego centrum współcze-
snego życia artystycznego.
W 1830 roku, ponieważ „pielęgnowaniem sztuk pięknych nie mogło się było,
wówczas szczególnie, szczycić W. Ks. Poznańskie, a gust piękna należał do rzad-
kich wyjątków wykwintniejszego wychowania”, złożył atanazy na sejmie prowin-
cjonalnym wniosek „o połączenie z gimnazjum poznańskim szkoły dla malarzy,
rzeźbiarzy, rytowników i architektów”34. Wniosek został przyjęty przez sejm,
który wystosował petycję do króla, ten jednak odpowiedział na nią odmownie.
namiastkę takiej szkoły stanowić miała galeria. na początku 1832 roku pojawiła
się nawet kandydatura na stanowisko jej nieformalnego dyrektora, zainteresowany
31 zob. K. Kłudkiewicz, Wybór i konieczność. Kolekcje polskiej arystokracji w Wielkopolsce na przełomie XIX
i XX wieku, Poznań 2016, s. 223–244.
32 tamże, s. 244–254.
33 na temat Raczyńskiego teorii sztuki i posłannictwa muzeum artystycznego zob. M. Mencfel, dz. cyt.,
s. 333–339 i 418–427.
34 L. Żychliński, Historya Sejmów Wielk. Ks. Poznańskiego do r. 1847, t. 1, Poznań 1867, s. 124.
MICHAŁ MENCFEL
6. Bernardo Belotto, zw. Canaletto, Elekcja Stanisława Augusta na Woli,
Fundacja im. Raczyńskich przy Muzeum Narodowym w Poznaniu, MNP FR 547
stanowiskiem opiekuna galerii miał być bowiem Antoni Oleszczyński, polski gra-
fik kształcony w Petersburgu, od 1825 roku przebywający w Paryżu i na początku
lat 30. poszukujący akurat zatrudnienia”. „Człowiek ten — pisał do brata Edward —
usłyszawszy o Twoim projekcie galerii, a wobec powszechnej stagnacji nie sprze-
dając wiele w Paryżu, zapragnął przybliżyć się do swojego kraju i prosić o miej-
sce inspektora Twojej galerii. Komu innemu odpowiedziałbym, że galeria nie jest
ukończona, że opiekun tymczasem zbędny, ale dla człowieka tak znakomitego
należałoby może zrobić wyjątek. Człowiek taki jak on, i w dodatku Polak cieszący
się przychylnością publiczności, mógłby rozbudzić zamiłowanie do sztuk. [...]
Oleszczyński mógłby stworzyć w Poznaniu szkołę dla Polski i byłoby wspaniale
być jego opiekunem”.
Plany zatrudnienia Oleszczyńskiego spełzły na niczym, a wkrótce sprawa
opiekuna galerii zupełnie straciła na aktualności — na początku 1834 roku Atanazy
porzucił bowiem projekt umieszczenia swych obrazów w Poznaniu, a w roku
kolejnym sprzedał gmach przedsiębiorcy hotelowemu Schwarzowi. Runął tym
samym wielki koncept Raczyńskich stworzenia w Poznaniu ośrodka nauk i sztuk.
V. Fiasko
Dlaczego tak się stałoż Skąd decyzja Atanazego Raczyńskiego? Marceli
Motty, a za nim kolejni odpowiadali krótko: „Pan Atanazy Raczyński [...] sercem
i duszą najwyższym kołom dworskim i rządowym pruskim oddany, rozgniewał
35 Zob. J. Polanowska, Antoni Oleszczyński [w:] Słownik artystów polskich i obcych w Polsce działających.
Malarze, rzeźbiarze, graficy, t. VI, Warszawa 1998, s. 242-250.
36 7 listu Edwarda Raczyńskiego do brata Atanazego, bd. [I 1832 r.?], APP, Majątek Rogalin, sygn. 78, k. 322.
154
Poznań słynny z umiejętności i sztuk pięknych
155
się zapewne na współrodaków swoich, do których nigdy nie miał słabości, za to,
że w roku trzydziestym i na emigracji byli niegrzeczni, i aby ich ukarać, porzu-
cił myśl przeniesienia swych obrazów do Poznania i skończył na tym, że je daro-
wał rządowi czy tam Berlinowi, gdzie je zapewne nieraz oglądałeś”37. Do pew-
nego stopnia ma Motty oczywiście rację, kluczowa była problematyczna relacja
Raczyńskiego z rodakami. ale nie chodziło tu bynajmniej o obrażalstwo (wybuch
powstania listopadowego, istotnie przyjęty przez Raczyńskiego z najwyższą grozą,
nie wstrzymał przecież prac nad galerią), motywacje atanazego były znacznie bar-
dziej skomplikowane.
Grały z pewnością rolę względy osobiste. od 1830 roku był Raczyński człon-
kiem pruskiej służby dyplomatycznej z widokami na karierę w administracji pań-
stwowej. Warunkiem jej rozwoju było przebywanie blisko królewskiego dworu,
a więc w Berlinie. Przeżywające okres intensywnego rozwoju miasto miało dla
atanazego i inne powaby: aspirując do kręgów europejskiej elity społecznej i inte-
lektualnej, więcej tam widział dla siebie możliwości, więcej podniet niż w pro-
wincjonalnym jednak Poznaniu. Przeniesienie kolekcji do Berlina i tam jej upu-
blicznienie – do czego rzeczywiście doszło w 1836 roku – dawało Raczyńskiemu
mocne karty w rozgrywkach o uznanie i pozycję w kręgach elity pruskiej stolicy.
istotniejsze zdają się wszakże kwestie natury ideowej. Miał atanazy obawy,
że jego kolekcja obrazów nie spełni w Poznaniu, i w ogóle w Polsce, przeznaczo-
nych dla niej zadań. Rozumiał, że oczekiwania wobec zbiorów kształtuje w zasad-
niczym stopniu legenda muzeum izabeli Czartoryskiej w Puławach, a więc patrio-
tycznej kolekcji pamiątek narodowych38. Klucz narodowy, patriotyczny nie miał
w galerii atanazego żadnego znaczenia. Więcej jeszcze: narodowa optyka mogła
niemal zniweczyć jego kolekcjonerski zamiar. W latach 30. był już Raczyński wiel-
kim entuzjastą malarstwa niemieckiego, zamawiał i kupował prace niemieckich
artystów; wkrótce, w latach 1836–1840, miała ukazać się jego monumentalna,
trzytomowa książka na jego temat39, w galerii natomiast miały zacząć domino-
wać w miejsce dzieł dawnych współczesne obrazy niemieckie. Jego zachwyt nad
niemiecką sztuką miał podłoże wyłącznie estetyczne i, nazwijmy je, ideowo-
-artystyczne. ale czy mógł liczyć, że tak rozumiano by go w Poznaniu w epoce
popowstaniowej?
Wreszcie mógł mieć atanazy jeszcze jedną obawę. Gdy przyjrzeć się funda-
cjom braci Raczyńskich, zwraca uwagę ich ambiwalentny charakter. nowatorskie
pod wieloma względami, zachowywały równocześnie wyraźny rys tradycyjnego
mecenatu możnowładczego, w XiX wieku, wobec rozprzestrzeniania się idei rów-
nościowych40, coraz bardziej problematycznego. i Edward, i atanazy występowali
z pozycji uprzywilejowanej, wyniesieni niejako ponad tych, którym pragnęli służyć.
37 M. Motty, Przechadzki po mieście, t. 1, oprac. z. Grot, Warszawa 1957, s. 138–139.
38 zob. z. Żygulski (jun.), Dzieje zbiorów puławskich. Świątynia Sybilli i Dom Gotycki, „Rozprawy i spra-
wozdania Muzeum narodowego w Krakowie” 1962, t. 7, s. 5–265.
39 a. Raczyński, Histoire de l’art moderne en Allemagne, t. i–iii, Paris 1836–1841. Wydanie niemieckie:
Geschichte der neueren deutschen Kunst, t. i–iii, Berlin 1836–1841.
40 zob. w tym kontekście mowę Edwarda Raczyńskiego w obronie szlachectwa, wygłoszoną na sejmie
1841 r. [w:] a. Wojtkowski, dz. cyt., s. LXiV–LXViii.
Michał Mencfel
156
spójrzmy w tej perspektywie raz jeszcze na gmach Edwarda: chociaż darowany
miastu, opisany w inskrypcji na fasadzie jako biblioteka, w swej architektonicz-
nej formie był on przecież arystokratycznym pałacem, w którym nadto wyraźnie
podkreślono wątek rodowy (i w inskrypcji: Biblioteka Raczyńskich, i w dekoracji
wnętrz z motywami heraldycznymi, i poprzez decyzję o umieszczeniu w nim apar-
tamentu członków rodziny). skorzystanie z zasobów biblioteki przez „zwykłego”
mieszkańca Poznania – „każdego bez różnicy osób” – wymagało, jak należy się
domyślać, pokonania trudnej bariery psychologicznej: wkroczenia do przestrzeni
zwyczajowo zarezerwowanej dla społecznej elity i jako takiej dotąd nieomal nie-
dostępnej41. Być może zrozumiał atanazy, że możnowładczy, arystokratyczny cha-
rakter fundacji będzie przeszkodą dla jej pełnej społecznej akceptacji. nie zro-
zumiał tego Edward, którego kolejne inicjatywy nosiły silne piętno rodowe. Gdy
wybuchł dramatyczny spór wokół kaplicy Pierwszych Piastów, istotą obiekcji sfor-
mułowanych przeciwko Raczyńskiemu przez Pantaleona szumana był przecież,
chociaż niewyrażony wprost, zarzut osobistej i rodowej dumy42. Umieszczając na
postumencie posągów Mieszka i Bolesława – które wystawił przecież na własny
koszt! – inskrypcję: „ofiarował do tej kaplicy Edward nałęcz Raczyński”, uznał za
swój dar to, co, zdaniem krytyków, miało być wotum zbiorowym.
atanazy, przewidując być może w jakimś stopniu trudności i rozczarowania,
zdecydował się porzucić poznańską inicjatywę. Edward kontynuował swe prace,
ale – choć działając w najlepszej wierze – coraz bardziej osamotniony, rozgory-
czony i niezrozumiany, zapłacił cenę najwyższą – ostateczną.
41 Podobną intuicję wyraziła już M. Warkoczewska, Malarstwo i grafika epoki romantyzmu w Wielkopolsce.
Dzieje i funkcje, Warszawa–Poznań 1984, s. 15.
42 szczegółowo na ten temat: z. ostrowska-Kębłowska, Dzieje Kaplicy Królów Polskich, czyli Złotej w kate-
drze poznańskiej, Poznań 1997, s. 179–188.
157
agata Łysakowska
Wielmożna hrabino dobrodziejko!
Akcja charytatywna Celestyny Działyńskiej z 1848 roku
Jednym z istotniejszych aspektów ziemiańskiej obecności w XiX-wiecznym
mieście, w tym także w Poznaniu, była podejmowana przez przedstawicieli tego
środowiska aktywność charytatywna, w którą angażowały się zwłaszcza kobiety.
Jak bowiem pisano w 1884 roku w poznańskim „Dwutygodniku dla kobiet”:
„społeczeństwo, w którem się dobroczynność rozwija, gdzie jeden obywatel na
drugiego, młodzież na opiekę starszych, ubodzy na miłosierne wsparcie, a insty-
tucye społeczne na pomoc ogółu liczyć mogą – jest społeczeństwem mądrem i sil-
nem, zdolnem niejedne pokonać burze, niejedne złowrogie odeprzeć sidła”1. od
początku XiX wieku szeroko pojęta dobroczynność przeszła transformację: obok
organizacji okazjonalnych wystaw czy balów starano się skupić na działalności,
której skutki byłyby długofalowe. zgodnie z tą myślą w miastach organizowano
nowoczesne towarzystwa dobroczynne, których spiritus movens były ziemianki
i arystokratki. Jedną z pierwszych tego typu organizacji założyła w 1814 roku
w Warszawie zofia zamoyska.
Działalność dobroczynna kobiet na ziemiach polskich w XiX wieku była
w dużej mierze rezultatem zachodzących przemian cywilizacyjnych: szybkiego
wzrostu liczby ludności miast i powstawania skupisk nędzy. Jak zauważa Elżbieta
Mazur, nie bez znaczenia dla aktywizacji kobiet na polu dobroczynności był brak
suwerenności politycznej i kulturowej ziem polskich. Przy nikłym zainteresowa-
niu państw zaborczych sprawą ubóstwa mieszkańców byłej Rzeczpospolitej auto-
matycznie wzrastał zakres obowiązków filantropijnych, traktowanych jako powin-
ność patriotyczna2. z kolei tomasz Kargol zaznacza, że dobroczynna działalność
ziemianek była jedyną formą aktywności społecznej, w której kobiety mogły
wykazywać się organizacyjnymi zdolnościami, współpracować z mężczyznami
i przełamywać gorset ówczesnych uprzedzeń, który ograniczał miejsce kobiety
do rodziny i domu. ofiarność publiczna pań miała być początkiem ich równo-
uprawnienia i emancypacji3. Warto przy tym zwrócić uwagę, że zaangażowania
1 teja, Dobroczynność, „Dwutygodnik dla kobiet. Pismo beletrystyczne i naukowe” 1884, nr 22, s. 253–254.
2 E. Mazur, Ku aktywności w życiu publicznym – kobiety w organizacjach dobroczynnych [w:] Działaczki
społeczne, feministki, obywatelki: samoorganizowanie się kobiet na ziemiach polskich do 1918 roku (na tle
porównawczym), t. 1, red. a. Janiak-Jasińska, K. sierakowska, a. szwarc, Warszawa 2008, s. 379.
3 t. Kargol, Rola ziemianek w powstaniu oraz działalności instytucji opieki społecznej i dobroczynności
publicznej Lublina, Warszawy i Krakowa [w:] Ziemiaństwo na Lubelszczyźnie III. Panie z dworów i pałaców.
Materiały III sesji naukowej zorganizowanej w Muzeum Zamoyskich w Kozłówce 11–13 października 2006,
t. 2, red. H. Łaszkiewicz, Lublin 2007, s. 184.
AGATA ŁYSAKOWSKA
jena gdy pla dk UA dany M
— *|” zl FI y
| |=H LT HL
TOWARZYSTWA
PAŃ MILOSTERDZIA
ŚW. WINFEXTEGH 4 FATLN
FarxAt.
Valle Teaepawa Taj Miedzą ir, (lnmateża a Fara
slusi Frskuti Karon Fozepiskinp
Il
1. Ustawy Towarzystwa Pań Miłosierdzia św. Wincentego 4 Paulo, Poznań 1894,
ze zb. Wielkopolskiej Biblioteki Cyfrowej (dalej: WBC)
charytatywne były tradycyjnym elementem etosu kobiet ze „sfer wyższych, zgod-
nie z zasadą noblesse oblige (łac. szlachectwo zobowiązuje) i respektowanym w tym
środowisku chrześcijańskim systemem wartości. Szukając z kolei indywidualnej
motywacji podejmowanych dzieł miłosierdzia, nie można przeoczyć roli wycho-
wania i wynoszonych z domu wzorców, co doskonale widać na przykładzie córek
wspomnianej wyżej założycielki warszawskiego towarzystwa dobroczynnego Zofii
Zamoyskiej. Jak wspominała jedna z nich, Jadwiga Sapieżyna, wychowywane były
surowo i skromnie: „Wszystko co najgorsze to zawsze było dla nas. Najgorszy sta-
roświecki powóz, najgorsze konie, najmniej pokaźny stangret, wywozili panienki
na przechadzkę pieszą za miasto. Ubrane z najsurowszą oszczędnością — jadały
z nauczycielką przy nader skromnym stole i uczyć się musiały nieskończenie
długo o Medach i Persach, póki z dala je dolatywały dźwięki muzyki balowej lub
turkot zajeżdżających lub odjeżdżających powozów ”*. Drugą stroną tego progra-
mowego samoograniczania była aktywność charytatywna, którą wzorem matki —
rozwijały w swym dorosłym życiu jej córki. Jadwiga Sapieżyna stanęła na czele
4 Siostrę swojej matki cytuje J. Zamoyska, Jadwiga Zamoyska w domu rodzinnym i na emigracji. Wspomnień
część 1, red. E. Bątkiewicz, M. Biniaś-Szkopek, Poznań 2013, s. 23.
158
WIELMOŻNA HRABINO DOBRODZIEJKO!
TOWARZYSTWO PAŃ NIŁOSIERNYCH
ST. WIYGENTEGO.
„ Ata f PPŁ ŚwcHe Bi ai chba -
AŻ da ka
2. Kwit Towarzystwa Pań Miłosierdzia św. Wincentego a Paulo na bochenek chleba, ze zb. WBC
Iwowskiego Towarzystwa św. Wincentego 4 Paulo, a druga z nich — Celestyna,
która w 1825 roku wyszła za Tytusa Działyńskiego, kontynuowała dzieło pomocy
najuboższym na gruncie poznańskim.
Pierwszą samodzielną aktywność dobroczynną Celestyna Działyńska podjęła
w galicyjskich Oleszycach — posiadłości, w której Działyńscy osiedli po nałożeniu
sekwestru na majątek kórnicki, co było karą za udział Tytusa w powstaniu listopa-
dowym. W Galicji Działyńska zakładała ochronki dla dzieci, w których często
także sama nauczała”. Prowadzenie zajęć utrudniały jednak władze austriac-
kie, które zamykały ośrodki prowadzone przez Działyńską: „Rząd austriacki,
przeciwny oświacie ludu, często zamykał jej te ochronki, lecz niestrudzona
Pani Działyńska otwierała ochronę w innej miejscowości ze swoich dóbr”.
Tytus Działyński żartował wówczas z żony, że będzie jedyną szlachcianką,
która posiada więcej szkółek niż karczm. Po powrocie do Poznania Celestyna
Działyńska powołała do życia Towarzystwo Dobroczynności Dam Polskich. Nowo
utworzone stowarzyszenie postawiło sobie za cel pomoc najbiedniejszym miesz-
kańcom miasta, a jego fundusze tworzyły głównie składki członkowskie. Panie
zaangażowane w jego działalność dzieliły się na Matki i podlegające im Siostry.
» Specjalnie dla nauczania dzieci w Oleszycach Działyńska sprowadziła z Anglii pomoce naukowe, a całość
nauki odbywała się według nowej wówczas metody Lancastera, która polegała na wzajemnym naucza-
niu - zdolniejsze dzieci po opanowaniu materiału miały za zadanie pomagać tym, którym nauka sprawiała
trudność. Po powrocie do Wielkopolski Działyńska wykorzystywała ów sposób w szkółkach zakładanych
na terenie Poznania (J. Zamoyska, dz. cyt., s. 61.).
6 Materiały biograficzne Tytusa i Celestyny Działyńskich, Biblioteka Kórnicka PAN, sygn. BK 7286, k. 300.
159
agata Łysakowska
160
na czele organizacji stała Matka starsza – funkcję tę pełniła sama Działyńska.
osoby, które pomagały siostrom, określano w statucie jako Córki. zadaniem
sióstr i Córek było odwiedzanie ubogich mieszkańców miasta w ich domach.
W statucie towarzystwa wyraźnie bowiem podkreślano, że pomiędzy dającymi
a odbierającymi nie powinno być żadnych pośredników: „Jałmużna ma przejść
z ręki do ręki, bo wtedy serce do serca przemówi”. Miasto podzielono wówczas
na okręgi, które były zgodne z propozycją towarzystwa ku Wspieraniu Ubogich
i Biednych, które w 1845 roku powołał Karol Marcinkowski. za każdy okręg odpo-
wiadała jedna z sióstr. siostry dysponowały dwiema książeczkami: w jednej z nich
wpisywały dane osób ubogich, które były pod ich opieką, w drugiej natomiast
zarządzająca nimi Matka odnotowywała wydane im rzeczy (w głównej mierze
ubrania i jedzenie). towarzystwo prowadziło własną kartotekę, w której uwzględ-
niano nazwiska ubiegających się o pomoc7.
W 1853 roku Celestyna Działyńska przekształciła podupadające towarzystwo
Dobroczynności Dam Polskich w towarzystwo Pań Miłosierdzia św. Wincentego
à Paulo. objęła też funkcję prezydentki, którą pełniła do 1870 roku. i o ile w przy-
padku towarzystwa Dobroczynności wszystkie panie były zobowiązane do
odwiedzin w domach ubogich i niesienia bezpośredniej pomocy, o tyle w przy-
padku towarzystwa św. Wincentego à Paulo członkinie dzieliły się na „datkujące”
i „odwiedzające” W pierwszym roku działalności towarzystwo liczyło 44 człon-
kinie, z czego 15 odwiedzało chorych, natomiast 29 wspierało je finansowo. Po
roku pod opieką stowarzyszenia znajdowało się 113 dzieci (w założonej ochronce)
i 40 dziewcząt (w szwalni). towarzystwo zajmowało się 468 rodzinami, które
w sumie odwiedzono 1925 razy. zaangażowanie organizacji w pomoc najuboż-
szym zauważył m.in. arcybiskup Leon Przyłuski, który docenił, że „w tak krót-
kim czasie istnienia (bo dopiero rocznego) stowarzyszenie tyle błogich wydało
owoców”8. Warto podkreślić, że za swoją działalność dobroczynną Działyńska już
w 1846 roku została mianowana przez generała sióstr miłosierdzia członkinią tego
zgromadzenia9.
Marceli Motty, opisując mieszkańców pałacu przy starym Rynku, tak pisał
o Działyńskiej: „o przepych lub ozdobność w ubiorze, występowaniu i otacza-
jących ją przedmiotach, nawet o wygody nie dbała wcale […]. natomiast nie
szczędziła wydatków, gdy szło o dobro publiczne, o interes kościoła, o biednych
i podupadłych. ileż to kalek, starców, wdów i sierot, tak w dobrach męża, jako
i w mieście wspierała przez całe lata! Miała nawet w domu obok siebie zawsze jakąś
biedotę. Pod tym względem Poznań wiele jej zawdzięcza, ona bowiem pierwsza,
ile mi wiadomo, rozbudziła u nas ducha dobroczynności i dała początek zakła-
dom, których wpływ dotychczas zbawienny”10. W podobnym tonie charakteryzo-
wano Działyńską w czasopiśmie „Kłosy”, przypominając, że mieszkańcy Poznania
7 szerzej na ten temat zob. a. Łysakowska, Działalność poznańskiego Towarzystwa Dobroczynności Dam
Polskich (w druku).
8 Żeńskie stowarzyszenie miłosierne św. Wincentego à Paulo, „Przegląd Poznański” 1854, t. XViii, s. 561–562.
9 anna z Działyńskich Potocka, Mój Pamiętnik, oprac. a. Jastrzębski, Poznań 1973, s. 419.
10 M. Motty, Przechadzki po mieście, t. i, oprac. z. Grot, przypisy przeredagował i uzupełnił W. Molik,
Poznań 1999, s. 26.
Wielmożna hrabino dobrodziejko!
161
widywali ją codziennie „dążącą z córkami do świątyń pańskich”, a następnie
odwiedzającą ubogich i chorych, którzy zamieszkiwali najbiedniejsze części mia-
sta: Śródkę i Chwaliszewo11.
Celestyna Działyńska, podobnie jak jej matka, wychowała swoje córki tak,
aby w przyszłości aktywnie działały na polu dobroczynności. anna Potocka odno-
towała, że „jasnym promyczkiem” w jej dziecięcym życiu było pomaganie ubo-
gim i potrzebującym. Jej matka jako działaczka towarzystwa Pań Miłosierdzia
św. Wincentego à Paulo odwiedzała wszak w domach najbiedniejszych obywa-
teli miasta i zdarzało się, że do tych, których już znała, posyłała właśnie annę
z opiekunką. Potocka dumnie pisała, że jako dziecko miała „chorych na Górczynie
nawet, a najwięcej na Półwiejskiej ulicy”12. Jej siostra Elżbieta, już po śmierci
Celestyny, była przewodniczącą założonej przez matkę organizacji.
znamiennym pozostaje fakt, że podczas wielu lat działalności dobroczynnej
Działyńska stosowała pewne sztywne zasady, które były kluczowe dla prowadze-
nia tego typu aktywności. Przede wszystkim starała się potwierdzać tożsamość
osoby proszącej. najczęstszą formą pomocy były dary złożone z ubrań lub arty-
kuły spożywcze. Udzielała pożyczek, które miały być wykorzystywane dla otwo-
rzenia własnej działalności etc. Jednocześnie niezwykle krytycznie zapatrywała się
na bezpośrednie zaangażowanie w żywienie i ubieranie ubogich dzieci – miało to
być szkodliwe, ponieważ odbierało rodzicom wdzięczność i przywiązanie dzieci13.
W założonym przez towarzystwo Domu św. Józefa panowała zasada, zgodnie
z którą przebywające w ochronce dzieci otrzymywały niezbędne rzeczy i jedzenie
za pośrednictwem rodziców; w przypadku braku środków finansowych otrzymy-
wali oni na ten cel pieniądze.
Działyńską charakteryzowała różnorodność aktywności i sposobów realizo-
wania postawionych sobie celów. W sali Czerwonej Pałacu Działyńskich często
odbywały się wykłady, z których dochód przeznaczony był na potrzebujących.
oprócz zakładanych przez siebie towarzystw, w których wspierały ją m.in. izabela
z Brzostowskich Mycielska, antonina z Gajewskich Broel-Plater, anna Grudzińska
czy antonina Chłapowska, Działyńska organizowała doraźne akcje charytatywne.
najczęściej były one odpowiedzią na klęski żywiołowe przetaczające się przez
XiX-wieczny Poznań. Jej córka, anna Potocka, przypomina w swoim pamiętniku
powódź, w czasie której „Warta tak wylała, że po Bernardyńskim placu jeździli
łódkami, dom sióstr Miłosierdzia był zalany”14. Poszkodowani mogli wówczas
znaleźć schronienie w Pałacu Działyńskich. Potocka pisała po latach: „Pamiętam,
jak im przynoszono jedzenie w ogromnym kotle, niesionym na drągach; jak moja
Matka to jedzenie na miskach rozdawała; pamiętam pacierz wieczorny wspólny,
po którym Matka moja czytała coś o poddaniu się woli Bożej w nieszczęściu, które
to czytanie często płaczem i łkaniem przerywane było. tak samo goszczono u nas
pogorzelców, gdy się Śródka spaliła. W ten sam sposób w wigilię wielkich odpu-
stów, mianowicie Bożego Ciała i Świętego Piotra i Pawła, goszczono pielgrzymów
11 „Kłosy. Czasopismo ilustrowane tygodniowe”, Biblioteka Kórnicka Pan, BK 7286, k. 312–319.
12 anna z Działyńskich Potocka, dz. cyt., s. 49.
13 notatki różne o dobroczynnych zakładach, Biblioteka Kórnicka Pan, sygn. BK 7504.
14 najprawdopodobniej chodziło o powódź z 1850 r.
agata Łysakowska
162
ze wsi; całe wielkie schody pełne były ludzi śpiących. tak samo w czasie jarmar-
ków wełnianych: sienie, schody, wozownia, wszystko zapełnione było workami
i balami”15.
szczególny czas dla rozwinięcia przez Celestynę Działyńską akcji pomocy
dla potrzebujących przyniosła wielkopolska odsłona Wiosny Ludów, co należy do
najmniej rozpoznanych aspektów tego burzliwego okresu. Działyńska skądinąd
zawsze otaczała opieką powstańców oraz weteranów. Jeszcze w 1830 roku poma-
gała w Warszawie siostrze tytusa, Klaudynie Potockiej w organizacji pomocy
dla rannych. Podczas powstania styczniowego Pałac Działyńskich przemienił się
w magazyn rzeczy niezbędnych powstańcom – zachęceni przez Celestynę kupcy
przynosili płótna, rękawice, filcowe buty czy cygara i wódkę. Wieczorami sama
Działyńska przygotowywała dla powstańców ubrania, szarpie i bandaże dla ran-
nych16. Warto zwrócić także uwagę, że hrabina pomagała nie tylko społeczności
polskiej – w 1871 roku przygotowywała pomoc dla jeńców francuskich, którzy po
wojnie francusko-pruskiej znaleźli się w Poznaniu. na ich pięciomiesięczne stoło-
wanie przeznaczyła w sumie 193 talary17. Po śmierci Działyńskiej w 1883 roku
w prasie informowano, że jeszcze 24 godziny przed śmiercią hrabina kazała posłać
pieniądze dla weterana polskich powstań, by ten mógł odbyć wyjazd do wód18.
W 1848 roku Działyńska zorganizowała jedną ze swych największych akcji cha-
rytatywnych, która objęła pomocą powstańców osadzonych w poznańskiej twier-
dzy po bitwach pod Książem, Miłosławiem i sokołowem. Co ciekawe, Działyńscy
z ostrożnością podchodzili do wypadków 1848 roku. Jak zauważa stanisław
K. Potocki, wynikało to z wcześniejszych doświadczeń. Działyński był wszak świad-
kiem rabacji galicyjskiej i żywił obawy, aby uzbrojone masy ludowe, zwiedzione
w swych nadziejach, nie zostały skierowane przeciwko szlachcie. Wierzył jednak
w wybuch wojny prusko-rosyjskiej, dlatego też zdecydował się na objęcie funk-
cji organizatora jazdy w powiecie poznańskim, a także udostępnił swój poznański
pałac na siedzibę Wojennego Komitetu narodowego oraz biuro werbunkowe19.
W tym czasie Celestyna pomagała mężowi w pisaniu listów i memoriałów, na bie-
żąco też informowała o sytuacji w Wielkopolsce swojego wuja – adama Jerzego
Czartoryskiego oraz braci: Władysława i Jana20. Śledziła także działalność kobie-
cego komitetu, na który żaliła się temu ostatniemu: „a babski komitet to już ten
i dziś jeszcze wart by rózg za swoje ciągłe działanie. Wzięły panie pod opiekę szpi-
tale wojskowe, ale to nie dla miłości chrześcijańskiej, nie z poświęcenia dla ludzko-
ści choćby filantropicznej, ale dla zepsucia i zbałamucenia ludu naszego, niejedna
do rzezi po prostu zachęcała, za wzór ciągle im przedstawiając Galicję. Urzędnicy
pruscy, jak austriaccy, im w tym pomagają. oj, bieda nam, straszna bieda”21.
15 anna z Działyńskich Potocka, dz. cyt., s. 12–13.
16 tamże, s. 57.
17 Materiały biograficzne tytusa i Celestyny Działyńskich, Biblioteka Kórnicka Pan, sygn. BK 7286, k. 302.
18 Relacja z uroczystości pogrzebowych Gryzeldy Celestyny z zamoyskich Działyńskiej, sygn. BK 7286, k. 306.
19 s.K. Potocki, Wydarzenia 1848 r. w Poznańskiem w świetle listów i relacji Działyńskich, „Pamiętnik Biblio-
teki Kórnickiej” 1987, z. 22, s. 230.
20 tamże, s. 229–260.
21 List Celestyny Działyńskiej do Jana Zamoyskiego, Biblioteka Kórnicka Pan, sygn. 7336, k. 557–560.
Wielmożna hrabino dobrodziejko!
163
Komitet, który tak krytykowała Działyńska, opiekował się lazaretami woj-
skowymi i składał się głównie z pań o poglądach zbliżonych do towarzystwa
Demokratycznego Polskiego, a znaczącą rolę odgrywała w nim Bibianna
Moraczewska. Działalność Celestyny skupiła się jednak nie na chorych w lazare-
tach, lecz na więźniach. Już od kwietnia 1848 roku Działyńska starała się reagować
na prośby o wsparcie pieniężne lub rzeczowe dla poszkodowanych w wyniku walk.
apogeum jej działalności przypadło na maj i czerwiec tegoż roku. Warto przy tym
zauważyć, że od początku maja do połowy czerwca więźniem Fortu Winiary był
sam tytus Działyński22. W swoich listach informował on żonę o stanie współwięź-
niów. Już w pierwszym prosił ją m.in., aby „posłać chloroforu dla ciężko rannych
do szpitalów”23.
Pieniądze, które przeznaczono na pomoc osadzonym w twierdzy, zbierano
na kwestach. Przykładowo w czerwcu 1848 roku przeprowadzono zbiórkę na pie-
czywo, która do końca tego miesiąca przyniosła ponad 146 zł. Kupiono wówczas
także kawę i mleko24. Proszono zresztą nie tylko o pieniądze, ale także o konkretne
rzeczy: ubrania czy artykuły żywnościowe. Mieszkańcy Poznania chętnie włączyli
się w pomoc więźniom, przekazując drobne sumy pieniężne, bieliznę, koszule,
prześcieradła, buty, czapki, a nawet płótno25. Warto podkreślić, że elementy ubioru,
które Działyńska posyłała więźniom, były najczęściej wykonywane przez ubogich
szewców i szwaczy, co było zgodne z ideą kierowanego przez nią towarzystwa
Dobroczynności Dam Polskich. Pomagając uwięzionym, Celestyna gwaranto-
wała tym samym zarobek dla najbardziej potrzebujących. zdarzało się niekiedy,
że urządzano kwesty w imieniu Działyńskiej, od których ona sama się odżegnywała.
„Doszło mnie, że w imieniu mojem zbierano dziś bułki i pieniądze dla więźniów
naszych na fortecy. Dla zapobieżenia tak niegodziwemu nadużyciu upraszam osoby
chcące się do składki dla więźniów przyczynić, aby dawały tylko na kartkę z podpi-
sem i pieczątką moją. Korzystam z tej sposobności dla podziękowania wszystkim,
którzy przez moje ręce przynieśli ulgę nieszczęśliwym braciom naszym”26.
Działyńska otrzymywała wiele listów od więźniów, w których opowiadali oni
swoje historie i prosili o wsparcie:
„Wielmożna Hrabino Dobrodz[iejko]
Dopiero dnia wczorajszego przybyłem ranny z lazaretu pod Miłosławiem tu
do Poznania, lecz niestety zaraz w kilka godzin mnie przyaresztowano i tu na for-
tece odprowadzono. Jestem, Wielmożna Hrabino Dobrodz[iejko], w smutnym
położeniu, bez najmniejszego funduszu, a nawet tylko w jednej koszuli, bo będąc
22 E. Bątkiewicz, „W samym oknie, przy na wpół spuszczonej firance mieszkam…”. Listy Tytusa Działyńskiego
do żony z więzienia w Forcie Winiary, „Kronika Miasta Poznania” 2011/4, s. 112–115.
23 Listy Tytusa Działyńskiego do żony Celestyny Działyńskiej, Biblioteka Kórnicka Pan, sygn. BK 7332,
k. 381.
24 Rok 1848. Powstanie poznańskie. Różne dot. akcji charytatywnej Celestyny Działyńskiej wśród uwięzio-
nych powstańców. Prośby o pomoc, wykazy więźniów, zaświadczenia, notatki informacyjne etc., Biblioteka
Kórnicka Pan, sygn. BK 7509, k. 477.
25 tamże, k. 488.
26 tamże, k. 498. nie była to jedyna próba wyłudzenia pieniędzy pod pretekstem pomocy dla poszkodowa-
nych. W 1850 r. redakcja „Wielkopolanina” opisywała sytuację, w której próbowano wyłudzać pieniądze na
ofiary powodzi (Niepoczciwość, „Wielkopolanin”, 27 iii 1850).
agata Łysakowska
164
rannym w bitwie pod Miłosławiem, wszystkie rzeczy mi przepadły. Wielmożna
Hrabino i Dobrod[dziejko], zlituj się nade mną dziś tyle nieszczęśliwym. oddając
się pod łaskę i opiekę Wielmożnej Pani Dobr[odziejki], spodziewam się, iż mi
także swej dobrotliwej ręki odmówić nie raczysz.
z winnym szacunkiem i upoważnieniem Wielmożnej Hrabiny Dobr[odziejki]
najniższy i wierny sługa W. Chmielecki,
z fortecy d. 22. go czerwca 1848”27.
Więźniowie prosili zazwyczaj o ubrania, posiłki, czasem o drobne kwoty pie-
niężne. Dobra przesyłane przez Działyńską szybko dostrzegali ich koledzy z celi,
którzy również słali listy z prośbą o wsparcie: „Będąc świadkiem wyświadczo-
nych dobrodziejstw swym na teraz nieszczęśliwym rodakom, ośmielam się, niżej
podpisany, jak najpokorniej prosić Jaśnie Wielmożnej Hrabiny i Dobrodziejki
o jakiekolwiek bądź wsparcie przez parę groszy”28. niestety, pomoc hrabiny pro-
wadziła także do kłótni pomiędzy osadzonymi. Jan Kozłowski w jednym z listów
„miał honor donieść” hrabinie, że przy obiedzie osadzeni spierali się o to, kto
jest uprawniony, by korzystać z posiłków finansowanych przez Działyńską.
Wynikiem tego żona tytusa musiała przesłać uaktualnioną listę więźniów, któ-
rzy mogli pobierać posiłki29. Więźniowie tworzyli także listy grupowe, które spi-
sywane były przez jednego z uwięzionych. „o chleb i jakąkolwiek inną strawę,
np. ryż, kaszę” dla 33 osób oraz o „cokolwiek lepsze jadło” dla kolejnych sze-
ściu prosił niejaki Koszutski. zaznaczał także, że gdyby można było rozszerzyć
listę osób objętych pomocą, to on chętnie dopisze do niej kolejne nazwiska30.
Warto w tym miejscu zwrócić uwagę na współpracę między osadzonymi a samą
Działyńską. Hrabina otrzymywała od nich nie tylko kolejne prośby czy podzię-
kowania za opiekę, ale także uaktualnione dane więźniów przebywających w for-
tecy. W liście z 16 maja 1848 roku Jan Kozłowski pisał: „Dodatkowo upraszam się
jeszcze nadmienić, iż z osób na liście poprzednio umieszczonych obecnie tylko
jeszcze podpisany i Witkowski tutaj się znajduje: reszta wyszła do Kistryny31
w dniu onegdajszym. W tym miejsce przybyli i obiad odebrali przez ostatnie dwa
dni wyrażeni, których przedstawiając, o łaskawą dyspozycyę upraszamy”. Poniżej
znajdowało się 21 nazwisk, do których sama Działyńska dopisała kolejne32.
o pomoc dla osadzonych w twierdzy prosiły także osoby trzecie – księża
czy krewni. „Ja jako ojciec upraszam dla syna mego [koszulę], którego o ile
27 Rok 1848. Powstanie poznańskie. Różne dot. akcji charytatywnej Celestyny Działyńskiej wśród uwięzio-
nych powstańców. Prośby o pomoc, wykazy więźniów, zaświadczenia, notatki informacyjne etc., Biblioteka
Kórnicka Pan, sygn. BK 7509, k. 27.
28 tamże, k. 6.
29 tamże, k. 101.
30 tamże, k. 102–104.
31 Chodzi zapewne o Küstrin, czyli Kostrzyn.
32 Rok 1848. Powstanie poznańskie. Różne dot. akcji charytatywnej Celestyny Działyńskiej wśród uwięzio-
nych powstańców. Prośby o pomoc, wykazy więźniów, zaświadczenia, notatki informacyjne etc., Biblioteka
Kórnicka Pan, sygn. BK 7509, k. 107–108.
WIELMOŻNA HRABINO DOBRODZIEJKO!
3. Bitwa pod Miłosławiem 1848 r., ok. 1925 r., karta pocztowa ze zb. WBC
możności wspieram żywnością — ponieważ będąc malarzem, nie mam zatrud-
nienia i nie jestem w stanie, ażebym mu mógł koszulę kupić** — pisał 16 maja
1848 roku N. Agacki. Zdarzało się również, że rodzice przynosili listy, które były
adresowane bezpośrednio do nich. Działyńska zachowywała te pisma w swojej
dokumentacji, odnotowując na nich, co należy posłać potrzebującym. U hra-
biny pojawiali się także poszkodowani po walkach. Często przynosili zaświad-
czenia, które miały potwierdzać ich tożsamość i sytuację, w jakiej się znaleźli.
Podobnie jak w przypadku listów, zaświadczenia Działyńska zatrzymywała, opa-
trując je notatkami na temat udzielonej pomocy. Nie zawsze były to adnotacje
pochlebne dla proszących, np. przy zaświadczeniu Konstantego Szypczyńskiego
dopisano, że nie oddał pożyczonych pieniędzy”. O pomoc zwracali się rów-
nież więźniowie, którzy tuż po powstaniu 1848 roku przebywali wprawdzie
w poznańskim forcie, ale później zostali zesłani do Kostrzyna i Magdeburga.
Dodajmy, że w ramach akcji dobroczynnej z 1848 roku Działyńska objęła swoją
opieką również pogorzelców z Książa. Sporządzono dla niej wówczas „Spis nie-
szczęśliwych i pogorzałych mieszkańców katolickich Księża i okolicy”, w któ-
rym odnotowano członków najbiedniejszych rodzin oraz osoby, których bliscy
zginęli podczas walk*.
Podczas swoich licznych prac dobroczynnych Celestyna Działyńska wypra-
cowała system dokumentowania udzielanej pomocy, który zdał egzamin podczas
akcji charytatywnej z 1848 roku. Pomocą przy rozdawnictwie miały być notatki
na marginesach otrzymywanych listów. Zazwyczaj Działyńska podkreślała
33 Tamże, k. 1.
34 Tamże, k. 496.
35 Tamże, k. 291.
165
AGATA ŁYSAKOWSKA
Loterya na dom sierot
odbędzie się we Wtorek dnia go Lipca
a gadainie IMlej z rana
w sali pałacu Działyńskich,
na którą wszystkich uczestników loteryi i przyjaciół
sierót Zarząd Domu i Loteryi uprzejmie zaprasza.
Faańań, caólcinanini Ludniku kięratas ia
4. Zaproszenie na loterię organizowaną przez Celestyną Działyńską na rzecz domu dla sierot,
ze zb. WBC
w ich treści to, o co prosił więzień, a następnie odnotowywała formy udzielo-
nej pomocy — np. „obiad, „koszula, „buty”. Zdarzało się, że przed wysłaniem
odpowiednich dyspozycji Działyńska musiała ustalić miejsce pobytu więźnia.
Na marginesie listu z prośbą o pomoc dla ks. Cypriana Damieńskiego hrabina
napisała: „Nie ma go tutaj”**. Kolejną formą dokumentacji były listy beneficjen-
tów — w tym przypadku wykaz więźniów”. Obok nazwisk uwięzionych w for-
tecy tabelka zawierała jednoznacznie zatytułowane kolumny: koszule, spodnie,
buty, surduty, czapki, gatki, westki, chustki. W odpowiednie rubryki hrabina
wpisywała ilość rzeczy wydanych danemu więźniowi. Na sporządzonej przez
Działyńską liście znajdują się nazwiska ponad 270 osób, którym udzielono
pomocy w czasie ich osadzenia w twierdzy. W przypadku, w którym więzień
zwracał się ponownie o pomoc, dopisywano go do kolejnej tabelki, z liczbą
porządkową z pierwszego wykazu.
Podobnie jak w przypadku osób zgłaszających się do Towarzystwa
Dobroczynności Dam Polskich, w odniesieniu do więźniów poznańskiej twier-
dzy Celestyna tworzyła kartotekę z informacjami na ich temat*. Weźmy np. tę:
„Gąsowski na fortecy. Wszedł do wojska naszego w kwfietniu]. Wzięty w niewolę,
siedzi na fortecy. Matka jego była u mnie 9go maja. Jest wdową, ma 5ro dzieci
w domu, ten 6ty najstarszy utrzymywał ją. Pokazała mi list od niego, w którym
36'Tamże, k. 114.
37 Tamże, k. 364.
38 Zwyczaj tworzenia kartotek i list osób, którym udzielana była pomoc, Działyńska praktykowała od cza-
sów swojego pobytu w Oleszycach, o czym pisała m.in. jej córka Jadwiga (J. Zamoyska, dz. cyt. s. 61).
166
WIELMOŻNA HRABINO DOBRODZIEJKO!
i
w |
i I
I
i
2
ń
wez;
|=
ik.
a
AE
AEK
| ezowwonaóć
Lolerga na Jom Sieról.
2
« |
A
J 1 i r h
3 Lena 3 Złt. Bok 1560. ćć
tę
sama >
NE LCS EAT
k
fa
z
ń,
AO
rzy:
ra EMIR E NJ ALE" TT
ji NK Z z £ Oy
5. Bilet na loterię organizowaną przez Celestyną Działyńską na rzecz domu dla sierot, 1860 r.,
ze zb. WBC
prosi o koszulę, spodnie i surdut”*. Na odwrocie karty Działyńska odnotowywała,
co zostało wydane. W przypadku Gąsowskiego była to jedna koszula. Wśród kart
osobowych znalazły się także nazwiska osób, które przed powstaniem korzystały
z pomocy Działyńskiej. Na karteczce: „Kamiński Malarz 1848 Styczeń 27go dałam
5 tal” znalazła się adnotacja „zabity pod Xiążem”*. Należy przy tym podkreślić,
że — tak samo jak w przypadku osób zgłaszających się do towarzystw dobroczyn-
nych prowadzonych przez Działyńską — nie każdy osadzony otrzymywał od hra-
biny pomoc. Na liście przesłanej jej przez więźnia Piotrowskiego przy jednym
z nazwisk odnotowano: „Nie, bo niewart”*. Z kolei w przypadku przybyłego do
niej Walentego Kriigera zapisała: „Wydaje mi się, że pijak” i „dałam mu tylko chle-
ba”*. Zanim Działyńska podejmowała decyzję dotyczącą udzielenia pomocy, sta-
rała się zaczerpnąć wiedzy na temat proszącego. Do Rymarkiewicza pisała: „Bądź
Pan łaskaw mi donieść, co o tych ludziach wiesz, czy warci wsparcia, czy zaufać
im można”*.
Akcja charytatywna przeprowadzona przez Działyńską w 1848 roku była jedną
z wielu, którą żona Tytusa Działyńskiego zorganizowała w ciągu całego swojego
3 Rok 1848. Powstanie poznańskie. Różne dot. akcji charytatywnej Celestyny Działyńskiej wśród uwięzio-
nych powstańców. Prośby o pomoc, wykazy więźniów, zaświadczenia, notatki informacyjne etc., Biblioteka
Kórnicka PAN, sygn. BK 7509, k. 396.
40'Tamże, k. 463.
Tamże, k. 159.
42' Tamże, k. 400.
43' Tamże, k. 214.
167
agata Łysakowska
życia. Jest ona jednak charakterystyczna dla sposobu pracy hrabiny. Podobnie
jak w przypadku jej aktywności w towarzystwie Dobroczynności Dam Polskich
oraz towarzystwie św. Wincentego à Paulo, Celestyna wiele uwagi poświęcała
proszącym o pomoc, podchodząc do nich indywidualnie. starała się weryfiko-
wać informacje na temat uwięzionych w twierdzy, na bieżąco prowadziła także
dokumentację: listy i kartoteki. akcja z 1848 roku pokazuje też pewien mecha-
nizm pomocy, w który włączały już się nie tylko szlachcianki, ale również zwykli
mieszkańcy miasta. Dobroczynność, która wcześniej kojarzyła się z efektownymi
gestami elit społecznych, w XiX wieku nabrała charakteru powszedniego – więź-
niów, pogorzelców czy powodzian dzięki prowadzonym kwestom mógł wspomóc
każdy mieszkaniec miasta. trudno się zatem nie zgodzić z Mottym, który właśnie
Celestynie Działyńskiej przypisywał zasługę rozbudzenia w poznaniakach ducha
dobroczynności.
169
Michał Boksa
Chłapowscy w Poznaniu
Chłapowscy są jedną z czterdziestu polskich rodzin szlacheckich posłu-
gujących się herbem Dryja (Drya). zamieszkiwały one głównie Wielkopolskę
i Kujawy. Chłapowscy wywiedli swoje nazwisko od wsi Chłapowo (pow. średzki).
Pierwszym znanym ze źródeł przedstawicielem rodu był Piotr z Chłapowa,
wymieniony jako uczestnik konfederacji Maćka Borkowica z 1352 roku. W XVi
i pierwszej połowie XVii wieku najbardziej znani byli: Jan (zm. po 1529) – mar-
szałek dworu starosty generalnego wielkopolskiego Łukasza Górki, Maciej (zm. po
1578) – dworzanin królewski, Wojciech stanisław zwany Górnym (zm. 1603) –
sędzia ziemski kaliski oraz bracia Mikołaj i stanisław (zm. ok. 1640) – pisarz, poseł
na sejm i skarbnik poznański. Dwaj ostatni zapoczątkowali dwie gałęzie rodu –
podczaszowską i kasztelańską. Pierwsza z nich wygasła w 1868 roku. Wszyscy
obecnie żyjący Chłapowscy są potomkami stanisława. Dobra rodziny znajdo-
wały się pierwotnie na prawym brzegu Warty. W XViii wieku opuścili ten teren
i przenieśli się na lewy brzeg Warty, gdzie mieli swoje przyczółki w turwi (pow.
kościański) i Goździchowie (pow. grodziski). stopniowo nabywali kolejne majątki,
by w XiX wieku wejść do grona bogatej szlachty wielkopolskiej. na przełomie XiX
i XX stulecia stanowili liczną i rozgałęzioną rodzinę. Posiadali duże majętno-
ści, w których rozwijali uprawę i hodowlę1. Wszyscy Chłapowscy – mieszkańcy
lub stali bywalcy naszego miasta – pochodzili z gałęzi kasztelańskiej. z czasem
wyodrębniło się z niej kilka linii, których nazwy pochodzą od siedzib rodowych:
bonikowska, czerwonowiejska, goździchowska, kopaszewska, sośnicka, szołdrska,
turewska oraz tzw. odnoga szambelańska.
najsłynniejszy przedstawiciel rodu, generał Dezydery Chłapowski (23 V 1788 –
27 iii 1879), często bywał w Poznaniu. W 1806 roku był m.in. członkiem gwardii
honorowej witającej tutaj napoleona. Żona Dezyderego, antonina z Grudzińskich
(16 Vi 1794 – 21 iV 1857), podczas częstych wizyt w Poznaniu zatrzymywała się
w Hotelu Wiedeńskim2.
Linia szołdrska
Rodowitym poznaniakiem był najstarszy syn Dezyderego i antoniny –
stanisław, który zapoczątkował linię szołdrską. Urodził się 12 sierpnia 1822 roku.
1 D. Chłapowski, Chłapowscy. Kronika rodzinna, Warszawa 1998, s. 5–23; a. Kwilecki, Ziemiaństwo wiel-
kopolskie, Warszawa 1998, s. 146–147; tenże, Ziemiaństwo wielkopolskie. Między wsią a miastem, Poznań
2001, s. 357.
2 E. Prałat, Ród historii-historia rodu. Archiwum kopaszewskie Chłapowskich, Leszno 2016, s. 61–65.
Michał Boksa
170
W czasie nauki w Gimnazjum św. Marii Magdaleny mieszkał na stancji u swej ciotki
Grudzińskiej, a następnie u księdza Jakuba Prabuckiego (1809–1890) – filologa kla-
sycznego, nauczyciela i dyrektora tegoż gimnazjum. Po zakończeniu nauki służył
w wojsku pruskim (1839–1849). następnie przez resztę życia gospodarował w mająt-
kach ojca. W 1849 roku poślubił zofię Kurnatowską. trzy lata później małżonkowie
osiedli na stałe w szołdrach (pow. śremski). stanisław zaangażował się niebawem
w działalność społeczno-gospodarczą, co związało go z Poznaniem. W 1860 roku
należał do komisji organizacyjnej Centralnego towarzystwa Gospodarczego
(dalej: CtG) dla Wielkiego Księstwa Poznańskiego. W kolejnych latach brał
aktywny udział w pracach tegoż towarzystwa, a od 1867 roku wchodził w skład
jego zarządu. Był również współzałożycielem Banku Włościańskiego (zał. 1872)
i Domu Przemysłowego (zał. 1872) w Poznaniu oraz „Gazety Wielkopolskiej”,
ukazującej się od lutego do czerwca 1872 roku. angażował się na rzecz budowy
teatru Polskiego w Poznaniu, będąc członkiem Komitetu teatralnego i podpisując
w 1871 roku odezwę w sprawie jego budowy. od 1860 roku był członkiem dożywot-
nim Poznańskiego towarzystwa Przyjaciół nauk (dalej: PtPn). Równolegle anga-
żował się w życie polityczne. Był członkiem (1854–1899) i wicemarszałkiem (1893)
sejmu prowincjonalnego, posłem do sejmu pruskiego i niemieckiego oraz człon-
kiem izby Panów w Berlinie. zmarł 30 września 1902 roku w szołdrach, jego żona
odeszła 21 lipca 1908 roku w Poznaniu. oboje spoczęli w Brodnicy (pow. śremski)3.
z Poznaniem związany był również starszy z synów stanisława i zofii, Dezydery
andrzej. Urodził się 28 lutego 1855 roku w szołdrach. Był członkiem CtG oraz
PtPn (1885), współzałożycielem i członkiem towarzystwa Przyjaciół sztuk
Pięknych w Poznaniu. Przez wiele lat pełnił funkcję sędziego przysięgłego w sądzie
ziemskim w Poznaniu. W 1885 roku ożenił się z teresą Dembińską i zamieszkał
z nią w Goździchowie, a następnie w szołdrach. Po i wojnie światowej zamiesz-
kał w pensjonacie przy ul. Fredry 8 w Poznaniu, gdzie zmarł 25 lutego 1925 roku.
spoczywa w Rąbiniu (pow. kościański)4. z tego małżeństwa urodziło się czterech
synów. trzej z nich – stanisław, Juliusz i zdzisław byli związani z Poznaniem.
stanisław (10 Xii 1888 szołdry – 22 Vi 1930 trzęsacz) w przededniu wybuchu
powstania wielkopolskiego był współpracownikiem Mieczysława Palucha i nale-
żał do Komitetu Jedenastu Polskiej organizacji Wojskowej zaboru Pruskiego. Był
też członkiem Komitetu Poznańskiego ziemstwa Kredytowego. Julian (22 Xi 1890
Goździchowo – 27 Vii 1920 smarzów) i zdzisław (8 Xii 1892 Goździchowo – 24 iX
1920 Międzyrzec), absolwenci Gimnazjum Bergera w Poznaniu, służyli w 1. Pułku
Ułanów Wielkopolskich (1919). Po scaleniu armii Wielkopolskiej z Wojskiem
Polskim (1920) Julian trafił do 16. Pułku Ułanów Wielkopolskich, zdzisław zaś,
absolwent szkoły podchorążych w Poznaniu, do 15. Pułku Ułanów Poznańskich5.
3 Polski słownik biograficzny (dalej: PsB), t. iii, Kraków 1937, s. 305; R. Macyra, Tellus – szlachetne cele,
smutny koniec, „Kronika Miasta Poznania” (dalej: KMP), 1997/2, s. 52–61; D. Chłapowski, dz. cyt., s. 81–87;
E. Prałat, dz. cyt., s. 79–95.
4 D. Chłapowski, dz. cyt., s. 89–90; Ziemianie polscy XX wieku, cz. 1, Warszawa 1999, s. 36.
5 Lista strat Wojska Polskiego. Polegli i zmarli w wojnach 1918–1920, Warszawa 1934, s. 95; D. Chła-
powski, dz. cyt., s. 90–93; Ziemianie…, cz. 1, s. 36–37; Słownik biograficzny powstańców wielkopolskich,
red. a. Czubiński, B. Polak, Poznań 2002, s. 52–53.
CHŁAPOWSCY W POZNANIU
Mieszkańcem Poznania był
drugi syn Stanisława i Zofii, Jan.
Urodził się 28 września 1863 roku
w Szołdrach. Studiował rolnictwo
w Hohenheim. W 1892 roku poślu-
bił Zofię Jaczyńską (ur. 10 IX 1871).
W 1902 roku małżonkowie zamiesz-
kali w Goździchowie, a w 1909 roku
w Chotowie (pow. ostrowski), który
to majątek w 1914 roku sprze-
dali Niemojowskim i przenieśli się
do Poznania. Jan był działaczem
Towarzystwa Kółek Rolniczych,
członkiem Patronatu Kółek i kie-
rownikiem Wydziału Doświadczeń
Polowych w Poznaniu (1912-1919).
Podczas I wojny światowej brał
udział w walnych zebraniach CTG
oraz działał w poznańskich organi-
zacjach niepodległościowych. Od 1. Franciszek Chłapowski (1846-1923),
13 stycznia do 1 maja 1919 roku fot. ze zb. Biblioteki Raczyńskich
pełnił funkcję komisarycznego pre-
zesa Wielkopolskiej Izby Rolniczej.
W maju 1919 roku został szefem Urzędu Wojskowego w Komisariacie Naczelnej
Rady Ludowej (dalej: NRL). Brał udział w organizacji Wydziału Rolniczo-
-Leśnego Uniwersytetu Poznańskiego (dalej: UP). Zmarł nagle w Poznaniu 2 lipca
1919 roku, spoczywa w Brodnicy. Po śmierci męża Zofia Chłapowska mieszkała
przy ul. Matejki. Okres okupacji hitlerowskiej spędziła w Warszawie. Zmarła
20 lipca 1952 roku w Podkowie Leśnej, gdzie ją pochowano'.
Jan i Zofia doczekali się siedmiorga dzieci, z których dwoje zmarło w dzieciń-
stwie. Najstarszy syn, Dezydery, urodził się 3 października 1894 roku w Gozdaninie
(pow. mogileński). W 1919 roku ożenił się z Ireną Szlagowską (21 VII 1894 —
26VII1957)z Wełny (pow.obornicki). Przez wielelatdzierżawił państwową domenę
Puszczykowo-Zaborze (pow. poznański), co łączył z pracą w Wielkopolskiej
Izbie Rolniczej. Zmarł 17 grudnia 1928 roku w Wełnie. Z tego małżeństwa uro-
dziły się trzy córki: Krystyna (ur. 6 VI 1920 w Poznaniu), Barbara (ur. 12 II 1922
w Puszczykowie-Zaborzu) i Danuta (ur. 13 VII 1924 w Puszczykowie-Zaborzu).
Drugi syn Jana i Zofii, Tadeusz (13 IX 1896 Gozdanin — 2 II 1935 Rajcza), praco-
wał na rozmaitych posadach w Poznaniu”.
Trzeci syn Jana i Zofii, Kazimierz, urodził się 22 marca 1898 roku w Gozdaninie.
Brał udział w powstaniu wielkopolskim i wojnie polsko-bolszewickiej. Przez cały
okres międzywojenny był oficerem 15. Pułku Ułanów Poznańskich. Ukończył
ś D. Chłapowski, dz. cyt., s. 94-95; Słownik biograficzny powstańców..., s. 51-52; Ziemianie..., cz. 1,
s. 38-39.
7D. Chłapowski, dz. cyt., s. 95-96.
171
MICHAŁ BOKSA
2. Maturzyści Gimnazjum św. Marii Magdaleny, 1909 r., Julian Chłapowski (1890-1909)
drugi od lewej w dolnym rzędzie, fot. ze zb. Biblioteki Raczyńskich
kurs w Centrum Wyszkolenia Kawalerii w Grudziądzu i kurs oficerów sztabo-
wych w Rembertowie, po których został awansowany na zastępcę dowódcy pułku
w randze majora. W 1924 roku ożenił się z Elżbietą Szlagowską (21 X 1904 -
9 X 1934) z Wełny, siostrą Ireny Szlagowskiej. Zmarła ona podczas drugiego
porodu i została pochowana na cmentarzu wojskowym w Poznaniu. Kazimierz
Chłapowski we wrześniu 1939 roku przeszedł szlak bojowy z Armią „Poznań,
uczestnicząc w bitwie nad Bzurą. 12 września 1939 roku po śmierci dotych-
czasowego dowódcy (płk. Tadeusza Mikke) został dowódcą 15. Pułku Ułanów
Poznańskich i przebił się z nim do Warszawy. Następnie on i jego pułk wzięli
udział w obronie stolicy. Po kapitulacji został osadzony w Oflagu II C Woldenberg
(Dobiegniew). Po zakończeniu wojny wyjechał do Wielkiej Brytanii, gdzie zmarł
13 kwietnia 1969 roku”.
W Poznaniu mieszkał też najmłodszy syn Jana i Zofii, Stanisław, który urodził
się 8 lutego 1903 roku w Goździchowie. Uczęszczał do szkoły średniej w Poznaniu,
skąd został relegowany za reakcje na antypolskie wypowiedzi niemieckiego nauczy-
ciela. Brał udział w powstaniu wielkopolskim i wojnie polsko-bolszewickiej, po
czym administrował różnymi majątkami w Wielkopolsce. W 1935 roku ożenił się
z Wandą Czerwińską. Po II wojnie światowej zamieszkał z rodziną w Poznaniu,
obejmując zarząd czterech majątków rolnych podlegających Dyrekcji Okręgowej
Kolei Państwowych (Uzarzewo, Kobylepole, Henryków i Rataje). Pod koniec życia
pracował w Poznańskiej Spółdzielni Mleczarskiej. Zmarł 13 grudnia 1971 roku
8 Tamże, s. 96-97.
172
CHŁAPOWSCY W POZNANIU
LJ =
„id m „Pn EE PPE
3. Pałac w Turwi, fot. ze zb. Biblioteki Raczyńskich
w Poznaniu, jego żona odeszła 15 marca 1993 roku w Sztokholmie. Oboje spo-
częli w Brodnicy. Spośród ośmiorga ich dzieci w Poznaniu na dłużej pozostali
Stanisław i Franciszek. Stanisław (ur. 1 XI 1951 w Poznaniu) w 1976 roku ożenił
się z Jadwigą Martynowską (ur. 27 VI 1952), z którą doczekał się dwóch synów:
Michała (ur. 2 VI 1979 w Poznaniu) i Jana Stanisława (ur. 23 IX 1982 w Poznaniu).
Franciszek (ur. 22 VIII 1954 w Poznaniu) poślubił w 1976 roku Joannę Adamską
(ur. 17 III 1955), mają dwoje dzieci: Monikę (ur. 18 V 1977 w Poznaniu) i Krzysztofa
Dezyderego (ur. 20 VIII 1988 w Poznaniu)”.
Linia turewska
Przez wiele lat w Poznaniu uczył się, mieszkał i pracował drugi syn gen.
Dezyderego Chłapowskiego i Antoniny z Grudzińskich — Tadeusz (12 II 1826
Turew — 28 VIII 1879 Turew), który zapoczątkował linię turewską. Ukończył stu-
dia prawnicze w Berlinie, następnie przez kilka lat pracował w sądach w Poznaniu,
Wrześni i Śremie. W latach 1866-1879 zarządzał majątkiem w Turwi. Od 1858
do 1873 roku był posłem w sejmie pruskim, wpierw z okręgu obornicko-poznań-
skiego, a następnie krotoszyńskiego. Został członkiem zwyczajnym PTPN (1857)
oraz członkiem zarządu CTG (1872-1878). W 1862 roku wspólnie z Ignacym
Bnińskim i Stanisławem Platerem założył w Poznaniu spółkę Tellus, która zban-
krutowała jesienią 1873 roku. Jej statutowymi celami były: kupno i sprzedaż
majętności ziemskich, zarządzanie nimi, kupno i sprzedaż hipotek ulokowanych
9 Tamże, s. 97-98; Ziemianie..., cz. 1, s. 39-40.
173
Michał Boksa
174
na własnościach ziemskich, pożyczki pod hipotekę. z czasem zakres działalności
spółki poszerzono o pośrednictwo w zakupie i przechowywaniu produktów rol-
nych oraz sprzętu rolniczego. W 1868 roku tadeusz ożenił się z Różą Jezierską
(2 Xii 1847 – 2 ii 1879), z którą miał pięcioro dzieci. spośród nich tylko syn
zygmunt (5 V 1869 turew – 8 iV 1919 Warszawa) miał związki z Poznaniem, jako
przewodniczący Rady nadzorczej Banku ziemiańskiego (od 1908 r.) oraz członek
zwyczajny i dożywotni PtPn (1893)10.
Linia kopaszewska
najmłodszy syn gen. Dezyderego Chłapowskiego i antoniny z Grudzińskich,
Kazimierz, zapoczątkował linię kopaszewską. Urodził się 24 grudnia 1832 roku
w turwi. W 1862 roku poślubił swą kuzynkę w czwartym stopniu, annę Chłapowską
z Czerwonej Wsi (pow. kościański). zarządzał majątkiem w Kopaszewie
(pow. kościański). W 1862 roku wraz z Cecylią Działyńską założył w Poznaniu
Bractwo św. Józefa dla niesienia pomocy misjom katolickim w Bułgarii. Był
też współzałożycielem i członkiem prezydium sodalicji Mariańskiej założo-
nej w Poznaniu w 1895 roku. angażował się w organizację wieców katolickich
w Poznaniu (1881, 1891, 1894, 1901). zasiadał w sejmie prowincjonalnym (1881–
1884) i izbie Panów (od 1902). Publikował w „Dzienniku Poznańskim”, „Kurierze
Poznańskim”, „orędowniku” i „Przeglądzie Poznańskim”. Był członkiem CtG oraz
członkiem zwyczajnym PtPn (1865). zmarł 5 marca 1916 roku w Poznaniu11.
Kazimierz Chłapowski zgromadził w dworze kopaszewskim pokaźną biblio-
tekę, którą zapisał swemu najmłodszemu synowi, Marianowi. trafiła ona do
Poznania, gdy ten ostatni przeprowadził się tam w 1915 roku. Marian Chłapowski
urodził się 21 maja 1885 roku w Kopaszewie. W 1911 roku ożenił się z Marią
smahl (pół Dunką, pół niemką). Pracował w jednym z poznańskich banków,
mieszkał zaś przy ul. skarbowej 5. zmarł 2 maja 1932 roku w Poznaniu, spoczywa
w Rąbiniu. Wdowa po nim mieszkała w Poznaniu aż do początków 1945 roku,
kiedy to ewakuowała się na zachód. Podczas walk o Poznań w 1945 roku biblio-
teka Chłapowskich spłonęła. Drugi syn Kazimierza i anny, Kazimierz (6 i 1872
Kopaszewo – 26 Viii 1923 Poznań), był członkiem zarządu Poznańskiej spółki
okowicianej (1920–1922) i współzałożycielem poznańskiej „Gazety Powszechnej”.
W swoich willach w Puszczykowie mieszkały siostry Mariana i Kazimierza: Józefa
(18 Viii 1870 Kopaszewo – 19 Xii 1945 Poznań) i Ludwika (12 i 1877 Kopaszewo –
25 iX 1939 Puszczykowo)12.
trzeci z kolei syna Kazimierza i anny, Mieczysław Chłapowski (1 iX 1874
Kopaszewo – 23 X 1939 Kościan), zasiadał w trakcie powstania wielkopolskiego
w Komisariacie nRL w Poznaniu, a w latach międzywojennych był udziałow-
cem Banku Cukrownictwa i Poznańskiego ziemstwa Kredytowego, a także
przewodniczącym rady nadzorczej Wydawnictwa „Dziennika Poznańskiego”.
Jego żona Wanda z Potworowskich (3 Xi 1882 – 4 Vii 1959) w trakcie czę-
stych pobytów w Poznaniu mieszkała przy pl. Wolności 9. Była członkinią
10 PsB, t. iii, s. 305–306; D. Chłapowski, dz. cyt., s. 99–103.
11 PsB, t. iii, s. 304–305; D. Chłapowski, dz. cyt., s. 105–115.
12 D. Chłapowski, dz. cyt., s. 117–120.
Chłapowscy w Poznaniu
175
towarzystwa ziemianek Wielkopolskich, Rady Głównej towarzystwa Czytelni
Ludowej i towarzystwa Chrystusowego dla Wychodźców w Poznaniu. Wspólnie
z mężem wspierała materialnie i finansowo towarzystwo Pomocy inteligencji,
zakład św. Kazimierza, zakład Gąsiorowskich oraz Bratnią Pomoc studentów
Uniwersytetu Poznańskiego13.
Linia czerwonowiejska
Linia czerwonowiejska należała do największych i najliczniejszych. Wywodziła
się z niej m.in. Klementyna z Chłapowskich Potworowska (11 Vi 1807 Czerwona
Wieś – 17 ii 1866 Wrocław), która w pierwszej połowie lat 50. XiX wieku miesz-
kała w kamienicy ziołeckich na rogu ul. Berlińskiej (ob. 27 Grudnia) i Bismarcka
(ob. Kantaka). Marceli Motty tak wspominał wizyty u niej: „odwiedzałem
w pierwszych latach po pięćdziesiątym roku mieszkającą tu na pierwszym piętrze
dla dokończenia wychowania jedynaczki córki panią Klementynę Potworowską
i spotykałem się nieraz ze znanym mi już przedtem od lat blisko dziesięciu
Gustawem Potworowskim, który przyjeżdżał dość często z Goli, aby żonę odwie-
dzić”14. Protoplastą linii czerwonowiejskiej był Maciej Chłapowski (24 ii 1771
Gościejewo – 19 Vii 1834 Czerwona Wieś) – tytularny szambelan królewski i wła-
ściciel Czerwonej Wsi z przyległościami. syn Macieja i Donaty z Rogalińskich
(1776–1841), stanisław (9 Xi 1796 Czerwona Wieś – 6 ii 1863 Czerwona Wieś)
i Henryka z Morawskich (1815–1863) mieli jedenaścioro dzieci, z których kilkoro
związało swe losy z Poznaniem15.
W 1857 roku stanisław przekazał 3 tys. talarów na dom zgromadzenia
najświętszego serca Jezusa (sacré Cœur) w Poznaniu, w którym osiadły dwie
jego córki – Maria i Paula. Maria (ur. 6 X 1834 w Jurkowie) wstąpiła do klasz-
toru w 1859 roku. najpierw było to zgromadzenie św. tomasza de Villeneuve
w Paryżu, skąd przeszła do macierzystego domu sercanek w Conflans pod
Paryżem, a następnie do Jette pod Brukselą. Śluby zakonne złożyła w Poznaniu
w 1862 roku, skąd trafiła do klasztoru sercanek we Lwowie, gdzie zmarła 12 listo-
pada 1870 roku. Paula (ur. 24 Viii w Jurkowie) w 1855 roku wstąpiła do domu
sercanek w Rzymie i tam w 1858 roku złożyła śluby zakonne. Przeniosła się potem
na krótko do Conflans, by osiąść na cztery lata w poznańskiej siedzibie zgroma-
dzenia. W 1863 roku powróciła do Rzymu, gdzie zmarła 21 sierpnia tegoż roku16.
W tym samym czasie w poznańskim klasztorze sercanek przebywała córka
gen. Dezyderego Chłapowskiego, Józefa (ur. 10 V 1837 w turwi). Do zgromadze-
nia wstąpiła jesienią 1856 roku w Conflans. Po złożeniu ślubów zakonnych (1859)
przeniosła się do Poznania, gdzie przy ul. Młyńskiej od 1857 roku działał klasztor
sercanek, założony dzięki wsparciu finansowemu ziemianek wielkopolskich. Po
zdaniu pruskiego urzędowego egzaminu nauczycielskiego Józefa została główną
wychowawczynią oraz przełożoną (do 1873) poznańskiego domu. Jego kapelanem
13 a. Kwilecki, Ziemiaństwo wielkopolskie. Między…, s. 161–169; Ziemianie…, cz. 1, s. 40–41; E. Prałat,
dz. cyt., s. 26, 165–169, 175–185.
14 M. Motty, Przechadzki po mieście, Poznań 1999, t. 1, s. 238.
15 D. Chłapowski, dz. cyt., s. 169–178.
16 tamże, s. 178–179.
Michał Boksa
176
był ks. Jan Koźmian – przed wstąpieniem w stan duchowny mąż zofii Chłapowskiej
i zięć gen. Dezyderego Chłapowskiego. Generał udzielał poznańskiemu klaszto-
rowi największego wsparcia materialnego. W 1872 roku zgromadzenie przeniosło
się do nowej siedziby na Górnej Wildzie, która została zbudowana w dużej mierze
dzięki posagowi Józefy, wynoszącemu 40 tys. talarów. niestety w 1873 roku władze
pruskie zakazały działalności sercanek w Wielkopolsce, a zakonnice wysiedlono
z Prus. Józefa trafiła do klasztoru w smíchovie pod Pragą, którego przełożoną
została w 1876 roku. zmarła 9 maja 1894 roku we Lwowie17.
Marceli Motty tak opisał pierwotny klasztor przy ul. Młyńskiej i przenosiny
sercanek do nowej siedziby: „Był to przed […] laty klasztor panien sercanek,
który powstał u nas na modłę francuską, aby panny owych lepszych rodzin mogły
pobierać odrębne od innych wychowanie, odpowiednie przyszłemu swemu
społecznemu stanowisku. […] Mówiono […] iż zakonnice są Polki i Francuzki,
że przełożoną ich jest panna Chłapowska, córka jenerała, że nauka udziela się
wedle przepisów zakonu, o ile na to zezwalają władze pruskie, które nad szkołą
przez rewizję, egzamina i berychty [sprawozdania] nadzór czynny wykonują, i że
prócz klas osobnych dla pensjonarek jest także szkółka elementarna dla biednych
dziewcząt. […] zakład miał dość znaczną na nasze stosunki liczbę wychowa-
nek, bo skoro tam była hrabianka ta, hrabianka owa i baronówna taka, mnóstwo
mameczek nie chciało, aby ich córeczki za jakieś gorsze między ludźmi uchodzić
miały. […] Ponieważ pomieszczenie to początkowego klasztoru było za ciasne
i wpośród miejskiego gwaru niestosowne, rozpoczęły panie sercanki niezadługo
po swym osiedleniu budowę odpowiedniego gmachu za miastem, na samym
końcu Górnej Wildy. Plany do niego zrobiono we Francji, stamtąd płynęły nań
franki stami tysięcy; bo ten […] wspaniały klasztor i budynek, z rozległym obok
parkiem i wysokimi wokół murami […] pochłonął sumy ogromne. ale święte
panie zaledwie się w nim urządzić i rozgościć zdążyły […] a gdy nastały czasy
wyższej kultury [kulturkampf], musiały jako córki rzymskiego pomroku, zasła-
niającego doskonalszą oświatę, opuścić Poznań i wynieść się za granicę. Budynek
ledwo ukończony sprzedały z grubą stratą, a dobrze jeszcze, iż się w nim pomieścił
zakład dobroczynności imienia Garczyńskiego”18.
najstarszy syn stanisława i Henryki – Maciej (3 iii 1838 – 6 iX 1883) prze-
jął po rodzicach Czerwoną Wieś. W 1846 roku ożenił się z Marią Horwatt
(ur. 13 V 1846), która już jako wdowa po nim mieszkała w Poznaniu, gdzie
zmarła 17 listopada 1906 roku. Mieszkanką Poznania była też ich córka Paula
(ur. 18 iV 1866 w Czerwonej Wsi), która w 1885 roku wyszła za mąż za tadeusza
Jackowskiego (1859–1924), syna Maksymiliana – twórcy i patrona kółek rol-
niczych. Chorowita Paula ostatnie lata swego życia spędziła w Poznaniu, gdzie
zmarła 18 listopada 1922 roku. najstarszy syn Macieja i Marii, Henryk (6 X 1867
Czerwona Wieś – 20 X 1909 Babelsberg), który w 1893 roku objął Czerwoną Wieś,
często bywał w Poznaniu, gdzie wykładał hodowlę koni na kursach dla członków
towarzystwa Urzędników Gospodarczych. z małżeństwa z anielą taczanowską
miał syna Henryka (ur. 9 X 1903 w Poznaniu), który ukończył studia rolnicze
17 tamże, s. 79–80.
18 M. Motty, dz. cyt., t. 1, s. 249–250.
Chłapowscy w Poznaniu
177
na UP, by gospodarować później w Czerwonej Wsi. Jego małżeństwo z Barbarą
Czarnecką (1935) zakończyło się rozwodem, po którym Henryk długo nie mógł
dojść do siebie. na początku niemieckiej okupacji aniela z synem zostali wysied-
leni do Warszawy. Henryk zginął w czasie powstania warszawskiego. aniela
powróciła po wojnie do Poznania, gdzie zmarła 26 sierpnia 1948 roku, spoczywa
w Czerwonej Wsi19.
Drugi syn stanisława i Henryki, Karol (22 Xi 1841 Czerwona Wieś – 20 iii 1914
Żegocin), przez wiele lat pracował w Poznaniu we wspomnianej spółce tellus, któ-
rej współwłaścicielem był tadeusz Chłapowski. za jego właśnie pośrednictwem
Karol poznał w 1866 roku w Poznaniu Helenę Modrzejewską (1840–1909), z którą
ożenił się w 1868 roku. Marceli Motty tak opisał ów moment: „Przybył kilkakrot-
nie do Poznania p. Koźmian z swoim nowo zorganizowanym towarzystwem, które
wtenczas przedstawiało rzadki dobór uzdolnionych artystów. o Modrzejewskiej
mówić ci nie będę […]. ale to dodam, że właściwie rozgłos o niej w Poznaniu się
zaczął, przed jej przyjazdem bowiem do nas w Krakowie spokojne tylko robiła
wrażenie i dopiero zapały publiczności naszej i rozpisywania się dzienników
tutejszych rozdmuchały ową gwiazdkę do wielkości gwiazdy. na Poznań zatem
bellissima, jak ją tu ktoś wtenczas w »Dzienniku« nazywał, narzekać nie może,
zwłaszcza iż na domiar znalazła tutaj tego, który węzłem małżeńskim z nią się
połączywszy, podziela wszelkie jej zmienne i tak dziwnie urozmaicone losy”20.
Większość swego życia spędził w Poznaniu trzeci syn stanisława i Henryki,
najwybitniejszy przedstawiciel linii czerwonowiejskiej, znany poznański lekarz –
Franciszek stanisław Chłapowski. Urodził się 17 września 1846 roku w Czerwonej
Wsi. studiował medycynę na uniwersytetach w Berlinie (1866–1870) i Heidelbergu
(1868–1869). W 1872 roku doktoryzował się i zdał państwowy egzamin lekarski.
W następnych latach prowadził praktykę lekarską w Królewskiej Hucie (Chorzowie)
i Bytomiu oraz działał na rzecz odrodzenia narodowego wśród Polaków na Górnym
Śląsku. W 1884 roku zamieszkał w Poznaniu, gdzie prowadził praktykę lekarską
oraz ożywioną działalność naukową i społeczną. Był docentem (1919), a następnie
(1921) profesorem honorowym patologii i terapii szczegółowej chorób wewnętrz-
nych UP, gdzie ponadto wykładał geologię i paleontologię (1919–1923). W PtPn
był członkiem zwyczajnym (1875–1914), członkiem honorowym (1914–1923),
członkiem Komisji Matematyczno-Przyrodniczej oraz Wydziału Przyrodniczego
i Lekarskiego, zarządcą zbiorów przyrodniczych (1883–1923) i redaktorem (1898–
1899) „nowin Lekarskich” – organu Wydziału Lekarskiego. Pod jego zarządem
zbiory przyrodnicze PtPn zostały uporządkowane i usystematyzowane. ich trzon
stanowiła kolekcja regionalna, prezentująca bogactwo przyrody wielkopolskiej.
Jego dorobek naukowy obejmuje prace z zakresu fizjologii, patologii, farmakolo-
gii, balneologii, ftyzjatrii, wenerologii, endokrynologii, epidemiologii, bromato-
logii, dietetyki, parazytologii, diagnostyki lekarskiej, radioterapii, terapii chorób
przewodu pokarmowego, neurologii, higieny, historii medycyny, paleontologii,
paleozoologii, fizjografii, historii nauk przyrodniczych i dziejów filozofii. należał
do najpopularniejszych mieszkańców Poznania przełomu XiX i XX wieku. Był
19 D. Chłapowski, dz. cyt., s. 179–182; Ziemianie…, cz. 1, s. 37.
20 M. Motty, dz. cyt., t. 1, s. 206.
MICHAŁ BOKSA
Złanie sprawy
Spalki; Bninaki, Chlnpowaki. Plater 1 Spółka
m oóaiusulii
A iijnaadąć Bi duió zd daję A Lalogo Isój ba kulą | Liqca (581 puusdpiawiaca
mh Walacu Fokagajo w Frnanulu dain Ó0 Alrucgada FiCH
yiaerraje pruepis p ilga Liama aasiij piikaliimi adm Wow qurwy |amrawi, i za
zed A Leny, JSW" Wiu |masa, Eriihni mijdiariic="m ih aira zanie pArri Ki
pw=="Ria" isudreli icrikoSG icjm midi Made nilókiśj m mów lai liri
Fiurzqć ta pe FAM piornaj pażid MWdani jim=ńki u urwanie M ujac i kose
saóom pol rulu [Tą mis nadoą, iu idmnkć liik= wrrudiai jóuc Gadaj W parą
iiqir="ni tryieomut WSNAk olemii ae llkp « GTiji ka A |adogo ik aoqęcjn Fyodku
Huaą b mrrrrek kisciaspjeh JTIISG= ie dm tipo lunm Womiku uzdmozm dusi w biuiay zr
Eqerwk nuierrwe bzlomo Giiook i kldni smsiwiu idzie mi i |kiigo « kos
rzazwcejł e
Hurpruniiwi *— umom rmy ód ich, kaóm jaaa
Mzaisl kę Fiummi| dada i lakogn IkI
ll m llk wie iagdiisgyi MF mi dami Fl
E ou FW m yrisww napizzaniik kiryj Fate —
Fo di i lwem i K spina ia nąduieu
irya=| jolomi Gdosi lie Tal
Kupial rus kkuuu Fydlka trriupiit . ffiiEen= Jah
Pęzmamiishiwie uóuij kifi=na u hoy aaapić rwtewogcaj iii SPE == Bp
wlalckwrj poza arm |bgii ko oybozaniirh maj pg zbija. kie w pRyzoWE pow ii
WRLRIZEEGM= |jaulsinum sua ALMA Tal F gi 5 Ku
Kiwi kam Fęf mrerpjc=
+, jpTRiE dome jajażiwu EMIL [ii FA gr i im
E, pliz ról | pzjnjrai [FX_leE! 13 i
u era kliari biprzoea Móóń „. —
4, pa kyjaa rzdomeajj Jikii „i -
v, piiki łomaqr jmaaaijnasą a «
1. prirz kazaiu miara i5i: if i
p
DO"CTEJE EH
4. Sprawozdanie spółki Tellus z 1863 r., ze zb. Biblioteki Raczyńskich
znany i ceniony zarówno w wyższych sferach, jak i wśród uboższych poznaniaków,
których bezpłatnie leczył. Sprawował opiekę lekarską nad ubogimi mieszkańcami
Śródki, Chwaliszewa, Ostrówka i innych przedmieść. Działalność dobroczynną
prowadził przede wszystkim w ramach Towarzystwa św. Wincentego 4 Paulo,
które miało swą poznańską siedzibę przy kościele św. Wojciecha. Był członkiem
Rady Wyższej tegoż towarzystwa. Przez współczesnych bywał nawet porówny-
wany do Karola Marcinkowskiego. Na co dzień prowadził w Poznaniu praktykę
internistyczną. Leczył swych pacjentów zarówno z wykorzystaniem środków natu-
ralnych, jak i leków syntetycznych. W 1877 roku ożenił się z Marią Ireną Teresą
Łubieńską. Zmarł 10 kwietnia 1923 roku w Żegocinie (pow. pleszewski) i został
pochowany na cmentarzu parafii św. Marcina w Poznaniu”!.
21 Archiwum Państwowe w Poznaniu (dalej: APP), Franciszek Chłapowski, sygn. 1; PAN Archiwum
w Warszawie Oddział w Poznaniu, Materiały Franciszka Chłapowskiego, sygn. P.III-60; Uniwersytet
Poznański w pierwszych latach swego istnienia... Księga pamiątkowa, pod red. A. Wrzoska, Poznań
1924, s. 234-240; PSB, t. III, s. 302-303; D. Chłapowski, dz. cyt., s. 190-193; A. Kwilecki, Ziemiań-
stwo wielkopolskie, s. 274-282; A. Magowska, Franciszka Chłapowskiego droga do doskonałości, KMP,
2001/1, s. 108-116.
178
Chłapowscy w Poznaniu
179
Franciszek i Maria doczekali się trzech córek i syna. najstarsza, Józefa
(21 V 1879 Berlin – 12 iii 1935 Poznań), od roku 1907 aż do śmierci przeby-
wała w zgromadzeniu Kanoniczek w Poznaniu. Druga, Barbara (ur. 28 iV 1881
we Wrocławiu), zajmowała się działalnością charytatywną. W mieszkaniu ojca
(później należącym do niej) przy ul. ogrodowej 13 urządziła przytułek i punkt
pomocy biednym i potrzebującym. Po ii wojnie światowej sama żyła w ciężkich
warunkach materialnych, zmarła 20 czerwca 1954 roku w Poznaniu, spoczywa
na cmentarzu junikowskim. najmłodsza z córek, anna, urodziła się 28 stycznia
1888 roku w Poznaniu, tutaj też zawarła związek małżeński (1914) z Gustawem
Grotthusem, prezesem towarzystwa Rolniczego Hrubieszowskiego i właścicielem
majątku w Białowodach (pow. hrubieszowski). oboje zmarli na Lubelszczyźnie
podczas ii wojny światowej. Jedyny syn Franciszka, Julian (ur. 2 X 1890 roku
w Poznaniu), zginął tragicznie 30 września 1909 roku we włoskich alpach koło
Cadenabii nad jeziorem Como, został pochowany na poznańskim cmentarzu
parafii św. Marcina22.
Czwartym synem stanisława i Henryki był Michał (ur. 30 iX 1848 we
Wrocławiu). Podczas nauki w Gimnazjum św. Marii Magdaleny mieszkał
w internacie ks. Jana Koźmiana. W 1879 roku ożenił się z Marią sadkowską
(ur. 16 Viii 1855), z którą miał syna adama. Po jego śmierci (12 Vi 1902) wdowa
wraz z synem przeniosła się do Poznania, gdzie zmarła 24 sierpnia 1935 roku.
adam Chłapowski (ur. 20 i 1881 w Warszawie) studiował prawo we Wrocławiu
i Monachium, a po doktoracie rozpoczął praktykę adwokacką w Poznaniu.
W trakcie powstania wielkopolskiego był łącznikiem między Komisariatem nRL
a władzami w Warszawie. Po powstaniu pracował w sądownictwie, a w 1924 roku
powrócił do praktyki adwokackiej. zmarł 25 maja 1937 roku w Poznaniu. ożenił
się z Bronisławą ordężanką (5 ii 1891 Korytnica – 28 iX 1948 Wrocław). ich jedyny
syn andrzej urodził się 12 sierpnia 1921 roku w Poznaniu, w czasie ii wojny świa-
towej osiadł jednak w szwajcarii23.
Piąty syn stanisława i Henryki, Józef (10 Xi 1852 Czerwona Wieś – 13 ii 1915
Żegocin), ożenił się w 1880 roku z teofilą Woroniecką (22 Xii 1857 – 15 Xi
1938), która była współzałożycielką i prezydentką (1907–1930) Rady Wyższej
stowarzyszenia Pań Miłosierdzia w Poznaniu24.
Poznanianką była wreszcie zofia (ur. 23 iV 1914 w Łękach), córka Maurycego
(1869–1933) i anny z Brunickich (1886–1958), która po ii wojnie światowej
zamieszkała w Poznaniu wraz ze swym drugim mężem, pracownikiem naukowym
akademii Rolniczej dr. Januszem Witkowskim (1902–1982). tutaj też zmarła
8 sierpnia 1987 roku25.
Linia bonikowska
Kilku przedstawicieli linii bonikowskiej, zapoczątkowanej przez syna
Józefa Chłapowskiego (1756–1826) – Jana anzelma (zm. 24 Vi 1843), również
22 D. Chłapowski, dz. cyt., s. 193.
23 tamże, s. 193–195.
24 PsB, t. iii, s. 303–304; D. Chłapowski, dz. cyt., s. 195.
25 tamże, s. 183.
MICHAŁ BOKSA
mieszkało w Poznaniu bądź miało
z nim ścisłe związki. Jednym z nich
był wybitny członek rodu - Alfred
Te ; muj Stefan Franciszek _ Chłapowski,
[NTAWA NPOLKI który urodził się 5 października
1874 roku w Bonikowie (pow.
kościański) jako syn Stefana i Marii
z Ponińskich. Studiował rolnic-
two, prawo i ekonomię na uni-
Bninski, Ohlapowski, Plniaę i Spodka wersytetach w Berlinie, Paryżu,
Halle i Monachium. Gospodarował
GTP w Bonikowie, Mikoszkach, Szczo-
w drowie i Chłapowie. Był posłem
do parlamentu niemieckiego (1904
-1909), delegatem na Polski Sejm
Dzielnicowy w Poznaniu (3-5 XII
1918), posłem do sejmu RP z okręgu
Poznań-wieś z listy Chrześcijańskiego
Związku Jedności Narodowej (1922),
Ministrem Rolnictwa i Dóbr Pań-
stwowych w rządzie Wincentego
PMA si. POL. MO Witosa (1923), a także ambasadorem
p RP we Francji (1924-1936). Wspólnie
z dr. Antonim Chłapowskim zało-
5. Ustawy spółki Tellus, 1863 r., żył „Kurier Poznański” (1906), był
ze zb. Biblioteki Raczyńskich członkiem zarządu CTG, współza-
łożycielem (1921) i prezesem rady
nadzorczej Banku Cukrownictwa
w Poznaniu, członkiem PTPN. Zmarł 19 lutego 1940 roku w Kościanie, spoczywa
na cmentarzu w Bonikowie”'.
Mieszkanką Poznania była siostra Alfreda, żona Witolda Skarzyńskiego ze
Spławia (17 X 1850 -— 1 IX 1910) - Anna z Chłapowskich Skarzyńska (15 III 1866
Bonikowo — 24 IV 1931 Poznań). Zajmowała się dobroczynnością na rzecz ubo-
gich. W swym drugim (zmienionym) testamencie z 23 kwietnia 1930 roku, na
wypadek gdyby jej córki Anna i Paulina zmarły przed nią (obie zostały zamordo-
wane przez Niemców na początku okupacji), wydzieliła kwotę 10 tys. zł i wyzna-
czyła „każdorazową St. [Siostrę] Miłosierdzia na Śródce w Poznaniu do pobierania
tejże reszty dla sierotek na Śródce””.
Linia sośnicka
Wielu Chłapowskich wywodzących się z linii sośnickiej (z Sośnicy w pow.
pleszewskim), zapoczątkowanej przez szambelana królewskiego Ludwika
26 Ziemianie polscy XX wieku, cz. 2, Warszawa 1994, s. 15-17; D. Chłapowski, dz. cyt., s. 141-147; Słownik
biograficzny powstańców wielkopolskich..., s. 51.
27 APP, Alfred i Helena Chłapowscy, sygn. 6.
180
CHŁAPOWSCY W POZNANIU
= zg
6. Zygmunt Chłapowski (1876-1940), fot. ze zb. Biblioteki Raczyńskich
Chłapowskiego (1768-1831), związało swe losy z Poznaniem. Córki Józefa
(23 IX 1844 — 6 VI 1904) i Anieli Skoroszewskiej (1 XI 1857 — 27 X 1932 Poznań):
Maria (4 XII 1877 Węgrzynów — 1938 Poznań) i Aniela (1879 Tursko — 25 X 1954
Poznań) mieszkały tutaj wraz z matką po śmierci ojca. Aniela w okresie między-
wojennym prowadziła pensjonat przy ul. Rzeczypospolitej”*,
Z Poznaniem związane były dzieci Michała (3 IX 1847 Sośnica — 5 XI 1905
Glesno) i Izabeli z Kalksteinów (3 IV 1856 Poznań — VIII 1931 Glesno). Ich drugi
syn, Zygmunt Antoni Franciszek (ur. 31 X 1876 roku w Gączu), studiował rol-
nictwo w Halle i ekonomię w Paryżu. W 1903 roku poślubił Celinę Ponińską
28 DD. Chłapowski, dz. cyt., s. 162-163.
181
Michał Boksa
182
(ur. 26 Xi 1881), z którą miał syna andrzeja (zm. 1905). Przez długie lata gospo-
darował majątkami w Gleśnie (pow. pilski) i w stawianach (pow. wągrowiecki),
gdzie rozwinął hodowlę koni. Był radcą (od 1908) oraz członkiem Komitetu
i Rady nadzorczej (1920–1939) Poznańskiego ziemstwa Kredytowego, członkiem
Wydziału Historyczno-Literackiego PtPn. na początku okupacji niemieckiej
przeniósł się wraz z rodziną do Poznania, gdzie zmarł 13 lutego 1940 roku. Wdowa
po nim mieszkała tutaj aż do swojej śmierci (1 Xii 1957), spoczywa na cmentarzu
górczyńskim29.
najmłodszy syn Michała i izabeli, Konstanty, urodził się 27 sierpnia
1883 roku w Gączu (pow. żniński). studiował rolnictwo i ekonomię w Krakowie,
Monachium i Wrocławiu. od 1909 roku gospodarował w majątku Mościejewo
(pow. międzychodzki). Podczas powstania wielkopolskiego był komendantem
wojskowym Pniew, organizatorem tzw. batalionu pniewskiego oraz dowódcą
odcinka Międzyrzecz–Międzychód–Wieleń. Po scaleniu Wielkopolski z niepod-
ległym państwem polskim kontynuował karierę wojskową, będąc w latach 1920–
1922 dowódcą obozu warownego i komendantem miasta Poznania. W 1922 roku
przeszedł do rezerwy w stopniu podpułkownika. Był prezesem związku oficerów
Rezerwy na województwo poznańskie, członkiem Wielkopolskiego związku
ziemian i Komitetu Poznańskiego ziemstwa Kredytowego. Jesienią 1939 roku
został uwięziony przez niemców w Forcie Vii w Poznaniu, a następnie 29 listo-
pada tegoż roku rozstrzelany w Dąbrówce (pow. poznański). W 1933 roku oże-
nił się z Marią Biegańską (ur. 28 Vi 1912), z którą miał dwójkę dzieci: izabelę
(ur. 17 Vii 1935 w Poznaniu) i Konstantego (ur. 4 i 1940 w Warszawie). Maria jako
wdowa mieszkała po ii wojnie światowej w Poznaniu30.
Córka Ludwika (1840–1910) i aldony z Wolszlegerów (1848–1916), zofia
(12 Xi 1875 – 2 i 1961), prowadziła pensjonat przy Wałach zygmunta augusta
w Poznaniu. Jej matka jako wdowa mieszkała w Poznaniu, gdzie zmarła 30 grud-
nia 1916 roku. zygmunt Lucjan (19 iX 1909 Borysław – 24 iii 1949 szczecin)
studiował rolnictwo na Wydziale Rolniczo-Leśnym UP. Był przewodniczącym
Poznańskiego Koła Hodowców Konia szlachetnego. Wcielony do Ludowego
Wojska Polskiego, został adiutantem Dowódcy okręgu Wojskowego Poznań
(do demobilizacji w 1946 r.). Jego syn zygmunt (ur. 26 Vi 1937 w Poznaniu) ukoń-
czył studia chemiczne na Uniwersytecie im. adama Mickiewicza, później miesz-
kał w Warszawie31.
Odnoga szambelańska
z odnogi szambelańskiej z Poznaniem związany był Kajetan Kasper Melchior
Baltazar Chłapowski, urodzony 6 stycznia 1829 roku w sulęcinie (pow. pleszew-
ski) jako syn Kaspra i Józefy z Wojciechowskich. Po śmierci ojca wychowywał się
w turwi u gen. Dezyderego Chłapowskiego. W 1848 roku jako poznański gim-
nazjalista przyłączył się do powstania poznańskiego i wziął udział w bitwie pod
Książem. Wzięty do pruskiej niewoli, więziony był w Poznaniu i Kostrzynie nad
29 Ziemianie…, cz. 2, s. 18–19; D. Chłapowski, dz. cyt., s. 163, 166.
30 Ziemianie…, cz. 2, s. 19; D. Chłapowski, dz. cyt., s. 166–168.
31 Ziemianie…, cz. 1, s. 41–42; D. Chłapowski, dz. cyt., s. 160–162;
Chłapowscy w Poznaniu
183
odrą. Jego drugą żoną była bratanica znanego wielkopolskiego historyka Józefa
Łukaszewicza – Maria (Marianna) Łukaszewicz. Przez długie lata zarządzał
majątkiem zębców (ob. dzielnica ostrowa Wielkopolskiego). Po jego sprzedaży
zamieszkał w Poznaniu, gdzie zmarł 25 października 1908 roku32.
W 1990 roku mieszkało w Polsce 119 osób noszących nazwisko Chłapowski,
z tego 26 w dawnym województwie poznańskim. Dezydery Chłapowski (1913–
1997) ustalił, że dziesięć spośród nich na pewno było jego krewnymi. nie udało mu
się ustalić pokrewieństwa z następującymi mieszkańcami Poznania: Klementyną
Chłapowską (zm. 4 V 1801 w Poznaniu), antonim Chłapowskim (zm. 30 iV
1826 w Poznaniu), antonim Chłapowskim (1855–1927), poznańskim kup-
cem Wincentym Chłapowskim (11 Vii 1860 Ustaszewo – 9 Vii 1931 Poznań)
i Bożeną Rączkowską z domu Chłapowską (zm. 4 Xi 1981 w Poznaniu). spośród
nich najbardziej znany był antoni Chłapowski, syn Konstantego i Julii z domu
sobkowskiej, poznański lekarz, członek Rady Miejskiej Poznania (od 1893 roku),
Rady nadzorczej Banku Przemysłowców w Poznaniu, prezes i członek honorowy
towarzystwa Przemysłowego, poseł do sejmu pruskiego (1900–1909), Reichstagu
(1903–1908 i 1912–1918) i sejmu polskiego (od 1919), współpracownik „Przeglądu
Poznańskiego” i „Kuriera Poznańskiego”33.
***
związki Chłapowskich z Poznaniem uległy zintensyfikowaniu wraz z nadej-
ściem XiX wieku, co wynikało ze zmian politycznych, społecznych i gospodarczych,
które owo stulecie ze sobą niosło. Jednym z pierwszych miejsc, gdzie kierowali
swoje kroki młodzi Chłapowscy, było Gimnazjum św. Marii Magdaleny. Wśród
absolwentów popularnej „Marynki” znaleźli się m.in.: stanisław Chłapowski
(1796–1863), stanisław Chłapowski (1822–1902), tadeusz Chłapowski (1826–
1879), Kazimierz Chłapowski (1832–1916), Franciszek Chłapowski (1846–1923),
Józef Michał Chłapowski (1844–1904), Michał Chłapowski (1847–1905), Michał
Hieronim Chłapowski (1848–1902), Józef Chłapowski (1852–1915), Maurycy
Daniel nikodem Chłapowski (1869–1933), Gustaw Chłapowski (1871–1933),
alfred stefan Franciszek Chłapowski (1874–1940), Julian Karol Chłapowski
(1890–1909) i Henryk Chłapowski (1903–1944)34.
Chłapowscy zakładali w Poznaniu banki, czasopisma, organizacje i stowarzy-
szenia. Brali czynny udział w powołaniu do życia Bazaru, powstaniu wielkopol-
skim czy Powszechnej Wystawie Krajowej. W założenie Bazaru zaangażowany był
wszak gen. Dezydery Chłapowski, pozyskujący fundusze na jego budowę, pierw-
szymi udziałowcami spółki byli zaś trzej Chłapowscy – oprócz generała również
anzelm z Bonikowa i stanisław z Czerwonej Wsi. W 1937 roku na 59 akcjonariuszy
czterech reprezentowało ród Chłapowskich, a własne akcje miała jeszcze Fundacja
32 D. Chłapowski, dz. cyt., s. 153; PsB, t. iii, s. 304.
33 D. Chłapowski, dz. cyt., s. 203–206; Posłowie i senatorowie Rzeczypospolitej Polskiej 1919–1939. Słownik
biograficzny, t. 1, Warszawa 1998, s. 261–262.
34 Absolwenci Gimnazjum i Liceum Świętej Marii Magdaleny w Poznaniu 1805–1950, oprac. a. Białobłocki,
Poznań 1995, s. 28–29; E. Prałat, dz. cyt., s. 82.
Michał Boksa
184
Rodziny Chłapowskich (założona w 1902 r. w Poznaniu)35. z kolei w czasie pamięt-
nej wizyty ignacego J. Paderewskiego w Poznaniu w grudniu 1918 roku czerech
Chłapowskich wzięło udział w uroczystym obiedzie wydanym w hotelu Bazar
na cześć Mistrza i towarzyszącej mu misji alianckiej: Jan (1863–1919), stanisław
(1888–1930), adam (1881–1937) i Konstanty (1883–1939). Po przyjęciu nastąpił
zaciąg grupy ziemian do oddziałów powstańczych. najstarszy z Chłapowskich –
Jan ogłosił się komendantem Bazaru i należał do grupy podejmującej decyzję
o wybuchu powstania wielkopolskiego, adam przystąpił do organizacji stołówki
powstańczej w Bazarze, stanisław w pierwszych dniach walk zdobył z grupą
ochotników gmach Komisji Kolonizacyjnej, natomiast Konstanty kierował sekcją
straży Ludowej, Policji i Żandarmerii w Wydziale Wojskowym Komisariatu
nRL36. Chłapowscy byli też zaangażowani w organizację i przebieg Powszechnej
Wystawy Krajowej (dalej: PWK) w 1929 roku. Do tzw. Komitetu Wielkiego będą-
cego elementem władz towarzystwa PWK weszło 71 ziemian z całego kraju,
w tym aż trzech Chłapowskich. Dodajmy, że do Komitetu Wystawowego, utwo-
rzonego przez ziemianki wielkopolskie, należała m.in. Wanda z Potworowskich
Chłapowska, Konstanty Chłapowski otrzymał na Pewuce złoty puchar za zbiór
jeleni z Poznańskiego oraz złotą tarczę za kolekcję porostków, natomiast zygmunt
Chłapowski pokazał na wystawie aż 30 koni37.
35 a. Kwilecki, Ziemiaństwo wielkopolskie. Między…, s. 90–91, 99.
36 tamże, s. 96, 105, 124–125.
37 tamże, s. 140–141, 154, 157.
185
Dobrosława Gucia
szlachcianki w zakładzie
dla siedmiu Wdów i Pięciu Panien
spacerując po mieście, bardzo często mijamy obiekty, które po prostu są. są
w naszej przestrzeni od zawsze i jeśli nie należą do największych atrakcji tury-
stycznych Poznania – zazwyczaj nie zwracamy na nie uwagi, nie interesujemy się
ich dziejami, nie staramy się ich poznać, po prostu przechodzimy obok. taki nie-
pozorny budynek stoi przy ul. Garbary 39, na rogu Wszystkich Świętych. ta dwu-
kondygnacyjna, skromna kamienica skrywa historię wielu kobiet, które były jej
mieszkankami przez ponad 80 lat (od zakupu kamienicy w połowie XiX wieku do
wybuchu ii wojny światowej). Kobiet – wdów i panien – które jesień życia spędziły
z dala od rodziny i znajomych.
W 1590 roku anna spławska, córka andrzeja Witosławskiego z siedlca,
wdowa po kasztelanie międzyrzeckim stanisławie spławskim, dziedzicu
spławia, szczepankowa i Kobylegopola1, „powołała do życia zakład opiekuńczy
dla samotnych i opuszczonych wdów pragnących w spokoju i modlitwie doko-
nać żywota”. W swym testamencie z 18 lutego 1590 roku oddała na własność
zakładu dom położony przy ul. Koziej, w pobliżu cmentarza kościoła św. Marii
Magdaleny w Poznaniu, który kupiła od szczepana Winklera2. Podobnego zapisu
dokonała w 1626 roku pochodząca z jubilerskiej rodziny anna z Bremerów
Hanusik 1o voto Brzeźnicka (wdowa po Kacprze), oddając „na ten cel budynek
położony obok budynku ss. benedyktynek; zakład ten miał służyć jako schronisko
dożywotnie dla samotnych, uczciwych i nienagannej przeszłości wdów, poznań-
skich mieszczek, a w razie braku zgłoszeń ze strony wdów, dla odpowiadających
tym samym warunkom starych panien”3. W zachowanym spisie domów mia-
sta Poznania z 1792 roku znajdujemy obie instytucje, ulokowane wówczas przy
ul. Farskiej – pod numerami: 395 (panny) i 411 (wdowy)4. Mieszkanki zakładów
musiały być wyznania katolickiego i przedstawić świadectwo ubóstwa. zakładem
1 teki Dworzaczka, wersja elektroniczna (dalej: teki Dworzaczka): 2113 (nr 213) 1552; 824 (nr 951) 1589
– http://teki.bkpan.poznan.pl/index_regesty.html [dostęp: 15 Xi 2017].
2 archiwum Państwowe w Poznaniu (dalej: aPP), akta miasta Poznania (dalej: amP), sygn. 6894, statut
Fundacji im. anny z Witosławia spławskiej i anny z Bremerów Hanusik w Poznaniu.
3 tamże; z. Kurzawa, a. Kusztelski, Antiquum coemeterium. Plac Kolegiacki, jego kształtowanie, funkcje
i zmiany zabudowy, „Kronika Miasta Poznania” 2003/3, s. 235.
4 a. Bieniaszewski, Baza danych mieszkańców Poznania w 1792 r. na podstawie spisu posesji miasta, http://
www.bkpan.poznan.pl/projekty-zakonczone/JW70/poz-baz.htm [dostęp: 15 ii 2018].
DOBROSŁAWA GUCIA
Myfonniatady ną. ORWIESZCZENIE
Da. in ter Birgrnzafie sus ro. IS6 Eee Grusi pol Krem IB. przy ulicy Kasi
lgcer, bra Zlafir ber 7 SEikiwna gekinige polodony, da instytuta sśedmiu wdów na-
Brwżflint fol im Tege ofjenilnńce Śuizsken leżący, w drodze puklicznćj lirytacyi
trgukrrl ratrn aprzeilany: być 1 s
Amirrye if cie dermdn auf bem 29. Tiarą | Wyznaczony jesli da taga termin na
[- Tenatdizge Il Tigr im raiginslidya Elir deieh ET, Marca r ka KotLzJE Iltej
zaqifalc caferezmi poto, int fora bie zrana w izbie pawiedzeń naszych
Hrtzafitetinzangen neti Zane wóbamt ter Warunki sprzedaży i taxa w Fegistra-
miś fayjbra in gafrrar Mrgifinatn ciagcheken turze podczas pudeim sluflu ych Emofraj
irórten. s być przejrzane.
fFafem, bra Si. BEPEWÓr 1547. Poznan, ilnża FT. Lutego 1547
Bus Wagifrat Magistrat
1. Obwieszczenie o sprzedaży posesji przy ul. Koziej 196, „Publiczny Donosiciel. Dodatek do No. 17.
Dziennika Urzędowego Królewskiej Regencji w Poznaniu” 1847, nr 12
zarządzał burmistrz Poznania i Rada Miejska „przy współudziale proboszcza przy
kościele Marii Magdaleny”, który był kuratorem placówki. Utrzymywała się ona
z kapitałów złożonych przez obie fundatorki. Ks. Kazimierz Bajerowicz w 1909
roku pisał: „Te dwa zakłady zlały się w jedno pod tytułem zakładu siedmiu wdów
i pięciu panien, a zarząd pozostaje ten sam do dnia dzisiejszego”.
Budynek darowany przez Annę Spławską sprzedano w 1827 roku za 2300 tala-
rów. W roku 1843 ówczesne mieszkanki schroniska opuściły dom ofiaro-
wany przez drugą fundatorkę — Annę Hanusik, o czym dowiadujemy się z listu
Małgorzaty Jankowskiej przesłanego przez nią do kurii wraz z prośbą o „wystawie-
nie” nowej kamienicy. Czytamy w nim: „Już od 6 lat wyrugowano nas z własnego
domu i połowę nas pomieszczono w klasztorze niegdyś Panien Teresek, połowa
w prywatnym domu”. Prawdopodobnie powodem przeniesienia lokatorek była
chęć sprzedaży nieruchomości. W marcu 1846 roku na łamach prasy ukazało
się ogłoszenie o zbyciu przez magistrat budynku przy ul. Koziej 196*. Zapewne
kupiec nie znalazł się od razu, gdyż kolejne obwieszczenie opublikowano w lutym
roku następnego”. Tak czy inaczej w 1847 roku udało się go sprzedać Leonowi
Kantorowiczowi z zamożnej rodziny żydowskiej". Za 14 tys. talarów „z kapitałów
uzyskanych ze sprzedaży nieruchomości obu zakładów zakupiono w 1852 [roku]
realność położoną przy ul. Wielkie Garbary nr 7 i urządzono tam schronisko,
5 K. Bajerowicz, Szpital dziecięcy pod wezwaniem Świętego Józefa w Poznaniu, „Unitas. Miesięcznik
Kościelny. Pismo Duchowieństwa Archidiecezji Gnieźnieńskiej i Poznańskiej” 1909, z. 1/6, s. 151.
6 APP, AmP, sygn. 6894.
7 Archiwum Archidiecezjalne w Poznaniu (dalej: AAP), sygn. KA 15855, Akta prezydialne, Generalia
Zakładu Siedmiu Wdów i 5 Panien w Poznaniu.
8 „Publiczny Donosiciel. Dodatek do No. 17. Dziennika Urzędowego Królewskiej Regencji w Poznaniu”
1846, nr 17; „Gazeta Wielkiego Księstwa Poznańskiego” 1846, nr 94. W pracy J. Łukaszewicza, Krótki opis
historyczny kościołów parochialnych, kościółków, kaplic, klasztorów, szkółek parochialnych, szpitali i innych
zakładów dobroczynnych w dawnej diecezji poznańskiej, Poznań 1858, t. I, s. 141, podany jest nr 395, nato-
miast w Statucie fundacji z 1928 r. widnieje nr 195.
? „Publiczny Donosiciel” 1847, nr 12.
1 AAP, sygn. KA 15855, Akta prezydialne, Generalia Zakładu Siedmiu Wdówi 5 Panien w Poznaniu wzglę-
dem sprzedaży gruntu pod nr. 196 na ulicy Koziej należącego do Siedmiu Wdów w Poznaniu nr 57.
186
szlachcianki w zakładzie dla siedmiu Wdów i Pięciu Panien
187
łącząc oba zakłady ze względu na identyczne cele”11. W 1854 roku sprzedano resztę
gruntu przy ul. Koziej niejakiemu Wettingowi, którego kamienica sąsiadowała
z ogrodem zakładu12.
nowy dom stał na rogu Wielkich Garbar i Wszystkich Świętych, na pose-
sji o obszarze 31,10 ara, pod numerem 7. Był murowany, dwupiętrowy, posiadał
14 pokoi i 6 kuchni. obok były stajnia z remizą, ogród i podwórze13. Budynek
ma dwutraktowy układ wnętrza z centralnie położoną klatką schodową i powstał
prawdopodobnie w 1808 roku dla Jana tatzlera14. interesująca nas kamienica stoi
do dzisiaj przy ul. Garbary nr 39; 20 lutego 1960 roku została wpisana do rejestru
zabytków pod nr. a36. zakład, nazywany niekiedy instytutem, schroniskiem czy
też szpitalem, działał do wybuchu ii wojny światowej. Formalnie rozwiązano go
rozporządzeniem Miejskiej Rady narodowej w Poznaniu z 30 grudnia 1949 roku15.
Według aktu fundacyjnego anny Hanusik z 1626 roku, który potwierdził biskup
Jan Wężyk, wdowy przyjmowane do schroniska musiały być wiary katolickiej,
„sławy dobrej”, uczciwego zachowania oraz takie, które więcej nie chcą wyjść już za
mąż, a resztę życia spędzić na służbie Bogu. Mieszkanki domu nie mogły przyjmo-
wać dzieci, kobiet, mężczyzn, przyjaciół ani nikogo z rodziny, z wyjątkiem okresu
choroby, „pod który czas spowiednika potrzeba”. Miały chodzić odziane w długie
płaszcze, „nie po świecku strojno”. Każda z nich mogła mieć jedną służącą, ubraną
w podobny sposób. obowiązkiem mieszkanek było uczestnictwo każdego dnia we
mszy świętej w kościele farnym, przy ołtarzu dla nich przydzielonym, i odmówienie
„pięciu pacierzy” za farnego proboszcza andrzeja Brzeźnickiego i jego matkę – fun-
datorkę. Ponadto miały opiekować się owym ołtarzem, stroić go i dbać o bieliznę
ołtarzową, do której należały m.in. obrusy, korporały i puryfikaterze. Gdy któraś
z lokatorek popełniła „występek”, otrzymywała dodatkową pokutę. Mile widziane
było, aby przy „wstępie” do zakładu wdowy wpłacały pewną kwotę na opał i remonty
domu. Po śmierci ich dobytek mógł być rozdysponowany zgodnie ze sporządzonym
testamentem, a reszta przechodziła na własność fundacji. Jeśli takowego nie było,
całość stawała się dobrem schroniska16. W latach późniejszych w statucie znalazł się
zapis, iż mieszkanki wpłacały na początku 100 zł, a cały majątek po śmierci zapi-
sywały zakładowi. W 1863 roku L. Daleszyńska, chcąc zostać mieszkanką zakładu,
napisała do kurii „podanie”, w którym stwierdzała: „na stare lata będąc bez przy-
tułku, życzyłabym sobie mieć kącik, w którym bym zgrzybiałą głowę moją mogła
schronić w czasie słoty żywota tego bardzo dolegliwej dla biednych”17.
11 aPP, amP, sygn. 6894.
12 aaP, sygn. Ka 15855l, akta prezydialne Generalia zakładu siedmiu Wdów i 5 Panien w Poznaniu; aPP,
amP, sygn. 6894.
13 aPP, amP, sygn. 6894.
14 Miejski Konserwator zabytków w Poznaniu, Karta ewidencji zabytku: H. Hałas, Kamienica Garbary 39
(1996).
15 tamże.
16 J. Łukaszewicz, Krótki opis historyczny kościołów parochialnych…, Poznań 1858, t. i, s. 141–145; aPP,
amP, sygn. 6894.
17 aaP, sygn. Ka 15723. Prawdopodobnie podanie złożyła Leopolda (Leopoldyna) Daleszyńska z domu
Chruścicka, córka Piotra (zm. 1876). Pensjonariuszką zakładu nie została.
Dobrosława Gucia
188
Podczas prawie 350 lat działalności opisywanej instytucji zasady przyjmo-
wania mieszkanek właściwie nie uległy zmianie. ze względu na niekompletność
materiału źródłowego trudno dziś zestawić nazwiska wszystkich kobiet przeby-
wających w zakładzie dla siedmiu Wdów i Pięciu Panien. zachowało się niewiele
akt na ten temat, przechowywanych głównie w dwóch poznańskich archiwach:
Państwowym i archidiecezjalnym, z których nie da się niestety odtworzyć pełnej
listy podopiecznych interesującej nas instytucji, a jedynie wyłuskać pojedyncze
nazwiska. Książki adresowe miasta Poznania nie zawsze odnotowywały lokatorki
domu przy Garbarach, choć właśnie w nich znajdujemy ich najwięcej. Jak wynika
ze wstępnego rozeznania, wymóg przyjmowania do zakładu mieszczek, zawarty
już przez fundatorkę w 1626 roku, nie zawsze był rygorystycznie przestrze-
gany. zdarzały się wśród nich również szlachcianki, mieszkające wcześniej poza
Poznaniem. Mieszkanek zakładu ze szlacheckim rodowodem w drugiej połowie
XiX wieku było co najmniej kilka. na przykładzie pięciu pensjonariuszek (trzech
ziemianek oraz dwóch starych panien – córek urzędnika miejskiego) chciałabym
krótko przedstawić dzieje ich rodzin i ich samych.
Antonina Klara Pągowska z domu zaborowska herbu Rogala była lokatorką
domu przy Wielkich Garbarach przez 27 lat. Urodziła się 6 czerwca 1802 roku
we wsi Kawiary (obecnie część Gniezna), którą dzierżawił jej ojciec. Rodzicami
antoniny byli Jan Grzegorz Józef zaborowski, komornik ziemski gnieźnieński
(ok. 1753–1806) i Klara Ludwika Joneman (ok. 1775–1804). W latach 1794–1798
Jan zaborowski dzierżawił ostrowite Kapitulne, a następnie, aż do śmierci w 1806
roku – Kawiary. antonina miała pięcioro rodzeństwa. trzech braci założyło
rodziny i wiodło ziemiański żywot18. Po śmierci rodziców (ojciec zmarł na tyfus
w wieku ok. 53, matka zaś ok. 30 lat) jej opiekunem został Jan Kanty zaborowski,
dzierżawca wsi topola, późniejszy dziedzic iłówca w pow. śremskim. swego męża,
Feliksa Pągowskiego herbu Pobóg, poznała zapewne w 1822 roku podczas ślubu
brata Bonawentury z teklą Krzyżanowską (1o voto schaffer), którzy dzierżawili
później Wysoczki pod Bukiem. Ślub odbył się w kościele farnym w Poznaniu.
Kilka miesięcy później, 12 stycznia 1823 roku, w tej samej świątyni pobrali się
Feliks i antonina. on miał wówczas 27 lat i był dzierżawcą wsi Parkowo, ona była
o sześć lat młodsza19. Feliks Pągowski (ur. 1793 we wsi Lenartowice, pow. pleszew-
ski) był jedenastym z piętnaściorga dzieci seweryna i Marianny Korytowskiej
herbu Mora. Pągowscy, a szczególnie tadeusz, młodszy o pięć lat brat Feliksa,
utrzymywali przyjazne stosunki z adamem Mickiewiczem20.
Po ślubie Feliks i antonina mieszkali w Parkowie, po czym w 1826 roku kupili
majątek Ławica pod Poznaniem. stali się tym samym pierwszymi właścicielami
18 Rodzeństwo antoniny: antoni Józef nikodem (1791–1849, mąż teodozji Krzyżanowskiej), Justyn
(ok. 1800–1872, mąż antoniny Przyłuskiej), Bonawentura Franciszek (1801–?, mąż tekli Krzyżanowskiej),
Franciszek Kajetan oraz Katarzyna (ur. 1799).
19 aaP, Księga zaślubionych parafii św. Marii Magdaleny w Poznaniu, 1823 r., wpis nr 1.
20 tadeusz szymon seweryn Pągowski (1798–1866) – studiował prawo w Berlinie, uczestnik powstania
listopadowego, współpracował z K. Marcinkowskim, wspólnie z a. Mickiewiczem podróżował po Francji.
ożenił się z Justyną trąmpczyńską herbu topór (1804–1885) i osiadł na dzierżawie w Kurnatowicach.
zob. J. Pągowski, Potomkowie Seweryna Pągowskiego (ok. 1744–1814) h. Pobóg, pisarza ziemskiego kali-
skiego, „Gens. Kwartalnik towarzystwa Genealogiczno-Heraldycznego” 1990, nr 4, s. 140–141.
szlachcianki w zakładzie dla siedmiu Wdów i Pięciu Panien
189
Ławicy, która była dotychczas królewszczyzną oddawaną w dzierżawę. Doczekali
się dwóch synów – Hiacynta Ludwika Jana Kantego (ur. 1824 r. w Parkowie) oraz
Bonawentury Pawła stanisława, który trzy lata później przyszedł na świat już
w Ławicy21. niestety nie wiemy o nich zbyt wiele, nie udało się ustalić nawet dat ich
śmierci. Wiadomo, że Bonawentura brał udział w Wiośnie Ludów i prawdopodob-
nie był uczestnikiem największego starcia powstania wielkopolskiego 1848 roku,
które miało miejsce 30 kwietnia pod Miłosławiem. Jeszcze w 1855 roku znajdu-
jemy jego nazwisko w Księdze adresowej miasta Poznania, opatrzone informacją,
że jest obywatelem zameldowanym przy Gartenstrasse (ob. ul. ogrodowa) 19/20
i „żyjącym z kapitału”. Hiacynt w 1846 roku poślubił Pelagię Bogdańską herbu
Prus iii, córkę andrzeja i apolonii. ich ślub, podobnie jak w przypadku rodziców
pana młodego, odbył się w kościele farnym. Wiadomo też, że Pelagia w 1868 roku
mieszkała w Poznaniu przy Grabenstrasse 28 (ob. ul. Grobla).
Pągowscy gospodarowali w Ławicy przez 20 lat, przeprowadzili tutaj
m.in. uwłaszczenie chłopów. zapewne dochód z majątku nie był jednak wystar-
czający dla utrzymania rodziny i jego właściciele wpadli w kłopoty finansowe, gdyż
pod koniec sierpnia 1847 roku sąd ziemsko-miejski w Poznaniu ogłosił „sprzedaż
konieczną” folwarku Ławica i karczmy. ostatecznie 20 grudnia 1847 roku Pągowscy
sprzedali folwark Ławica kapitanowi Fryderykowi stern von Gwiazdowskiemu22,
z transakcji wyłączono jednak posesję nr 9 – czyli tzw. Pągowo – leżące po północnej
stronie traktu bukowskiego, kilkaset metrów od dzisiejszego folwarku Edwardowo.
Po sprzedaży Ławicy małżonkowie mieszkali prawdopodobnie w Pągowie jesz-
cze siedem lat. Dodajmy, że w kwietniu 1854 roku, dwa miesiące przed śmiercią
Feliksa, ponownie ogłoszono subhastę reszty ich majątku23. Po transakcji antonina
Pągowska zamieszkała początkowo przy ul. ogrodowej 19/20, prawdopodobnie
u syna Bonawentury, a następnie w zakładzie dla siedmiu Wdów przy Wielkich
Garbarach24. zmarła 21 kwietnia 1882 roku, spoczywa na Wzgórzu św. Wojciecha
(ob. Cmentarz zasłużonych Wielkopolan). Jej nagrobek zachował się i w 2012 roku
został odnowiony ze środków zarządu zieleni Miejskiej w Poznaniu.
Kolejną pensjonariuszką zakładu wywodzącą się ze stanu szlacheckiego,
która mieszkała na Garbarach ok. 16 lat, była Domicella Łęska z domu zulicka,
a właściwie scholastyka Domicella, córka adama zulickiego (ok. 1734–1820)
i teresy Głazimirskiej (?) (ok. 1772–1808), posesorów Krystianowa, a następnie
Michorzewka. Domicella przyszła na świat w Krystianowie 7 maja 1797 roku25,
wiemy też, że miała siostrę Krystynę, o której nie udało się zebrać żadnych infor-
macji. W 1814 roku 17-letnia Domicella poślubiła starszego o osiem lat antoniego
Łęskiego herbu ostoja, syna Walentego i agnieszki zaborowskiej, posesorów wsi
niewierz26. Po ślubie antoni i Domicella dzierżawili majątek stajkowo (na pewno
21 aaP, Księga ochrzczonych parafii w skórzewie, 1827, wpis nr 29.
22 sąd Rejonowy w Poznaniu, Księga wieczysta majątku Ławica.
23 „Publiczny Donosiciel” 1854, nr 14.
24 aPP, amP, Kartoteka ewidencji ludności 1870–1931 (dalej: Kartoteka ewidencji ludności).
25 teki Dworzaczka: 33739 (Michorzewo).
26 teki Dworzaczka: 41580 (Margonin). W 1788 r. Walenty poślubił wdowę agnieszkę z zaborowskich
Leszczyńską ze stołężyna.
DOBROSŁAWA GUCIA
2. Kamienica przy Garbarach 39, 2017 r., fot. D. Gucia
do 1818 r.), gdzie 22 lipca 1815 roku przyszła na świat ich córka Magdalena
Prakseda”. Przed rokiem 1855 Domicella Łęska, będąc już wdową (daty zgonu
męża nie udało się ustalić), została mieszkanką domu przy Wielkich Garbarach 7.
Zmarła 29 czerwca 1871 roku. Przez kilka lat lokatorką zakładu była również jej
córka — Magdalena.
Magdalena Łęska w roku 1835 w wieku 19 lat poślubiła Andrzeja Władysława
Kurnatowskiego, syna Władysława i Joanny Rottenhof — najpierw w kościele ewan-
gelickim w Środzie Wielkopolskiej, a następnie w kościele katolickim w Stawie”.
Małżonkowie byli właścicielami Zdziechowic w pow. średzkim, gdzie w 1843 roku
przyszła na świat ich prawdopodobnie jedyna córka — Bronisława, ochrzczona
w Poznaniu pięć lat później”. Po śmierci męża Magdalena ponownie wyszła za mąż,
poślubiając w 1849 roku Józefa Andrzejewskiego”. Z drugiego małżeństwa miała
syna Tadeusza urodzonego w 1850 roku w Zdziechowie, który wyjechał później do
Drezna. Córka Bronisława Kurnatowska w 1867 roku poślubiła wdowca Czesława
Wegnera”'. W roku 1881 założyła przy ul. Fryderykowskiej w Poznaniu zakład
27'Teki Dworzaczka: 47763 (Lubasz).
28 Poznań Project. Projekt indeksacji małżeństw z Wielkopolski dla lat 1800-1899 (dalej: PP), Księga zaślu-
bionych parafii ewangelickiej w Środzie Wlkp. 1835, wpis. A2; Księga zaślubionych parafii w Stawie (Wrze-
śnia) 1835, wpis 2 - http://poznan-project.psnc.pl/ [dostęp: 5 XI 2017].
2 Teki Dworzaczka: 28522 (Poznań, Fara — kościół św. Marii Magdaleny).
% PP, Księga zaślubionych parafii w Środzie Wlkp. 1849, wpis. 23 [dostęp: 5 XI 2017].
31 Czesław Wegner (1827-1881), nauczyciel m.in. w Ostrowie Wlkp. i Gimnazjum św. Marii Magda-
leny, pochowany na Cmentarzu Zasłużonych Wielkopolan.
190
SZLACHCIANKI W ZAKŁADZIE DLA SIEDMIU WDÓW I PIĘCIU PANIEN
kroju dla pań, o czym donosił m.in.
„Dziennik Poznański”. Magdalena
1” voto Kurnatowska, 2 voto
Andrzejewska przybyła do Poznania
w 1860 roku, na jej karcie meldun-
kowej figuruje adres Garbary 7* oraz
imię syna z drugiego małżeństwa —
Tadeusza. Przypomnijmy, że w zakła-
dzie nie wolno było przyjmować gości
ani rodziny, zatem zameldowanie na
Garbarach syna, właściwie już mło-
dzieńca, budzi pewne wątpliwości.
Być może w krótkim czasie opuścił
Poznań i - jak już wspomniano — udał
się do Drezna. W dostępnych (acz nie-
kompletnych) księgach adresowych
Magdalena figuruje jako mieszkanka
zakładu w roku 1862 oraz 1879, jej
nazwiska brakuje natomiast w spisie
za rok 1872. Toteż nie jest do końca 3. Grób Antoniny Pągowskiej na Cmentarzu
pewne, kiedy była faktyczną miesz- Zasłużonych Wielkopolan, 2013 r., fot. D. Gucia
kanką placówki. W latach 1882-
1885 przebywała prawdopodobnie
w Dreźnie. Zmarła 19 października 1895 roku w Zakrzówku pod Lublinem**.
Ostatnimi herbowymi pensjonariuszkami zakładu były Michalina oraz
Kazimiera Plichtówny, córki Jana Plichty herbu Półkozic, urzędnika regencji
w Poznaniu i Antoniny Zalewskiej. Prawdopodobnie w 1815 roku Jan Plichta
(ok. 1779-1851) przybył wraz z żoną i najstarszymi dziećmi do Poznania z Płocka,
gdzie piastował stanowisko sekretarza generalnego prefektury, a w 1810 roku był
redaktorem „Dziennika Departamentowego Płockiego” oraz cenzorem i tłuma-
czem”. W „Gazecie Wielkiego Księstwa Poznańskiego” z 1838 roku znajdujemy
potwierdzenie jego szlachectwa”, W Poznaniu pracował jako konsyliarz sądowy
w regencji, w Wydziale Pierwszym. Był masonem, należał do loży Świątynia
Jedności”. Rodzina mieszkała w kilku miejscach, m.in. przy ul. Grobla 18 oraz
32 „Dziennik Poznański” 1881, nr 17.
33 Kartoteka ewidencji ludności.
34 „Dziennik Poznański” 1895, nr 267.
3 https://www.geni.com/people/Jan-Plichta/6000000015669832580 [dostęp: 14 XI 2017]; A. Kociszewski,
„Dziennik Departamentowy Płocki” 1810-1815, „Rocznik Mazowiecki” 1979, t. 7, s. 237. Chcąc zebrać
środki na tłumaczenie dzieła prof. Ludwika Henryka Jakóba, wydał w 1811 r. w Płocku broszurę zachę-
cającą do prenumeraty tego dzieła Zasady prawodawstwa policyjnego, czyli raczej administracyjnego. Nie
wiemy, czy udało mu się opublikować tłumaczenie.
36 Gazeta Wielkiego Xięstwa Poznańskiego” 1838, nr 258.
37 Obraz członków sprawiedliwej i doskonałej Loży St. Jańskiej pod imieniem Świątyni Jedności na Wsch.-
Poznania, Poznań 1820, s. 4; W. Skowroński, Notaty i wstępne szkice genealogiczne dotyczące szlachty wiel-
kopolskiej, Biblioteka PTPN, rkps 1658.
191
Dobrosława Gucia
192
na ostrowie tumskim przy Domstrasse (prawdopodobnie ulica wokół katedry)
12 i 838. Małżonkowie mieli dziewięcioro dzieci, z których dorosłość osiągnęło na
pewno pięcioro, a troje z nich założyło rodziny: teofila, albertyna oraz Ludwik39.
Pozostałe dwie siostry to interesujące nas Michalina Eleonora (ur. 19 Vii 1819)
i Kazimiera Karolina (ur. 31 i 1821 w Poznaniu). obie 8 września 1825 roku
zostały ochrzczone w kościele pw. św. Wojciecha w Poznaniu40.
Po owdowieniu antonina Plichta, począwszy od 1852 roku, otrzymywała pie-
niądze na życie ze składek kilku ziemian i mieszkańców Poznania. Donatorami
byli m.in. Edward Poniński, albin Węsierski, Gustaw Potworowski, ks. aleksy
Prusinowski, august Cieszkowski oraz abp Leon Przyłuski. Każdego pierwszego
dnia miesiąca antonina odbierała „pensję” u kasjera konsystorskiego w kurii41.
Czy utrzymywała z nich również niezamężne córki, nie wiadomo. należy jednak
sądzić, że do jej śmierci wspólnie prowadziły one gospodarstwo domowe. antonina
zmarła w Poznaniu w Wigilię 1861 roku42. samotne córki Michalina i Kazimiera
zameldowane były w 1868 roku przy Rynku Śródeckim 5 (schrodkamarkt), w księ-
dze adresowej na rok 1872 ich nazwisko już jednak nie występuje. Do zakładu dla
Pięciu Wdów i siedmiu Panien trafiły prawdopodobnie w 1874 roku43. Michalina
zmarła 24 lutego 1882 roku w wieku 63 lat (powodem zgonu była astma), po
ok. ośmiu latach pobytu w zakładzie, Kazimiera sześć lat później – 17 sierpnia
1888 roku44 .
Dlaczego wymienione kobiety wybrały zakład dla Pięciu Wdów i siedmiu
Panien, zamiast pozostać z rodziną? na to pytanie nie otrzymamy odpowiedzi.
Każda z nich w czasie pobytu na Garbarach posiadała wszak żyjących członków
rodziny, i to najczęściej mieszkających w Poznaniu. zakład, który wybrały, by
spędzić tam jesień życia, był miejscem o dość surowej regule. Każda z pensjona-
riuszek wyrzekała się kontaktów z osobami trzecimi, nawet z najbliższą rodziną,
przywdziewała bardzo skromny strój i każdego dnia uczestniczyła we mszy św.
Warto zatem prowadzić dalsze badania nad instytucją, która przez prawie 350 lat
gromadziła kobiety różnego stanu i pochodzenia oraz dawała schronienie wdo-
wom i pannom chcącym poświęcić się modlitwie. to także istotny przyczynek do
dziejów szlachty żyjącej na przestrzeni wieków w Poznaniu.
38 na tej samej ulicy (pod nr. 36) antonina była zameldowana jako wdowa.
39 teofila (zm. 1865 r. w Bydgoszczy) wyszła za mąż za Walentego salkowskiego, urzędnika regencji w Byd-
goszczy (zob. D. Gucia, Walenty Salkowski – poeta nieznany, „Rocznik Wielkopolskiego towarzystwa
Genealogicznego »Gniazdo«” 2017, t. 11, s. 85–90), albertyna (zm. 1889 r. w Kłecku) za teofila Bieder-
mana, a syn Ludwik (zm. 1886 r. w Poznaniu) pracował przez 40 lat jako pierwszy sekretarz poznańskiego
magistratu, w 1847 r. ożenił się z anną nepomuceną Dziorobek.
40 aaP, Księga ochrzczonych parafii św. Wojciecha w Poznaniu 1825, wpis 58.
41 aaP, sygn. Ka 6556 (Fundusz składkowy – Plichta – Dowody rozchodów), Ka9451 (Plichta – zapomogi,
asygnacje i kwity), 9593 (Plichta – składki na rzecz jego rodziny). Pokwitowania urywają się w grudniu
1859 r. nie wiadomo zatem, czy Plichtowa otrzymywała zapomogę aż do śmierci.
42 aaP, Księga zmarłych parafii pw. św. apostołów Piotra i Pawła w Poznaniu 1861, wpis 216.
43 Kartoteka ewidencji ludności.
44 aaP, Księga zmarłych parafii św. Marii Magdaleny 1882, wpis 58; 1886, wpis 203; 1888, wpis 190.
W WIEKU XX
Na poprzedniej stronie:
Rektor Uniwersytetu Poznańskiego prof. Stefan Dąbrowski w towarzystwie Wojciecha Trąmpczyńskiego, 1938 r.,
fot. ze zb. PAN Archiwum w Warszawie Odział w Poznaniu/CYRYL
195
andrzej Krzysztof Bucholz
Poznańskie korporacje akademickie
w latach 1920–1939
Barwnym elementem życia poznańskich studentów w ii Rzeczypospolitej
były korporacje akademickie, których elitaryzm i obyczajowość budziły wyraźne
skojarzenia z kultywowanym w środowiskach ziemiańskich szlacheckim eto-
sem. zanim zostanie dokonana próba wyjaśnienia, w jakim stopniu były one
rzeczywiście związane z ziemiaństwem, doprecyzować trzeba kwestie termino-
logiczne. najbardziej trafne wydaje się stanowisko Patryka tomaszewskiego,
który uważa, że dla stworzenia dokładnej definicji korporacji (konwentu) naj-
lepiej wskazać kilka cech dystynktywnych (hierarchiczność, bierne i czynne
członkostwo, dożywotność przynależności – o ile członek sam nie zrezygnuje,
skupianie studentów lub absolwentów wyższej uczelni, silne więzy towarzyskie
i przyjacielskie między zrzeszonymi, rozbudowana obyczajowość i symbolika,
uznawanie postępowania honorowego, akcentowanie celów ideowo-wycho-
wawczych, prowadzenie działalności samokształceniowej, samopomocowej,
ideowo-wychowawczej oraz mającej na celu rozwój fizyczny członków). Jeżeli
wszystkie (lub prawie wszystkie) powyższe warunki zostaną spełnione, wtedy
można mówić o korporacji lub o organizacji typu korporacyjnego1. Przyjmuje
się, że pierwsze konwenty ukształtowały się w krajach niemieckich na przełomie
XViii i XiX wieku2. istnieją natomiast rozbieżności dotyczące genezy polskiego
ruchu korporacyjnego. W tradycji najczęściej uznaje się, że pierwszą korpo-
racją akademicką założoną przez Polaków była „Polonia”. Utworzyli ją 3 maja
1828 roku polscy studenci uniwersytetu w Dorpacie, którzy schronili się tam po
ucieczce z Wilna przed rosyjskimi prześladowaniami za działalność filomacką
i filarecką3. Jako początek istnienia polskich korporacji wskazuje się jednak
również powstanie ziomkostwa (Landsmannschaft) „Polonia” w 1816 roku na
Uniwersytecie Wrocławskim, które wkrótce przekształciło się w związek bur-
szowski (Burschenschaft)4.
1 P. tomaszewski, Polskie korporacje akademickie w latach 1918–1939 (struktury, myśl polityczna, działalność),
toruń 2011, s. 12–13.
2 B.P. Wróblewski, Prawnicy w poznańskich korporacjach akademickich w latach 1920–1939, „Kronika
Miasta Poznania” (dalej: KMP) 2008/2, s. 151.
3 Rocznik korporacyjny 1828–1928, Warszawa 1928, s. 9.
4 P. tomaszewski, dz. cyt., s. 33.
andrzej Krzysztof Bucholz
196
Prawdziwy rozkwit polskiego ruchu korporacyjnego nastąpił w ii Rzecz-
pospolitej5. Według Bartłomieja P. Wróblewskiego funkcjonowało wówczas w Polsce
co najmniej 240 korporacji, z czego około 40 zrzeszało studentów mniejszości naro-
dowych6. istotnym punktem na korporacyjnej mapie ówczesnego państwa polskiego
był młody poznański ośrodek akademicki. Świadczą o tym dane zawarte w Roczniku
korporacyjnym 1828–1928, dotyczące liczby konwentów zrzeszonych w związku
Polskich Korporacji akademickich (dalej: zPKa) w czerwcu 1928 roku7.8
Ośrodek uniwersytecki
Liczba korporacji
Liczba członków
Liczba filistrów
warszawski
29
1066
1202
poznański
17
855
334
lwowski
11
392
270
krakowski
9
318
128
wileński
5
205
346
gdański8
4
149
243
lubelski
2
46
20
cieszyński
1
36
72
ogółem:
78
3067
2615
należy podkreślić, że tabela nie odzwierciedla całkowitego stanu liczeb-
nego ruchu korporacyjnego w ii RP, ponieważ obok zPKa funkcjonowały
także inne ogólnokrajowe centrale skupiające korporacje (Konwent Polskich
Korporacji akademickich, zjednoczenie Polskich akademickich Korporacji
Chrześcijańskich, Federacja Polskich Korporacji akademickich, Blok Polskich
Korporacji akademickich), a część konwentów nie była zrzeszona w żadnej z nich
(tzw. dzikie korporacje)9. nie zmienia to jednak faktu, iż zPKa było najstarszym
5 oprócz korporacji funkcjonowały także korpusy, które łączyły w sobie cechy konwentów i drużyn har-
cerskich. W Poznaniu były to „zawisza Czarny”, „odra” (od 1937 r. korporacja) i „stefan Czarniecki”.
ostatnia z nich istniała przy Państwowej Wyższej szkole Budowy Maszyn i Elektrotechniki, natomiast
pierwsza i druga przy Uniwersytecie Poznańskim. zob. J. Bartkowiak, Korporacje poznańskie (1920–1939),
„Życie i Myśl” 1988, nr 12, s. 52.
6 B.P. Wróblewski, Prawnicy…, s. 153.
7 Rocznik korporacyjny…, s. 80.
8 Polskie korporacje w okresie międzywojennym działały również poza granicami kraju, m.in. na terenie
Wolnego Miasta Gdańska.
9 istnienie kilku zrzeszeń było wynikiem różnic ideowych. zPKa reprezentował nurt narodowo-konser-
watywny, zPaKCh – chadecki, FPKa i BPKa – sanacyjny, KPKa – narodowy, połączony z krytyką dzia-
łań zPKa. znane są przypadki konwentów, które przechodziły z jednej centrali do drugiej (np. „Gedania
Posnaniensis” – początkowo w zPaKCh, następnie w zPKa). Warto odnotować, że w 1922 r. utworzono
Poznańskie Koło Międzykorporacyjne, skupiające konwenty z Poznania zrzeszone w zPKa. Korporacje
zawierały ze sobą także tzw. kartele, czyli wieczyste lub okresowe umowy o przyjaźni i współpracy.
POZNAŃSKIE KORPORACJE AKADEMICKIE W LATACH 1920-1939
sk o:
1. Inauguracja roku akademickiego 1931/1932 na Uniwersytecie Poznańskim, 1931 r.
fot. ze zb. Narodowego Archiwum Cyfrowego (dalej: NAC)
(powstało w 1921 r.), największym i najbardziej wpływowym stowarzyszeniem
zrzeszającym korporacje w okresie dwudziestolecia międzywojennego".
Precyzyjne informacje odnoszące się już wyłącznie do liczebności poznań-
skiego środowiska korporacyjnego, aczkolwiek dotyczące tylko korporacji zwią-
zanych z Uniwersytetem Poznańskim (dalej: UP)", zawarte są w Spisie wykładów
i składzie Uniwersytetu na rok akademicki 1933/1934. Według zamieszczonego
tam wykazu w roku 1932/1933 na UP działało aż 30 konwentów” o łącznej licz-
bie 1331 członków”. Jeżeli liczebność korporantów zestawi się z ogólną sumą
słuchaczy zwyczajnych, którzy wówczas studiowali na UP (5219 osób), okaże się,
że członkowie korporacji stanowili około 25,5 proc. studenckiej populacji poznań-
skiej uczelni. Należy jednak pamiętać, że do konwentów przyjmowano wyłącznie
mężczyzn, a tych wśród studentów UP było wtedy 3701, a zatem odsetek członków
organizacji o charakterze korporacyjnym wynosił prawie 36 proc.'*
10 p Tomaszewski, dz. cyt., s. 83-84.
U Pominięto korporacje funkcjonujące przy Wyższej Szkole Handlowej oraz Państwowej Wyższej Szkole
Budowy Maszyn i Elektrotechniki.
12 Były to (w nawiasie podano liczbę członków): Posnania (74), Magna Polonia (98), Lechia (160), Chrobria
(83), Surma (68), Baltia (71), Silesia (56), Corona (41), Helionia (58), Poznańskie Koło Międzykorpora-
cyjne (12), Pomerania (34), Korporacja Stud. Zawisza Czarny (64), Masovia (86), Astria (34), Quiritia
(23), Primislavia (42), Legia (34), Roma (b.d.), Viritia (24), Agraria (26), Czornomore (20), Selenia (21),
Filomatia Posnaniensis (16), Auroria (12), Sigismundia (20), Demetria (30), Aesculapia (50), Icaria (25),
Iustitia (24), Odra (25).
13 Spis wykładów i skład Uniwersytetu na rok akademicki 1933/1934, Poznań 1933, s. 153-154.
14 Archiwum UAM (dalej: AUAM), sygn. 15/34.
197
ANDRZEJ KRZYSZTOF BUCHOLZ
2. Inauguracja roku akademickiego 1935/1936 na Uniwersytecie Poznańskim połączona
z uroczystościami ku czci marszałka Józefa Piłsudskiego, 1935 r., fot. ze zb. NAC
Pierwszą poznańską korporacją była „Polonia, założona 13 marca 1920 roku
z inicjatywy dwóch studentów Wydziału Filozoficznego UP - Franciszka Bóhma
i Leona Wojtaszewskiego”. Ich celem było: „Na wzór polskich związków akade-
mickich na uczelniach Niemiec, które to związki hartowały ducha i wzmagały
wolę w dążeniu do realizacji idei wyrażonej w hymnie niepodległości — stworzyć
dla Polski, dla Jej potęgi i chwały, z szeregu akademików, przyszłych sterników
i włodarzy Państwa — karną i bardzo zwartą organizację”. „Polonia” nie była
spadkobierczynią tradycji dorpackiego konwentu o tej samej nazwie, ale wkrótce
nawiązała kontakt z wileńską „Polonię, która pełniła rolę kontynuatorki dorpac-
kiej imienniczki. Obie organizacje podpisały 17 marca 1921 roku akt unifikacji,
skutkujący powołaniem jednej korporacji „Polonia” z równorzędnymi władzami
w Poznaniu i Wilnie. Sojusz ten zerwano w 1924 roku. Od tego momentu poznań-
ski konwent posługiwał się nazwą „Polonia-Posnaniensis”"”. Definitywne rozejście
się dróg obu korporacji nastąpiło jednak dopiero 24 czerwca 1928 roku. Wtedy
15 Błędem jest uważanie za pierwszą poznańską korporację „Surmy” powstałej 24 II 1920 r. Było to wów-
czas towarzystwo śpiewacze o pewnych cechach korporacyjnych, przekształcone w konwent dopiero
14 IV 1921 r. Zob. B.P. Wróblewski, Korporacja Akademicka „Surma” przy Uniwersytecie Poznańskim,
www.archiwumkorporacyjne.pl [dostęp: 14 II 2016].
16W.M.A., K! Magna-Polonia 1920-1930, „Dziennik Poznański” 1930, nr 62.
17 P. Tomaszewski, dz. cyt., s. 159.
198
POZNAŃSKIE KORPORACJE AKADEMICKIE W LATACH 1920-1939
3. Inauguracja roku akademickiego na Uniwersytecie Poznańskim, lata 30. XX w. [£], fot. ze zb. NAC
też poznańska organizacja zmieniła miano na „Magna-Polonia”*. Przyczyną
rozstania miały być znaczne różnice w stylu życia i zwyczajach, objawiające się
np. przyjmowaniem przez poznańską część „Polonii” tzw. filistrów honorowych,
dodatkowo spoza świata nauki”.
Drugą co do starszeństwa korporacją w Poznaniu była „Lechia, którą zało-
żono 15 czerwca 1920 roku. Organizacja ta musiała jednak zawiesić działalność
z powodu wojny polsko-bolszewickiej i wstąpienia wszystkich jej członków do
wojska. Wznowienie funkcjonowania konwentu nastąpiło dopiero z począt-
kiem roku akademickiego 1921/1922. W pierwszą rocznicę utworzenia korporacji
honorowe ojcostwo nad nią przyznano gen. Józefowi Dowborowi-Muśnickiemu”.
Liczba konwentów w Poznaniu szybko rosła, co było zapewne związane z ure-
gulowaniem sytuacji prawnej dotyczącej działalności tego typu stowarzyszeń.
Przyniosła ją Ustawa z dnia 13 lipca 1920 r. o szkołach akademickich, która dawała
studentom prawo do zakładania korporacji. Powstanie konwentu było jednak uza-
leżnione od zatwierdzenia jego statutu przez senat uczelni. Także wszelkie póź-
niejsze zmiany w dokumentach statutowych musiały być przedstawiane senatowi
do akceptacji. Ten ostatni sprawował opiekę nad korporacjami poprzez swoich
delegatów. Istotnym zapisem było nałożenie na konwenty obowiązku przekazywa-
nia rektorowi z początkiem każdego roku akademickiego listy członków zarządu
(na bieżąco trzeba było również informować o zachodzących w kierownictwie sto-
warzyszenia zmianach). Wyraźnie zaznaczono, że do korporacji nie odnoszą się
ogólne przepisy policyjne dotyczące innych organizacji i zebrań. Co istotne, zapisy
18 Rocznik korporacyjny..., 8. 27.
1 P Tomaszewski, dz. cyt., s. 159.
w Korporacje Uniwersytetu Poznańskiego, „Akademik” 1922, nr 4, s. 24.
199
ANDRZEJ KRZYSZTOF BUCHOLZ
4. Uroczystość poświęcenia sztandaru korporacji studenckiej „Agraria” w Poznaniu, 1928 r., fot. ze zb. NAC
ustawy zabraniały stowarzyszeniom akademickim posiadania celów politycznych,
ale takiej wzmianki nie uczyniono wobec konwentów”! (ustawodawca zastosował
rozróżnienie na stowarzyszenia akademickie i korporacje)”. Znaczne ogranicze-
nia w działalności organizacji studenckich przyniosła natomiast Ustawa z dnia
15 marca 1933 r. o szkołach akademickich oraz Rozporządzenie Ministra Wyznań
Religijnych i Oświecenia Publicznego z dnia 30 kwietnia 1933 r. o stowarzysze-
niach akademickich. Konwenty zostały ujęte łącznie z pozostałymi towarzystwami
i utraciły prawo do działalności politycznej. Stowarzyszenia akademickie nie znaj-
dowały się odtąd pod wyłączną kontrolą władz uczelnianych, ale również mini-
stra”. Niekorzystny był także zapis, że do powstania organizacji studenckiej o cha-
rakterze innym niż samopomocowy wymaganych jest co najmniej 20 założycieli.
Ponadto stowarzyszeniom akademickim zezwolono na zrzeszanie się w ramach
tylko jednej szkoły wyższej, co przekreślało możliwość istnienia korporacji mię-
dzyuczelnianych. Przystępowanie organizacji do związków wymagało natomiast
zgody ministra”*. Te niekorzystne zapisy nie wpłynęły negatywnie na powstawanie
21 Korporacje akademickie często podkreślały swoją apolityczność, choć brały aktywny udział w życiu poli-
tycznym. Np. na wieść o zamachu majowym poznańskie Koło Międzykorporacyjne zobowiązało członków
konwentów do wstępowania w szeregi Legii Akademickich oraz Akademickiego Komitetu Obrony, które
miały pospieszyć na pomoc prezydentowi i rządowi, zob. J. Bartkowiak, dz. cyt., s. 50.
22 Dziennik Ustaw z 1920 r., nr 72, poz. 494, art. 99-103.
23 Dziennik Ustaw z 1933 r., nr 29, poz. 247, art. 52.
24 Dziennik Ustaw z 1933 r., nr 30, poz. 259, art. 1, 6.
200
POZNAŃSKIE KORPORACJE AKADEMICKIE W LATACH 1920-1939
5. Uroczystość poświęcenia sztandaru korporacji studenckiej „Agraria” w Poznaniu, 1928 r., fot. ze zb. NAC
kolejnych poznańskich konwentów”. Pewnego złagodzenia stanu prawnego doko-
nało zresztą Rozporządzenie Ministra Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego
z dnia 14 października 1937 r. o stowarzyszeniach akademickich, uwzględniające
fakt, że w niektórych przypadkach istnieje możliwość tworzenia organizacji sku-
piających słuchaczy z różnych uczelni”*.
Dynamiczny rozwój środowiska korporacyjnego w Poznaniu odbywał się
w atmosferze pewnej nieufności i sceptycyzmu ze strony lokalnych władz, a także
reszty organizacji studenckich oraz społeczeństwa. Największe kontrowersje
wzbudzał fakt rzekomego wzorowania się korporantów na niemieckich związkach
burszowskich. Tego typu zarzuty padały na podatny grunt, wszak Poznańskie nie-
dawno wyzwoliło się spod panowania Niemiec. Interwencję odnośnie do niemiec-
kich naleciałości w ruchu korporacyjnym podjął podsekretarz stanu Ministerstwa
byłej Dzielnicy Pruskiej Bernard Chrzanowski”, który 23 czerwca 1920 roku
wystosował do rektora UP Heliodora Święcickiego pismo w tej sprawie. Czytamy
w nim: „Od niejakiego czasu widzę coraz nowe kształty i barwy czapek u mło-
dzieży uniwersyteckiej. Przyznam się otwarcie, że jestem przeciwnikiem wszel-
kich, nawet dla ogółu słuchaczy uniwersyteckich przeznaczonych czapek, lecz
pogodziłem się już z niemi. Przerażają mnie jednak dalsze konsekwencje prze-
trwania tej zasady — powstawanie czapek coraz to innych i to jako oznak klubów
towarzyskich młodzieży. I jedno, i drugie bowiem — mojem zdaniem — wpływem
25 Polskie korporacje akademickie, z. 9, red. L. Ter-Oganjan, Warszawa 1995, s. 42.
26 Dziennik Ustaw z 1937 r., nr 78, poz. 572, art. 3.
27 B. Chrzanowski musiał później zmienić swoje sceptyczne nastawienie wobec korporacji, ponieważ został
honorowym filistrem konwentu „Pomerania, B.P. Wróblewski, Korporacja Studentów Uniwersytetu
Poznańskiego „Pomerania”, www.archiwumkorporacyjne.pl [dostęp: 14 VI 2014].
201
andrzej Krzysztof Bucholz
202
niemieckich zwyczajów. nie było tego wpływu na dawnych uniwersytetach pol-
skich w czasach niewoli, na Krakowskim i Lwowskim. Pomijam Warszawski jako
podlegający rygorowi moskiewskiemu. o ile wiem, nie ma go jednak i teraz na
tym uniwersytecie, ani też na wileńskim. towarzystwa na wzór korporacji nie-
mieckich istniały swego czasu tylko na politechnice w Rydze i na uniwersytecie
dorpackim i to z konieczności; tylko bowiem pod tą obcą formą mogła się tam
polska młodzież stowarzyszać. nie sięgała ona też po nią – o ile wiem – nigdzie
na uniwersytetach niemieckich wobec swobody stowarzyszania się, a nawet po
jej obostrzeniu. – i dlatego tak przykro, że takie obce odblaski, podobno nawet
z zachowaniem obcych wewnętrznych zwyczajów klubowych, zaznaczają się coraz
wyraźniej na naszym uniwersytecie – wbrew tradycjom wileńskim. – Może się
mylę, może sądzę za surowo i może mogę zostać o tem przekonanym. W takim
razie służę Panu Rektorowi każdej chwili”28.
nie jest znana odpowiedź rektora Święcickiego na to pismo, jednak w tym
samym dniu obradował senat UP, który ustosunkował się do podobnych zarzu-
tów stawianych korporacjom przez akademickie Koło Harcerskie, Bratnią Pomoc
studentów UP, Komitet Wykonawczy Wiecu studentek, narodowe zjednoczenie
Młodzieży akademickiej, odrodzenie, ogólnoakademicki Komitet Plebiscytowy,
zjednoczenie Młodzieży narodowej, związek Kół naukowych i akademicki
związek sportowy. organizacje te w piśmie do senatu UP z 20 czerwca 1920 roku
posądzały trzy pierwsze poznańskie korporacje („Polonia”, „Lechia”, „silesia”29)
o wzorowanie się na Burschenschaftach, co miało stwarzać poważne ryzyko, że
nie będą one działać zgodnie z postulatem chronienia polskiej młodzieży akade-
mickiej przed obcymi naleciałościami oraz nie wychowają jej w duchu Filomatów
i Filaretów. Poza oskarżeniem korporantów o nieświadome kultywowanie wzor-
ców niemieckich, a zatem utrudnianie „odniemczania” dzielnicy poznańskiej,
wskazywano również na kastowy i niedemokratyczny charakter ruchu korpora-
cyjnego, niezgodny z ustrojem państwa polskiego, objawiający się np. przyjmowa-
niem młodzieży wyłącznie z danego regionu (a zatem utrudnianie przezwyciężania
lub wręcz pogłębianie różnic wynikłych z dawnych, zaborczych podziałów tery-
torialnych) albo wykluczaniem członkostwa kobiet30. senat UP w swojej uchwale
z 23 czerwca 1920 roku podjął w tej sprawie bardzo wyważoną decyzję. z jednej
strony podzielał bowiem obawy organizacji akademickich występujących prze-
ciwko korporacjom, gdyż stwierdził, że nie jest pożądane wytwarzanie w środo-
wisku uniwersyteckim warunków, w których będzie powstawało wśród młodzieży
szkodliwe wynoszenie koleżeństwa ponad ideę jedności społecznej, a także zazna-
czył, że jest przeciwny powstawaniu stowarzyszeń o charakterze zamkniętym,
wykluczających możliwość członkostwa ze względów stanowych, terytorialnych,
poziomu ogłady towarzyskiej itp., ale zaznaczał jednocześnie, że nie zamierza krę-
pować wolności akademickiej przez zakazy przymusowe, a zatem nie podjął decy-
zji o przerwaniu dalszej działalności korporacji31.
28 aUaM, sygn. 601/52.
29 „silesia” była wtedy dopiero w trakcie tworzenia.
30 aUaM, sygn. 601/52.
31 aUaM, sygn. 15/s/1.
Poznańskie korporacje akademickie w latach 1920–1939
203
Uchwała senatu UP umożliwiła rozwój poznańskiemu ruchowi korporacyj-
nemu, ale nie odparła w sposób zdecydowany podejrzeń wobec niego. o tym,
że w kolejnych latach musiały padać oskarżenia o nawiązywanie przez korporan-
tów do niemieckich wzorców, świadczą liczne próby odcięcia się od burszowskiego
rodowodu lub jego usprawiedliwianie, podejmowane zazwyczaj piórami człon-
ków konwentów na łamach prasy poznańskiej lub korporacyjnych periodyków
w drugiej połowie lat 20. XX wieku, a nawet w następnej dekadzie. Przykładowo,
w „Kurierze Poznańskim” z 22 stycznia 1928 roku ukazał się anonimowy artykuł
pod wymownym tytułem Prawda o polskich korporacjach akademickich, w któ-
rym można było przeczytać, że Polacy studiujący w XiX wieku na zagranicznych
uniwersytetach zostali poniekąd zmuszeni do tworzenia swoich stowarzyszeń,
wzorowanych na niemieckich związkach burszowskich. stało się tak, ponieważ
polska młodzież stykała się tam z „żywiołem miejscowym, niechętnie dla niej
usposobionym”, który był dobrze zorganizowany w licznych korporacjach. W tej
sytuacji Polacy potrzebowali własnych stowarzyszeń broniących ich interesów,
zaczęli zatem tworzyć swoje konwenty na wzór niemieckich. to podobieństwo
miało pozostać tylko na zewnątrz, gdyż ich zadania były daleko głębsze i poważ-
niejsze. Polscy korporanci mieli bowiem, poza sprawami czysto akademickimi,
naukowymi oraz towarzyskimi, dbać o podtrzymywanie ducha polskości i prowa-
dzić pracę oświatową i kulturalną. autor podkreślił także, że natychmiast po odzy-
skaniu niepodległości ruch korporacyjny przeniósł się na polskie uniwersytety,
a jego celem stało się wychowanie swoich członków na dobrych obywateli i przy-
gotowanie ich jak najlepiej do pracy społecznej i państwowej32. nie brakowało
też argumentów, że polskie korporacje odwołują się przede wszystkim do trady-
cji towarzystw Filomatów i Filaretów, co uwypuklono w Roczniku korporacyjnym
1828–192833.
Podejrzliwość wobec konwentów, a zwłaszcza częste oskarżanie ich o propago-
wanie niemieckich wzorców wśród akademików, może budzić zdziwienie w kon-
tekście celów, jakie stawiały sobie one do realizacji w swoich statutach. Przykładowo,
organizacje zrzeszone w zPKa musiały prowadzić działalność zgodną z wytycz-
nymi zawartymi w statucie organicznym Polskiej Korporacji akademickiej. akt
ten zawierał istotne zapisy z punktu widzenia państwa. Podkreślano w nim, że kor-
poracja jest stowarzyszeniem ideowo-wychowawczym, mającym na celu przygo-
towanie swych członków do pracy obywatelskiej dla dobra ojczyzny. Korporanci
mieli zawsze stawać w obronie polskości oraz przeciwstawiać się wynoszeniu
interesów osobistych, partyjnych i klasowych ponad interes narodu i państwa.
W konwentach miał panować duch demokratyzmu, łączności braterskiej, równo-
ści, a zatem negowano wywyższanie się ponad innych z racji swojego urodzenia,
majątku, stanowiska34. Wymienione cele odnajdujemy w statutach poznańskich
konwentów zrzeszonych w zPKa. Dokładnego ich przedruku dokonały m.in.:
32 Prawda o polskich korporacjach akademickich, „Kurier Poznański” 1928, nr 35.
33 Rocznik korporacyjny…, s. 5.
34 tamże, s. 49–50.
andrzej Krzysztof Bucholz
204
„silesia”, „surma”, „Filomatia Posnaniensis”35, „Magna-Polonia”36, „Lechia”37,
„Baltia”, „Posnania”38, natomiast pozostałe sformułowały je w nieco inny spo-
sób, pozostawiając ten sam ogólny sens (np. „Masovia”39, „odra”40, „Chrobria”41,
„Mercuria”42). nacisk na kształtowanie postaw w duchu obywatelskim i patrio-
tycznym kładły też konwenty zrzeszone w pozostałych centralach korporacyjnych
oraz tzw. dzikie korporacje (np. „Pomerania”43, „Primislavia”44, „iustitia”45).
Część stowarzyszeń specjalizowała się w konkretnych obszarach aktyw-
ności na rzecz społeczeństwa. takie zalecenie dawał zPKa. na tej podstawie
można wyróżnić: a) korporacje skupiające słuchaczy z określonych wydziałów
(np. „aesculapia” – Wydział Lekarski lub „Demetria” – Wydział Rolniczo-Leśny),
zajmujące się prowadzeniem akcji odczytowych i popularyzowaniem wybranych
dziedzin wiedzy oraz przygotowujące swoich członków do wykonywania przy-
szłego zawodu; b) korporacje regionalne (np. „Baltia”, „Gedania Posnaniensis”,
„Masovia”, „Posnania”, „silesia”, „slensania”) przybliżające społeczeństwu dzieje
i obecną sytuację poszczególnych rejonów kraju oraz działające na ich rzecz;
c) korporacje o specjalizacji naukowej (np. „Filomatia Posnaniensis”, „Helionia”)
organizujące zebrania samokształceniowe; d) korporacje związane z obronnością
państwa (np. „Legia”, „icaria”); e) korporacja śpiewacza „surma” wydająca m.in.
śpiewniki korporacyjne i prowadząca chóry. Działalność wielu konwentów trudno
jednak jednoznacznie sklasyfikować46.
Utarło się przekonanie, że w czasach ii RP do korporacji należeli głównie stu-
denci pochodzenia ziemiańskiego. zapewne jest to dużym uproszczeniem, zwa-
żywszy na fakt, iż w przypadku Uniwersytetu Poznańskiego w roku akademickim
1932/1933 średnio aż co trzeci męski słuchacz był korporantem. Ustalenie dokład-
nego pochodzenia społecznego członków poznańskich korporacji jest w większo-
ści przypadków niemożliwe. Główną przeszkodę stanowi brak lub fragmenta-
ryczność wykazów imiennych przedwojennych korporantów. niepełne są także
spisy publikowane w latach 90. XX wieku, tworzone przeważnie z pamięci lub
na podstawie zestawień zachowanych tylko z części lat akademickich przypada-
jących na dwudziestolecie międzywojenne. sprawy nie ułatwia również charakter
danych osobowych, których podania wymagał od swoich słuchaczy Uniwersytet
Poznański. W wypełnianych przez studentów kartach wpisowych proszono
35 aUaM, sygn. 15/449.
36 aUaM, sygn. 15/450.
37 aUaM, sygn. 601/53.
38 aUaM, sygn. 601/54.
39 aUaM, sygn. 15/449.
40 aUaM, sygn. 601/53.
41 aUaM, sygn. 601/60.
42 aUaM, sygn. 601/138.
43 Statut Korporacji „Pomerania”, Poznań 1925, s. 3.
44 aUaM, sygn. 601/53.
45 aUaM, sygn. 15/449.
46 J. Bartkowiak, dz. cyt., s. 50.
POZNAŃSKIE KORPORACJE AKADEMICKIE W LATACH 1920-1939
6. Jubileusz 6-lecia korporacji studenckiej „Pomerania” w Poznaniu, 1929 r., fot. ze zb. NAC
jedynie o wskazanie zawodu ojca, względnie matki, co często nie pozwala na pre-
cyzyjne określenie, czy dany akademik wywodził się ze stanu szlacheckiego.
W statutach korporacji działających w Poznaniu próżno szukać zapisów
zezwalających na członkostwo wyłącznie studentom, którzy mogli legitymować
się szlacheckim pochodzeniem. Od osób chcących wstąpić w szeregi konwentów
wymagano, aby byli słuchaczami zwyczajnymi (często wskazywano tutaj nazwę
konkretnej uczelni), narodowości polskiej, religii chrześcijańskiej, o nieskazi-
telnym honorze (np. „Husaria, „Magna-Polonia, „Palestria”)*”. Oprócz wyżej
wymienionych oczekiwań czasami pisano wprost, że nie będą przyjmowane do
korporacji osoby pochodzenia żydowskiego, bez względu na ich aktualne wyzna-
nie (np. „Masovia „Silesia, „Surma )*. Zapisy wykluczające ze względu na naro-
dowość nie dotyczyły jednak wyłącznie polskich konwentów. Statut korporacji
ukraińskich studentów UP „Czornomore” przewidywał, że członkami stowarzy-
szenia mogą zostać tylko Ukraińcy”. W przypadku organizacji korporacyjnych
o charakterze regionalnym występowały też zapisy zakładające prawo do człon-
kostwa wyłącznie dla osób urodzonych lub zamieszkałych na danym terytorium.
Przykładem jest tutaj korporacja „Odra, której członkowie musieli pochodzić
z Górnego Śląska albo mieszkać w tym regionie przez 10 lat".
47 AUAM, sygn. 15/450.
48 AUAM, sygn. 15/449.
49 AUAM, sygn. 601/82.
50 AUAM, sygn. 601/54.
205
andrzej Krzysztof Bucholz
206
Brak ujęcia w statutach wymogu szlacheckiego pochodzenia dla kandydatów
na członków nie musi oznaczać, że ziemianie nie byli bardziej preferowani w struk-
turach korporacyjnych niż osoby wywodzące się z innych stanów. Wśród działają-
cych w Poznaniu korporacji za ziemiańskie uchodziły „Corona”51 i „Primislavia”52.
Dokumenty statutowe zachowały się w przypadku drugiego z tych stowarzyszeń,
ale nie zawierają zapisu o konieczności bycia szlachcicem53. tak samo jednak
w żadnym ze znanych statutów poznańskich konwentów nie ma zakazu członko-
stwa kobiet, a przecież wykluczenie przedstawicielek płci pięknej było ściśle prze-
strzegane. tylko raz pojawia się pośrednia wzmianka o tej zasadzie – w wytycz-
nych korporacji „Primislavia”, gdzie zaznaczono, że jest ona organizacją skupiającą
polską, męską młodzież akademicką54. ten stan rzeczy skłonił osiem studentek
UP do próby stworzenia żeńskiego konwentu. Powstała w 1931 roku korporacja
„Unitia” miała jednak charakter efemeryczny i szybko zakończyła swoją dzia-
łalność, wcześniej stając się obiektem kpin ze strony korporantów płci męskiej
(m.in. w „Wiadomościach akademickich” zamieszczono artykuł, w którym złośli-
wie zastanawiano się, czy koleżanki będą wzmacniać swoje serca i wigor rycerski
na komersach przy pomocy herbatki z mleczkiem)55.
Członkowie konwentów zdecydowanie wyróżniali się wśród reszty społecz-
ności studenckiej. Wspominała o tym aleksandra smoczkiewiczowa, przedwo-
jenna studentka UP i żona korporanta „Baltii”: „Korporacje akademickie! – ileż
wywołują wzruszeń u osób, które pamiętają międzywojenne czasy akademickie.
We wspomnieniach stają przed oczyma sztandary korporacyjne, barwne stroje,
czapki, wstęgi oraz wszelkie odznaki, a z zakamarków pamięci wyczarowuje się
dziarskich, eleganckich studentów, umiejących się zachować w każdym towarzy-
stwie, o cechach łączących beztroską wesołość młodości z pełną świadomości
powagą podchodzenia do życia”56. Korporantów odróżniał zatem zwłaszcza ich
charakterystyczny strój, maniery oraz bogate życie towarzyskie i rozbudowany
ceremoniał. Każdy z konwentów posiadał swoje godło, hasło (zazwyczaj w języku
łacińskim), barwy (ściśle określony w statucie zestaw kolorów) i sztandar. znak
rozpoznawczy członka korporacji stanowił tzw. dekiel, czyli specjalna płaska
czapka z małym daszkiem (zdarzały się też rogatywki lub berety). owe nakrycia
głowy były utrzymane w barwach danego konwentu (otoki) oraz ozdobione jego
godłem. Korporanci zakładali także cienkie wstęgi-bandy, również w kolorach
korporacyjnych. Do reprezentacyjnych mundurów noszono rapiery. W użyciu
były też różnego rodzaju odznaki (zazwyczaj miniatury tzw. cyrkli, czyli mono-
gramów korporacji, które tworzono z połączenia inicjału konwentu z pierwszymi
literami ogólnokorporacyjnego hasła: vivat, crescat, floreat!)57.
51 P. tomaszewski, dz. cyt., s. 160.
52 Polskie korporacje…, z. 9, s. 5.
53 aUaM, sygn. 601/53.
54 tamże.
55 J. Bartkowiak, dz. cyt., s. 53.
56 a. smoczkiewiczowa, Wspomnienia o korporacjach akademickich, KMP, 1994/3–4, s. 491.
57 J. Bartkowiak, dz. cyt.,s. 53.
Poznańskie korporacje akademickie w latach 1920–1939
207
W odniesieniu do życia towarzyskiego korporantów legendą obrosły przede
wszystkim komersy. ich przebieg był szczegółowo opisany w regulaminach
poszczególnych korporacji. Przykładowo, w Zwyczajach Konwentu Lechia zapisano:
„§1. Komers jest to najważniejsza uroczystość korporacyjna, symbol braterstwa
i łączności Lechitów. §2. na komersie winien panować nastrój podniosły i uro-
czysty. §3. W dniu komersowym powiewa od rana nad lokalem korporacji flaga,
a wszyscy C! C!58 noszą bezwzględnie barwy. §4. na komersie nie wolno się
upić, a prezes jest władny odesłać każdego do domu – nawet gościa. §5. za porzą-
dek na komersie są odpowiedzialni szarżowani59 i wszyscy rycerze. §6. Komers
winien się zacząć bezwzględnie punktualnie. §7. Komers dzieli się na 2 części:
a) oficjalną, b) wesołą. §8. Program komersu: a) Punktualnie o oznaczonej godzi-
nie Prezes uderza rapirem60 o stół i zaprasza do stołu słowami: »omnes ad loca«.
Gdy wszyscy siądą do stołu, Prezes odzywa się następnie »silentium« i uderza
rapirem trzykrotnie w stół, na co kolejno odpowiadają mu również trzykrotnymi
uderzeniami rapiru V-Prezes i o. M.61, po czym Prezes otwiera komers słowami:
»Comertium Korporationis Lechiae incipit«; po tych słowach następuje pieśń
otwarcia; po odśpiewaniu jej wygłasza Prezes przemówienie okolicznościowe,
witając gości i delegatów w następującym porządku: ojca Konwentu, delegata
Uniwersytetu, Prezesa Koła Filistrów, delegatów obecnych korporacji podług
starszeństwa, wreszcie filistrów i wszystkich gości razem. Przemówienie powyż-
sze należy zakończyć okrzykiem i toastem na cześć Rzplitej Polskiej – wszyscy
śpiewają: »Vivat et Respublica«. b) Po odśpiewaniu jednej zwrotki i wypiciu toa-
stu Prezes odzywa się następująco: »Proszę wstać, sztandar wchodzi«; orkiestra
gra: »Pamiętne dawne Lechity«, szarżowani prezentują broń, wszyscy zwracają się
twarzą ku posuwającemu się sztandarowi. c) skoro sztandar stanie za Prezydium,
następuje natychmiastowe odśpiewanie hymnu korporacji zakończone »exem«62
na cześć Lechii, po czym zajmują wszyscy miejsca. d) Dalszy ciąg komersu:
1. Ewentualne oficjalne przemówienie (każde przemówienie należy zakończyć
odśpiewaniem krótkiej okolicznościowej pieśni, a przy przemówieniach korpo-
racji kartelowych należy odśpiewać ich hymny). 2. Colloquium63. 3. nadawanie
barw rycerskich. 4. Ewentualne nadawanie barw giermkowskich. 5. Pieśń
»Użyjmy dziś żywota«. 6. Colloquium. 7. sztandar wychodzi. 8. Pieśń »Marzenie
Filistra«. 9. Po części oficjalnej Prezes oddaje władzę w ręce jednego z Lechitów,
który dzięki swemu humorowi i dowcipowi nadaje się do prowadzenia części
wesołej. §9. W części wesołej panuje większa swoboda, jednakże rygor musi być
utrzymany do końca. §10. Przed zakończeniem komersu Prezes obejmuje władzę
z powrotem, powołując na swoje miejsce o. M. i contrarium. §11. Komers kończy
się pieśnią: »Vagans scholasticus« i »Pije Kuba do Jakuba«, odśpiewanych po sobie
bezpośrednio w podanym porządku. §12. Komers kończy 12-krotne uderzenie
58 C! C! – komilitoni.
59 szarżowani – funkcyjni, posiadający szarże.
60 Rapir – rapier.
61 o. M. – olderman (wychowawca giermków).
62 Ex – kufel piwa wypity w całości, na czas.
63 Pod pojęciem colloquium rozumiano czas wolny na rozmowy lub możliwość napicia się piwa.
andrzej Krzysztof Bucholz
208
rapirem w stół w następującym porządku: Prezes 4 razy, V-Prezes 4 razy, o. M.
4 razy”. Regulamin uwzględniał także komersy rocznicowe oraz gwiazdkowe (na
pierwszych po przemówieniu prezesa sekretarz korporacji odczytywał apel zmar-
łych Lechitów, a później wykonywano pieśń Bracia Rocznica; na drugich część
wesołą rozpoczynała mowa prezesa Koła Filistrów, zakończona łamaniem opłatka,
przy płonącej choince i zgaszonym świetle, a przed i po przemówieniu śpiewano
kolędy, w których trakcie gospodarz rozdawał podarki – każdy z Lechitów zobo-
wiązany był przynieść dwa prezenty)64.
Zwyczaje Konwentu Lechia w równie precyzyjny sposób opisywały także inne
korporacyjne uroczystości: admisję (nadanie barw giermkowskich kandyda-
towi), recepcję (nadanie barw rycerskich giermkowi), filistrowanie (przeniesienie
rycerza do Koła Filistrów), fidułkę (biesiada piwna), fidułkę coetusową (biesiada
piwna, podczas której rycerze usługują giermkom), comitat (uczta piwna wydana
przez korporanta, który uzyskał dyplom uniwersytecki), komers żałobny (poświę-
cony pamięci zmarłego komilitona), dzień żałobny (poświęcony pamięci wszyst-
kich zmarłych korporantów), ślub, promocję (uświetnienie doktoryzacji członka
konwentu), bal korporacyjny, pogrzeb, sztychowanie (korporanci przebijają rapie-
rami czapki i wręczają sobie wzajemnie barwy, ślubując dozgonną przyjaźń, przy
czym rozróżnia się sztychowanie zwyczajne – w sali oraz wileńskie – na dworze).
Regulacjom podlegało także zachowanie korporantów na ulicy i w lokalach65.
istotną rolę w ceremoniałach i zabawach odgrywała wewnętrzna hierarchia.
W korporacjach przeważnie istniała trójstopniowa struktura członkostwa. najniżej
usytuowani byli kandydaci (zwani fuksami, giermkami, laikami, renonsami lub
smykami). tej kategorii członków nie przysługiwało prawo głosu. Kolejny stopień
w hierarchii należał do rycerzy (czasem określano ich mianem barwiarzy, komili-
tonów, mistrzów). Byli oni pełnoprawnymi korporantami i mieli obowiązek brać
udział w zebraniach koła. trzecią kategorię członków tworzyli filistrzy (niekiedy
nazywani starymi strzechami lub weteranami). Były to osoby, które już ukończyły
studia (ewentualnie je przerwały), ale nadal pozostawały w szeregach korporacji.
Filistrzy często tworzyli w ramach konwentów oddzielne koła o podmiotowości
prawnej. stanowili oni niezwykle ważny typ członków, ponieważ służyli wspar-
ciem doradczym oraz finansowym młodszym kolegom. W większości organizacji
korporacyjnych istniał także tytuł filistra honorowego, który otrzymywała osoba
wskazana przez konwent. zazwyczaj doświadczali tego zaszczytu wykładowcy
akademiccy, a zwłaszcza kuratorzy korporacji oraz wszyscy zasłużeni dla stowa-
rzyszenia lub mogący dodać mu splendoru przez swoje uczestnictwo w nim. tego
typu członkostwo polegało na nadzwyczajnym nadaniu wszelkich praw przysłu-
gujących filistrom66.
Wszystkich członków korporacji uczulano na punkcie dbałości o swój honor.
Korporanci musieli dokładnie znać Polski kodeks honorowy Władysława Boziewicza
lub Kodeks honorowy tadeusza zamoyskiego i Eugeniusza Krzemieniewskiego. za
brak odpowiedniej reakcji na obrazę można było zostać wyrzuconym z korporacji
64 Polskie korporacje akademickie, z. 6, red. L. ter-oganjan, Warszawa 1994, s. 31–32.
65 tamże, s. 32–45.
66 P. tomaszewski, dz. cyt., s. 51–52.
POZNAŃSKIE KORPORACJE AKADEMICKIE W LATACH 1920-1939
7. Uroczystość poświęcenia sztandaru korporacji studenckiej „Primislavia” w Poznaniu, 1928 r.,
fot. ze zb. NAC
cum infamia („z niesławą”). Taki stan rzeczy powodował, iż członkowie konwen-
tów często reagowali zbyt przesadnie nawet na drobne lub nieświadome uchy-
bienia, co skutkowało licznymi pojedynkami, oficjalnie zabronionymi w polskim
prawie karnym”.
"Tej swoistej „manii pojedynkowania”* doświadczył m.in. Władysław Hańcza,
późniejszy słynny aktor teatralny i filmowy, który w latach 20. XX wieku był studen-
tem polonistyki i historii na UP oraz prezesem Koła Polonistów. Jego konflikt z kor-
porantami przypadł na sam początek prezesury. Hańcza po latach wspominał całą
sytuację w barwny sposób, wart obszernego przytoczenia: „Zwyczajem praktyko-
wanym już przede mną, to jest przed moją kadencją, odbywał się na początku roku
akademickiego właśnie w Klubie przy Domu Akademickim wieczorek, mający na
celu poznanie nowych słuchaczy z kolegami oraz profesorami [...]. Był to wieczo-
rek zamknięty, tylko dla członków Koła oraz profesorów. Kiedy już towarzystwo
było rozgrzane (nie alkoholem — oczywiście!), jeden z kolegów zarządu zaalar-
mował mnie, że kilku pijanych ludzi chce wejść na salę. Wyszedłem na korytarz,
grzecznie zwróciłem nieproszonym gościom uwagę, że jest to zebranie zamknięte
$7 K. Krasowski, Wydział Prawno-Ekonomiczny Uniwersytetu Poznańskiego w latach 1919-1939,
Poznań 2006, s. 267.
68 Liczba pojedynków była na tyle niepokojąca, iż władze UP postanowiły walczyć z takim sposobem roz-
wiązywania konfliktów. Rektor Stanisław Dobrzycki zadbał o wprowadzenie klauzuli antypojedynkowej
do statutów wszystkich stowarzyszeń akademickich, a także przeforsował uchwałę senacką, przewidu-
jącą karę relegowania dla uczestników i świadków tego typu starć. Zob. B. Walczak, Stanisław Dobrzycki
(1924-1925) [w:] Poczet rektorów Almae Matris Posnaniensis, red. T. Schramm, współpraca A. Marciniak,
Poznań 2004, s. 43.
209
andrzej Krzysztof Bucholz
210
i że niestety nie możemy, pomimo bardzo dobrych humorów, w jakich goście przy-
szli, wpuścić ich na salę. ale »goście« w sposób dość agresywny zaczęli się dobijać,
chcąc wejść na salę siłą. Ja z zarządem Koła, chłopy nie ułomki, zaczęliśmy »gości«
przekonywać, że nic im nie pomoże upór – my nie ustąpimy. od słowa do słowa
poobrażaliśmy się wzajemnie. Pamiętam, że ostatnim słowem, jakie padło z moich
ust, było krótkie słówko »won«, a pamiętam je dlatego, że potem była cała sprawa
o to! »Goście« obrażeni odeszli – pozostały konsekwencje! następnego dnia zja-
wiło się u mnie w mieszkaniu dwu panów i zostawiło bilety wizytowe z zawiado-
mieniem, że są sekundantami obrażonego kolegi – proszą o wyznaczenie spotka-
nia z moimi sekundantami. Poprosiłem Czesia Latawca i Wojtka niteckiego, aby
byli moimi zastępcami. Rozpoczęła się długa seria posiedzeń, które ciągnęły się
kilka miesięcy – wreszcie pojedynek odbył się 3 stycznia 1926 roku. […] trzeba
tu zaznaczyć, że goście byli korporantami – pamiętam – z korporacji »Helionia«,
zaś Koło Polonistów miało opinię, zresztą w dużej mierze usprawiedliwioną, Koła
zrzeszającego większość swoich ludzi o poglądach radykalnych, co w ówczesnym
Poznaniu nie było specjalnie dobrze widziane. […] Moi sekundanci musieli spi-
sywać się bardzo dobrze, gdyż po kilku posiedzeniach mój adwersarz zmienił
jednego ze swoich sekundantów na bardzo dobrego, potem w Poznaniu znanego
prawnika. […] Musiano w trakcie ustalania stanu faktycznego powołać sąd, który
składał się z czterech »urzędujących« sekundantów, oraz specjalnie powołanego
superarbitra […], którym był też członek korporacji, ale już korporacji »Lechia«.
sąd ten ustalił, że obrażeni jesteśmy obaj delikwenci, ale mój przeciwnik został
obrażony poważniej właśnie tym moim słówkiem »won«. znowu po kilku czy kil-
kunastu posiedzeniach doszliśmy do wniosku, że nasi przeciwnicy wyraźnie dążą
do zastraszenia nas, ciągle zaznaczając, że korporant nie może inaczej zareagować
na taką obrazę, jak starciem z bronią w ręku. Postawili w końcu warunki nastę-
pujące: pistolety, odległość 25 kroków. Kiedyśmy we trójkę z Latawcem i niteckim
zastanowili się, już zmęczeni tą całą aferą, co teraz zrobić – doszedłem do wniosku,
że pachnie tu trochę szantażem, jakąś groźbą, zastraszeniem, i zaproponowałem
moim sekundantom, żeby zmienili taktykę. Myśmy cięgle prowadzili sprawę w kie-
runku rozwiązania ugodowego, więc zróbmy odwrotnie, postawmy sprawę tak,
żebyśmy my byli groźniejsi. zgódźmy się na spotkanie z bronią w ręku, ale postawmy
warunki najostrzejsze. zobaczymy, co z tego wyjdzie. Pytanie było tylko: a jak oni
przyjmą?… – trudno, musimy coś zaryzykować: pistolety z muszkami, odległość
20 kroków, potrójna wymiana strzałów. Po prostu jatki! i co? Wygraliśmy! Po tych
warunkach następne posiedzenie odbyło się w zupełnie innym nastroju – przeciw-
nicy sami przekonywali nas, że trzeba przecież coś zrobić, żeby odbyło się to godnie,
z honorem, ale żeby miało szanse na jak najmniejszą możliwość zrobienia sobie
nawzajem krzywdy. Wobec tego oni proponują: pistolety bez muszek, odległość
25 kroków, system pojedynku tzw. dorpadoski, to znaczy obaj przeciwnicy obróceni
do siebie plecami, superarbiter liczy do dziesięciu, na jego hasło obracamy się frontem
do siebie i pierwszy strzela ten, który chce, który zdąży, obaj starają się strzelić jak
najprędzej, wtedy jest najwięcej szans na to, że obaj chybiają. tak też się stało […]”69.
69 W. Hańcza, Student i aktor [w:] Poznańskie wspominki z lat 1918–1939, red. t. Kraszewski, t. Świtała,
Poznań 1973, s. 450–453.
Poznańskie korporacje akademickie w latach 1920–1939
211
Poznańskim korporantom naraził się także Jerzy Waldorff. ten znany pisarz,
publicysta i działacz społeczny był wówczas studentem Wydziału Prawno-
-Ekonomicznego UP oraz słuchaczem Konserwatorium Muzycznego w Poznaniu.
Fidrek, jak nazywano wtedy Waldorffa, został zaproszony na komers ziemiańskiej
korporacji „Corona”, co miało stanowić dla niego zachętę, aby wstąpił do tego kon-
wentu. Waldorff przybył na spotkanie, ale nie był specjalnie zachwycony tym, co
zobaczył. nie spodobało mu się zwłaszcza wychylanie do dna ogromnych kufli piwa
na znak przewodniczącego oraz posiadanie pełni władzy przez rycerzy nad gierm-
kami. Waldorff dał wyraz swojej dezaprobacie dzień po zabawie podczas rozmowy
w gronie znajomych, mówiąc, że z takim stadem osłów nie zamierza się bratać.
Pechowo jeden z dyskutantów okazał się wyjątkowo nielojalny i doniósł o wszyst-
kim korporantom, którzy poczuli się obrażeni i wyzwali Waldorffa na pojedynek
z użyciem szabli. Wedle relacji Fidrka ostatecznie miało dojść do starcia z pew-
nym Michałem, który poczuł się zobowiązany do wystąpienia w obronie honoru
korporacji, gdyż to on wystosował zaproszenie na komers dla „niewdzięcznego”
adwersarza. Waldorff w swoich wspomnieniach twierdził, że pokonał przeciwnika
przez cięcie w ramię, chociaż wcześniej odbył tylko krótkie szkolenie z fechtunku
u wachmistrza z 15. Pułku Ułanów Poznańskich, które załatwił mu wtajemniczony
w sprawę ojciec. Po zwycięskim pojedynku Fidrek opowiedział o wszystkim matce.
Rodzicielka zaczęła obawiać się zemsty ze strony ośmieszonej korporacji, dlatego
nakłoniła syna do rychłego wyjazdu z Poznania w dłuższą podróż zagraniczną, póki
cała sytuacja nie przycichnie70. inną wersję wydarzeń podali jednak korporanci
„Corony”, którzy w swoich powojennych relacjach wspominali, że do pojedynku
z Waldorffem w ogóle nie doszło. Według tych przekazów znieważona korporacja
wysłała wprawdzie sekundantów do Fidrka, ale ten miał im wyjaśnić, że źle go zro-
zumiano, ponieważ nie użył wyrażenia „dla osłów”, lecz „dla orłów”. Gdy okazało
się, że takie tłumaczenia nie zakończą afery, Waldorff wyjechał z Poznania, aby
uniknąć pojedynku71. także biograf Fidrka, Mariusz Urbanek, uznał, że do starcia
ostatecznie nie doszło, a sprawę rozwiązano polubownie, dzięki stwierdzeniu przez
sąd honorowy o zaistnieniu nieporozumienia72.
sceptycznie do korporacji odnosił się także inny przedwojenny student
Wydziału Prawno-Ekonomicznego UP, Józef Górski (późniejszy rektor Wyższej
szkoły Ekonomicznej w Poznaniu). oceniał on negatywnie zwłaszcza przesadne
uwrażliwienie korporantów na punkcie swojego honoru, co miało skutkować ich
finansowym wykorzystywaniem. Górski wspominał: „W tych warunkach waż-
nego znaczenia nabierała instytucja sekundantów. Byli to z reguły starzy, doświad-
czeni znawcy postępowania honorowego. W ich ręce zwaśnione strony składały
swój honor. W poważnej części sekundanci swą funkcję traktowali zawodowo.
nie dbali o studia. około godziny 11 zjawiali się w kawiarni Dobskiego (dzisiej-
sza kawiarnia W-z) i zajmowali miejsce w tylnej części sali »na górce«. tam pod
przewodnictwem swego wodza, niejakiego szajny, łysego wiecznego studenta
70 J. Waldorff, Fidrek, Warszawa 1989, s. 214–215.
71 Ł. szmit, Postępowanie honorowe w polskich korporacjach akademickich (1921–2008), „Korporant Polski”
2008–2009, t. 4, s. 37.
72 M. Urbanek, Waldorff. Ostatni baron Peerelu, Warszawa 2008, s. 39–40.
andrzej Krzysztof Bucholz
212
przybyłego ze Lwowa, radzono nad powierzonymi im sprawami. naturalnie,
że funkcji sekundanta podejmowano się nieodpłatnie. Jedynie na związane z postę-
powaniem koszty ofiary wpłacać musiały poważne kwoty. z tych właśnie kwot
wpłacanych przez naiwniaków całe grono sekundantów beztrosko żyło”73. należy
jednak zauważyć, iż Górski, mimo wszystkich swoich zastrzeżeń wobec środowi-
ska korporacyjnego, sam został członkiem rzeczywistym konwentu „Palestria” i,
jak pisał w swoich wspomnieniach, podczas komersów wychylił niejeden kufel
piwa na komendę: Ex!74.
Podsumowując, poznańskie środowisko korporacyjne było jednym z najlicz-
niejszych i najbardziej prężnych w ii RP. stało się tak mimo licznych zarzutów
o czerpanie wzorców przez konwenty z niemieckich związków burszowskich.
Bez wątpienia celem korporacji było wychowanie swoich członków na prawych
i honorowych obywateli, co należy oceniać pozytywnie. Błędne było jednak
zbytnie uwrażliwienie korporantów na wszelkiego rodzaju uchybienia, skutku-
jące plagą pojedynków, najczęściej z błahych powodów. owe starcia, połączone
z opowieściami o zamiłowaniu członków konwentów do piwnych uczt, stwarzały
wyobrażenie, że są oni awanturnikami. należy także zwrócić uwagę na elitarność
tego typu stowarzyszeń akademickich, co w połączeniu z charakterystycznym
strojem korporantów i rozbudowanym ceremoniałem wytwarzało u postronnych
osób poczucie, że mają do czynienia z organizacjami snobistycznymi. z powodu
braku materiałów źródłowych (lub ich nieprecyzyjności) trudno także jedno-
znacznie przesądzać o pochodzeniu społecznym osób zrzeszanych przez korpo-
racje. W powszechnej opinii utarł się pogląd o ziemiańskim obliczu konwentów.
W środowisku poznańskim ziemian skupiały zwłaszcza korporacje „Corona”
i „Primislavia”.
73 J. Górski, Wspomnienia z minionych lat, Poznań 2000, s. 73.
74 tamże.
213
Ewa Leszczyńska
Roger adam Raczyński
(1889–1945)
Dużą część reprezentacyjnego piętra pałacu w Rogalinie zajmuje apartament
paradny przygotowywany przez Kazimierza Raczyńskiego na przyjazd stanisława
augusta. zamieszkiwany później przez kolejne pokolenia rodziny, stał się na
przełomie XiX i XX wieku świadkiem dorastania Rogera i jego młodszego brata
Edwarda. tu w długim pokoju frontowym nazywanym „uczelnią” kształcili ich
liczni guwernerzy, a w przerwach Edward grywał w tenisa1. tu nad łóżkiem Rogera
wisiała „pełna widm powstańczych”, intrygująca Melancholia Malczewskiego2. tu
być może także lubiący się popisywać siłą fizyczną sienkiewicz zwichnął sobie rękę,
podnosząc skądinąd wątłego Rogerka. Przerwało to wprawdzie na jakiś czas pracę
nad Quo vadis, ale dla Rogera stało się źródłem nieskrywanej dumy3. tu wreszcie
po śmierci ojca Edwarda aleksandra w 1926 roku Roger, jako ostatni przedwo-
jenny właściciel rezydencji, a od 1929 roku także ostatni wywodzący się z ary-
stokracji wojewoda poznański, podejmował ważnych gości. Wśród nich spotkać
można było i kardynała augusta Hlonda, i ambasadora Francji Jules’a Laroche’a,
i całą plejadę przedstawicieli ówczesnych elit związanych ze światem polityki,
dyplomacji, gospodarki, nauki, kultury i sztuki, w tym jego oddanych przyjaciół
z Kajetanem Morawskim i Jerzym Giedroyciem na czele4. nierzadko towarzyszyła
mu jego słynąca z urody i ujmującego usposobienia żona Helena z Rohozińskich
oraz matka Róża z Potockich 1o voto Władysławowa Krasińska. tłem dla spo-
tkań była zamieniona wówczas na reprezentacyjny salon Rogera dawna „uczelnia”,
urządzona wraz z pozostałymi pokojami dawnego apartamentu za pomocą naj-
cenniejszych mebli pałacowych oraz nowoczesnych tekstyliów. Wtedy też miejsce
Melancholii, eksponowanej już wówczas w galerii rogalińskiej, zajęły najstarsze
obrazy przeniesione z parterowego salon carré.
zaaranżowane przez Rogera i Helenę wnętrza, obok prezentacji należącego
doń ambasadorskiego stroju w prawym skrzydle pałacu, pozwalają przypominać
jego ważną, aczkolwiek mało znaną postać. swego czasu zwracał na to uwagę twórca
paryskiej „Kultury”, który po ukazaniu się Wspólnej drogi z Rogerem Raczyńskim
Kajetana Morawskiego pisał: „o Rogerze wie się bardzo niewiele. Przesłania go
1 E. Raczyński, Rogalin i jego mieszkańcy, Poznań 1991, s. 23.
2 K. Morawski, Wspólna droga z Rogerem Raczyńskim, Wspomnienia, Poznań 1998, s. 26.
3 E. Raczyński, dz. cyt., s. 40–41.
4 tamże, s. 212; K. Morawski, Wspólna droga…, s. 26 i n.; J. z Puttkamerów Żółtowska, Dziennik. Fragmenty
wielkopolskie 1919–1933, Poznań 2003; a. Kwilecki, Ziemiaństwo wielkopolskie. Między wsią a miastem.
Poznań 2001, s. 142; J. Giedroyc, Autobiografia na cztery ręce, Warszawa 2006, s. 34.
Ewa Leszczyńska
214
cień brata – prezydenta Edwarda Raczyńskiego. […] Roger to była wielka inteli-
gencja, bardzo wszechstronna, powiedziałbym, że rozrzucona. Miał żywe zainte-
resowania artystyczne, studiował malarstwo, prowadził życie światowe i trudno
było się zorientować, że w tym błyskotliwym dyletancie kryje się człowiek formatu
męża stanu. Kiedy został wojewodą poznańskim – wkrótce po zamachu majo-
wym – potrafił ułagodzić rozgrywki polityczne, tak ostre na tym terenie w owych
czasach. […] Gdy później został wiceministrem rolnictwa, poświęcił się głównie
problemowi oddłużenia rolnictwa oraz bezrobocia na wsi. stworzył coś chyba
jedynego w Warszawie – mianowicie salon polityczny. […] miał zawsze wielu
dobrych znajomych z różnych sfer życia politycznego i gospodarczego. Bardzo
interesowała go młodzież i jej życie polityczne. Patronował i bardzo pomagał
środowisku skupiającemu się wokół tygodnika „Bunt Młodych” i „Polityki” […].
Po odejściu z Ministerstwa Rolnictwa […] mianowano go ambasadorem w Rumunii
i na tym stanowisku odegrał historyczną, ale tak mało znaną rolę. Gdy po klę-
sce wrześniowej prezydent, rząd, wojsko zostały internowane, utrzymał ciągłość
państwa poprzez skłonienie prezydenta Mościckiego do przekazania władzy […]
Władysławowi Raczkiewiczowi, co praktycznie stało się końcem wpływów pił-
sudczykowskich i objęciem władzy przez gen. sikorskiego. ta sprawa przyspo-
rzyła Rogerowi wielu wrogów oskarżających go o zdradę, ale pozwoliła na zacho-
wanie naszej pozycji wśród aliantów, utrzymanie wszystkich atrybutów państwa,
odbudowanie wojska i w dużej części zabezpieczenie majątku państwowego […].
Kierując się jedynie racją stanu, Roger Raczyński odciął się z miejsca od rozgry-
wek personalnych […]. Gdy rząd rumuński zamknął ambasadę, Roger Raczyński
powołał Komitet społeczny, który miał się opiekować uchodźcami […]. następnie
został mianowany ambasadorem przy rządzie króla greckiego, który po zajęciu
Grecji urzędował w Egipcie. […] Po uwolnieniu Grecji urzędował w atenach. […]
straciłem w nim człowieka bardzo mi bliskiego, przyjaciela, któremu wiele zawdzię-
czam i który nigdy mnie nie zawiódł. Myślę, że i ja również go nie zawiodłem”5.
Jerzy Giedroyc zauważył także, że Roger „karierę zaczął w Msz dzięki swej
matce, pani Róży, osobie wyjątkowej, którą cenił Marszałek Piłsudski”6. W istocie,
bojąc się u Rogera przerostu romantycznej fantazji nad konsekwencją w działaniu,
którą odziedziczył po ojcu i dziadku, matka dyskretnie kierowała jego poczyna-
niami. obok więc studiów malarskich w Monachium ukończył także studia rolni-
cze w Lipsku, które razem z praktyką w jednym z wielkopolskich majątków miały
go przygotować do zarządzania rodowymi dobrami. By uniknąć służby w woj-
sku niemieckim, lata i wojny spędził, zgodnie z życzeniem matki, w Moskwie7.
angażował się wówczas w prace Polskiego Komitetu Pomocy ofiarom Wojny
i działania polskich kręgów artystycznych. tu zapewne zetknął się z Wladimirem
Domogatskim, autorem jego udanego popiersia, zdobiącego rogaliński salon8.
5 K. Morawski, Wspólna droga…, s. 293–295.
6 J. Giedroyc, dz. cyt., s.33.
7 a. szklarska-Lohmannowa, Roger Adam Raczyński [w:] Polski słownik biograficzny (dalej: PsB), t. XXiX,
Wrocław 1986, s. 661.
8 Rzeźba o nr. inw. MnP FR 305 dotąd uchodziła za pracę nieznanego autora. zarówno jej stylistyka, jak
i charakterystyczna sygnatura „WD” nie pozostawia wątpliwości, że jest to dzieło Wladimira Domogatskiego.
Roger adam Raczyński
215
Mądre zabiegi Róży Raczyńskiej pozwoliły jednak przede wszystkim wykorzy-
stać talenty Rogera w działalności politycznej i dyplomatycznej, tak jak wcześniej
artystyczną wrażliwość jej drugiego męża Edwarda aleksandra w powstanie gale-
rii rogalińskiej. Jakkolwiek bowiem zainteresowania artystyczne, urok osobisty,
najwyższą kulturę i pewne cechy charakteru Roger odziedziczył po Edwardzie
aleksandrze, wybitnym znawcy sztuki i kolekcjonerze, to zainteresowanie poli-
tyką i „przeświadczenie o patriotycznym i także rodzinnym obowiązku służby
publicznej”9 przejął po matce. Dzielił z nią też poglądy polityczne. za śmiałość
i jasność rozumowania podziwiali więc wspólnie Romana Dmowskiego, by póź-
niej dać się ponieść wyobraźni i wizji historycznej Piłsudskiego10.
z domu przesiąkniętego ideami historycznej szkoły krakowskiej (krytycznej
wobec narodowej przeszłości) i tradycją własnej rodziny wyniósł jednak głów-
nie znajomość poglądów konserwatywnych, które zbliżyły go do warszawskiego
oddziału stronnictwa Prawicy narodowej. W 1927 roku z jego ramienia wziął
udział w zjeździe polskich konserwatystów w Dzikowie11. Był także członkiem
powołanego w Poznaniu w 1926 roku prorządowego Klubu zachowawczej
Pracy Państwowej oraz współtworzonej przez Rowmunda Piłsudskiego, Jerzego
Giedroycia i Kajetana Morawskiego akademickiej, neokonserwatywnej i anty-
endeckiej „Myśli Mocarstwowej”12. Upatrywała ona szansę odbudowy sil-
nego państwa nie w nacjonalistycznej ideologii stronnictwa narodowego, lecz
we współpracy wszystkich grup etnicznych i warstw społecznych ówczesnej
Rzeczypospolitej. Wzorem była Polska Jagiellonów, w której „siła idei państwa
opartego na etyce religii katolickiej wciągała w orbitę interesów Polski mniej-
szości narodowe, skłaniając je do lojalnej współpracy dla wspólnego dobra”13.
o niepodległości decydować też miały silne podstawy ekonomiczne osiągane
„przez najszersze zainteresowanie wszystkich elementów obywatelskich w pracy
państwotwórczej”14. Do takiego programu, poza przekonaniami wyniesionymi
z domu, zbliżać Rogera musiały też doświadczenia z pracy w referacie mniejszo-
ściowym Msz, w którym szczególnie interesował się kwestią żydowską15, a także
znajomość nowatorskich socjologicznych koncepcji Floriana znanieckiego,
którego nie tylko znał, ale i wspomagał finansowo16. Kajetan Morawski, charak-
teryzując poglądy polityczne Rogera, zauważył, że „ten pozorny eklektyzm nie
nosił jednak cech niekonsekwencji. Po prostu stał z dala od personalnych walk,
a zwłaszcza rozgrywek. […] synteza obu kierunków, zrealizowana w praktyce
dopiero po zgonie przywódców i na emigracji, kształtowała się w duszy poszcze-
gólnych Polaków o wiele wcześniej i o wiele częściej, niż się to operującym tylko
9 K. Morawski, Wspomnienie o Róży Raczyńskiej [w:] E. Raczyński, Pani Róża, Londyn 1969, s. 215.
10 tamże, s. 216–218; K. Morawski, Wspólna droga…, s. 73 i n.
11 a. szklarska-Lohmannowa, dz. cyt.
12 tamże; J. Giedroyc, dz. cyt., s. 35.
13 Źródło cytatu: https://pl.wikipedia.org/wiki/Myśl_Mocarstwowa
14 tamże.
15 K. Morawski, Wspólna droga…, s. 51.
16 J. Giedroyc, dz. cyt., s. 33.
Ewa Leszczyńska
216
materiałem dokumentarnym dziejopisom wydaje”17. Poza „Myślą Mocarstwową”
Morawski miał tu zapewne na myśli także wybory parlamentarne 1928 roku,
do których przystąpili z Rogerem i stanisławem Chłapowskim z własną listą
Katolickiej Unii ziem zachodnich. skupiała ona „ludzi mniej uległych od
Bezpartyjnego Bloku, a mniej zawziętych od stronnictw opozycyjnych, z listą
popierającą zasadę silnej władzy, lecz tępiącą nadużycia jej wykonawców”18. Brak
doświadczenia, idealistyczny program oraz niedostateczna znajomość wielko-
polskich realiów nie przyniosły im jednak sukcesu.
W przypadku Rogera słaba orientacja w lokalnych stosunkach wiązała się
z wiszącą nad jego rodziną groźbą przymusowego wydalenia z zaboru pruskiego
przed i wojną, jako „uciążliwych cudzoziemców” z austriackimi paszportami19.
oznaczało to konieczność skracania pobytów w Rogalinie do kilku miesięcy
w roku i powierzenia zarządu nad majątkami administratorom. odróżniało
to Raczyńskich od większości tutejszego ziemiaństwa, które samo zarządzało
swoimi dobrami, prowadząc życie „uspołecznionych farmerów”, czynnie zaan-
gażowanych w działalność licznych na tym terenie polskich organizacji społecz-
nych i kościelnych. Roger więc w momencie przejęcia zarządu dóbr i wejścia
w lokalną politykę stał przed bardzo trudnym zadaniem. Rogalin i Wielkopolskę
znał bowiem tylko z dzieciństwa, a później – w krakowskich latach gimnazjal-
nych i czasach studiów w niemczech – tylko z letnich wakacji. Kontaktowi
z lokalnym środowiskiem nie sprzyjał też jego pobyt w Moskwie czy pierwsze
lata pracy w Msz, które spędził u boku Paderewskiego w Paryżu, a później
w Rzymie i Warszawie20. Do zapoznawania się z wielkopolskim środowiskiem
przystąpił zatem dopiero po rezygnacji z pracy w Msz w 1923 roku. sprzyjała
mu jednak „wrodzona łatwość przyswajania sobie wszelkiego rodzaju wiedzy,
[…] wielka uprzejmość, łatwość w stosunkach z ludźmi, brak wszelkiego sno-
bizmu”21, wreszcie otwartość i poczucie obowiązku, mimo kłopotliwego nieraz
roztargnienia22. sprzyjały mu też niewątpliwie zamożność i arystokratyczne
pochodzenie, zapewniające niezależność. Po przewrocie majowym bowiem
Piłsudski, który miał pełną świadomość ogromnego potencjału doskonale
wykształconych i zamożnych elit, podjął wzmożone starania w celu pozyskania
ich dla pracy państwotwórczej23. nie tylko więc udział w wyborach mógł zwrócić
uwagę Belwederu na Rogera, którego w 1929 roku powołano na wojewodę, ale
także jego pochodzenie i nieodłącznie z tym związane konserwatywne poglądy,
gwarantujące ewolucyjną wizję budowania silnego państwa. na stanowisku tym
zastąpił znanego mu z „Myśli Mocarstwowej” Piotra Dunina-Borkowskiego.
Mógł zatem kontynuować i wdrażać w życie bliskie tej organizacji cele.
17 K. Morawski, Wspomnienie…, s. 218.
18 K. Morawski, Wspólna droga…, s. 73–78.
19 E. Raczyński, dz. cyt., s. 21–22.
20 a. szklarska-Lohmannowa, dz. cyt.
21 W. Lednicki, Pamiętniki, t. i–ii, Londyn 1963–1967, cyt. za: a. szklarska-Lohmannowa, dz. cyt.
22 K. Morawski, Wspólna droga…, s. 83–84.
23 t.W. Świątek, Arystokracja międzywojennej Warszawy, „stolica. Warszawski Magazyn ilustrowany” 2013,
nr 10 (Szlachetnie urodzeni), s. 12–13.
ROGER ADAM RACZYŃSKI
1. Przybycie ministra przemysłu i handlu Eugeniusza Kwiatkowskiego (pośrodku) na Międzynarodowe
Targi Poznańskie, 1930 r., z prawej prezydent Poznania Cyryl Ratajski, z lewej wojewoda poznański
Roger Raczyński, ze zb. Narodowego Archiwum Cyfrowego (dalej: NAC)
W ocenie Jerzego Giedroycia odegrał wtedy istotną rolę. „Sytuacja
w Poznańskiem była trudna. Było to województwo antyrządowe. Chodziło
o znalezienie kogoś, kto by był człowiekiem reżimu, a zarazem nie był przywie-
ziony w teczce, lecz pochodził z rodziny znanej na tym terenie. Roger Raczyński
spełniał wszystkie te warunki. Lepszego kandydata nie można było znaleźć”.
Paradoksalnie przemawiał za nim również brak uwikłania w lokalne koterie, mało
poznański, barwny charakter i „wielkopańska prostota, prawie pokora, która spra-
wiała, że [...] wszyscy uważali go za dobrego towarzysza i lubili go serdecznie”.
Miał przy tym duże poczucie odpowiedzialności i uświadomionej dumy rodowej,
popartej dokonaniami przodków w budowaniu pozycji miasta i regionu. Warto
bowiem przypomnieć, że już w 1737 roku wojewodą poznańskim został jego
prapradziadek Michał Raczyński, średniozamożny szlachcic, który swoją działal-
ność dyplomatyczno-polityczną u boku Jana III zakończył jako pierwszy senator
w rodzinie”. Jakkolwiek rychła śmierć przerwała jego błyskotliwą karierę, to jed-
nak przekazane synom zasady praworządności, gospodarności oraz głębokiego
zrozumienia dla potrzeby edukacji i przestrzegania reguł wiary przyniosły dosko-
nałe owoce w następnych pokoleniach. Młodszy Leon zabiegał nie tylko o zrefor-
mowanie wojska i rozwój wielkopolskiego sukiennictwa, ale również o podnie-
sienie poziomu wykształcenia w zakresie prawa, ekonomii i języka francuskiego
24], Giedroyc, dz. cyt., s. 33.
25 K. Morawski, Wspólna droga..., s. 36.
26 I, Dygdała, Michał Kazimierz Raczyński [w:] PSB, t. XXIX, Wrocław 1986, s. 656-658; E. Leszczyńska,
Rezydencja Raczyńskich w Rogalinie. Od wielkopańskiej siedziby do „żywego muzeum”, niepublikowana
praca doktorska napisana pod kierunkiem Z. Ostrowskiej-Kębłowskiej i W. Okonia na Uniwersytecie
Wrocławskim, Rogalin 2011, t. I, s. 20.
217
Ewa Leszczyńska
218
w ufundowanej przez siebie Katedrze Ekonomiki przy akademii Lubrańskiego27.
tam też uczęszczał jego bratanek Kazimierz Raczyński28, którego zasługi dla
Poznania i Wielkopolski są nie do przecenienia. Jako poplecznik stanisława
augusta, pełniąc funkcję starosty generalnego Wielkopolski i prezesa Komisji
Dobrego Porządku, a później marszałka Rady nieustającej i marszałka nadwor-
nego koronnego, doprowadził do reformy Poznania, tak w zakresie administracji,
jak i nowoczesnego zagospodarowania i upiększenia29. Wpisując się w zachodzące
zmiany społeczno-gospodarcze, oparł ją o doskonałą współpracę z władzami
miasta, potencjał polecanych przez niego lokalnych oraz warszawskich artystów
i rzemieślników, a także środki finansowe uzyskane z kasy królewskiej i swoje
własne fundusze. z tych ostatnich odnowił poznański zamek, będący nie tylko
jego siedzibą jako namiestnika królewskiego na tym terenie, ale także archiwum
i miejscem odbywania sądów grodzkich dla lokalnej szlachty. Przyczynił się też
pośrednio do awangardowego wyglądu fasady katedry, którą odbudowano pod
nadzorem jego krewnego, przyszłego prymasa, ignacego Raczyńskiego wedle
projektów Efraima szregera, drugiego (obok Jana Krystiana Kamsetzera) kró-
lewskiego architekta, którego sprowadził do Poznania. Przede wszystkim jednak
z pieniędzy pozyskanych od króla doprowadził do renowacji zabytkowego ratu-
sza – dowodu wysokich aspiracji zajmującego go od wieków magistratu, a także
do budowy nowej, klasycystycznej wieży ratuszowej, odwachu i bram miejskich.
zarówno ich stylistyka, jak i programy ikonograficzne towarzyszących im dzieł
plastycznych miały na celu podkreślenie „gniazdowej” i królewskiej pozycji
Poznania, roli tutejszej szlachty i mieszczaństwa, a także poparcia dla reformator-
skich dążeń króla30.
Kontynuacją działalności Kazimierza Raczyńskiego były liczne inicjatywy
jego wnuka Edwarda kierowane do całego, wielonarodowego, wielostanowego
i wielowyznaniowego społeczeństwa Poznania. Wśród nich znalazły się bowiem
fundacje o charakterze cywilizacyjnym (wodociągi, szpital), naukowym i kul-
turowym (biblioteka, muzeum, pomniki), ale też oświatowym i ekonomicznym
(szkoła realna, uniwersytet)31. W zmienionej sytuacji politycznej były jednak
finansowane wyłącznie z jego własnych funduszy lub, jak w przypadku kaplicy
Królów Polskich, także składek społecznych. Jednak to nie przejęcie przynależ-
nych państwu obowiązków stanowiło największą zasługę Edwarda, lecz dyskretne
i konsekwentne dążenie do zintegrowania całej lokalnej społeczności wokół idei
zachowania wysokiego statusu Poznania jako historycznej stolicy Wielkopolski.
Rozumiał bowiem, iż tylko taka, inicjowana przez Polaków, współpraca pozwoli
na jego dalszy nowoczesny rozwój, a w konsekwencji na osłabienie pruskich pla-
nów sprowadzenia go do roli miasta twierdzy o prowincjonalnym administra-
27 J. Dygdała, Leon Raczyński [w:] PsB, t. XXiX, Wrocław 1986, s. 653–654; E. Leszczyńska, Rezydencja…,
s. 24.
28 J. Dygdała, Kazimierz Raczyński [w:] PsB, t. XXiX, Wrocław 1986, s. 644–653.
29 z. ostrowska-Kębłowska, Architektura i budownictwo w Poznaniu w latach 1780–1880, Poznań 2009,
wyd. ii, rozdz. ii.
30 tamże.
31 tamże, s. 166–167.
Roger adam Raczyński
219
cyjno-wojskowym charakterze32. Czego więc nie dokonał sejm prowincjonalny
1827 roku, w celu chociażby silniejszego związania Żydów z Polakami, co zresztą
z czasem skrupulatnie wykorzystali niemcy33, to zrobił Edward, znacznie opóź-
niając proces germanizacji na tym terenie.
Jak ważne były to inicjatywy, widać chociażby na przykładzie działającej do
dzisiaj Biblioteki Raczyńskich, która jednak szczególną rolę pełniła w okresie
zaborów, i to nie tylko za czasów Edwarda, ale i jego syna Rogera, który udo-
stępniał parter gmachu Poznańskiemu towarzystwu Przyjaciół nauk34. niestety
w 1870 roku na skutek przegranego procesu sądowego jedyny syn Rogera, Edward
aleksander, został wraz z towarzystwem wyrugowany z Biblioteki, a zarząd nad
nią przeszedł w ręce Kuratorium całkowicie opanowanego przez niemców35.
zdecydowało to z czasem o budowie jego publicznej galerii w rodowym Rogalinie,
a nie w coraz bardziej zawłaszczanym przez żywioł niemiecki Poznaniu. Wierzył
bowiem, że tak długo, jak Rogalin pozostanie w rękach rodziny, tak długo będzie
wspierał galerię, a galeria wspierała Rogalin36, który już wówczas ze swą bogatą
zbrojownią, biblioteką i zbiorami sztuki uchodził za „żywe muzeum” pamiątek
narodowych37. Edward aleksander nie omieszkał jednak ufundować dla Poznania
drugiego posągu Higiei o twarzy Konstancji Raczyńskiej, który w 1907 roku stanął
na zamówionym przez jego dziada Edwarda pomniku-studzience Priessnitza nie-
opodal Biblioteki38. nie omieszkał też do końca swojego życia udostępniać swojej
znakomitej, od początku przeznaczonej dla społeczeństwa galerii, która jeszcze
przed odzyskaniem niepodległości spełniała ważną rolę cywilizacyjno-patrio-
tyczną w poddawanej silnej germanizacji Wielkopolsce.
Roger, jako jego następca, a zarazem znawca malarstwa i wielki miłośnik
sztuki, misję tę kontynuował, zarówno wypożyczając obrazy na wystawy krajowe
i zagraniczne, jak i oprowadzając przybywających tutaj gości39. szczególną oka-
zję miał ku temu w czasie Pewuki i pełnienia funkcji wojewody, kiedy, tak jak za
czasów pierwszej Rzeczypospolitej, główna brama do rezydencji stała na powrót
32 tamże, s. 168: „odbiorcami fundacji Raczyńskiego mieli być nie tylko Polacy, ale także dotąd mniej
w życiu społecznym miasta aktywni niemcy i zupełnie poza nim stojący Żydzi. Wpływ na te środowiska
był, z punktu widzenia całości miasta, równie, jeżeli nie bardziej istotny i nie jest rzeczą przypadku, że wła-
śnie Żydzi powoływać się będą aż po wiek XX na przykład Raczyńskiego jako na wzór ofiarnego obywatela,
który akceptując priorytet swej narodowości, stworzył równocześnie integrujący całe społeczeństwo model
miasta, inny od tego, który narzucał rząd pruski”.
33 E. Leszczyńska, Poznańskie synagogi, „Kronika Miasta Poznania” (dalej: KMP) 1992, nr 1–2, s. 107.
34 a. Wojtkowski, Edward Raczyński i jego dzieło, Poznań 1929, s. 360–363; t. Żuchowski, Biblioteka
w Poznaniu – fundacja i forma architektoniczna [w:] Edward i Atanazy Raczyńscy. Dzieła – osobowości –
wybory – epoka, Muzeum narodowe w Poznaniu (dalej: MnP), 2010, s. 170.
35 tamże.
36 E. Raczyński, dz. cyt., s. 208.
37 s.n., Wycieczki po prowincji. Rogalin – Dęby Matuzale – Z przeszłości i teraźniejszości Rogalina i jego
właściciela, „Kurier Poznański”, 26 iii 1927.
38 Pierwszy odlew, po samobójczej śmierci Edwarda w 1845 r., został umieszczony przez Konstancję na
jego grobie przy kościele w zaniemyślu. Por. J. Figuła-Czech, Higiei wędrowanie, KMP, 2005/2, s. 306–315.
39 M. Gołąb, Kolekcja za czasów Rogera Raczyńskiego i jej dalsza historia [w:] Galeria Rogalińska Edwarda
Raczyńskiego. Katalog zbiorów Muzeum Narodowego w Poznaniu, t. V, MnP 1997, s. LVi–LVii, LXi.
Ewa Leszczyńska
220
otworem40 i „falangi gości wysypywały się na dziedzińcu”41, a pojazdy „bez prze-
rwy toczyły się po dziedzińcu, jak gdyby ulicą wielkomiejską”42. Jak wspominał
Edward Raczyński, dzięki Rogerowi i jego żonie „utrzymywała się nadal nie-
skażona tradycja rogalińskiego domu. Gościnne jego podwoje otwarte były sze-
roko dla rodziny, gości przyjezdnych swoich i obcych i dla współpracowników.
atmosfera tam panująca była swobodna, ale nie beztroska”. Gospodarze, którzy
mieszkali wówczas na „województwie” w Poznaniu, „przyjeżdżali do Rogalina na
soboty i niedziele, a w lecie na wakacje. Wtedy nieraz spotykaliśmy się. Pamiętam
obóz młodzieżowy pod namiotami w cieniu dębów tuż przy parku. Roger zlecił mi
wygłoszenie tam pogadanki poświęconej wytycznym polskiej polityki zagranicz-
nej. stanąłem na pniaku dębowym… Wskazywałem na celowość samodzielnego
wnioskowania zwłaszcza w Polsce wobec gruntownego przeobrażenia się wielu
tradycyjnych przesłanek. Gdy skończyłem, słuchacze wynagrodzili mnie okla-
skami. Roger podziękował mi. Był mi wdzięczny za dobre chęci. nie miałem jed-
nak pewności, czy olśniła go moja wymowa”43. szczególnych jednak dowodów tro-
ski i gościnności doznali Edward i Cecylia z Jaroszyńskich w sierpniu 1932 roku,
kiedy braterstwo urządzili im tutaj wspaniałe wesele.
z równą serdecznością i zaangażowaniem podejmowali i innych gości, w tym
grupę czechosłowackich medyków, którzy po zakończeniu Wszechsłowiańskiego
zjazdu Lekarzy w Poznaniu zwiedzali Polskę. M. Halanová tak wspominała tę
wizytę: „Ja nie mogę zapomnieć o Rogalinie. Uprzejmością naszego konsula
p. Dra Doleżala w Poznaniu zaszczycono nas kilku zaproszeniem do siedziby woje-
wody poznańskiego, do zamku starego rodu Raczyńskich. […] tu wita nas woje-
woda Raczyński. Wita nas w sposób prosty i serdeczny, prowadząc nas najpierw do
galerii, tłumacząc się nadchodzącym zmierzchem. Pragnie pokazać nam swe obrazy
w pełnem świetle, za co jesteśmy mu naturalnie bardzo wdzięczni. zdumiewają nas
setki obrazów – oczy błądzą po starych i nowszych płótnach, niezwykłej wartości
artystycznej. […] niestety zmierzch zapada rychło i do przybytku sztuki zakrada
się wieczór. Kolory rozpływają się, nastrój jest jakiś uroczysty, trudno nam rozstać
się z takim pięknem. Lecz pan wojewoda chce nam pokazać jeszcze wiele innych
pięknych i rzadkich pamiątek. Prowadzi nas przez intymny biały korytarz z galerii
połączonej z lewem skrzydłem zamku. Wstępujemy do wspaniałej biblioteki. tylko
powierzchownie możemy przejść wzrokiem te długie szeregi tomów literatur świa-
towych i już znajdujemy się na sali będącej istnem muzeum. Po ścianach rozwie-
szona jest stara, wojskowa i myśliwska zbroja, hełmy, oszczepy, siodła... z tej sali
przechodzimy do przytulnego pokoiku […]. Pan wojewoda z radością w oku obja-
śnia nam, że w tej komnacie pisał sienkiewicz swoje Quo Vadis?. Jest dużo dumy
oraz uświadomienia narodowego w jego słowach i spojrzeniu, i tu jego nastrój
udziela się również nam. z pietyzmem spoglądamy na każdy mebel w tej komnacie,
40 K. Morawski, Wspólna droga…, s. 26. autor, opisując swoje dziecięce wizyty w Rogalinie, zanotował,
że wówczas wjeżdżało się do rezydencji zawsze bokiem między oficyną a drewutnią – „przy głównej alei
wjazdowej witaliśmy kard. Hlonda dopiero w wiele lat później, gdy Roger był wojewodą”.
41 a. Kwilecki, dz. cyt., s. 142.
42 W. Fiszerowa, Dzieje moje własne i osób postronnych, Londyn 1975, s. 51.
43 E. Raczyński, dz. cyt., s. 212–213.
Roger adam Raczyński
221
związanej z tak pięknemi wspomnieniami historycznymi. […] Przechodzimy przez
mały salonik damski. Piękne drobiazgi są tu porozkładane, jak gdyby tuż przed
chwilą opuściła pokój matka pana wojewody. Piękny kilkuramienny świecznik
z saskiej porcelany rzuca bladoróżowe i niebieskie cienie na pokój. […] zwiedzanie
zamku kończymy w czerwonej jadalni przy długim białym stole i doznajemy wiel-
kich dowodów gościnności. We filiżankach złoci się herbata i pan wojewoda zapra-
sza nas serdecznie. Prawdziwie słowiańska gościnność. Żegnamy się wzbogaceni
niejednem pięknem i ucztą duchową, wypływającą z prawdziwej sztuki, wzruszeni
serdecznością, jakiej doznaliśmy, i natchnieni taką arystokracją ducha”44.
Roger mówił nieraz Kajetanowi Morawskiemu, „że uważa pięć lat spędzonych
na województwie w Poznaniu za najszczęśliwszy okres swego życia. Do pracy, którą
szczerze polubił, wziął się rozumnie. W obcej dlań dziedzinie administracyjnej
pozostawił wicewojewodzie i naczelnikom wydziałów wiele swobody. sam rozsą-
dzał tylko spory między nimi i pośredniczył w stosunkach z władzami centralnymi.
Głównie jednak starał się poznawać nastroje i potrzeby społeczeństwa. Jeździł więc
wiele po powiatach i przyjmował licznych interesantów. Długość rozmów, jakie
z nimi toczył, doprowadzała czasem do rozpaczy pracowników województwa, któ-
rzy niecierpliwie czekali z teczkami akt na podpis lub decyzję szefa. nie całkiem
poprawne z punktu widzenia biurokratycznego obyczaje Rogera miały poważne
rzeczowe uzasadnienie. Czuł się pierwszym obywatelem i rzecznikiem swego woje-
wództwa bardziej niż najwyższym urzędnikiem. Wielkopolska patrzyła krytycznie
na nie zawsze zgodny z jej demokratycznymi tradycjami pomajowy sposób spra-
wowania władzy. W Warszawie natomiast traktowano odruchy niezadowolenia
społeczeństwa zachodniej Polski jako wyraz małomiasteczkowej ciasnoty. Wiele
więc trzeba było zabiegów tu i tam, wiele perswazji i dobrej woli, by łagodzić tarcia
i unikać ostrych spięć. Roger osiągnął przynajmniej jedno: liczni byli Wielkopolanie,
którzy przy negatywnym stosunku do władz centralnych ufali dobrej woli reprezen-
tującego te władze wojewody. a z drugiej strony udało mu się zażegnać lub choćby
stępić wiele krzywdzących dla poznańskich opozycjonistów zarządzeń. Usługi, jakie
oddał w tej dziedzinie, często ze zrozumiałych powodów nieznane nawet bezpo-
średnio zainteresowanym, stanowią może najpiękniejszą kartę jego działalności”45.
Do innych chlubnych i mało znanych działań Rogera z czasów pełnienia
funkcji wojewody należało zajmowanie się sprawami polskimi na opolszczyźnie:
ratowaniem zagrożonych majątków, udzielaniem cichych kredytów etc.46. „Roger
był z natury nieśmiały, nie lubił zgiełku, nie cierpiał parady, etykiety, pompy.
Ujmujący i żywy, a nawet błyskotliwy w rozmowie, nie posiadał zupełnie daru
krasomówstwa. Mimo tych zahamowań spełniał bez wahania i na pozór swobod-
nie najbardziej nużące obowiązki reprezentacyjne. Przecinał wstęgi, przechodził
pod bramami triumfalnymi, odbierał wiązanki kwiatów, całował dzieci w czoło,
ściskał dłonie honoratiorów. a ile razy zaszła potrzeba, stawał na mównicy
i zwracał się do otoczenia w słowach często nawet banalnych, czasem z powodu
44 M. Halanová, Na zamku w Rogalinie, „Dziennik Poznański”, 19 Xii 1933, przedruk za: „slevensky denik”,
nr 280 (1933).
45 K. Morawski, Wspólna droga…, s. 81–83.
46 J. Giedroyc, dz. cyt., s. 33.
EwA LESZCZYŃSKA
Ar
z gy"
ma
wę
k
i E -h Sa ga | 5 of)
= dB «|
-H t i
2. Prezydent RP Ignacy Mościcki w drodze na uroczystość otwarcia XIV Wszechsłowiańskiego Zjazdu
Lekarzy i Przyrodników w Poznaniu, za nim na pierwszym planie wojewoda poznański
Roger Raczyński, 1933 r., ze zb. NAC
nieśmiałości trochę sztucznych, ale które dzięki jego serdeczności i osobistemu
urokowi nabierały przekonywającego wyrazu. Zastanawiałem się nieraz, jakim
cudem ten nieśmiały, a lubiący chadzać własnymi drogami cygan naginał się
w tym stopniu do narzuconej a obcej mu rutyny, dostosowywał się do poziomu,
który na pewno nie był jego poziomem. Myślę, że sekretem jego był niespoty-
kany zazwyczaj brak próżności i nawet miłości własnej. Roger naprawdę nie
myślał o sobie. [...] Gdy trzeba było, robił tak samo bezinteresownie rzeczy, któ-
rych nie lubił i wiedział, że robi je nieumiejętnie, jak i rzeczy, które go pociągały
i wiedział, że robi je dobrze. W Poznaniu przyjmował często. Przywiezionymi
z Rogalina meblami i obrazami wypełnił piękny pojezuicki gmach województwa
na Gołębiej. Ożywione kwiatami obszerne barokowe sale wyzbyły się zalegającej
je od lat wpierw klasztornej, potem biurokratycznej sztywności. Uśmiech naj-
piękniejszej z wojewodzin wniósł do nich radość życia i atmosferę serdecznej
gościnności. Swobodna rozmowa przy dobrym i ładnie podanym śniadaniu lub
obiedzie zastąpiła przeraźliwą nudę bankietów oficjalnych [...]. W miłym i pro-
stym nastroju topniały nawet animozje polityczne””.
47 K. Morawski, Wspólna droga..., s. 81-83. Gmach dawnego kolegium jezuitów, jeden z najokazalszych
budynków w mieście, po kasacie zakonu przeznaczony na szkołę wydziałową, przejęty został w okresie
pierwszej pruskiej okupacji na pomieszczenie Kamery, a w czasie Księstwa Warszawskiego służyć miał
jako reprezentacyjna siedziba przyszłego króla saskiego Fryderyka Augusta. W związku z tym nazywany
był wówczas „Zamkiem Królewskim”. W latach 1815-1831 był rezydencją namiestnika Wielkiego Księstwa
Poznańskiego. Por. Z. Ostrowska-Kębłowska, dz. cyt., s. 161.
222
ROGER ADAM RACZYŃSKI
3. Uroczyste otwarcie linii lotniczej Warszawa-Poznań-Berlin
z udziałem kardynała Augusta Hlonda, wojewody poznańskiego Rogera Raczyńskiego
i starosty grodzkiego Mariana Poghorodeńskiego, 1934 r., ze zb. NAC
Podobnie widziała to Janina z Puttkamerów Żółtowska, która nawet przy
odmiennych poglądach politycznych potrafiła docenić naturalną, wielkopańską
lekkość, którą Raczyńscy wnieśli do Poznania. W swym Dzienniku 21 stycznia
1930 roku zanotowała: „Dzisiejszy wojewoda może się okazać politycznie szko-
dliwy, ale jeżeli długo tu pozostanie, to z pewnością ucywilizuje stosunki towa-
rzyskie w Poznaniu. Pani Róża jest najprzyjemniejszą ze znanych mi osób, umie-
jącą pozyskać każdego oraz każdemu okazać tyle, ile mu się należy. Roger miał
więc dobre przykłady, a jego żona nauczyła się w Warszawie wszystkich prawideł
gry. Dlatego pierwsza herbata wtorkowa, na którą zaprowadziłam Teklę i Henia,
chociaż skupiła znane elementy poznańskie, była zarazem i strojniejsza, i trochę
odmienna od przyjęć tego rodzaju”*. Z kolei 6 lutego 1930 roku pisała: „W sobotę
wieczór Tekla tańczyła na ślicznym balu dla panien i młodych mężatek na woje-
wództwie. [...] We wtorek wybrałam się tam na przyjęcie dzienne i bawiłam się
doskonale. Wojewodzina zyskała już swoją uprzejmością wszystkich. Pierwsza to
pani w Poznaniu, która wie, jak przyjmować, o każdego dba, każdego darzy należną
mu wdzięcznością. Salony na województwie zostały ślicznie urządzone. Helenusia
przywiozła malowane abażury z Warszawy, które duże salony napełniają barw-
nym półmrokiem. Na ścianach powieszono większość obrazów krakowskich. Jak
Poznań Poznaniem tyle arcydzieł nie znalazło się pod jednym dachem. Zewsząd
gonił za mną pogański uśmiech istot, które u Malczewskiego symbolizują ślepe
siły przyrody. W tej atmosferze artyzmu nawet najpospolitsi uczuli się weselsi
48, z Puttkamerów Żółtowska, Dziennik..., s. 325
223
EwA LESZCZYŃSKA
4. Wyjazd sztafety kolarskiej Legii Mocarstwowej z dziedzińca Urzędu Wojewódzkiego na zjazd
legionistów, 12 VIII 1932 r., wśród zgromadzonych wojewoda poznański Roger Raczyński, ze zb. NAC
i szczęśliwsi. Zmieniła się zupełnie atmosfera tych ścian, dotychczas przesiąknię-
tych duchem oficjalnej nieżyczliwości”*.
Przypominało to działania rezydującego tutaj sto lat wcześniej namiestnika
Wielkiego Księstwa Poznańskiego ks. Antoniego Radziwiłła i jego żony Ludwiki
z Hohenzollernów. „Życzliwe usposobienie książęcej pary [...] przyczyniło się do
powstania na ich dworze środowiska integrującego zróżnicowanych mieszkań-
ców miasta. Były to w istocie nie tyle działania polityczne, co kulturalno-towa-
rzyskie: spotkania, rauty, przyjęcia, bale. Przybierając jednak charakter otwarty,
pozbawiony sztywnego ceremoniału, nawiązywały wyraźnie do obyczaju sta-
roszlacheckiego. [...] Nie ma wątpliwości, że istnienie wówczas w Poznaniu ksią-
żęcej »rezydencji« i skupionego w niej »dworu« niezmiernie nobilitowało miasto,
w którym od średniowiecza nie mieszkali żadni władcy. Poznań [...] stał się teraz
rzeczywistą stolicą Wielkopolski, ożywionym centrum, które przyciągało tu liczne
obywatelstwo z prowincji z racji zarówno politycznych i społecznych, jaki ogólno-
kulturowych, czy po prostu towarzyskich. [...] Wyzbyty pogardliwej w stosunku
do mieszkańców miasta arogancji, [...] posiadał — podobnie jak ostatni generalny
starosta Wielkopolski — Kazimierz Raczyński ów »dar pańskiej i dworskiej uprzej-
mości« umożliwiający dyplomatyczne łagodzenie konfliktów”.
Roger powielał więc najlepsze wzorce swojej klasy i rodziny, wykorzystując
je umiejętnie w pozyskiwaniu i integrowaniu lokalnego środowiska wokół waż-
nych kwestii. Podobnie też jak oni doskonale zdawał sobie sprawę z możliwości
*% "Tamże, s. 327.
50.2. Ostrowska-Kębłowska, dz. cyt., s. 160-161.
224
ROGER ADAM RACZYŃSKI
5, Obchody Święta Konstytucji 3 Maja, 1933. Na trybunie przedstawiciele miasta oraz wojewoda
poznański Roger Raczyński, ze zb. NAC
przekazywania określonych treści przez sztukę. Bo nie o nastrój tylko chodziło
w nowo urządzonych wnętrzach. Miejsce jednak heraldyczno-gotyckiej dekora-
cji o programie historyczno-narodowym, a co za tym idzie politycznym, jaka za
czasów Radziwiłła zdobiła Salę Białą”', zajęły arcydzieła z galerii rogalińskiej —
Zatrute studnie Malczewskiego i Śnieg Fałata. Wybór nie był przypadkowy. Czasy
Melancholii, która mówiła o zwątpieniu w przededniu odzyskania niepodległości,
minęły. W dobie wolności, w demokratycznym, zrównanym Konstytucją marcową
społeczeństwie zastąpiły ją ponadczasowe Zatrute studnie — symboliczny obraz
ludzkich dążeń do poznania siebie i świata oraz osiągania szczęścia indywidual-
nego i zbiorowego na trudnej drodze życia. Dopełnionych syntetyczną wizją pol-
skiej przyrody, ledwie przebudzonej przedwiosennym słońcem spod zimowych
śniegów Fałata.
Wprowadzenie tutaj krakowskich arcydzieł podkreślało też polski charak-
ter tych wnętrz, nieograniczony już jednak tylko, tak jak w zlikwidowanej przez
Niemców dekoracji Sali Białej, do Wielkopolski. Wykorzystanie obrazów i mebli
z rodowej siedziby Rogera, uchodzącej powszechnie za jedną z najważniejszych
na tym terenie rezydencji, wskazywało także na ciągłość tradycji i dokonania
przodków. Mogło też być zachętą do odwiedzin galerii jego ojca i do podkreślenia
związku pomiędzy Poznaniem i jego historycznym zapleczem. Za tym wszystkim
stała jednak przede wszystkim wiara w edukowanie i doskonalenie społeczeństwa
51Tamże.
52]. z Puttkamerów Żółtowska, Dziennik, Poznań 21 I 1930, fragmenty niepublikowane ze zbiorów
Biblioteki Narodowej, t. 33, k. 87-88.
225
EwA LESZCZYŃSKA
6. Przemówienie wojewody poznańskiego Rogera Raczyńskiego podczas obchodów Święta Matki
na placu Wolności w Poznaniu, 13 V 1934 r., ze zb. NAC
poprzez sztukę i kulturę, która była obecna w jego rodzinie od pokoleń. Sięgając
ideologii Oświecenia, była później doskonale osadzona w ich konserwatywnych
poglądach, które nie zamykając im oczu na nieuniknione zmiany zachodzące
w świecie, pozwalały tworzyć ponadczasowe dzieła w zakresie szeroko pojętej
kultury i polityki. Wspólnym mianownikiem tych dążeń było zawsze powtarza-
jące się nawoływanie do jedności i zgody”. Czy w formie łacińskiej inskrypcji
CONCORDES INVICTTI (Zgodni niezwyciężeni), wieńczącej historyczno-alego-
ryczny obraz z przypowieścią o królu Ścilurusie i jego synach w warszawskim
pałacu Kazimierza”*, czy w iglicy wieży poznańskiego ratusza ujętej w przypomi-
nający pęk rózg liktorskich pierścień, czy też w dwóch balustradach z tym antycz-
nym motywem, ufundowanych przez Edwarda w jego rogalińskim pałacu oraz
w poznańskiej bibliotece. Ale też w formie intrygujących malowideł w saloniku
amorków, odwołujących się do tych samych rzymskich pism Salustiusza, z któ-
rych bierze swe początki słynne powiedzenie Ibi semper est victoria, ubi concor-
dia est (Tam zawsze zwycięstwo, gdzie jest zgoda)”. Temu też podporządkowana
była cała polityczno-dyplomatyczna działalność rodu Raczyńskich. Działalność,
która, jak zauważył w 1909 roku Moritz Jaffe w odniesieniu do Edwarda, a można
to rozciągnąć na całą rodzinę, miała wymiar duchowy, gdyż przerastała nawet
53 Przedstawione poniżej wnioski pochodzą z mojej pracy doktorskiej: Rezydencja...
547. Rewski, Pałac Raczyńskich w Warszawie, Warszawa 1929, il. 22.
55 E. Leszczyńska, Rezydencja..., s. 184-185.
226
ROGER ADAM RACZYŃSKI
z za"
7. Weterani powstania styczniowego podczas spotkania z wojewodą poznańskim Rogerem
Raczyńskim, 22 I 1933 r., od lewej: Józef Winnicki, Michał Michalski, Roger Raczyński,
Aleksander Cielecki i Ignacy Mańkowski, ze zb. NAC
najcenniejsze ich fundacje”*. Nieustająco bowiem rozumieli potrzeby i aspiracje
lokalnej społeczności i właściwie rozpoznawali sytuację społeczno-polityczną, do
której starali się dopasować swoje inicjatywy. Wyróżniało ich poczucie rzeczywi-
stości, przezorność i odpowiedzialność — cechy nieodzowne u mężów stanu.
Wzorem dla nich była niewątpliwie działalność jednego z najwybitniej-
szych Wielkopolan doby nowożytnej, z którym notabene byli, przez matkę
Kazimierza Magdalenę z Działyńskich, daleko spokrewnieni. Mowa o Stanisławie
Leszczyńskim, który potrafił narzuconą mu niewdzięczną rolę zaborcy Lotaryngii
wykorzystać nie tylko do niezwykłego rozkwitu tego regionu i jego stolicy, ale
też do zachowania jego historycznego charakteru, czym zasłużył sobie na nie-
ustającą wdzięczność Lotaryńczyków. Z jego dokonań zresztą czerpał wcześniej
i Leon Raczyński, i jego bratanek Kazimierz, który był uczniem Szkoły Kadetów
w Lunćville””, Nieprzypadkowo zatem formuła CONCORDES INVICTI pocho-
dzi z medalu wybitego na cześć przymierza zawartego pomiędzy Karolem XII
i Stanisławem Leszczyńskim w 1709 roku. Zgodnie z opisem w Gabinecie Medalów
Polskich Edwarda Raczyńskiego numizmat ten „przedstawia nam obu monarchów
Stanisława i Karola pod postacią dwóch gwiazd, Kastora i Poluxa, które żegla-
rze wśród burzy uważają jako znak następnej pogody [...], napis zaś na odwro-
56 por. Z. Ostrowska-Kębłowska, dz. cyt., s. 168, przyp. 31.
SZĘ. Leszczyńska, Rezydencja..., s. 23, 30.
227
Ewa Leszczyńska
228
cie głosi: ViRtUtE ConCoRDEs ConCoRDia inViCti. to jest: Męstwem
zgodni, zgodą niezwyciężeni”58.
najbardziej zaś namacalnym dowodem wykorzystania dokonań Leszczyń-
skiego w Poznaniu jest forsowane przez Edwarda połączenie starego i nowego
Miasta przez przebicie ulicy nowej (Paderewskiego) i próba ujęcia obecnego placu
Wolności wspaniałą, reprezentacyjną zabudową, która nie tyle miała nawiązywać
do zabudowy paryskiego placu zgody Jacques’a-ange’a Gabriela59, ile raczej do jej
pierwowzoru, jakim była zabudowa placu stanisława w nancy.
***
Kajetan Morawski wierzył, że po upadku dyktatury komunistycznej wielko-
polskie cnoty ułatwią odbudowę kraju i pojednanie Polaków wszystkich orientacji.
„Mawiał również niekiedy, że Poznań ma dane ku temu, by w przyszłości stać
się jedną ze współstolic Europy”60. znaczący udział w przygotowaniach do pro-
cesu pojednania oraz w budowaniu takiej pozycji miasta i regionu miała rodzina
Raczyńskich, łącznie z jego najbliższym przyjacielem Rogerem i jego młodszym
bratem Edwardem.
Gdy bowiem Roger miał duży wkład w odbudowywanie polskiej państwowo-
ści i zachowanie jej prawowitej ciągłości, to Edward w budowanie pozycji Polski na
arenie międzynarodowej i doprowadzenie tej emigracyjnej nawy do ponownego
odzyskania niezawisłości. Jemu też oraz tzw. kurlandzkiej linii rodu Wielkopolska
zawdzięcza olbrzymi, gromadzony od wieków majątek, który za sprawą powołanej
przez niego w 1991 roku Fundacji im. Raczyńskich przy Muzeum narodowym
w Poznaniu ma być zawsze publicznie udostępniany w Rogalinie i Poznaniu. tuż po
tym nad jego grobem w rogalińskim mauzoleum umieszczone zostało jego wizjo-
nerskie przesłanie i skierowany do nas apel: „nie zmarnujcie niepodległości…”.
o tym, jak to zrobić w trudnych czasach wolności, uczmy się od Raczyńskich,
pamiętając o ich niematerialnej i całkiem namacalnej spuściźnie, którą pozosta-
wili nam ze wszystkimi zakodowanymi w niej znaczeniami. są one na co dzień
przypominane w Rogalinie, w ich rodowej, podarowanej narodowi siedzibie. Czas
może jednak, aby w roku obchodów stulecia odzyskania niepodległości także
Poznań, poza skromną tablicą poświęconą Rogerowi w Urzędzie Wojewódzkim
i nadaniem honorowego obywatelstwa Edwardowi, uhonorował ich w bar-
dziej widoczny sposób – chociażby uwiecznieniem w nazwie jednej z głównych
ulic miasta, którą mogłaby być symbolicznie zmieniona ulica Roosevelta bądź
budząca obecnie kontrowersje ulica 23 Lutego/por. J. Lewandowskiej. Może też
czas najwyższy, aby chociaż części alei niepodległości przywrócić nazwę Wałów
Leszczyńskiego – wybitnego Wielkopolanina i Europejczyka.
58 E. Raczyński, Gabinet medalów Polskich oraz tych które się dziejów Polski tyczą począwszy od wstąpienia
na tron Augusta II. aż do zgonu syna Jego Augusta III. (1697–1763), Poznań 1841, t. iii, s. 288, 290–291.
59 taką sugestię wysunęła z. ostrowska-Kębłowska, dz. cyt., s. 192.
60 K. Morawski, Wspólna droga…, s. 291.
229
tadeusz W. Lange
„Malta” w międzywojennym Poznaniu
i Wielkopolsce
W polskich dziejach suwerennego Rycerskiego i szpitalniczego zakonu
św. Jana Jerozolimskiego, od połowy XVi wieku znanego jako zakon maltański,
Poznań zawsze zajmował miejsce szczególne. Co prawda na terenie dzisiejszej
Rzeczpospolitej znajdziemy kilkanaście miejscowości, w których niegdyś mieściły
się joannickie komandorie, ale tylko dwie z nich założone zostały przez władców
Polski. a z tych dwóch tylko jedna poszczycić się może długą, bo ponad 600-letnią,
nieprzerwaną tradycją związku z zakonem: to komandoria joannitów (a potem
kawalerów maltańskich) w Poznaniu. założona w 1187 roku przez Mieszka iii
starego z udziałem biskupa Radwana, funkcjonowała formalnie aż do roku 1810,
kiedy to rząd pruski dokonał kasaty wszelkich klasztorów w swym państwie.
ostatniemu jej zwierzchnikowi, andrzejowi Marcinowi Miaskowskiemu herbu
Bończa, pozwolono dożywotnio rezydować w dobrach komandorskich. zmarł
w roku 1832.
Był to czas głębokiego kryzysu w „Malcie”, jak o swojej organizacji zwykli
mówić jej członkowie. Po eksmisji w 1798 roku z wyspy Malty zakon, pozba-
wiony swojego wyspiarskiego państewka i zubożały wskutek utraty dóbr w czasie
rewolucji francuskiej, przez jakiś czas tułał się po Europie, a po obraniu wielkim
mistrzem cara Pawła i (de facto, ale nie de iure, jak utrzymują zakonni historycy)
i próbie pogodzenia arcykatolickiego bractwa z prawosławiem utracił także zaufa-
nie papiestwa. W wyniku tego zarządzali nim tylko „p.o. wielkich mistrzów”, czyli
luogotenenti del magisterio. Dla wszystkich jego członków powoli stawało się jasne,
że czas owej wielonarodowej organizacji jako towarzystwa zakonnego nieodwo-
łalnie się skończył i jeśli miała ona przetrwać, niezbędna była inna, nowocześniej-
sza formuła jej istnienia. inicjatywa owej nowej formuły wyszła od „maltańczy-
ków” niemieckich. W roku 1857 założyli oni towarzystwo Reńsko-Westfalskich
Maltańskich Kawalerów Dewocji (Genossenschaft der rheinisch-westfälischen
Malteser Devotionsritter), a w roku 1867, po wojnie prusko-austriackiej, w któ-
rej tamtejsza „Malta” ufundowała blisko 500 szpitalnych łóżek, w Prusach powo-
łano do życia związek Śląskich Kawalerów Maltańskich, tzn. Verein der schlesi-
schen Malteser-Ritter z siedzibą we Wrocławiu. W ten sposób powstały pierwsze
narodowo-terytorialne organizacje „maltańskie”, do których zaczęto przyjmować
członków świeckich zainteresowanych filantropią, szpitalnictwem na wypadek
wojny – w czym zakon św. Jana Jerozolimskiego specjalizował się od początku
swojego, wówczas już 800-letniego istnienia – a przede wszystkim członkostwem
tadeusz W. Lange
230
w elitarnym, w dużej mierze arystokratycznym stowarzyszeniu. W dobie państw
narodowych idea ta okazała się tak nośna, że do dziś tak właśnie funkcjonuje
zakon maltański – w przeważającej części jako zrzeszenie związków krajowych
skupionych na szpitalniczej działalności dobroczynnej.
Do wspomnianego związku Śląskiego naturalną koleją rzeczy przypisani
zostali wszyscy aspirujący do członkostwa w „Malcie” szlachcice-posesjonaci ze
wschodniej części Prus, a więc także polscy ziemianie z Wielkopolski1. Bardzo
wcześnie, bo już w roku 1869, do związku Śląskiego przyjęty został urodzony
w Poznaniu i wychowany w Jarocinie Hugon hrabia Radoliński herbu Leszczyc
(1841–1917). Hrabia właśnie zaczynał karierę w pruskiej dyplomacji; w szczy-
towym jej okresie był ambasadorem Prus w Konstantynopolu, potem w sankt
Petersburgu, a na koniec w Paryżu. Był też marszałkiem dworu następcy tronu
Fryderyka Wilhelma (późniejszego cesarza Fryderyka iii), który nadał mu tytuł
księcia (przy tej okazji Radoliński zmienił nazwisko na Fürst von Radolin), a jego
jarocińskie posiadłości podniósł do rangi hrabstwa, co dało nowemu księciu dzie-
dziczne miejsce w Preußisches Herrenhaus (Pruskiej izbie Panów), wyższej izbie
pruskiego parlamentu, wzorowanej na House of Lords.
o ile łatwo zrozumieć, że do ekskluzywnego towarzystwa przyjęto przyszłego
ordynata na Jarocinie i księcia, o tyle nieco trudniej pojąć, dlaczego w tym samym
roku kawalerem maltańskim został nieutytułowany dziedzic dóbr wolsztyńskich
Stefan Gajewski „z Błociszewa” herbu ostoja (1841–1912). Być może zaważyła
tu wielkość majątku (nie licząc Wolsztyna, same należące doń Komorowo i tłoki
miały 1750 ha2), a może wpływowi członkowie wprowadzający – jako że do zakonu
maltańskiego nie można się po prostu zapisać: w jego szeregi jest się zapraszanym.
W roku 1870 kawalerem maltańskim został szambelan pruski, przyszły ii ordy-
nat na obrzycku Karol Edward hrabia Raczyński „z Małyszyna” herbu nałęcz
(1817–1899), syn ustosunkowanego kolekcjonera i dyplomaty w służbie pruskiej
– atanazego. nie był pierwszym Raczyńskim-„maltańczykiem”: pokolenie wstecz
komandorem maltańskim był jego odległy krewny, Wincenty. Dwa lata później do
„Malty” wstąpił Seweryn hrabia Bniński herbu Łodzia (1845–1909), urodzony
w Poznaniu porucznik ułanów, późniejszy właściciel Gułtów, dożywotni członek
izby Panów. W roku 1875 wśród członków związku Śląskiego znalazł się Bogusław
książę Radziwiłł herbu trąby (1844–1907), najmłodszy syn pruskiego generała
i dziedzicznego członka izby Panów, Bogusława Fryderyka księcia Radziwiłła.
W 1878 roku do zakonu (i jego związku Śląskiego) trafił z kolei Zygmunt
Gorzeński herbu nałęcz (1830–1886) ze Śmiełowa, pruski szambelan i hrabia,
posługujący się nazwiskiem Gorzeński-ostroróg, odznaczony papieskim orderem
św. Grzegorza; był synem wielkiego polskiego patrioty Hieronima Gorzeńskiego,
udziałowcy spółki akcyjnej „Bazar”. Cztery lata później w poczet członków Verein
przyjęty został Włodzimierz hrabia Skórzewski herbu Drogosław (1858–1913),
iii ordynat na Radomicach-Czerniejewie (majątku liczącym prawie 5 tys. ha),
1 spisy: V. Graf von Matuschka, F. Graf von Hatzfeldt, Die schlesischen Malteser im 19. und 20. Jahrhundert.
Köln 1999, s. 133–136. Daty przyjęć za: Zakon maltański w Polsce, red. s.K. Kuczyński, Warszawa 2000.
2 Rozmiary majątków za: t. Epsztein, s. Górzyński, Spis ziemian Rzeczypospolitej Polskiej w roku 1930.
Województwo poznańskie, Warszawa b.r.w.
„MALTA” w MIĘDZYWOJENNYM POZNANIU I WIELKOPOLSCE
co dawało mu dziedziczne miejsce
w pruskiej Izbie Panów. W roku 1889
kawalerem maltańskim w Związku
Śląskim został Ferdynand książę
Radziwiłł (1834-1926), rezydujący
w Antoninie ordynat przygodzicki
(i z tej racji dziedziczny członek Izby
Panów) oraz ołycki, najstarszy brat
wspomnianego wyżej Bogusława. Był
to polityk o dużym autorytecie jako
poseł do Reichstagu i przewodni-
czący Koła Polskiego tamże, poseł do
Landstagu, po roku 1918 zaś poseł
do polskiego Sejmu Ustawodawczego
i jego pierwszy marszałek. W roku
1890 do śląskiej „Malty” wstąpił
Witold Stefan hrabia Skórzewski
„z Radomic” (1864-1912), młod-
szy brat Włodzimierza, późniejszy
I ordynat łabiszyński, który z pałacu 1. Ferdynand ks. Radziwiłł,
w Lubostroniu zarządzał potężnym ok. 1914 r., fot. Wikipedia
majątkiem obejmującym ponad 12
tys. ha. Witold był skądinąd założy-
cielem uzdrowiska Konstancin pod Warszawą, nazwanego tak od imienia jego
matki. W roku 1894 członkiem zakonu i Związku został również Stanisław Jan
Eustachy hrabia Poniński herbu Łodzia (1846-1924) „z Opieszyna” (obecnie
część Wrześni), urodzony w Tulcach pod Poznaniem, syn Edwarda, bohatera
powstania listopadowego i jednego z organizatorów pomocy dla powstania stycz-
niowego.
Już w nowym stuleciu (1906) do Związku Śląskich Kawalerów Maltańskich
wstąpiła kolejna zagadkowa w tym utytułowanym towarzystwie postać — porucz-
nik Tadeusz Modlibowski herbu Dryja (ur. 1871) z Gierłachowa koło Bojanowa,
który zresztą zmarł w tym samym roku. Na podstawie majątku (wraz z folwar-
kiem Golinka w sumie około 650 ha) trudno zaliczyć go do wielkich posesjonatów,
a wpisowe do zakonu, zwane diritti di passaggio, wynosiło wówczas 2 tys. franków
w złocie, przy czym nie były to bynajmniej jedyne koszty przynależności do owego
ekskluzywnego klubu. Sporo kosztowało sporządzenie stosownych tablic genealo-
gicznych, niebagatelne były też koszty obstalowania odpowiedniego munduru
z dodatkami. I wreszcie pod rokiem 1920 na liście członków Związku Śląskiego
znalazł się Ignacy Bernard hrabia Bniński (1870-1920), urodzony w Biezdrowie
(nieopodal Wronek) właściciel dóbr Pietronki i Opalin koło Chodzieży, prezes
Towarzystwa Sztuk Pięknych w Poznaniu, kolekcjoner dzieł sztuki i mecenas arty-
stów.
Do zakonu maltańskiego przyjmowano także osoby duchowne, które stano-
wiły osobną kategorię członkowską. Wśród członków Związku Śląskiego figuruje
kolejny syn wspomnianego już Bogusława Fryderyka Radziwiłła, prałat domowy
231
'TADEUSZ W. LANGE
fot. ze zb. Narodowego Archiwum Cyfrowego (dalej: NAC)
Ojca Świętego Piusa IX, Edmund książę Radziwiłł (1842-1895), który pełnił
funkcję kapelana konwentualnego ad honorem w Wielkim Przeoracie Rzymskim
zakonu. Był też kanonikiem, proboszczem parafii św. Stanisława w Ostrowie
Wielkopolskim, publicystą i członkiem parlamentu niemieckiego. Do zakonu
przyjęty został, o dziwo, w niskiej, nieszlacheckiej kategorii kapelanów magistral-
nych, czyli „z łaski wielkiego mistrza. Drugim duchownym na liście członków
Verein jest prałat Wawrzyniec Kotecki (1841-1918), szambelan papieski i od
roku 1889 proboszcz parafii pw. św. Jana Jerozolimskiego w Poznaniu, pierwszy
redaktor naczelny „Przewodnika Katolickiego”. Formalnie członkami zakonu
bywali również purpuraci, którzy jednak członkostwo zakonu zyskiwali na mocy
pełnionego stanowiska i w uznaniu zasług, a insygnium zakonne otrzymywali
na zasadzie orderu. W ten sposób w szeregach „Malty” znalazł się arcybiskup
poznański i gnieźnieński (1866-1886) Mieczysław Ledóchowski herbu Szaława
(1822-1902), który wysoką godność Baliwa Honoru i Dewocji zakonu maltań-
skiego otrzymał już jako kardynał w Rzymie w 1885 roku.
Wypełniając swoje zobowiązania statutowe, Verein der Schlesischen Malteser-
Ritter opiekował się szeregiem szpitali na Śląsku”: 1) szpitalem św. Juliusza
3 Pominięty na skądinąd miarodajnej liście polskich „maltańczyków” w: Zakon maltański w Polsce...
*V. Graf von Matuschka, F. Graf von Hatzfeldt, dz. cyt., s. 17-22.
232
„MALTA” w MIĘDZYWOJENNYM POZNANIU I WIELKOPOLSCE
3. Uroczystość na Sowińcu, w pierwszym rzędzie od lewej: S. Sławski, A. Chłapowski i S. Taczanowski,
1937 r., ze zb. NAC
w Rybniku (Julius-Krankenhaus); 2) szpitalem im. św. Jadwigi Śląskiej w Trzebnicy
(Trebnitz), założonym w roku 1871 przez Związek Śląski w zakupionym przez
niego pocysterskim klasztorze; 3) szpitalem maltańskim w Nieder-Kunzendorf
(obecnie Mokrzeszów koło Świebodzic, nieopodal zamku Książ), wzniesio-
nym w latach 1883-1886 jako obiekt sanatoryjno-wypoczynkowy; 4) szpita-
lem maltańskim św. Elżbiety w miejscowości Friedland/Oberschlesien (obecnie
Korfantów), uruchomionym w 1892 jako szpital ss. elżbietanek; 5) Maltańskim
Szpitalem Dziecięcym św. Anny (St. Anna-Kinderhospital) we Wrocławiu, zało-
żonym w roku 1893 częściowo z funduszy Związku; 6) szpitalikiem św. Elżbiety
w Schurgast/Oberschlesien (obecnie Skorogoszcz, pow. brzeski), który powstał
w roku 1894 z inicjatywy hrabiny Elisabeth Kerssenbrock, z domu Schaffgotsch;
7) szpitalikiem św. Józefa (St. Josefs Stift) w Reichtal (obecnie Rychtal koło Kępna)
założonym w latach 1885-1887 przez Johannesa Edgara hrabiego Henckel von
Donnersmarck i prowadzonym przez siostry elżbietanki. Nie udało się niestety
ustalić, czy i jaki wkład w ową szpitalniczą działalność Związku Śląskiego wnieśli
jego wielkopolscy członkowie.
Godziną próby dla organizacji była I wojna światowa, w czasie której Związek
m.in. kosztem 130 tys. marek wystawił i wyekwipował własny pociąg sanitarny,
który pokonał w sumie około 140 tys. km i przetransportował około 20 tys.
rannych. Do dyspozycji armii oddano wszystkie szpitale, a 47 „maltańczyków”
233
TADEUSZ W. LANGE
stawiło się do służby w personelu
sanitarnym”. Znaleźli się wśród nich
także Wielkopolanie.
W czasach, o których mowa, nie-
którym mieszkańcom Wielkopolski
udało się zostać kawalerami mal-
tańskimi bez pośrednictwa Związku
Śląskiego, którego członkami, jak się
zdaje, nigdy nie byli. Było to moż-
liwe dzięki trybowi przyjęć in gremio
religioniss w zasadzie stosowanym
w przypadkach niemożności przyna-
leżenia do zakonnej organizacji tery-
torialnej.
W taki sposób w roku 1874 „mal-
tańczykiem” został ustosunkowany
arystokrata Bogdan hrabia Hutten-
Czapski herbu Leliwa (1851-1937),
właściciel ziemski ze Smogulca
w powiecie wągrowieckim (ponad
6,3 tys. ha), dziedziczny członek Izby
Panów, oficer i dyplomata, postać
dobrze później znana w Poznaniu,
choćby z racji otrzymanej w roku
1901 godności burgrabiego zamku
poznańskiego. Była to funkcja czysto
tytularna i wiązała się z występowa-
4. Bogdan hr. Hutten-Czapski, fot. ze zb. NAC niem w świcie cesarza przy różnych
okazjach, a zwłaszcza podczas cesar-
skich wizyt w Poznaniu, które miały
miejsce w roku 1902, 1907, 1909,
1910i 1913. Uważany przez Polaków za Prusaka Hutten-Czapski pośredniczył
między cesarskim dworem a miejscowymi elitami, a po ukończeniu budowy
zamku w 1910 roku pełnił w nim rolę gospodarza. Osobiście przyczynił się nawet
do wystroju budowli, fundując do Sali Tronowej dobrane przez siebie witraże
i nadzorując ich montaż”. Hutten-Czapski miał się później okazać dla polskiej
„Malty” postacią kluczową.
Innym wielkopolskim „maltańczykiem, który, jak się wydaje, nie przeszedł
przez Związek Śląski, był używający tytułu hrabiowskiego Stanisław Breza herbu
własnego (1874-1949), z rodziny Brezów z Więckowic koło Dopiewa, wnuk
zasłużonego pułkownika Józefa Brezy. Stanisław, podobnie jak jego brat Alfons,
5'A. von Schalscha, Verein der Schlesischen Malteser-Ritter [w:] Der Johanniterorden, der Malteserorden,
red. A. Wienand, Kóln 1988, s. 488.
6 Zob. K. Grysińska-Jarmuła, Hrabia Bogdan Hutten-Czapski (1851-1937). Żołnierz, polityk, dyplomata,
Toruń 2011, s. 239-252.
234
„MALTA” W MIĘDZYWOJENNYM POZNANIU I WIELKOPOLSCE
P p de as A 1.)
baca t
ATENA TAJĄ a.
5. Kościół pw. św. Jana Jerozolimskiego, lata 20. XX w., fot. ze zb. Muzeum Historii Miasta Poznania
późniejszy powstaniec wielkopolski, wybrał karierę wojskową i został oficerem
kawalerii (saskiej), ukończywszy przedtem drezdeńską szkołę kadetów. Do zakonu
wstąpił w 1907 roku. W okresie międzywojennym mieszkał w Poznaniu” i udzielał
się m.in. w Klubie Towarzyskim „Bazaru”. Podobną drogę przeszedł Stefan hrabia
Sumiński herbu Leszczyc (1860-1930) z Pomorza, który został kawalerem mal-
tańskim w roku 1912. Jako były rotmistrz pruskich huzarów wyrobił sobie markę
znawcy i specjalisty od hodowli koni i jako taki oddelegowany został przez władze
pruskie na Śląsk, w wolnej Polsce trafił zaś do Wielkopolski. W tym samym roku
co Sumiński do zakonu wstąpił Olgierd książę Czartoryski herbu Pogoń (1880—
1977), właściciel m.in. Baszkowa (blisko 5 tys. ha) i Wielkiego Boru (ok. 3,5 tys. ha).
W czasie wojny jako „maltańczyk” przypisany do Związku Śląskiego, był delega-
tem do specjalnych poruczeń Czerwonego Krzyża w Generalnej Inspekcji Opieki
Ochotniczej nad Chorymi na gubernię warszawską, dysponując funduszem na
dożywianie tamtejszej głodującej ludności”.
Rok później (1913) kawalerem maltańskim został żonaty z siostrą księcia
Olgierda Jan hrabia Szołdrski herbu Łodzia (1881-1939), właściciel Gołębina,
Jaszkowa i Psarskich (łącznie około 3,5 tys. ha), późniejszy doktor praw i prezes
poznańskiego Towarzystwa Popierania Polskiej Nauki i Leśnictwa. I on w czasie
działań wojennych związany był ze służbami sanitarnymi Czerwonego Krzyża.
7W 1926 r. mieszkał przy ul. Stromej 27, później przy ul. Skarbowej (ob. Taczaka) 15/8.
8]. Moryson, Książę Olgierd Czartoryski (1888-1977). Życie i działalność społeczno-polityczna, Kraków
2012, s. 95.
235
'TADEUSZ W. LANGE
6. Helena i Alfred Chłapowscy, 1933 r., fot. ze zb. NAC
W roku 1915 członkiem „Malty” został Alfred Chłapowski herbu Dryja
(1874-1940) z Bonikowa koło Kościana, zamożny ziemianin, poseł do Reichstagu
i czynny konserwatywny polityk, akcjonariusz poznańskiego „Bazaru” i członek
jego rady nadzorczej. W oficjalnej publikacji polskiej „Malty”” figuruje jako były
członek Związku Śląskiego, ale pewne przesłanki wskazują na to, że w przyjęciu
? Podręcznik Związku Polskich Kawalerów Maltańskich [autorstwa głównie J. Zwierkowskiego], Poznań
1932.
236
„Malta” w międzywojennym Poznaniu i Wielkopolsce
237
go do zakonu mógł pośredniczyć wspomniany wyżej związek Reńsko-Westfalski,
z którym Chłapowski miał kontakty w czasie działań wojennych. nie można
wykluczyć, że wstąpienie do „Malty” miało ratować go, tak jak innych, od ewentu-
alnego powołania do wojska10; jako „maltańczyk” plasował się bowiem w szeroko
rozumianej służbie sanitarnej. Do końca wojny Chłapowski podróżował wzdłuż
obu jej frontów jako delegat zakonu przy Czerwonym Krzyżu, organizując laza-
rety. W tym charakterze był m.in. na Litwie, w Macedonii, serbii i Bułgarii, a pod
koniec wojny pod Verdun i w szampanii11. zapewne to Chłapowski wciągnął
w działania zakonne swojego szwagra Krzysztofa Mielżyńskiego herbu nowina
(1888–1927) z Pawłowic koło Leszna, który złożył akces do „Malty” w 1917 roku,
jak się wydaje, poprzez związek Śląski. ten wielokrotnie nagradzany ziemianin,
wzorowo gospodarujący na 12 tys. ha, znany z zainteresowania rolniczymi nowin-
kami technicznymi, sprawdził się później podczas powstania wielkopolskiego,
wspierając powstańców finansowo, kwaterą i wyżywieniem.
to od alfreda Chłapowskiego, który za czasów polskich pracował
w Ministerstwie byłej Dzielnicy Pruskiej i udzielał się w Czerwonym Krzyżu,
wyszła inicjatywa stworzenia krajowego związku skupiającego wszystkich pol-
skich „maltańczyków”, zwłaszcza że do tego czasu zdążyły już powstać narodowe
organizacje „Malty” brytyjskiej, włoskiej, hiszpańskiej, francuskiej, portugalskiej
i holenderskiej. naturalną koleją rzeczy Chłapowski najpierw nawiązał kontakt
z księciem Ferdynandem Radziwiłłem, który rok wcześniej zakończył swoją długą
karierę parlamentarną, marszałkując sejmowi Ustawodawczemu. ten Grand Old
Man wielkopolskiej arystokracji wyraził poparcie dla projektu i użyczył mu swojego
nazwiska. Do nowej organizacji, czyli związku Polskich Kawalerów Maltańskich
(dalej: zPKM)12, zgłosili wstępny akces prawie wszyscy żyjący „maltańczycy”
związani z Wielkopolską, a więc stanisław hrabia Poniński, rtm. stanisław Breza
(wówczas dowódca dywizjonu w 2. Pułku Ułanów Wielkopolskich), stefan hra-
bia sumiński (który właśnie został „koniuszym”, czyli dyrektorem stada ogierów
w sierakowie), Jan hrabia szołdrski i jego szwagier olgierd książę Czartoryski,
niedoszły regent planowanego przez niemców satelickiego Królestwa Polskiego13.
W Wielkopolsce pamiętano Czartoryskiemu jego lojalizm w stosunku do niemców
w czasie wojny i niezbyt imponujący wkład w powstanie wielkopolskie14, ale jego
akces do polskiej „Malty” był dla młodej organizacji istotny ze względu na siłę
przyciągania tytułu.
na pierwszym, nieformalnym zebraniu w styczniu 1920 roku oprócz księcia
Radziwiłła i Chłapowskiego spotkali się tylko Wielkopolanie. Byli wśród nich
„maltańczycy”: Breza, szołdrski i sumiński (nie przybyli Czartoryski, Mielżyński,
10 tak sugeruje M. Wołos, Alfred Chłapowski (1874–1940). Biografia ambasadora Polski we Francji, toruń
1999, s. 49.
11 tamże, s. 50–52.
12 Przedwojenną działalność zPKM opisałem szczegółowo w: Zakon maltański w Drugiej Rzeczypospolitej
1919–1939, Poznań 2000.
13 Jego kandydaturę wysunął zresztą B. Hutten-Czapski (J. Moryson, dz. cyt., s. 110).
14 Polegał on na przewiezieniu własnym samochodem karabinu maszynowego dla rawickich sił
powstańczych (tamże, s. 134).
'TADEUSZ W. LANGE
7. Dawny szpital w Rychtalu, ze zb. prywatnych
Poniński i umierający Ignacy Bniński, którego członkostwo w zakonie budzi zresztą
pewne wątpliwości), a także oczekujący zatwierdzenia przez zakon: Konstanty
hrabia Bniński herbu Łodzia (1889—1972), II ordynat na Dąbkach koło Wyrzyska
(ok. 1,5 tys. ha) i właściciel Dobczyna koło Śremu, dysponujący też mieszkaniem
w Poznaniu”, w owym czasie oficer 2. Pułku Ułanów Wielkopolskich (późniejszy
16. Pułk Ułanów Wielkopolskich), w którego mundurze często występował, także
podczas wystąpień „maltańskich”; Stanisław Sczaniecki herbu Ossoria (1888—
1945) z Michorzewa koło Nowego Tomyśla (ok. 1,2 tys. ha); Stanisław Taczanowski
herbu Jastrzębiec (1890-1947) z Podrzecza koło Gostynia (ok. 300 ha), który jako
ochotnik, podobnie jak Alfred Chłapowski, odbywał służbę sanitarną u pruskich
„maltańczyków”. Miał też za sobą epizod w 15. Pułku Ułanów Poznańskich i był
dwukrotnie odznaczony Krzyżem Walecznych. Działał w Wydziale Ubezpieczeń
Społecznych Związku Ziemian; mjr Konstanty Chłapowski herbu Dryja (1883—
1939) z Mościejewa koło Kwilcza (750 ha), społecznik związany z Poznaniem
(ukończył Gimnazjum św. Marii Magdaleny). W czasie I wojny światowej był ofi-
cerem kirasjerów wrocławskich, a w powstaniu wielkopolskim zapisał piękną kartę
jako wojskowy komendant Pniew i dowódca tzw. batalionu pniewskiego, dowódca
odcinka Międzyrzecz - Międzychód — Wieleń, szef sekcji Straży Ludowej, Policji
i Żandarmerii w Komisariacie Naczelnej Rady Ludowej, od 1920 rokukomendantm.
Poznania; Franciszek hrabia Kwilecki herbu Śreniawa (1875-1937) z Dobrojewa
15 Przy ul. Fredry 8. Kamienica była własnością Morawskich z Jurkowa.
16W 1933 r. posługiwał się adresem: Długa 5/7.
238
„MALTA” w MIĘDZYWOJENNYM POZNANIU I WIELKOPOLSCE
koło Szamotuł (ok. 3 tys. ha), spo-
łecznik, rzeźbiarz, mecenas artystów
i hodowca koni. W Poznaniu współ-
tworzył Towarzystwo Przyjaciół
Sztuk Pięknych.
Na spotkaniu omawiano kwestię
wyjścia ze śląskiego Verein i moż-
liwość skorzystania z legatu nie-
żyjącego już od dawna Seweryna
hr. Bnińskiego dla „ewentualnego
polskiego związku maltańskiego".
Jest rzeczą interesującą, że już wtedy
ks. Radziwiłł, by zwrócić uwagę obec-
nych na misję zakonu maltańskiego,
poruszył kwestię nabycia „jakiego
mniejszego szpitala. Rozmawiano
też o uczestnictwie w ingresie kardy-
nała Edmunda Dalbora. Za konsty-
tucyjne dla ZPKM uważa się jednak
zebranie, które odbyło się 21 czerwca
1920 roku. Pojawił się na nim Bogdan
Hutten-Czapski, który nie tak dawno,
jako zdeklarowany Prusak i powołany
z rezerwy do niemieckiego Sztabu
Generalnego major huzarów, wkra- 8. Ks. Edmund Majkowski, fot. ze zb. NAC
czał w stopniu podpułkownika do
Warszawy z 9. Armią feldmarszałka
księcia Leopolda Bawarskiego, gdzie współpracował z generałem-gubernatorem
Hansem Beselerem i był jednym z jego przedstawicieli w Tymczasowej Radzie
Stanu. Kiedy jego świat legł w gruzach, Hutten-Czapski, zwolniony przez cesarza
Wilhelma z przysięgi na wierność, zorganizował sobie życie na nowo i przeisto-
czył się w smoguleckiego ziemianina oraz lojalnego obywatela państwa polskiego.
Teraz szukał ujścia dla swojej niespożytej energii. Jako najstarszy stażem kawaler
maltański przewodniczył zebraniu aż do pojawienia się na nim starszego od siebie
ks. Radziwiłła. Na spotkaniu przyjęto projekt statutu (opartego zresztą na statucie
Związku Śląskiego) i wybrano zarząd, w którym prezydentem został naturalnie
ks. Radziwiłł, a jego zastępcą A. Chłapowski. Umożliwiło to rejestrację Związku,
co nastąpiło 31 sierpnia 1920 roku w Sądzie Grodzkim w Poznaniu. Jeszcze pod
koniec tegoż roku Wielkie Magisterium zatwierdziło 11 „aspirujących” kawale-
rów — oprócz Wielkopolan, także kandydatów z dwóch pozostałych byłych zabo-
rów. Można się zastanowić, jak duży wpływ na wzrost popularności zakonu miało
w owym czasie niedawne krwawe doświadczenie całego pokolenia.
Rok później na konwencie (jak „Malta” nazywa swoje walne zebranie) oprócz
„maltańczyków” z dawnej Galicji przyjęto do Związku kolejnego, choć świeżej daty
Wielkopolanina: był nim Edward hrabia Mycielski herbu Dołęga (1865-1939), uro-
dzony w Krakowie przemysłowiec i polityk (były poseł na sejm galicyjski), żonaty
239
tadeusz W. Lange
240
z Heleną, córką wspomnianego stanisława hrabiego Ponińskiego z Wrześni, dokąd
hrabia Mycielski przeprowadził się po śmierci teścia. Był wiceprezesem tamtejszej
cukrowni. Dodajmy, że konwent odbył się w miejscu spotkań najbardziej oczywistym
dla przybywających do Poznania okolicznych ziemian, czyli w hotelu Bazar. zarząd
zobowiązano wówczas do podjęcia kroków o uznanie związku przez władze, ze szcze-
gólnym uwzględnieniem PCK, któremu prezesował gen. Józef Haller. Rok później
uczestnicy konwentu gremialnie udali się na Komandorię i wzięli udział we mszy
św. w kościele pw. św. Jana Jerozolimskiego, nawiązując w ten sposób do poznańskiej
tradycji maltańskiej. Uwadze zebranych nie mógł ujść stan podupadającej budowli,
ale trzeba było jeszcze kilku lat, by temat ten został podjęty na forum związku.
Wciąż otwarta pozostawała kwestia zatwierdzenia zPKM przez władze
zakonne. W 1923 roku przyspieszenia sprawy podjął się hr. Hutten-Czapski,
bywalec kurii rzymskiej i papieskich salonów w czasach, gdy wykonywał tam
misje na polecenie władz pruskich. osobiście znał Piusa iX, a także Piusa Xi
(achillesa Rattiego) z czasów jego nuncjatury w Warszawie. Wielkie Magisterium
zakonu postawiło jednak trudne warunki, toteż półoficjalnie istniejący związek
popadł następnie w stan niejakiego uśpienia, co tłumaczono potem „czasami
inflacyjnymi” i nawałem obowiązków zastępcy wiekowego prezydenta Radziwiłła,
a. Chłapowskiego, który tymczasem robił karierę poselsko-ministerialną
w Warszawie. organizacja wróciła do życia dopiero po śmierci księcia Ferdynanda
w 1926 roku i wybraniu na jego miejsce pełnego werwy hr. Hutten-Czapskiego,
mianowanego tymczasem baliwem17. Hrabia rezydował co prawda w odległym
smogulcu, ale w Poznaniu bywał często, dysponował tutaj zresztą mieszkaniem18,
co ułatwiało trzymanie ręki na pulsie wydarzeń. Mimo że związek był już organi-
zacją ogólnokrajową, nowy zarząd, tak jak poprzedni, składał się z Wielkopolan.
Ponieważ wiceprezydentura „z urzędu” należała się a. Chłapowskiemu, a ów był
już wtedy ambasadorem RP w Paryżu, wybrano drugiego wiceprezydenta, któ-
rym został hrabia Mycielski.
na konwencie w 1926 roku (naturalnie w hotelu Bazar, w sali Resursy) w poczet
zPKM wstąpił m.in. iV ordynat na Przygodzicach Michał książę Radziwiłł (1870–
1955) zwany „Rudym”, syn zmarłego Ferdynanda. Przed wojną pozostawał w rosyj-
skiej służbie dyplomatycznej (był poddanym rosyjskim, ponieważ miał nadzieję
odziedziczyć ordynację ołycką), w okresie międzywojennym stał się bohaterem
wielu skandali natury obyczajowej19, które doprowadziły do wydalenia go z szere-
gów „Malty” w roku 1938. na tymże konwencie zaprotokołowano, że „pokojowa”,
czyli szpitalnicza, działalność związku „chwilowo dla braku funduszy rozpoczęta
być nie może”. nie przeszkodziło to członkom związku udzielać się na niwie, którą
można nazwać dewocyjno-reprezentacyjną: pokazali się oni m.in. na pogrze-
bie kardynała Edmunda Dalbora i ingresie prymasa augusta Hlonda, zarówno
17 obecnie tytuł honorowy, dawniej dostojnik zakonu plasujący się między komandorem a przeorem.
18 o nieustalonym adresie. W 1936 r. posługiwał się adresem: Młyńska 9/12.
19 skandaliczne prowadzenie się ks. Michała opisał D.J. Peśla, Książę Michał Radziwiłł „Rudy” 1870–1955.
Kobiety „antonińskiego maharadży”, ostrów Wielkopolski b.r.w. ostatnio romans ks. Michała z Żydówką
z Drohobycza Judytą suchestow, którego nagłośnienie w prasie stało się bezpośrednią przyczyną wydalenia
księcia z „Malty”, opisała a. Kaszuba-Dębska, Kobiety i Schulz, Gdańsk 2016, s. 79–119.
„Malta” w międzywojennym Poznaniu i Wielkopolsce
241
w Gnieźnie, jak i Poznaniu. W tym samym roku związek wzbogacił się jeszcze
o jednego nowego członka-Wielkopolanina. Był nim niemiec, hrabia Leopold
von Zieten, od 1908 roku „maltańczyk” w związku Śląskim, były kapitan artyle-
rii w gwardii pruskiej, poseł do pruskiego sejmu i właściciel majątku oczkowice
w powiecie gostyńskim. Rezydował w smolicach (700 ha, pow. Krotoszyn), jednym
z majątków, które wniosła mu w posagu żona. Von zieten zgłosił akces do zPKM,
ponieważ przyjął obywatelstwo polskie; nie wystąpił jednak ze związku Śląskiego.
Konwent w roku 1927 rozpoczął się od mszy św. na Komandorii. tym razem
kiepskiego stanu tamtejszego kościoła nie można już było przemilczeć. Po powro-
cie do Bazaru zebrani postanowili się opodatkować celem wyremontowania
obiektu. ostatecznie zebrano 6,8 tys. zł20, co stanowiło sporą sumę, wystarczała
ona jednak jedynie na pokrycie około 1/10 kosztów remontu. W protokole kon-
wentu zaznaczono, że „działalność pokojowa nie była możliwa dla braku fun-
duszy”. Przywitano aż 15 nowych „maltańczyków”, w tym podnoszących pre-
stiż związku dwoje Radziwiłłów. nowym członkiem zPKM został m.in. Janusz
książę Radziwiłł, młodszy brat Michała, ordynat co prawda na ołyce, ale wycho-
wany w Wielkopolsce, znany polityk okresu międzywojennego. Pierwszą damą
maltańską w zPKM została ich matka, wdowa po księciu Ferdynandzie, Pelagia
z Sapiehów Radziwiłłowa (1844–1929), która wstąpiła do zakonu razem z mężem.
Była ona właścicielką około 4 tys. ha pod Jędrzejowem, ale większość życia prze-
mieszkała w Berlinie i Rzymie, gdzie prowadziła salony polityczne. innym wów-
czas przyjętym był Gustaw Breza herbu własnego (1880–1945), młodszy brat
wspomnianego już stanisława Brezy, gospodarujący w rodzinnych Więckowicach
na 900 ha. W czasie wojny zesłany do Woroneża, gdzie opiekował się jeńcami
polskimi. W trakcie powstania wielkopolskiego rozbrajał niemców, organizował
pierwsze władze cywilne w powiecie poznańskim, współtworzył straż obywatelską
i aprowizował wojska powstańcze. Jako ochotnik wojny 1920 roku został ranny
w bitwie pod Brodnicą21. Miał komandorię z gwiazdą orderu Grobu Świętego.
Kolejnym przyjętym był Michał hrabia Potulicki herbu Grzymała (1897–1974),
urodzony w Bonikowie siostrzeniec a. Chłapowskiego. Wykształcony za granicą,
w czasie wojny współpracownik polskiej sekcji Czerwonego Krzyża w Genewie.
W niepodległej Polsce Potulicki sekretarzował premierowi i ministrowi wyznań
religijnych i oświecenia publicznego antoniemu Ponikowskiemu, potem pracował
w centrali Ministerstwa spraw zagranicznych, następnie wrócił do Genewy, gdzie
uzyskał stopień doktora.
Pomimo niespełnienia do końca warunków postawionych przez Wielkie
Magisterium Hutten-Czapskiemu udało się w końcu uzyskać zatwierdzenie
związku, co nastąpiło 27 czerwca 1927 roku. odtąd polska „Malta” mogła sama
prowadzić rekrutację do zakonu. Diritti di passaggio dla Polaków ustalono na
1,2 tys. franków w złocie. Do wstąpienia potrzebni byli członkowie wprowadza-
jący, świadectwo moralności i wywód genealogiczny w postaci klasycznej „szes-
nastki”, tzn. herbowych przodków w czterech pokoleniach po mieczu i po kądzieli.
Jednocześnie centrala zakonu zatwierdziła członkostwo kilku kandydatów,
20 Po 1 tys. zł wpłacili najzasobniejsi ziemianie: Hutten-Czapski, Mielżyński, Czartoryski i a. Chłapowski.
21 Powstańcy wielkopolscy, red. B. Polak, t. Vi, Poznań 2009, s. 31.
tadeusz W. Lange
242
wśród których nie zabrakło Wielkopolan. Byli wśród nich bracia Mieczysław
i stanisław Kwileccy herbu Śreniawa22. Mieczysław Kwilecki (1895–1940), zie-
mianin z Malińca i Gosławic w pow. konińskim, był uczestnikiem powstania
wielkopolskiego, w którym współorganizował 2. Pułk Ułanów Wielkopolskich.
W 1920 roku był adiutantem gen. Józefa Hallera. Do rezerwy przeszedł jako
porucznik 16. Pułku Ułanów Wielkopolskich. Hodował folbluty, m.in. na potrzeby
wojska, a swego Malińca użyczał na polowania i manewry wojskowe. Był też wła-
ścicielem sławnego dziś Lichenia. Młodszy brat Mieczysława, Stanisław Kwilecki
(1896–1939), brał udział w powstaniu wielkopolskim jako oficer 2. Pułku Ułanów
Wielkopolskich. Jako adiutant gen. stanisława szeptyckiego został ranny podczas
wojny 1920 roku. silnie związany ze swym pułkiem, często później występował
w mundurze. Gospodarował na Grodźcu w powiecie konińskim.
W 1927 roku w Poznaniu odbył się jeszcze konwent nadzwyczajny. niewiele
wcześniej związek Śląski poinformował polskich kolegów o chęci sprzedaży
wspomnianego wyżej, a znajdującego się wciąż w jego posiadaniu szpitalika
w wielkopolskim Rychtalu. Władze zPKM uznały, że organizacja okrzepła już
na tyle, by pomyśleć o statutowym celu swojego istnienia. Postanowiono zatem
podjąć starania w sprawie przejęcia obiektów szpitalnych związku Śląskiego
znajdujących się na terenie Rzeczypospolitej: w grę wchodził właśnie szpitalik
w Rychtalu, a także duży szpital św. Juliusza w Rybniku. Przejęcie Rybnika oka-
zało się rzeczą skomplikowaną i zostało odroczone, natomiast sprzedaży szpi-
tala w Rychtalu miejscowym parafiom udało się zapobiec i w 1928 roku polska
„Malta” stała się właścicielem obiektu. Jego opiekunem z ramienia zPKM został
s. taczanowski, który sprowadził do niego polskie elżbietanki. Początkowo mie-
ścił się tutaj szpital dla chorych na gruźlicę, ale po kilku latach przekształcono go
w ochronkę. W ramach działalności „reprezentacyjno-dewocyjnej” prowadzonej
tegoż roku członkowie zPKM wzięli udział w uroczystości nałożenia biretu kar-
dynalskiego pronuncjuszowi apostolskiemu Lorenzo Lauriemu, a później pry-
masowi Hlondowi. Wielkopolska „Malta” pokazała się też na nabożeństwie za
nowo wybranego prezydenta RP ignacego Mościckiego w katedrze poznańskiej,
a potem asystowała w czasie złożenia w tej świątyni szczątków swego konfratra,
kardynała Ledóchowskiego.
ze względu na coraz bardziej ogólnopolski charakter organizacji kolejne walne
zebranie odbyło się w 1928 roku w hotelu Bristol w Warszawie. Chcąc zapewnić
zPKM opiekę duchową, w tymże roku przyjęto do organizacji dwóch kapelanów.
Byli wśród nich: ksiądz Karol Mazurkiewicz (1881–1942), profesor pedagogiki
w seminarium Duchownym w Poznaniu i autor szeregu rozpraw naukowych, a od
roku 1924 proboszcz „macierzystej” parafii „Malty”, tzn. św. Jana Jerozolimskiego,
a także ksiądz Edmund Majkowski (1892–1951), kapelan wojskowy, absolwent
poznańskiego seminarium Duchownego, gdzie był bibliotekarzem. to jeden
z założycieli i pierwszy dyrektor archiwum i Muzeum archidiecezjalnego (1926),
w zPKM pełnił funkcję oficjalnego archiwariusza. W tym samym roku do orga-
nizacji przyjęto jako damę maltańską Wielkopolankę Helenę z Mielżyńskich
22 ich dzieje opisał a. Kwilecki, Kwilcz i inne majątki Kwileckich na przestrzeni wieków, Poznań 1996,
s. 182–188.
„MALTA” w MIĘDZYWOJENNYM POZNANIU I WIELKOPOLSCE
9. ZPKM u Prezydenta RP Ignacego Mościckiego, 1928 r., fot. ze zb. NAC
Chłapowską herbu Nowina (1887-1959), siostrę Krzysztofa Mielżyńskiego i żonę
Alfreda Chłapowskiego, którego aktywnie wspierała w działaniach społecznych
i politycznych w kraju i za granicą, a także Stanisława hrabiego Mycielskiego
herbu Dołęga (1897-1977), syna Edwarda, urodzonego i wychowanego
w Wielkopolsce. Mycielski szkołę średnią kończył wprawdzie w Szwajcarii, ale
studiował w Poznaniu na Wydziale Prawno-Ekonomicznym. Był ochotnikiem
w wojnie 1920 roku. W chwili przyjęcia do ZPKM pracował w MSZ (był także na
placówkach w Rzymie i Kapsztadzie), później działał w rozmaitych organizacjach
społecznych na terenie Wielkopolski. Przyjęcie Potulickiego i S. Mycielskiego, pra-
cowników MSZ i urzędników, stanowiło pewne novum dla organizacji, skupiającej
w zasadzie posiadaczy ziemskich i, wyjątkowo, zawodowych oficerów, a sygnalizo-
wało nowy trend w rekrutacji. Nie bez znaczenia był tu fakt, że hr. Hutten-Czapski
znakomicie poruszał się w świecie dyplomacji, a miał co do ZPKM pewne poli-
tyczno-dyplomatyczne plany. W czerwcu 1928 roku udało mu się uzyskać audien-
cję u prezydenta Mościckiego, i w taki oto sposób polska „Malta” po raz pierwszy
zaistniała w stolicy.
Kolejny konwent Związku odbył się znów w Poznaniu, ale wszystkie następne
miały już miejsce wstolicy, w hotelu Bristollub Europejskim. W roku 1929do ZPKM
przyjęty został ppłk Roman Małachowski-Maluja herbu Nałęcz (1881-1958),
I[wowianin, były oficer c.k. armii. Małachowski trafił do Poznania w 1925 roku,
wyznaczony na dowódcę 7. Pułku Strzelców Konnych Wielkopolskich, po czym
243
tadeusz W. Lange
244
zamieszkał tu już na stałe23. W odróżnieniu od wszystkich wyżej wymienionych
„kawalerów honorowych i dewocyjnych”, zapewne wskutek braków w wywodzie
genealogicznym przyjęto go do najniższej, trzeciej wówczas kategorii członków
zakonu, jako donata, czyli dobroczyńcę zakonu. Kilka miesięcy później w sze-
regi „Malty” i zPKM, w podstawowej kategorii, czyli „honoru i dewocji”, wstąpił
kolejny oficer kawalerii, tyle że rezerwy, Konrad hrabia Bniński herbu Łodzia
(1895–1961). Był podporucznikiem armii pruskiej, a potem 2. Pułku Ułanów
Wielkopolskich. aktywny jako rezerwista K. Bniński często występował w mun-
durze tego najbardziej „maltańskiego” z pułków kawalerii (późniejszego 16. Pułku
Ułanów Wielkopolskich). Gospodarował w majątku Witaszyce wniesionym w wia-
nie przez żonę (ok. 500 ha, pow. jarociński). Był też kuratorem ordynacji pozostałej
po wspomnianym księciu Hugonie von Radolinie. Razem z Konradem Bnińskim
do zakonu przyjęty został ziemianin Henryk Chłapowski herbu Dryja (1903–
1944), urodzony w Poznaniu, gdzie ukończył gimnazjum i studia na Wydziale
Rolniczo-Leśniczym Uniwersytetu Poznańskiego. Gospodarował na Czerwonej
Wsi koło Kościana, w majątku liczącym około 1,8 tys. ha.
W roku 1930 do „Malty” jako damę honoru i dewocji przyjęto żonę księ-
cia Czartoryskiego Mechtyldę Czartoryską z domu Habsburg-Lothringen
herbu własnego (1891–1966). ostatnim przyjętym do zPKM ziemianinem,
którego można nazwać wielkopolskim, był Wiesław Tuchołka herbu Korzbok
(1882–1942), który został członkiem zPKM w roku 1930. Gospodarował on na
Marcinkowie Dolnym (400 ha) na Pałukach. tuchołka był swego czasu człon-
kiem Wydziału Prowincjonalnego Poznańskiego, potem brał udział w powstaniu
wielkopolskim, posłował do sejmu Ustawodawczego, był starostą powiatu żniń-
skiego, działał w różnych organizacjach rolniczych. Był członkiem „Resursy”,
Klubu towarzyskiego w poznańskim Bazarze, któremu prezesował książę
Czartoryski.
Rok 1930 był dla polskiej „Malty” pomyślny, ponieważ hr. Hutten-Czapski
uzyskał od Wielkiego Magisterium nominacje baliwowskie dla kilku polskich
prominentów. Krzyże Baliwów Honoru i Dewocji otrzymali ignacy Mościcki
i Józef Piłsudski, któremu jako ministrowi spraw wojskowych służby zakonu
podlegać miały w czasie wojny. Dzięki temu udało się doprowadzić do spotkania
zarządu zPKM z Marszałkiem w Belwederze oraz z prezydentem RP na zamku,
co zgodnie z oczekiwaniami odnotowała centralna prasa. Godność baliwow-
ską otrzymał nieco później także metropolita warszawski, kardynał aleksander
Kakowski. Bywała ona nadawana honorowo dla uzyskania życzliwości wpływo-
wych osób (jej posiadacze formalnie stawali się członkami zakonu), trochę na
zasadzie istniejących w średniowieczu zakonnych konfratrów. Regularnym człon-
kom zakonu nadawano ją oszczędnie, choć była przez nich bardzo pożądana;
z Wielkopolan, poza Hutten-Czapskim, tego zaszczytu dostąpili F. Radziwiłł,
Czartoryski i a. Chłapowski.
Prezydent Mościcki znał doskonale Hutten-Czapskiego nie tylko z poprzed-
niej wizyty „Malty” na zamku, ale także w związku z jego odwiedzinami w dobrach
hrabiego rok wcześniej. Wizytował wtedy założoną przez Hutten-Czapskiego
23 Przy ul. Kochanowskiego 17. W 1933 r. mieszkał przy ul. Grodziskiej 8/3.
„Malta” w międzywojennym Poznaniu i Wielkopolsce
245
fundację mającą na celu wspieranie uczelni warszawskich. Hrabia poczuwał się do
opieki nad nimi, ponieważ osobiście przyczynił się do ich reaktywacji w czasach
gubernatorstwa Beselera; przy okazji utworzenie fundacji miało uchronić jego
majątek przed spodziewaną parcelacją. trudno dziś powiedzieć, czy Piłsudski
w odzianym w mundur baliwowski hrabim Hutten-Czapskim rozpoznał oficera,
którego 13 lat wcześniej widział w mundurze pruskiego huzara na posiedzeniu
tymczasowej Rady stanu. z pewnością rozpoznał go kardynał Kakowski, wówczas
w Radzie Regencyjnej, który razem z hrabią, jako przedstawicielem Beselera, witał
w Warszawie achillesa Rattiego, późniejszego nuncjusza apostolskiego, a jeszcze
później papieża.
W następnym roku krzyż Baliwa Honoru i Dewocji otrzymał od zakonu arcy-
biskup metropolita poznański i gnieźnieński August Hlond, kontynuując nie-
jako tradycję zapoczątkowaną w czasach arcybiskupa Ledóchowskiego. W roku
1931 szeregi wielkopolskiej „Malty” zasilił Witold Prądzyński herbu Grzymała
(1882–1952), poznański prawnik, który pomagał związkowi w nabyciu Rychtala.
Prądzyński pochodził z Gniezna, ale osiadł w Poznaniu. Po pracy w Ministerstwie
byłej Dzielnicy Pruskiej i Ministerstwie sprawiedliwości oraz karierze wykła-
dowcy na Uniwersytecie Poznańskim, w 1925 roku został wpisany na listę adwo-
katów tutejszej izby adwokackiej, a do tego został notariuszem na obwód sądu
apelacyjnego w Poznaniu. od Prądzyńskiego, jako nieziemianina i nieutytu-
łowanego przedstawiciela wolnych zawodów, nie wymagano wywodu szlachec-
kiego (choć zapewne mógłby go przedstawić) i przyjęto go do niższej kategorii
członkowskiej, tzn. kawalerów łaski magistralnej. Rok później członkiem zPKM
(ale tylko jako donat) został siostrzeniec Prądzyńskiego, Ludwik Echaust
(1897–1958) z Gniezna, który uczęszczał do poznańskiego Gimnazjum św. Marii
Magdaleny. studia prawnicze rozpoczęte za granicą, a przerwane powstaniem
wielkopolskim, w którym wziął udział, dokończył w Poznaniu. Był adwokatem
i dzielił z wujem kancelarię przy ul. 27 Grudnia 4/13; on również był zaangażo-
wany w sprawę odkupienia szpitalika w Rychtalu.
Prądzyński i Echaust nie byli jedynymi poznańskimi prawnikami związa-
nymi z zPKM. W starania o przejęcie przez polską organizację szpitala w Rybniku
zaangażował się bowiem szambelan papieski i radca prawny kurii poznańskiej
Stanisław Sławski (1881–1943), brat znanego architekta Rogera. Urodzony
w Poznaniu, był absolwentem Gimnazjum św. Marii Magdaleny, studiował prawo
na kilku niemieckich uniwersytetach, a do rodzinnego miasta wrócił w roku
1914. Brał czynny udział w powstaniu wielkopolskim, gdzie specjalizował się
w sądownictwie wojskowym, do rezerwy przeszedł w stopniu pułkownika. tak jak
Prądzyński miał za sobą karierę urzędnika Ministerstwa byłej Dzielnicy Pruskiej
i wykładowcy na Uniwersytecie Poznańskim. W czasach, o których mowa, miesz-
kał przy ul. zbąszyńskiej 3 (przedtem przy Matejki 60/6) i prowadził wraz z bra-
tem Janem kancelarię adwokacką. sprawa przejęcia szpitala w Rybniku (który
związek Śląski sprzedał niemieckiej organizacji charytatywnej) okazała się nie-
zmiernie skomplikowana ze względu na delikatną sytuację narodowościową na
Śląsku, ale mimo że zakończyła się tylko częściowym powodzeniem (przejęciem
w administrację), zPKM docenił wysiłki sławskiego, przyjmując go w swoje sze-
regi jako kawalera łaski magistralnej. Do dziś kategoria ta zarezerwowana jest dla
tadeusz W. Lange
246
ludzi dla „Malty” pożytecznych, ale niemogących aspirować do obwarowanej róż-
nymi wymaganiami szlacheckiej kategorii honoru i dewocji.
tak w sporym skrócie przedstawia się członkostwo Wielkopolan w przedwo-
jennym zPKM, w którym zawsze odgrywali oni znaczącą rolę. Byli dla polskiej
„Malty” ważni nie tylko przez swoją liczbę (stanowili blisko połowę jej składu
osobowego), ale także za sprawą pracy w zarządzie. Po Ferdynandzie Radziwille
i Bogdanie Hutten-Czapskim (zm. 1937 r.) przez krótki czas prezydentem był
inicjator powołania zPKM i jego wiceprezydent alfred Chłapowski, a potem, aż
do wybuchu wojny, związkiem kierował duumwirat wiceprezydentów: olgierd
Czartoryski i Janusz Radziwiłł.
Działalność szpitalnicza związku nie była może imponująca, polska „Malta”
nie zaniedbywała jednak aktywności określonej wcześniej jako dewocyjno-repre-
zentacyjna. Kawalerowie maltańscy brali więc czynny udział w najróżniejszych
uroczystościach kościelnych (procesje, pogrzeby i ingresy, Krajowy Kongres
Eucharystyczny), jubileuszach, nawet za granicą (Kahlenberg pod Wiedniem,
uroczystości z okazji rocznicy odsieczy wiedeńskiej, Budapeszt na czterechsetle-
cie urodzin stefana Batorego), a także państwowych. obecność delegacji maltań-
skiej odnotowano m.in. na pogrzebie marszałka J. Piłsudskiego (1935) i później
na sowińcu, gdzie 19 września 1937 roku z wielką pompą, w obecności wicewo-
jewody krakowskiego i władz wojskowych, wysypali na Kopcu niepodległości
im. J. Piłsudskiego ziemię z wyspy Malty. Kluczowymi postaciami tej ceremonii byli
Wielkopolanie: a. Chłapowski i s. taczanowski, którzy, zapewne przez efektowne
szkarłatne mundury, trafili na okładkę ilustrowanego magazynu „Światowid”.
Polska „Malta” zaktywizowała się w roku 1939. zagrożenie wojenne przy-
pomniało członkom związku o działaniach zakonu z czasów i wojny światowej,
zwłaszcza że kilku jego członków miało za sobą służbę w maltańskich szpitalach
i pociągach sanitarnych. Już w maju powołano do życia Korpus sanitarny zPKM,
w czym istotną rolę odegrał alfred Chłapowski. W połowie lata władze wojskowe
zażyczyły sobie, żeby związek zorganizował szpital maltański na terenie każdego
Dowództwa okręgu Korpusu. szczegóły tego przedsięwzięcia nie są znane, ale
wiele wskazuje na to, że np. szpitalem w Lublinie kierować miał Wielkopolanin
Konstanty hrabia Bniński. Chaos wojenny zniweczył te plany i jedynym szpitalem
maltańskim, jaki udało się powołać do życia, była placówka warszawska, która
zapisała zresztą piękną kartę zarówno we wrześniu 1939 roku, jak i podczas oku-
pacji, kiedy pozostawała w kontakcie z armią Krajową.
Wojna i jej pokłosie praktycznie położyły kres istnieniu warstwy ziemiańskiej,
a wraz z nią organizacji stanowiących jej emanację – takich jak zPKM. Jego wiel-
kopolscy członkowie podzielili jej los, także w zakresie wojennych strat. W paź-
dzierniku 1939 roku na rynku w Kościanie niemcy rozstrzelali jako zakładnika
Jana hr. szołdrskiego. na niemieckiej liście proskrypcyjnej z pewnością znajdował
się dawny powstaniec wielkopolski płk Konstanty Chłapowski, którego w listo-
padzie 1939 roku aresztowano, osadzono w Forcie Vii, a następnie rozstrzelano
w Dąbrówce koło Poznania. taki sam los spotkał innego powstańca wielkopol-
skiego, stanisława hr. Kwileckiego, którego jako zakładnika niemcy rozstrzelali
w Koninie. W roku 1940 w Charkowie Rosjanie zamordowali jego brata, jeńca
starobielska, por. Mieczysława hr. Kwileckiego, który we wrześniu 1939 mimo
„MALTA” W MIĘDZYWOJENNYM POZNANIU I WIELKOPOLSCE
braku przydziału mobilizacyjnego
desperacko próbował dołączyć do
swego macierzystego pułku. W nie-
jasnych okolicznościach znalazł się
na wschodzie Polski, gdzie formo-
wano jednostkę z bezprzydziało-
wych oficerów, i w Złoczowie dostał
się do sowieckiej niewoli. W tym
samym roku w szpitalu w Kościanie
zmarł zmaltretowany przez gestapo
Alfred Chłapowski. W 1941 roku
w ramach masowych aresztowań
polskiego duchowieństwa w Forcie
VII osadzono kapelana ZPKM ks.
Karola Mazurkiewicza. Stamtąd
trafił do Dachau, w roku 1942
został zagazowany w Hartheim
w Austrii. Osadzenia w Auschwitz
nie przeżył mecenas Stanisław
Sławski (zm. 1943), wysiedlony do
Generalnej Guberni i aresztowany
w Radomiu. Podczas powstania
warszawskiego w grupie pacjentów 10. Konrad hr. Bniński,
szpitala bonifratrów zamordowano fot. ze zb. Muzeum Regionalnego w Jarocinie
wysiedlonego do Generalnej Guberni
Henryka Chłapowskiego. W Związku
Radzieckim w 1945 roku urwał się ślad po Stanisławie Sczanieckim. Wojny nie
przeżyli też Wiesław Tuchołka i Gustaw Breza.
Niektórym wielkopolskim „maltańczykom” udało się z Polski wyjechać.
Rozproszyli się później po świecie: w USA osiedlił się Konrad hr. Bniński, który
opuścił kraj dzięki amerykańskiej służbie dyplomatycznej, w Austrii osiadł
Konstanty hr. Bniński, a we Francji - mająca tam doskonałe kontakty ambasa-
dorowa Helena Chłapowska, a także Michał hr. Potulicki. Skomplikowane były
losy Olgierda ks. Czartoryskiego i jego żony, księżnej Mechtyldy**. Po areszto-
waniu w październiku 1939 roku, osadzeniu w obozie w Dobrzycy (utworzo-
nym dla ziemiaństwa powiatu krotoszyńskiego) i poddaniu licznym szykanom
rodzinę Czartoryskich wysiedlono do Generalnego Gubernatorstwa. Zatrzymali
się w Warszawie, gdzie wskutek znajomości w sferach dyplomatycznych udało im
się wyprawić do Wiednia synów; dzięki ich staraniom w styczniu 1940 roku uzy-
skali włoskie wizy i wyjechali do Rzymu. Ks. Olgierd zawiózł tamtejszym władzom
zakonnym raport z działalności warszawskiego szpitala maltańskiego. Z Rzymu
księstwo udali się do Portugalii, a stamtąd do Brazylii, gdzie pozostali do końca
życia. Ks. Olgierd został tam później ambasadorem zakonu. W reaktywowanym
m.in. przy jego pomocy Związku Polskich Kawalerów Maltańskich na obczyźnie
24], Moryson, dz. cyt., s. 204-206.
247
tadeusz W. Lange
pierwsze skrzypce grał później osiadły w Rzymie Emeryk hr. Hutten-Czapski,
adoptowany w 1932 roku syn Bogdana. W kraju z Wielkopolan zostali stanisław
Breza, stanisław taczanowski, stanisław hr. Mycielski i poznaniacy: adwokaci
Echaust i Prądzyński oraz płk Małachowski. ze zrozumiałych względów z człon-
kostwem w zakonie maltańskim po wojnie się nie obnosili. Klimat dla „Malty”
zmienił się w Polsce dopiero w 1989 roku. W Poznaniu znów pojawili się kawale-
rowie maltańscy, ale to już zupełnie inna historia...
249
tomasz zuzek
Włodzimierz Dworzaczek (1905–1989)
Poznański genealog szlachty
Włodzimierz Dworzaczek, wybitny historyk, autorytet w dziedzinie genea-
logii, heraldyki i biografistyki, honorowy członek Polskiego towarzystwa
Heraldycznego, profesor i wieloletni wykładowca na Uniwersytecie im. adama
Mickiewicza w Poznaniu, który kilkadziesiąt lat swojej działalności naukowej
poświęcił badaniom genealogicznym, ma w naszej historiografii status klasyka.
z natury rzeczy, w związku ze specyfiką swoich zainteresowań, miał on szerokie
kontakty z ludźmi ze sfer szlacheckich, arystokratycznych i ziemiańskich, zwłasz-
cza w okresie międzywojennym. Ów niezwykle ciekawy i na długie lata stały ele-
ment życia Włodzimierza Dworzaczka jest tematem mniej znanym, zasygnalizo-
wanym jedynie tu i ówdzie bądź to przez samego Profesora w mowie wygłoszonej
jesienią 1978 roku w instytucie Filologii Polskiej UaM podczas uroczystości wrę-
czenia dedykowanego mu tomu „studiów Polonistycznych”1, bądź bardziej zdaw-
kowo we wspomnieniach jego przyjaciół ogłaszanych w ramach nekrologów po
jego śmierci. niestety Włodzimierz Dworzaczek nie pozostawił pamiętnika. Mimo
to za sprawą odkrytych niedawno, także przez wyżej podpisanego, przedwojen-
nych listów badacza możemy dziś nieco szerzej poznać niezwykle ciekawe zagad-
nienie, jakim były kontakty Dworzaczka ze szlachtą, związane ze swoistą modą na
ustalanie własnych rodowodów, której apogeum przypadało na lata 30. XX wieku.
Można wysnuć i takie przypuszczenie, że bez owego wzmożonego zainteresowa-
nia w kręgach szlacheckich i związanego z tym mecenatu genealogia jako dzie-
dzina nauki nie rozwinęłaby się tak dynamicznie już na przełomie XiX i XX wieku,
a w szczególności w pierwszej połowie XX wieku.
Włodzimierz Dworzaczek urodził się 28 października 1905 roku2 w Mińsku
Litewskim na Białorusi, jako syn Pawła Erazma Włodzimierza (1868–1950)
i Marii antoniny z ziemięckich (1883–1962), córki wileńskiego lekarza wywo-
dzącego się z rodziny ziemiańskiej. ojciec, pochodzący ze spolonizowanej
rodziny czeskiej, podobno ziemiańskiej, osiadłej w Polsce u schyłku XViii wieku,
był absolwentem akademii Handlowej w Wiedniu. W okresie i wojny światowej,
po utworzeniu w Mińsku polskiego szkolnictwa, uzyskał tam posadę nauczyciela
gimnazjalnego. ta inteligencka rodzina utrzymywała ścisłe więzi z okolicznymi
dworami ziemiańskimi, a wychowanie w atmosferze szczególnego nasilenia
1 Wspomnienia Profesora Włodzimierza Dworzaczka [w:] W. Dworzaczek, Studia nad dziejami społe-
czeństwa, polityki i kultury dawnej Polski w wiekach XVI–XVIII, Warszawa 2010, s. 513–523.
2 Datę urodzenia przyjmuję za L. Krajkowskim, Profesor Włodzimierz Dworzaczek (1905–1989), „Gens.
Rocznik towarzystwa Genealogiczno-Heraldycznego” 2005/2006 [wyd. 2007], s. 2.
'TOMASZ ZUZEK
| emocji narodowych sprzyjało rozbu-
dzaniu u młodego Dworzaczka fascy-
nacji historią. Podczas ofensywy bol-
szewickiej w lipcu 1920 roku rodzina
zmuszona była uciekać z Mińska
i ostatecznie osiadła w Poznaniu,
gdzie Włodzimierz Dworzaczek kon-
tynuował naukę w Gimnazjum im.
Karola Marcinkowskiego. Już wów-
czas prowadził swoje pierwsze kwe-
rendy genealogiczne w Bibliotece
Raczyńskich oraz w bibliotece
Poznańskiego TowarzystwaPrzyjaciół
Nauk, a także gromadził własny księ-
gozbiór historyczny. Po maturze
w 1925 roku wstąpił na Uniwersytet
Poznański i wybrał seminarium
profesora Adama Skałkowskiego.
„Już jako student zdobył sobie opi-
nię znawcy zagadnień genealogii
1. Włodzimierz Dworzaczek, lata 70.[?] XX w. i archiwaliów szlachecko-ziemiań-
fot. ze zb. PAN Biblioteki Kórnickiej skich”. Zdaniem jego przyjaciela
z tamtych lat, późniejszego profe-
sora, Stefana Kieniewicza, doskonale
już wówczas wiedział, „czego chce i do czego dąży. Interesowała go od lat gene-
alogia polska i jej też zamierzał się poświęcić”*. Na studiach ujawniły się także
rysunkowe zdolności Dworzaczka. Tworzył m.in. cieszące się wielką popularno-
ścią karykatury kolegów i profesorów. Jego pasje genealogiczne zwróciły uwagę
prof. Skałkowskiego. Przygotowując pod jego kierunkiem rozprawę o Ksawerym
Działyńskim, Dworzaczek prowadził poszukiwania w polskich archiwach,
w szczególności w poznańskim. W związku z pewnym problemem badawczym,
jaki napotkał w swojej pracy, w 1927 roku prof. Skałkowski polecił mu napisać
do barona Artura Reiskiego” z Drzewicy pod Opocznem, który był kontynuato-
rem Herbarza polskiego Adama Fredro-Bonieckiego*. Rok później Reiski zapro-
sił Dworzaczka do siebie na dwutygodniową wizytę, podczas której zapoznał się
on z materiałami do dalszych tomów Herbarza. Wiedza i zapał młodego badacza
3'T. Zielińska, Włodzimierz Dworzaczek (15 X 1906 — 23 X 1989), „Archeion” 1992, t. 90, s. 231.
45, Kieniewicz, Wspomnienie o Dworzaczku, „Tygodnik Powszechny” 1988, nr 51/52, s. 9.
5 Artur Reiski (1857-1928), prawnik, genealog, heraldyk, kontynuator dzieła Adama Bonieckiego —
wydawca tomów XIV-XVI Herbarza polskiego, honorowy członek Towarzystwa Heraldycznego we Lwowie,
zob. S.K. Kuczyński, Reiski (Reyski) Artur (1857-1928) [w:] Polski słownik biograficzny (dalej: PSB) t. XXXI,
Wrocław 1988-1989, s. 32—33.
6 Adam Józef Feliks Boniecki-Fredro (1842-1909), heraldyk, wydawca 13 tomów dzieła Herbarz polski.
Wiadomości historyczno genealogiczne o rodach polskich, Warszawa 1899-1909; zob. W. Dworzaczek,
Boniecki-Fredro Adam Józef Feliks (1842-1909) [w:] PSB, t. II, Kraków 1936, s. 302-303.
250
Włodzimierz Dworzaczek (1905–1989)
251
wzbudziły w Reiskim tak wielkie zaufanie, że zapisał mu w testamencie wszystkie
swoje materiały rękopiśmienne i bibliotekę podręczną tego wydawnictwa, który
to spadek przywiózł Dworzaczek do Poznania około dwóch lat po śmierci barona
i niemal natychmiast rozpoczął pracę nad kontynuowaniem dzieła Bonieckiego.
Początkowo uzyskał na to wsparcie finansowe w postaci rocznego stypendium
Funduszu Kultury. studia zakończył w 1932 roku, uzyskując stopień doktorski
za rozprawę Wojewoda Ksawery Działyński7. niebawem całkowicie pochłonęły
go prace nad herbarzem Bonieckiego. Miał poparcie Polskiego towarzystwa
Heraldycznego8, które podjęło uchwałę o kontynuacji dzieła. stwierdziwszy jed-
nak w materiałach Reiskiego znikomy udział danych dotyczących Wielkopolski,
Dworzaczek rozpoczął systematyczne badania wielkopolskich archiwów dwor-
skich i kancelarii parafialnych, objeżdżając w tym celu dwory i plebanie. Do
wybuchu wojny uzupełnił w ten sposób materiały Reiskiego o blisko 100 tys. rege-
stów z archiwów poznańskich i warszawskich oraz z przeszło dwustu archiwów
parafialnych. Dzięki temu ukończył XVii tom Herbarza, obejmujący literę M9.
Właśnie na okres pracy nad Herbarzem, po ukończeniu studiów, a przed
wybuchem ii wojny światowej, przypadają najliczniejsze i najciekawsze kontakty
Włodzimierza Dworzaczka z polską szlachtą. Praca historyka-genealoga wyglądała
wówczas zupełnie inaczej niż w latach powojennych – zbierał on materiały, bazując
głównie na swoich kontaktach z ziemiaństwem i arystokracją. obeznanie w środo-
wisku (m.in. poznańskim) już w trakcie studiów zawdzięczał prof. Bronisławowi
Dembińskiemu, do którego uczęszczał na seminarium z historii XVi wieku.
Dzięki swoim zdolnościom szybko został zauważony przez Dembińskiego, który
regularnie zapraszał go do swojego domu w czwartki na godz. 17. Jak wspominał
sam Dworzaczek: „tam ekscelencje różne austriackie się poznawało, a to namiest-
nikowa Korytowska, a to były minister oświaty austrii Ćwikliński, a to pani
smolkowa z synem, wdowa po stanisławie, i tak dalej, i tak dalej…”10. Wszystko to
sprawiło, że nie był w tych sferach osobą anonimową. Już w czasie studiów prowa-
dził kwerendy źródłowe, które z uwagi na rozmieszczenie interesujących archiwa-
liów, w większości w parafiach, kosztowały go niemało wysiłku i środków. Musiał
w tym celu przemierzać konno Wielkopolskę od plebanii do plebanii, zatrzymując
się w pobliskich dworach. Do trudów podróży dochodziły również nie najlepsze
warunki pracy. niektórzy proboszczowie, jak określił to sam Dworzaczek, „stęsk-
nieni za gawędą”, przeszkadzali w pracy wymagającej skupienia. toteż kiedy tylko
było to możliwe, zabierał ze sobą z dworów tamtejszą pannę, aby zajęła księdza
7 Według wspomnień m.in. s. Kieniewicza, Dworzaczek skorzystał ze sposobności i pominął magisterium,
robiąc od razu doktorat. natomiast z. Chodyła i z. sprys podają na podstawie akt, że uzyskał tytuł magistra
filozofii w zakresie historii w 1930 r., aczkolwiek, jak zaznaczają sami autorzy, sprawa przedstawia się nie-
jasno. zob. z. Chodyła, z. sprys, Włodzimierz Dworzaczek (1905–1988). Życie i dzieło [w:] W. Dworzaczek,
Studia nad dziejami społeczeństwa…, s. 467, przyp. 15, oraz s. Kieniewicz, dz. cyt., s. 9.
8 o. Halecki, O dalszy ciąg Herbarza Bonieckiego, „Miesięcznik Heraldyczny” 1935, nr 1, s. 2–3.
9 informacje z życiorysu Włodzimierza Dworzaczka podane powyżej, o ile nie zaznaczono inaczej, zaczerp-
nięto z: z. Chodyła, z. sprys, dz. cyt., s. 463–475, oraz B. Wysocka, Włodzimierz Dworzaczek 1905–1988
[w:] Wybitni historycy Wielkopolski, Poznań 1989, s. 438–445.
10 Wspomnienia Profesora Włodzimierza Dworzaczka…, s. 517.
tomasz zuzek
252
rozmową11. Jednym z jego pomocników był w tych czasach wspomniany już przy-
jaciel stefan Kieniewicz. zapamiętał on szczególnie wyjazd do Konarzewa pod
Poznaniem, wówczas rezydencji Czartoryskich. Dokumenty składowano tam bez-
ładnie: w dwóch trumnach na strychu12. sam Dworzaczek zapamiętał, że odnaleźli
wówczas unikatowy dokument króla Jana Kazimierza z czasów potopu szwedz-
kiego, w którym król wzywał generała Grodzickiego do rychlejszego przybycia
z odsieczą dla oblężonej Warszawy13. notabene z tamtego właśnie wyjazdu zacho-
wał się krótki list Dworzaczka z 25 maja 1928 roku do księcia Czartoryskiego
zapowiadający kolejną wizytę w Konarzewie oraz wykonane własnoręcznie (być
może na zlecenie księcia) tablice genealogiczne Działyńskich14.
szersze zainteresowanie Dworzaczkiem jako genealogiem nastąpiło w kręgach
arystokracji dopiero po odziedziczeniu przezeń materiałów po Reiskim i ukoń-
czeniu studiów. Wiązało się to ze sposobem życia, jaki młody badacz wybrał, chcąc
dalej prowadzić swe kwerendy. Jak już wspomniano, Dworzaczek otrzymał sty-
pendium Funduszu Kultury, lecz objęło ono jedynie rok 1931. z braku możliwości
zatrudnienia na Uniwersytecie Poznańskim oraz z racji trudności, jakie stwarza-
łaby etatowa posada, którą uważał za „śmierć cywilną”15, gdyż taka praca unie-
możliwiałaby mu badania w archiwach, Włodzimierz Dworzaczek celowo wybrał
zawód naukowca-wolontariusza. aż do wybuchu wojny środki do życia zdoby-
wał, m.in. wykonując kwerendy na zamówienie i rekonstruując genealogie rodzin
ziemiańskich16. Jego typowy dzień pracy wyglądał następująco: przed południem
badania w archiwum, a po południu bujne życie towarzyskie17. Dochodziły do
tego kilkutygodniowe kwerendy w parafiach wielkopolskich (w okresie wiosenno-
-letnim) oraz wyjazdy do innych archiwów na terenie kraju. sławomir Leitgeber
wspominał, że przez kilka lat po śmierci Dworzaczka spotykał się z jego przy-
jacielem z lat młodości – Jerzym Drwęskim, który często sięgał pamięcią do lat
przedwojennych. obaj lubili wówczas życie towarzyskie i bywali na poznańskich
salonach. Drwęski organizował wyjścia do domów mających swe „dni przyjęć”,
urządzali też razem bale we własnych mieszkaniach18. Wśród zachowanej kore-
spondencji Dworzaczka znajduje się imienne zaproszenie na bal zorganizowany
3 lutego 1937 roku w sali Białej poznańskiego Bazaru przez seniorat i Konwent
Rycerzy Korporacji „Corona” z okazji 15-lecia jej istnienia19. Co prawda na zapro-
szeniu widnieje nazwisko Jaraczewski, ale wstęp możliwy był wyłącznie za okaza-
niem takiego biletu i zapewne Dworzaczek w jakiś sposób go zdobył. takie bale
11 tamże, s. 518.
12 s. Kieniewicz, dz. cyt., s. 9.
13 Wspomnienia Profesora Włodzimierza Dworzaczka…, s. 516–517.
14 Polska akademia nauk Biblioteka Kórnicka w Kórniku (dalej Pan BK), notatki i tablice genealogiczne
rodzin: Działyńskich, Konarzewskich i Radomickich, sygn. BK 13603, k. 1.
15 Wspomnienia Profesora Włodzimierza Dworzaczka…, s. 519.
16 z. Chodyła, z. sprys, dz. cyt., s. 470.
17 Wspomnienia Profesora Włodzimierza Dworzaczka…, s. 519.
18 s. Leitgeber, Włodzimierz Dworzaczek (1905–1989), „Gazeta Wyborcza” 10 iV 2001 (dodatek „Gazeta
Wielkopolska”).
19 Pan BK, Depozyt listów Włodzimierza Dworzaczka z lat 1947–1983 (dalej: DwListy), teczka 1.
WŁODZIMIERZ DWORZACZEK (1905-1989)
are, : Gzyaertej
= WE A
111
Ej IEBJ
2. Włodzimierz Dworzaczek i Bogdan Hutten-Czapski, Rzym, 19 III 1936 r.,
fot. ze zb. PAN Biblioteki Kórnickiej
były doskonałą i najskuteczniejszą w tamtym czasie okazją do bezpośredniej roz-
mowy, zaprezentowania własnej osoby i zdobycia klienteli wśród szlachty, u której
rosło zapotrzebowanie na modną wówczas genealogię własnych przodków.
Znany już w towarzystwie Dworzaczek bywał częstym gościem poznańskiej
elity inteligenckiej i ziemiańskiej, którego ceniono za umiejętność interesującej
rozmowy”. Dzięki kontaktom towarzyskim miał on bardzo szeroką klientelę,
201. Krajkowski, dz. cyt., s. 6.
253
tomasz zuzek
254
a jedni klienci polecali genealoga następnym21. Poza pisaniem genealogii rodzin
ziemiańskich Dworzaczek wykonywał kwerendy archiwalne dla osób spoza
Poznania, opracowywał wywody legitymizacyjne dla kandydatów na tzw. kawa-
lerów maltańskich, dla których należało znaleźć szesnastu przodków (za co
inkasował po 1 tys. zł), malował drzewa genealogiczne etc.22 Był również auto-
rem pamiątkowego albumu dla króla rumuńskiego Karola ii, który w 1937 roku
odwiedził Polskę. Dworzaczek tuż przed tą wizytą napisał, oczywiście w celach
zarobkowych, artykuł do „Dziennika Poznańskiego”23 o polskich przodkach
tego władcy. Przeczytał go radca poselstwa w Bukareszcie alfred Poniński, który
nakazał centrali w Warszawie wykorzystać wiedzę Dworzaczka przy okazji zbli-
żającej się wizyty monarchy w Polsce. Wezwany do stolicy Dworzaczek zaprezen-
tował się tak dobrze, że to jemu zlecono wykonanie albumu pamiątkowego z pol-
skimi przodkami króla Karola, co świadczy o wysokiej wartości artystycznej jego
prac plastycznych. Pracował nad tym zadaniem ciężko przez dziesięć dni i, jak sam
to później określił, „grubo, jak na owe czasy, zarobił”24.
Jednak prace, które wykonywał na zlecenie, były jedynie środkiem do wyższego
celu, koniecznym z uwagi na brak stałego źródła dochodu. Dworzaczek planował
bowiem w przyszłości opracowanie genealogii szlachty wielkopolskiej25, a wszyst-
kie pomniejsze prace, nazywane przez niego samego mianem chałtur, wykonywał,
jak się zdaje, jedynie niejako przy okazji prowadzonych kwerend. Można wywnio-
skować to pośrednio na podstawie zachowanej korespondencji Dworzaczka
z Witoldem Święcickim z Kluk oraz z jego przedwojennego listu do generała
Kazimierza Raszewskiego. nadawca tegoż listu był dotychczas niezidentyfikowany,
a jego odnalezienie pozwala pozytywnie zweryfikować tezę, że metoda pracy wyko-
nywanej przez Dworzaczka na zlecenie, wyłaniająca się z listów do Święcickiego,
była przezeń stosowana powszechnie. na ów nieznany list natrafiłem w zbiorach
Biblioteki Kórnickiej, pracując nad niniejszym artykułem. nie ulega wątpliwości,
że wyszedł on spod ręki Włodzimierza Dworzaczka. Materiały Dworzaczka dla
Święcickiego i Raszewskiego posłużą zatem do zilustrowania ówczesnego sposobu
pracy i kontaktów badacza z przedwojenną arystokracją. należy jednak zaznaczyć,
że wszystkie materiały dla prywatnych zleceniodawców opracowane zostały przez
Dworzaczka rzetelnie i mają postać krótkich prac naukowych, podbudowanych
aparatem krytycznym. Dotychczas znane są dwie jego przedwojenne prace pisane
na zlecenie, maszynopisy: Święciccy w Wielkopolsce (1935) i Raszewscy herbu
Grzymała (1936). nie wiadomo, ile jeszcze podobnych opracowań kryją prywatne
archiwa potomków i spadkobierców zamawiających. obie zachowane prace znaj-
dują się w zbiorach Biblioteki Kórnickiej Pan. Pierwsza26, napisana dla Witolda
Święcickiego z Kluk, została w 2011 roku przekazana wraz z korespondencją przez
21 Świadczy o tym m.in. list M. Jabłońskiej do W. Święcickiego z 18 ii 1934 r., o którym będzie mowa niżej.
22 z. Chodyła, z. sprys, dz. cyt., s. 470; Wspomnienia Profesora Włodzimierza Dworzaczka…, s. 519.
23 W. Dworzaczek, Hohenzollernowie w Rumunii, „Dziennik Poznański” 1937, nr 98.
24 Wspomnienia Profesora Włodzimierza Dworzaczka…, s. 519.
25 B. Wysocka, dz. cyt., s. 439.
26 Pan BK, Korespondencja i materiały Włodzimierza Dworzaczka do genealogii Święcickich, sygn.
BK 14453.
WŁODZIMIERZ DWORZACZEK (1905-1989)
3. Włodzimierz Dworzaczek i Bogdan Hutten-Czapski, Rzym, 24 V 1936 r.,
fot. ze zb. prywatnych Jolanty Dworzaczkowej
jego wnuczkę Agnieszkę Sołtan, całość opublikowano w 2014 roku nakładem
Biblioteki Kórnickiej””. Natomiast druga znajduje się w materiałach do genealogii
rodziny Raszewskich”*, zakupionych w 1967 roku przez Bibliotekę od Bronisława
Zakrzewskiego z Poznania, i zdaje się, że nie została dotąd zauważona.
Witold Święcicki (1873-1951)”, poszukując korzeni swego rodu, pragnął
powiązać linię wielkopolskich Święcickich z linią litewską, z której się wywo-
dził. Poza Dworzaczkiem zaangażował do badań wielu historyków i archiwistów,
m.in. Józefa Romanowskiego z Archiwum Wileńskiego czy Jerzego Borówkę, jed-
nak poszukiwania przerwał wybuch wojny. Na polecenie Święcickiego w lutym
1934 roku z Dworzaczkiem skontaktowała się Maria Jabłońska: „Uzyskałam wresz-
cie adres p. Dworzaczka w Poznaniu, do którego piszę równocześnie obszerny list.
Podobno posiada genealogię rodziny Jastrzębców-Święcickich [...]. Możliwe, że
Dr. Dworzaczkowi uda się wydobyć z Drezna dokument nadania tytułu. Prosiłam
go, by skomunikował się wprost z Szanownym Panem w tej sprawie”. Odzew
ze strony poznańskiego badacza był dość szybki, gdyż już na początku kwiet-
27 W. Dworzaczek, Święciccy w Wielkopolsce, oprac. T. Zuzek, Kórnik 2014. Dzięki materiałom z Tek
Dworzaczka, © których będzie mowa niżej, praca ta, z zachowaniem oryginalnego tekstu, została roz-
budowana w formie przypisów o ponad sto dodatkowych informacji.
28 PAN BK, Papiery rodziny Raszewskich, sygn. BK 11197 k. 195-210. Praca ta znajduje się obecnie w opra-
cowaniu i niebawem zostanie wydana drukiem.
2 Zob. o nim T. Zuzek, Włodzimierz Dworzaczek i jego praca o Święcickich [w:] W. Dworzaczek, Święciccy...,
s. 10.
30 List M. Jabłońskiej do W. Święcickiego, Bydgoszcz, 18 II 1934 r. (Archiwum prywatne Pani Agnieszki
Sołtan z Warszawy, kopia cyfrowa listu dzięki uprzejmości właścicielki w posiadaniu autora).
255
tomasz zuzek
256
nia 1934 roku zaproponował podjęcie badań źródłowych, a w lipcu otrzymał od
Witolda Święcickiego na ten cel zaliczkę w wysokości 100 zł. W swych listach
Dworzaczek opisywał m.in. metodykę wykonywanej pracy, polegającą na zebra-
niu jak największej liczby informacji genealogicznych ze źródeł historycznych.
W tym celu w okresie niesprzyjającej aury, od jesieni do późnej wiosny, spę-
dzał czas w archiwum na badaniu m.in. zapisek z ksiąg grodzkich i ziemskich,
od najmłodszej wstecz, a latem objeżdżał wielkopolskie dworki i parafie, badając
archiwa rodzinne i metryki kościelne. W liście z 19 lipca 1934 roku, po otrzyma-
niu zaliczki i rozpoczęciu badań dla Witolda Święcickiego, opowiadał o aktual-
nym zajęciu i zdradzał swoje plany badawcze na przyszłość: „Mam zamiar stop-
niowo porobić wypisy wszystkich metryk szlacheckich, ze wszystkich kościołów
archidiecezji gnieźn. i pozn. zadanie to niemal gigantyczne, ale nie pracuję nad
nim sam, mam dzielnego współpracownika31, no i przez rok zdołałem już prze-
robić 135 kościołów (całość przeszło 600), około 15 000 metryk”32. W cytowanym
liście Dworzaczek pisał także o planowanym tymczasowym zawieszeniu zbierania
metryk (od września 1934 roku), aby móc rozpocząć systematyczne przeglądanie
inskrypcji grodzkich poznańskich od 1793 roku wstecz. Badacz miał jednak pro-
blemy z ukończeniem pracy o Święcickich, gdyż kilkakrotnie przesuwał termin
przekazania opracowanych wyników. tłumaczył to przede wszystkim brakiem
czasu spowodowanym chorobą ojca, częstymi wyjazdami oraz chęcią dostarczenia
kompletnego, poważnego ilościowo oraz jakościowo materiału33.
nie było to tłumaczenie odosobnione, gdyż podobne powody niedostarcze-
nia wyników swojej pracy zaledwie rok wcześniej podał Dworzaczek generałowi
Kazimierzowi Raszewskiemu34, który w latach 30. XX wieku prowadził poszu-
kiwania swoich korzeni. Już sam początek listu do generała z 4 maja 1934 roku
jest bardzo podobny do późniejszego listu dla Witolda Święcickiego z 25 lutego
1935 roku. Mianowicie: „Dziwił się zapewne Pan Generał moim milczeniem od
szeregu miesięcy, ale chciałem wtedy dopiero się do niego odezwać, kiedy będę miał
już coś zupełnie konkretnego do zakomunikowania”35. natomiast początek listu
do Święcickiego brzmi: „zdziwiło Pana może moje długie milczenie, ale nie mając
jeszcze konkretnych wyników, nie miałem co komunikować”36. Raszewskiemu,
mimo że ten mieszkał wówczas w Poznaniu, Dworzaczek nie przedstawił wyników
swych badań osobiście, tylko napisał list, w którym w punktach wyłożył najważ-
niejsze zagadnienia związane z jego odkryciami. List ten jest niekompletny, bra-
kuje co najmniej jednej (ostatniej) karty, przez co dotychczas nie było wiadomo,
31 Wspomnianym pomocnikiem był Michał sczaniecki (1910–1977), ówczesny student prawa, późniejszy
profesor UaM, prawnik i badacz ustroju dawnej Polski, zob. z. Chodyła, z. sprys, dz. cyt., s. 471; H. olsze-
wski, Michał Sczaniecki (1910–1977) [w:] WsB, Warszawa–Poznań 1981, s. 652.
32 Listy Włodzimierza Dworzaczka do Witolda Święcickiego [w:] W. Dworzaczek, Święciccy…, s. 39.
33 tamże, s. 40–41.
34 Kazimierz Raszewski herbu Grzymała (1864–1941), uczestnik i wojny światowej na froncie francuskim,
ranny w 1917 r. i przeniesiony w stan spoczynku, w 1919 r. wziął aktywny udział w powstaniu wielkopol-
skim, zob. H.P. Kosk, Generalicja Polska. Popularny słownik biograficzny, t. ii, Pruszków 2001, s. 123.
35 Pan BK, Papiery rodziny Raszewskich, sygn. BK 11197 k. 92r.
36 Listy Włodzimierza Dworzaczka do Witolda Święcickiego, s. 40.
WŁODZIMIERZ DWORZACZEK (1905-1989)
4. Od lewej: Jolanta Essmanowska (Dworzaczkowa), NN, Włodzimierz Dworzaczek, 1951 r.,
fot. ze zb. PAN Biblioteki Kórnickiej
kto jest jego autorem. Taki, a nie inny sposób zreferowania wyników badań tłu-
maczy Dworzaczek chorobą: „Na wstępie muszę się wytłumaczyć, dlaczego robię
to listownie, a nie osobiście. Otóż nie jestem zdrów. Zatrułem się czymś w jakiejś
małomiasteczkowej restauracji i czuję się nietęgo””. Na ile jest to tłumaczenie
prawdziwe, a na ile unik mający na celu oszczędzenie sobie osobistych wymó-
wek ze strony generała, do jakich mogłoby dojść przy spotkaniu w cztery oczy,
można się jedynie domyślać. Dworzaczek przebadał dla Raszewskiego archiwa
w Warszawie, Lublinie i Krakowie, udało mu się też odnaleźć trzy wcześniejsze,
nieznane dotąd generałowi, pokolenia rodziny, co samego zainteresowanego czy-
niło przedstawicielem pokolenia czternastego. Jednocześnie Dworzaczek odradzał
generałowi dalsze poszukiwania niemal we wszystkich odwiedzonych przez niego
miejscach: w Lublinie, gdzie „trzeba by tam przeprowadzić osobną kwerendę, co
by kosztowało dużo, a rezultatów by pewnie nie dało”; w Krakowie, gdzie „poszu-
kiwania specjalnie przez któregoś z urzędników prowadzone dałyby rezultaty nie-
uzupełniające w niczym drzewa genealogicznego Szanownego Pana Generała, ani
się z nim niełączące, a kosztowałyby, o ile mogę się zorientować, dobrych kilkaset
złotych”; w Małopolsce w powiecie trembowelskim, gdzie w połowie XVIII wieku
pojawił się niejaki Zygmunt, lecz „jak w Krakowie i Lublinie, przy dużym nakła-
dzie kosztów można by jedynie ustalić genealogię potomków tego Zygmunta, ale
to by nie poszerzyło genealogii Szanownego Pana Generała”**. Czy autor listu bał
się weryfikacji własnych ustaleń, czy też były to tylko życzliwe rady, znów możemy
37 PAN BK, Papiery rodziny Raszewskich, sygn. BK 11197 k. 92r.
38 Tamże, k. 93rv.
257
'TOMASZ ZUZEK
BZŻŹ aa seaa.[C5
5. Tablica Genealogiczna rodziny Konarzewskich autorstwa W. Dworzaczka, 1928 r.,
ze zb. PAN Biblioteki Kórnickiej
258
WŁODZIMIERZ DWORZACZEK (1905-1989)
rid Rórą * ika
ZDeiia 4 Mpa.
r way „Ów
ER |
, Fasada 2. Zgólwwaj
dał h s
(tg Teen) Nz tón
=. . ZEW u ZY Pra
j A
Ez Z
Ersa,
6. Tablica Genealogiczna rodziny Radomickich autorstwa W. Dworzaczka, 1928 r,
ze zb. PAN Biblioteki Kórnickiej
259
tomasz zuzek
260
jedynie domniemywać. zdaje się, że na koniec listu padła, urwana w pół zdania,
propozycja Dworzaczka narysowania generałowi tablicy lub drzewa genealo-
gicznego – nie wiadomo, czy za osobną opłatą. Maszynopis pracy o Raszewskich
sygnowany jest własnoręcznie przez Dworzaczka z datą spisania dopiero o dwa
lata późniejszą niż wspomniany list. Czy maszynopis ten to dodatkowa praca zle-
cona później przez generała, czy też dopiero w 1936 roku Dworzaczek w pełni
wywiązał się ze zleconego mu wcześniej zadania, nie sposób dzisiaj z braku źródeł
stwierdzić.
tablice genealogiczne sporządził Dworzaczek dla Witolda Święcickiego39.
Jemu także tłumaczył się z późnego nadesłania wyników badań, gdyż, jak wynika
z listów, termin ich oddania przekładał kilkukrotnie: „sprawa cała trwała tak
długo, bo Święciccy niezbyt tutaj rozrodzeni, w aktach grodzkich występowali
rzadko i przy braku indeksów trzeba było przeglądać dziesiątki ksiąg, nim się
natrafiło na jedną wzmiankę”40. skończony tekst przesłał Witoldowi Święcickiemu
14 października 1935 roku, informując jednocześnie w załączonym liście o powo-
dach opracowania materiałów w formie rozprawy naukowej, a nie surowego
wypisu z akt. Wynikało to z rozbieżności wyników jego kwerendy z przyjętą
w literaturze genealogią wielkopolskich Święcickich, były to różnice, jak sam to
określał, „rozmiarów wprost rewelacyjnych”. W związku z tym bardzo krytycz-
nie odniósł się do informacji o Święcickich zawartych w Złotej księdze szlachty
polskiej teodora Żychlińskiego41, co również znalazło odzwierciedlenie w samej
pracy. W liście informował on wprost Witolda Święcickiego, że na monografii
teodora Żychlińskiego o Święcickich „nie można absolutnie polegać”, określając ją
„jednym wielkim stekiem przekręceń i błędów”42. Materiał źródłowy nie pozwo-
lił W. Dworzaczkowi na bezpośrednie powiązanie linii wielkopolskiej z litewską
Witolda Święcickiego. W tym samym liście autor prosił też o przesłanie kolejnych
stu złotych celem ostatecznego rozliczenia. Po otrzymaniu pieniędzy, już pięć dni
po poprzednim, wysłał kolejny list z podziękowaniem; jednocześnie, chcąc pomóc
w dalszych poszukiwaniach, zalecił Święcickiemu przebadanie między innymi
akt warszawskich, wyszogrodzkich i płockich, czego on sam, z racji tego, iż nie
mieszkał w Warszawie, nie mógł się podjąć. na marginesie można wspomnieć,
że praca o Święcickich jest dzisiaj niezwykle ważna, szczególnie dla Uniwersytetu
im. adama Mickiewicza w Poznaniu, gdyż Dworzaczek wywodzi w niej genealo-
gię pierwszego rektora uniwersytetu prof. Heliodora Święcickiego, aż od początku
XViii wieku.
Dworzaczek żył przed wojną nie tylko z „drobnych chałtur”. Dzięki swoim
kontaktom wystarał się w 1935 roku o subwencję tarnowskich – nakłoniony przez
adama hr. tarnowskiego z Dzikowa (1866–1946) podjął pracę nad monografią
tej rodziny43. o tym mecenacie dość żartobliwie wspomniał stefan Kieniewicz.
Kiedy przed wojną szedł ulicą Piękną w Warszawie, z okna pierwszego piętra willi
39 W. Dworzaczek, Święciccy…, s. 33–37 (w wydaniu tablice uzupełnione o dane z Tek Dworzaczka).
40 Listy Włodzimierza Dworzaczka do Witolda Święcickiego, s. 42.
41 t. Żychliński, Złota księga szlachty polskiej, t. Vi, Poznań 1884, s. 308–314.
42 Listy Włodzimierza Dworzaczka do Witolda Święcickiego, s. 42.
43 B. Wysocka, dz. cyt., s. 439.
Włodzimierz Dworzaczek (1905–1989)
261
tarnowskich zawołał go po imieniu Dworzaczek. sam Kieniewicz pracował wtedy
nad życiorysem adama sapiehy na zlecenie jego potomków, toteż porozmawiali
sobie „na wesoło na temat magnackiego mecenatu w Polsce odrodzonej, jego
pożytkach i towarzyszących mu kłopotach”44. Przez pewien czas W. Dworzaczek
był również prywatnym sekretarzem Bohdana Hutten-Czapskiego ze smogulca
i wraz z nim przebywał w Rzymie w 1936 roku45. Dzięki „chałturom” i mecena-
towi, jak to sam określił, „przetrwał” do września 1939 roku.
W momencie wybuchu ii wojny światowej Włodzimierz Dworzaczek wszyst-
kie zebrane przez siebie materiały wywiózł z Poznania do Warszawy. tam też
zamieszkał podczas okupacji, gdzie w latach 1941–1944 bardzo intensywnie
pracując w archiwum Głównym akt Dawnych, zregestował m.in. kilkadziesiąt
tomów inskrypcji grodzkich kaliskich oraz ponad 200 tomów wyroków trybunału
Piotrkowskiego. Żył dalej z chałtur, wykonywał rysunki i różnego rodzaju prace
zdobnicze, zarabiał także dawaniem lekcji46. niestety, niemal cały jego warsztat
naukowy, wszystkie materiały do badań genealogicznych, pieczołowicie zbierane
przed i w trakcie wojny, doszczętnie spłonęły lub zaginęły podczas powstania war-
szawskiego47. ocalał tylko jeden tom wypisów z ksiąg trybunału (księgi 27–53 z lat
1605–1753), dziś zresztą stanowiący jedyną pozostałość po spalonych w aGaD
księgach trybunalskich48. W czasie wojny Dworzaczek kontynuował prace nad
monografią o Leliwitach tarnowskich. W tym celu przebywał u tarnowskich
w Dzikowie, gdzie badał archiwum rodowe. zżył się także z linią chorzelowską
tarnowskich, z właścicielem Chorzelowa hrabią Karolem Hilarym i jego bratem,
hrabią Janem, wielokrotnie u nich przebywając przed i w trakcie wojny. nie tylko
zajmował się tam badaniem archiwaliów, ale brał również udział w życiu towarzy-
skim dworu, w polowaniach, poznał wiele ciekawych osób, o czym świadczą jego
wpisy i karykatury zamieszczone w tamtejszej księdze gości49.
Po powstaniu warszawskim Dworzaczek znalazł się w Krakowie, gdzie po
wyzwoleniu miasta przez krótki czas pracował w Urzędzie Wojewódzkim, reje-
strując straty archiwów i bibliotek podworskich w Małopolsce. Latem 1945 roku
wrócił do Poznania, a niecały rok później za sprawą Gerarda Labudy uzyskał
posadę adiunkta przy Katedrze Historii Polski na Wydziale Humanistycznym
Uniwersytetu Poznańskiego50. Już w pierwszych latach pracy uniwersyteckiej
Włodzimierz Dworzaczek na nowo podjął swe poszukiwania źródłowe, co sys-
tematycznie kontynuował niemal do samej śmierci. W czasach stalinizmu zain-
teresowania genealogią, rodami możnowładczymi i szlacheckimi czy dynastiami
uzyskały stempel klasowej obcości i były bardzo źle widziane przez władze51.
44 s. Kieniewicz, dz. cyt., s. 9.
45 B. Wysocka, dz. cyt., s. 439.
46 a. Gąsiorowski, Włodzimierz Dworzaczek (15 X 1906 – 23 X 1989), „Kwartalnik Historyczny” 1989,
nr 3/4, s. 302.
47 z. Chodyła, z. sprys, dz. cyt., s. 473.
48 a. Gąsiorowski, dz. cyt., s. 302.
49 z. Chodyła, z. sprys, dz. cyt., s. 474–475.
50 tamże.
51 J. Pokrzywniak, Wspomnienie o profesorze Włodzimierzu Dworzaczku, „Przegląd Wielkopolski” 1988, nr 4, s. 40.
tomasz zuzek
262
Już sama habilitacja Dworzaczka, przeprowadzona w listopadzie 1947 roku na
podstawie rozprawy o hetmanie Janie tarnowskim, została odrzucona z przy-
czyn „klasowych” przez ministerstwo, które jednocześnie odebrało uczonemu
prawo do wykładania historii nowożytnej52. Historyk jednak, jak określił to stefan
Kieniewicz, odważnie przebrnął przez okres stalinowski, broniąc użyteczności
genealogii szlacheckich i wykazując ich znaczenie także dla znajomości stosun-
ków społeczno-gospodarczych, a nawet i walki klasowej53.
W tamtym okresie kontakty Dworzaczka ze szlachtą zostały na pewien czas
zawieszone. Poza sytuacją polityczną, która zmusiła część arystokracji do opuszcze-
nia kraju, a tym, którzy pozostali, kazała nie eksponować pochodzenia, wynikało
to z faktu, że badacz uzyskał etat na Uniwersytecie Poznańskim i tym samym stałe
źródło dochodu. nie potrzebował już „chałtur”, aby móc zajmować się badaniami.
Wpływ na ograniczenie kontaktów miało także obowiązkowe przekazanie ksiąg
metrykalnych do archiwów archidiecezjalnych, gdzie Dworzaczek mógł bez prze-
szkód, o każdej porze roku i w odpowiednich warunkach, zająć się ich badaniem,
co czynił regularnie niemal do końca życia. nie potrzebował już udawać się na
wieś, prosić ziemian o wikt czy wóz i jeździć do pobliskiego proboszcza, aby czytać
księgi, które nierzadko przechowywano w nieładzie. Poza tym już w trakcie dzia-
łań wojennych, kiedy począwszy od 1944 roku, przetaczał się przez ziemie polskie
front, wojska (radzieckie czy polskie) z reguły zabezpieczały opuszczone dwory. nie
wszystkie zostały w następstwie tego rozszabrowane, a część dokumentów trafiła
ostatecznie do archiwów państwowych i bibliotek54. sama szlachta nie była w stanie
powstrzymać tego przepływu, w którym uczestniczył zresztą i Dworzaczek, lecz
bynajmniej nie jako szabrownik, o czym sam wspominał: „Pisze do mnie zna-
joma moja – wtedy, w tych latach – która trafiła do małej wsi pod Grodziskiem:
Przyjeżdżaj, tu grabią wspaniałą bibliotekę! Przedostatnim właścicielem był
zdzisław Lubomirski. Jego ojciec był członkiem Polskiej akademii Umiejętności,
historykiem, wydawcą źródeł. Ja, człowiek o bardzo spokojnych pod tym względem
obyczajach, pojechałem najpierw do Warszawy, poszedłem do ostatnich właścicieli
i zapytałem, czy dajecie mi błogosławieństwo? Dajemy, niech pan bierze, co pan
chce! Pojechałem i zabrałem, co chciałem, z sumieniem czystym jak łza. Jak się
wzbogaciłem, to byłym właścicielom zapłaciłem i bardzo jestem zadowolony, że się
na nich dorobiłem ciekawych książek. Można było sobie zgromadzić wtedy biblio-
tekę taką, o jakiej mi się marzyło przed wojną; nawet mimo tej straconej. Mam
nieporównywalnie bogatszą bibliotekę, niż była tamta”55.
Przyszedł wreszcie Październik 1956 roku a wraz z nim polityczny przełom.
Jednak mimo odwilży, a co za tym idzie zelżenia cenzury i możliwości stopnio-
wego rozwoju naukowych kontaktów z badaczami zagranicznymi, stagnacja
52 s. Leitgeber, dz. cyt., s. 9.
53 s. Kieniewicz, dz. cyt., s. 9.
54 np. księgozbiór tarnowskich z Dzikowa, który trafił po wojnie do Biblioteki Jagiellońskiej.
55 Wspomnienia Profesora Włodzimierza Dworzaczka, s. 521. Cały księgozbiór W. Dworzaczka, liczący
blisko 4 tys. woluminów, po śmierci jego żony, prof. Jolanty Dworzaczkowej, został, wolą jej spadko-
bierczyni, przekazany Pan Bibliotece Kórnickiej, a autor niniejszego artykułu miał przyjemność osobiście
przejrzeć jego zawartość podczas jego zabezpieczania i przejmowania.
Włodzimierz Dworzaczek (1905–1989)
263
w kontaktach ze szlachtą, widoczna wyraźnie w zachowanej powojennej korespon-
dencji do Włodzimierza Dworzaczka, trwała aż do 1959 roku. Wówczas to ukazała
się fundamentalna praca tego uczonego – podręcznik Genealogia. aneksem do
niego jest tom zawierający 182 tablice genealogiczne rodów monarszych Polski
i państw ościennych, a także rodzin możnowładczych i senatorskich. Dzieło to
nazwane zostało później „pomnikowym, wzorowo opracowanym, niezastąpio-
nym, klasycznym w polskiej powojennej historiografii, bez którego nie obędzie się
żaden historyk, nawet jeżeli nie interesuje się specjalnie genealogią”56. sama wia-
domość o przygotowywaniu tej pracy odbiła się szerokim echem w pracowniach
genealogicznych i bibliotekach naukowych w świecie, co wynika z koresponden-
cji otrzymywanej przez autora57. zdaje się, że dla szlachty, która wyemigrowała
z Polski po wojnie, był to znak, że trwający w kraju od 1945 roku atak na arysto-
krację osłabł i poszukiwania genealogiczne nie są już tematem zakazanym. Mniej
więcej na rok przed ukazaniem się tego dzieła Dworzaczek zaczął otrzymywać
listy, początkowo głównie z zapytaniem, gdzie będzie można je nabyć. Po publi-
kacji, poza prośbami o przysłanie za zaliczeniem jednego egzemplarza – które to
prośby Profesor w każdym przypadku spełniał! – posypały się zapytania o pomoc
w odnalezieniu przodków. trzeba zaznaczyć, że mowa tu o szlachcie piszącej
zarówno z kraju, jak i z zagranicy. Były to pytania o konkretne informacje na temat
tej czy innej osoby – czy W. Dworzaczek posiada w swojej kartotece dane, które
uzupełniłyby rodzinne drzewo genealogiczne. Poza jednym przypadkiem wśród
listów nie udało się odnaleźć zleceń takich jak przed wojną – czyli przeprowadze-
nia kwerendy i ustalenia całego rodowodu danej osoby. zachowana koresponden-
cja to jedynie listy, które otrzymywał Dworzaczek, nie ma tam pism wysyłanych
przez niego w odpowiedzi. Jednakże na podstawie nadesłanych później podzię-
kowań można stwierdzić, że na wszystkie te listy Dworzaczek odpowiadał i czynił
to niemal natychmiast. Można także wywnioskować, o czym mniej więcej pisał.
Posiadał przecież ogromną wiedzę i kolosalną kartotekę – m.in. regesty, które robił
codziennie w archiwum Państwowym czy archidiecezjalnym. Korespondencja
nadsyłana do Dworzaczka obrazuje, jak ogromny wpływ na zainteresowanie genea-
logią wywarł on za sprawą swojej publikacji z 1959 roku. od tego roku otrzymywał
po kilkanaście listów miesięcznie, a zainteresowanie to nie osłabło przez dziesięć
lat! Dopiero od 1969 roku było ich mniej, aż wreszcie pozostała głównie kore-
spondencja ze środowiskiem naukowym, tak polskim, jak i zagranicznym – listy
pochodzą z Wielkiej Brytanii, Francji, nRD, RFn, Czechosłowacji, zsRR oraz
zza oceanu, z Kanady i Usa. znamienne jest, że Dworzaczek zachowywał każdy,
jak się zdaje, otrzymany list z tego rodzaju prośbą. Poza zapytaniami w spra-
wach genealogii szlacheckich z całego świata liczne są też listy nadchodzące od
zwykłych obywateli, pisane odręcznie, na małych, wydartych skądś karteczkach,
56 B. Wysocka, dz. cyt., s. 443.
57 K. zieliński w liście przesłanym 6 iV 1959 r. z sydney pisał: „szanowny Panie Profesorze! od
p. s. Konarskiego z Paryża dowiedziałem się, że Pan Profesor opracowuje podręcznik genealogii dla
Katedr pomocniczych nauk historii. Byłbym Panu Profesorowi bardzo wdzięczny o łaskawe poinformowa-
nie mnie, kiedy ta praca ukaże się w druku i gdzie ewentualnie będzie do nabycia (cena i adres wydawnic-
twa)” – DwListy, teczka 1.
tomasz zuzek
264
proste, jedno- bądź dwuzdaniowe, nierzadko z błędami gramatycznymi i orto-
graficznymi – z reguły chodziło o wyjaśnienie etymologii nazwiska piszącego.
Wydawałoby się, że taka nieodpowiednia i niestosowna wobec adresata, którym
był profesor uniwersytetu, forma, nie znajdzie u niego odzewu. Jednak po prze-
słanych później podziękowaniach widać, że i na takie listy Dworzaczek odpisy-
wał. sam o prośbach do niego kierowanych wyraził się tak: „niestety, jak ćmy
do ognia lecą do mnie ludzie wcale nie po informacje naukowe, tylko snoby naj-
straszniejszego gatunku, które przodków swoich szukają. tych staram się przyj-
mować ozięble i spławiać ile się da, ale czasu to człowiekowi też trochę zajmuje.
Lecz ta satysfakcja, gdzie do istotnej, celowej, dobrej pracy naukowej można dać
coś, czego skądinąd znaleźć niepodobna, jest naprawdę ogromna i rekompensu-
jąca ten wielki trud w to wszystko włożony”58.
Powtarzającym się uzasadnieniem próśb o pomoc ze strony szlachty (żyją-
cej już głównie za granicą) był fakt zniszczenia archiwum rodowego. zwracano
się do Dworzaczka jako eksperta, pytano, gdzie należy szukać danej księgi, do
jakiego archiwum się udać itp. Pisano nie jak do osoby, która, jak przed wojną,
podjęłaby się kwerendy, lecz jak do najbardziej kompetentnego naukowca w tej
dziedzinie, który łaskawie mógłby wskazać kogoś, kto podjąłby się takiej pracy59.
z niektórych listów wynika także, że Dworzaczek znany był piszącym już sprzed
wojny. odpisując, Profesor nierzadko prosił korespondenta o przesłanie wyników
swoich dotychczasowych poszukiwań. Gros listów zaczyna się od zdania, że ich
autorzy dowiedzieli się o ukazaniu się książki Genealogia i stąd mają do Profesora
pytanie… intencje piszących bywały różne. W niektórych książka wzbudziła
zainteresowanie własnymi korzeniami, innym, już wcześniej zainteresowanym,
wskazała W. Dworzaczka jako autorytet w tej dziedzinie. Jako przykład można
podać list E. sapiehy z nairobi (Kenia) z 16 kwietnia 1961 roku, w którym pisał,
że nie wie, jak zainteresować własne dzieci polskością, i wpadł na pomysł, że naj-
łatwiej byłoby to zrobić, ukazując im historię własnej rodziny na tle historii kraju.
stąd prośba do Profesora o poradę, jaką literaturę miałby do tego celu wybrać itp.60
Jak wynika z przytoczonych słów W. Dworzaczka, „snobów traktował ozięb-
le i spławiał”, jednak niektórym arystokratom pozwalał na „męczenie” swojej
osoby pytaniami przez kilkanaście lat. tak wynika chociażby z korespondencji
z Władysławem tyszkiewiczem z nowego Jorku czy z Janem Żółtowskim z Buenos
aires. temu ostatniemu Profesor wyraźnie czynił wymówki, ale mimo to za każ-
dym razem udzielał informacji. ten nieustanny zalew coraz to nowych szczegó-
łowych próśb trwał przeszło kilkanaście lat. Jak wynika z listów, Żółtowski prze-
syłał Dworzaczkowi małe sumy pieniędzy (po 10 dolarów – wówczas ok. 720 zł)
„na wydatki dla współpracowników”61. Musiało to się spotkać ze stanowczą
reprymendą, skoro 12 grudnia 1963 roku Żółtowski pisał: „Po przeczytaniu listu
58 Wspomnienia Profesora Włodzimierza Dworzaczka, s. 522.
59 tak na przykład uczynił Włodzimierz Czartoryski z Krakowa w liście z 31 Xii 1959 r., w którym pytał,
na prośbę ks. Leona Radziwiłła, zamieszkałego wówczas w Buenos aires, o wskazanie osoby dostatecznie
biegłej w sprawach genealogicznych, która by się podjęła tego rodzaju współpracy (DwListy, teczka 1).
60 tamże, teczka 3.
61 List s. Żółkiewskiego z 7 X 1963 (tamże, teczka 4).
Włodzimierz Dworzaczek (1905–1989)
265
od Pana Profesora muszę przyznać otwarcie, że postąpiłem lekkomyślnie, pod-
chodząc w ten sposób do sprawy, i naprawdę szczerze żałuję i przepraszam za
sprawienie takiego kłopotu Panu Profesorowi. Wyobrażam sobie, ile wymaga
wysiłku i poświęcenia praca naukowa Pana Profesora […] obiecuję, że już nigdy
nie sprawię Panu Profesorowi takiej nieprzyjemności i będę wdzięczny za jego
życzliwość”62.
sporo listów z podziękowaniami zaczyna się od przeprosin. Jako reprezen-
tatywny można przytoczyć fragment krótkiej przesyłki od księdza Kazimierza
Drzymały: „Dziękuję najuprzejmiej za list z dnia 23 ii 1963 r. Doprawdy czuję się
zawstydzony, że z taką prośbą zwróciłem się do P. Profesora i zabrałem Mu wiele
cennego czasu”63. Profesor prowadził przecież badania, wykładał na uniwersytecie
i czasu nie miał wiele. złościł się zapewne, gdy otrzymywał pytania, na które odpo-
wiedzi można było uzyskać na własną rękę, ale mimo to pomocy nie odmawiał.
Jednakże na przejawy prawdziwego snobizmu, zdaje się, w ogóle nie odpisywał.
Jedyny przypadek prośby o kwerendę, który udało się wyłowić z kilkuset listów,
to pismo przesłane 10 lutego 1962 roku przez Friedricha P. z RFn64. Prośba skie-
rowana została wszakże już do profesora uniwersyteckiego i z tego powodu jest
tym bardziej kuriozalna, warto ją więc tutaj przytoczyć w całości (z zachowaniem
pisowni):
„Wielce szanowny Panie Dr. Dworzaczek!
Chciałbym się Pana zapytać czy Pan jest w stanie i zgodziłby się przeprowadzić
dla mnie w okolicach Poznania badania genealogiczne. na razie określę w skró-
cie o co mi chodzi: jedna moja prababka ze strony matki urodziła się nieślubnie
w 1866 na majątku Kossabude (Kreis Konitz, Provinz Posen). ojciec jest natural-
nie nieznany. Dokładnych szczegółów nadeślę, jeśli Pańska odpowiedź wypadnie
pozytywnie. Proszę mi napisać czy Pan [się] na to zgadza. W danym wypadku
niech mi Pan doniesie, jakie honorarium Pan by zażądał. Mam nadzieję, że wnet
otrzymam Pańską odpowiedź. Pozdrawiam z Wyrazem Poważania”65.
zdaje się że odpowiedź od Dworzaczka jednak nie nadeszła. niektórzy sno-
bistyczni szlachcice próbowali podejść Profesora podstępem, zapraszając go do
siebie i nie zdradzając swoich rzeczywistych zamiarów. tak było w przypadku
Curta o. z pewnej miejscowości koło Bonn66, który w liście z 20 lutego 1962 roku
prosił Dworzaczka o przysłanie swojej książki Genealogia oraz o parę szczegółów
dotyczących pobocznej linii rodu o. na koniec spytał, czy Dworzaczek nie zgo-
dziłby się za pieniądze wyprowadzić jego rodowodu. zaproponował mu przyjazd
do siebie w gościnę, gdzie mógłby popracować i przy okazji „połączyłby przyjemne
z pożytecznym”, zwiedzając okoliczne biblioteki. z kolejnego jego listu z 11 kwietnia
tegoż roku można wywnioskować, że Dworzaczek przesłał mu pożądaną książkę,
62 List s. Żółkiewskiego z 11 Xii 1963 (tamże).
63 List Kazimierza Drzymały z Krakowa z 22 iii 1963 (tamże).
64 aby uniknąć posądzenia o naruszenie dóbr osobistych, celowo zrezygnowano z podania nazwiska autora
listu i dokładnego miejsca jego zamieszkania.
65 DwListy, teczka 3.
66 Również tutaj celowo opuszczono dane piszącego.
tomasz zuzek
266
jednak wyprowadzenia rodowodu i wyjazdu do niemiec odmówił, zasłaniając się
stanem zdrowia. zapytał jednocześnie korespondenta o maszynę, na której napisał
on list, gdyż jej czcionka była niespotykana, bardzo ładna i czytelna. Pan o., żału-
jąc, że nie udało mu się namówić Dworzaczka do przyjazdu, widząc ostatnią swą
szansę w owej maszynie do pisania, zaproponował, że przyśle podobną w zamian
za pewną przysługę: „Jestem gotów przysłać Panu maszynę do pisania w prezencie
typu olympia sM 7, która posiada pismo b. podobne, a mimo to nadaje się do
pisania na normalnym papierze, gdyby Pan mógł mi wystarać się o następujące
zaświadczenie, wystawione przez Władze administracyjne o treści mniej więcej
następującej: »niniejszym zaświadcza się, że p. Curt o. ur. […], należy do rodziny
z […] o. i ma prawo nosić nazwisko z […] o.« to zaświadczenie byłoby tutaj
przetłumaczone na niemiecki i stanowiłoby podstawę do odpowiedniego wnio-
sku do władz tutejszych celem uzyskania prawa noszenia nazwiska pełnego Curt
[…] von o. szczególnie dla moich dzieci […] miałoby to tutaj duże znaczenie”67.
Brak kolejnego listu od o. świadczy chyba o braku odzewu ze strony Profesora na
taką propozycję, której celem był wyłącznie snobizm związany z chęcią afiszowa-
nia swojej szlacheckości poprzez dodatek von przed nazwiskiem.
Przy omawianiu powojennej korespondencji wypada wspomnieć o jeszcze
jednym kontakcie, jaki przez lata utrzymywał Dworzaczek. Chodzi mianowicie
o stefana a. tarnowskiego, który po wojnie wylądował w Chicago i stamtąd pisał
do Profesora. Dworzaczek, zżyty z tarnowskimi już przed wojną, najwyraźniej
tolerował u niego snobizm, gdyż, jak wynika z listów, podtrzymywał przyjacielskie
relacje. tarnowski zwracał się do niego: „Kochany Panie Profesorze”, przesyłał mu
„wiele bardzo serdecznych pozdrowień i uścisk dłoni spracowanej”. informował
go o losach i sytuacji zdrowotnej ich wspólnych znajomych na emigracji, o swoim
położeniu, a we wszystko to wplatał prośby o sprawy genealogiczne. Jedną z nich
była i ta o zrekonstruowanie jego tablicy genealogicznej, „gdyż pojadę pewnie
do Rzymu w jesieni i chcę spróbować »zarejestrować« się w Malcie. Celem głęb-
szym tego zamiaru jest, by na klepsydrze (po mojej śmierci) stojało drukowane,
że byłem Kawalerem Maltańskim, inaczej klepsydra okropnie pusta… Prawda?
Podejście do zagadnienia głębokie – jak sam Pan widzi – bo aż myśl o »dobrym
wyglądaniu« po ostatecznych przenosinach”68.
Cały życiorys Włodzimierza Dworzaczka wydaje się swoistym źródłem
do badania szlachty i jej mentalności, szczególnie w okresie międzywojennym.
Wówczas to, paradoksalnie, poszukiwała ona swoich korzeni „w mieście”. Jedynie
bowiem duże miasta, posiadające uniwersytet, a przez to skupiające na swym
terenie inteligencję i kompetentnych naukowców, mogły zaspokoić zapotrze-
bowanie na wiedzę o własnym rodowodzie. Po wojnie, w nowej socjalistycznej
rzeczywistości, rola i znaczenie ziemiaństwa i w mieście, i w kraju podupadły,
a jego miejsce zająć miały nowo tworzone elity. sam W. Dworzaczek, będący już
wówczas sam sobie mecenasem, w ciągu kilkudziesięciu następnych lat prze-
badał i sporządził wypisy z kilkuset wielkopolskich ksiąg grodzkich, ziemskich
i metrykalnych, zarówno parafii rzymskokatolickich, jak i innowierczych, a także
67 DwListy, teczka 3.
68 List stefana a. tarnowskiego z 2 iV 1963 (tamże, teczka 4).
Włodzimierz Dworzaczek (1905–1989)
267
z kronik klasztornych oraz z wielu innych źródeł. Wykonał tytaniczną pracę,
a wszystko z pasji i umiłowania historii i genealogii. Dzięki jego trudowi mamy
dzisiaj do dyspozycji olbrzymią bazę ponad 300 tys. regestów, które pod koniec
życia (zmarł w Poznaniu 23 października 1989 r.) razem z innymi materiałami
postanowił przekazać Bibliotece Kórnickiej. W ciągu kilku następnych lat mate-
riały te (głównie regesty) zostały przepisane do specjalnie w tym celu utworzo-
nego programu komputerowego i udostępnione w wersji cyfrowej na CD jako
Teki Dworzaczka69. obecnie program znajduje się w wolnym dostępie na stronie
internetowej Biblioteki Kórnickiej: http://teki.bkpan.poznan.pl. Materiał ten jest
niebywałym ułatwieniem tak dla historyków, jak i dla laików, którzy postanowili
zająć się własnymi korzeniami, a korzystanie z niego, dzięki możliwościom prze-
szukiwania hasłowego, jest bardzo proste i szybkie. Każde badania genealogiczne
wypada obecnie zacząć od Tek Dworzaczka, co oszczędza czas i trud oraz skieruje
od razu do konkretnej strony danej księgi grodzkiej, ziemskiej czy metrykalnej,
bez konieczności mozolnego i kosztownego wertowania kart całych rękopisów
w archiwach70.
69 Teki Dworzaczka. Materiały historyczno-genealogiczne do dziejów szlachty wielkopolskiej XV–XX w.
CD-RoM, Biblioteka Kórnicka Pan, opr. a. Bieniaszewski i R.t. Prinke, pod red. J. Wisłockiego, Kórnik–
Poznań 1995. zob. też J. Wisłocki, a. Bieniaszewski, R.t. Prinke, Spuścizna Włodzimierza Dworzaczka,
„Pamiętnik Biblioteki Kórnickiej” 1996, s. 169–182.
70 Przed przystąpieniem do poszukiwań warto zapoznać się z artykułem K. Górskiej-Gołaskiej, Teki
Dworzaczka. Uwagi użytkownika [w:] Fontes et historia. Prace dedykowane Antoniemu Gąsiorowskiemu,
red. t. Jurek, i. skierska, Poznań 2007, s. 69–89.
268
takie rzeczy się robiło
Z Olgierdem Baehrem, byłym prezesem Klubu Inteligencji Katolickiej
w Poznaniu i członkiem Prymasowskiej Rady Społecznej,
rozmawia Konrad Białecki
K.B.: Szanowny Panie Prezesie, czy zechciałby Pan poświęcić kilka słów
swoim przodkom? Z tego co wiemy, niektórzy z nich mocno angażowali się
w działalność społeczną.
o.B.: Pierwszym działaczem zarówno społecznym, jak i politycznym był
w rodzinie Baehrów mój pradziad, otton Baehr senior. W 1842 roku nabył on
klucz makowlański obejmujący Makowlany, kilka folwarków oraz dwa młyny
wodne. Był on ostatnim z wyboru marszałkiem szlachty powiatu sokólskiego
w latach 1856–1865 (po powstaniu styczniowym byli już oni mianowani przez
rosyjskiego gubernatora). Jako swoje główne zadanie przyjął wszelkie działa-
nia dotyczące zniesienia poddaństwa włościan. Miał na tym polu duże poparcie
sokólskiego ziemiaństwa. W tych sprawach występował na zjazdach szlachty oraz
wysyłał petycje do cara aleksandra ii, pisząc, że poddaństwo włościan jest prze-
ciwne ustawom boskim i samej istocie człowieczeństwa. niestety, pozostawały one
bez odpowiedzi. otton Baehr senior zmarł w Makowlanach krótko po stłumieniu
powstania styczniowego.
Mój dziad, również noszący imię otton (1837–1907), urodził się w Grodzisku
koło suchowoli. Ukończył gimnazjum w Białymstoku w 1854 roku, potem stu-
diował agronomię na uniwersytetach w Dorpacie, Królewcu i Halle oraz nauki
społeczne na sorbonie i College de France. Po odbyciu praktyki rolnej objął
w dzierżawę majątek Połonin koło suchowoli i wkrótce gospodarował na wysokim
poziomie. W 1861 roku ożenił się z zofią Kleczkowską z majątku Mikielewszczyzna
(pow. sokólski), urodzoną w 1843 roku na syberii, córką zesłańców politycznych
po powstaniu listopadowym, Erazma i anieli z Wańkowiczów. W kolejnych
latach wziął żywy udział w organizacji powstania styczniowego. aresztowany
przez władze carskie, był więziony najpierw w sokółce, a następnie w Grodnie.
W 1864 roku został skazany na karę śmierci, konfiskatę mienia i pozbawienie praw.
Kara śmierci nie została wykonana, ale ottona deportowano na syberię. spędził
dwa lata w tomsku i Kuźniecku, gdzie połączył się z żoną, która dobrowolnie
towarzyszyła mu na zesłaniu. Po sześciu latach uzyskał pozwolenie na powrót,
początkowo tylko w granice Królestwa Kongresowego. zamieszkał w Warszawie,
aby w końcu osiąść w rodzinnych Makowlanach. Prowadził tutaj majątek na pozio-
mie zachodnioeuropejskim i oddawał się działalności społeczno-rolniczej, dążąc
w szczególności do podniesienia poziomu sadownictwa. W 1898 roku wszedł
TAKIE RZECZY SIĘ ROBIŁO
1. Olgierd i Wacław Baehr, 1952 r., wszystkie fot. ze zb. Olgierda Baehra
do zarządu nowo powołanego Towarzystwa Rolniczego guberni grodzieńskiej
i został wybrany na jego prezesa. W 1901 roku wycofał się z działalności publicz-
nej z powodu nadwątlonego zdrowia. Zmarł 7 lutego 1907 roku w Makowlanach.
Mój ojciec, Marian Baehr (1879-1943), urodził się w Makowlanach 16 czerwca
1879 roku. Rozpoczął naukę w gimnazjum rosyjskim w Grodnie, mieszkał
wówczas na stancji u Elizy Orzeszkowej (zaprzyjaźnionej z moim dziadkiem).
Ukończył Wydział Architektury na politechnice w Rydze, gdzie należał do kor-
poracji „Arkonia, skupiającej polskich studentów. Studiował również malarstwo
w Monachium i Paryżu. W czasie I wojny światowej przebywał w Rosji, pracu-
jąc społecznie w komitecie księcia Konstantego Czetwertyńskiego dla wysiedlo-
nych i uciekinierów. Opiekował się Polakami znajdującymi się na terenie guberni
269
OLGIERD BAEHR
2. Dwór w Makowlanach
moskiewskiej i kazańskiej. Po powrocie do Makowlan w 1918 roku od razu zaan-
gażował się w pracę na rzecz odrodzonej Ojczyzny. Został wybrany na naczelnika
powiatu sokólskiego i przewodniczącego Rady Powiatowej. W 1919 roku był już
starostą. W czasie wojny polsko-bolszewickiej służył w saperach. Po powrocie
z wojska ponownie objął urząd starosty. Dodam, że jeden z dwóch braci mojego
ojca, Wacław, był w dwudziestoleciu międzywojennym wybitnym naukowcem,
kierował m.in. Katedrą Cytologii na Uniwersytecie Warszawskim, i za swoje osią-
gnięcia został nawet zgłoszony do Nagrody Nobla.
Pan Prezes również starał się podtrzymywać tę rodzinną tradycję spo-
łecznego zaangażowania, choć w PRL było to mocno utrudnione. Pierwsza
organizacja, w której działalność się Pan włączył, Caritas Academica, została
zawieszona pod koniec lat 40. Z kolei Klub Inteligencji Katolickiej, powstały
po przełomie październikowym 1956 roku, był legalnie działającym stowarzy-
szeniem, zatem mógł podejmować, z daleko idącymi ograniczeniami, pewne
działania w przestrzeni publicznej. Niemniej, z tego co wiem, Pan Prezes i nie-
którzy członkowie poznańskiego KIK-u próbowali wychodzić poza te ograni-
czenia nawet w latach 60. Z jakim skutkiem?
Podam przykład. Ginie John E Kennedy - głowa najważniejszego pań-
stwa „imperialistycznego. To były pierwsze lata pseudoodwilży po 1956 roku.
Dominikanie poznańscy zawiadomili, że u nich będzie msza za Kennedy ego.
Kościół był wypchany po brzegi. Zjawił się konsul amerykański. No więc pan
sobie wyobraża, że to nie doszło do SB? Personalnie to robiłem ja wraz z panem
Bogdanem Korewą. Więc takie rzeczy się robiło.
Czyli, jak rozumiem, to Pan Prezes porozmawiał na ten temat z dominika-
nami, czy oni są gotowi tego typu mszę odprawić?
Rozmawiałem z ojcem Reginaldem [Wiśniowskim - przyp. K.B.], to był
subprzeor, bo akurat przeor gdzieś był — mówiąc po poznańsku — wyjechany.
I myśmy wtedy zawiadomili, oczywiście nie mogliśmy wszystkich, ale głównie te
270
takie rzeczy się robiło
271
parafie przede wszystkim w śródmieściu, gdzie ludzie mieli blisko. Generalnie jed-
nak nawet najmniejsza rzecz wymagała zgody Wydziału do spraw Wyznań. Kiedyś,
to było chyba w okresie milenijnym – jakiś drobiazg. nie pozwolili. Myśmy mieli
wszystko przygotowane i „z powodu złych warunków atmosferycznych” odwoła-
liśmy. taką informację się wysyłało, bo gdyby napisać, że to polecenie sB, no to
byłaby awantura.
Czy podobnego typu działania podejmowano w czasie Wielkiej Nowenny?
Czy KIK próbował się jakoś włączać w przygotowania do obchodów milenij-
nych?
oczywiście, ale to było absolutnie z miejsca torpedowane.
Ale jakie plany miał KIK w związku z Wielką Nowenną?
Pamiętam, że chcieliśmy zorganizować jakąś sesję w Gnieźnie z udziałem
wszystkich KiK-ów i wtedy nas po prostu do tego nie dopuszczono. Więc wiedzie-
liśmy, że żadne inne działania nie mają sensu. Dam pewien przykład. Jednemu
z naszych kolegów (to zresztą nieżyjący już ortopeda poznański – Konstantyn
Piechocki) udało się wyjechać do irlandii. Wrócił i miał tylko wykład o irlandii.
Wtedy to było zupełnie neutralne państwo, nie należało do nato czy czegoś
takiego. Miał odczyt i natychmiast wezwano go na sB i powiedzieli: „Proszę pana,
pan tutaj brał udział w nielegalnym spotkaniu”.
A to było oficjalne spotkanie KIK-u?
oczywiście. oficjalne spotkanie KiK-u, gdzie myśmy dali ogłoszenia w kościo-
łach itd. „My panu mówimy, że to było nieoficjalne. Czy pan rozumie?” Piechocki
dokładnie powtarzał rozmowę. a ten esbek po chwili powiedział: „Proszę pana,
pana syn chciałby pójść na studia, czy pan chce, żeby się dostał, czy pan chce, żeby
się nie dostał?”. takie rzeczy się błyskawicznie rozchodziły.
Również rodzina Pana Prezesa doświadczyła szykan ze strony władz.
Przedstawię Panu taką sytuację. Mianowicie, moja żona wyleciała z pracy po
raz pierwszy chyba w roku 1971. Była kierownikiem działu nauki […]. została
wywalona z dnia na dzień bez wypowiedzenia […]. sekretarz PoP PzPR w roz-
mowie w cztery oczy powiedział, że „pani wylatuje przez swego męża”. z tym że
tutaj w tych materiałach esbeckich jest powiedziane, że była członkiem KiK-u.
a przecież ona nigdy nie była, nawet przez 10 minut, członkiem Klubu.
Jednak czasami udawało się Panu Prezesowi wyjechać za granicę…
tak, udało mi się wyjechać w 1965 roku (choć to było bardzo trudne) dzięki
temu, że znałem dobrze francuski. Wtedy z instytutu miało jechać osiem osób.
Były minister PGR, czterech pracowników instytutu i trzech chłopów. to był
wyjazd robotniczo-chłopski. i okazało się, że nikt z tej ósemki nie zna francu-
skiego, a wyjazd jest do Francji. Wobec tego skreślili jednego z mojego instytutu
i wsadzili mnie. […] Kilkanaście lat później, w 1986 roku, już jako prezes
KiK-u starałem się o wyjazd na Katolikentag do niemiec i potem do Włoch. […]
Jak to wyglądało? Żeby pan widział kulisy tej sprawy. Poszedłem po odbiór pasz-
portu (miałem wyznaczony dzień), to jeszcze było przy Rycerskiej, i ten urzędnik
patrzy i mówi: „Przyjdzie pan jutro po odbiór”. Poszedłem następnego dnia. „Pan
się zgłosi na piętro do pokoju takiego i takiego”. tam już na mnie czekał jeden
facet. Pół godziny trwał jego ryk (dosłownie) na mnie. Groził rozwaleniem KiK-u.
Po prostu mówił, że rozwali Klub.
OLGIERD BAEHR
3. Otton Baehr 4. Otton Baehr syn
Ale nie formułował żadnych konkretnych wymagań?
Owszem, do mnie. Co KIK wyprawia, że działa antysocjalistycznie itd.
A czy wskazywał konkrety? Czy Pan go może zapytał, o co konkretnie chodzi?
On mnie nie dopuszczał do głosu, to był ryk. W pewnym momencie ja mu
przerwałem i mówię: „Proszę pana, ja głuchy nie jestem. Czy pan nie potrafi nor-
malnym językiem mówić?”. Przerwał tylko na dwie minuty — mówił normalnie,
ale potem do końca na mnie ryczał. Trwało to pół godziny i to był właściwie jego
monolog z rzucaniem rozmaitych gróźb. To były groźby takie ogólnikowe. Że ja
występuję antysocjalistycznie, antypolsko itd.
Tuż przed wprowadzeniem stanu wojennego został Pan członkiem
Prymasowskiej Rady Społecznej. Jak do tego doszło?
Byłem wtedy członkiem KIK-u, ale jeszcze nie jego prezesem. Prymas Józef
Glemp jednak świetnie wiedział, kim jestem. Z tego co mi wiadomo, to mnie tam
opiniowali dominikanie.
Początek stanu wojennego to trudny czas dla Pana Prezesa...
Mnie wywalili na początku stanu wojennego. Znałem wyrok. Chodziło nie
tylko o to, że mam wylecieć, ale żebym został zniszczony. [...] Tak że na kilkana-
ście lat przed normalną emeryturą byłem bezrobotny. Ale nie wiem, czy „władza
ludowa” dobrze to zrobiła dla siebie, bo ja w tym czasie miałem około 70 refera-
tów — jeździłem z nimi. Nigdy nie jeździłem samochodem, bo wiadomo było, co
robili. To groziło śmiercią. Mało tego, musiałem wyjeżdżać nie ostatnim pocią-
giem, ale wcześniejszym. Wtedy były masowo organizowane tygodnie kultury
272
takie rzeczy się robiło
273
chrześcijańskiej. zwracali się do mnie, m.in. przedstawiciele kurii szczecińskiej,
z propozycją wykładów dla wczasowiczów – Świnoujście, Międzyzdroje. a ponie-
waż byłem bezrobotny, więc miałem na to czas. z tym że to było niekiedy bar-
dzo męczące. Dlaczego? zdarzało się, że któryś z zaplanowanych wcześniej prele-
gentów nie dostawał urlopu, zgłaszał absencję i mówił do mnie: „Proszę pana, za
tydzień odczyt, a nie mamy nikogo z dziedziny rolnictwa”. Ja mówię: „Proszę pana,
ja nie jestem specem od tego”. „to nic. Musi się pan przygotować”. szedłem wtedy
do instytutu Ekonomiki Rolnej, wydobywałem materiały, jeszcze przeprowadza-
łem konsultacje – no i tak się to robiło.
Przez kilkadziesiąt lat, od drugiej połowy lat 50., był Pan związany
z poznańskim KIK-iem, a w latach 1984–1991 nawet mu prezesował. Jak Pan
wspomina wzajemne relacje pomiędzy poznańską kurią metropolitalną i kolej-
nymi arcybiskupami a Klubem?
Początkowo, chyba w ciągu pierwszych trzech lat, nie było prawie żadnych
kontaktów. sprawa dla mnie jest bardzo jasna, jeśli chodzi o postawę księdza arcy-
biskupa antoniego Baraniaka. Jego władze bezpieczeństwa przygotowywały na
proces prymasa stefana Wyszyńskiego jako jednego z głównych świadków. na
szczęście ostatecznie do tego procesu nie doszło, choć procesy prymasów odbyły
się w niektórych innych krajach bloku. natomiast więziony antoni Baraniak był
przez kilka lat torturowany […]. Dlatego on początkowo odnosił się ze zdecydo-
waną rezerwą do Klubu. Uważał, że władze albo nas zniszczą, albo sobie podpo-
rządkują. tak się złożyło, że pierwsze rozmowy, które przeprowadził z nim pierw-
szy prezes poznańskiego KiK-u dr Mieczysław Luziński, nie przyniosły właściwie
nic. ale myśmy na zarządzie Klubu ustalili, że czas po prostu może zrobić swoje,
że my będziemy mu się regularnie przypominali. Drugą osobą, która próbowała
się kontaktować z arcybiskupem Baraniakiem, była Janina szweycer [jedna ze
współzałożycielek KiK-u w Poznaniu, w latach 40. działaczka Caritas academica –
przyp. K.B.], ale z podobnym skutkiem. Ja byłem tym trzecim, któremu udało się
porozmawiać z arcybiskupem, chyba w roku 1961 lub 1962. W międzyczasie arcy-
biskup Baraniak zbierał o nas opinie, co nie było trudne, ponieważ dr Luziński
był prezesem struktur wojewódzkich Caritasu w latach 40., a nina szweycer jako
wiceprezeska Caritas academica była niezwykle bojowa i blisko związana z domi-
nikanami, szczególnie z ojcem Bernardem Przybylskim […]. W trakcie rozmowy
udało mi się jakoś znaleźć wspólny język z arcybiskupem. Powiedział mi: „Dobrze,
wobec tego dostaniecie kapelana i Klub będzie pod opieką klasztoru dominika-
nów”. Po krótkim czasie napisał długi list, nie pamiętam, czy był skierowany do
dominikanów, czy do prezesa Luzińskiego, choć pamiętam, że miałem go w ręku,
gdzie było napisane, na czym ta współpraca ma polegać. oczywiście reakcja domi-
nikanów była bardzo szybka. Pierwszym kapelanem został ojciec Konrad Hejmo,
o którym zachowujemy wszyscy jak najlepsze wspomnienia […]. Współpraca
z nim była bardzo miła. nigdy nie wchodził w skład zarządu, ale jeśli pojawiały
się jakieś problemy, prosiliśmy go na posiedzenie. Ponieważ miał on szereg innych
funkcji, myśmy starali się go nadto nie absorbować.
oprócz ojca Hejmo w kolejnych latach przyszło nam współpracować z wie-
loma dominikanami, np. jeździli oni na wakacje z członkami sekcji rodzin KiK.
Byliśmy w bliskim, serdecznym kontakcie z dominikanami w tamtym czasie. Często
OLGIERD BAEHR
5. Maria Tyszkiewicz, Olgierd Baehr, Teresa Tyszkiewicz, Leontyna Tyszkiewiczowa,
Tomasz Janta-Połczyński, lata 60. XX w. [2]
korzystaliśmy też, jako klubowicze, z sal w klasztorze dominikanów. Czasami
również, dopóki żył prof. Józef Kostrzewski, gościliśmy w PTPN. W latach 70.
i 80. mieliśmy też bardzo dobre relacje z chrystusowcami. Ogólnie biorąc, życzli-
wie ustosunkowany był do nas arcybiskup Jerzy Stroba, choć był taki okres, kiedy
nasze kontakty stały się nieco chłodniejsze. Chodziło tu o obchody 30. rocznicy
Poznańskiego Czerwca 1956 w 1986 roku. Najpierw poszło do niego dwóch pro-
fesorów: Janusz Ziółkowski i Jarosław Maciejewski, ale arcybiskup powiedział,
że się nie włączy. Wtedy zadzwoniłem, jako dawny członek Prymasowskiej Rady
Społecznej, do kardynała Glempa i poprosiłem o audiencję w Gnieźnie. Prymas
w jej trakcie, kiedy mu przedstawiłem sprawę, spojrzał do kalendarza i mówi:
„28 czerwca. Tego dnia jest Sesja Episkopatu w Poznaniu. No więc wtedy moje
stosunki z arcybiskupem Strobą troszeczkę się pogorszyły. Nawet przez pewien
czas nie przychodził na opłatki do KIK-u, zastępowali go wtedy bp Stanisław
Napierała albo Zdzisław Fortuniak. Ale minęły dwa, trzy lata — czas robi swoje —
i wszystko wróciło do normy.
Dodajmy, że Pan Prezes jest także jednym z inicjatorów współpracy
Wielkopolski i Bretanii.
Bezpośrednio po wyborach do sejmu kontraktowego w 1989 roku zwrócił
się do KIK-u, uzasadniając, że nie chce rozmawiać z instytucją komunistyczną,
CDS (Ośrodek Demokracji Społecznej) z propozycją zawiązania bliskiej współ-
pracy pomiędzy Bretanią i Wielkopolską. Po otrzymaniu zgody specjalnym
samolotem przybyła do Poznania 30-osobowa grupa specjalistów z różnych dzie-
dzin. Przeprowadzili oni rozmowy z władzami Izby Przemysłowo-Handlowej
274
takie rzeczy się robiło
275
oraz z polskimi firmami z sektora rolniczego. Pozytywna opinia o Poznaniu
i Wielkopolsce przyczyniła się do powołania w Rennes Komitetu Współpracy
z Polską, na czele którego stanął generał w stanie spoczynku Pierre de tonquedec.
zarówno wtedy, jak i wcześniej, w okresie stanu wojennego, przybywała do naszego
miasta z Bretanii pomoc (głównie żywność i odzież) przywożona tirami. Były to
akcje rozmaitych instytucji i osób prywatnych. Głównym inicjatorem i sponsorem
tych przedsięwzięć był duży francuski dziennik „ouest-France”, którego redakto-
rem naczelnym w tamtym czasie był François-Xavier alix [podkr. o.B.]. Wyjazd
do Bretanii 40-osobowej grupy z Polski w celu omówienia form współpracy został
zorganizowany przez KiK w lutym 1990 roku. zostałem wtedy zaproszony, jako
prezes KiK-u, na radę skupiającą w Rennes przedstawicieli wszystkich departa-
mentów w Bretanii i poproszony o wygłoszenie swego poglądu na stosunki poli-
tyczne i ekonomiczne pomiędzy Francją a Polską. Moim zdaniem w tamtym czasie
w obydwu dziedzinach współpraca była na bardzo niskim poziomie. Francuzi przy-
wiązują bardzo dużą wagę do rozpowszechniania języka francuskiego, tymczasem
usłyszeli, że o ile przed ii wojną światową język francuski był używany w dużym
stopniu przez dyplomację i powszechnie znany przez inteligencję i ziemiaństwo, to
obecnie jest prawie zupełnie nieznany i zdominowany przez angielski. odnośnie
do zagadnień ekonomicznych, to powstające w szybkim tempie spółki (handlowe,
produkcyjne etc.) były wówczas w 60 proc. spółkami o kapitale niemieckim.
Reakcja Francuzów na moje słowa była natychmiastowa. Już następnego dnia do
Rennes przyjechał Jacques de Chalendar, odpowiadający we francuskim rządzie
m.in. za współpracę z Polską. Ustalono, że dla zachęty nauki francuskiego zorga-
nizuje się wymianę młodzieżową na dużą skalę. objęła ona blisko tysiąc osiem-
set osób. ogromnej pomocy udzieliła nam wówczas Grażyna Gałka-ziółkowska,
wielkopolska kurator oświaty, która przekazała adresy poznańskich szkół średnich.
Były to zazwyczaj wyjazdy dziesięciodniowe, a wszystkie ich koszty ponosiła strona
francuska. zapytany przy wyjeździe z Francji przez pana Philippe’a nogrix, czy
miałbym jeszcze jakieś specjalne życzenia, odpowiedziałem, że ostatnie wybory
samorządowe w Polsce miały miejsce przed 1939 rokiem. zbliżaliśmy się wów-
czas do pierwszych wyborów samorządowych w Polsce i krótkie, dziesięciodniowe
staże we Francji dla kandydatów startujących w Wielkopolsce byłyby dla nich bar-
dzo korzystne. Francuzi przystali i na tę prośbę.
***
Olgierd Baehr urodził się 11 marca 1927 roku w Grajewie. Jego rodzicami
byli Marian Baehr herbu Ursus i irena skarbek-Kiełczewska herbu abdank. ojciec
olgierda ukończył politechnikę w Rydze, w czasie i wojny światowej przebywał
w Rosji, gdzie działał społecznie w Komitecie księcia Konstantego Światopełka
Czetwertyńskiego dla wysiedlonych i uciekinierów. W 1918 roku, po powrocie do
rodzinnych Makowlan, został m.in. wybrany na naczelnika powiatu sokólskiego
i przewodniczącego rady powiatowej. Po odzyskaniu niepodległości mianowano go
starostą sokólskim (1919), a następnie grajewskim. W 1929 roku osiadł w Mościsze,
jednym z majątków klucza makowlańskiego, w którym gospodarował do 1939 roku.
olgierd, który początkowo uczył się w domu, w 1939 roku zdał egzamin
wstępny do gimnazjum prowadzonego przez księży salezjanów w Różanymstoku.
OLGIERD BAEHR
6. Maria Tyszkiewicz i Olgierd Baehr na placu Wolności, lata 60. XX w. [2]
Jednak wkrótce po wkroczeniu Armii Czerwonej nad całą ziemiańską rodziną
zawisła groźba deportacji w głąb ZSRR. Uprzedzając działania komunistów,
Baehrowie wraz z synami — Olgierdem i młodszym od niego Wacławem — posta-
nowili się ukryć. Początkowo przebywali nieopodal wsi Czerwonka, a po 29 paź-
dziernika rozpoczęli wędrówkę w stronę Warszawy. W stolicy zamieszkali u stryjo-
stwa, w domu przy ul. Nowy Zjazd 5. Marian Baehr rozpoczął wkrótce pracę jako
pełnomocnik Rady Głównej Opiekuńczej na obwód warszawski, jednak skromna
pensja z trudem wystarczała na utrzymanie rodziny. Sytuacja materialna stała się
dramatyczna, gdy 9 grudnia 1943 roku Marian Baehr zmarł na raka. Niezwykle
trudny okres pozwoliło przetrwać rodzinie m.in. wsparcie ze strony byłych kor-
porantów „Arkonii. Szczególnie ważna okazała się możliwość spędzenia dwu-
miesięcznych wakacji w należącym do Tytusa Wilskiego, jednego z arkończyków,
majątku Wilkowice pod Skierniewicami, gdzie Olgierd wraz z bratem odpoczy-
wali i nabierali sił, pomagając jednocześnie w pracach w sadzie i polu. Olgierd
trafił tam jeszcze na rekonwalescencję w 1944 roku, po pobycie w szpitalu (zapa-
lenie miedniczek nerkowych). W tym samym majątku ukrywała się (pod przybra-
nym nazwiskiem) pani Irena Maria Andersowa, żona gen. Władysława Andersa,
a także rektor Uniwersytetu Poznańskiego prof. Stefan Dąbrowski.
W czasie okupacji rodzice starali się, aby Olgierd nie zaniedbywał, na ile było
to możliwe, edukacji. Od stycznia 1940 roku uczęszczał do Szkoły Powszechnej
przy Gimnazjum i Liceum im. Jana Zamoyskiego w Warszawie, gdzie ukończył
pierwszą klasę gimnazjalną. Jednocześnie w latach 1940-1943 uczył się na tajnych
276
TAKIE RZECZY SIĘ ROBIŁO
7. Plac Wolności, stoją od lewej: Maria Tyszkiewicz, Olgierd Baehr, Maria Janta-Połczyńska,
Leontyna Tyszkiewiczowa, Leon Janta-Połczyński, Leon Chełmicki-Tyszkiewicz,
Teresa Tyszkiewicz, lata 60. XX w. [2]
kompletach organizowanych przez polskich nauczycieli tej szkoły. Pierwszą
klasę licealną ukończył w 1944 roku w działającej oficjalnie Zasadniczej Szkole
Rybackiej.
Po zakończeniu wojny rodzina Baehrów została zaliczona do kategorii repa-
triantów i w związku z tym musiała sobie znaleźć nowe miejsce stałego pobytu.
Wybór padł na Konarzewo koło Krotoszyna, gdzie matka Olgierda Baehra pro-
wadziła gospodarstwo. W 1945 roku Olgierd Baehr rozpoczął naukę w Liceum
Ogólnokształcącym im. Jana Kantego w Poznaniu. W 1946 roku zdał maturę i zapi-
sał się na studia na Wydziale Prawno-Ekonomicznym Uniwersytetu Poznańskiego,
które ukończył w 1950 roku, uzyskując tytuł magistra ekonomii. W trakcie stu-
diów angażował się m.in. w działalność katolickiej organizacji studenckiej Caritas
Academica. W jej szeregach było wielu późniejszych członków założycieli poznań-
skiego Klubu Inteligencji Katolickiej. Po ukończeniu studiów Olgierd Baehr
przez 1,5 roku pracował w poznańskim oddziale Narodowego Banku Polskiego.
Niestety, w wyniku rozwijającej się gruźlicy przez rok musiał leczyć się w ośrodku
w Kowanówku. W latach 1952-1956 pracował w Wojewódzkim Przedsiębiorstwie
Miejskiego Handlu Detalicznego w Poznaniu w charakterze planisty, a następnie od
1 października 1956 roku przez kolejnych 25 lat w Instytucie Krajowych Włókien
Naturalnych, który podlegał Ministerstwu Przemysłu Lekkiego. W 1959 roku
otrzymał stanowisko asystenta pomocniczego pracownika nauki, a jednocześnie —
mając zdany państwowy egzamin tłumacza przysięgłego języka francuskiego — był
tłumaczem tekstów fachowych. W tym samym roku zawarł związek małżeński
277
Olgierd Baehr
278
z Marią hrabianką tyszkiewicz herbu Leliwa. W kolejnych latach małżonkowie
doczekali się trzech synów: Jerzego (ur. 1961), andrzeja (ur. 1962) i Jana (ur. 1965).
13 czerwca 1961 roku olgierd Baehr został adiunktem. W 1965 roku doktoryzo-
wał się na Wydziale Prawa Uniwersytetu im. adama Mickiewicza na podstawie
rozprawy pt. Uprawa lnu i konopi oraz produkcja włókna w Polsce w okresie mię-
dzywojennym.
W drugiej połowie lat 50. aktywnie włączył się w działalność Klubu inteligencji
Katolickiej w Poznaniu. W latach 1984–1991 pełnił funkcję jego prezesa. Był
też członkiem Prymasowskiej Rady społecznej pierwszej kadencji (1981–1984)
oraz członkiem zawiązanego 18 grudnia 1988 roku Komitetu obywatelskiego
przy Przewodniczącym nszz „solidarność”. Jako wiceprzewodniczący lokalnych
struktur Ko odegrał w 1989 roku bardzo znaczącą rolę w procesie wyłaniania
kandydatów na posłów i senatorów z ramienia ówczesnej opozycji. Po 1989 roku
m.in. niezwykle aktywnie zaangażował się w budowanie współpracy pomiędzy
Wielkopolską i Bretanią. Publikowany wywiad zawiera fragmenty rozmów prze-
prowadzonych z olgierdem Baehrem przez Konrada Białeckiego przy okazji pracy
nad książką o dziejach poznańskiego KiK-u1.
1 K. Białecki, Klub Inteligencji Katolickiej w Poznaniu w latach 1956–1991, Poznań 2012.
279
szczególne obowiązki społeczne
Z Wandą Niegolewską, Danutą Prus-Głowacką i Marią Heydel
z Oddziału Wielkopolskiego Polskiego Towarzystwa Ziemiańskiego,
rozmawia Grażyna Wrońska
G.W.: To, że rozmawiamy w Bazarze, jest poniekąd symboliczne. Dzięki
funduszom i akcjom przekazywanym przez ziemian, którzy tak chętnie podjęli
inicjatywę Karola Marcinkowskiego, powstał ten znaczący ośrodek polskiego
życia politycznego, gospodarczego i kulturalnego w dobie pruskiego zaboru.
Z niemałym trudem pięknie po latach odnowiony, jest powodem do dumy.
to zasługa rodziny twardowskich.
Jednego z przedstawicieli tej rodziny widzę na zawieszonym na ścianie
portrecie. A obok – m.in. Wojciech Kęszycki, który przez wiele lat kierował
Państwa organizacją. Teraz stery w rękach pań – od roku Wandy Niegolewskiej,
przedtem przez kilka lat – Danuty Prus-Głowackiej, pani Maria Heydel, przed-
stawicielka młodszego pokolenia, czeka na swoją kolej… Zacznijmy od pysznej
anegdoty, którą niedawno usłyszałam: ziemianie to dla wielu współczesnych
po prostu mieszkańcy Ziemi i właściwie wszystko się zgadza.
niejeden raz spotkałyśmy się z taką definicją. to jest oczywiście śmieszne
i nie twierdzimy, że powszechne, ale świadczy o tym, że ziemiaństwo jako klasa
społeczna, która odegrała przecież istotną rolę w naszej historii, jest nieobecne
w świadomości sporej części naszego społeczeństwa. Kiedy to tylko stało się moż-
liwe, czyli po roku 1989 – postanowiliśmy zmienić ten stan rzeczy. Właściwie
trudno dziwić się takiej sytuacji. Przecież od zakończenia wojny nieustannie
mówiono o obszarnikach, wyzyskiwaczach, wrogach klasowych etc. na mocy
dekretu PKWn o reformie rolnej z 6 września 1944 roku pozbawiono nas własno-
ści, źródeł utrzymania, często przez pokolenia prowadzonych gospodarstw rol-
nych, wyrzucono z domów. nawet nie mogliśmy zbliżać się do miejsc, w których
żyliśmy i w których przez dziesięciolecia pracowali i działali nasi przodkowie. nie
mogliśmy się też przyznawać do naszego pochodzenia, młodzież z trudem, nie-
raz sposobem, dostawała się na studia. Musieliśmy szukać nowych miejsc pracy,
uczyć się nowych zawodów, najzwyczajniej wiele rodzin cierpiało niedostatek.
nielicznym udało się kontynuować zawód rolnika, pracować w instytutach nauko-
wych. Przydawała się wiedza i znajomość języków obcych, bo była szansa na kore-
petycje…
Odzyskiwanie pamięci o ziemiaństwie zaczęło się nieśmiało czterdzieści
lat temu, kiedy w telewizji pojawił się serial Najdłuższa wojna nowoczesnej
Europy, bliski szczególnie Wielkopolanom, bo pokazywał naszą, mało znaną
WANDA NIEGOLEWSKA, DANUTA PRUS-GŁOWACKA, MARIA HEYDEL
1. Tablica pamiątkowa odsłonięta z okazji 630-lecia wsi Psarskie, 2016 r., wszystkie fot. ze zb. prywatnych
w Polsce historię. Przedtem nawet jeden z bohaterów serialu — dzielny żołnierz
i dowódca, a potem pionier nowoczesnego rolnictwa — Dezydery Chłapowski,
nie mógł być patronem szkoły.
Ale to wszystko było jednak stanowczo za mało. Prawdziwy przełom i moż-
liwość działania nastąpiły po 1989 roku i wówczas bardzo szybko zdecydowali-
śmy się na powołanie Polskiego Towarzystwa Ziemiańskiego. To był rok 1990.
Stwierdziliśmy, że musimy odkłamać to wszystko, co narosło po 1944 roku, przy-
pomnieć wcześniejsze, brutalne postępowanie obu okupantów — niemieckiego,
który społeczną elitę w Wielkopolsce niszczył zaraz na początku wojny, i potem
sowieckiego. Rozstrzelania, wysiedlenia, rabunek dworów to był nasz los, dzielony
zresztą z całym polskim społeczeństwem.
Niewiele tych wiadomości docierało jednak do powszechnej świadomo-
ści. Stopniowo sytuacja ulega co prawda poprawie, ale np. niedawna przecież
Uchwała Senatu RP z 7 lipca 2016 roku jakoś umknęła naszej uwadze, a czytamy
w niej: „W 100. rocznicę powstania Związku Ziemian Senat Rzeczypospolitej
Polskiej oddaje cześć założycielom tej organizacji oraz ziemianom - uczest-
nikom narodowych walk o wolność i niepodległość Polski w XIX i XX wieku,
twórcom nowoczesnego rolnictwa”.
Uchwała została ogłoszona w „Monitorze Polskim, jest długa, więc przytoczę
tylko niektóre jej fragmenty: „Angażowanie się ziemian w życie polityczne, gospo-
darcze i społeczne Polski wynikało z powszechnego przekonania, że posiadanie
ziemi oznacza podporządkowanie własnych interesów dobru Narodu, gotowość
służby w obronie kraju i szczególne obowiązki społeczne”
Związek Ziemian został oczywiście zlikwidowany przez Hitlera: prezesów pię-
ciu okręgów — na siedem istniejących — uwięziono lub zamordowano. Wśród nich
był Adolf Bniński, wojewoda wielkopolski. Mimo represji obu okupantów nasi
rodzice i dziadkowie angażowali się w walkę zbrojną, konspirację, tajne nauczanie,
280
SZCZEGÓLNE OBOWIĄZKI SPOŁECZNE
2. Wystawa plenerowa we wsi Psarskie, 2016 r.
pomoc uwięzionym, utworzyli m.in. organizację „Uprawa, „Tarcza, o której też
wspomina uchwała Senatu, a potem — tu cytat -„Pomimo wydziedziczenia i szy-
kan ziemianie włączyli się w odbudowę zrujnowanego kraju i zniszczonego rolnic-
twa, kierując się polską racją stanu.
'To piękne słowa, utrwalone dwa lata temu, a jak przedstawia się życie orga-
nizacji, jakie były tutaj, w Poznaniu, początki?
Spotkaliśmy się w kawiarni W-Z na Fredry — to miejsce ma zresztą ugrunto-
waną od międzywojnia pozycję, bo tu umawiano się na kawę i dyskusje, potem
było jeszcze zebranie w harcówce na Malcie z udziałem 120 osób. W rezultacie
powołaliśmy nasz Wielkopolski Oddział i wkrótce już jako zorganizowane środo-
wisko braliśmy udział w różnych ważnych wydarzeniach, np. w uroczystościach
pogrzebowych prezydenta Edwarda Raczyńskiego w 1993 roku w Rogalinie, a dwa
lata później w sesji naukowej w Gułtowach, poświęconej Adolfowi Bnińskiemu.
Tu koniecznie musimy przypomnieć, że rodzina Bnińskich przekazała
Gułtowy - pałac i park —- Uniwersytetowi im. Adama Mickiewicza. Jest tam
w tej chwili dom pracy twórczej, miejsce konferencji naukowych i także towa-
rzyskich spotkań.
Świetnie układa się nasza współpraca z Instytutem Pamięci Narodowej.
Trudno tu wymienić wszystkie sesje naukowe, wystawy, publikacje i konkursy,
które współorganizowaliśmy, ale szczególnie chcemy podkreślić te inicjatywy, które
skierowane były do młodzieży i w które też bardzo efektywnie włączyły się szkoły.
Bardzo ciekawy plon przyniósł np. konkurs „Utracone dziedzictwo — losy ziemian
w XX wieku. W tym miejscu chcemy też podziękować dr Agnieszce Łuczak,
która nie tylko w swej pracy naukowej podejmuje istotne dla nas zagadnienia, ale
gdy trzeba, służy nam swoją wiedzą, radą i pomocą. Mamy też dobre kontakty
z Urzędem Marszałkowskim, wojewodą, muzeami — Ziemiaństwa w Dobrzycy
czy Rolnictwa i Przemysłu Rolno-Spożywczego w Szreniawie. To ostatnie jest
281
Wanda Niegolewska, Danuta Prus-Głowacka, Maria Heydel
282
bardzo ważne z prostego powodu: jeśli turyści zwiedzają tylko dwory, pałace
i parki, to może niebezpiecznie utrwalać się w ich świadomości obraz ziemian
jako ludzi żyjących pięknie i wygodnie, w oderwaniu od źródeł ich utrzymania.
a w szreniawie jest całość – obok dworu zabudowania gospodarcze, maszyny,
zwierzęta, pola i ogród. Po prostu gospodarstwo, którego prowadzenie wymagało
wiedzy i pracy, oczywiście nie tylko samego właściciela.
Od niedawna Polskie Towarzystwo Ziemiańskie ma swój sztandar. To sym-
bol zjednoczenia, więzi środowiskowej, nawiązania do przeszłości.
to wszystko się splata. Jesteśmy z niego bardzo dumni, tym bardziej że to nasze,
wielkopolskie środowisko go ufundowało. Po prostu uważaliśmy, że powinniśmy
również wizualnie zaznaczyć swą obecność na różnych wydarzeniach. nie opusz-
czamy żadnych rocznicowych, patriotycznych okazji. stawiamy się pod pomni-
kami armii „Poznań”, aK i Polskiego Państwa Podziemnego, sybiraków etc. teraz
po prostu nas widać, więc ci, którzy nie wiedzieli o naszym istnieniu, mają okazję
się dowiedzieć, że istniejemy, działamy, kontynuujemy tradycję naszych przod-
ków, dla których ważne były wszelkie patriotyczne wydarzenia, choć niejeden raz
trzeba było za to drogo zapłacić.
Przyjrzyjmy się sztandarowi: na czerwonym tle – biały orzeł z wizerun-
kiem Matki Boskiej Częstochowskiej na piersiach, orzeł trzyma w szponach
miecz i snop zboża. Oczywiste odwołanie do tradycji. I jeszcze napis: „Związek
Ziemian 1916”.
a na odwrocie, na zielonym tle – Polskie towarzystwo ziemiańskie 1990.
sztandar został poświęcony przez ks. kardynała Kazimierza nycza w archikate-
drze warszawskiej. Rodzicami chrzestnymi sztandaru zostali potomkowie ziemian
wielkopolskich Danuta Prus-Głowacka i andrzej Laudowicz. „niech sztandar ten
od dzisiaj będzie dla nas najważniejszym symbolem – symbolem patriotyzmu,
honoru i wierności ideałom wszystkich pokoleń ziemian polskich, będących pod
stałą opieką św. Urszuli Ledóchowskiej” – tak brzmiały słowa ślubowania.
W tej chwili trwają przygotowania do umieszczenia w Świątyni opatrzności
Bożej pamiątkowej tablicy. Uroczystości z tym związane wpisują się w setną
rocznicę odzyskania niepodległości i odbędą się jesienią. nie wiadomo jeszcze, jaki
ostatecznie będzie jej tekst, jedna z propozycji rysuje się następująco: „ziemianom
Rzeczpospolitej, niezłomnym obrońcom wiary i niepodległości, twórcom polskiej
gospodarki rolnej, współtwórcom historii i kultury Polski, krzewiącym służbę
społeczną, więzionym i mordowanym w obozach i łagrach przez okupantów nie-
mieckich i sowieckich, wygnanym z domów rodzinnych, wiernym do końca prze-
słaniu Bóg, honor i ojczyzna – w hołdzie – Polskie towarzystwo ziemiańskie”.
Komitetowi przewodniczy Danuta Prus-Głowacka.
tak, mam nadzieję, że uda nam się zrealizować to zamierzenie, brakuje jesz-
cze trochę pieniędzy, bo tablica powstaje oczywiście dzięki ofiarności darczyńców,
z naszych składek, ale jestem dobrej myśli.
A ilu członków liczy obecnie Wielkopolski Oddział PTZ?
na początku było nas prawie 150. teraz – połowa tamtego stanu. i nie są to
ludzie młodzi...
Ale jak przeglądam informacje w Internecie, biuletyny, „Wiadomości
Ziemiańskie”, czyli ogólnopolskie, bardzo starannie wydawane pismo, to
SZCZEGÓLNE OBOWIĄZKI SPOŁECZNE
wyłania się z nich obraz ludzi aktywnych, pomysłowych, oddanych pracy dla
środowiska.
Bardzo zależy nam na pełnym uczestnictwie w życiu społecznym, religij-
nym i kulturalnym. Nie możemy wykazać się dobrymi rezultatami w rolnictwie,
tak jak niegdyś światli wielkopolscy ziemianie, bo nie mamy gospodarstw, ale
pracując w różnych zawodach, staramy się jak najlepiej wypełniać swoje obo-
wiązki. Znacząca większość naszych członków to ludzie z wyższym wykształce-
niem, cenieni w swych zawodach i niezamykający się w kręgu spraw osobistych.
Takie poglądy i nastawienie wynieśliśmy z naszych domów rodzinnych i prze-
kazujemy je naszym dzieciom. Jednak na skutki tych działań będziemy musieli
jeszcze poczekać... Co oczywiście nie znaczy, że nie ma w naszych szeregach
młodych ludzi. Ale chcielibyśmy, żeby było ich więcej... Takich jak np. Marysia
Heydel.
Rozmawiamy o wielu różnych sprawach, a nie poruszyłyśmy dotąd tej naj-
ważniejszej: reprywatyzacji.
Nie jesteśmy środowiskiem licznym i bogatym, nie chcemy niczyjej krzywdy,
tylko upominamy się o swoje bezprawnie odebrane ziemie, które były naszym
źródłem utrzymania, o nasze domy. I mocno podkreślamy, że absolutnie nie cho-
dzi nam o zwrot ziemi rozparcelowanej zaraz po wojnie, a jedynie o grunty będące
własnością państwa. Niegdyś PGR-ów. Mieliśmy nadzieję, zaraz w 1990 roku,
że proces będzie przebiegał w miarę sprawnie, że po tylu latach doczekamy się
jakiegoś zadośćuczynienia za wyzucie nas ze wszystkiego dekretem PKWN,
ale niestety...
We wszystkich państwach bloku sowieckiego przeprowadzono reprywaty-
zację. Tylko nie w Polsce.
A u nas, mimo podejmowanych wielokrotnie prób, przygotowania
ponad 20 projektów ustaw, sprawa nadal nie jest załatwiona. Mimo że żadna
283
Wanda Niegolewska, Danuta Prus-Głowacka, Maria Heydel
284
partia w iii RP nie negowała słuszności reprywatyzacji, praktyka była i jest – inna.
najbliżej celu byliśmy w 2001 roku, ale uchwaloną przez sejm ustawę zawetował
prezydent aleksander Kwaśniewski. ziemia będąca w rękach państwa jest wciąż
sprzedawana, a jakoś nie może trafić do rąk tych, którym ją zabrano.
Tracicie nadzieję i cierpliwość?
Dla ludzi nieobeznanych z tymi problemami fakt, że dawni właściciele czy ich
spadkobiercy po prostu wykupują swoje dwory, wydaje się nieprawdopodobny,
wręcz surrealistyczny. a tak jest. Przykładem jest choćby Jerzy Mańkowski. Wrócił
z zagranicy w 1992 roku, zajął się biznesem, a dowiedziawszy się, że na sprze-
daż wystawiono rodzinną Brodnicę, postanowił działać. Przez sześć lat blokował
sprzedaż pałacu. Kosztowało go to mnóstwo czasu, energii, pieniędzy, ale wreszcie
dopiął swego. i udowodnił, że można pokonać paragrafy, sądy, znieczulicę.
nie każdy ma taki charakter i taką siłę przebicia. i poza tym pomysł na utrzy-
manie pałacu. Przecież on musi na siebie zarabiać! Dziś w Brodnicy jest pięk-
nie, można tam przyjechać na wypoczynek, skorzystać z noclegu, dobrej kuchni.
słowem – biznesplan Jerzego Mańkowskiego się sprawdził, chociaż utrzymanie
pałacu bez dochodów z ziemi nie należy do łatwych.
Ale optymizmem napawa Centrum Hipiki Antoniego Chłapowskiego
w Jaszkowie.
scenariusz był podobny jak u Jerzego Mańkowskiego: praca w szwecji, groma-
dzenie kapitału, kupno ziemi i pałacu, no i w ślad za tym realizacja marzenia. Dziś
do Jaszkowa przyjeżdżają na kursy i zawody konne ludzie z całej Europy, nie tylko
z Polski, i nie tylko dorośli. Dzieci także mają tu swój raj. okolica jest wspaniała –
w zakolu Warty, w pobliżu dawnych posiadłości Chłapowskich, od niedawna do
dyspozycji gości jest również hotel w odrestaurowanym pałacu. zdarzają się jed-
nak sytuacje, że właściciele po wielu trudach i staraniach, przewlekłych procesach
sądowych odzyskują dwory, ale nie mogąc udźwignąć kosztów ich odbudowy,
remontów i utrzymania, rezygnują z wywalczonych obiektów.
A tymczasem dwory niszczeją. Jak podają statystyki, w granicach mię-
dzywojennej Polski było ich około 20 tys. Dziś w całej Polsce – 1 proc. stanu
z 1939 roku.
Podam jednak kolejny optymistyczny przykład. Manieczki, związane z zasłu-
żonym na wielu polach Józefem Wybickim, należały przed wojną do mojej
rodziny, Prus-Głowackich. Majątek do 1939 roku prowadził wzorcowo mój
ojciec Witold Prus-Głowacki, prezes Kółka Rolniczego w Brodnicy, porucz-
nik rezerwy 15. Pułku Ułanów Poznańskich, ochotnik w wojnie bolszewickiej.
W PRL Manieczki należały do słynnego PGR-owskiego kombinatu kierowanego
przez Jana Baiera. We dworze, oczywiście nie w tym, w którym żył niegdyś autor
słów naszego hymnu, było nawet małe muzeum Wybickiego, a i park był zadbany
i szczęśliwie w niezłym stanie zachował się do naszych dni. Po wielu latach pro-
cesów, odwołań etc. udało nam się odzyskać ten skromny dwór, m.in. dzięki
pomocy wojewody andrzeja nowakowskiego. i wtedy stanęliśmy przed kolejnym
problemem: jak podzielić wywalczony dwór między kilkunastu spadkobierców.
a dochodziły jeszcze koszty remontu budynku i renowacji parku. Choć z żalem,
doszliśmy jednak do wniosku, że najlepszym i właściwie jedynym rozwiązaniem
będzie sprzedaż. z warunkiem, że we dworze powstanie izba pamięci poświęcona
SZCZEGÓLNE OBOWIĄZKI SPOŁECZNE
4. Most Daniela Kęszyckiego w Śremie, stoją od lewej: Adam Podsiadły, Danuta Płygawko, Marcin
Kęszycki (wnuk Daniela), Antoni i Jan Nepomucen (prawnukowie Daniela, synowie Marcina),
Barbara Kęszycka (żona Wojciecha Kęszyckiego, wnuka Daniela), 27 XII 2017 r., fot. A. Płygawko
Wybickiemu i tablica upamiętniająca ostatnich właścicieli. I znów mieliśmy
szczęście, bo dwór kupił dotychczasowy dzierżawca gruntów manieczkowskich
Wojciech Mróz, który dał się już poznać z wielu dobrych poczynań związanych
z zabytkami. Jesteśmy więc optymistami i cieszymy się, że w tej chwili przepro-
wadzany jest już, pod ścisłym nadzorem konserwatora wojewódzkiego, remont
kaplicy-rotundy, jedynej materialnej pamiątki po Wybickim w Manieczkach.
Chyba zły los rzeczywiście odwrócił się od Manieczek. Muzeum Śremskie,
szkoły i lokalni przedsiębiorcy z powodzeniem ożywiają to miejsce. Świetnie
przyjmowane są spektakle teatralne przygotowywane przez młodzież, oczywi-
ście pod opieką nauczycieli - Wybicki był przecież również dramatopisarzem,
odbywają się rajdy i festyny. Czyli wraca w pewnym stopniu atmosfera charak-
terystyczna dla przedwojennych czasów.
Wciąż jednak niepokojące wieści dochodzą z Rogalina. Na razie kolejny raz
odsunięte zostało — ale tylko na rok — niebezpieczeństwo pozbawienia Majątku
Rogalin (należącego do Fundacji Rogalin) znacznej ilości gruntów. Ingerencja
w zabytkowy krajobraz, utrwalony też w malarstwie, utrata ziemi należącej do
rodziny Raczyńskich na rzecz deweloperów, ograniczenie zysków, jakie przynosi
tradycyjnie prowadzone gospodarstwo, byłoby niepowetowaną szkodą. Na szczę-
ście pałac i park rogaliński są bezpieczne!
Przeglądam folder wydany przez Polskie Towarzystwo Ziemiańskie z adre-
sami i opisami dworów, które można zwiedzać, a w niektórych również zano-
cować. Bardzo potrzebny. I uśmiecham się z satysfakcją, bo w Wielkopolsce
285
WANDA NIEGOLEWSKA, DANUTA PRUS-GŁOWACKA, MARIA HEYDEL
5. Poświęcenie sztandaru Polskiego Towarzystwa Ziemiańskiego, Archikatedra pw. św. Jana
w Warszawie, 4 XII 2005 r., fot. J. Wilga
jest aż 11 takich obiektów. Najwięcej! Oprócz tych najbardziej znanych, jak
Kórnik, Gołuchów, Rogalin, znajdują się tam i Brodnica, i Jaszkowo. Czyli —
jak wiemy — prywatne.
Ja również w miarę swoich skromnych możliwości staram się wprowa-
dzać w życie to, co było charakterystyczne dla wielkopolskiego ziemiaństwa.
W Psarskiem — nie w majątku odzyskanym czy wykupionym od ANR - założyłam
Fundację Stanisław i Wanda Niegolewscy, której przyświeca takie oto hasło: „Czyń,
coś powinien, będzie, co może”. I w tej naszej wsi staramy się obudzić w mieszkań-
cach zainteresowanie ich własną historią. Chodzimy po domach, namawiamy do
odnajdywania rodzinnych pamiątek i zdjęć, a potem urządzamy wystawę, wykorzy-
stując te odnalezione fotografie. Radość jest obopólna. Opracowałam też historię
miejscowego kościoła, powstał folder i tablica informacyjna. W domu urządziłam
punkt biblioteczny, który cieszy się niezłym zainteresowaniem. Po prostu praca
organiczna. Myślę, że w ten sposób daje znać o sobie duch mojej babki, też Wandy,
która patronowała m.in. Kołu Włościanek, była posłanką na Sejm Dzielnicowy
w Poznaniu w grudniu 1918 roku. Jeszcze przed powstaniem. Ponieważ mam
sporo dokumentów i wspomnień, chciałabym opisać dzieje rodziny z uwzględnie-
niem szczególnej roli kobiet. W tytule byłyby trzy Wandy. Może z tą moją pisaną
historią byłoby tak, jak z wystawą zdjęć? Zachęciłabym w ten sposób mieszkań-
ców wsi do zainteresowania się własną przeszłością... To wszystko plany, marzenia,
teraz — jako prezes — muszę skupić się na pracach Towarzystwa. Jestem optymistką
i wierzę, że tak jak Danucie udawało się kierowanie Towarzystwem przez tyle lat,
to i mnie się uda. Tym bardziej że zawsze mogę liczyć na pomoc zarówno jej, jak
i innych członków zarządu. Także tych młodych.
286
SZCZEGÓLNE OBOWIĄZKI SPOŁECZNE
6. Poświęcenie sztandaru Polskiego Towarzystwa Ziemiańskiego, poczet sztandarowy przed wejściem
do Archikatedry pw. św. Jana w Warszawie, 4 XII 2005 r., fot. ]. Wilga
Pani Maria się uśmiecha...
Jestem już w tej pracy zaprawiona, wiem, na czym polega, bo mój ojciec —
Andrzej Heydel działa w Towarzystwie od samego początku. Organizuje m.in.
lubiane przez wszystkich wycieczki, które znakomicie wszystkich integrują i cie-
kawią, opiekuje się konkursami dla młodzieży, świetnie opowiada, więc potrafi
zainteresować tematem nawet tych, którzy z dystansem podchodzą do historii.
I chciałabym dorzucić tu jeszcze jedną, dość istotną obserwację. W naszym nie-
gdysiejszym majątku w Brzózie — to na skraju Puszczy Kozienickiej — w szkole,
którą zbudowano na fundamentach zrujnowanego przez Niemców, a potem
rozebranego w PRL pałacu — gabinet do nauki języków obcych nosi imię Wandy
z Chełkowskich Heydel. Nie bez powodu właśnie ten, bo świetnie znała języki
i chętnie się tą wiedzą dzieliła.
A niedawno, bo w 99. rocznicę powstania wielkopolskiego, most na
Warcie w Śremie otrzymał imię Daniela Kęszyckiego z Błociszewa, zasłużo-
nego w walce o powrót do Polski Wielkopolski i Śląska, konsula generalnego
RP w Opolu.
To bardzo cieszy, zresztą to niejedyne dowody sympatii i pamięci, jakich
doświadczają i doświadczali ziemianie. W latach tużpowojennych była to bar-
dzo konkretna pomoc — żywność czy przechowywanie uratowanych z dworów
pamiątek. A dziś obserwuję spore zainteresowanie wystawami i spotkaniami
z autorami książek podejmującymi temat ziemiaństwa, i to także wśród ludzi
młodych. My — ta młodsza gałąź organizacji — wiele zawdzięczamy wspólnym
obozom, które w latach minionych organizował dla nas legendarny dziś ksiądz
Tadeusz Fedorowicz, powszechnie kojarzony z Laskami. Pamiętamy też do dziś
287
Wanda Niegolewska, Danuta Prus-Głowacka, Maria Heydel
wieczory pieśni patriotycznych organizowane w Klubie inteligencji Katolickiej
przez olgierda Baehra, Janusza Gołaskiego, teresę Kłoczowską. niedawno znów
się spotkaliśmy, po 30 latach, dziękując im za tamtą inicjatywę. Podobne spotkania
z pieśnią na pierwszym planie odbywały się także pod koniec lat 80. u dominika-
nów. Mamy więc co wspominać i z tamtych miłych doświadczeń czerpać impulsy
do bieżącej pracy. a przede wszystkim wzorować się na naszych patronach –
św. Urszuli Ledóchowskiej i bł. Edmundzie Bojanowskim. Mamy szczęście – obie
postacie tak blisko związane są z naszym regionem, możemy dosłownie iść ich
śladami. W wielu naszych rodzinach powraca się we wspomnieniach do wielkiej
przedwojennej pielgrzymki ziemian do Częstochowy w 1937 roku. zorganizowano
ją niezwykle szybko, w atmosferze narastających zagrożeń ze strony i niemieckiej,
i sowieckiej. Wzięło w niej udział 4 tys. pielgrzymów! Przemawiała wówczas do
nich m.in. Matka Urszula Ledóchowska. W ubiegłym roku, w 80. rocznicę tej
jedynej pielgrzymki ziemian, też udaliśmy się do Częstochowy, choć nie w tak licz-
nym gronie. Jako wotum wdzięczności i oddania na ołtarzu kaplicy Jasnogórskiej
złożyliśmy ryngraf będący kopią tego przedwojennego. Pomysł narodził się też
w naszym, wielkopolskim środowisku, była to inicjatywa Danuty Prus-Głowackiej.
Kronika
291
przegląd wydarzeń
listopad 2017–styczeń 2018
Rada Miasta Poznania
7 listopada
Bolonia została kolejnym miastem partnerskim
Poznania. Decyzja zapadła podczas LVi sesji
Rady Miasta. Uchwalono także „Gminny
Program Rewitalizacji dla Miasta Poznania”.
Jego opracowanie poprzedzono badaniami,
które pozwoliły wskazać obszary o największej
koncentracji zjawisk kryzysowych. W większości
są to dzielnice w centrum Poznania. Program
zawiera zestawienie projektów obejmujących
przedsięwzięcia, których wdrożenie ma odwrócić
owe negatywne trendy. Przepisy programu
pozwalają drogą osobnych uchwał ustanawiać
miejscowe plany rewitalizacji oraz specjalne
strefy rewitalizacji. Przyjęto również miejscowy
plan zagospodarowania przestrzennego
dla skweru na rogu ulic Dąbrowskiego
i Przybyszewskiego. Część tegoż terenu należy do
osoby prywatnej, ale jest w miejskim zarządzie.
Przyjęcie planu uchroniło to miejsce przed
zabudową, którą planował właściciel.
Rada uchwaliła nowy regulamin utrzymania
porządku w mieście. Wśród zmian są zapisy
mówiące o tym, że zarządcy dróg będą musieli
usuwać chwasty z chodników, a miasto w ciągu
5 lat zamontuje na terenach publicznych
pojemniki do selektywnej zbiórki odpadów.
na sesji uchwalono również nowe stawki:
za usunięcie pojazdu stojącego w miejscu
niedozwolonym, za każdą kolejną dobę
przechowywania odholowanego auta na parkingu
oraz za odstąpienie od usunięcia pojazdu
z drogi. W każdej z wymienionych kategorii
miasto podniosło opłaty, gdyż w ostatnich
latach znacznie wzrosły ich koszty. za sprawą
innej decyzji Rady Miasta łatwiej będzie dużym
rodzinom. Radni zgodzili się, aby poznańska
Karta Rodziny Dużej była zapisywana na tym
samym nośniku co ogólnopolska Karta Dużej
Rodziny.
21 listopada
Pierwsze czytanie projektu budżetu było
najważniejszym punktem obrad LVii sesji Rady
Miasta. Po raz pierwszy w historii dochody
Poznania przekroczyły 3,5 mld zł. Historyczne
w przyszłym roku będą też wydatki: 3,9 mld zł.
trzecią liczbą, która charakteryzuje przyszły
budżet, będą wydatki na inwestycje – 850 mln zł
(o 300 mln zł więcej niż w br.). W tej kwocie
zarezerwowano m.in. 25 mln zł na przebudowę
mostu Lecha, 8 mln zł na rewaloryzację
pl. Kolegiackiego i budowę Centrum szyfrów
Enigma oraz 4 mln zł na przebudowę Rynku
Łazarskiego. W budżecie znalazło się ponad
600 mln zł na politykę społeczną i ochronę
zdrowia, kolejnych 600 mln zł na transport
i blisko 1 mld zł na oświatę. W przyszłych
wydatkach miasta uwzględniono Wieloletnią
Prognozę Finansową. Jak tłumaczyła skarbnik
Miasta Barbara sajnaj, w WPF zapisano zarówno
projekty kontynuowane, jak i te nowe. Wydatki,
które są uwzględniane w nowym budżecie, mają
zasadniczy cel: poprawę życia mieszkańców.
W przyszłości mają również kreować większe
przychody – mówił na sesji prezydent Poznania
Jacek Jaśkowiak.
Radni zdecydowali również o powołaniu do
życia Centrum Usług Wspólnych, które ma
odciążyć niektóre jednostki organizacyjne
podlegające miastu. Chodzi o scentralizowanie
obsługi administracyjnej i księgowej dla
miejskich ośrodków pomocy społecznej, m.in.
czterech Domów Pomocy społecznej, zespołu
żłobków czy Domów Dziecka. Dotychczasowe
kompetencje kierowników tych jednostek
i podejmowanie decyzji finansowych nadal
pozostaną przy obsługiwanych ośrodkach.
W Poznaniu działa 17 jednostek pomocy
społecznej, w których pracuje ok. 60 osób.
W nowym CUW pracę znajdzie 30 osób,
przegląd wydarzeń
292
30 kolejnym zaproponowano zatrudnienie
w Urzędzie Miasta i jednostkach organizacyjnych
– zapowiedział wiceprezydent Poznania Jędrzej
solarski. Rada przyjęła też stanowisko w sprawie
zwiększenia liczby ulic, których nazwy będą
nosić imiona wybitnych kobiet. Według statystyk
obecnie ponad 90 proc. nazw poznańskich
ulic upamiętnia mężczyzn. Pomysłodawcom
stanowiska chodzi o wyrównanie tych proporcji,
zwłaszcza że przyszły rok został obwołany przez
sejm RP Rokiem Kobiet. W 2018 roku przypada
też setna rocznica uzyskania przez Polki prawa
wyborczego.
5, 7 grudnia
W czasie obrad LVIII sesji Rady Miasta przyjęto
zasady polityki mieszkaniowej na lata 2017–2027.
Dokument zakłada poprawę dostępności lokali
mieszkalnych i socjalnych dla osób o najniższych
dochodach; poprawę jakości mieszkań w lokalach
komunalnych oraz zwiększenie atrakcyjności
Poznania jako miejsca zamieszkania dla osób
o średnich i wyższych dochodach. Jego celem
jest również precyzyjna identyfikacja i wsparcie
dla osób borykających się z trudnościami
mieszkaniowymi.
Radni zdecydowali o zmianie statutu
Wydawnictwa Miejskiego Posnania. zmiany
mają umożliwić przekazanie punktów informacji
turystycznej, którymi do tej pory zarządzało
wydawnictwo, Poznańskiej Lokalnej organizacji
turystycznej. statut zmieniono również
Wielkopolskiemu Muzeum niepodległości, tak
by mogło ono produkować filmy. Uzupełniono
ponadto Gminny Program Rewitalizacji
o planowane inwestycje akademii Muzycznej
i Uniwersytetu artystycznego. Miasto chce
również kontynuować program dopłat
umożliwiający wymianę tradycyjnych pieców
grzewczych na bardziej ekologiczne źródła
ciepła. Radni przyjęli uchwałę w tym zakresie.
Do tej pory funkcjonował program KaWKa,
finansowany przez narodowy Fundusz ochrony
Środowiska.
7 grudnia Rada Miasta zebrała się, aby
dokończyć przerwaną sesję. Uchwalono
świadczenie żłobkowe. Dzieci uczęszczające do
niepublicznych żłobków, które od 1 stycznia nie
będą już na liście placówek wspieranych przez
miasto, nadal będą korzystać ze wsparcia. Chodzi
o to, aby nie były one narażone na zmianę
placówki z powodu utraty przez nią dotacji.
Świadczenie w wysokości 600 zł na dziecko
będzie wypłacane co miesiąc, maksymalnie
do 31 sierpnia 2019 roku.
21–22 grudnia
Kilkanaście godzin obrad, dyskusje, kilkaset
poprawek, wreszcie późno w nocy finalne
głosowanie. tak przebiegła LiX sesja Rady
Miasta. Radni przyjęli budżet Poznania na
rok 2018 i Wieloletnią Prognozę Finansową.
Prezydent miasta Jacek Jaśkowiak podkreśla,
że nowy budżet jest rekordowy w porównaniu
z wcześniejszymi latami, jednocześnie zdaje sobie
sprawę z ogromu potrzeb, których ze względu
na możliwości finansowe nie można było w nim
uwzględnić. Przed sesją budżetową prezydent
J. Jaśkowiak spotkał się z przedstawicielami
pracowników miejskich instytucji domagających
się większych podwyżek niż te zaplanowane
w budżecie. „słuchając postulatów pracowników
w sprawie podwyżek płac, rozumiem ich
rozczarowanie i gorycz, ale w porównaniu do
lat, zanim zostałem prezydentem, jest wyraźna
poprawa. Wcześniej nie było podwyżek” –
mówił prezydent podczas wystąpienia na
sesji. W ramach autopoprawki do budżetu
prezydent przyjął 126 zadań wyczerpujących
190 poprawek w całości lub w części, co oznacza
uwzględnienie około 37 proc. z ponad 500
poprawek złożonych przez radnych, kluby
radnych i komisje merytoryczne. z wydatków
bieżących najwięcej poprawek dotyczyło kultury,
polityki społecznej oraz zdrowia; z wydatków
majątkowych: transportu, sportu i zieleni. sesja
trwała do późnych godzin nocnych, kiedy
ostatecznie uchwalono budżet głosami: 22 „za”
i 10 „przeciw”, nikt się nie wstrzymał.
9 stycznia
Na specjalnie zwołanej LX sesji Rady Miasta
zaskarżono decyzję wojewody wielkopolskiego
o zmianie nazwy ul. 23 Lutego. Wojewoda
zbigniew Hoffmann na mocy tzw. ustawy
dekomunizującej wydał zarządzenie o nadaniu
wymienionej ulicy imienia por. Janiny
Lewandowskiej. Radni Po, zjednoczonej Lewicy
i Prawa do Miasta, którzy poparli zaskarżenie
decyzji wojewody, uważają, że jej stara nazwa
nie powinna podlegać ustawie. Łukasz Mikuła
(Po) podkreślił, że data 23 lutego 1945 roku
w kontekście historii Poznania w żaden sposób
nie propaguje ani nie symbolizuje komunizmu
lub innego ustroju totalitarnego, lecz odwołuje
listopad 2017–styczeń 2018
293
się do zakorzenionej w świadomości społecznej
daty definitywnie kończącej niemiecką
okupację Poznania. odmienne zdanie mieli
radni Pis. Głos w imieniu klubu zabrał
Przemysław alexandrowicz, który zauważył
m.in., że trudno w związku z tą datą mówić
o wyzwoleniu kraju, i przypominał, że 23 lutego
to: „Święto robotniczo-chłopskiej Czerwonej
armii i floty wojennej związku sowieckiego,
od 1995 roku dzień obrońców ojczyzny”. za
zaskarżeniem decyzji do Wojewódzkiego sądu
administracyjnego opowiedziało się 19 radnych,
przeciw było 12, 1 osoba wstrzymała się od głosu.
23 stycznia
W czasie LXI sesji Rady Miasta radni podjęli
szereg decyzji nazewniczych. Wśród nowych nazw
znalazły się ul. ks. Bolesława sulika na Śródce
i ul. Lotników 302. Dywizjonu Poznańskiego na
Świerczewie, a także rondo usytuowane na końcu
tej ulicy, które uzyskało nazwę Świerczewo. na
Ratajach, na przedłużeniu ul. Brneńskiej, swoją
ulicę otrzymał Grzegorz Ciechowski. nazwy
uzyskały także skwery: Józefa Granatowicza (Jeżyce,
naprzeciwko szpitala im. F. Raszei), stanisława
Jarzembowskiego (Winiary, os. Powstańców
Warszawy), stanisława Bręczewskiego (Golęcin,
przy ul. Koronnej/sokoła) oraz antoniny Kaweckiej
(przy teatrze Wielkim).
Radni zgodzili się także na bonifikatę od ceny
nieruchomości sprzedawanych Uniwersytetowi
Medycznemu. Chodzi o dwie działki przy
ul. Krzyżowej. W rezultacie zostaną
uporządkowane kwestie własnościowe na tym
obszarze, znajdują się tam bowiem budynki
należące do uniwersytetu. Wartość tych działek
to ponad 5 mln zł, po bonifikacie uczelnia
zapłaci miastu 52 tys. zł. Uchwalono także
nowy Poznański Program Wspierania Rodziny
i Rozwoju Pieczy zastępczej.
Poznań polityczny
24 listopada
Przeciwko zmianom w sądownictwie
(tzw. prezydenckie projekty ustaw) protestowano
na starym Rynku. 5 grudnia w tej samej sprawie
ok. 100 osób demonstrowało na pl. Mickiewicza.
14 stycznia
Na pl. Wolności ok. 300 osób protestowało
przeciwko odrzuceniu przez sejm RP
projektu liberalizującego prawo do aborcji.
Kolejny protest odbył się 17 stycznia. W tym
samym czasie odbyła się kontrmanifestacja
pod hasłem Poznań dla życia z udziałem
ok. 100 osób.
21 stycznia
Przed pomnikiem Starego Marycha odbył się
milczący protest przeciwko zmianom w polskim
sądownictwie.
Sprawy publiczne
1 listopada
Jak co roku przed cmentarzami na Junikowie
i Miłostowie odbywały się kwesty na rzecz
renowacji nagrobków na wileńskiej Rossie. zebrano
ponad 28,5 tys. zł. tzw. zbiórkę powstańczą
prowadzili z kolei kibice Lecha Poznań, którzy chcą
wyremontować kwaterę powstańców wielkopolskich
na warszawskich Powązkach i pomnik powstańców
na cmentarzu parafialnym na starołęce.
Rady Osiedli Wilda i Rataje postanowiły uczcić
100. rocznicę odzyskania niepodległości poprzez
posadzenie na podległym sobie terenie 100
drzew.
3–5 listopada
II Targi Pojazdów Zabytkowych Retro
Motor show otwarto na terenie MtP.
W sześciu pawilonach zaprezentowano
700 pojazdów.
6–9 listopada
Firmy kamieniarskie z 18 krajów przyjechały
na targi Kamień stone, by pokazać swoje
wyroby, materiały i narzędzia. Podczas targów
odbyły się mistrzostwa Polski w Ręcznej
obróbce Kamienia, rozstrzygnięto też
11. konkurs Kamień.
przegląd wydarzeń
294
6–8 listopada
Otwarto 40. Międzynarodowy Festiwal Poetycki
Frazy. Koncertom smolika i Keva Foxa, Federacji
Bardów Lubelskich, Śpiewamy Młynarskiego,
spektaklowi Macieja Fortuny Iłła oraz finałowemu
koncertowi piosenek Leonarda Cohena towarzyszyła
konferencja Piosenka jako forma pamięci.
7 listopada
W pawilonie nr 3 MTP otwarto jednodniowe
targi Pracy i Praktyk.
9 listopada
W konkursie im. Jana Baptysty Quadro na
najlepszy budynek zbudowany w mijającym
roku w Poznaniu zwyciężyła pracownia Ultra
architects, która zaprojektowała biurowiec przy
ul. za Bramką.
Od połowy miesiąca do połowy grudnia strażnicy
miejscy kontrolowali, czym poznaniacy palą
w piecach. Wielu mieszkańców wciąż spala śmieci,
stare lakierowane meble, tworzywa sztuczne,
odpady gumowe etc., które zatruwają powietrze.
11 listopada
Uroczystość z okazji Święta Niepodległości
Polski odbyła się m.in. na pl. Wolności.
zakończono ją apelem poległych i koncertem
orkiestry wojskowej. Po raz drugi zorganizowano
10-kilometrowy Bieg niepodległości. zwyciężyli
Bartosz nowicki ze szczecina i Katarzyna
Kowalska z Włocławka. Jednocześnie tradycyjnie
świętowano tego dnia imieniny ulicy Święty
Marcin. Kolorowy korowód ruszył z Kaponiery
o godz. 13.30, przeszedł pod zamek, gdzie
prezydent Poznania Jacek Jaśkowiak przekazał
jego uczestnikom klucze do miasta. Jak co roku,
nie zabrakło muzyki, promowano też organizacje
pozarządowe i wolontariaty, a także sprzedawano
świętomarcińskie rogale. Certyfikat zezwalający
na ich wypiek (produkt regionalny od 9 lat)
otrzymało w tym roku 97 cukierni.
14 listopada
Zakończono głosowanie w plebiscycie
miesięcznika iKs na wydarzenie kulturalne
i człowieka kultury w sezonie 2016/2017.
zwyciężył festiwal Ethno Port i szefowa Chóru
Czarownic Ewa Łowżył.
UAM został po raz pierwszy wyróżniony
w międzynarodowym rankingu times Higher
sciences w kategorii nauk biologicznych,
rolniczych i leśnych oraz nauk o kulturze
fizycznej.
16–18 listopada
Poznańskie Targi Piwne połączono ze street
Food spot. swoje piwa prezentowało
70 wystawców, natomiast jedzenie podawano
z 50 food tracków.
18 listopada
Na pl. Wolności ruszyło przedświąteczne
Betlejem Poznańskie 2017. W domkach-
-straganach sprzedawano słodycze,
grzane wino, pieczywo i ozdoby
świąteczne. Kręciła się kolorowa
karuzela, obok jeździła kolejka dla dzieci.
największą atrakcją było ogromne
młyńskie koło. Przez dwa dni bilety
na karuzelę, kolejkę i młyńskie koło
fundował dzieciom prezydent miasta
Jacek Jaśkowiak. Całość otwarta była
codziennie od godz. 11 do 21.
Zakończono projekt Plażojada – Szlakiem
Trzech Jezior: Rusałka, Strzeszynek, Kiekrz,
który zakładał rewitalizację plaż i nabrzeży
poznańskich akwenów.
20 listopada
Po mszy św. odprawionej przez abp.
Stanisława Gądeckiego w kościele
pw. najświętszego zbawiciela
wolontariusze rozdawali
na pl. Wolności ciepłe posiłki w ramach
Światowego Dnia Ubogich. Pracownicy
MoPR-u informowali o formach pomocy,
na jaką mogą liczyć potrzebujący.
21 listopada
Wielkopolskie Centrum Zaawansowanych
Technologii wyróżniono Polską nagrodą
innowacyjności.
22 listopada
Od godz. 10 do 18 w pawilonie nr 15 MtP
trwały targi pracy Career EXPo skierowane do
osób poszukujących pracy.
listopad 2017–styczeń 2018
295
23 listopada
Uruchomiono infolinię onkologiczną,
czynną od poniedziałku do czwartku od godz.
16.30 do 20. specjaliści udzielają dzięki niej
porad medycznych, a także psychologicznych
i socjalnych.
Po raz 13. „Rzeczpospolita” ogłosiła swój
ranking samorządów w Polsce. W kategorii
miasto na prawach powiatu Poznań zajął
i miejsce.
W dniu św. Katarzyny, patronki m.in.
tramwajarzy, w zajezdniach na Franowie i w tzw.
Madalinie urządzono „drzwi otwarte”. Dzień
później taką samą imprezę zorganizowano na
dworcu głównym PKP z okazji Dnia Kolejarza.
25 listopada
Z okazji Dnia Otwartego Notariatu
w Wielkopolskiej izbie Rzemieślniczej można
było skorzystać z rad notariusza.
W ostatnim tygodniu listopada rozpoczęto
montaż dekoracji świątecznych.
Od początku grudnia strony internetowe miasta
są redagowane także w języku ukraińskim.
Ukraińcy stanowią obecnie największą
mniejszość narodową w Poznaniu.
Nowoczesne wiaty przystankowe „Warta”
postawiono wzdłuż ul. Królowej Jadwigi. Model
bez oświetlenia będzie rozmieszczany poza
centrum miasta.
W październiku i listopadzie trwał remont
nawierzchni (szlifowanie bruku) staromiejskich
uliczek.
30 listopada–3 grudnia
250 zawodników z 26 krajów oraz 600 koni
rywalizowało w pawilonach targowych
w zawodach jeździeckich Cavaliada.
1–3 grudnia
Jak zawsze przed Bożym Narodzeniem na
terenie MtP zorganizowano Festiwal sztuki
i Przedmiotów artystycznych, na którym
oferowano różnorodną ofertę prezentów
świątecznych.
2 grudnia
Na Starym Rynku otwarto Jarmark Świąteczny.
o godz. 17 przed ratuszem wspólnie odśpiewano
(w czterech językach) kolędę Cicha noc.
5 grudnia
Po raz 19. przyznano stypendia
naukowe im. Jana Kulczyka dla studentów
i doktorantów UaM. otrzymało je
4 studentów i 4 doktorantów w wysokości
odpowiednio 1,2 tys. i 1,7 tys. zł na okres
9 miesięcy. Pomoc finansową odebrało
także 30 studentów z Ukrainy, jednorazowo
w wysokości 3 tys. zł.
9 grudnia
Na pustym straganie przy Rynku
Wildeckim można zostawiać nadwyżki
żywności. inicjatywa dwóch mieszkanek
Wildy spotkała się ze sporym odzewem.
„Jadłodzielnia” to pierwsza taka inicjatywa
w mieście.
9–10 grudnia
Wielkim zainteresowaniem cieszył się
Festiwal Rzeźb Lodowych na starym Rynku.
Jury za najlepszą pracę uznało rzeźbę
amerykanów angelito Babana i Jess Parish
przedstawiającą parę łyżwiarzy.
11 grudnia
Uruchomiono metropolitalny portal
konsultacji społecznych organizowanych
przez miasto i powiat poznański.
13 grudnia
W 36. rocznicę wprowadzenia
w Polsce stanu wojennego na budynku
Wielkopolskiego Urzędu Wojewódzkiego
zawisł baner z nazwiskami poznańskich
ofiar tego czasu. Po mszy św. w kościele
Dominikanów jej uczestnicy przeszli pod
pomnik Poznańskiego Czerwca 1956.
Wojewoda wielkopolski Zbigniew Hoffmann
podjął decyzję o zmianie nazwy ul. 23 Lutego
(przed ii wojną światową ul. Pocztowa)
na por. Janiny Lewandowskiej. zdania
poznaniaków na ten temat są podzielone.
przegląd wydarzeń
296
14 grudnia
W 18. edycji akcji Wolontariusz Roku nagrody
i wyróżnienia przyznano w sześciu kategoriach.
Wolontariusz indywidualny – dla Pauliny
Kuntze plus wyróżnienia dla agnieszki Kalugi
i Radosława Hofmana; Wolontariusz senior –
dla Hanny Maciejewskiej i wyróżnienia dla
Danuty Matyi-Woźniak i adama Gatniejewskiego;
Wolontariusz młodzieżowy – dla Michała
nowaczyka, wyróżniono Jakuba Cura i Beatę
nowak; Wolontariat pracowniczy – dla Kompanii
Piwowarskiej, wyróżniono Fundację Banku
zachodniego WBK; Wolontariat zespołowy –
dla szpitala Klinicznego Przemienienia
Pańskiego UM, wyróżniono wolontariat miejski
i ratowników drogowych z automobilklubu
Wielkopolskiego; Wolontariat szkolny – dla
szkolnej „Drużyny szpiku” z XV Lo, wyróżniono
wolontariuszy ze szkoły Podstawowej nr 57.
16 grudnia
W Auli Uniwersyteckiej po raz Xiii odbyła
się Gala Fundacji „Mam marzenie”. Fundacja
spełniła dotąd 7400 marzeń bardzo poważnie
chorych dzieci.
17 grudnia
Poznaniacy zabrali do domów Betlejemskie
Światło Pokoju, które jak co roku przynieśli
na stary Rynek harcerze, przekazując je
prezydentowi miasta Jackowi Jaśkowiakowi.
Aż do tego dnia przedłużono w mieście sezon
Poznańskich Rowerów Miejskich. Przez 9,5 miesiąca
wypożyczono je ponad 1 mln razy. W tym czasie
zarejestrowało się 41 tys. nowych użytkowników.
za pomocą jednego konta można też wypożyczać
rowery w szamotułach, ostrowie Wlkp. i Kaliszu.
20 grudnia
Po renowacji w podziemiach Kaponiery
odsłonięto tzw. Kaponierę kolejową.
W terminalu odlotów lotniska Ławica
w obecności abp. stanisława Gądeckiego już po
raz 12. ustawiono żłóbek W drodze.
24 grudnia
W pawilonie nr 2 MTP Caritas archidiecezji
Poznańskiej przygotował wigilię dla ok. 2 tys.
osób. Łamano się opłatkiem, składając życzenia,
jedzono tradycyjne w tym dniu potrawy, były
też świąteczne wypieki i upominki dla dzieci.
Przy wigilijnym stole siedział m.in. abp stanisław
Gądecki, przewodniczący Rady Miasta Grzegorz
Ganowicz i zastępca prezydenta Poznania
Jędrzej solarski. Jak co roku, w organizację
wigilii włączyła się młodzież z kilku poznańskich
i nowotomyskich szkół.
25 grudnia
Abp Stanisław Gądecki w czasie pasterki
odprawionej w katedrze wzywał m.in. do
przyjmowania w duchu chrześcijańskim
uchodźców i migrantów.
26 grudnia
Ignacy Jan Paderewski ponownie przyjechał
do Poznania. W 99. rocznicę wybuchu
powstania wielkopolskiego poznaniacy
przywitali go na Dworcu Letnim. Historyczną
inscenizację połączono w tym roku
z przejazdem zabytkowego pociągu na trasie
Poznań–swarzędz. Uroczystości rocznicowe
kontynuowano nazajutrz. Kwiaty złożono
m.in. pod tablicami pamiątkowymi, pod
pomnikiem Powstańców Wielkopolskich
i na mogile stanisława taczaka; odbyła się
także msza św. w farze. na pl. Wolności grupy
rekonstruktorów historycznych zaaranżowały
obóz powstańczy.
27 grudnia
III Bieg Powstania Wielkopolskiego
wystartował o godz. 19 z pl. Wolności. Jego
uczestnicy musieli pokonać dwie pętle
poprowadzone centralnymi ulicami miasta
(każda ok. 5 km). Pierwsze miejsce zajął Damian
Kluczyk (00:31:28).
Kibice Lecha Poznań uczcili 99. rocznicę
wybuchu powstania wielkopolskiego odpaleniem
ok. 2 tys. rac na rondach: Śródka, starołęka
i Rataje.
31 grudnia
Na pl. Wolności przygotowano z okazji
sylwestra duży parkiet taneczny. Mieszkańcy
miasta i ich goście bawili się przy muzyce DJ-ów.
Był też pokaz fajerwerków i życzenia noworoczne
od prezydenta miasta Jacka Jaśkowiaka.
listopad 2017–styczeń 2018
297
1 stycznia
Po raz 18. poznańscy rowerzyści rozpoczęli swój
sezon nad Rusałką.
Podczas mroźnych dni i nocy strażnicy miejscy
rozdawali bezdomnym pakiety pomocowe:
cukierki z witaminami, napoje samoogrzewające,
peleryny i kaloryczne batony.
W wybranych poznańskich kościołach,
synagodze, meczecie i Urzędzie Miasta dostępny
był bezpłatny kalendarz trzech wielkich
religii monoteistycznych W naszym fyrtlu.
Chrześcijanie, żydzi i muzułmanie razem. Jego
nakład wyniósł 2,7 tys. egzemplarzy, a na każdej
z 12 kart przedstawiono ważne święto danej
religii.
3 stycznia
W CK Zamek odbyła się tradycyjna Gala
Sportu, na której m.in. wręczono wyróżnienia
prezesom klubów, młodym medalistom z 2017 r.
oraz 18 superseniorom (75 l.), przyznano też
stypendia sportowe.
6 stycznia
Orszak Trzech Króli przeszedł jak co roku
z pl. Wolności na stary Rynek.
10 stycznia
Miesięcznik edukacyjny „Perspektywy” ogłosił
ranking najlepszych polskich szkół średnich.
najwyżej z poznańskich liceów znalazło się
Viii Lo, zajmując 33. miejsce. W kategorii
techników na 10. miejscu uplasowało się
technikum Komunikacyjne.
Otwarciem wystawy Szalom alejchem w oDK
Pod Lipami zainaugurowano tegoroczny
XXi Dzień Judaizmu. Warsztatom, wykładom,
spotkaniom i nabożeństwu biblijnemu w kościele
pw. św. Wojciecha przyświecało hasło: „Pokój!
Pokój dalekim i bliskim”.
11 stycznia
Miasto ogłosiło konkurs związany ze
100-leciem wybuchu powstania wielkopolskiego
i odzyskaniem przez Polskę niepodległości.
organizacje pozarządowe miały do dyspozycji
3 mln zł.
14 stycznia
Po raz 26. zagrała w Poznaniu Wielka
orkiestra Świątecznej Pomocy. tym razem
pieniądze zbierano na pomoc dla noworodków
na oddziałach neonatologicznych. Główne
imprezy miały miejsce przed CK zamek i na
pl. Mickiewicza. na ulicach miasta kwestowało
ok. 2 tys. wolontariuszy. odbyły się koncerty,
licytacje, pokazy służb mundurowych. nową,
drugą po zamkowej, muzyczną scenę dla
orkiestry zbudowano na Ławicy.
17–19 stycznia
Zainaugurowano 3-dniowy Konwent
Przewodniczących Rad Miast Wojewódzkich.
18–21 stycznia
Rozpoczęła się 7. edycja Międzynarodowych
Targów Rolniczych Polagra – Premiery,
w czasie której w 13 pawilonach MtP pokazano
najnowsze maszyny i narzędzia rolnicze, pasze,
nawozy, nasiona oraz środki ochrony roślin. Dzień
pierwszy był adresowany do agrobiznesmenów,
drugi do młodych rolników, dwa kolejne otwarte
były dla wszystkich zainteresowanych.
W Wyższej Szkole Bankowej odbył się
Poznański Kongres samorządów Uczniowskich
szkół Średnich.
20 stycznia
Niecałe 550 tys. mieszkańców liczy obecnie
Poznań, to o ok. 2 tys. mniej niż przed rokiem.
Ponad 90 proc. z nich mieszka tutaj na stałe. Kobiet
jest nieco więcej niż mężczyzn. o ok. 600 wzrosła
liczba urodzeń. najwięcej małych poznaniaków
przyszło na świat w szpitalu Świętej Rodziny.
23 stycznia
Poznańscy policjanci-krwiodawcy rozpoczęli
zbiórkę, chcą zebrać 100 litrów krwi na 100-lecie
niepodległości.
30 stycznia
Po raz 27. otwarto Międzynarodowe Targi
Budownictwa i Architektury Budma. Ponad
tysiąc wystawców prezentowało swoją ofertę
adresowaną do handlowców, architektów,
inwestorów i wykonawców.
przegląd wydarzeń
298
Poznaniacy
9 listopada
Zmarł Bogdan Kalinowski (78 l.), znany wielu
poznańskim kinomanom. Wraz z żoną obejrzał
kilkanaście tysięcy filmów.
10 listopada
Z rąk rektora UAM prof. Andrzeja Lesickiego
medal „alumno Bene Merenti” otrzymał dyrektor
Filharmonii Poznańskiej Wojciech nentwig.
11 listopada
Prof. Jacek Kowalski otrzymał nagrodę
Literacką im. Józefa Mackiewicza za książkę
Sarmacja. Obalanie mitów. Podręcznik bojowy.
15 listopada
Dorota Raczkiewicz i „Drużyna Szpiku”
odebrali z rąk redaktora naczelnego poznańskiego
oddziału „Gazety Wyborczej” Marcina Wesołka
„Giganta 2017” – nagrodę za poznański styl pracy.
27 listopada
W kolejnym kulinarnym
przewodniku Gault & Millau znalazło
się 350 kucharzy z Polski, 25 z nich
pracuje w Poznaniu.
29 listopada
Radosław Hofman kupił autobus, który
przystosował dla potrzeb bezdomnych.
zaczął jeździć po mieście, udzielając pomocy
potrzebującym, m.in. rozdając ciepłe posiłki
i opatrunki.
20 grudnia
Dyrektorka Teatru Wielkiego Renata Borowska-
-Juszczyńska została odznaczona medalem
honorowym UaM „alumno Bene Merenti”.
18 stycznia
Anna Hryniewiecka pozostała dyrektorką
CK zamek na kolejnych 7 lat. to jej trzecia
kadencja na tym stanowisku.
25 stycznia
Pośmiertnie honorowy medal UAM „Alumno
Bene Merenti” przyznano poznańskim
kryptologom: Jerzemu Różyckiemu, Henrykowi
zygalskiemu i Marianowi Rejewskiemu.
Wykłady, prelekcje, spotkania
8–9 listopada
Akademia Muzyczna była organizatorką
Xi Międzynarodowego Forum
Kompozytorów.
9 listopada
W ramach cyklu wykładów Poznański
sposób na niepodległość, przygotowanych
przez PtPn, Magdalena Piotrowska (UaM)
wygłosiła prelekcję Duch Naczelnika jest
z nami... Obchody rocznicy kościuszkowskiej
w Poznańskiem (1917).
14–24 listopada
W Domu Bretanii otwarto XXiV Dni Bretanii
pod hasłem „Podróżnicy i przybysze”.
16 listopada
Prof. Piotr Śliwiński poprowadził kolejny
Czwartek Literacki w Pałacu Działyńskich pt.
Poetki i poetyki. Gośćmi wieczoru byli: Dominika
Dymińska, Barbara Klicka, Joanna Roszak.
20 listopada
Jakiej edukacji Polacy potrzebują? – V Debata
akademicka zorganizowana przez UaM i UEP.
22 listopada
W Concordia Design zorganizowano
konferencję poświęconą innowacjom we
współczesnym świecie. Gościem spotkania
był włoski projektant prof. Roberto Verganti,
specjalista w zakresie innowacyjności i designu.
listopad 2017–styczeń 2018
299
23 listopada
Kamila Kłudkiewicz (UAM) wygłosiła w ramach
cyklu Poznański sposób na niepodległość wykład:
Dwór ostoją polskości? Siedziby ziemiańskie
w Wielkim Księstwie Poznańskim.
Udawać Rzymianina – mitologia i jej funkcje
w kulturze Rzeczypospolitej Obojga Narodów to
tytuł kolejnego Czwartku Literackiego. Rozmawiali
Barbara Milewska-Waźbińska i Piotr Bering.
25 listopada
Małgorzata Baehr wygłosiła w Muzeum
narodowym wykład z cyklu Świat obrazów,
pt. Leon Dołżycki, „Żałobnica”, 1922.
28 listopada
Ukraińska polityk Nadia Sawczenko wygłosiła
w wypełnionej auli Wydziału nauk Politycznych
i Dziennikarstwa UaM wykład pt. Ukraina
między Europą a Azją.
29 listopada
Kolejne spotkanie z cyklu Skok w wiarę odbyło
się w auli artis. ojciec tomasz Dostatni zaprosił
na nie księdza adama Bonieckiego.
7 grudnia
Agnieszka Holland była gościem o. tomasza
Dostatniego w czasie trzeciego spotkania Skok
w wiarę, które odbyło się w kinie Muza, gdzie
obejrzano Gorejący krzew.
Rafał Łysoń (PAN) w ramach cyklu Poznański
sposób na niepodległość wygłosił wykład
pt. O ugodowości w Wielkim Księstwie
Poznańskim i Prowincji Poznańskiej.
7–8 grudnia
O godz. 9 rozpoczęło się w Bibliotece
Raczyńskich 38. seminarium Mediewistyczne
im. alicji Karłowskiej-Kamzowej. tematem
spotkań w Poznaniu i w Gnieźnie była
Bogurodzica w kulturze średniowiecza.
11 grudnia
O współczesnej migracji rozmawiano w czasie
kolejnej Debaty akademickiej.
14 grudnia
Ostatni tegoroczny wykład, Kształtowanie się
inteligencji i jej roli w polskim ruchu narodowym
w Poznańskiem w XIX w., w ramach cyklu
Poznański sposób na niepodległość, wygłosił
prof. Witold Molik
16 grudnia
Obraz Zygmunta Waliszewskiego Serwantka
z 1931 roku był tematem wykładu Katarzyny
Grabowskiej w Muzeum narodowym w cyklu
spotkań Świat obrazów.
22 grudnia
Zenon Laskowik był rozmówcą o. tomasza
Dostatniego w czasie kolejnego spotkania z cyklu
Skok w wiarę.
11 stycznia
Praca organiczna w praktyce. Życie i dzieło
Seweryna Mielżyńskiego – to tytuł wykładu
tadeusza Grabskiego, agnieszki Murawskiej i Ewy
siejkowskiej-askutii, nawiązujący do wystawy
w Muzeum narodowym, której byli kuratorami.
12 stycznia
Woda to życie – to hasło Vii nocy Biologów.
odbyły się wykłady, wycieczka, warsztaty, gra
edukacyjna i koncert.
13 stycznia
Nowy cykl spotkań w Muzeum Narodowym
dotyczy grafiki użytkowej. Pierwszy wykład
pt. Mucha nie siada przygotowała Barbara Górecka.
20–21 stycznia
Z soboty na niedzielę odbyła się po raz trzeci
noc Fortyfikacji. zwiedzano Fort 4a i schron
przy ul. Babimojskiej, przeprowadzono też grę
terenową. W trakcie Ucieczki z twierdzy część
uczestników objechała szlak podpoznańskich
fortyfikacji.
27 stycznia
W cyklu Świat obrazów Maria Gołąb mówiła
w Muzeum narodowym o Akcie z twarzą
w cieniu artura nachta-samborskiego.
przegląd wydarzeń
300
Teatr, muzyka, film
4 listopada
Monika Strzępka wyreżyserowała w teatrze
Polskim sztukę Pawła Demirskiego K.,
inspirowaną postacią prezesa Pis Jarosława
Kaczyńskiego.
Modlitwa nocy to tytuł 463. Koncertu
Poznańskiego w auli Uniwersyteckiej.
6–29 listopada
XVIII edycję Festiwalu Sztuki Słowa Verba
Sacra zainaugurowała szkoła Czytania Klasyki
Polskiej poświęcona Josephowi Conradowi.
Czytano także Wesele stanisława Wyspiańskiego.
11 listopada w Pałacu Działyńskich Grand Prix
Konkursu im. Mieczysława Kotlarczyka przyznano
Karolinie Martin, natomiast nagrodę specjalną
im. R. Brandstaettera Emmie Herdzik i Michałowi
Kurkowi. Festiwal zamknięto Wielką Galą słowa-
-Conrad. Podróż metafizyczna odbyła się z udziałem
Danuty stenki, Mariusza Bonaszewskiego,
Krzysztofa Gosztyły i pianisty Włodka Pawlika.
10 listopada
Rafał Blechacz był solistą koncertu z okazji
70-lecia Filharmonii Poznańskiej. Wraz
z orkiestrą FP pod batutą Marka Pijarowskiego
zagrał Koncert fortepianowy f-moll F. Chopina,
Nokturn s. Wisłockiego i Koncert na orkiestrę
W. Lutosławskiego.
12–18 listopada
Przez tydzień odbywały się dwa konkursy:
X Wiolonczelowy im. D. Danczowskiego
i X Kontrabasowy im. a.B. Ciechańskiego.
nagrodę Grand Prix w pierwszym z nich
przyznano adamowi Mazurkowi, w drugim
Damianowi sobkowiakowi.
15 listopada–5 grudnia
W klubach Meskalina i Dragon miała miejsce
trzecia edycja Jazz Ring Festival.
16–18 listopada
Pod hasłem „Pieśń wspólna” ruszyła kolejna
edycja nostalgia Festival. Przygotowano
Warsztaty Krytyki Muzycznej, pokazy filmowe,
jeden dzień dedykowano Pawłowi Mykietynowi,
zaśpiewał też duet Bardo i John Porter.
17 listopada
Spektakl grupy Circus Ferus pt. Rodzina
pokazano premierowo na scenie Roboczej.
Sharon Kam – klarnet i dyrygent Ariel
Zuckerman wystąpili w auli Uniwersyteckiej
w koncercie Gwiazdy światowych estrad.
19 listopada
Wrocławski aktor Dariusz Bereski czytał
w katedrze fragmenty Księgi Wyjścia w ramach
nowego cyklu Verba Sacra – Biblia Trzeciego
Tysiąclecia. Komentarz przygotował ks. Janusz
Lemański, oprawę muzyczną kwartet Katarzyny
stroińskiej-sierant.
Jedyny polski koncert kontrabasisty jazzowego
Rona Cartera w cyklu Era Jazzu odbył się w auli
Uniwersyteckiej. W czasie tego samego wieczoru
zagrał Krzesimir Dębski i all stars.
21 listopada
W Auli Nova wystąpiła orkiestra arte dei
suonatori z programem Szkiełkiem i okiem.
Muzyce towarzyszyła wizualizacja ariego
Dykiera.
23–26 listopada
W Teatrze Animacji rozpoczął się Viii Festiwal
teatralny Konteksty, w tym roku pod hasłem
„Redefinicje”.
1 grudnia
Skrzypek K.A. Kulka, wiolonczelista B. Koziak
oraz poznańscy filharmonicy pod batutą Marka
Pijarowskiego wystąpili w auli Uniwersyteckiej
w iX Maltańskim Koncercie Charytatywnym.
3–10 grudnia
Platynową Galą Reksia na Scenie Wspólnej
otwarto 35. Międzynarodowy Festiwal Filmów
Młodego Widza ale Kino! W tym roku
listopad 2017–styczeń 2018
301
zgłoszono 3653 filmy, w tym
450 pełnometrażowych. organizatorzy wybrali
45 pełnometrażowych
i 90 krótkometrażowych. Całość wydarzeń
podzielono na tematy, m.in.: Panorama, Ale
Kino z piłką, Ludzie dla ludzi, Dokumentalne
Ale Kino, Ale Kino z psem. złote Koziołki za
film krótkometrażowy dla dzieci przyznano
obrazowi kanadyjskiemu Lep na ptaki
(E. DeRushie). najlepszym filmem dla
młodzieży w tej kategorii był duński film
Kiedy się znów spotkamy (W. Hoeg). złote
Koziołki dla filmu pełnometrażowego dla
dzieci otrzymał francusko-belgijski Wielki
zły lis (P. imbert, B. Renner), a dla młodzieży
włoski obraz Nierozłączne (E. De angelis).
Publiczność nagrodziła francusko-belgijski
film Vincent (Ch. Van Rompaey).
4–13 grudnia
XV Poznański Festiwal Mozartowski rozpoczął
się wykonaniem w katedrze Requiem Mozarta.
Hasłem tegorocznego Festiwalu był „Mozart po
czesku”.
8 grudnia
Bombka z gwiazdką była premierą sztuki
Maliny Prześlugi w reż. agi Błaszczak w teatrze
animacji.
Trębaczka Lucienne Renaudin-Vary zagrała
z orkiestrą Filharmonii Poznańskiej koncert
Gwiazdka przed Gwiazdką.
Operę Feliksa Nowowiejskiego Legenda Bałtyku
w reżyserii Roberta Bondary wystawiono
w teatrze Wielkim.
10 grudnia
Michał Chorosiński czytał w katedrze
fragmenty Księgi Kapłańskiej w ramach
cyklu Biblia Trzeciego Tysiąclecia.
Komentarz przygotował ks. Janusz nawrot,
oprawę muzyczną – kwartet Katarzyny
stroińskiej-sierant.
15 grudnia
W Piwnicy pod Sceną Teatru Polskiego
pokazano premierowo Extravaganzę o władzy
w reż. Joanny Drozdy.
Paragraf 196 KK to happening teatru Ósmego
Dnia i łódzkiego artysty Pawła Hajncela.
26 grudnia–16 stycznia
W 13 kościołach, auli Uniwersyteckiej i oDK
zorganizowano Bożonarodzeniowy Festiwal
Muzyczny X Poznańskie Kolędowanie.
27 grudnia
Koncert z okazji 99. rocznicy wybuchu
powstania wielkopolskiego odbył się w auli
Uniwersyteckiej. Pieśni powstańcze i kolędy
zagrali M. Gałęski i M. Bolewski, śpiewały
Poznańskie słowiki.
29 grudnia
464. Koncert Poznański wypełniło Słowicze
kolędowanie w wykonaniu Poznańskich
słowików i Capelli zamku Rydzyńskiego.
12 stycznia
O godz. 19 w Auli Uniwersyteckiej
rozpoczął się koncert Humor w muzyce,
w którym poznańscy filharmonicy pod
batutą Łukasza Borowica zagrali z pianistą
Jackiem Kortusem.
Jakub Skrzywanek był reżyserem Kordiana
Juliusza słowackiego w teatrze Polskim.
20 stycznia
465. Koncert Poznański nosił tytuł Słynne balety.
Wystawy
3 listopada
W Galerii Miejskiej Arsenał otwarto wystawę
Ryby, kamienie, telewizory Marii stożek
i adriana Kolarczyka.
W Pracowni-Muzeum J.I. Kraszewskiego
rozpoczął się wernisaż wystawy
poznańskiego artysty stanisława
Mrowińskiego (1928–1987).
przegląd wydarzeń
302
10 listopada
W Pawilonie nr 1 MTP zainaugurowano
37. Konkurs im. Marii Dokowicz na najlepszy
dyplom UaP w roku 2018 (w dwóch kategoriach:
artystycznej i projektowej). tę pierwszą
przyznano Maciejowi andrzejczakowi za pracę
Deziluzja, nagrodę projektową otrzymała aliona
Kryshtofik za Eksperymentalne naczynie do picia.
14 listopada
The Real World to wystawa Martina Parra
i Rimaldasa Vikšraitisa otwarta w Galerii
Miejskiej arsenał.
29 listopada
Poznański malarz Wojciech Malik pokazał
swoje obrazy w Galerii Profil na wystawie
Malarstwo – dookoła.
1 grudnia
Hortus to wystawa prac Wojciecha Kołacza
w GM arsenał.
Uratowane skarby podziemnego Lwowa
pokazano w Muzeum archeologicznym.
3 grudnia
W Wielkopolskim Muzeum Wojskowym
otwarto ekspozycję kolekcji munduroznawcy
ignacego Matuszczaka.
W Muzeum Etnograficznym otwarto wystawę prac
nagrodzonych w konkursie Żłóbek Wielkopolski.
7 grudnia
Zabytki z Gdańska pokazano w Muzeum
archeologicznym w ramach ekspozycji czasowej
Archeologiczne świadectwa kultu maryjnego
w średniowiecznym Gdańsku.
9 grudnia
My – Wspólny organizm to prezentacja w GM
arsenał autorstwa Elvina Flamingo and infer.
15 grudnia
Wystawę prac Jarosława Kozakiewicza Punctum.
Architektura krytyczna przygotowała GM arsenał.
16 grudnia
Otwarto nową ekspozycję w Muzeum Powstania
Wielkopolskiego w odwachu.
17 grudnia
W Muzeum Narodowym otwarto wystawę
Seweryn Mielżyński (1804–1872). oprócz
programu edukacyjnego wystawie towarzyszyła
w lutym 2018 sesja naukowa poświęcona
s. Mielżyńskiemu.
31 grudnia
W Fotoplastykonie prezentowano stereografie
z kolekcji tomasza Bielawskiego pt. Biocenoza –
Lebensgemeinschaft.
12 stycznia
Wystawę prac Wojciecha Idźkowskiego Between
Layers otwarto w Galerii Piekary.
17 stycznia
W Galerii Profil otwarto ekspozycję prac
powstałych w czasie międzynarodowego projektu
Kafka – przełamywanie granic.
19 stycznia
W Fotoplastykonie zaprezentowano fotografie
pt. Romantyczne przygody Beth Stephens, Annie
Sprinkle i raka piersi.
21 stycznia
O północy zamknięto w CK Zamek otwartą we
wrześniu 2017 r. wystawę Frida Kahlo i Diego
Rivera. Polski kontekst. obejrzało ją 118 tys.
osób, w tym ok. 2/3 spoza Poznania. Grup
zorganizowanych było 407, a lekcji muzealnych
435. Ekspozycja została przyjęta przez widzów
i media, nie tylko polskie, bardzo pozytywnie.
Tego samego dnia zamknięto w Galerii
Handlowej Pestka wystawę plastynatów (odkryte
wnętrza ciał) Body Worlds Vital.
29 stycznia
Zaleszany to wystawa -rozmowa pomiędzy
Leonem tarasewiczem a Małgorzatą Dmitruk
otwarta w GM arsenał.
listopad 2017–styczeń 2018
Varia
9 listopada
Z lotniska Ławica samolot Boeing 767 300ER
odleciał bezpośrednio do Punta Cana na
Dominikanie. to pierwszy taki lot z Poznania.
17 listopada
Archidiecezja poznańska uruchomiła aplikację
o nazwie Drogowskaz, w której znajdują się
aktualne informacje o kościołach poznańskich,
ich położeniu, godzinach mszy, parkingach etc.
4 grudnia
Papież Franciszek podziękował listownie
szkolnemu Kołu Caritas w zespole szkół nr 2
przy ul. Hangarowej za zaangażowanie w pomoc
ludziom ubogim.
10, 17 grudnia
Przez dwie grudniowe niedziele po mieście
kursowała świąteczna bimba z Gwiazdorem.
13 grudnia
Na pl. Wolności ustawiła się długa kolejka po
darmowe choinki.
18 grudnia
Zakończono remont mieszkalnej części znanego
Domu studenckiego „Hanka”. W 153 pokojach
zamieszka 200 studentów. 106 z nich w pokojach
1-osobowych i 47 w 2-osobowych. Cena pokoju
z łazienką to 600–800 zł miesięcznie, pokój
rodzinny z aneksem kuchennym kosztuje 1600 zł.
Aż do Wigilii przed galeriami handlowymi
tworzyły się gigantyczne korki samochodowe,
poznaniacy zaopatrywali się w świąteczne
sprawunki do ostatniej chwili. Handlowcy
informują jednak, że coraz częściej robimy tego
typu zakupy już na początku grudnia.
28 grudnia
W hali nr 1 MTP zorganizowano Babi targ, czyli
zimowe wietrzenie szaf.
Rekord frekwencji padł w tym roku
w poznańskiej Palmiarni. odwiedziło ją 200 tys.
osób.
Na początku stycznia w poznańskich parkach,
na terenie ogródków działkowych i na skwerach
ustawiono kolejnych 50 drewnianych domków
dla kotów.
DRUK NA ZAMÓWIENIE
Wydawnictwo Miejskie Posnania oferuje druk
poszczególnych tytułów w technologii cyfrowej
Książki dostępne w druku na zamówienie*
Cytadela Zawady i Główna
KMP 4/2011, cena katalogowa 39 z KMP 2/2002, cena katalogowa 45 zł
Od Komandorii do Antoninka Górczyn
KMP 4/2010, cena katalogowa 45 z KMP 1/2002, cena katalogowa 45 zł
Starołęka, Głuszyna, Krzesiny Rataje i Żegrze
KMP 4/2009, cena katalogowa 45 z KMP 3/2001, cena katalogowa 45 zł
Okupacja I Jeżyce
KMP 2/2009, cena katalogowa 39 z KMP 2/2000, cena katalogowa 45 zł
Okupacja II Wspomnienia z powstania
KMP 3/2009, cena katalogowa 39 z wielkopolskiego
Poznańscy Żydzi cena katalogowa 35 zł
KMP 3/2006, cena katalogowa 45 z Z dni powstania wielkopolskiego
Poznańscy Żydzi II autor: Daniel Kęszycki
KMP 1/2009, cena katalogowa 45 z cena katalogowa 20 zł
Winiary Obraz historyczno-statystyczny
KMP 4/2008 (wydanie bez płyty CD) miasta Poznania w dawniejszych
cena katalogowa 41 zł czasach, t. li II
Dębiec autor: Józef Łukaszewicz
KMP 1/2004, cena katalogowa 45 zł cena katalogowa każdego tomu 34,50 zł
*Publikacje można zamówić na sklep.wmposnania.pl
lub w Salonie Posnania, ul. F. Ratajczaka 44.
Termin wykonania do 5 dni roboczych.
Warunkiem realizacji zlecenia jest wpłata pełnej kwoty za zamówione książki.
Ceny obowiązują do końca 2018 roku.